Wy, nasi delegaci, mieliście atuty, z których mogliście wygrać najmniej połowę. [...] Przegraliście wszystkie karty, łącznie z cenzurą, więźniami politycznymi, rolnikami itp. [...] po 10-dniowych naradach, gdy naród oczekiwał głębokiego przełomu, podpisaliście komunikat, który był w stanie spłodzić najgorszy kancelista.
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Centralna Szwedzka Organizacja Robotników popiera polityczną i związkową walkę polskich robotników. Dyktatura komunistyczna paraliżuje wolę i możliwość przejęcia przez robotników odpowiedzialności za gospodarkę i produkcję. Doprowadziło to istniejący system do kryzysu. Wyrażamy naszą sympatię dla strajku, jego celów, jak również dla tych, którzy odważyli się podjąć walkę z totalitarnym państwem. Żądamy, aby polskie władze zaniechały wszelkich bezprawnych działań i rozpoczęły konstruktywne pertraktacje ze strajkującymi.
Sztokholm, 19 sierpnia
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
Od pierwszych dni strajku wystawałem przed bramą Stoczni. To było ogromne przeżycie. Pierwszy raz byłem świadkiem takich wydarzeń. Widziałem, jak zawiązywała się między ludźmi solidarność, jak się z niej rodził ruch społeczny. […]
Koncepcja [znaczka Solidarności] wychodziła od takiego podobieństwa: jak ludzie w zwartym tłumie solidarnie wspierają się jeden o drugiego […], tak litery tego słowa powinny się też wspierać o siebie.
Gdańsk, 27 sierpnia
A. Kaczyński, Nasz znak, „Tygodnik Solidarność” nr 1, 3 kwietnia 1981.
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Po mszy o godzinie 11.00 w duszpasterstwie w Łodzi opowiadałem o strajku gdańskim. Na sali było około pięciuset osób. [...] Zainteresowanie wydarzeniami gdańskimi było ogromne, jak i moja trema. Ludzie słuchali z zapartym tchem, choć nie mówiłem zbyt składnie. Widząc napięcie na twarzach, uświadamiałem sobie, jak wielkie zaistniały fakty, w jak wielkim dziele brałem udział.
7 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Po powrocie [do Warszawy] zastałem w domu Seweryna Blumsztajna — Sewka, członka KSS „KOR”, redaktora „Biuletynu Informacyjnego” — i Antoniego Zambrowskiego [...]. Wywiązała się ostra dyskusja o ostatnich wydarzeniach. Sewek mówił, że opozycja demokratyczna, a Kuroń szczególnie, nie może stać z boku ruchu związkowego, bo to oni przygotowywali grunt pod powstanie tego ruchu, choć oczywiście nie oni go wywołali. I to Jacka koncepcja właśnie się sprawdza. [...]
Wałęsa dostał duże mieszkanie, chyba M-8, czyli złożone z ośmiu izb i przerobione z trzech mniejszych mieszkań. Czyżby chciano go tym kupić? A może skompromitować, że już czerpie korzyści ze swej roli? Skądinąd większe mieszkanie jest mu bardzo potrzebne, bo i dzieci ma bez liku.
Warszawa, 7 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Przyszedł Witek Łuczywo [...]. Nie wytrzymałem i wyłożyłem mu pretensje do kolegów z opozycji za wywołanie afery dotyczącej ekspertów. Radziłem też, żeby w „Robotniku” — mają już 50 tysięcy nakładu — wydali apel o wstrzymanie żądań płacowych, bo będzie bardzo źle.
[...] Znów narastają strajki. Boże, miej ten kraj w opiece.
9 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Po powrocie do domu spotkałem Teresę Kuczyńską. Dowiedziałem się, że jej brat Maciek też zakłada NSZZ. Dziś nikt nic innego nie robi.
Bronek Geremek powiedział, że Wałęsa po wizycie u Prymasa przywrócił nam, grupie ekspertów strajkowych, rolę jedynego zespołu ekspertów MKZ, odsuwając Jacka Kuronia, który nadal energicznie walczy o wpływ, opierając się na części gdańskiego Prezydium. Jest to już wyraźna frakcja. Znalazłem się w kłopotliwej sytuacji. Przecież Jacek i KOR to nie są moi przeciwnicy, lecz przyjaciele, a teraz faktycznie nie jestem z nimi. Rozwój wypadków popchnął mnie i Tadeusza Kowalika — co ze względu na jego lewicowość jeszcze bardziej zaskakuje — ku KIK-owi i współpracy z Tadeuszem Mazowieckim. Uważamy, że oni zajmują dziś stanowisko bardziej realistyczne.
Gdańsk, 10 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Od 12.00 do 23.00, z przerwą na obiad, pracowaliśmy w zespole ekspertów MKZ nad statutem NSZZ Wybrzeża (Geremek, Mazowiecki, Bolesław Banaszkiewicz — członek KIK, Wielowieyski, Kowalik, Stelmachowski i ja). Statut będzie dyskutowany w sobotę (13 września) na Prezydium MKZ w Gdańsku. [...]
W pracach nad statutem dla NSZZ Wybrzeża oparliśmy się na projekcie statutu „Mazowsza”, z tym że wykorzystywaliśmy także elementy projektu szczecińskiego MKZ i KOR-owskiej grupy gdańskiej. Projekt szczeciński był wyraźnie w stylu CRZZ-owskim, nie potrafili się tego pozbyć. Za to projekt KOR-owski był pod silnym wpływem doświadczeń kilku lat represji, jakim poddawano członków Wolnych Związków Zawodowych. Bardzo mocno wyakcentowano w nich kwestię obrony pracowników przed prześladowaniami, czuło się w nim postawę agresywną i dominację filozofii strajkowej. [...]
MKZ Wrocław skupia już około miliona członków, ma lokal, konto i gazetę „Solidarność Dolnośląska” (50 tysięcy nakładu).
Gdańsk, 11 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Do Gdańska z projektem statutu pojechał prof. Jerzy Stembrowicz i — w bojowym nastroju — Andrzej Wielowieyski. Na pewno będzie ostra dyskusja. Mazowiecki był niezadowolony, że KIK krakowski umył ręce w sprawie związkowej. Wiem na pewno, że Tadeusz stara się zapewnić środowiskom katolickim (skłaniając je, by pomagały zakładającym związki zawodowe) maksymalny wpływ na nowy ruch. Chodzi mu o to, aby ruch związkowy działał w ramach porozumienia, jako partner raczej, a nie przeciwnik władz dla zasady. Być może gra rolę także pierwiastek rywalizacji z kręgiem KOR-owskim. Mazowiecki wyraźnie chciałby, żeby Kuroń i inni z tego kręgu trzymali się na boku, a jeżeli nie, to choćby na obrzeżach ruchu. Gdyby w tej rywalizacji nie było trzeciego gracza — władzy, która chętnie wykołuje wszystkich, pewno byłbym za Jackiem. Ale tak nie jest. Uważam, że środowiska KIK, TKN i DiP gwarantują lepiej niż krąg KOR ukształtowanie i stabilizację związków.
Gdańsk, 12 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Kowalik i Geremek zaczynają mieć wątpliwości, czy pracować nadal z Mazowieckim bez zaznaczenia swej odrębności ideowej. Powiedział mi to dziś Bronek w pracowni u Kowalika, przed pójściem do Mazowieckiego. Chodzi o to, że KIK i Kościół coraz bardziej włączają się w tworzenie nowych związków. Kowalik obawia się też, że KIK może przyczynić się do głębokiego rozłamu z KOR-em. [...]
KOR-owcy podejmują nowe próby rozmów i pogodzenia się, ale Mazowiecki nie zdradza do tego ochoty. Uważa, że są oni nie dość odpowiedzialni politycznie, że skutkiem ich działań może być rozchwianie państwa, nawet jeżeli sobie tego nie życzą. Nie ufa im. Uważa za błąd kolportowanie tekstu programowego NSZZ, podpisanego przez MKZ, a napisanego przez Jacka.
13 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
O co chodzi Mazowieckiemu? Czy o radykalizm Jacka, który uważa za zagrażający państwu, czy również o oczyszczenie pola dla katolików i Kościoła w nowych związkach? [...]
Wieczorem spotkanie u Kowalika części rady programowej TKN. Obecni: Geremek, Wolicki, historyk Adam Kersten, Jedlicki, Kowalik i ja.
Najpierw rozmawialiśmy o kłopotach finansowych TKN, a potem [...] o nadchodzącym roku akademickim i wrzeniu, które narasta wśród studentów. TKN stara się je kanalizować, by studenci wygrali to, co jest do wygrania, a nie zaszkodzili sprawie ogólnokrajowej. [...]
Potem rozmawiamy o Gdańsku. W prezydium MKZ, na którym dyskutowano projekt statutu, uczestniczył przedstawiciel wojewody. Dziwi nas, dlaczego oni się zgodzili na precedensową obecność przedstawiciela rządu przy dyskutowaniu wewnętrznych spraw Związku. W dyskusji odrzucono formułę NSZZ — Związek Wybrzeża. Andrzej Gwiazda, jeden z głównych przywódców strajku sierpniowego, powiedział, że Wybrzeże to pas nadmorski o szerokości ośmiuset kilometrów, ciągnący się od Gdańska do Szczecina, czyli cały kraj. Wprowadzili też rozdział o strajku, a ponadto jakieś sugestie Prymasa, które przywiózł Romuald Kukołowicz.
14 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Spotkałem Wielowieyskiego. [...] Wyrażał się o KOR-owcach z przekąsem i to mnie razi. W ostrej rywalizacji, jaka toczy się w Gdańsku o kontrolę nad nowymi związkami, i to w skali kraju, KOR ma małe szanse. Rywalizacja toczy się faktycznie ze środowiskiem katolickim i Kościołem. Kuroń mógłby mieć spore szanse w sporze z Mazowieckim, ale z Prymasem ich nie ma i zresztą nie może takiej walki podejmować. [...]
Ciekawe, czy działalność środowisk katolickich przy tworzeniu związków jest gdzieś programowana i gdzie. I czy my, ludzie z innych kręgów, wiemy wszystko o celach tego zaangażowania? Nie chciałbym, żeby w Polsce związki zawodowe były chadeckie, czego obawia się też Kuroń. Ale jeśli jedyną szansą zachowania niezależności od partii z jednej strony, a z drugiej utrzymania ich w ramach porozumień z 31 sierpnia byłoby oparcie na środowiskach katolickich i Kościele, to niech tak będzie.
15 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Około 10.00 poszedłem do KIK-u [Klubu Inteligencji Katolickiej]. [...] Omawiano pomysł rad zakładowych. Wielowieyski był zdecydowanie przeciw „sejmowej” koncepcji Jacka, natomiast Bujak z „Mazowsza” stanowczo i inteligentnie jej bronił. A oto kilka jego myśli na temat Związku: powinna to być organizacja bez biur i etatowych aktywistów, model to związkowiec pracujący. „Nie ma lepszego reprezentanta niż robotnik z brudnymi rękami, przychodzący do kierownika czy dyrektora i mówiący, że taka a taka sprawa wymaga załatwienia.” Robotnicy nie chcą być oddelegowani do prac związkowych na koszt przedsiębiorstwa. Powinien ich opłacać Związek.
15 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Porannym ekspresem (5.40) wyjechałem do Gdańska na zjazd MKZ-ów. [...] Gdańskie NSZZ mają nową siedzibę przy ulicy Grunwaldzkiej. Lokal jest o wiele przyzwoitszy od pierwszego. Wisi tablica: „Niezależne Samorządne Związki Zawodowe” — i taki sam transparent. [...]
Prostowałem bzdury (np. że jechaliśmy za darmo do Stoczni czy że narzuciliśmy MKS-owi koncepcję średnich cen mięsa). Mówiłem też, że nie jechałem do Stoczni, by walczyć z KOR-em, bo nigdy nie miałem i nie mam takiego zamiaru. Że Jacek, łącząc swe nazwisko z MKZ-em Gdańsk, postąpił nierozważnie, bo dziś trzeba uwzględniać znaczenie takiego kroku dla sytuacji w kierownictwie PZPR, która jest ważna i dla kraju, i dla ruchu związkowego. Odniosłem znów wrażenie (pierwsze po rozmowie z Blumsztajnem), że ciągle rozumują schematami sprzed lipca, podczas gdy sytuacja gruntownie się zmieniła, podnosząc ogromnie rolę kalkulacji i rozwagi. Przed lipcem błędny krok mógł mieć skutki najwyżej dla opozycji, a nie dla kraju. Po sierpniu jest inaczej. [...]
Janek [Lityński] powiedział, że zaproponują założenie ogólnopolskiego związku zawodowego „Solidarność”.
Później rozmawiałem z Florianem Wiśniewskim, członkiem Prezydium MKZ, a wcześniej MKS Gdańsk. Mówił, że w Prezydium są złe stosunki, że działa w nim grupa ludzi (KOR-owska), która porozdzielała między siebie najważniejsze funkcje i nie dopuszcza innych. Z tego powodu mieli odejść z Prezydium MKZ Tadeusz Stanny i Zdzisław Kobyliński, dwaj rozsądni ludzie. [...]
O 16.00 rozpoczęło się spotkanie przedstawicieli MKZ-ów, w sali mieszczącej około trzystu osób. Obecnych było około dwustu delegatów z 35 MKZ-ów, a reszta to dziennikarze (dużo kamer) i goście. Za oknami tłum gdańszczan, w oknach głośniki, tak by ludzie na zewnątrz wszystko słyszeli. Obowiązuje jawność. Po powitaniu Wałęsy, w ciągu 2,5 godziny głos zabrało 35 mówców. Mówili krótko, rzeczowo. Co zrobili, jakie mają kłopoty, jak widzą przyszłość. W większości to robotnicy, typ działaczy odmienny od oficjalnych. Czuło się, dawali temu wyraz, że rozumieją swoją wielką siłę. Prawie wszyscy mówili też o tym, że wobec oporów administracji państwowej i zakładowej potrzebna jest jedność, ale i samodzielność. Źle wypadł Kazimierz Świtoń, reprezentujący Hutę Katowice (robotnicy w czasie strajku wykradli go z domu obstawie SB i przewieźli do Huty). Mało było o polityce, głównie przy okazji mówienia o trudnościach z organizowaniem NSZZ. [...]
W drugim punkcie narady była mowa o statucie i rejestracji. Wystąpił mec. Jan Olszewski, doradca „Mazowsza”, z propozycją wspólnej rejestracji jednego statutu. Karol Modzelewski zaś, doradca MKZ Wrocław, zaproponował utworzenie wspólnej organizacji pod nazwą „Solidarność”. Jego przemówienie, świetnie skonstruowane i wygłoszone, było dysonansem w tej plejadzie krótkich wystąpień robotniczych. Nie zostało przyjęte dobrze. Były nawet okrzyki: „Demagogia” i „Co robił Wrocław, gdy Gdańsk strajkował?”. Potraktowano je jako skierowane przeciw Gdańskowi. Istotnie, powołanie jednolitej organizacji, choćby o znacznej autonomii oddziałów regionalnych, osłabi z czasem, ciągle czołową, rolę ośrodka gdańskiego, a także pozycję Wałęsy, który jako szef „Solidarności” (ta kandydatura długo nie będzie miała konkurenta) zostałby odseparowany od swojej gdańskiej bazy. [...]
Wałęsa raczej opowiadał się za federacją związków od siebie niezależnych, rejestrowanych oddzielnie. Mnie ta koncepcja też wydawała się bezpieczniejsza z powodu mniejszego ryzyka kolejnego starcia z władzą, jakim grozi rejestracja jednego giganta. Później federacja mogłaby wyłonić swe władze i przybrać nazwę „Solidarność”, bo to jest największe słowo sierpnia 1980. Górę wzięła jednak koncepcja referowana przez Olszewskiego i Modzelewskiego. Zebrani uznali, że łatwiej będzie przejść przez rejestrację razem, z jednym statutem. [...]
17 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
W całym kraju, w prasie centralnej i lokalnej, mnożą się ataki na siły określane przez władze jako antysocjalistyczne, które rzekomo usiłują wcisnąć się do niezależnych związków zawodowych. Kampania ta zaczęła się już w czasie strajku. Pisano wówczas, że siły antysocjalistyczne podburzały robotników do strajków i narzucały im żądania niezależnych związków zawodowych. [...] Teraz to samo powtarza się na różnych zamkniętych zebraniach. W prasie zaś nie atakuje się już niezależnych związków zawodowych, ale kogoś, kto rzekomo chce się do tych związków wcisnąć. MKZ oświadcza, że nic mu nie wiadomo o tym, aby jakieś siły antysocjalistyczne, teraz czy kiedykolwiek, usiłowały opanować niezależny ruch związkowy.
Wiadomo nam natomiast, że aparat starych, skompromitowanych związków za pomocą kłamstwa i prowokacji usiłuje powstrzymać rozwój tego ruchu. Wiadomo nam, że w wielu ośrodkach działalność NSZZ jest przez administrację sabotowana, a ludzie, którzy chcą do naszego związku przystępować, zastraszani.
17 września
Oświadczenie MKZ NSZZ Gdańsk z 17 września 1980, „Biuletyn Informacyjny «Solidarność» KZ NSZZ”, nr 15, 1980, Gdańsk.
Spotkałem się z Michnikiem. Najpierw mówił o tym, co sądzi o konflikcie eksperci – grupa KOR-owska w MKS, a potem o konflikcie z Jackiem. Powiedział, że naszym błędem popełnionym w Stoczni było odwrócenie się od Bogdana Borusewicza i Konrada Bielińskiego, niewłączenie ich do roboczych posiedzeń ekspertów. Mówił, że można było wygrać sprawę wydawnictw niezależnych; chyba nie chodziło mu jednak o ich legalizację. Twierdził, że porozumienie gdańskie nie jest pomnikiem polskiej myśli politycznej, co jednak wynikało w dużej mierze z tego, że postulaty nie były najlepiej sformułowane. [...]
Pytał mnie, czy konflikt eksperci–KOR wynika z tego, że strony się poobrażały, czy też chodzi o wyeliminowanie kręgu KOR z ruchu związkowego. Odpowiedziałem, że nie chodzi o obrazę. Chodzi o to, żeby ruch związkowy nie przekształcił się w polityczny i w odskocznię do walki o jeszcze więcej. Chodzi o okopanie się na zdobytej pozycji. Być może środowisku katolickiemu chodzi też o własne interesy, ale ja tego nie wiem.
Adam przypuszcza, że Mazowiecki chce stanąć na czele ruchu związkowego po to, by być dla władz gwarantem przestrzegania przez związki Porozumienia Gdańskiego, że Mazowieckiemu chodzi o liberalizację, a im o pluralizację. [...] Mówił też, że my (Kowalik i ja) jesteśmy Mazowieckiemu potrzebni, żeby go uwiarygodnić przed władzami, że ma wpływ na szeroki krąg ludzi o różnych przekonaniach. Podkreślał jednak, że to są jego czyste spekulacje. Wyraźnie namawiał mnie do odejścia od Mazowieckiego i do pociągnięcia za sobą innych. Prosił, bym doprowadził do jego spotkania z Geremkiem. Zgodziłem się, choć wyczuwam u Michnika nie tyle chęć dogadania się z Mazowieckim, ile zamiar rozbicia zespołu ekspertów. Ostatnio wszyscy prowadzą jakieś gry. Adam mówił, że Kowalik i Jedlicki to wybitni intelektualiści i polityczne dzieci. Ciekawe, co mówi o mnie. [...]
Usłyszałem w Wolnej [Radiu „Wolna Europa”] o ruchach wojsk sowieckich wokół Polski. Wiadomość podał rzecznik departamentu stanu USA na podstawie danych wywiadu. Potem potwierdził ją senator Muskie, dodając, że USA nie zamierzają ingerować w sprawy polskie i oczekują, że inni postąpią tak samo. Ta wiadomość dowodzi, że za wcześnie wyrokować, kto z nas, Adam czy ja, miał właściwą ocenę sytuacji. Możliwość wyciśnięcia czegoś od władz nie jest dziś w ogóle miarą realizmu politycznego w myśleniu.
20 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
1. Z dnia na dzień rozpoczęła się wielka praca organizatorska. Tysiące, a nawet miliony ludzi o jak najlepszych chęciach, lecz niewielkim doświadczeniu, muszą stworzyć sprawnie działającą organizację związkową. Działacze pochłonięci są pracą. Ale ludzi bezpośrednio zajmujących się zakładaniem niezależnych samorządnych związków zawodowych jest stosunkowo niewielu. Większość natomiast nie wie jeszcze i wiedzieć nie może, czym konkretnie mają się zajmować nowe związki, jak mają działać, na czym ma polegać ich niezależność i samorządność. Co więcej, stare związki przyzwyczaiły ludzi do bierności. Teraz więc ludzie nie tyle chcą organizować nowe, ile je otrzymać.
[...]
Nie wolno dopuścić do tego, by działacze starych związków mogli powiedzieć: oni zabiegają o maszynę do pisania, o telefon, o pokój, a nie o sprawy robotnicze. Nie ulega wątpliwości, że polska gospodarka znajduje się w stanie głębokiego kryzysu, że spełnianie żądań płacowych niekoniecznie prowadzi do wzrostu stopy życiowej, może natomiast utrudniać poprawę sytuacji ekonomicznej. Działacze związkowi powinni o tym wiedzieć i dyskutować na ten temat z kompetentnymi ekonomistami. Nie mogą jednak zapominać, że powołani są do reprezentowania robotników, do walki o ich interesy. [...]
2. Związek zawodowy musi być organizacją pracowników, a nie urzędników związkowych. To nieprawda, że robotnik, który zostaje funkcjonariuszem związku, nadal jest robotnikiem. Podejmując pracę urzędnika – staje się urzędnikiem. [...] NSZZ muszą być kierowane przez działaczy, którzy tak jak przedtem pracują przy swoim warsztacie pracy i tam mają bezpośredni, bliski kontakt z kolegami, z załogą. [...]
3. Porozumienie Gdańskie gwarantuje robotnikom prawo do powołania własnej reprezentacji – niezależnych i samorządnych związków zawodowych. Zarazem porozumienie to daje społeczeństwu prawo do współdecydowania o sprawach mających zasadnicze znaczenie dla całości gospodarki i życia społecznego naszego kraju [...]. Gdański Międzyzakładowy Komitet Strajkowy zawarł Porozumienie jako reprezentant całego społeczeństwa. Ponieważ MKS przekształcił się następnie w Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych, to w powszechnym odczuciu właśnie nowe związki mają współuczestniczyć w podejmowaniu decyzji, także takich, które wykraczają poza obronę interesów ich członków w ścisłym rozumieniu tego pojęcia.
Czy zatem związki mają być zrzeszeniem pracowników dla obrony ich praw czy też partnerem władzy w rządzeniu krajem, regionem, zakładem? Nieprzypadkowo Porozumienie nie rozstrzyga tej sprawy jednoznacznie. W Porozumieniu bowiem znalazły swój wyraz dążenia całego społeczeństwa. Ludzie chcą mieć swoje związki zawodowe, które będą reprezentować ich interesy i punkt widzenia wobec pracodawcy, a zarazem pragną współdecydować o swoim losie – współrządzić krajem, regionem, przedsiębiorstwem, uczestniczyć w samorządzie. Tymczasem jedna organizacja nie jest w stanie spełnić obydwu tych oczekiwań, gdyż nie zawsze dadzą się one pogodzić.
23 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[W Klubie Inteligencji Katolickiej] trafiłem na naradę Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”. „Bramkarz” ze Stoczni nie chciał mnie wpuścić, ale Wielowieyski powiedział, że jestem ekspertem z Gdańska, i wszedłem.
Obecni byli Wałęsa, Gwiazda, Lis, Świtoń i inni. Przyjęto rezolucję protestującą przeciw spreparowaniu wywiadu z Kuroniem i Marylą Płońską (współpracownicą gdańskiego MKZ), który nadano dzień wcześniej w telewizji. Wywiad prezentował niejaki Mokrzycki. Z wywiadu wynikało, że Kuroń nawołuje do palenia komitetów partyjnych i wieszania komunistów. Zupełny absurd. Kto jak kto, ale Jacek z takimi propozycjami? To jest z gruntu dobry człowiek, choć bywa opryskliwy, bo nie umie udawać i ukrywać tego, co czuje. Taka manipulacja jest oburzająca i niepokojąca. Świadczy, że w partii, we władzy żaden przełom nie nastąpił, skoro ciągle stać ich na takie szalbierstwa. [...]
Przyjęto też rezolucję przeciw utworzeniu bez porozumienia z NSZZ Komisji ds. Ustawy o Związkach Zawodowych, do której bez zapytania i zgody powołano Wałęsę, Gwiazdę i innych. W Komisji przedstawiciele NSZZ znaleźli się na straconej pozycji, w mniejszości i w otoczeniu licznych „lisów” ze strony rządowej.
Potem, po przybyciu Mazowieckiego (w świątecznym garniturze) z dokumentami rejestracyjnymi, członkowie KKP je podpisywali. Wreszcie ruszyli autokarem z transparentem „Niezależne Samorządne Związki Zawodowe”, by złożyć dokumenty w sądzie. Przed sądem tłum, około 2 tysięcy osób. Autokar powitano rzęsistymi oklaskami, a Wałęsę wiwatami: „Leszek”, „Sto lat”, „Niech żyje”. Potem odśpiewano hymn, a Lecha wniesiono na górę na rękach.
24 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
W KIK-u [Klubie Inteligencji Katolickiej] spotkałem Ankę Iwanowską, która wybierała się do „Skarpy” na strajkową kronikę filmową. Poszedłem z nią. [...] Kronika znakomita. Pokazano po raz pierwszy zdjęcia z 1970 roku. Transportery opancerzone, patrole z bronią gotową do strzału, gazy łzawiące etc.
Warszawa, 29 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Wszyscy członkowie SPATiF-u, wszyscy aktorzy w Polsce winni przyczynić się do jak najszybszego ukonstytuowania się i rozpoczęcia normalnej działalności Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Pracowników Teatru, skupiającego aktorów i pracowników wszystkich dziedzin i specjalności zarejestrowanego w Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność” na Wybrzeżu. [...] Wszyscy członkowie zespołów artystycznych w Polsce winni rozpocząć agitację na rzecz przystąpienia do związku wszędzie tam, gdzie dezinformacja, lub inne wewnętrzne przyczyny, nie pozwoliły całym załogom teatralnym na należyte zrozumienie tej potrzeby.
Powtarzam – naszym podstawowym obowiązkiem jest przystąpienie i pomoc przy natychmiastowym uruchomieniu działalności tego jedynego Związku Zawodowego, jaki będziemy posiadać, w miejsce skompromitowanego Związku Zawodowego Pracowników Kultury i Sztuki.
Warszawa, 29 września
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
1/ Nadzwyczajny Walny Zjazd SPATiF-ZASP uchwala reaktywowanie ZASP w momencie nabrania mocy prawnej Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” w ramach tego Związku.
2/ Żądamy zaprzestania szykan i dyskryminacji, przywrócenia praw i pełnej obecności w kulturze polskiej wszystkim dziełom i wszystkim twórcom, którzy z powodu swoich przekonań i działalności zostali pozbawieni praw wykonywania zawodu.
Warszawa, 29 września
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
J[acek] Kuroń ocenił, że zawierając porozumienie w Gdańsku, komitet strajkowy poszedł na zbyt duży kompromis. Miał za to pretensje do doradców, że zgodzili się, aby w porozumieniu było stwierdzenie, że PZPR jest przewodnią siłą w kraju. W rozmowie [telefonicznej] z W[aldemarem] Kuczyńskim przeprowadzonej 1 października 1980 wprost stwierdził: „…jeżeli mieliście słabe nerwy, to trzeba było jechać do sanatorium, a nie na rozmowy — mając władzę na kolanach, pozwoliliście im wstać”.
Analiza działalności antypaństwowej Jacka Kuronia — dokument wewnętrzny MSW, opracowany przez mjr. Jana Lesiaka, przy współudziale por. Andrzeja Lorenca i ppor. Jana Osowskiego (inspektorzy Wydz. IX Dep. III MSW), mps, Warszawa 1982, Archiwum Opozycji OK, kolekcja Jacka Kuronia.
Wałęsa na stadionie „Hutnika”. Żąda zarejestrowania „Solidarności” i zwraca się z apelem, by przez wzgląd na sytuację gospodarczą kraju do strajków uciekać się tylko w ostateczności. „Nie mamy innych środków działania, jak bojkot prasy oficjalnej. Nie kupujmy więcej gazet! Przestańmy płacić opłaty za radio i telewizję!” Zebrani przekazują na trybunę tysiące karteczek z pytaniami. Odpowiedzi na większość z nich zostaną opublikowane w biuletynie „Solidarności”. Hutnicy z Krakowa oświadczyli: „Wierzymy, że socjalizm jest systemem sprawiedliwości społecznej, ale tylko ten socjalizm, jakiego my chcemy”.
Kraków, 18 października 1980
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Niedziela. Wpół do siódmej rano. Zimno i plucha. Wałęsa ze swoimi towarzyszami bierze udział w mszy świętej w katedrze na Wawelu. Ksiądz [Józef] Tischner rozprawia o słowie „solidarność”. Przy wyjściu z kaplicy tłum krzyczy i wiwatuje. Tworzy się wielki orszak, który podąża Grodzką do Rynku. Ludzie stoją w oknach, na balkonach, na murach. Wałęsa, niesiony triumfalnie, w rękach bukiet, w klapie marynarki wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej.
Kraków, 19 października
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Gdy Sąd wyszedł ponownie, sędzia Kościelniak w ciszy odczytał całą sentencję [pierwsza próba rejestracji NSZZ „Solidarność”], a w niej dokonane przez Sąd zmiany zasad ustroju socjalistycznego, o uznaniu PZPR za siłę sprawującą kierowniczą rolę w państwie, o akceptacji sojuszy międzynarodowych, o wyrzeczeniu się przez Związek roli partii politycznej, oraz na wykreśleniu postanowień o strajku. Zapanowało niesamowite wzburzenie.
Warszawa, 24 października
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Kazimierz Barcikowski:
Tow. Milewski mówił o 5 milionach członków „Solidarności”. Wydział Organizacyjny podjął ustalenia, jaka liczba członków jest w partii — szacuje się, że spośród robotników jedna druga. Zaleciliśmy członkom partii wejść do nowych związków zawodowych. Ale powstaje pytanie, czy mamy członków partii w „Solidarności”, czy „Solidarność” — w partii.
Warszawa, 25 października
Zbiór dokumentów międzynarodowej konferencji Poland 1980–1982. Internal Crisis, International Dimension, Jachranka–Warszawa 8–10 listopada 1997 (udostępniony przez Instytut Studiów Politycznych PAN), [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Ewo!!!!!!
Nie głodujcie. To się na nic nie zda. A ja myślę, że paszporty dostaniecie jeśli nie dziś to jutro, albo parę dni później. Może to pismo z ministerstwa jeszcze nie doszło. Proszę Was, nie głodujcie. Proszę Was w imieniu „Solidarności”.
Poznań, 5 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Jakieś maszyny najpierw dał [Mirosław] Chojecki. [...] [Jan] Narożniak przecież robił też na sprzęcie NOWE-j [Niezależnej Oficyny Wydawniczej]. Była ta sławna sprawa z prokurator [Wiesławą] Bardonową, która przyszła na rewizję do Regionu [Mazowsze]. Pamiętam ten moment, jak wchodzi prokurator. Pracownicy mówią: „Prokurator do nas przyszedł, to co tu robić?!”. Zbyszka [Bujaka] wołamy: „Zbyszek, prokurator przyszedł!”. A Zbyszek na to: „No, to niech tam robi, co do niego należy”. [...]
Piotr Sapełło w powielarni prokuratury, gdzie pracował, zwrócił uwagę na dokument, który instruował, jak zwalczać „Solidarność”. Dostarczył chyba ten dokument do Regionu Mazowsze, i tam on był drukowany. Pewnie ktoś powiadomił prokuraturę czy SB, że taki dokument jest i oni dlatego przyszli na rewizję dokładnie wtedy.
Warszawa, 21 listopada
„Solidarność” Mazowsze 1980–1981. Spotkanie z członkami Prezydium Regionu, rozmawia Andrzej Friszke, Warszawa 2008.
Obecnie w Polsce należy mówić o trzech ośrodkach władzy: o partii i socjalistycznej władzy państwowej, o związku zawodowym „Solidarność” oraz o klerze katolickim. [...]
Nie tylko internacjonalizm został tu zdradzony, postawiony pod znakiem zapytania został niezbędny do życia sojusz ze Związkiem Radzieckim oraz krajami wspólnoty socjalistycznej. [...] Także kierownictwo braterskiej partii w Polsce uznało już, że konfrontacji nie da się uniknąć. Decydujące znaczenie ma — po pierwsze — czy kierownictwo partii przez dalsze zwlekanie nie przeoczy odpowiedniego momentu [na kontruderzenie], i po drugie — czy niezwłocznie zmobilizuje ono na jasnych stanowiskach klasowych zdrowe siły w partii dla ochrony socjalizmu oraz wyizoluje, podzieli i rozbije wroga.
24 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Około godz. 22.00 Geremek dostał wiadomość, że o 24.00 obaj aresztowani [Jan Narożniak i Piotr Sapełło] wyjdą na wolność. […]
Jedziemy do lokalu „Mazowsza”. Jest tam sporo ludzi, atmosfera sztabu rewolucji, Smolnego. Ktoś wchodzi i wychodzi, powielają jakieś materiały, dzwonią telefony, ktoś na chybcika je pomidora z kanapką, ktoś drzemie przy biurku, porozrzucane papiery, ściany oblepione ogłoszeniami, hasłami. Dużo młodych ludzi, zmęczonych, ale oczy im płoną i rwą się do walki. Niepokojące jest, że ten nastrój wyraźnie odbiega od nastroju ulicy, bardziej oczekującej uspokojenia. Wiadomość o zwolnieniu wywołuje entuzjazm. „Zwycięstwo! — a ja w to nie uwierzyłam.” „No i czy można z komunistami inaczej, najpierw trzeba dać im w mordę, a potem rozmawiać!” […].
Warszawa, 26 listopada
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002.
Jedziemy [z Geremkiem] do „Ursusa”. Przed główną bramą flagi, plakaty: „Czekamy na Janka Narożniaka”, „Nie stosować bezprawia — uwolnić Jana Narożniaka”, „Stop bezprawiu, prowokacjom, represjom”. Wpisujemy się na listę. Wchodzimy na teren zakładu, idziemy do lokalu „Solidarności”. Lokal składa się z małego pokoju i salki konferencyjnej. W obu typowy rozgardiasz strajkowy: odezwy, plakaty — wiszą i walają się po podłodze, skrzynki z wodą mineralną i jabłkami, dym papierosów, pełne popielniczki ogryzków, niedopałków, kapsli. Są: Wujec, Bujak, Macierewicz, całe prezydium „Mazowsza”. Potem przyjeżdża jeszcze sporo znajomych: Romaszewscy, Ewa Milewicz, mecenasi Siła-Nowicki, Olszewski. Macierewicz zwraca się do mnie z troską: „Popatrz, co ci komuniści robią z krajem”.
Warszawa-Ursus, 26 listopada
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002.
Brukowana ulica, środkiem biegną szyny tramwajowe. […]
Kino „Leningrad” zapowiada projekcję filmu Robotnicy 80, zrealizowanego w sierpniu w stoczni.
[…]
O piątej po południu przed bramą numer dwa rozpoczyna się wstępna ceremonia poprzedzająca główną, na której szesnastego zostanie odsłonięty pomnik pamięci robotników – ofiar Grudnia 1970 roku. Zamontowano już betonowe krzyże wysokości czterdziestu metrów, uwieńczone trzema kotwicami z brązu. Krzyż strajkujących w sierpniu, przeniesiony bliżej i ozdobiony kwiatami, wydaje się miniaturowy. W ceremonii bierze udział ze czterysta-pięćset osób. Lech Wałęsa, którego sprawy zatrzymały w Warszawie, przeprosił, że nie może przyjechać, ale jest pierwszy sekretarz z Gdańska, Tadeusz Fiszbach, biskup Kaczmarek i Anna Walentynowicz – mała, pełna godności pani w futrzanym toczku, robotnica stoczni, prześladowana, uparta, dziś zwycięska. Kilku członków rodzin zabitych. Stojąc na zimnie, słuchamy poloneza Chopina, muzyki organowej Bacha, pieśni chóralnej robotników Wybrzeża oraz Mazurka Dąbrowskiego. Nie wiem, kim jest pierwszy przemawiający. Przedstawia historię pomnika i tłumaczy symbolikę trzech kotwic: 1956, 1970, 1976 – lata, gdy padały ofiary wśród robotników polskich. Przemawiający z trudem trzyma w dłoniach w rękawiczkach trzy trzepoczące na wietrze kartki. Potem zabiera głos biskup. W jednej ręce trzyma swój mały kapelusz, w drugiej arkusz papieru, silnym głosem mówi o sprawiedliwości, prawach człowieka i o pokoju, pokoju, pokoju. Następnie składa we wnęce u stóp pomnika szkatułę z ziemią z rzymskich katakumb, ziemię z Gdańska i z Gdyni. Pierwszy sekretarz z Gdańska nie opuszcza go na krok. Potem orszak niesie do kościoła Świętej Brygidy drewniany, poświęcony przez biskupa krzyż ze strajków sierpniowych. Nie mogę stłumić lekkiego zaniepokojenia na widok tych przedstawicieli państwa, Kościoła i „Solidarności”, zjednoczonych w obrządku, który swe podstawowe cechy przejął od reżimu i od hierarchii katolickiej.
Gdańsk, 6 grudnia
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
W hallu Muzeum Narodowego aukcja obrazów i rycin na rzecz „Solidarności”. Nabywam blond walkirię, zagubioną pośród szybów naftowych, rur i manometrów. Ponieważ nie starcza mi pieniędzy, Marek Rostworowski, kierownik innego muzeum, pożycza mi tysiąc złotych i – ściskając mi ostentacyjnie rękę – podaje to do publicznej wiadomości. Rekordową cenę osiąga nie wyróżniający się bukiet kwiatów: trzydzieści sześć tysięcy złotych.
Kraków, 14 grudnia
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Po interwencji milicji w Nowym Sączu, zapowiedziany został na dzisiaj godzinny strajk protestacyjny, między dwunastą a pierwszą. Mury, tablice ogłoszeń i witryny sklepów pokryły się afiszami komitetu regionalnego „Solidarności”. Obok nich pojawiły się mniejsze ulotki z żądaniem uwolnienia więźniów politycznych, a zwłaszcza [Leszka] Moczulskiego, przywódcy KPN-u.
W południe wszystko zamiera: tramwaje, sklepy, banki, Pewexy a nawet księgarnia radziecka w Rynku. Pracownicy i sprzedawczynie noszą znaczki z napisem „Strajk”.
Nowy Sącz, 16 stycznia
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Najczęściej poruszane tematy: Jaruzelski premierem; reglamentacja mięsa, wędlin i masła; walka „Solidarności” o dostęp do środków masowego przekazu („Solidarność” zacznie niedługo wydawać własny tygodnik); jej walka z cenzurą.
W całym kraju lokalne władze utrudniają ruch związkowy, jak mogą. O krok od strajku są górnicy, którzy nie mogą dojść do porozumienia z Komisją Krajową co do długości czasu pracy. W Bielsku Białej ogłoszono strajk przeciwko wojewodzie, a „Gazeta Krakowska” pyta „Czy wojewoda bielski wart jest dziennie 400 milionów?” Rośnie niezadowolenie wsi.
„Krakowska Kuźnica” przypisuje sobie kontynuowanie „stuletniej tradycji polskiej lewicy” - polskość, socjalizm i demokracja. [...] Ale Wielkim Sternikiem, Wielkim Koryfeuszem ciągle jeszcze jest, przynajmniej częściowo – partia. Nie wierzę, żeby wkrótce przestała być wielką monopolistyczną spółką akcyjną z nieograniczoną odpowiedzialnością.
Kraków, 13 lutego
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
W galerii na Świętej Anny wystawa fotografii i dokumentów dotyczących wydarzeń z lat 1956, 1968, 1970, 1976 i 1980. Głos z taśmy magnetofonowej opowiada o brutalnej milicji w 1970 roku. Na zdjęciach ulice Gdańska i Gdyni, grupy milicjantów, samochody pancerne, brama numer 2 do stoczni i ówczesny nowy rząd: młody Gierek, ludzie do dziś u władzy, jak Jagielski, no i, oczywiście – Jaruzelski.
Powrót do 1956 roku. Czołgi w Poznaniu. „Chcemy wolności. Chcemy chleba.” Odbitka tytułowej strony „Po prostu”. Wielkie zdjęcie powracającego Gomułki.
1968 – studenci kontra milicja. Antysemityzm. Uniwersytet Jagielloński.
1976 – Radom i Ursus.
1980 – historia dogania nas, my doganiamy historię.
Wpisy w złotej księdze:
Czy w „socjalizmie” jest sprawiedliwość? (Cudzysłów zwiedzającego).
Powinno się pokazywać tę wystawę wszędzie, aby prawda nie pochodziła wyłącznie z „Trybuny Ludu”.
[...]
Na ulicy kolejka dłuższa niż przed jakimkolwiek sklepem.
Kraków, 5 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
„Jeszcze Polska nie zginęła...” ginie w tupocie butów i szeleście szarpanego odzienia. Bolą rozrywane ręce. Sczepieni łańcuchem, powoli wypychani i wyciągani jesteśmy w kierunku bocznego wyjścia po prawej stronie... Trzy razy powtarzamy refren, bo nie stać nas na odśpiewanie kolejnej zwrotki. Powtórzylibyśmy go i czwarty raz, gdyby nie Michał Bartoszcze, który zaintonował „Rotę”. Słychać przejmujący krzyk [Jana] Rulewskiego. Wypadamy bocznymi drzwiami na zewnątrz.
Bydgoszcz, 19 marca
Stefan Pastuszewski, Spoglądając na zegarek..., „Wolne Związki. Pismo NSZZ Solidarność”, [Bydgoszcz] 1981, nr 4, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Gdy się ocknąłem, leżałem koło drzwi. Przy mnie było dwóch chłopców. Podnieśli mnie i zaczęli prowadzić do bramy. Tam zobaczyłem, jak bito. Najpierw jednego, [...] a potem wyciągnęli drugiego. [...] Ale tego to już strasznie bili. Krzyczał. Niemożliwie krzyczał. To nie był krzyk strachu.
To był krzyk bólu.
Z głównej ulicy na ten krzyk przyleciało dużo ludzi, ale brama była zamknięta. Nie wiem, czy chcieli tę bramę wyłamać. W każdym razie był to jakiś protest. Ale z tej naszej strony wszyscy krzyczeli: „Odejdźcie, nie prowokujcie”. Nie chcieliśmy, żeby doszło do walki z milicją. Wtedy ktoś przyniósł klucz. Otworzono bramę i milicjanci wyrzucili tego leżącego. To był [Jan] Rulewski.
Bydgoszcz, 19 marca
Krzysztof Czabański, Bydgoszcz–Marzec ’81. Dokumenty, komentarze, relacje, Wydawnictwo „Most”, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Prezydium KKP „Solidarność” z powodu ataku na Związek, jego władze i obrazę godności Związku odwołuje wszelkie rozmowy z władzami i ogłasza dla wszystkich instancji związkowych, wszystkich członków „Solidarności” stan gotowości strajkowej. [...] Akcja, jaka miała miejsce 19 marca 1981 w Bydgoszczy, jest oczywistą prowokacją, wymierzoną w rząd premiera [Wojciecha] Jaruzelskiego.
20 marca
Krzysztof Czabański, Bydgoszcz–Marzec ’81. Dokumenty, komentarze, relacje, Wydawnictwo „Most”, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Poważne zajścia w Bydgoszczy. Około dwudziestu związkowców z „Solidarności” zostało pobitych przez milicję w czasie sesji WRN [19 marca], podczas gdy chłopi z „Solidarności”wiejskiej okupowali inne pomieszczenia administracyjne. W całym kraju przygotowuje się strajk generalny. Jednocześnie na terenie Polski trwają manewry Sojuz 81. Data pobicia [...] została dobrze wybrana. Wałęsa próbuje uspokajać swoje szeregi, ale istnieje ryzyko, że sytuacja go przerośnie.
Kraków, 20 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Tow. Mieczysław Rakowski:
Trzeba szybko zorganizować małą poligrafię na potrzeby „wojny ulotkowej”.
Tow. Wojciech Jaruzelski:
Mogę dać dla tej sprawy ludzi do pomocy, ale trzeba ustalić, kto będzie tym kierował.
Tow. Jerzy Waszczuk:
Są już wydane i dostarczone do wszystkich KW ulotki przeciwko strajkowi.
Warszawa, 22 marca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Uważałem, że jeśli my natychmiast ogłosimy strajk [...], w Sejmie zapadną właściwe decyzje, które w przyszłości pozwolą nam na prowadzenie bardziej spokojnej działalności, jakiej do tej pory prowadzić nie mogliśmy. [...]
Myśmy przegłosowali takie właśnie postępowanie. Tu nastąpiło weto [Lecha] Wałęsy, który z trzaskiem, bo rzucając mandatem, wyszedł z sali obrad. Wtedy pojawiła się groźba poważnego, wewnętrznego konfliktu, nawet ewentualnego rozbicia Związku.
Bydgoszcz, 23-24 marca
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jest taka wielka obawa, że ogłoszenie strajku ostrzegawczego i odłożenie o parę... o dwa dni choćby strajku powszechnego spowoduje, że to się rozmydli. W związku z tym, na wszelki wypadek proponowałbym — to nie jest wniosek, bo ja go nie mam prawa składać, ale radzę komuś, aby go złożył — wniosek o przyjęcie zasady, że: podporządkowanie się grupie kierowniczej w każdej sprawie, wyjąwszy odwołanie strajku. To jest realne, bo w momencie, kiedy jest sprawa odwołania, to jest stan zgody z władzami i Komisję można ściągnąć. Ten fakt powinien wszystkich państwa uspokoić co do losów sprawy.
Bydgoszcz, 23 marca
Posiedzenie Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność” 23–24 marca 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1986, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Rynek, dziesiąta rano. Przed witrynami „Jaszczurów” zgromadził się w deszczu mały tłumek. Ludzie czytają w milczeniu, twarze napięte: „Żądamy prawdy o zajści[a]ch bydgoskich”. I choć SZSP [Socjalistyczny Związek Studentów Polskich] jest organizacją reżimową, ton jest bardzo surowy: „Jeśli przed 25 marca sprawcy nie zostaną ukarani, przystąpimy do strajku generalnego”.
Kraków, 24 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Tow. Andrzej Żabiński:
Trzeba do sprawy komisji podejść ostrożnie. Nie możemy tracić zaufania Służby Bezpieczeństwa i MO, działali na rozkaz. Tego nie lekceważyć, jeszcze w organach atmosfera dobra, obyśmy jej nie nadużyli.
Tow. Stanisław Kania:
Sprawę Bydgoszczy badała komisja ekspertów, komisja rządowa pod przewodnictwem ministra sprawiedliwości tow. Jerzego Bafii, a teraz mamy się godzić na powoływanie wspólnej komisji rządu i „Solidarności” [do zbadania okoliczności pobicia przez milicję członków „Solidarności” w Bydgoszczy 19 marca]? Taka komisja będzie badała naszych ludzi, to niemożliwe, oni takiej presji nie wytrzymają.
Warszawa, 25 marca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Pokój społeczny nie został zerwany po incydencie w Bydgoszczy, ale dużo wcześniej. Tak oto wyglądała w praktyce, jakże przecież inaczej niż w słowach, odpowiedź „Solidarności” na apel generała [Wojciecha] Jaruzelskiego o 90 spokojnych dni. Tych spokojnych dni nam nie dano.
Warszawa, 25 marca
Władza wobec „Solidarności”. Sierpień 1980 – grudzień 1981. Podstawowe dokumenty, red. Bronisław Pasierba, Wrocław 1993, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Sklepy pustoszeją. W większości supersamów można dostać już tylko chleb, herbatę, wino i przede wszystkim ocet.
Przed delikatesami tworzą się olbrzymie kolejki po słodycze i masło.
Wojewoda gdański ma wprowadzić reglamentację ziemniaków.
Radio Wiedeń, po angielsku: „Polska być może zmierza do autodestrukcji”.
Graffiti na ulicy Świętego Marka: „Przejmijmy instrumenty i zagrajmy na własną nutę”. Ale wydaje się, że całość społeczeństwa zaczyna wykazywać podwójną reakcję odrzutu: nie daje wiary słowom władzy, nie dowierza przemocy, skądkolwiek by nie pochodziła.
Strajk generalny 31 marca ma objąć wszystkie sektory, oprócz służby zdrowia, komunikacji, górnictwa i przemysłu energetycznego. Studenci oferują tego dnia pomoc przy pilnowaniu dzieci i przy utrzymaniu porządku.
Kraków, 25 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Rząd twierdzi, że dysponuje zapasami żywności tylko na dwanaście dni. Alkohol podaje się już tylko w luksusowych restauracjach: w Holiday'u, Cracovii i Wierzynku. [...]
Plakaty w myśl linii władzy: „Chcemy żywności, nie strajków”, „Dość strajków, chcemy żyć w spokoju”, „Precz z bratobójczą wojną”.
Konkurencyjny plakat wzywa Jaruzelskiego: „Generale, honor i ojczyzna czekają”. Podpisane: Komitet Strajkowy NSZZ „Solidarność”. [...]
Napis na mapie Polski: „Remont. Obcym wstęp wzbroniony”.
Przy wejściu do przejścia podziemnego przy dworcu rozklejono ulotki na kształt kotwicy, przypominającej pomnik gdański. Ulotki pokryły nawet niewielką gablotę koło dworca, przeznaczoną dla radzieckiej propagandy. Na wprost mojego biura, na ulicy Świętego Jana, dwie młode kobiety w białych fartuchach, wsparte w oknie pierwszego piętra, uzbrojone w kombinerki i śrubokręty, przymocowują na ścianie budynku polską flagę.
Wracam do domu siedemnastką. Na szybie tramwaju ulotka informująca o ostatnich poczynaniach SB w regionie Krakowa, Katowic, Rzeszowa i Kielc (rewizje, konfiskata sprzętu i dokumentów, przesłuchania).
Kraków, 26 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Tow. Stanisław Kania:
Udział członków partii w strajku był powszechny. [...] Dla „Solidarności” strajk stał się poligonem ćwiczebnym sprawności w zastępowaniu ogniw administracji państwowej.
Tow. Stanisław Kociołek:
Jesteśmy w sytuacji niezbrojnego powstania przeciwko władzy. Młodzieży atmosfera ta żywo się udziela, aprobuje ją. Propaganda „Solidarności” wręcz gebelsowska, ale trafiająca, mająca audytorium. „Solidarność” osiąga sukces dzięki jasnej i konsekwentnie realizowanej linii destrukcyjnej. Odczuwa totalne poparcie dla swoich przedsięwzięć. Potwierdziła dzisiejszym strajkiem sprawność organizacyjną i propagandową.
Warszawa, 27 marca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Z. Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Straże przy bramach. Transparenty, na których uparcie pojawia się słowo „wolność”. Ludzie mówią: „Jeżeli trzeba — będziemy ginąć. Nie wolno dłużej czekać, bo oni zadadzą nam cios w tył głowy”. W zakładach Kasprzaka są już gotowe śpiwory, koce, magazynuje się żywność. Jest maszyna drukarska i pięćset ryz papieru. Tu podczas strajku generalnego zakładamy rezerwowe centrum informacji, na wypadek odcięcia Ursusa od Warszawy.
Warszawa, 27 marca
Tomasz Jastrun, Zapiski z błędnego koła, „Przedświt”, [Warszawa] 1983, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Najpilniejszą sprawą jest ta, żebyście, chcąc wiele, nie stracili i tego, co macie dziś. Wiem, że ruch „Solidarności” jest tak prężny i tak zdecydowany, iż łatwo sobie wydrzeć nie da z rąk tego, co już osiągnął. Pytanie, jaką cenę wypadnie wam za to zapłacić? Dzisiaj wszyscy uznają wielką dojrzałość ruchu „Solidarności”, to że osiągnąwszy tak wiele, jak osiągnęliście, nie dopuściliście do tego, iżby się polała krew.
Warszawa, 28 marca
Krzysztof Czabański, Bydgoszcz–Marzec ’81. Dokumenty, komentarze, relacje, Wydawnictwo „Most”, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Nad ranem zadzwonił do mnie Mazowiecki i poprosił, żebym zaraz przyjechał do mieszkania [Władysława] Siły-Nowickiego. Prócz Tadeusza i gospodarza zastałem tam jeszcze Bronka Geremka i Janka Olszewskiego. Zdenerwowani powtarzali w koło, że zrobili wszystko dla Polski, że trudno, zdecydowali i niech na nich spadnie odium, ale ojczyznę ocalić musieli i będą nieśli ten krzyż. Nie mogłem pojąć, po co mnie zaprosili. Dopiero po wyjściu zrozumiałem, że podjęli decyzję o podpisaniu porozumienia oraz odwołaniu strajku i chcieli mnie o tym uprzedzić.
Warszawa, 30 marca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Mieczysław Rakowski:
Panowie, macie oświadczenie odwołujące strajk?
Marian Jurczyk:
My nie mamy prawa odwoływać, możemy tylko przesunąć.
Stanisław Ciosek:
Wstrzymujecie strajk? Do kiedy?
Andrzej Gwiazda:
Do czasu decyzji KKP.
Mieczysław Rakowski:
Skoro wy nie możecie odwołać strajku, tylko przełożyć, to my to podpiszemy, jak KKP zatwierdzi. Na razie tylko parafujemy.
Lech Wałęsa:
To jest jasne.
Warszawa, 30 marca
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Stanisław Kania:
Klimat społeczny był po stronie przeciwnika. Strach przed strajkiem był wielki i powszechny. [...] Rodzi się jednak pytanie, czy wolno było zapłacić taką cenę? W porozumieniu [parafowanym 30 marca] są elementy pozytywne, nie atakuje się imiennie SB i MO za wydarzenia w Bydgoszczy. Są też elementy negatywne, [...] w oświadczeniu jest faktyczna zgoda na legalizację „Solidarności Wiejskiej”. Drugim elementem negatywnym oświadczenia jest sformułowanie zapewniające przedstawicielom „Solidarności” udział w postępowaniu przygotowawczym i sądowym w sprawie wydarzeń w Bydgoszczy. Tow. Rakowski nie otrzymał pełnomocnictw do podpisania takich treści.
Warszawa, 31 marca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przed URM-em w Warszawie tysiące ludzi. Czy będą strajkować? Delegacja „Solidarności” wychodzi z gmachu, trzymając ręce do góry z palcami ułożonymi w znak „V”. Udało się. Podpisali. Nie będzie strajku. Bliżej stojący podnoszą samochód z [Lechem] Wałęsą, ci, co dalej, padają sobie w ramiona. Wiwaty i łzy. Wielka narodowa ulga.
Warszawa, 30 marca
Jan E. Szewc, Mój wiek XX-sty. „Solidarność” (lata 1979–1984), Warszawa 1999, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Odwołanie strajku nie było konfliktem merytorycznym, czy ma być strajk generalny, czy ma go nie być. To był konflikt o sposób odwołania strajku. Decyzje typu zasadniczego nie mogą być podejmowane jednoosobowo lub w zamkniętym gronie. [...]
Uważam, że to był nasz sukces, także zgoda na rejestrację [...] NSZZ Rolników Indywidualnych, bo przecież konflikt bydgoski zaczął się od strajkujących w Bydgoszczy chłopów. Jednocześnie sposób odwołania strajku generalnego był skandaliczny i to wywołało olbrzymie oburzenie.
31 marca
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Decyzja najważniejsza dla Związku – dla Polski także – została podjęta dokładnie za plecami Związku. [...] I to jest sprawa niezwykle groźna. Nie dlatego, że ta decyzja zapadła, bo ja powtarzam: jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że to była decyzja trafna. Ale jest rzeczą wielce niebezpieczną dla przyszłości Związku – a to nie jest po raz pierwszy – że w taki sposób najważniejsza decyzja zapada, bo to wytwarza pewien stan faktów dokonanych na przyszłość.
Gdańsk, 31 marca
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przez cały dzień wczorajszy i noc napływały do Biura Informacyjnego uchwały i oświadczenia z poszczególnych MKZ-ów i zakładów pracy, adresowane do obradującej KKP. Świadczą one o głębokim podziale Związku, spowodowanym porozumieniem wynegocjowanym przez grupę roboczą KKP w rozmowach z przedstawicielami rządu. Wyrażając
wspólną wolę podporządkowania się dalszym decyzjom KKP i udzielając pełnego poparcia Lechowi Wałęsie, nadawcy zajęli skrajnie odmienne stanowiska w kwestii oceny osiągniętego porozumienia. Obok stwierdzeń „kolejny sukces”, określenia typu „klęska”, a nawet wezwania do rezygnacji przez działaczy naszego Związku z pełnionych przez nich funkcji. Regułą jest, że dużo bardziej zdecydowane stanowisko zajmowały załogi dużych zakładów przemysłowych.
Warszawa, 1 kwietnia
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jakże odległym wydaje się czas dzielący nasze wspólne rozdawanie ulotek od masowej, oficjalnej organizacji z etatami, funduszami, działaczami, którzy stale prowadzą negocjacje z Rządem... Jest to jednak oczywiste, że „Solidarność” realizuje cele i wartości WZZ-ów, jest historyczną szansą i nadzieją Polski — związkiem zawodowym, ale także ruchem rewolucji moralnej, który stał się fundamentem wszelkich społecznych przemian. [...] Wewnętrzna demokracja jest potrzebą naszego Związku. Antydemokratyczne otoczenie, zagrożenie zewnętrzne, ciągłe walki i napięcia — wszystko to powoduje, że w całym Związku, od góry do dołu, występują tendencje odchodzenia od zasad demokratycznych. Jeśli jednak Związek walczyć będzie metodami narzuconymi przez swoich przeciwników — musi przegrać.
9 kwietnia
„Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych AS” nr 11, z 6–12 kwietnia 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jeden symbol upada, drugi powraca do życia. Znów oficjalnie uznano 3 Maja – rocznicę Konstytucji z 1791 roku i święto narodowe z okresu międzywojennego.
W swoim przemówieniu jeden z przedstawicieli „Solidarności” przeklina przywoływaną wciąż zdradę konfederatów z Targowicy, którzy w 1791 roku wezwali na pomoc Rosjan, by anulować nową konstytucję, i zdrajcę polskich komunistów, którzy w 1920 roku pomogli armii radzieckiej wtargnąć do Polski. W Filharmonii Jerzy Stuhr wzbudza salwy śmiechu, cytując emisariusza rosyjskiego z 1791 roku: „Nasze wojska wkraczają do Polski jako przyjaciele, by umocnić Rzeczpospolitą w jej prawach i prerogatywach”.
Kraków, 3 maja
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
„Solidarność” i NZS organizują dziś wspólnie cichy marsz, domagając się zwolnienia [Leszka] Moczulskiego i trzech innych więźniów z KPN. Afisze są rozklejone od tygodnia, ani jeden nie został zerwany czy podarty. Nawet milicja nie usiłuje zapobiec tej manifestacji, choć nie wydano na nią zezwolenia. Władza chyba z zadowoleniem patrzy na to, jak „Solidarność” oscyluje w stronę roszczeń, które podbijają ceny na politycznej licytacji.
Po mszy w intencji więźniów politycznych, pochód wyrusza o piątej po południu w kierunku Wawelu. Wielu z moich znajomych uważa, że władza zastawiła pułapkę. Ale obyło się bez incydentów.
Kraków, 25 maja
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Wstrząsający moment w autentycznym, nakręconym przez milicję filmie podczas wypadków w Bydgoszczy w dniu 19 marca br., gdy garstka osaczonych przez milicjantów i cywilnych agentów — robotników z „Solidarności” intonuje hymn państwowy, a potem rozpaczliwe „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”...
Milicja kręciła ten film widocznie po to, aby mieć jakieś alibi „groźnego zachowania się robotników”, a tymczasem powstał dokument, obciążający tylko ją i członków bydgoskiej Rady Narodowej, którzy nie chcieli wysłuchać postulatów „Solidarności”. Potworne krzyki deptanych ludzi... Krew. Wybite zęby. Bestialstwo władz PRL...
Warszawa, 28 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Z Krajówki wywołał mnie Krzysztof Gotowski, mój zastępca, i mówi: „Tutaj do ZNTK jedzie Rakowski [...], niech Krajówka podejmie decyzję o strajku ogólnopolskim [w proteście przeciwko niewyjaśnieniu interwencji milicji w Bydgoszczy 19 marca]”. Ale nawet Rozpłochowski był temu przeciwny — taki miał zresztą mandat. Ponieważ wiedziałem, że tylko Toruń i Włocławek nas popierają, to chciałem odciążyć Krajówkę od brania odpowiedzialności za ten strajk. Doszliśmy do porozumienia, że będą strajkowały cztery regiony, ale w imieniu Związku. Znowu wpada Gotowski: „Słuchaj, Krajówka tak się zakończyła, to Rakowski stwierdził, że nie ma po co tu przyjeżdżać, gdy zajęto korzystne dla niego stanowisko. [...] Gdyby Krajówka przyjęła — mówił — że będzie strajk ogólnopolski, Rakowski ze strachu by przyjechał. A cztery regiony to nie jest dla niego żadna siła”.
Bydgoszcz, 4 czerwca
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Andrzej Żabiński:
Uważam, że na Plenum KC musimy zweryfikować stosunek do porozumienia zawartego z „Solidarnością” 30 marca pod groźbą strajku generalnego. Już nikt się z nami nie liczy. Władza w terenie maleje w błyskawicznym tempie.
Tow. Stefan Olszowski:
W związku z grożącym strajkiem na tle wydarzeń w Bydgoszczy musimy twardo powiedzieć, że nie godzimy się już na żadne ustępstwa; ani na sądzenie, ani na dochodzenie, kto wydał polecenie użycia siły.
Warszawa, 6 czerwca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980-1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Leonid Breżniew (I Sekretarz KC KPZR):
Sądzimy, że zjazd był poważną próbą sił zarówno dla partii, jak i dla Was osobiście. Na pewno rzucił światło na rozmiar oportunizmu. [...] Informowano mnie, że „Solidarność” grozi strajkiem w waszych liniach lotniczych. Musicie pokazać im, że czasy się zmieniły. Że nie będzie więcej kapitulacji. Zgadzacie się?
Tow. Stanisław Kania (I Sekretarz KC PZPR):
Absolutnie zgadzam się. [...] Wiem, czego oczekujecie ode mnie. Macie absolutne prawo stwierdzić, że musimy zmobilizować wszystkie nasze siły w celu przystąpienia do ofensywy. Rozumiemy to. Zapewniam Was, że zrobię, co w mojej mocy, by pokonać obecne trudności. Złapiemy kontrrewolucję za gardło.
Tow. Breżniew:
Życzę Wam i Waszym towarzyszom całkowitego sukcesu na tym polu.
21 lipca
Zbiór dokumentów międzynarodowej konferencji Poland 1980–1982. Internal Crisis, International Dimension, Jachranka–Warszawa 8–10 listopada 1997 (udostępniony przez Instytut Studiów Politycznych PAN), [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Trzeba wiedzieć, czy chcemy zdobywać władzę jako związek, jako partia, czy też chcemy innego układu. Od tego bardzo wiele zależy, bo – na przykład – jeśli wczoraj podnieśliśmy tutaj walkę o sprawę zlikwidowania cenzury prewencyjnej, to jest to szlachetny postulat i ja za nim zawsze stoję, tylko to jest taka walka, jakby ktoś postanowił zająć się czymś, co jest następstwem wielu rzeczy, a nie przyczyną. Bo albo decydujemy się na walkę o pełną demokrację, o pełną władzę całego społeczeństwa bez ograniczeń – wtedy następstwem tego jest walka o zniesienie prewencyjnej cenzury i wszelkiej cenzury – albo uznajemy, że musimy się gdzieś samoograniczać, a jak się samoograniczamy, to niechętnie, ale z konieczności godzimy się na pewną prewencyjną cenzurę. I tak tę decyzję trzeba podjąć, bo bez tego przemyślenia podejmuje się ją zawsze głupio.
I oto pytanie dla mnie najważniejsze – czy mamy się samoograniczać? Czy ta rewolucja ma się samoograniczać? W moim przekonaniu ma. Nie będę tu tego wątku rozwijać. Mam taki światopogląd, że w przypadku, gdybyśmy podjęli takie działania, które by kierownictwo ZSRR uznało za swe bezpośrednie zagrożenie, oni by tu wjechali. Jestem o tym przekonany. W związku z tym uważam, że ta rewolucja musi się świadomie samoograniczać – po to, by tego niebezpieczeństwa uniknąć. Przy czym dyskusja na temat, czy oni wjadą czy nie, jest spekulatywna, natomiast jest pewne, że sprawdzić to można tylko w jeden sposób. Tego ryzyka podejmować nie należy.
25 lipca 1981
Czy mamy się samoograniczać?, nieautoryzowany głos w dyskusji na posiedzeniu Krajowej Komisji Porozumiewawczej, 25 lipca 1981, cyt. za: Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Marsz głodowy w Krakowie. Afisz dnia: olbrzymi widelec próbuje nabić kartkę żywnościową wartości dwudziestu deko mięsa.
Marsz głodowy w Tarnowie.
„Solidarność” domaga się utworzenia komisji kontroli zaopatrzenia.
Kraków–Tarnów, 7 sierpnia
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Uważam, że może gorszą rzeczą, która się stała, jest nie to, że rozmowy [przedstawicieli „Solidarności” z komisją rządową, trwające od 3 sierpnia] się zakończyły [...] niepowodzeniem, ale że nadano temu taki charakter propagandowy i tak jednostronnie naświetlono ten stan rzeczy. [...] tekst komunikatu, mimo że był opracowywany przez grupę roboczą, w której uczestniczyli przedstawiciele „Solidarności”, całej delegacji nie zadowalał. [...] Nikt nie traktował tego jako zerwania rozmów, dopiero rano obudziliśmy się z komunikatami radiowymi i telewizyjnymi, że nastąpiło zerwanie rozmów.
Warszawa, 8 sierpnia
„Tygodnik Solidarność” nr 20, z 14 sierpnia 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Znów Człowiek z żelaza. Z filmu nie dowiadujemy się nic o wydarzeniach na Wybrzeżu. Hasła na murach, modlitwy, płonące świece nocą, wrogie ulotki lecące z nieba, końcowa piosenka – wszystko to odświeża pamięć i wzrusza. Ale wciąż jesteśmy za bramą. Flash-black przenosi nas na bardzo krótko między dyskutujących robotników. Będąc świadkami wydarzeń, które zalewały nas z wszystkich stron, odnajdujemy je skanalizowane przy pomocy narzędzi komunikacji zmediatyzowanej: kamer, aparatów fotograficznych, magnetofonów, telewizji, dawnych kronik filmowych, filmów archiwalnych. Wajda nie pokazuje nam ani tego, co się dzieje wśród organizujących się robotników, ani nie tłumaczy złożoności stawki. Same znaki, same wskazówki. […] Film przenosi nas znów w radosny nastrój sierpnia 1980 roku. Końcowa pieśń w interpretacji Krystyny Jandy wciąż rozbrzmiewa pośród uczestników dyskusji. Lektorzy francuscy, marksiści i nie-marksiści, rozpływają się w pochwałach: pluralizm, unieśmiertelnienie rewolty, zetknięcie fikcji z rzeczywistością.
Kraków, 20 sierpnia
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Szalenie ważna decyzja to dzisiejsza uchwała w sprawie obrony samorządu pracowniczego. Świadczy ona o tym, że Związek aprobuje dotychczasową linię – walki o reformę gospodarki państwa. [...] Uchwała pozwala powstrzymać zagrożenie strajkiem. Odwołuje się w tej sprawie do czynnika najbardziej miarodajnego – do społeczeństwa. [...]
[...] Mówimy konkretnie: jeżeli władze nie pozwolą społeczeństwu wypowiedzieć się na temat samorządu, zrobi to Związek. Jeżeli to nastąpi, wtedy Związek zdecyduje się wziąć na siebie całą odpowiedzialność za sprawę. I to cały Związek, nie jego władze.
Stąd chciałem podkreślić trzeci walor tej decyzji – w moich oczach niezwykle doniosły – taki oto, że Związek odwołuje się dziś do formy demokracji bezpośredniej, do referendum. [...] Odwołanie się do tej formy demokracji stanowi doniosły precedens. Jest przede wszystkim ogłoszeniem mobilizacji do walki. [Jest to] [...] tak poważne wezwanie, od którego nie ma już odwrotu, że być może pozwoli nam ono uniknąć konfrontacji.
9 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Tow. Leonid Breżniew:
Wczoraj zapoznałem się z Posłaniem do ludzi pracy Europy Wschodniej, uchwalonym na zjeździe polskiej „Solidarności”. To niebezpieczny i prowokacyjny dokument. [...] Myślę, że nie wystarczy ograniczyć się do krytyki prasowej tego bezczelnego wybryku. Czy nie lepiej, żeby odprawę tym demagogom dały kolektywy naszych wielkich przedsiębiorstw.
Moskwa, 10 września
Alojzy Szudrowicz, Solidarność 1980–1981. Zarys działalności w świetle prasy i innych źródeł, Bydgoszcz 1998, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Uważam, że dla bezpieczeństwa narodowego musimy robić to, co robić możemy. Nie powinniśmy natomiast robić tego, co w sposób istotny może zmusić ZSRR do interwencji. Sytuacja, w której interwencja jest nieuchronna, to wojna domowa w Polsce. Wtedy wjeżdżają czołgi. I jakkolwiek by było, świat mówi: szkoda, że wjechali, ale nie było innego wyjścia.
Natomiast drugi wariant tej interwencji miałby miejsce wtedy, gdybyśmy w sposób jednoznaczny i zdecydowany chcieli zerwać pakty wojskowe, a więc i gwarancje militarne panowania radzieckiego w Polsce.
Ten pierwszy wariant nie zależy od nas, ale tego drugiego możemy uniknąć. Uważam bowiem, że nie my powinniśmy być stroną, która narzuca konfrontację – my powinniśmy być stroną, która konsekwentnie realizuje pewien powszechnie zrozumiały program społeczny. Uczynić ten program powszechnie zrozumiałym – to zadanie dla nas.
16 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Moim zdaniem, tym „co dalej” powinien być Komitet Ocalenia Narodowego, w skład którego weszliby ludzie delegowani przez „Solidarność”, przez Kościół i przez kierownictwo partyjnorządowe. Komitet ten powołany byłby po ewentualnej konfrontacji lub zamiast niej – w zwarciu – do określonego programu i program ten „Solidarność” musi wypracować już wcześniej. Zawiązując się, Komitet ten zawiesza działanie wszystkich innych władz oraz całego rządu i sam te [...] funkcje pełni. Zarazem ogłasza demokratyczne wybory, do których będziemy się przygotowywać.
Może to być robione tylko w sytuacji, w której Związek jest siłą i ma coś do zaproponowania.
16 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Tow. Jan Łabęcki:
Trzeba rozważyć, jak „Solidarności” można dopomóc w rozbiciu jej — na wielką robotniczą i małą ekstremalną. W tym może pomóc Kościół. Powinniśmy poprzeć Wałęsę, a z takimi jak Bujak, Rulewski, Rozpłochowski w ogóle nie rozmawiać. Jeśli uda się rozwalić „Solidarność” na robotniczą i ekstremalną, to z robotniczą razem ze związkami branżowymi można będzie się dogadać, a ekstrema zostanie jawną opozycją, z którą Kościół nie będzie się wiązał.
Warszawa, 10 listopada
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992.
Patrycjusz Kosmowski (Podbeskidzie):
Konfrontacja. [...] Czy się nam podoba czy nie, do niej dojdzie i teraz trzeba się zastanowić: czy my w ogóle jako kraj jesteśmy do tej konfrontacji przygotowani? Strajk generalny można wywołać w ciągu pół godziny, bo to jest żaden problem — albo my znajdziemy pretekst, albo rząd znajdzie pretekst. Co dalej? Strajkujemy, ale o co i co mamy tym strajkiem osiągnąć, tego jeszcze nikt nie powiedział. Co chcemy osiągnąć? Mam pewne propozycje. [...] Można by było realizować w tym momencie program rządu tymczasowego. [...]
Karol Modzelewski (Dolny Śląsk):
My po prostu musimy zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze, musimy im jasno powiedzieć, że bój to będzie ich ostatni, i to jest sprawa tego strajku, którego tu odpuścić... groźby strajku, jeżeli nastąpi ten stan wyjątkowy — której tu odpuścić nie wolno i to musi być w uchwale. I drugie: musimy wytłumaczyć, na czym polega nasza polityka. [...] I to powinno zawierać to minimum właśnie. [...]
Andrzej Sobieraj (Ziemia Radomska):
Ja miałem nadzieję, skrytą nadzieję, że dzień dzisiejszy — i dlatego dążyłem do tego spotkania — przyniesie nam wskazówki, jakieś uzgodnienia wspólne, co winniśmy [robić] w sytuacji krytycznej, konfrontacji nawet tej, w którą nas wrobi rząd. A on nas będzie wrabiał, nie łudźmy się, że on tego nie chce. On nas będzie wrabiał i on nas w to wrobi. Jakie my wówczas zajmiemy stanowisko? To jest bardzo ważne. Dotychczas stwierdzamy tylko jedno, że idziemy do zakładów pracy. Dobrze, ale co dalej? [...]. My nie mamy rozpracowanej łączności, my nie mamy rozpracowanej w ogóle strategii naszego działania.
Radom, 3 grudnia
Radom–3 grudnia 1981. Zapis fragmentów spotkania radomskiego, „Krytyka”, 1986, nr 21, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Taktyka wycofania się oznacza ograniczenie możliwości oddziaływania na zmiany społeczne, strukturalne i polityczne zachodzące w naszym kraju. Oznacza, że władza wprowadzi to prowizorium i swoją reformę gospodarczą. Jasne jest, że bez stanu wyjątkowego nie uda się rządowi tego wprowadzić, że stan wyjątkowy ogłoszony musi być. Jeśli więc w tej chwili nie postawimy bariery i nie przeciwstawimy się tym krokom, to w momencie próby wprowadzenia stanu wyjątkowego Związek nie będzie już przygotowany na podjęcie walki.
Warszawa, 5 grudnia
„Afisz. Gazeta Plakatowa NSZZ Solidarność Region Mazowsze”, [Warszawa] 1981, nr 4, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Otrzymałem właśnie broszurę pod tytułem Polska sprawa jest naszą sprawą autorstwa Stena Johanssona i Marii Borowskiej. Wydaje się, że jej celem jest przekonanie kierownictwa związków zawodowych (LO) o potrzebie poparcia sił kontrrewolucyjnych w Polsce. Język jest pompatyczny, chwilami schlebiający. Mówi się o „walce narodu polskiego o wolność i demokrację”, ale nie mówi się nic o faszystowskich tendencjach w „Solidarności”. [...]
Jest rzeczą oczywistą, że faszystowskie siły są obecne w „Solidarności”. Jeden z klubów związkowych w Stoczni im. Lenina został nazwany klubem im. Józefa Piłsudskiego. Nazwę tę zaproponował Andrzej Gwiazda, jeden z najbardziej reakcyjnych przywódców „Solidarności”. Któż to był Józef Piłsudski? Otóż był szlachcicem, który uczestniczył w wojnie interwencyjnej przeciwko Związkowi Radzieckiemu. W 1926 roku, po krwawym zamachu stanu, obwołał się marszałkiem i kierował Polską według faszystowskich wzorów.
Szwecja, 11 grudnia
„Norrskensflamman”, 11 grudnia 1981, tłum. Maria Borowska.
„Solidarność” nie chce konfrontacji i jest gotowa do rozmów. Jeżeli jednak do końca tego roku rząd nie spełni w zadowalający sposób postulatów Związku — proklamowane zostanie referendum o następujących pytaniach:
1. Czy jesteś za udzieleniem wotum nieufności rządowi gen. Jaruzelskiego oraz Sejmowi?
2. Czy jesteś za powołaniem przez niezależne siły społeczne rządu tymczasowego i przygotowaniem przez niego wolnych wyborów do Sejmu?
3. Czy jesteś za udzieleniem przez „Solidarność”, a następnie przez rząd tymczasowy, gwarancji dla interesów militarnych ZSRR?
Gdańsk, 12 grudnia
Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 11–12 grudnia 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1986, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Komisja Krajowa skończyła się już w nocy. Byłem w komisji uchwał i wniosków. Ostatnia uchwała KK dotyczyła siatki płac w Związku. Ja trzy razy w czasie posiedzenia zgłaszałem zmianę porządku obrad, zrezygnowanie ze wszystkich punktów i przyjęcie jednego: zachowanie w stanie wojennym. Mój wniosek spadał w głosowaniu. „Słuchaj — mówili koledzy — nie należy im podpowiadać, co mają robić.”
Gdańsk, 12 grudnia
Dariusz Wilczak, Mucha za szybą. Nie dokończona rewolucja, Warszawa 1997, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przez całą sobotę 12 grudnia, w czasie, gdy na sali trwała dyskusja, dochodziły do nas coraz bardziej alarmujące wieści. [...] od dziewczyn z obsługi technicznej dowiedziałem się, że przerwane jest połączenie telefoniczne. Chwilę wcześniej Olek Hall i Jacek Taylor mówili, że do domów działaczy opozycji przedsierpniowej przychodziła milicja. [...]
Poszedłem do Wałęsy. Wiedział nie mniej niż ja.
— Chyba musimy poinformować o tym wszystkich ludzi — zaproponowałem, czy może spytałem raczej.
— To chyba psychologiczne — powiedział Lech. — Nie ma co robić paniki. A i tak, gdyby to była prawda, to nic tu razem postanowić nie możemy.
Po sali przechadzał się Andrzej Gwiazda z odbiornikiem radiowym przy uchu. Łapał nadawany przez podsłuchy milicyjne przebieg naszych obrad. Fakt, nic tu nie możemy razem poradzić. Wydawało się, że wszyscy wszystko wiedzą i teraz już tylko godnie chcą wytrwać do końca.
Gdańsk, 12 grudnia
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po przegłosowaniu ostatniego wniosku na sali obrad rozpoczął się jakiś dziwny, niezrozumiały pośpiech przy wstawaniu od stołu obrad. Czuło się podświadomie jakąś groźbę [...]. Ostatnie słowa, jakie usłyszano od Lecha Wałęsy, to: „Nie spieszcie się tak. Telefony i teleksy są już odcięte”.
Gdańsk, 12 grudnia
Jan Małobęcki, Od staszowskiego działacza do członka KK NSZZ „Solidarność”. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Ziemi Staszowskiej” NSZZ „Solidarność” na tle wydarzeń 1980–1982, Sandomierz [2001], [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Około godz. 23.00 nadeszła wiadomość o próbach aresztowań ludzi z kręgu Ruchu Młodej Polski. Odcinano stopniowo połączenia telefoniczne i teleksowe. Stacje benzynowe informowały o zakazie sprzedaży benzyny. Czuliśmy, że wokół nas dzieje się coś niezwykłego. Dziennikarze obserwujący obrady spekulowali na ten temat. Komisja Krajowa chciała jednak za wszelką cenę zakończyć posiedzenie. Było późno. Po podjęciu i przegłosowaniu zasadniczej uchwały określającej stanowisko Związku wobec sytuacji w kraju wszystkie tematy już skracano. Nie zrobiły na obecnych wrażenia kuluarowe informacje o koncentracji sił milicyjnych ani oficjalnie odczytany list prymasa Józefa Glempa do Wałęsy, apelujący o umiar i cierpliwość. Około godz. 24.00, kończąc obrady, Wałęsa poinformował o przerwaniu łączności oraz o zatrzymaniach. Nie wydał jednak żadnych poleceń. Wszyscy ruszyli do wyjścia. Stocznia nie była zablokowana. Większość członków krajówki dotarła do swoich hoteli. Część udała się bezpośrednio samochodami do swoich regionów, niektórzy poszli na dworzec kolejowy. Wraz z kolegami udaliśmy się fiatem do siedziby Zarządu Regionu i Komisji Krajowej. Było tu kilkanaście osób pozostałych na normalnych nocnych dyżurach. Mnożyły się doniesienia o kolejnych aresztowaniach w mieście. […]
[…] pod budynek regionu zajechały budy milicyjne, z których wysypali się ZOMO-wcy i obstawili gmach. Włączyliśmy reflektor teatralny na balkonie, którym oświetliliśmy atakujących oraz głośniki. Ktoś z naszych wołał na całą dzielnicę: „Polacy! Jesteśmy atakowani przez milicję! Wzywamy pomocy!”.
Trwało to krótko; odcięto nam dopływ prądu. Wezwanie powtarzaliśmy przez ręczną tubę. Za chwilę na górze było niebiesko od mundurów milicyjnych. Nie stawialiśmy oporu. Zabrano nam dowody osobiste. Któryś z towarzyszących milicji cywili oznajmił, że od północy obowiązuje w Polsce stan wojenny, a władzę przejęło wojsko. Sprowadzono nas na dół i załadowano do budy stojącej przed budynkiem. Zawieziono nas na komisariat MO w Pruszczu Gdańskim.
Gdańsk, 12/13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Około godziny 17.00 usłyszeliśmy z odbiornika przestrojonego na częstotliwość używaną przez milicję w Trójmieście rozkaz: „Wszyscy zjeżdżać do bazy. Zatrzymanych pozostawić – obojętnie gdzie. Wszyscy wracać do bazy”. Od tego momentu prowadziliśmy regularny nasłuch nagrywany na magnetofon. Około godziny 19.00 zaczęliśmy odbierać meldunki nadawane do „bazy” przez jednostki milicyjne o kryptonimach: Karpaty, Rysy, Himalaje, Tatry, Pieniny… Po 22.00 „baza” zarządziła: „Zbiórka na ulicy Kartuskiej”. W międzyczasie nadjechała od strony Gdyni kolumna bud milicyjnych. Było ich około 60. Równocześnie jedna z komórek związkowych ze Słupska przekazała informację o posuwaniu się w kierunku Gdańska dużej kolumny ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej). Fakt przejazdu tej kolumny potwierdził przygodny taksówkarz, który dotarł z tą informacją do stoczni. Około godziny 23.00 do budynku Zarządu Regionu przyjechał Konrad Marusczyk, wiceprzewodniczący regionu z informacją, że dzwonił do wojewody, ale go nie zastał. Zadzwonił wiec do wojewódzkiego komendanta MO pułkownika Jerzego Andrzejewskiego i spytał, dlaczego na mieście jest tyle milicji. Komendant oświadczył, że prowadzona jest akcja „trzy pierścienie”. Wtedy miał zapytać: który pierścień jest dla „Solidarności”? Odpowiedzi nie otrzymał.
Około północy zaczęliśmy nadawać teleksem informację do innych regionów o wyłączeniu telefonów. Z trzech działających teleksów pracował już tylko jeden.
Gdańsk, 12 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wychodząc z baru zderzyłem się z człowiekiem, który bardzo przejęty zapytał, czy jestem z Komisji Krajowej „Solidarności”. Po czym poprowadził mnie do frontowego okna, a tam na zewnątrz sprzętu i ludzi uzbrojonych tyle, jakby odbywały się manewry. A biegają sierżanci, a ustawiają te drużyny, ciężarówki, autobusy – nareszcie, nareszcie za mordę, do więzienia, drwa, wióry, jak leci, będzie porządek. Więc spytałem tego człowieka:
— Czy tu się da kędyś spieprzyć?
I poszliśmy do innego okna, w stronę plaży — tam też desant. Człowiek wtedy odpowiedział spokojnie:
— Nie, w tej sytuacji nikt stąd nie ucieknie.
Wróciłem do baru, gdzie była jeszcze grupa naszych i zanim zdążyłem potwierdzić informację na ucho Tadeuszowi Mazowieckiemu (który wpierw zareagował słowami: „Co pan powie... a dużo ich jest?”), siedząca przy barze nocna niewiasta przestała chichotać, wypuściła kieliszek z okrzykiem: „O Jezu!” i uciekła. W ciągu minut na sali została tylko „Solidarność” — nocny element rutynowo zbiegł. W tym czasie powoli, nierówno wygasała orkiestra, ale po krótkim czasie jej trzeźwy lider zarządził:
— Grać, jakby się nic nie stało!
Sopot, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Około trzeciej ZOMO spod „Monopolu” zwinęło się i odjechało. Wtedy ja mówię do Janasa: „Idziemy zobaczyć, co tam było”. W hotelu drzwi zamknięte, ale dostrzegliśmy asystentkę Janusza Onyszkiewicza, która macha nam, żeby uciekać. Na to ja: „Nie gorączkuj się, sprowadź kogoś, kto otworzy drzwi, bo chcemy pogadać”. Idziemy na górę po schodach, a ona mówi, że Janusza wzięli. Na to ja: „Czy oni zwariowali, Janusza Onyszkiewicza...? Przecież to taka znana osoba, przecież to strajk w całym Regionie będzie zaraz”. Ale idziemy dalej, a ona mówi, że widziała, jak Wądołowskiego z pokoju w kajdankach wyprowadzili. Noo, jak ja usłyszałem, że wzięli pierwszego wiceprzewodniczącego „Solidarności”, to mi trochę nogi w kolanach zmiękły. Pytam, kogo jeszcze, a ona płacze i mówi, że całe prezydium aresztowane, uratowali się chyba tylko Szumiejko i Konarski. Rany boskie! Pytamy, czy ktoś jeszcze został w hotelu, na co ona: „Służba Bezpieczeństwa chodzi po pokojach i sprawdza”. Wtedy już żeśmy z nią dłużej nie gadali, tylko w dół po schodach i do drzwi.
Gdańsk, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Na Mokotowskiej silne oddziały ZOMO z pałkami, tarczami i z opuszczonymi przyłbicami ochronnymi wypierały raz po raz gromadzący się tam tłum. Ludzie chcieli wiedzieć, co się dzieje w siedzibie „Solidarności” Regionu Mazowsze. Zomowcy nie patyczkowali się; kiedy tyraliera, wypierając tłum, otaczała poszczególne grupki przechodniów, bito bez litości i nie zważając na wiek, płeć, kondycję. „Przecież oni są «naszpanowani»” — wołał starszy pan. „Gestapo! Gestapo! Gestapo!” — krzyczała młodzież.
Warszawa, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Trzynastego wypadło wprawdzie w niedzielę, ale ja pracowałem w systemie trzyzmianowym, czterobrygadowym. Miałem właśnie wtedy pierwszą zmianę. […] Idąc ulicą Kasprowicza, na wysokości linii tramwajowej, zauważyłem „budę” i milicyjne samochody. Milicjanci byli rozstawieni w poprzek chodnika. Każdego legitymowano. Gdy ich mijałem, porozumieli się wzrokiem. Rozstąpili się, robiąc mi przejście. Pomyślałem: jakaś akcja, i poszedłem dalej. Dopiero po chwili zrozumiałem ich decyzję. W klapę kurtki miałem wpięty duży znaczek z napisem „Solidarność”. Wpuścili mnie więc, jak rybę w sieć.
Podchodząc do bramy Huty, już z daleka zauważyłem niespotykany o tej porze ruch oraz rozwieszone transparenty, m.in. „Strajk okupacyjny”. Ludzie byli zdenerwowani i podekscytowani, nocna zmiana nie opuściła zakładu.
Warszawa, 13 grudnia
Ludzie ze stali. Wspomnienia hutników warszawskich, red. Roman Bortnowski i in., Warszawa 2007.
Sądząc, że telewizory (kolorowy i zwykły) są zepsute ze względu na bezgłośne, gwałtowane migotanie, włączyłam radio i pierwsze słowa były... informacją o ogłoszeniu STANU WOJENNEGO. Może „wyjątkowego”? Odwołano wszelkie programy. Udało mi się złapać Radio Wolna Europa: potwierdzono stan wojenny w Polsce od północy dnia dzisiejszego, proklamowany przemówieniem gen. Jaruzelskiego o godzinie szóstej w radiu (program I, inne zawieszone). [...]
W telewizji wojskowi. Odczytano deklarację Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, powołanej jako „ostatnia szansa ocalenia kraju”. [...] Internowano „ludzi niebezpiecznych” oraz winnych rządów 1970-1980 (w tym: Gierek, Jaroszewicz, Grudzień, Szydlak). [...]
Doczekałam więc nowego stanu wojennego, nowej okupacji, nowej konieczności Ausweissu, nowego znęcania się nad bezbronnymi ludźmi... W deklaracji owej Rady Ocalenia nie wahano się użyć słów: „Mając za sobą wojsko” ogłaszam stan... itd. Jasne! Bagnety rozwiązują wszystko! Siła przed prawem trwa wciąż! Należy żałować, że tego bestialskiego elementu nie wzięła pod uwagę „Solidarność”, zapowiadając otwartą walkę i strajk powszechny na dzień 17 grudnia. Po cóż odkrywać karty?! Należało działać w ukryciu, wzmocnić siłę (co jest wprost niewykonalne, niestety, w naszych warunkach) i dopiero potem wystąpić. A teraz co? Strajki zakazane, przywódcy aresztowani, rządy wojskowe, kula w łeb za jakąkolwiek próbę buntu! Taką bezwzględnością osłania się „konieczność ocalenia kraju” i podkreśla „nieśmiertelnymi słowami Hymnu Narodowego”, jak zakończył swe wystąpienie Jaruzelski: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Jakże boleśnie te słowa brzmią! I kto je wypowiada! Boże Miłosierny!
Po wygłoszeniu przez spikerów w mundurach komunikatów o restrykcjach stanu wojennego (godzina policyjna od 22 do 6 rano, przerwano funkcjonowanie poczty i telefonów), telewizja nadaje mazurka Chopina! Co za okrucieństwo w odwoływaniu się do skarbów kultury narodowej, bezczeszczenie wielkości i czujności tej muzyki...
Stan wojenny. Cóż to za termin? Kto z kim prowadzi wojnę?! Nastąpiła wojskowa okupacja własnego kraju! Czyli przemoc, mord, bratobójstwo. Jak można mówić, że „Wojskowa Rada Ocalenia” ma na względzie dobro kraju!
Spikerzy odczytują Dekret o Stanie Wojennym, obejmujący ponad 60 artykułów, świadczący o tym, że rzecz musiała być długo przygotowywana. Dotyczy wszystkiego, nie wyłączając gospodarstw rolnych i metrażu (5 m2 na osobę!), do którego można teraz przydzielać obcych ludzi, i określa potworne wręcz kary od roku do 10 lat za nieprzestrzeganie przepisów, gorsze, ostrzejsze niż za okupacji niemieckiej, bo wtedy nie karano za nieprzyjście do pracy aż 5 latami więzienia! Co za upadek! Jaka potworność! Milicja ma prawo używania broni palnej, czyli można strzelać do ludzi na ulicy, wkraczać do mieszkań, znęcać się nad „obywatelami”... — „do kary śmierci włącznie”.
Poczta, telefon, telewizja, koleje, porty, energetyka, transport samochodowy — wszystko objęte przez wojsko, zmilitaryzowane, służba równoznaczna z rozkazem wojskowym. Dekret sprawia wrażenie pomyślanego na długi okres, na lata...
Warszawa, 13 grudnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Późnym rankiem 13 grudnia Jan Paweł II, wciąż głęboko poruszony, zwrócił się do wiernych, powtarzając sześciokrotnie słowo „solidarność”. Potem, zwracając się do Matki Bożej (tak, jakby to ona była rozmówcą, a nie Kreml), wyjaśnił różne aspekty społecznej nauki Kościoła, sprawiedliwości. Stąd zrodził się pomysł modlitwy do Pani Jasnogórskiej, którą Papież kończył każdą środową audiencję generalną. Przypominał w niej prawo swych rodaków do wolności i do samodzielnego rozwiązywania wewnętrznych problemów zgodnie z przekonaniami.
Tamtego wieczora, pod koniec kolacji, Ojciec Święty powiedział nam: „Módlmy się. Módlmy się z radością. I oczekujmy znaku z Niebios”. Zawierzając się całkowicie Bogu, Bożej Opatrzności, zdołał przetrwać tamte dramatyczne chwile. Zastanawiał się też, co czynić, jak pomóc uciśnionej Ojczyźnie.
Watykan, 13 grudnia
Stanisław Dziwisz, Świadectwo. W rozmowie z Gian Franco Svidercoschim, Warszawa 2007.
Około 4.00 w nocy wprowadzono nas do pokoju-świetlicy. Stoły ustawione w podkowę, na ścianach zdjęcia z życia milicji i ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej) na terenie województwa gdańskiego oraz powiatu Pruszcz Gdański. Sztandary. Przy drzwiach stał jeden milicjant, a za stołami siedziało dwóch. W rogu telewizor. Byliśmy bardzo zmęczeni, czas się dłużył. Położyłem głowę na stole i zasnąłem. Budziłem się co chwila. Ciągle wywoływali nas na przesłuchania. Każdy wracający szczegółowo opowiadał, czego chcieli i o co pytali. Wkrótce zorientowaliśmy się, że spisują tylko dane personalne i pytają, co się robiło w biurze Zarządu Regionu. Zaczęliśmy nawiązywać pierwsze kontakty z pilnującymi nas milicjantami. Potwierdzili, że o północy ogłoszono stan wojenny. Co dalej – nie wiadomo.
13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Siedzieliśmy znów w naszej świetlicy. O godz. 11.00 włączyliśmy telewizor. Spiker w mundurze zapowiedział przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego – przewodniczącego Wojskowej Rady Ocalenia (WRON). Najpierw był hymn, potem „pełne troski i goryczy” słowa o proklamowaniu stanu wojennego. Po Jaruzelskim była przerwa, program wznowiono o godz. 14.20. Dwaj s…syni z dziennika w mundurach z odznakami „Wzorowy żołnierz” czytali na przemian rozporządzenia szczegółowe. […] Wojna, stan wojenny, tylko kto tu jest wrogiem – czy my, bezbronni, czy załogi zakładów pracy, społeczeństwo?
13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Około 2.00 w nocy w pokoju hotelu „Grand” w Sopocie, gdzie nocowałem, zadzwonił telefon z informacją: „milicja”. Wyjrzałem przez okno wychodzące na front budynku. Ujrzałem scenę z filmu: padający śnieg, drzewa, gęsty kordon milicji, a na podjeździe rząd polowych samochodów wojskowych i milicyjnych bud. Koledzy, myjący okna wychodzące na plażę, widzieli kordony milicji ciągnące się aż do morza, ubrane w surrealistyczne kostiumy z hełmami i tarczami. Milicja była również w całym budynku. Do mojego pokoju weszli po pół godzinie wraz z dwoma cywilami. Po sprawdzeniu dowodów każdego z nas skuwano kajdankami i wyprowadzano w asyście dwóch ZOMO-wców. Budy stały przy samych schodach. Wszyscy z krajówki, których widziałem, byli skuci, reszta – nie. w budzie posadzono nas pięciu w ten sposób, że obok każdego z nas siedziało dwóch milicjantów. Nie przedstawiono nam ani nakazu internowania, ani też aresztowania. Zresztą nikt z nas o to nie pytał, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Przewieziono nas do koszar ZOMO w Gdańsku przy ulicy Kartuskiej. Tam sprowadzono nas do Sali w piwnicy. Stało tam już kilkanaście osób: Rulewski, Sobieraj, ktoś z Radomia… Co chwilę dowożono nowe transporty.
Sopot-Gdańsk, 13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Po północy wracam z krajówki do domu. W drodze zastanawiam się, czy gdzieś nie zniknąć. Zadaję sobie jednak pytanie – dlaczego się boję? Ostatecznie posiedzę sobie najwyżej po raz pierwszy przez 48 godzin w areszcie. Z pewnością chodzi o postraszenie ludzi związanych ze Związkiem. W końcu nie można rządzić tym społeczeństwem bez słuchania jego głosu. Do końca przełamuję się, nie widząc po drodze jakiegoś specjalnego ruchu milicji. W domu mamy gości. Już jednak śpią. Ze spokojem zjadam więc spóźnioną kolację. Po dwóch dniach przysłuchiwania się obradom krajówki jestem bardzo zmęczony. Zasypiam natychmiast. Budzi mnie dzwonek u drzwi. Na pytanie – kto tam? Słyszę: milicja. Rzeczywiście, przez wziernik widzę trzech mundurowych i jednego cywila. Odsyłam ich do rana. Od razu próbują wyważyć drzwi. Otwieram. Wpadają do przedpokoju i ciasno mnie otaczają. Najpierw są agresywni, później trochę się uspokajają. Żądam nakazu aresztowania; w odpowiedzi cywil, który, jak się zorientowałem, jest szefem całej tej akcji mówi mi, że zatrzymany jestem na podstawie jakiegoś nieznanego art. 42. Precyzuje przy tym, że nie jestem aresztowany, ale internowany. Pokazuje mi decyzję o internowaniu. Czytam w niej, że mam być w Strzebielinku lub w Czarnem. Ubieram się, łykam trochę mleka, żona daje mi kawałek chleba, szczoteczkę i pastę do zębów. Wszystko inne cywil każe zostawić. Zegarek wsuwam jednak do kieszeni. Przerażone dzieci i żona patrzą, jak mnie wyprowadzają.
Gdańs, 13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieźli mnie samego w zimnej „nysce”, najpierw przez miasto, po drodze minęliśmy siedzibę regionu – stało tam pełno milicjantów – potem skręciliśmy na Słowackiego. Odruchowo spojrzałem na zegarek – dochodziła 4.00. podczas jazdy młody milicjant próbował nawiązać rozmowę. Miałem wrażenie, że jedziemy na lotnisko. Odprężyłem się, gdy zjeżdżaliśmy na obwodnicę trójmiejską. Myślałem, że jedziemy do Wejherowa. Zostaje ono jednak z boku, wjechaliśmy w jakieś lasy, przy drodze mignęła nazwa Piaśnica. Po dwóch godzinach jazdy, z błądzeniem, zakopywaniem się w śniegu, podjechaliśmy pod wysoki mur. Przy wejściu napis: Zakład Karny Oddział Zewnętrzny Więzienia w Wejherowie w Strzebielinku. Dookoła wysoki szary mur, na rogach wieżyczki strażnicze, reflektory, karabiny. Mój „opiekun” prowadzi mnie do jakiejś sali. Robią mi zdjęcia z trzech stron, biorą odciski wszystkich palców i obu dłoni. Każą mi podpisać. Jestem oszołomiony. Czekając na kolejne wydarzenia, a później zdawanie rzeczy do depozytu (wszystko co tylko miałem przy sobie, w tym też zegarek) spotykam znajome twarze. Nie pamiętam już ,czyje. Wreszcie wyprowadzają na dziedziniec otoczony wysokim ogrodzeniem z siatki, zakończonej rzędami drutów kolczastych. Za siatką 5 parterowych pawilonów, złączonych korytarzem. W oknach kraty. W dyżurce dostaję przydział do swojej celi.
Gdańsk-Strzebielinek, 13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Waszkiewicz powiedział mi: „Musimy zdawać sobie sprawę, że nasz strajk ma charakter symboliczny”. Jeśli tak myślą przywódcy, to czego oczekiwać od szeregowych stoczniowców?
Jest już po trzynastej i nieuchronnie zbliża się exodus. Nie zapobieże temu nagłośniona nyska „Solidarności” jeżdżąca od kwadransa po terenie Stoczni i nadająca apel, aby pozostać na wydziałach. [...]
Stocznia jest ogromna, pracuje tu 17 tysięcy ludzi, a nyska tylko jedna. Przed bramą nr 2 — gdzie jestem — zaczyna być tłoczno. Coraz więcej robotników w kurtkach, z teczkami — chcą iść do domu. Straż robotnicza jest niezdecydowana. Najpierw przepuszcza część osób, potem — na głosy sprzeciwu spod bramy — zatrzymuje resztę. Zdenerwowanie jest coraz większe.
Do Stoczni wjeżdża samochód z żywnością. Kilku zdeterminowanych dezerterów, nie bacząc na niebezpieczeństwo, prześlizguje się na czworakach pod kołami, na zewnątrz.
– Jak szczury! Jak szczury z tonącego okrętu! — podnoszą się okrzyki, słychać też gwizdy. [...]
Mikrofon bierze Fudakowski z Regionalnego Komitetu Strajkowego. Apeluje o spokój. Prosi, aby wypuścić wszystkich, którzy chcą wyjść, nie lżyć ich, zachować się godnie. Robi to impulsywnie, chce rozładować konflikt, ale łamie postanowienia komitetów strajkowych! [...] brama już się uchyla. Ludzie uciekają przez nią wśród gwizdów, byle szybciej i byle dalej — od tego wstydu, od strachu, od sytuacji, która ich przerosła.
Podobne sceny przy bramie nr 3, blisko kolejki, były jeszcze bardziej dramatyczne. Wielu uciekało przez płoty, aby nie narażać się na gwizdy i obelgi. Wyszło blisko dwie trzecie stoczniowców.
Gdańsk, 14 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Pierwszy spacer mieliśmy w poniedziałek. Wyszliśmy wszyscy. Klawisze i ZOMO-wcy wskazali nam okrąg, po którym wolno nam było się poruszać. Mogliśmy biegać, obrzucać się śnieżkami, spacerować – co kto chciał. Nie wolno było tylko zbliżać się do kolegów biegających po przeciwnej stronie placu. Krzyczeliśmy wobec tego do siebie – trochę wymieniając informacje, ale przede wszystkim dodając sobie otuchy. Pilnujący nas ZOMO-wcy udawali, że tego nie słyszą. Widać było, że nie mają jasności dyrektyw, jak się do nas odnosić.
Strzebielinek, 14 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Stwierdzam, że przekazane w dniu 14 grudnia 1981 decyzje dyrektora Biura zobowiązujące do:
— usunięcia materiałów informacyjnych i propagandowych KZ NSZZ „Solidarność” z miejsc ogólnodostępnych i pracowni,
— zdeponowania biblioteki związkowej,
nie zostały wykonane przez osoby zobowiązane.
Stwierdzam, że Obywatel jest współwinny tego stanu.
Wrocław, 15 grudnia
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Noc była spokojna, ale milicja zastosowała nowy manewr. Wszyscy mogli wyjść, ale nikogo nie wpuszczano. Urwał się więc przemyt żywności. Z milicyjnych głośników głośno płynęła zachęta do podporządkowania się decyzji WRON. Ludzie zaczęli przynosić informacje, że Huta jest otaczana czołgami. Faktycznie były to tylko BTR-y. Wymieszano milicję z wojskiem. Panika wzięła górę. Strumień opuszczających zakład zaczął przybierać postać smutnej rzeki. Pochyleni, ze spuszczonymi głowami opuszczali nas nasi koledzy, którzy jeszcze rano byli tak bojowo nastawieni.
Warszawa, 13 grudnia
Ludzie ze stali. Wspomnienia hutników warszawskich, red. Roman Bortnowski i in., Warszawa 2007.
Trzeba odwagi, by bronić swoich praw, bronić swojej godności. Trzeba odwagi, a my pochowaliśmy głowę w piasek, milczymy, choć wokół dzieje się krzywda i bezprawie [...], gdzie nasza robotnicza solidarność? [...]
Śmierć dla górników nie nowina — zagląda w oczy aż nazbyt często, ryzykując życiem, ratując współbraci, za ginące ideały również przelali krew — i o tym nie wolno zapomnieć. Za ideały sierpnia 1980, za „Solidarność” przyszło im płacić w grudniu 1981 — płacić własną krwią i zapłacili. [...]
Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale duszy nie mogą zabić. Raz jeszcze mówię — nie bójcie się.
Jastrzębie-Zdrój, ok. 16 grudnia
Jastrzębska Solidarność 1980-2005, Jastrzębie Zdrój 2005.
Jestem reżyserem filmowym pracującym w Wytwórni Filmów Animowanych. Tam też należę do Związku Zawodowego „Solidarność”, będąc zwyczajnym członkiem. Nigdy nie należałem do żadnych organizacji politycznych ani tym podobnych ugrupowań. Nigdy nie zajmowałem się żadną działalnością polityczną, ani też nikogo do takiej działalności nie namawiałem. Nie występowałem przeciwko partii jako takiej ani tym bardziej przeciwko socjalizmowi […]. Zarzucanie mi, że w obecnej sytuacji swoim postępowaniem mogę stworzyć niebezpieczeństwo dla spokoju narodowego jest nieporozumieniem, nie mającym żadnych podstaw. Występując w zasłużonym dla polskiej kultury kabarecie Piwnica pod Baranami (ostatnio w listopadzie Grand Prix na festiwalu w Arezzo), przeciwstawiałem się przez kilkanaście lat w swoich satyrycznych tekstach temu wszystkiemu, czemu od sierpnia przeciwstawiali się wszyscy bez wyjątku i jeśli jest mowa o ewentualnym wytwarzaniu napięć (a to mi w akcie internowania zarzucono), to ja przez całą swoją działalność raczej je rozładowywałem. Rozładowywałem przez śmiech, który zawsze jest uzdrowicielski, działając na zasadzie wentyla upuszczającego powietrze. Wystarczy tylko to zrozumieć, żeby uznać moją kabaretową działalność za wręcz pożyteczną i wskazaną. Tak też ostatnio, jak to można było wyczuć, odbierały to władze, przyznając nam nagrody i odznaczenia. Osobiście we wrześniu tego roku zostałem wyróżniony odznaczeniem „Zasłużonego Działacza Kultury”, a poprzednio resortową nagrodą Wiceministra Kultury i Sztuki.
W całej tej sytuacji internowanie mnie jest po prostu niepotrzebnym wyrządzeniem mi krzywdy, niesłusznym poniżeniem […].
Nowy Wiśnicz, woj. tarnowskie, 16 grudnia
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Nie chcieliśmy stanąć w tym dniu na placu z pustymi rękami. Zdecydowaliśmy się na zrobienie flagi biało-czerwonej. Był to niemały problem techniczny. Janusz w pewnym momencie zdjął swetr i ściągnął swój biały podkoszulek. Wydarliśmy z niego w miarę regularną formę prostokąta i dolną część podkolorowaliśmy na czerwono ogryzkiem kredki znalezionej w szafce po więźniach. Do flagi dowiązaliśmy po obu stronach sznurki, tak, by każdy z naszej 16-tki mógł ją trzymać. Kiedy nastąpiła nasza kolej na spacer, skupiliśmy się w kole, a otwierając je rozwinęliśmy flagę i stanęliśmy w szeregu twarzą do rzędu pawilonów, z których obserwowali nas nasi koledzy. Po minucie ciszy odśpiewaliśmy wraz z kolegami z obu pawilonów hymn i „Boże coś Polskę”. ZOMO-wcy i klawisze różnie reagowali. Część dyskretnie usunęła się na bok, niektórzy prowokacyjnie świdrowali nas wzrokiem, paląc papierosy i nie reagując na słowa hymnu. Czuliśmy się z każdą zwrotką mocniejsi i oni też to czuli.
Strzebielinek, 16 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieczory w celi zeszły nam na urządzaniu naszego pomieszczenia. Z listew oderwanych od stołu zbiliśmy krzyż. Chrystusa upletliśmy z pakunkowego konopnego sznura. Poniżej przymocowaliśmy zdjęcie papieża. Pod krzyżem na ścianie zawisła nasza flaga z kawałkiem kiru. O godzinie 21.00 przy otwartych oknach obu zajmowanych przez nas pawilonów wszystkie cele odśpiewały „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Za poległych w Grudniu 1970 odmówiliśmy „Ojcze Nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Wieczne Odpoczywanie”.
Strzebielinek, 16 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieczorem w dzienniku radiowym podano: w kopalni „Wujek” w Katowicach zginęło 7 osób. Zginęli wczoraj, w samą rocznicę Grudnia. Straszne przygnębienie. Nam ta rocznica, tak pamiętna, mająca własne pomniki, wydawała się nietykalna. Była naszą współczesną relikwią. Mając ją w ręce czuliśmy się bezpieczni. I uderzono właśnie tu. Spodziewamy się najgorszego, wkroczenia Rosjan. Wtedy nasz los byłby przesądzony. Wieczorem modlimy się za poległych. Do okna podchodzą wszyscy, także niewierzący.
Strzebielinek, 17 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Przemeblowaliśmy się. Prycze dotychczas zasłaniające okna przesunęliśmy na przeciwległą ścianę. Podczas wieczornego liczenia klawisz oznajmił, że jest to regulaminowo zabronione. Przemeblowania można robić po uzyskaniu zgody komendanta. Nie zareagowaliśmy na to. Mamy lepszą wentylację w całym pomieszczeniu, a połowa z nas pali. Ustala się nasz dzienny harmonogram w porannym ożywieniu, wyczekiwanym spacerze, w południe następuje spokój. Niektórzy śpią, inni czytają jakieś książki z więziennej biblioteki, grają w szachy, piszą listy, uczą się wzajemnie języków. Z zapasów pochodzących z wypiski próbujemy przygotować coś sprawnego do jedzenia. Najczęściej jest to chleb z margaryną i cebulą. Jedzenie jest tu okropne. Poza ranną zupą, dwa pozostałe posiłki – też zupy, jeśli w ogóle można je tak nazwać – są wręcz obrzydliwe. Dzienna stawka żywieniowa wynosi 25 zł i komendant twierdzi, że nie jest w stanie nic lepszego za to zrobić.
Strzebielinek, 18 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Ktokolwiek miał szczęście poznać Lecha Wałęsę i innych przywódców „Solidarności”, tak jak ja w lecie tego roku w Polsce, ten nie może myśleć o nich inaczej jak z szacunkiem i z tą radością, jaka napawa dumą z niezwykłych dokonań ludzkich. Zaprezentowali oni nadzieję na stworzenie nowych form życia politycznego, które uznałyby polską konstytucję i istniejący ustrój społeczny, ale w połączeniu z kontrolą demokratyczną i swobodą wyrażania opinii publicznej. Jeśli przywódcy „Solidarności” okazali się naiwni, bo przecież partia rządząca nie chciała dzielić się władzą z nikim, a już najmniej z robotnikami, to grzeszyli nadzieją. Tak więc zasługują na współczucie i pomoc wszystkich ludzi dobrej woli.
[...]
Naród polski przeżył wiele klęsk, tym razem klęska została zadana w sposób szczególnie perfidny, ale jak znam historię, nie wierzę, by ruch demokratyczny w Europie Wschodniej, któremu przewodziła „Solidarność”, miał być zjawiskiem przejściowym. Wręcz przeciwnie, jego jawna lub utajona egzystencja okaże się trwalsza niż wszystkie junty stulecia razem wzięte.
19 grudnia
Czesław Miłosz, To wielka odpowiedzialność unicestwić nadzieję, „New York Times” z 19 grudnia 1981, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
Dziś upływa termin składania odwołań od decyzji o internowaniu. Z początku nikt nie chciał pisać, teraz są dwa wyraźne stanowiska: jedni opowiadają się za korzystaniem – dla zasady – z ograniczonego, ale funkcjonującego przecież prawa, a inni uważają, że co tworzyć jakichkolwiek pozorów jego istnienia. Postanowiłem napisać odwołanie od decyzji o internowaniu, w której wszystkim postawiono ten sam zarzut: „podejmowania działań o skutkach anarchizujących życie społeczeństwa województwa gdańskiego – na zasadzie artykułu 42 dekretu z dnia 12 grudnia 1981 o ochronie bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego”. Kiedy już część z nas zdecydowała się na napisanie podań, około 17.00 przyszedł strażnik, który oświadczył, że komendant nie przyjmie naszych odwołań pod nieobecność pełnomocnika. Mimo to postanowiliśmy wręczyć je strażnikowi, a sami sporządziliśmy dokument potwierdzający fakt przekazania tych podań z podpisami wszystkich mieszkańców celi na wypadek, gdyby komendant próbował nas wymanewrować.
Strzebielinek, 20 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
O 7.00 rano liczący nas klawisz jak zwykle huknął drzwiami na pobudkę. Z kołchoźnika leciała właśnie relacja z konferencji Jerzego Urbana, rzecznika prasowego rządu z udziałem kapitana Wiesława Górnickiego, znanego dotąd z roboty dziennikarskiej. Podano, że liczba internowanych wynosi około 5 tysięcy osób; niektóre już zwolniono. Pozostający w „ośrodkach odosobnienia” mają swobodę poruszania się wewnątrz, możliwość wspólnych zajęć kulturalnych, korespondencji, widzeń z rodzinami itp. Z konferencji wynikało, że przebywamy w ośrodkach wczasowych, w których życie reguluje specjalnie opracowany regulamin dla internowanych. W steku kłamstw, jakich wysłuchiwaliśmy od kilku dni – to kolejne doprowadziło nas do wściekłości. Prawie równocześnie we wszystkich celach rozpoczęło się walenie w drzwi. Klawisze potracili głowy.
Strzebielinek, 22 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Głęboko poruszeni przyjęliśmy wiadomość, że polscy robotnicy polegli od kul, walcząc o wolny ruch związkowy. Tysiące innych zostało osadzonych w więzieniach i obozach. Cały naród został podporządkowany brutalnym prawom stanu wojennego. Rozwiązanie związku zawodowego „Solidarność” jest bezspornym pogwałceniem umów zawartych przez państwo polskie, a wojskowy terror stanowi ewidentne pogwałcenie praw człowieka. Potępiamy te działania i wyrażamy nasze poparcie dla polskich robotników o prawo do działalności związkowej. Pogwałcenie praw człowieka, w tym prawa do działalności związkowej, jest dla wszystkich szczególnie istotne, ponieważ grozi wspólnemu bezpieczeństwu. [...]
Sztokholm, 23 grudnia
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
Po południu mieliśmy pierwsze spotkanie z kapelanem, ppłk. Tadeuszem Błońskim, salwatorianinem, proboszczem kościoła garnirowanego z Gdańska-Wrzeszcza. Był wyraźnie zdenerwowany swoją sytuacją, ale też była ona niełatwa. Z jednej strony my, pełni nieufności do wszystkiego, co serwowała nam komenda obozu, z drugiej strony kapelan, jak się potem okazało, również otrzymał ostrzeżenie o grożącym mu sądzie wojennym w przypadku, gdyby przekazał jakieś informacje pochodzące od nas na zewnątrz. […] W tej atmosferze, w celach, które po kolei odwiedzał kapelan – żądano od niego okazania dokumentu uwierzytelniającego jego posługę kapłańską ze strony władz diecezji. Miał taki dokument, widzieliśmy na własne oczy. Było to jedno ze smutniejszych doświadczeń. Dał o sobie znać klasyczny mechanizm ubecki polegający na sianiu wzajemnych podejrzeń. W kaplicy kapelan udzielił nam zbiorowego absolutorium i rozdał komunię. Dostaliśmy także opłatki na jutrzejszą wigilię. Jest nadzieja, że przyjedzie jutro i będzie mógł odprawić w kaplicy mszę św.
Strzebielinek, 23 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Od rana trwały przygotowania do Wigilii. Najpierw kupiliśmy dostarczoną przez komendę choinkę, którą osadziło się w taborecie, podwiązało pod nim puszkę z wodą, później poszła w ruch wytwórnia „ozdób choinkowych”. Darliśmy na mniej więcej równe paski gazety, z których nasi specjaliści składali różnego rodzaju gwiazdki i bombki. Wszystko to wraz z otrzymanymi cukierkami zawisło na świątecznym drzewku. Wieczerzę wigilijną, na którą składały się dary z domów, rozpoczęliśmy o godz. 16.00. W trakcie jej trwania przyszedł z życzeniami kapelan i komendant mjr Kaczmarek. Przełamaliśmy się z nimi opłatkiem, a także z klawiszem, który im towarzyszył. Komendant i klawisz byli zaskoczeni. Gdy składaliśmy sobie wzajemnie życzenia i dzieliliśmy się opłatkiem, każdy z nas miał łzy w oczach. W obozie tworzyło się coś nowego. Jakaś wzajemna solidarność, poczucie jedności, braterstwa. Jeszcze przed paroma dniami znaczenie tych słów miało posmak wielkiego programu przebudowy naszego społeczeństwa, teraz wróciło do swego pierwotnego, elementarnego znaczenia. Na nowo odkrywaliśmy w sobie człowieka, a nie tylko wielki program polityczny. Tu też, w tych więziennych warunkach, pełniej odczuwaliśmy głębię kolęd.
Strzebielinek, 24 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Mamy własne radio! Jest to najbardziej prymitywny polski tranzystor, niemniej jednak pozwala nam na odbieranie wszystkich polsko-języcznych rozgłośni radiowych. Od razu inny nastrój. Wreszcie wiemy co się dzieje u nas i na świecie. Łatwiej też porządkować informacje od rodzin.
[…]
Informacje o reakcjach Zachodu są zupełnie inne od tych, które serwuje Polskie Radio […].
Strzebielinek, 25 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Pojawiło się nowe porzekadło: „WRONa Orła nie pokona”. Na spacerze, korzystając z pięknego śniegu, którego nie brak tej zimy, ulepiliśmy bałwana w rogatywce, a drugiego z wielkimi odstającymi uszami. Było trochę śmiechu i zabawy. Wieczorem ZOMO skrupulatnie rozwaliło te kukły. No i oto nam chodziło…
Czuje się w celi wyraźne odprężenie. To skutek widzenia się z rodzinami i wiadomości, jakie do nas przenikają przez radio. Również msza św., którą odprawił kapelan, bardzo nas podniosła na duchu, zwłaszcza gdy trzydziestu chłopa huknęło kolędę. Wyszedł z tego niezły chór. Często dyskutujemy o obecnej pozycji Kościoła. Wszyscy uznają, że bardzo się uaktywnił. Najważniejsze, że wspiera tworzenie się nowej, międzyludzkiej solidarności, solidarności z rodzinami, z których zabrano kogoś do więzienia lub internowano. Księża pomagają, pocieszają, kierują do osób, które mogą pomóc w jakiejś konkretnej sprawie. Organizuje się sieć pomocy i samopomocy materialnej dla rodzin internowanych i przebywających w aresztach.
Strzebielinek, 25 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieczór sylwestrowy upływa nam na przygotowaniach do wspólnej kolacji – nie brak puszek z rybami, konserw, sera, są nawet jakieś soki. O północy złożyliśmy sobie życzenia, a później przy kawie, resztkach ciastek oraz przemyconej butelce szampana i wyborowej siedzieliśmy, jak zwykle dyskutując i śpiewając.
[…]
Sylwester był też o tyle pamiętny, że po raz drugi od czasu zamknięcia mogliśmy się wykąpać, a raczej wziąć prysznic. Przy okazji otrzymaliśmy nową zmianę ścierek, które służyły nam jako ręczniki. Po dniach spędzonych w brudzie, pod zakurzonymi kocami w podejrzane plamy, była to wielka ulga.
Strzebielinek, 31 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Biuro „Solidarności” powstało samorzutnie. W Szwecji było dużo turystów, ludzi z Polski, działaczy „Solidarności”, których zaskoczył tu stan wojenny; zaczęli do nas przychodzić, bo widzieli w gazetach, że ktoś działa, jest jakiś ośrodek. W prasie to wyglądało na znacznie intensywniejsze niż było w rzeczywistości. To było przecież tylko nasze mieszkanie, które się przekształciło w centralę informacyjną; przyjechały telewizje ze swoim sprzętem — porozstawiano go i permanentnie nadawano z naszego salonu. Drzwi się nie zamykały, ludzie wchodzili, wychodzili, telefon się urywał, dzwonił non stop. Potem zainteresowanie się zmniejszyło. Jednak i tak trzeba było to ucywilizować, w końcu to był nasz dom.
Biuro działało w ten sposób do 1 stycznia 1982. Wtedy przeniesiono je do lokalu udostępnionego przez centralę szwedzkich związków zawodowych LO. Ja automatycznie zostałem szefem tego biura, jednak nie podobało się to socjaldemokratycznym związkom zawodowym, ponieważ identyfikowany byłem jako liberał. W biurze oprócz mnie znaleźli się Piotr Mayer, działacz Regionu Mazowsze, który przypadkiem znalazł się w Szwecji, Marek Tarka, Anna Bogucka i Marek Kasprzak — też związani z Regionem Mazowsze i też przebywający przypadkowo w Szwecji. Na początku współpracował z nami również Japończyk Joshiho Umeda, którego jako obywatela japońskiego wydalono z Polski, mimo że miał tam żonę i dzieci.
1 stycznia
Katarzyna Puchalska, Droga przez Bałtyk, Relacja Jakuba Święcickiego nagrana przez Katarzynę Puchalską w kwietniu 2005, „Karta” nr 47/2005.
Zawsze oczekujemy niedzieli z nadzieją i ożywieniem. W trakcie odwiedzin napływa do obozu porcja wiadomości, która musi wystarczyć na cały tydzień. Oczekujemy też niedzielnych mszy św. (niestety Polskie Radio nie transmituje już mszy św.), w czasie których możemy wysłuchać informacji z działalności Kościoła. Bardziej też włączamy się w sprawy liturgii. Koledzy na zmianę czytają fragmenty lekcji i przygotowują intencje, o które modlimy się w czasie mszy św. Z uwagą wysłuchujemy wszystkich komunikatów episkopatu. Ze szczególną uwagą śledzimy ciąg wypowiedzi naszego papieża. Dziś – jak podały zachodnie agencje radiowe – papież ostro potępił działalność junty. W podobnym tonie wygłosił kazanie prymas Glemp. Jego wczorajsze spotkanie z Jaruzelskim nie wniosło nowych elementów.
Strzebielinek, 10 stycznia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Zarządzeniem 12/81 dyrektora BPT „Predom-Projekt” w sprawie niektórych postanowień, wynikających z ogłoszenia stanu wojennego, organizacje związkowe w Biurze zobowiązane zostały do usunięcia swoich materiałów informacyjnych i propagandowych.
Nie zostało to w pełni wykonane w jednym z pomieszczeń pracowni TT-1. Z rozmowy mojej przeprowadzonej z Obywatelem w miejscu pracy Obywatela, w obecności Ob. Ob. J. Granata i Wł. Moraszki wynikło, że jeden z nielegalnych w myśl zarządzenia 12/81 afiszów propagandowych wraz z bukiecikiem kwiatków — wywieszony został przez Obywatela. Moje polecenie zdjęcia afisza spotkało się ze stanowczą odmową Obywatela.
Takie postępowanie Obywatela daje podstawę do uzasadnionego sądzenia, że pozostając w pracy będzie Obywatel działać na rzecz nieprzestrzegania obowiązującego w stanie wojny porządku prawnego.
— Zawieszam Obywatela w czynnościach służbowych do dnia 30.05.[19]82.
— Wypowiadam Obywatelowi warunki pracy i płacy ze skutkiem prawnym na dzień 30.05.[19]82.
— Zabraniam Obywatelowi wstępu do BPT „Predom-Projekt” od dnia 18.02. [19]82 do dnia 30.05.[19]82 (oprócz dni wypłat) bez zgody dyrektora, z zastrzeżeniem, że naruszenie tego zakazu spowoduje natychmiastowe zwolnienie.
W okresie zawieszenia będzie Obywatel otrzymywać wynagrodzenie obliczane jak za urlop wypoczynkowy.
17 lutego
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
W dniu 17 lutego 1982 otrzymałem wypowiedzenie umowy o pracę z uzasadnieniem, że jeden z nielegalnych w myśl zarządzenia Dyrektora nr 12/81 afiszów propagandowych wywieszony został przeze mnie i na polecenie Dyrektora nie został zdjęty. W związku z takim zarzutem wyjaśniam, że po dniu 13 grudnia 1981 [...] zostały usunięte wszystkie materiały uznane przez Dyrektora za informacyjne i propagandowe NSZZ „Solidarność”. [...]
Na marginesie dodaję, że rzekomym afiszem propagandowym był portret I Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego wydany przez Państwowe Zakłady Graficzne we Wrocławiu, wywieszony w maju 1981. Portret Marszałka nie jest żadnym afiszem propagandowym, a ponadto do moich obowiązków jako projektanta nie należy robienie porządków na terenie pracowni.
Wrocław, 22 lutego
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Trzeba to powiedzieć jasno: „Solidarność” mogła stać się ruchem masowym dlatego tylko, że aspiracje społeczne połączyły się w niej z aspiracjami narodowymi. Europa XX wieku zna wzór nacjonalizmu umieszczającego się na prawicy. W „Solidarności” nastąpiło przełamanie tego wzoru i jakby nawiązanie do demokratycznych ruchów epoki romantyzmu albo do wzoru Komuny Paryskiej, która, jak wiadomo, była tyleż rewolucyjna, co patriotyczna. Każdy poeta polski, i nie stanowię tu wyjątku, czuł, tak samo jak czuły miliony Polaków, ogromną historyczną wagę odbywających się wydarzeń. [...]
Szczęśliwy jest poeta, któremu choć raz w życiu dane było zrzucić brzemię samotnego indywidualizmu i przebywać wśród ludzi jako równy wśród równych. Mam na myśli wewnętrzne przezwyciężenie izolacji, niemożliwe bez poczucia braterstwa, a nawet podziwu i szacunku. Tego szczęścia zaznałem latem 1981 roku podczas wizyty w Polsce.
Jeden z moich amerykańskich kolegów, który odwiedził Polskę w okresie „Solidarności”, powiedział, że zobaczył rzecz niezwykle rzadką: kraj bez alienacji. I nie mylił się. Było to jakby strach został wzięty w nawias – ten strach, który przez dziesiątki lat wznosił przegrody zarówno pomiędzy człowiekiem i człowiekiem, jak pomiędzy człowiekiem i państwem. Miałem też to szczęście, że moja potrzeba uwielbienia, być może jedna z najgłębszych potrzeb poety, znalazła swój przedmiot, kiedy spotkałem Lecha Wałęsę. Powiedziałem mu: „Jesteś moim wodzem” – i uświadomiłem sobie, że to niemało, jeżeli w jakimś kraju robotnik może zostać przywódcą całego narodu.
Paryż, 27 lutego
Czesław Miłosz, Nowe zadania poezji polskiej, „Kultura” Paryż, nr 4/1982, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
Potwierdzam to, co wcześniej przekazane zostało Obywatelowi przez kolegów i kierownika pracowni, że mógł Obywatel od 1 marca 1982 i nadal może natychmiast powrócić do pracy po przedłożeniu pisma, w którym:
— zobowiąże się Obywatel do przestrzegania obowiązującego porządku w zakładzie pracy;
— zwróci się Obywatel o zaliczenie nieobecności w pracy w okresie wypowiedzenia do urlopu wypoczynkowego.
Odmowa złożenia takiego zobowiązania jedynie potwierdza słuszność podjętych kroków wobec Obywatela.
Wrocław, 18 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Oświadczam, że stawiane warunki przywrócenia mnie do pracy w piśmie z 18.03.1982 są nie do przyjęcia:
— żądanie zobowiązania, że będę przestrzegał obowiązującego w Biurze porządku uważam za obraźliwe, ponieważ od 1.09.1961 jestem pracownikiem i nigdy nie miałem kolizji z obowiązującym regulaminem pracy;
— żądanie zaliczenia nieobecności w pracy na poczet urlopu wypoczynkowego jest drugim nieporozumieniem spowodowanym nieprzemyślaną decyzją Dyrektora. Urlop jest przeznaczony na wypoczynek, a w zaistniałej sytuacji traktowanie mojej nieobecności w pracy jako wypoczynku jest niepoważne i bezprawne.
Zgłaszam gotowość natychmiastowego przystąpienia do pracy po anulowaniu rozwiązania umowy o pracę i cofnięciu zakazu wstępu do Biura. [...]
Wrocław, 22 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Terenowa Komisja Odwoławcza do Spraw Pracy dla Dzielnicy Wrocław-Krzyki [...] orzeka:
Uznać za bezskuteczne wypowiedzenie umowy o pracę z dnia 17.02.1982 w stosunku do wnioskodawcy ob. Henryka Perkowskiego.
Uzasadnienie
[...] wnioskodawca jako długoletni pracownik cieszył się bardzo dobrą opinią, był pracownikiem sumiennym, rzetelnym i wydajnym.
W okresie 21 lat pracy brak w aktach osobowych jakiejkolwiek ujemnej oceny pracy wnioskodawcy.
Dowód: akta osobowe.
Faktem jest, że w chwili ogłoszenia stanu wojennego dyrektor Biura wydał Zarządzenie nr 12/81, w którym nakazał usunięcie z pomieszczeń biurowych materiałów informacyjnych i propagandowych związkowej organizacji NSZZ „Solidarność”. Również faktem jest, że w pracowni wnioskodawcy od maja 1981 wisiał portret Piłsuckiego [sic!], powieszony przez któregoś z pracowników, w każdym razie nie przez wnioskodawcę.
Dowód: wyjaśnienie wnioskodawcy.
W pracowni tej znajdują się różne afisze, np. marki zagranicznych samochodów, zdezaktualizowane, a z ciekawą lub barwną fotografią kalendarze itp.
W dniu 17.12.[19]81 dyrektor [...] nakazał zdjąć wnioskodawcy afisz Piłsuckiego, zaliczając ten afisz do nielegalnych.
Dowód: pismo z 17.12.[19]81 dot[yczące] wypowiedzenia umowy o pracę.
Wnioskodawca nie usunął afiszu, uważając, iż nie należy to do jego kompetencji.
Dowód: okoliczność niesporna.
Komisja w tak ustalonym stanie faktycznym przyjęła, iż wypowiedzenie umowy o pracę jest nieuzasadnione i w związku z tym bezskuteczne.
Wnioskodawca jest starszym projektantem i nie ma obowiązku przybijania bądź zdejmowania afiszy, tym bardziej iż je nie zawieszał. Dyrektor winien wydać polecenie w tym zakresie, o ile faktycznie wiedział, iż afisz Piłsuckiego w stanie wojennym jest niewłaściwy, kierownikowi administracyjnemu dysponującemu pracownikami gospodarczymi, do których kompetencji należą tego rodzaju czynności, np. sprzątaczka, konserwator, a nie projektantowi. [...]
Wrocław, 26 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
[...] nie przypuszczałem, że spotkam się z oporami ob. [Henryka] Per[kowskiego] w zakresie podpisania deklaracji stosowania się do obowiąz[ku] porządku w zakł[adzie] pracy. Sprawy rozliczenia nieobecności są tu drugorzędne.
Biorąc pod uwagę, że ob. Per[kowski] nadal uważa, że ma prawo w miejscu pracy wywieszać, co uważa za stosowne i że nie musi się liczyć z decyzjami dyr[ekcji] — cofam własną warunkową propozycję przywrócenia do pracy ob. Per[kowskiego].
26 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
[...] w listach z Polski czas zatrzymał się i widziałem, do jakiego stopnia dekady od 1939 były tylko pokostem, podczas kiedy istotą pozostała Polskość przez wielkie P, odwiecznie polskie Wilno i odwiecznie polski Lwów. Tudzież duma, że Polska ma nowego wieszcza, który wśród cudzoziemców zasłynął. Co nie usposabia mnie do ironii. [...]
Zdawać się mogło – i mnie przez chwilę się zdawało – że krąg zaklęty zostanie przerwany i że ta ludzka prawdziwie, demokratyczna, politycznie dojrzała i rozsądna „Solidarność” spod znaku Wałęsy obroni nową demokratyczną polskość. [...] Dla mnie te 16 miesięcy to okres Konstytucji 3 Maja, tak samo ufność w dobroć świata, uniesienie, polska anielskość. I zaraz znów z powrotem do obolałego nacjonalizmu deptanych i poniżanych. Na jak długo?
28 marca
Andrzej Walicki, Zniewolony umysł po latach, Warszawa 1993, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
13 grudnia 1981 zakończył się pełen nadziei okres we współczesnej historii Polski. Ktoś powiedział, że polska „Solidarność” runęła jak domek z kart. [...] Nie ma ani śladu dobrej woli [władz] nawiązania dialogu z „Solidarnością”, która niewątpliwie reprezentuje szerokie koła opinii publicznej i bez uczestnictwa której w procesie podejmowania decyzji żaden problem nie może zostać rozwiązany w sposób konstruktywny. Można zlikwidować czy też zmusić do milczenia pojedynczego człowieka. Nie można jednak wymazać z pamięci ludzkiej doświadczeń szesnastu miesięcy demokracji, marzeń o społeczeństwie wolnym od lęku, kłamstwa i władzy jednostki. Powtarzamy raz jeszcze żądania szwedzkiego ruchu robotniczego i międzynarodowej socjaldemokracji:
- Uwolnić wszystkich uwięzionych i internowanych więźniów związkowych i politycznych.
- Zezwolić „Solidarności” na prowadzenie działalności związkowej, zgodnie z podpisaną przez Polskę konwencją Międzynarodowej Organizacji Pracy.
- Położyć kres prześladowaniom i stosowaniu prawa wojennego.
[...] Nasza solidarność z narodem polskim będzie trwać nadal. Polska znajduje się blisko nas.
6 kwietnia
„Biuletyn Informacyjny Biura Informacji Solidarności w Sztokholmie” nr 11, 1982.
Wszędzie biało-czerwono, na Pomniku napis: „Solidarność”, mnóstwo kwiatów. Śpiewamy „Jeszcze Polska...”, a transparenty z napisem „Solidarność” szumią na silnym wietrze. Unosimy dwa palce do góry — znak V — zwycięstwo. Nie wiadomo tylko, kto go doczeka. „Oddać Lecha!” — skanduje tłum. „Precz stan wojenny!”, „Dość bezprawia!”. Patrzę wokoło — choć młodych jest sporo, są i starsi, i rodziny z dziećmi, niektórzy niosą w klapie znaczek „Solidarności”. Tłum rusza ku bazylice Marii Panny. Na przedzie transparent: „Solidarność nie zginęła, póki my żyjemy”. Idziemy okrężną drogą, nigdzie ani jednego zomowca ani milicjanta. Dziwne.
„Zwyciężymy” — skanduje tłum. Ale kiedy? — myślę, choć i mnie porywa entuzjazm.
Pochód oficjalny był o wiele, wiele większy od naszego.
Gdańsk, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Plac Grzybowski. Mowa Jaruzelskiego, oklaski skąpe, rusza pochód. Na wysokości „Zachęty” kordon. Cały kwartał obu placów niedostępny, pochód idzie pustymi ulicami. Kursuję Królewska–Senatorska; nie kryją tu kulis. Suki, opancerzone armatki i dużo policji. Około 150 tysięcy ludzi, bardzo podobnie jak przed Sierpniem. Bardzo liczne FSO, kolejarze. Tłum poza grupami trudny do zidentyfikowania. Ani śladu entuzjazmu — tępy marsz. Ale sukces niewątpliwy, dużo ludzi, szturmówki, portrety, hasła. „Solidarność” nie istnieje — tylko dwa hasła przeciw „opozycji”. Znaczki PZPR, kokardy, czerwono i nijako.
Warszawa, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Ponieważ jasne było, że Trakt Królewski obsadzi milicja, poszłyśmy z Wieśką dołem, przez Boleść, skręcając koło Mariensztatu w Bednarską. Przy Bednarskiej stał patrol.
— A po co pani chce przejść na górę, guza pani szuka? — zapytał glina wytwornie, patrząc na każdą z nas z osobna.
Cofnęłyśmy się w kierunku ogrodów uniwersyteckich i Oboźną zupełnie swobodnie przeszłyśmy na plac Kopernika. Jaka radość, gdy zobaczyłyśmy, że z Nowego Światu, Traugutta, Oboźnej — wszystkich okolicznych ulic — płynie po prostu tłum ludzi w adidasach. Adidasy — znak rozpoznawczy sprzymierzeńców. W adidasach przychodzi się na demonstrację. Tylko w takich butach można dobrze uciekać.
Warszawa, 3 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Po 16.00 zebrany tłum, zajmujący większą część placu Zamkowego, ulice doprowadzające do niego i częściowo Rynek zaczyna skandować: „Solidarność”, „Oddać Lecha!”, „Znieść stan wojenny!”, „Uwolnić internowanych!”. Kiedy wzniesione zostają sztandary i transparenty — ZOMO ustawia kordon odcinający tłum zebrany na placu od nadciągających zewsząd manifestantów. W odpowiedzi gromki krzyk: „Gestapo”, „Junta precz!”. [...] Obserwatorzy w Zamku Królewskim widzą grupę ubeków, którzy wyjmują z samochodu ustawionego pod Zamkiem biało-czerwone sztandary i rzucają się w tłum głośno krzycząc: „So-li-darność”.
Warszawa, 3 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Dziś generałowie i sekretarz zdecydowali się rządzić nie tylko bez
akceptacji społeczeństwa, ale wręcz przeciwnie. Podstawą sprawowania władzy jest zdolność do rozpędzania demonstracji, pacyfikowania strajków, aresztowania, internowania, pałowania, rozstrzeliwania...
Dopóki generałowie i sekretarze będą taką zdolność posiadać, dopóty nie ustąpią ani o milimetr wobec żadnego nacisku. W tej sprawie wszystko zostało powiedziane i pokazane. Na złudzenia nie ma miejsca. Dodajmy, że wobec rewindykacji nie mogą ustąpić, bo nie mają żadnych rezerw. Nie mogą nie obniżać płac, nie zwalniać pracowników, nie zmniejszać racji żywnościowych. [...] Bez rzeczywistej ugody społecznej nie można powstrzymać postępującej agonii życia gospodarczego. [...]
Organizując „Solidarność”, wzięliśmy na siebie – my, jej działacze – ogromną odpowiedzialność. Nie uciekniemy przed nią dziś, uchylając się od szukania rozwiązań zasadniczych. Dla uniknięcia katastrofy, którą sprowadził na Polskę stan wojenny, skłonny jestem głosić konieczność nawet najdalej idących ustępstw ze strony społeczeństwa. Granicą tych ustępstw jest spełnienie niezbędnego warunku kompromisu społecznego – stworzenie sytuacji, w której władze będą się porozumiewać ze społeczeństwem, a nie same ze sobą (w różnych nazwach i osobach).
Słowem – warunkiem niezbędnym kompromisu jest społeczeństwo zorganizowane niezależnie od władz państwowych. Nie można budować programu na nadziei, że generałowie i sekretarze dobrowolnie zgodzą się na kompromis. Trzeba przyjąć, że przemoc ustępuje tylko wobec przemocy – i zapowiedzieć wyraźnie, że ruch nie cofnie się przed użyciem siły.
12 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[...] Całość procesu wykazała mylną ocenę polityczną strony pozwanej, która nie wzięła pod uwagę, że osoba marszałka Piłsudskiego nie jest obecnie przemilczaną, ale przeciwnie — jego wypowiedzi cytują członkowie Komitetu Centralnego publicznie, wspomina go prasa i podręczniki szkolne, podkreślając jego socjalistyczny polityczny rodowód, jak i wyraźne podkreślanie [przez niego] roli Państwa jako nadrzędnego dobra współobywateli.
[...] Powód w niczym nie uchybił obowiązkom pracowniczym, dlatego oddalenie rewizji strony pozwanej jest konieczne i uzasadnione, gdyż uwzględnienie jej naruszałoby konstytucyjną zasadę prawa do pracy.
Wrocław, 18 maja
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Ostrzegam Obywatela, że Jego obecność na rozprawie o stosunek pracy H. Perkowskiego [zwolnionego z powodów politycznych] może stanowić podstawę zarzutu kontynuowania działalności związkowej.
28 maja
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Przed chwilą „Wolna Europa” nadała komunikat Bujaka. Powiedział, że „Solidarność” zdaje sobie sprawę, że 31 sierpnia mogą paść trupy, niemniej apeluje o udział w demonstracji, bo inaczej przepadnie szansa powstania niezależnej „Solidarności”. To znaczy: potrzebne są trupy. Ludzie, dajcie się zabić dla dobra sprawy! Moim zdaniem, nie można namawiać ludzi do śmierci, nie dając im broni, czyli jakiejkolwiek szansy obrony. Z drugiej strony wiem, że władza powinna się bać, aby nie czuła się bezkarna.
Warszawa, 28 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Dostałam drugą torbę i po pracy wychodzimy na miasto. Krysia i Małgosia też mają takie torby. Na placu Defilad pełno wozów wojskowych i milicyjnych. Gęsto stoją budy, zomowcy uzbrojeni, w hełmach. Idą ludzie. Wyczuwa się niepokój, choć na razie nic się nie dzieje. Ze Świętokrzyskiej skręcamy w Krakowskie Przedmieście, a tu tłumy. Jest około 15.30. Od strony Starówki przez całą szerokość ulicy od muru do muru, od Hotelu Europejskiego do „Bristolu” i dalej od bramy Uniwersytetu do bramy ASP idą lawiną ludzie, skandujący: „Solidarność” i „Chodźcie z nami!”. Gdy minęłyśmy kawiarnię „Nowy Świat”, nagle — dosłownie w ciągu kilku sekund — cała ulica zostaje błyskawicznie zagazowana. Akcja była nagła i skuteczna. Ludzie wciskają się w bramy, miażdżą się, gniotą i zdezorientowani wypadają na podwórko. Trą piekące oczy rękoma, chustkami, rękawami, krztuszą się. Wpuszczamy krople sobie, żeby coś widzieć, a potem wszystkim ludziom gromadzącym się dokoła nas. Szło to bardzo szybko. I zabrakło kropli.
Warszawa, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Robi się szarawo. Lecą w górę rakiety świetlne. Demonstranci wyciągają butelki z benzyną. Skoty się cofają. Działko wodne grzęźnie na torowisku. Ląduje na nim butelka. Ogień. Przerażona załoga traci nerwy. Działko „tańczy”, żałosne dwa strumyki sik... sik... pryskają resztkami wody na pancerną ścianę. Po dramatycznej szamotaninie działko wydostaje się z pułapki i zmyka ile koni w silniku. „Hurrraa!” — wrzeszczą demonstranci. Skrzyżowanie znów bez milicji.
Od strony ronda Kocmyrzowskiego nadjeżdża esbecki fiat. Rzucają z niego petardy. Zawraca i znów się zbliża. Po chwili rozpędza się i nie bacząc na porozrzucane na ulicy kosze i ławki — z jakąś desperacją przebija się w kierunku ulicy Majakowskiego. Na koniec grzęźnie i już się nie ruszy. Demonstranci otaczają go. Esbecy w ostatniej chwili uciekają. Ktoś rzuca do środka butelką. „Pali się!” Wokoło entuzjazm. Ludzie grzmocą z wściekłością kamieniami w blachę samochodu. [...] Gdy wnętrze fiata wypala się, kilkunastu mężczyzn przewraca go na bok. Odchodzą na bezpieczną odległość i czekają... Jest! Potężny słup ognia tryska w powietrze — eksplodował zbiornik paliwa.
Nowa Huta, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Na ścianie ktoś napisał wielkimi literami: „Solidarność”. Do późnego wieczora trwa bój o to miejsce. O 18.45 w pobliżu Opery we Wrzeszczu rozlega się ryk atakującego tłumu i setki mężczyzn zbiegają z trawników w stronę jezdni. W powietrzu unosi się łoskot, jak gdyby nieregularne serie z karabinów maszynowych. Ale to tłum zdobywa kamieniami dwie milicyjne budy (przedtem przebito im koła i wywleczono kierowców). Zomowcy coraz słabiej ostrzeliwują się petardami, setki kamieni sypią się ciągle w te same punkty — łamiąc metalowe siatki i rozrywając pancerze. Tłum nadal bezlitośnie atakuje. Zomowcy poddają się — niektórzy z nich są w opłakanym stanie: pokaleczeni kamieniami, pobici, czarni, zaczadzeni.
Gdańsk-Wrzeszcz, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Z przerażeniem spostrzegłem pędzącą na nas na pełnym gazie milicyjną nyskę. Rozbiegliśmy się, szukając ukrycia. Gdy się obejrzałem — zobaczyłem, że nyska jeździ w kółko za uciekającym młodym człowiekiem. W pewnym momencie w okienku samochodu pojawiła się ręka — padł strzał. Chłopiec wyrzucił ręce w górę i padł, jeszcze próbował na czworakach uciekać przed oprawcami, lecz samochód był szybszy. Przejechał człowieka.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że krzyczę: „Mordercy!”.
Lubin, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Pięćset osób na jezdni MDM-u miota się na okrzyk zmieniających się co chwila samozwańczych przywódców. Pięćdziesiąt metrów w stronę ronda, stop, do tyłu, może w Piękną albo w Koszykową. Jedno hasło nie chwyta, drugie cichnie po pięciu sekundach. Coraz większe poczucie absurdu, śmieszności. Zażenowanie dosłownie dławi gardło. Nigdy właściwie nie skandowałam z tłumem, a teraz — za nic. Dlaczego Gwido i Zbyszek, idący obok, jeszcze próbują? Dziwny wstyd wobec tych, którzy życzliwie przypatrując się z chodnika, nie reagują na rozpaczliwe „Chodźcie z nami!”. Nie idą, nie ma dokąd. Zbyszek wyciąga flagę ze znakiem „Solidarności”. Kiedy znajdujemy kij na drzewce i zaczynamy ją wciągać, już trzeba pryskać — ze wszystkich stron zomowcy.
Warszawa, 31 sierpnia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Polityczne podziemie, podejmując szerokie i wszechstronne przygotowania, mając różnorodne wsparcie z zagranicy, sprzyjającą — wobec trudności gospodarczych — społeczną sytuację wewnętrzną oraz poparcie części kleru — przegrało ostatnią szansę „o obronę Solidarności”.
Warszawa, 1 września
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Żądamy zniesienia stanu wojennego, uwolnienia wszystkich aresztowanych, kontynuacji dialogu z Kościołem, ponownej legalizacji „Solidarności”. Delegalizacja niezależnych związków zawodowych „Solidarność” jest nie tylko złamaniem danych przez polski rząd obietnic, nie tylko wykroczeniem przeciw układom helsińskim, jest także policzkiem wymierzonym narodowi polskiemu.
13 października
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Samorządna Rzeczpospolita, której wizje nakreślili animatorzy programu „Solidarności”, bliska jest w swoich założeniach organizacji życia społecznego, politycznego i gospodarczego działaczom opozycji skupionym w PPN-ie. Nie kryli zresztą tego w swoich wypowiedziach publikowanych za granicą. Nadal uważali siebie za kompetentnych doradców i opiekunów „Solidarności”, czuwających nad właściwym rozwojem sytuacji. Nie pytali przy tym o zdanie szeregowych członków związku, którzy niejednokrotnie nie mieli zaufania do takiej opieki, negatywnie oceniali rolę doradców i ekspertów. [...]
„Pomoc” Najdera i jemu podobnych spowodowała zepchnięcie kierownictwa „Solidarności” na polityczne manowce, zniweczyła nadzieje ludzi pracy na możliwość zawarcia porozumienia narodowego, doprowadziła do niebezpieczeństwa konfrontacji, której wybuch zastopowało wprowadzenie stanu wojennego.
Warszawa, 20 listopada
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Uwzględniając nienaganne zachowanie się Ob. Henryka Perkowskiego w pracy po przywróceniu go do pracy [po uprzednim zwolnieniu z przyczyn politycznych], postępy procesu stabilizacji społecznej — postanowiłem zaniechać dalszego dochodzenia racji BPT „Predom-Projekt” w tej sprawie.
Decyzja powyższa nie zmniejsza zdumienia wobec tego procesu, dezaprobaty dla zajętej w nim postawy przez Ob. Henryka Perkowskiego.
Wrocław, 21 grudnia
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Centrala Krajowa Związków Zawodowych w Szwecji z oburzeniem stwierdza, że od pewnego czasu toczą się w Polsce procesy, na mocy których wymierza się wysokie kary więzienia ludziom jedynie za to, że korzystają z praw działania na rzecz organizacji i spraw, w które wierzą. Ponieważ PRL podpisała międzynarodowe umowy gwarantujące obywatelom prawo do swobodnego organizowania się i działania w organizacjach związkowych, wyrażamy oburzenie z powodu aresztowań i skazywania na wysokie kary więzienia ludzi, którym zarzuca się korzystanie właśnie z tego prawa.
9 marca
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
Składamy dzisiaj na Wasze ręce gorące pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich ludzi teatru, którzy wytrwale i nieugięcie bronią godności i dobrego imienia polskich aktorów. Wasza determinacja, odwaga i ofiarność są dla całego Narodu wzorem i przykładem solidarności. Oręż, którym dla każdego aktora jest ogień słowa, zastąpiliście, jak skutecznie, lawiną milczenia, które jest Waszą odpowiedzią na podeptanie ludzkiej godności i ludzkich praw. Zdajemy sobie sprawę z trudów Waszej walki i popieramy ją z całego serca. Będziemy pomagać Wam w tym, aby Wasz talent i sztuka nie był[y] wykorzystywane do niegodnych celów. Dziękujemy Wam z całego serca.
Nowa Huta, 27 marca
Wiesław Zabłocki, Stan wojenny w Małopolsce, Kraków 1994, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Zbiórka demonstrantów odbyła się na Chlodwigplatz. Na trasie przemarszu rozdawaliśmy ulotki, które cieszyły się dużą popularnością. Niemcy wciąż interesowali się wydarzeniami w Polsce. Przemaszerowaliśmy pod ambasadę PRL, gdzie Andrzej Wirga odczytał apel o uwolnienie więźniów politycznych. Jak zwykle nikt z ambasady nie odebrał naszej rezolucji, więc wrzuciliśmy ją za ogrodzenie.
Kolonia, 13 grudnia
Ruch wsparcia „Solidarności”, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007.
Przygotowywane od marca i nakazane pochody 1-majowe pokazano w TV jako triumf partii. Spędzonym robotnikom wetknięto do rąk czerwone sztandary, tak że w tej oprawie kilkanaście osób, odpowiednio sfilmowanych, mogło wydawać się tłumem; wszakże z Warszawy i Gdańska nie było dłuższych obrazów, a z rozgłośni zachodnich dowiedziałam się, dlaczego: oto na Starym Mieście i w 3 innych punktach Warszawy (przy kościele św. Stanisława, Żoliborz, Huta „Warszawa”) odbyły się manifestacje „Solidarności”, rozproszone przez brutalne ataki ZOMO. W Gdańsku pochód „Solidarności” z Wałęsą na czele włączył się jak gdyby nigdy nic do pochodu oficjalnego; przed trybuną robotnicy rozwinęli nagle swe sztandary i wznieśli ręce w znak „V”. Milicja osłupiała! To był świetny, odważny, nawet dowcipny pomysł! Brawo!
Warszawa, 2 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Zbliżają się wybory do rad narodowych 17 czerwca. Podziemna „Solidarność” i biskupi nawołują by nie brać udziału w głosowaniu, za to władza rozpętała tak intensywną propagandę, jakby od wyroku urn wyborczych zależał jej los. Nic bardziej cynicznego i obelżywego niż ta obowiązkowa komedia. Choć pozbawiona tej pozłoty i prestiżu, przypomina corridę, gdzie skazane na pewną śmierć zwierzę musi jednak przejść przez skomplikowany taniec płacht i mulet. Nic lepiej nie oddaje jej tyranii, jak ta fikcja, której nie wolno nazywać fikcją. Władza rozkleiła na dworcach i witrynach sklepów plakaty: „Prawdziwy Polak głosuje”. Ten kto nie idzie na wybory jest obcym, potencjalnym zdrajcą. To powtórka ze sfałszowanego referendum z 1946 roku. Jedna z oficjalnych kandydatek (to pleonazm) mówi: „Jeśli zostanę wybrana, dopilnuję, by ukończono wszystkie rozpoczęte budowy domów, nawet poddasza zostaną przerobione na mieszkania”.
Kraków, 8 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Po Sierpniu mieliśmy w Polsce rewolucję, która się samoograniczała ze względu na groźbę sowieckich czołgów, teraz mamy do czynienia z kontrrewolucją, która się samoogranicza ze względu na strach przed społeczeństwem. Oznacza to, że władza nie ucieka się do skrajnych środków, nie decyduje się na terror. Przeciwnie – chciałaby społeczeństwo skokietować, a nawet się z nim porozumieć, ale tylko na postawionych przez siebie warunkach. Ma więc do rozwiązania kwadraturę koła; tak jak my w czasach „Solidarności” chcieliśmy wpisać pluralizm w totalitarny system, tak oni dzisiaj chcą zamknąć w totalitarne ramy świadome społeczeństwo.
Władza blokuje wszelkie możliwości istotnych zmian, nie może natomiast – dopóki nie ucieknie się do terroru – zahamować społecznego działania. Inaczej mówiąc, działać można, ale zmienić sytuacji nie moż na. Jedyne, co można zrobić, to trwać.
18 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Już dziś, w przeddzień uroczystości pogrzebowych ks. Popiełuszki, gromadzą się przed kościołem św. Stanisława tłumy ludzi. Plac kościelny zasypany kwiatami. Przy ogrodzeniu i żelaznych jego kratach bukiety i bukieciki, składane przez starszych i dzieci. Nad nimi powiewają transparenty „Solidarności” i słowa wielkiego Kapłana. Ludzie płaczą.
Warszawa, 2 listopada
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Niewiarygodne tłumy, setki tysięcy, setki tysięcy... Jadąc autobusem widziałem na jezdniach całe kolumny pieszych zmierzających w stronę Żoliborza. Za wiaduktem Dworca Gdańskiego autobus przeciskał się z najwyższym trudem. Ludzie szli z transparentami „Solidarności”, skupieni, cisi, pełni determinacji.
Radiowóz służby drogowej MO przy kinie „Wisła” wciśnięty w tłum. Uprzejmy milicjant w białej czapce. Starsza pani informowała przechodzących ludzi, że powiedział do niej z przepraszającym uśmiechem: „Ja tylko reguluję ruch, proszę pani... Niech mi pani wierzy, tylko ruch!”. Popatrzyłem z dala na tego milicjanta, nie bez szacunku dla jego odwagi.
Warszawa, 3 listopada
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Żegnamy Cię, Sługo Boży, przyrzekając, że nie ugniemy się nigdy przed przemocą, że będziemy solidarni w służbie Ojczyźnie, że prawdą na kłamstwo i dobrem na zło będziemy odpowiadać, w skupieniu, z godnością i z nadzieją na sprawiedliwy pokój społeczny w Ojczyźnie naszej. Spoczywaj w spokoju. „Solidarność” żyje, bo Ty oddałeś za nią swoje życie.
Warszawa, 3 listopada
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Ta śmierć, ta męczeńska ofiara, stały się zwycięstwem „Solidarności”, a pogrzeb przerodził się w wielką manifestację Polaków, którzy z całego kraju przybyli, aby przy trumnie ks. Popiełuszki utwierdzić się w wierze w najwyższe ideały narodowe. Wszystkie okoliczne place, parki, ulice w promieniu paru kilometrów wypełnione tłumami, widziałam je płynące od rana, młodzi obsiedli drzewa wzdłuż ulicy Krasińskiego, sztandary „Solidarności” unosiły się nad głowami, a gdy przybył Wałęsa, powstał jeden wielki krzyk, tysiące rąk wzniosło się w symbol Victory.
Warszawa, 3 listopada
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Złożyłam białe chryzantemy na grobie ks. Popiełuszki, to znaczy przy ogrodzeniu żelaznym, gdyż do samego grobu wciąż biegną kilometrowe ogonki ludzi, nie miałam na to siły. Przy grobie ruch reguluje straż „Solidarności”, przyjmując wieńce, kwiaty, laurki i świece. Wciąż setki świeżych wieńców, tysiące wiązanek i świateł. W obrębie kościelnego cmentarza wiszą transparenty „Solidarności”: „Solidarność da Niepodległość”, „Ziemia Białostocka czuwa”, „Zwyciężyłeś, zwyciężaj” i wiele innych, nawet z wierszami na cześć ks. Jerzego. Jeden tylko z transparentów jest zwrócony ku ulicy, z napisem: „Boże, przebacz im”, aby sobie go czytali zomowcy i milicjanci, wciąż szpiegujący w tłumie.
Warszawa, 2 grudnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Przed moim domem odbywa się właśnie olbrzymia manifestacja „Solidarności”. Setki ludzi, nadchodzących zapewne od kościoła św. Stanisława, zatrzymuje się na skwerach na rogu Broniewskiego i Krasińskiego, wznosząc okrzyki przeciw komunistom. [...] W centrum trwa „oficjalny masowy pochód 1-majowy” spędzonych robotników z czerwonymi sztandarami. W telewizji nie wygląda on tak masowo, szeregi są przerzedzone, twarze smutne, zacięte, obojętne.
Warszawa, 1 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Adam Michnik [...] prosi o pozwolenie złożenia oświadczenia w obecności świadka Lecha Wałęsy. A gdy sąd mu odmawia, wstaje z ławy oskarżonych, podnosi rękę ze znakiem zwycięstwa i woła: „Lechu, trzymaj się, «Solidarność» zwycięży!” — za co zostaje w kajdankach usunięty z sali.
Gdańsk, 10 czerwca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Czy całe nasze sierpniowe zwycięstwo rozleciało się w drzazgi? Myślę, że nie. Nawet przeciwnie – to, cośmy w Sierpniu wygrali i przez „Solidarność” przenieśli, jest trwalsze niż sama „Solidarność”. Zdarzyło się w życiu narodu coś wielkiego i ważnego, czego nie potrafię z niczym w historii Polski porównać. W naszej pamięci historycznej nawarstwiały się same klęski, a tym razem przeżyliśmy i przeżywamy wielkie zwycięstwo. Nigdy w naszej historii społeczeństwo poza państwem nie było tak zorganizowane. Mamy zorganizowane społeczeństwo w komunistycznym totalitaryzmie, co się nigdzie poza Polską nie zdarzyło.
To, że jesteśmy zorganizowani, oznacza, że umasowiły się elity. Nie jest to już górne 10 tysięcy. Przestali to być ludzie, których zawodem jest uprawianie pamięci narodowej, wywodzący się tylko z elity intelektualnej kraju. Są to robotnicy, rolnicy, taksówkarze – 25 procent społeczeństwa. Olbrzymia masa ludzi, którzy czytają książki z nielegalnego obiegu, starają się zrozumieć, dokąd idziemy i po co, są autentycznymi przywódcami opinii. I to jest taki kapitał, jakiego ten kraj nigdy nie miał, i myślę, że nie ma żaden kraj na świecie. To jest więcej warte niż „Solidarność”, która miała lokale, teleksy...
Wiem, że mogą przyjechać czołgi i zrównać nas z ziemią. Ale naszego zwycięstwa nie da się cofnąć, póki będzie istniał naród, z którego tak wielu należy do elity, ryzykuje więzienie, wyrzucenie z pracy – i walczy.
8 sierpnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dziś wieczorem odbyło się w kościele św. Stanisława nabożeństwo — manifestacja w 5 rocznicę „Solidarności”. Tysiące ludzi na pobliskich ulicach słuchało przemówień przez megafony, a wezwania milicji do rozejścia się przyjmowano śmiechem. Wozy milicyjne obrzucono monetami, co miało podwójną wymowę o bezwartości i władzy, i pieniądza. Zapewne w wielu kościołach kraju ludzie wierni „Solidarności” tak drwili ze zbrodniarzy, ufając w zwycięstwo jej ideałów.
Warszawa, 31 sierpnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
My, niżej podpisani, deklarujemy publicznie, że nie będziemy uczestniczyć w jesiennym głosowaniu na posłów do Sejmu PRL. Apelujemy równocześnie do wszystkich, którym bliskie są ideały „Solidarności”, do wszystkich, dla których życie w zgodzie z prawdą jest osobistą i społeczną wartością, aby odmówili uczestnictwa w tej wyborczej farsie. [...]
Niech puste lokale wyborcze powstrzymają proces dalszej demoralizacji, degradacji społecznej, gospodarczej i kulturalnej. Bojkot wyborów winien być powszechną niezgodą na kłamstwo, przemoc, więźniów politycznych, ustawodawstwo wyjątkowe niegodne cywilizowanych społeczeństw, dalsze pozbawianie praw.
9 września
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
[Kuroń] ponownie podtrzymał koncepcję stworzenia społecznego ruchu odbudowy gospodarki, bowiem — jego zdaniem reforma gospodarcza uległa załamaniu.
Warunkiem stworzenia takiego ruchu jest „zrobienie przez władze pierwszego kroku w kierunku społeczeństwa”. Ten krok — zdaniem Kuronia — mógłby się wyrażać w akceptacji rozwoju swobodnego ruchu samorządowego lub zgody na reaktywowanie związku zawodowego „Solidarność” według nowej ustawy o związkach zawodowych. Jako formę realizacji „pierwszego kroku” widzi możliwość nieoficjalnego przeprowadzenia rozmów z określoną grupą osób, która z kolei przeprowadziłaby konsultacje zarówno z TKK, jak i b[yłymi] czołowymi działaczami w poszczególnych Regionach. Znalezienie w toku tych rozmów modus vivendi przyczyniłoby się — zdaniem Kuronia — do przezwyciężenia istniejącej sytuacji patowej. [...] W przypadku znalezienia formuły porozumienia TKK — zdaniem Kuronia — winna zobowiązać się do wydania polecenia rozwiązania wszystkich struktur konspiracyjnych i swojego przedstawicielstwa na Zachodzie.
Warszawa, 14 września
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Ze stanów Rhode Island i Massachusetts na manifestację pojechał pełny autokar. Byli to członkowie organizacji Solidarity Support Committee i Support of Solidarity. W Nowym Jorku odbyła się duża demonstracja, pikietowano konsulat PRL. Manifestanci czatowali na samochód, którym Jaruzelski podróżował pomiędzy konsulatem a siedzibą ONZ. Na jednym ze skrzyżowań samochód utknął w korku i został otoczony przez demonstrantów z plakatami. Na gniewne krzyki świty Jaruzelskiego policjanci nowojorscy odwrócili się plecami, udając, że nic się nie dzieje.
Nowy Jork, 26 września
Ruch wsparcia „Solidarności”, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007.
Do Oleśnicy udałem się pociągiem. Na stacji PKP przyjrzałem się dokładnie planowi miasta i zapamiętałem ulice, przy których mieściły się Obwodowe Komisje Wyborcze wskazane do obserwacji. Pod każdym lokalem wyborczym, w różnych porach dnia, cztery razy liczyłem osoby wychodzące z lokalu (za każdym razem przez 5 minut). Z racji czterokrotnych pomiarów frekwencji pod siedzibą każdej Komisji, akcja „Solidarności” nosiła nazwę „4x5”. Pogoda dopisywała, było słonecznie. Pod lokalami wyborczymi starałem się zachowywać naturalnie — wolno spacerowałem, czytałem obwieszczenia, przeglądałem gazetę, popijałem sok. Zdarzało mi się też wchodzić do sąsiedniego bloku i z wyższych pięter przez okno liczyć wychodzących po głosowaniu. Lokale wyborcze były znacznie oddalone od siebie, więc trochę się nachodziłem. [...] Ostatni pomiar zrobiłem o godzinie 20.00.
Oleśnica, Dolny Śląsk, 13 października
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Obecna polityka SPD budzi nieufność. Współpraca z rządem PRL pomijająca aspiracje polskiego społeczeństwa stwarza wrażenie, że między wrogą Polsce, kwestionującą nasze prawa do Ziem Zachodnich linią rewizjonistów, a postawami polityków socjaldemokratycznych, istnieją jedynie taktyczne różnice; że w gruncie rzeczy oba stanowiska są odmianami niemieckiego nacjonalizmu. Chcielibyśmy się mylić.
27 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
[Podczas wizyty w Warszawie Willy'ego Brandta 6–7 grudnia 1985 roku] Słowa takie jak „opozycja”, „Wałęsa”, a nawet „Solidarność” nie wyszły z jego ust. Zdania formułował tak ostrożnie, jakby w domu powieszonego nie wolno było mówić o sznurze.
13 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
W nocy 4 grudnia 1985 roku miał miejsce w Krakowie napad z bronią w ręku na ks. Tadeusza Zaleskiego, duszpasterza związanego od lat ze środowiskami niezależnymi naszego miasta. [...] Napad na księdza Zaleskiego jest kolejnym przykładem nasilającego się bandytyzmu politycznego, skierowanego przeciw środowiskom niezależnym, którego najbardziej znanym przykładem było morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Bandytyzm polityczny obciąża konto obecnych władz PRL, niezależnie od tego, czy jest przez nie sterowany, czy też tolerowany poprzez zapewnianie bezkarności aparatowi posługującemu się gwałtem fizycznym jako środkiem represji. W tej sytuacji apelujemy do wszystkich, a w pierwszym rzędzie do środowisk lekarskich i prawniczych o ujawnianie przypadków gwałtów politycznych i demaskowanie prób ich ukrycia. Tylko dokładne informowanie opinii społecznej o rzeczywistym przebiegu wypadków zdoła zatamować falę narastającego bandytyzmu politycznego.
16 grudnia
„Kronika Małopolska” nr 79, z 13 stycznia 1986.
My, niżej podpisani posłowie do szwedzkiego parlamentu, przedstawiciele Szwedzkiej Partii Socjaldemokratycznej, zwracamy się do Pana zaniepokojeni faktem, iż wiele osób w Polsce nadal pozbawionych jest wolności lub zostało ponownie aresztowanych z powodów politycznych.
Gdy poprzednim razem zwracaliśmy się do Pana w podobnej sprawie, z powodów politycznych w Polsce pozostawało w więzieniu około 400 osób. W doręczonej nam przez I sekretarza Pana Sławomira Poklickiego Pańskiej odpowiedzi na nasze pismo, powołał się Pan na amnestię z lipca 1984 roku. Przytoczył Pan również wypowiedź Olofa Palmego, że „postanowienie polskiego parlamentu ogłoszenia ogólnej amnestii więźniów politycznych przyczyni się do narodowego pojednania i polepszy wydatnie stosunki w kraju”. Dziś liczba więźniów politycznych ponownie wzrosła do 400 osób. Stan wojenny został zniesiony, lecz nowe ustawodawstwo zawiera znaczne ograniczenia politycznych i związkowych praw oraz zmniejsza poczucie bezpieczeństwa obywateli.
Sztokholm, 19 grudnia
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
5 lutego 1986 r. zmarł na skutek bestialskiego pobicia przez „nieznanych sprawców” działacz nowosądeckiej „Solidarności” — Zbigniew Szkarłat. Morderstwo to jest kolejnym dowodem, że władza używa argumentu przemocy jako środka zastraszania i upokarzania społeczeństwa. Akty terroru i skrytobójstwa są świadectwem słabości władz. Apelujemy do wszystkich, by w miarę swoich możliwości przyczynili się do ujawnienia sprawców tej zbrodni.
9 lutego
„Kronika Małopolska” nr 82, z 3 marca 1986.
Na czym polega siła strajku? Ona miała wtedy dziką wagę, bo wobec znanego publicznie strajku w zakładzie już nie można było powiedzieć: warchoły, elementy... Robotnicza władza! Emanacja klasy robotniczej, kurwa! A tu strajkują robotnicy. No, bo kto strajkuje w zakładzie?
Krasnoludki? Jak strajkowało Wybrzeże, to oni wyjechali z tekstem, że tu i ówdzie do władzy dorwały się elementy opozycyjne – to znaczy KOR – i próbowali odbyć rozmowę tylko o płacach, na boku, poza stocznią. Gdyby im się udało, to złamaliby stocznię, załatwiliby KOR, Wałęsę, Gwiazdę, wszystkich... Posunięcie było zręczne! Ale ponieważ nie przyniosło skutku przez dzień, dwa, trzy, pięć – to oni się musieli złamać...
22 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zawieszenie na budynku kina „Wisła” transparentu o wymiarach 3 na 5 metrów o treści: „Solidarność. Spotykamy się tutaj 1 maja o godz. 10.00”. W transparent włożono kilka tysięcy ulotek na temat niezależnych obchodów pierwszomajowych.
Na dachu kłopoty. Liny, na których wywieszamy transparent, okazują się zbyt krótkie. Musimy go z powrotem wciągnąć na dach i dowiązywać dłuższe liny, aby po rozbujaniu można go było przerzucić przez gzyms budynku. Tymczasem nad placem kilka razy przelatuje śmigłowiec MO. Jest to dzień imienin ks. Jerzego [Popiełuszki]. Władza obawia się widocznie manifestacji w pobliżu kościoła. Podczas tych „nalotów” z powietrza udajemy, że naprawiamy antenę telewizyjną. Wreszcie o 15.00 mocujemy transparent i schodząc z dachu blokujemy właz własną kłódką. Na klatce schodowej wpadamy na jakąś zaniepokojoną hałasem lokatorkę. Na pytanie: „Co się dzieje, panowie?”, odpowiadamy: „Przepraszamy panią — akcja Solidarności”. — „Aha, to przepraszam” — mówi i znika w swoim mieszkaniu.
Wychodzimy na plac [Wilsona], gdzie pojawia się coraz więcej „drogówki” i patroli ZOMO. Po kilkunastu minutach lonty przepalają się i z rozwijającego się transparentu wylatują tysiące ulotek. [...] Transparent wisi ponad godzinę, aż zostaje wciągnięty na dach przez jakiegoś młodego blondyna.
23 kwietnia
Krzysztof Frydrych, Grupy Oporu, „Karta” nr 37, 2003.
Chmura radioaktywna dotarła do Krakowa w nocy z poniedziałku (28.04) na wtorek (29.04). Maksymalne skażenie powietrza, trzykrotnie przewyższające wartość średnią, zanotowano w nocy z wtorku na środę. [...] Gwałtowny spadek skażenia powietrza nastąpił w środę (30.04) po południu, po opadach deszczu. Deszcze te natomiast spowodowały bardzo poważną koncentrację skażenia w trawie i powierzchniowych warstwach gleby. [...]
W związku z silnym skażeniem gleby zaleca się przez najbliższy miesiąc: chronienie mieszkań przed zanieczyszczeniami pochodzącymi z powierzchni gruntu, całkowite powstrzymanie dzieci przed zabawami na otwartej przestrzeni: podwórka, boiska, trawniki, piaskownice itp., szczególnie ścisłe przestrzeganie higieny osobistej i higieny żywienia. W świetle tej oceny podjęte przez władze środki należy uznać za niewystarczające. [...] Raz jeszcze ważniejsze od ludzkiego zdrowia okazały się cele polityczne — dzieci i młodzież musiały zapewnić frekwencje na oficjalnych obchodach pierwszomajowych.
Kraków, 4 maja
„Kronika Małopolska” nr 86, z 12 maja 1986.
Wszyscy mówimy o jawności – niewątpliwie jest to kluczowa sprawa. I tu problem, który najostrzej postawił Bogdan Borusewicz. Możliwe są jawne działania, w których „Solidarność” akcentuje swoją obecność, ale zasadniczy front stanowią naciski na władze, a te najłatwiej zrobić bez szyldu „S”. I oczywiście grozi to naszej tożsamości.
Według mnie istnieją jednak dwa sposoby zaznaczania tożsamości „S”. Jeden to ograniczyć się do działalności niejawnej, ale wtedy zwiędniemy, umrzemy. A drugi to inspirować, wspierać działania w sferze oficjalnej i tak zaznaczać swoją obecność.
Następny kluczowy problem z tożsamością: czy w naszych postulatach mamy eksponować przywrócenie legalnej „S”, czy pluralizmu związkowego. Postulaty powinny być realistyczne. Żądanie legalizacji tego wymogu nie spełnia. Natomiast od pluralizmu do reaktywowania „S” droga jest względnie krótka.
16 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Słowo „kryzys” jest zbyt słabe dla oddania naszej sytuacji gospodarczej, sytuacji kraju. Wszystko jest zrujnowane, wszystko naraz trzeba odbudowywać i to w warunkach niesłychanie źle funkcjonującej gospodarki. Ludzie są przemęczeni pracą, walką o byt, zniechęceni bezskutecznością swoich wysiłków. Ruch musi tracić siły, gdy traci je społeczeństwo. Dziwne jest tylko to, że władza triumfuje, ogłaszając upadek „Solidarności” – to przecież jeden z zewnętrznych objawów osłabienia życia społecznego kraju. I mało pocieszający jest fakt, że w tym słabnącym tętnie życia kraju najmocniej jeszcze bije tętno „Solidarności”.
W takich warunkach nasza realna propozycja musi zmierzać do odbudowy kraju, bo bez tego nie może być mowy o poprawie warunków życia. Jeśli nie będziemy o to zabiegać albo będziemy zabiegać demagogicznie, żądając od władzy, aby podniosła płace i nie wprowadzała podwyżek – utracimy wszelką wiarygodność.
Jestem przekonany, że Polaków stać na większy wysiłek i wyrzeczenia, pod warunkiem, że będą mieli przeświadczenie, iż odbudowują swój kraj dla siebie. Oznacza to dla nas w tej chwili przede wszystkim autentyczne istnienie „Solidarności” w życiu społecznym, bo ona może dać przynajmniej minimalne gwarancje.
[...]
Powołując Tymczasową Radę NSZZ „Solidarność”, zrobiliśmy krok niesłychanie radykalny. Sztuka polega na tym, aby głosić program niezależny, ale pozytywny. Dajmy teraz szansę władzy w taki sposób, aby na tym jak najwięcej zyskała niezależność społeczeństwa.
1 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dla zwolenników działania metodą faktów dokonanych – osobiście podzielam ten punkt widzenia – sytuacja [po powołaniu Rady Konsultacyjnej 6 grudnia 1986] zmieniła się zasadniczo. Oparta na zmianie ustaw polityka unikania sądowej represji karnej stwarza możliwość działania na znacznie szerszą skalę niż przed 11 września [uwolnieniem więźniów], zwłaszcza działania jawnego. Dość powszechne i uzasadnione obawy, że osłabienie represji jest krótkotrwałe, w żadnym razie nie mogą być traktowane jako argument przeciwko jawnej działalności.
Uwolnienie więźniów politycznych, które z punktu widzenia zwolenników dialogu jest tylko jednym z warunków umożliwiających działanie (czyli właśnie dialog z władzą), dla nas jest warunkiem wystarczającym. Uważamy, że wszelkie ustępstwa trzeba dopiero wymusić.
[...] Po 11 września wołanie o program stało się naprawdę dramatyczne. Do tego czasu niemało dynamiki ruchowi dodawała walka o uwolnienie więźniów, zaś konspirację ożywiała legenda, która oczywiście zbladła w momencie, gdy grozi nie parę lat więzienia, lecz 50 tysięcy złotych grzywny.
[...] Możliwość działania, jaka się otworzyła dzięki ograniczeniu represji, stanowi wyzwanie i tak jest powszechnie odczuwana. [...]
Wrażliwość na nacisk społeczny można sprawdzić tylko w jeden sposób: podejmując działanie. Nie możemy czekać, aż władze zaproponują dogodne warunki, bo same nie zaproponują nam ich nigdy.
10 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dwustronne i wielostronne stosunki naszego kraju z krajami zachodnimi są lepsze i owocniejsze wówczas, gdy w Polsce panuje wewnętrzna stabilizacja, ulegają zaś deformacjom lub destrukcji, gdy sytuacja wewnątrz Polski staje się rozchwiana — niezależnie od tego, czy owe kryzysy wewnętrzne podobają się Zachodowi czy nie. Miary Polaków były i są w znacznej mierze odmienne, niż kryteria zachodnie. Zachodnia polityka popierania nawet najbardziej awanturniczych poczynań „Solidarności”, a zarazem czekania, aż Polska wygłodzi się na tyle, że dojdzie do wybuchu, nie osiągnęła swoich celów. Zachód oburzający się na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce współtworzył tę konieczność. Postępująca ostatnio normalizacja stosunków politycznych — a stopniowo także gospodarczych — krajów Zachodu z Polską wynika stąd, że Polska jest znów krajem ustabilizowanym. Choć brzmi to szokująco, normalizację stosunków z Zachodem Polska zawdzięcza właśnie temu, że nie ma już „Solidarności”, zawsze bowiem gdy nasza polityka wewnętrzna wygasza konflikty, stosunki Polski z Zachodem poprawiają się na tyle, na ile może to wynikać z aktualnego stanu ogólnych relacji politycznych Wschód-Zachód.
Londyn, ok. 18 lutego
„Trybuna Ludu” nr 41, 18 lutego 1987.
Regionalny Komitet „Solidarności” Małopolska zwraca się do wszystkich członków i sympatyków „Solidarności” o:
— udekorowanie okien mieszkań, domów, ulic miast flagami i emblematami narodowymi i związkowymi,
— przybywanie na spotkanie z Ojcem Świętym w Tarnowie, na Błoniach krakowskich oraz wszystkich trasach przejazdu z flagami narodowymi i transparentami związkowymi,
— występowanie pod nazwami dzielnic, miejscowości, zakładów pracy, środowisk zawodowych i grup niezależnych,
— nawiązanie do tradycji pamiętnego „Białego Marszu” z 1981 r., który był manifestacją solidarności z Ojcem Świętym, i przybycie na spotkanie w jasnych ubraniach.
RKS wzywa wszystkie ogniwa „S” do organizacyjnego przygotowania swych grup związkowych, a prasę związkową i niezależną do wydania i rozpowszechnienia odpowiednich plakatów, ulotek powitalnych, wydawnictw okolicznościowych i znaczków. Musimy być wszędzie widoczni. Musimy dać wyraz naszym nadziejom, dążeniom i niezależności. Nie może zabraknąć nikogo z nas.
Kraków, 15 maja
„Zomorządność” nr 146, z 29 maja 1987.
Nieco słońca wyjrzało z zadeszczonego od tygodnia nieba, by rozjaśnić przybycie Papieża. „Warszawa — miasto Pokoju — wita Orędownika Pokoju” głosił transparent na lotnisku i w tym duchu witały go władze [...].
Jan Paweł II powitał pięknie Ojczyznę, gdzie żyją „ludzie, co zaznali goryczy”: „O, ziemio polska, trudna i doświadczona, ziemio piękna, ziemio moja, bądź pozdrowiona!”.
Spontaniczne, nieprzewidziane protokołem powitanie z wiernymi, wyciągane ręce, uściski pocałunki dzieci. Dostojnicy kościelni i katolicy świeccy klękali przed papieżem (co wyraźnie zasępiło komunistów, bo przed nimi nikt nie klęka, chyba pod groźbą). Po okrzykach „Niech żyje papież!” i pieśni kościelnej na melodię Roty („Niech żyje Jezus wieczny król w koronie wiecznej chwały”) Jan Paweł wsiadł do swego papamobile, udając się do pałacu prymasowskiego. Na całej trasie witały go tłumy warszawiaków. Przy pomniku Stefana Wyszyńskiego (odsłoniętego w szóstą rocznicę śmierci na placyku Kościoła Wizytek) młodzi usiłowali rozwinąć transparent „Solidarności”, co uniemożliwiła milicja. Na placu Zamkowym bezpieka zrywała wszelkie napisy i aresztowała wielu ludzi.
Warszawa, 8 czerwca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W imię przyszłości człowieka i ludzkości trzeba było wypowiedzieć to słowo: „solidarność”. Dziś płynie ono szeroką falą poprzez świat, który rozumie, że nie możemy żyć wedle zasady: „wszyscy przeciw wszystkim”, ale tylko wedle zasady: „wszyscy ze wszystkimi”, „wszyscy dla wszystkich”. […]
Solidarność musi iść przed walką. Wówczas ludzkość może przetrwać. I może przetrwać i rozwijać się każdy naród w wielkiej ludzkiej rodzinie. Bo co to znaczy solidarność? Solidarność to znaczy sposób bytowania (na przykład narodu) w wielości ludzkiej, w jedności, w uszanowaniu wszystkich różnic, wszystkich odmienności, jakie pomiędzy ludźmi zachodzą, a więc jedność w wielości, a więc pluralizm, to wszystko mieści się w pojęciu solidarności. […]
Powiedziałem: solidarność musi iść przed walką. Dopowiem: solidarność również wyzwala walkę. Ale nie jest to nigdy walka przeciw drugiemu. Walka, która traktuje człowieka jako wroga i nieprzyjaciela — i dąży do jego zniszczenia. Jest to walka o człowieka, o jego prawa, o jego prawdziwy postęp: walka o dojrzalszy kształt życia ludzkiego.
Gdynia, 11 czerwca
Trzecia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Przemówienia, dokumentacja, tekst autoryzowany, red. Maria Nowaczyńska, Dorota Strzałko, Poznań-Warszawa 1987.
Trzecia Pielgrzymka Ojca Świętego. Mamy zamanifestować swoją obecność, rozwijając w tłumie 30-metrowy transparent. […] wybór pada na dzień 14 czerwca, miejsce — Plac Defilad. Transparent ma być podtrzymywany na ośmiu dwumetrowych drzewcach. Nakładamy na nie „zdobyte” w nocnym wypadzie biało-czerwone flagi, które przyozdabiamy biało-żółtymi wstążkami. […] dochodzą do nas słuchy, że MO nie dopuszcza do wnoszenia na teren mszy drzewców […], przyjmujemy wariant awaryjny: w przypadku „skasowania” kijów przez SB wchodzimy jeden drugiemu na plecy i trzymamy transparent w rękach. […]
Wyruszamy przed 7.00, niosąc flagi. […] Staramy się wmieszać w grupy pielgrzymkowe. […]
Będąc już w „naszym” sektorze, dostrzegamy grupki młodych mężczyzn w garniturach i krawatach z charakterystycznym znaczkiem czterolistnej koniczynki. […] Powoli sektor zapełnia się ludźmi. Zaczynają się pojawiać pojedyncze transparenty, czapeczki „Solidarności” i inne firmowe „rekwizyty”.
W pewnej chwili dostrzegamy wijący się między ludźmi biały wąż płótna. […] Okazuje się, że nie dosłyszeliśmy umówionego sygnału do rozpoczęcia akcji, a ludzie widząc wyjmowane ze śpiwora płótno porwali je i zaczęli sami rozwijać, podając sobie z rąk do rąk. Z okrzykiem „To nasze!”, przeciskamy się […]. Chwytamy płótno w ręce i wskakujemy sobie na plecy unosząc transparent ponad głowami tłumu. […] Ponad zgromadzonymi unosi się 30-metrowy olbrzymi napis: Region Mazowsze — „Solidarność” była, jest, będzie. Grupy Oporu „Solidarni” i na końcu nazwy miast, które gościły Ojca Świętego.
Warszawa, 14 czerwca
Ruch wsparcia „Solidarności”, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007.
Ci ludzie, którzy porozumienia [sierpniowe] zaczęli łamać niemal nazajutrz po ich zawarciu, jaskrawo mijają się z prawda, gdy oznajmiają dziś zachodnim dziennikarzom, że z całych porozumień zrealizowana została tylko transmisja mszy przez radio. [...] Ci samozwańczy strażnicy porozumień sierpniowych, którzy reprezentują dziś głównie linię podporządkowania się zachodnim ośrodkom politycznym twierdzą, że główną treścią porozumień było powstanie niezależnego ruchu zawodowego i ustanowienie prawa do strajku. I że to nie zostało zrealizowane. Twierdzenie takie również jest niezgodne z faktami. W oparciu o porozumienie powstały i zostały prawnie oraz faktycznie uznane nowe centrale związków zawodowych, w tym „Solidarność”. Działalność kierownictwa tego związku doprowadziła do przekształcenia go — wbrew porozumieniom — w ruch polityczny. Jego przywódcy nie negowali w zasadzie tego faktu. Odejście od nurtu reform na rzecz konfrontacji i destrukcji było klęską i „Solidarności”, i partii. I Polski. Działalność kierownictwa tego ruchu doprowadziła kraj na skraj ruiny i konfliktu wewnętrznego, spowodowała konieczność wprowadzenia stanu wojennego i zawieszenia działalności wszystkich związków zawodowych. 13 grudzień 1981 r. nie był końcem „Solidarności”, która została tylko zawieszona. Przywódcy „Solidarności” nie podjęli jednak proponowanej dyskusji o ewentualnej odbudowie na platformie rzeczywiście związkowej. Wzywali do bojkotu pracy, do żółwiej pracy, do bojkotu państwa, życia publicznego, do przeprowadzki polskiej kultury za granicę. [...] Nieistnienie „Solidarności” jest efektem konfrontacyjnej postawy jej przywódców i fatalnych skutków, jakie ich polityka spowodowała. Ne jest zaś żadnym dowodem na to, że porozumienia o niezależnych związkach nie zostały wykonane.
Warszawa, ok. 2 września
„Trybuna Ludu” nr 204, 2 września 1987.
Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił pomoc finansową dla Polski w postaci poparcia inicjatywy Episkopatu Polski na rzecz rolnictwa, wyposażenia szpitala im. Clementa Zablocky’ego oraz wyasygnowania 1 mln dolarów na rzecz NSZZ „Solidarność”. W liście do Kongresu stwierdziłem, że decyzję tę witamy z wdzięcznością, widząc w niej wyraz więzi miedzy naszymi narodami, a także świadectwo uznania dla roli naszego Związku w pracy dla kraju. Sumę tę przeznaczamy w całości na pomoc socjalną, zwłaszcza medyczną, dla ludzi pracy w naszym kraju, nawiązując w ten sposób do inicjatywy Funduszu socjalnego, z którą wystąpiliśmy w 1981 r. Realizacją tej decyzji zajmie się powołany w tym celu zespół roboczy, złożony z osób kompetentnych i ofiarnych, który w odpowiednim czasie przedstawi publicznie szczegółowe sprawozdanie o rozdziale środków. Zwracam się do TKK i TR „Solidarność”, do ogniw regionalnych i zakładowych, do biur zagranicznych naszego Związku o przyjście z pomocą tej inicjatywie, o wysuwanie propozycji, aby środki te zostały użyte z największym pożytkiem.
ok. 21 września
„Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, nr 72, 21 września – 4 października 1987.
W dniach od 25 do 28 września przebywał w Polsce wiceprezydent USA, George Bush. Rozmawiał z W[ojciechem] J[Jaruzelskim], [premierem] Messnerem, Glempem, Wałęsą oraz innymi facetami z opozycji i ze mną. Postępował według znanego założenia polityki amerykańskiej wobec Polski: będzie więcej wolności (oczywiście zgodnej z koncepcją USA), będzie bardziej życzliwy stosunek Waszyngtonu wobec komunistycznej władzy, jeżeli zaakceptujemy opozycję. Po koniec pobytu Bush wystąpił w „Dzienniku Telewizyjnym”. Mówił m.in. o „Solidarności” i Wałęsie. Po dzienniku odbyła się dyskusja na temat tego wystąpienia, […] raczej marna.
Warszawa, 28 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Wiceprezydent USA, George Bush, sympatyczny, pełen uroku amerykański lotnik z II wojny światowej, zakończył swą czterodniową wizytę w Polsce, etap jego europejskiej podróży. Składał wieńce przy Nieznanym Żołnierzu i Grobie ks. Popiełuszki, Zamkowi ofiarował popiersie Waszyngtona, Jeffersona i Franklina, był na Wawelu przy sarkofagu Kościuszki, w Oświęcimiu przy Ścianie Śmierci, w Łomiankach przy pomniku lotników amerykańskich, poległych w sierpniu 1944, gdy śpieszyli na pomoc Warszawie. Wszędzie witany entuzjastycznie przez tłumy Polaków, podkreślił to w przemówieniu TV, mówiąc też o szczególnych więzach USA z Polską: „Duch walczącej Warszawy żyje wciąż w Was! Polak nie sługa. W waszej walce nie będziecie sami. Spotkałem się z Lechem Wałęsą i przywódcami „Solidarności”. Popieram ich walkę o poszanowanie praw ludzkich, tworzenie wolnych związków zawodowych i stowarzyszeń, od czego uzależniam pomoc USA dla Polski”.
Warszawa, 29 września
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W jakim to czasie część dawnych przywódców „Solidarności” skłoniła się do polityki bojkotu? Gdy partia i rząd inicjują reformy, wówczas oni mówią, że chcą dalej idących reform. Gdy potem reformy dojrzewają do stadium, kiedy można je pogłębić, zradykalizować, członkowie tego stronnictwa malkontentów nie są skłonni poprzeć nawet tego, co sami przedtem proponowali, zgłaszali. To dziecinada, nie polityka. Jest to więc już opozycja dla samej opozycji. [...] Korespondenci zachodni wiele razy mnie pytali: dlaczego wy, rząd, nie chcecie z nimi rozmawiać? Teraz ci dawni przywódcy „Solidarności” sami dali na to pytanie odpowiedź. Oni są niezainteresowani tym, co się realnie dzieje w Polsce, która realnie istnieje. Oni są cieniami swojej dawnej przeszłości i tej swojej dawnej polityki, która przyniosła społeczeństwu pogłębienie kryzysu, dramatyczny konflikt, spowodowała konieczność wprowadzenia stanu wojennego, utrudniła i opóźniła reformy.
Warszawa, ok. 28 października 1987
„Trybuna Ludu” nr 252, 28 października 1987.
Z okazji święta 11 listopada mamy zawiesić transparent: Jeszcze Polska nie zginęła... Od «Solidarności» do Niepodległości — Grupy Oporu „Solidarni”, o powierzchni blisko 25 metrów kwadratowych. [...] zapada decyzja przeprowadzenia akcji na rogu ulic Marszałkowskiej i Wilczej.
9 listopada około 14.00 trzy osoby uczestniczące w akcji wchodzą z całym majdanem na dach. Po krótkich przygotowaniach przerzucają zwinięty transparent za balustradę i gzyms [...] Teraz następuje „minowanie” włazu. Zawieszamy puszkę z napisem: „Dotknięcie grozi wybuchem”. W puszce, oprócz różnych śmieci, zostawiamy liścik: „Tym razem was oszczędziliśmy”. Właz zostaje zamknięty na naszą kłódkę. [...]
Transparent rozwinął się o 14.35, „wypluwając” tysiące ulotek na zaludnioną ulicę. Po pewnym czasie lecą ulotki z przewieszek. [...]
Po blisko 40 minutach obserwujemy ze zdumieniem, jak pod budynek zajeżdża na sygnale potężny strażacki magirus. Przez długi czas manewruje, nie mogąc znaleźć właściwego miejsca do wysunięcia drabiny. Przeszkadzają mu przewody tramwajowe. Zastanawiamy się, co spowodowało, że milicja dała się po raz kolejny nabrać na naszą atrapę bomby. Kolega przypomina sobie, że do puszki wrzucił magnes. Milicjanci, nie mogąc się dostać na dach, usiłowali zerwać transparent z okien. Po kilku nieudanych próbach wezwali na pomoc strażaków. Wreszcie w kierunku transparentu wysuwa się automatyczna drabina, po której bardzo powoli i dostojnie zaczyna się wspinać strażak. Dochodzi do transparentu, patrzy, patrzy, patrzy i bardzo powoli i dostojnie zaczyna schodzić w dół. Na dole wszystko podziwia spory tłum. Dwóch ubeków, najwyraźniej zbulwersowanych postawą strażaka, bierze toporki i wspina się w górę. Tam odrąbują na oczach rozbawionej publiczności transparent, który spada — po 85 minutach siania niepokoju.
Przez dwa dni zachodnie rozgłośnie trąbiły o naszej akcji, podając coraz to nowe szczegóły. „Tygodnik Mazowsze” skomentował cały nasz wysiłek jednym, krótkim zdaniem. Jak zwykle zresztą.
9 listopada
Krzysztof Frydrych, Grupy Oporu, „Karta” nr 37, 2003.
Nazywam się Kazimierz Krauze, syn Mieczysława. Ukończyłem szkołę zawodową jako hydraulik i kierowca. Byłem komandosem i honorowym dawcą krwi. Przez siedem lat byłem pracownikiem MPK i, jak sąd udowodnił, byłem dobrym pracownikiem. Od 13.12.1985 jestem więźniem ZK Montelupich i obecnie Nowego Sącza — rzekomo za „terroryzm”. Do odsiedzenia mam jeszcze 3,5 roku. W domu została żona niepracująca, gdyż zajmuje się 5-letnią Izabelą i 16-miesieczną Moniką. Jestem dość twardy, wyrok wytrzymam, choć administracja ZK trochę mi dokucza — okradanie paczek, odbieranie widzeń, nierozpatrywanie moich skarg. Martwię się tylko o żonę, czy da sobie radę z wychowaniem córeczek, z samotnością, z nachodzącym ją komornikiem. Sądzę, że koledzy z brygady pamiętają o mojej rodzinie i że zamykać to mnie nie musieli, ale wypuścić muszą. Pozdrawiam wszystkich solidarnych, a zwłaszcza Andrzeja Izdebskiego, z którym dzieliłem celę na Monte. Cieszę się też, że Jacek [Żaba] jest na wolności.
Kraków, więzienie Montelupich, ok. 9 grudnia
„Hutnik” nr 17/148, z 9 grudnia 1987.
Od dziesięciu lat sytuacja Polski ulega pogorszeniu. Dziś, dwa tygodnie po referendum, świadomość tego, że kraj nasz znalazł się w sytuacji groźnej lub wręcz tragicznej, wydaje się docierać do milionów Polaków, niezależnie od ich poglądów politycznych i ideowych, zawodu czy wykształcenia. Na naszych oczach Polskę ogarnął kryzys, a potem depresja, której końca nie możemy dostrzec. Z grona krajów średnio rozwiniętych w przyspieszonym tempie przesuwamy się ku grupie krajów cywilizacyjnie zapóźnionych. Tego procesu nie udało się zahamować ani powstaniem „Solidarności” w 1980 roku, ani wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku, ani działaniami podjętymi w okresie tzw. pierwszego etapu reformy. Nic nie świadczy za tym, by tzw. drugi etap reformy, który, jak wykazało referendum, nie może liczyć na aktywne poparcie ze strony większości społeczeństwa, zdołał przełamać impas. [...]
Apeluję, by przedstawiciele tych, którzy mają władzę, i tych, którzy dla kilku lub kilkunastu milionów Polaków symbolizują troskę o interesy ludu pracy, spotkali się bez warunków wstępnych, ale z dobrą wolą.
13 grudnia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Wczoraj wieczorem podczas nadawania dziennika TV zgasła nagle fonia, a potem rozległ się głos: „Tu program 2 radia «Solidarność»” i na tle niemych spikerów, poruszających ustami, brzmiała pieśń Jacka Kaczmarskiego z refrenem „A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat” (wykonywana od dawna w Wolnej Europie). Potem mówiono o liście do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie w sprawie setek pomordowanych przez sowiety i bezpiekę na Suwalszczyźnie w roku 1945, których rodzinom rząd PRL odmawia prawa poszukiwania zaginionych. Poruszono też katastrofalne warunki służby zdrowia, mówiono o żółtaczce, rozprzestrzeniającej się na PRL ze Związku Radzieckiego, bo „jedynym dorobkiem socjalizmu jest nędza, brud i brak najprymitywniejszych środków sanitarnych”.
[...]
Przerywana pieśniami i wierszami satyrycznymi „66. audycja radia «Solidarność»”, cieszyła i podniosła na duchu. Na koniec spiker poprosił, by wszyscy, co jej słuchają, zgasili i zapalili światła, naprzemian we wszystkich okolicznych domach mrugały okna! Cudowne przeżycie! Niech wspiera dzielnych walczących! Niech mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat!...
Warszawa, 29 stycznia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Panowie rzecznicy „Solidarności”. I członkowie KKW, i mądrzy doradcy! Skończcie u Boga Ojca te umizgi do władzy, te perory o konieczności samoograniczania się i o pakcie antykryzysowym. Wy lepiej dobrze pomyślcie, a potem nam powiedzcie, co zrobić, jak to wszystko „pieprznie”. W przeciwnym razie ten dzień was zaskoczy i zmiecie ze sceny jak dekoracje po spektaklu sprzed wielu lat.
ok. 20 marca
„Victoria” nr 95, z 20 marca 1988.
Panie Generale!
[...] Piszę do Pana jako przywódcy dyktatorskich partii — Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej — która rządzi tu nieprzerwanie bez mała 44 lat. Piszę jako przewodniczący konspiracyjnej z konieczności organizacji „Solidarności Walczącej” — której jednym z celów jest pozbawienie Pana i Pańskiej partii władzy w kraju. Czy muszę Panu tłumaczyć dlaczego? Jesteście uzurpatorami z obcego nadania. [...] Przy tym rządzicie źle, co widać wszem i wobec. 44 lata waszych rządów opóźniły względny rozwój naszego kraju w porównaniu do wszystkich niekomunistycznych krajów na świecie. Dziś średnia realna płaca w Polsce jest niższa niż w 46 r. — fakt niespotykany nigdzie poza tzw. socjalistycznym obozem. [...]
Teraz, u schyłku XX wieku, u progi rodzącej się globalnej cywilizacji informatycznej wasza Służba Bezpieczeństwa konfiskuje i nie dopuszcza do obiegu książek i wydawnictw nie po waszej myśli. Niezależni wydawcy i kolporterzy są przez was ścigani i skazywani na grzywny, areszty. Przy tym wasze sumienia, a szczególnie Pańskie sumienie, Generale, obciąża zdławienie wielkiego ruchu ludzi pracy w Polsce, szansy na jej pokojowe odrodzenie — NSZZ „Solidarność”. Odebraliście ludziom nadzieję.
Próżne i niewiarygodne są wasze kolejne próby reform bez wolności i solidarności. [...] Mieliście czas namnożyć własnych pisanych praw i ustaw, włącznie z wpisaniem swej przewodniej roli do Konstytucji. Miejcie więc choć tyle uczciwości, żeby podług tych waszych praw sądzić swych jawnych przeciwników politycznych. Przez prawie 6 lat, od 13 grudnia 1981 r., ukrywając się, redagowałem podziemne czasopisma, uczestniczyłem w pracach podziemnych struktur „Solidarności”, a zwłaszcza w budowie „Solidarności Walczącej”. Jej zasady, cele i metody działania, od początku otwarcie publikowane, zostały ujęte w programie ogłoszonym w czerwcu ub. roku. Byliśmy nieustannie tropieni i nękani przez SB. W końcu wpadłem w ich — w wasze — sieci. Wiem, dlaczego mnie aresztowaliście i za co. Wy też wiecie. Ale oskarżony jestem o co innego. Preparuje się fikcyjne dowody mego udziału w przemycie, zagrożonym karą do 10 lat więzienia. Po co na siłę robi się ze mnie kryminalistę?
Zwracam się do Pana o interwencję w tej sprawie. Sądźcie mnie za to, co robiłem i skarżcie mnie, na ile chcecie, lub trzymajcie bez sądu pod kluczem. I tak moją mizerną kondycję więźnia uważam za lepszą od Pańskiej, Panie I Sekretarzu, gdyż stoję po stronie prawdy.
Warszawa, areszt na Rakowieckiej, 12 kwietnia
„Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, nr 9/88, 2-15 maja 1988.
1 maja w kilkunastu miastach Polski doszło do gwałtownych, niezależnych wystąpień, podczas których wyrażano gorące poparcie dla strajkujących hutników. W Gdańsku przed mszą w kościele św. Brygidy (była to akurat niedziela) przemówiłem dynamicznie do paru tysięcy zgromadzonych osób, wyrażając zaniepokojenie sytuacją materialną ludzi pracy. Jednocześnie ponowiłem apel pod adresem rządu o rzeczywistą, potrójną reformę w Polsce — ekonomiczną, społeczną i polityczną. Powiedziałem także między innymi: „Żądam od was solidarnej postawy wobec Nowej Huty!”, na co zebrani odpowiedzieli mi owacjami i skandowaniem: „Jutro strajk!”. Nie byłem tym zachwycony. Po zakończeniu mszy zaatakowały wiernych silne oddziały ZOMO, wobec czego doszło do walki na pały i kamienie. Dwaj zomowcy w bitewnym zapale wpadli nawet do wnętrza świątyni, gdzie jednak rozbrojono ich w pięć sekund.
Gdańsk, 1 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
2 maja hutnicy mogli odetchnąć z ulgą, bo rozpoczął się strajk w „mojej” stoczni. Zainicjowali go młodzi ludzie z wydziału K-1, którzy po krótkim wiecu zorganizowanym przez 29-letniego spawacza Jana Staneckiego domalowali na flagach wiszących od poprzedniego dnia (1 maja) napisy „Solidarność” i w sile około czterystu osób poszli pod gmach dyrekcji. Tam sformował się 4-osobowy zalążek komitetu protestacyjnego, który — po wstępnych uzgodnieniach — ruszył do dyrektora naczelnego stoczni. Przedstawiono mu następujące postulaty: 1) Podwyżka zarobków o kilkadziesiąt procent; 2) Przywrócenie działalności NSZZ „Solidarność” w Stoczni Gdańskiej; 3) Zwolnienie więźniów politycznych; 4) Przyjęcie do pracy wszystkich zwolnionych za przekonania polityczne; 5) Nierepresjonowanie strajkujących. Ponieważ dyrektor bał się tych żądań i świadomie prowadził rozmowę na manowce, robotnicy wyszli, trzaskając drzwiami. Następnie uradzili z pozostałymi, że nie ma innego wyjścia niż strajk okupacyjny.
Pechowo się złożyło, że 2 maja miałem jeszcze krótkie zwolnienie lekarskie i na początku dnia nie było mnie w pracy. Strajku w stoczni wówczas nie pragnąłem, bo termin uważałem za trochę przedwczesny. Kiedy jednak w ciągu paru godzin protest nabrał dynamizmu, nie mogłem go zignorować — i jako stoczniowiec, i jako przewodniczący „Solidarności” — choć z powodu braku mocniejszego odzewu społecznego czułem się trochę jak generał bez armii.
Gdańsk, 2 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Najgorsze dla mnie są wyjazdy na widzenia. Dosyć, że mury, kraty, sama przemoc, krzywda moja i Kazika, to jeszcze chamstwo strażników, nie wyłączając komendanta. No bo raz da widzenie, drugi raz zezwoli tylko na 5 minut, trzeci raz każe czekać 5 godzin (z dziećmi!), czwarty raz w ogóle nie da. Do męża nie mam żalu, wiem, że musiał tak zrobić, on wierzył w „Solidarność”; ja też. Odwiedza mnie tylko jeden kolega męża z żoną, a tak to raczej ludzie z innych zakładów, nie z MPK. To boli, ale wiem co może pamięć ludzka w tych trudnych czasach. Marzę, aby męża wcześniej wypuszczono. Póki co, niech go przewiozą do ZK w Tarnowie. Bliżej domu. Ostatnio mi chorowała Monika, ale była u dobrych ludzi w Rabce. Nie wiem, co robić z komornikiem? Zabierze mi wszystko (115 tys. egzekucji), a od Kazika tylko 1200 zł miesięcznie. Ciężko, ale jak sobie pomyślę, że Kazik mógł pracować w „Wujku”... Życzliwym, wszystkim serdecznie dziękuję za męża i dzieci. Wierzę, że Kazik nie odsiedzi całego wyroku. Jest potrzebny dzieciom, mnie, a i w zakładzie by się przydał.
3 maja
„Zomorządność” nr 159, z 3 maja 1988.
Szanowny Towarzyszu Sekretarzu,
duży niepokój wśród aktywu związkowego wzbudził ostatnio powrót w wielu dyskusjach i wystąpieniach, w tym i oficjalnych, problemu pluralizmu związkowego. Kolejny raz, po wydarzeniach związanych z falą strajków na przełomie kwietnia i maja, rozważa się postulaty powołania drugich związków zawodowych w zakładach pracy. Zbiega się to z mocnym zaakcentowaniem tej sprawy przez MKWZZ i ŚKP, które to międzynarodowe centrale związkowe wręcz żądają przywrócenia b. „Solidarności”, stawiając to jako warunek uznania odrodzonych związków zawodowych. Sytuacja ta tym bardziej bulwersuje działaczy klasowych związków zawodowych, że spotykamy się z niebezpiecznymi, naszym zdaniem, dywagacjami na ten temat niektórych polityków. Również czasami reakcje pewnych przedstawicieli administracji różnych szczebli niejako współbrzmią nam z tymi postulatami.
Zdajemy sobie sprawę, że decydującym rozstrzygnięciem miejsca, charakteru i formuły odrodzonych związków zawodowych są ustalenia ustawy, decyzje X Plenum KC i X Zjazdu PZPR. Są one mocno akcentowane przez Towarzysza Sekretarza. Jednakże niepokoją nas takie zjawiska, jak kokietowanie działaczy tzw. „podziemnych związków zawodowych”, bo tak można ocenić negocjacje z nielegalnymi komitetami strajkowymi, bez udziału legalnych związków zawodowych, co miało miejsce w zakładach pracy. Tak też została odebrana propozycja spotkania wicepremiera Sadowskiego z L. Wałęsą. O czym mogłaby toczyć [się] ta rozmowa? Przecież nie o rozwiązaniu problemów ekonomicznych załogi stoczni, a jeśli tak, to dlaczego bez związku zawodowego, który działa w niej legalnie?
Warszawa, 30 maja
Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
Od 15 sierpnia trwa strajk na kopalni „Manifest Lipcowy”. Do strajku dołączyły się wszystkie kopalnie jastrzębskie [...]. Ponieważ prawo, a szczególnie ustawa o związkach zawodowych nie dają nam szans obrony naszych interesów, uważamy, że nasz strajk jest w pełni legalny. [...] Gotowi jesteśmy podjąć rzetelne negocjacje z przedstawicielami kopalń i władz wyższych. Nie ugniemy się przed szantażem i groźbami.
1. Żądamy podwyżki płac. [...]
2. Wolne soboty i niedziele [...].
3. [...] żądamy stanowczo ukrócenia marnotrawstwa.
4. Żądamy zmniejszenia administracji [...].
5. Żądamy poprawy warunków mieszkaniowych [...].
6. Żądamy swobodnego przepływu informacji [...].
7. Żądamy pluralizmu związkowego.
Władze zarzucają nam, że nasz strajk ma charakter polityczny. Jest to kłamstwo. Występujemy w obronie swych zawodowych interesów. Nie jest naszą winą, że odbiera się to jako zagrożenie dla władzy. Protestujemy przeciwko temu, aby robotników uznawano za niegodnych wpływania na losy kraju. [...]
Nasz strajk przebiega w niezwykle trudnych warunkach. Propaganda rządowa zmienia treść naszych żądań, przedstawiając strajk w fałszywym świetle. Naszym kolegom grozi się powołaniem do wojska. Kopalnie otoczone są kordonami milicji. Odcięto nam dostawy dóbr regeneracyjnych, nie zezwala się na dostawę żywności. Brak nam kocy. Za pośrednictwem Międzynarodowej Organizacji Pracy zwracamy się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o dostarczenie nam niezbędnej pomocy.
Jastrzębie, 19 sierpnia
„Hutnik”, nr 27/175, z 24 sierpnia 1988.
Żarty się kończą. Przeżyliśmy stan wojenny, dziś stan wyjątkowy może być — punktowo — w każdym momencie ogłoszony. To nic nie da... [...] Jednak emocjami, strajkami Polski z tarapatów nie wydobędziemy. Na dzisiaj mówimy tym, co podali kanałami dyplomatycznymi propozycję — jesteśmy odpowiedzialni za kraj, nie chcemy strajkować. [...] Jesteśmy jako „Solidarność”, jako społeczeństwo gotowi dyskutować o pluralizmie, ale pluralizmie właściwym, nie socjalistycznym — taki uważamy za nonsens. Pluralizm jest niezbędny, „Solidarność” jest niezbędna. [...] W imię takich praw i rozwiązań jesteśmy gotowi do dialogu i rozmów... (oklaski)
Dzisiaj miałem ogłosić o strajku w Stoczni. W związku z propozycjami i tym, że czuję się silny waszą solidarnością, zatrzymuję to do momentu poważnych rozmów, które są proponowane. Jesteśmy solidarni z górnikami, w każdym momencie jesteśmy gotowi — Stocznia Lenina i nie tylko — stanąć i zastrajkować (oklaski), ale właśnie w imię odpowiedzialności za kraj, w imię tego, że musimy dźwignąć się z trudności, jesteśmy gotowi zaczekać. Przez tydzień nic nam nie ucieknie... (pomruki niezadowolenia, okrzyki z tłumu: „Za późno!”)
Gdańsk, 21 sierpnia
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
W środę 31 sierpnia przyjechał do Stoczni Gdańskiej mecenas Siła-Nowicki i powiedział: „Kiszczak chce natychmiast rozmawiać z Wałęsą, przy czym obaj muszą uwierzyć w swoje dobre intencje; rozmowa będzie dotyczyła przede wszystkim ustalenia terminu «okrągłego stołu»”. Zabolało mnie, że słowem nie została wspomniana „Solidarność”, lecz nie był to czas na fochy. Jeszcze przed obiadem dotarłem do Warszawy, gdzie moim trzygodzinnym ustaleniom z ministrem spraw wewnętrznych przysłuchiwali się (niekiedy zabierając głos) sekretarz episkopatu biskup Jerzy Dąbrowski i sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Stanisław Ciosek. Wiłem się jak piskorz, atakowałem z prawa i z lewa, ale generał Kiszczak postawił rzeczowe, twarde warunki: legalizacja „Solidarności” będzie możliwa tylko wtedy, gdy rozmowy „okrągłego stołu” zakończą się parafowaniem narodowego porozumienia.
Gdańsk-Warszawa, 31 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
Ja to wziąłem na swoje barki. Powiedziałem, że jest perspektywa rozmów przy Okrągłym Stole, to trzeba strajk przerwać. Zobaczyłem, że ludzie płakali. Bo ja ich zapewniałem, że wyjdziemy ze Stoczni jako zwycięzcy. A jak Lech wyszedł do ludzi, to był jeden gwizd.
Stocznia Gdańska, 1 września
Grzegorz Nawrocki, Polak z Polakiem, Warszawa 1990.
Zapraszano mnie do komitetu strajkowego, nie zgodziłem się być jego członkiem. W charakterze strajku w mojej kopalni zorientowałem się bardzo szybko, „Solidarność” nie jest receptą na nasze problemy. Jedni spośród strajkujących zrozumieli to bardzo szybko, inni opuścili kopalnię później. Obecnie jest tam zaledwie 80 osób, które uzurpują sobie prawo do reprezentowania całej załogi. Trzeba wziąć się do rozwiązywania problemów, na bieżąco informować górników o terminie i sposobach ich załatwiania.
2 września
Ze zbiorów Archiwum Akt Nowych, PAP 1945-1997, Redakcja Zagraniczna i Krajowa, ZSO nr 5 poz. 1419, Serwis informacyjny 1-5 IX 1988.
W Jastrzębiu przebywałem przez 8 dni, mając stosunkowo ułatwiony kontakt ze strajkującymi, bo było to już w okresie, gdy psychicznie zaczęli się „otwierać” w kontakcie z dziennikarzami. Rzadko jednak udawało mi się rozmawiać w tzw. cztery oczy — zwykle chętnych do rozmowy było więcej. Z moich obserwacji i rozmów rysuje się więc następujący obraz strajku:
[...]
3. Samopoczucie i zachowania
W „Manifeście Lipcowym” stosunkowo niewiele było zachowań agresywnych. Do spięć najczęściej dochodziło przy bramach pomiędzy strajkującymi i tymi, którzy normalnie chcieli wejść do pracy. Chętnych do pracy przyjmowano na ogół gwizdami, choć wiele zależało od tego, czy dany człowiek ma poważanie załogi.
Strajkujący przechodzili kilka faz psychicznych. Początkowo — wielka niechęć do wszystkich z zewnątrz — w tym i do dziennikarzy. Pełna natomiast afirmacja dla własnych zachowań, oczekiwanie na przyłączenie się załóg innych kopalń do strajku. Pewność co do słuszności własnych postulatów.
Następnie, wraz z postępującym zmęczeniem, oswojeniem się z sytuacją, następowało otwarcie na zewnątrz. Coraz mniejsze kłopoty sprawiało nawiązanie rozmowy — chętnie mówili o bolących ich sprawach, z tym że najpewniej się czuli w obszarze sobie najbliższym — w sprawach kopalni, płac, stosunków międzyludzkich. Przy prośbie o osobistą refleksję najczęściej deklamowali wyczytane z ulotek frazesy. W tym też okresie pojawiła się agromna chęć podjęcia jakichkolwiek rozmów na temat zgłoszonych postulatów. Rozmowy takie mogłyby nie przynieść żadnego rozwiązania — ale chodziło o to, żeby się wreszcie rozpoczęły.
Dniem euforii trzeba nazwać dzień, w którym płynęły wiadomości o rozlaniu się strajkowej fali. A więc „cała Polska” rozumie i popiera nasze postulaty!
Później zmęczenie zaczęło brać górę. Coraz więcej ludzi uciekało przez bramy. Nie mieli sprzymierzeńców w osobach członków swych rodzin, którzy odbierali taką ucieczkę jako tchórzostwo, jako opuszczenie strajkujących kolegów, złamanie solidarności. [...]
Warszawa, 6 września
AAN, KCPZPRV/426, [cyt. za:] Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
Wbrew doniesieniom prasowym w strajkach w Jastrzębiu nie dominowali ludzie młodzi. Widziałem wielu trzydziesto-czterdziestolatków, rozmawiałem ze strajkującymi górnikami, którzy zbliżali się do wieku emerytalnego.
Charakterystyczne, że np. w kopalni „Manifest Lipcowy” praktycznie nie brali udziału w strajku najmłodsi górnicy, zamieszkali w hotelach robotniczych. Kierownik jednego z nich, który przylega do terenu okupowanej przez strajkujących kopalni, powiedział, że sam jest tym faktem zdumiony. [...]
Bardzo często górnicy łączyli załatwienie postulatów górniczych z powołaniem nowych związków:
— Co z tego, że dziś wypchają mi kieszenie pieniędzmi, skoro za miesiąc, pół roku władza wyciągnie mi je podwyżkami. Musi być związek, który będzie czuwał, by tak się nie stało — ten argument słyszałem z ust wielu uczestniczących w strajku górników.
Jastrzębie, 6 września
AAN, KC PZPR V/426, [cyt. za:] Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
Oczekujemy jasnego wyrażenia przez władze PRL gotowości do stworzenia warunków do legalnej działalności „S”. Dopiero legalizacja „S” pozwoli na skuteczne włączenie się związku w reformowanie się kraju. Lech Wałęsa ma poparcie KKW i MKO w tych rozmowach. Jednocześnie stwierdzamy, że represje wobec uczestników strajków, pozbawianie wolności, pracy i karne wcielanie do wojska podważają wiarygodność propozycji władz. Oczekujemy natychmiastowego zaprzestania represji i jątrzącej propagandy w środkach masowego przekazu.
Gdańsk, 10 września
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Kiszczak (tekst odczytany): Niech mi wolno będzie raz jeszcze serdecznie powitać uczestników dzisiejszego spotkania i podziękować, że zechcieli przybyć. Rad jestem z poznania p. Stelmachowskiego, wybitnego profesora. Zgodnie z ustaleniami z 31 sierpnia, spotykamy się raz jeszcze roboczo. Sytuacja gospodarcza nie jest dobra. W wyniku strajków ponieśliśmy straty: 54 mld zł, 20 mln dolarów i 9 mln rubli, nie licząc strat moralnych. Strajki łatwo jest wywołać. Powodują one emocje, prowadzą donikąd, zubożają społeczeństwo. Mamy lekcję z lat 1980-1981. Społeczeństwo jest przeciwko strajkom. W maju i w sierpniu brało w nich udział niewielu robotników. Z ostatniej ze strajkujących kopalni wyszło stu ludzi, wśród których byli także tzw. górnicy z Warszawy i Gdańska. [...] Sformułowane zostały zasady, od których p. Wałęsie nie wolno odstępować, inaczej rozmowy uznane zostaną za zerwane. Treść tych oświadczeń poszła w świat. [...] Ja w oświadczeniu z 13 września nie stawiałem żadnych warunków wstępnych. Pytam więc, czy p. Wałęsa jest także gotów do rozmów bez warunków wstępnych. Potrzebne jest jasne stanowisko.
Gdyby nie było dobrej woli z naszej strony, to dzisiaj nie zasiedlibyśmy przy tym stole. Ultymatywne warunki są nie do przyjęcia. Jedyny warunek to ten, że nie ma żadnych warunków. [...]
[...] Nie wszyscy wołają „hosanna” za pluralizmem. Nie można tworzyć faktów zmieniających układ stosunków. Sprzyjać będziemy pluralistycznemu modelowi ruchu związkowego, ale bez nacisku i zagrożenia strajkowego. Tymczasem powoływane są komitety do organizowania strajków tak jak w 1981 r.
Proponuję oczyścić przedpole, oczyścić się z tej niedobrej atmosfery i przystąpić do omawiania trybu pracy, składu, tematów i terminów „okrągłego stołu”. [...]
Wałęsa: Dziękuję za przyjęcie i kolejne spotkanie. Pan generał podniósł problem strat. Należy nad nimi ubolewać. Polski nie stać na powiększanie strat. Ale gdyby ich nie było, nie byłoby naszego dzisiejszego spotkania.
Podtrzymuję wszystko, co zaprezentowałem w swojej wypowiedzi 31 sierpnia, a także to, co sformułowałem na piśmie 25 sierpnia. Różnimy się z panem generałem ze względu na inne punkty widzenia, zajmowane stanowiska i miejsca pracy. Można mieć zastrzeżenia do wspomnianych uchwał. Są one jednak w swej treści mniej ważne. Ważne jest to, że dane mi zostały upoważnienia. Tak czy inaczej „Solidarność” jest niezbędna. Potwierdzam, że nie stawiam żadnych warunków. Wypowiedzi, jakie padały, trzeba traktować jako wypadki przy pracy. Jestem przekonany, że nie ma wolności bez „Solidarności”. Ale nie chodzi o „Solidarność” z 1980 czy 1981 roku, bo to byłoby fizyczne zatrzymanie czasu. To jest niemożliwe. Wtedy też nie było pozytywnych posunięć z obu stron. Od tego czasu minęło 7 lat. Obecnie po raz pierwszy są warunki dla tych idei. [...]
Mówicie, że jeszcze nie czas na pluralizm. A my mówimy, że już czas. Trzeba tylko położyć tamę destruktywnej działalności pluralizmu.
Warszawa, 15 września
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Dostaliśmy wszyscy obuchem w łeb! Kogo to IX Plenum wyznaczyło na premiera...? Rakowskiego!!! Chyba już rzeczywiście Jaruzelski ma demencję, jeżeli na tak niewłaściwego człowieka postawił! Przecież Rakowski jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi, on z kolei jest owładnięty nienawiścią do „Solidarności”. [...] O jakimkolwiek „porozumieniu” szkoda już nawet mówić, legalizacja „Solidarności” w tym układzie staje się jeszcze większym mitem. Można się spodziewać najgorszego.
Warszawa, 27 września
Teresa Konarska, dziennik ze zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA.
Tym fałszywym krokiem [zamknięciem Stoczni Gdańskiej] zmobilizowaliście przeciwko sobie cały świat. […] Ostatnie „strzały na wiwat” zablokowały praktycznie możliwość konstruktywnego spotkania. Proponuję, aby Episkopat w roli obserwatora podjął się mediacji. Zapraszam panów [Czesława] Kiszczaka i [Lecha] Wałęsę, by spotkali się na gruncie neutralnym i z pomocą Kościoła uzgodnili zasady Okrągłego Stołu.
11 listopada
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Najważniejsze rozstrzygnięcie tego tygodnia to zamknięcie Stoczni Lenina. […] Zdecydowałem się na to, ponieważ w Polsce tylko przez szok można skierować rzeczy na nowe tory. Towarzysz Jaruzelski i kierownictwo partii wyrazili zgodę. Po raz pierwszy od lat rząd pokazał znowu, że sprawuje władzę. Mimo to decyzja była hazardowa, jak poker. Nikt nie mógł dokładnie przewidzieć, czy wywołana zostanie wielka fala strajków, czy nastąpi inna reakcja. Okazało się, że większość robotników nie jest gotowa iść za „Solidarnością”. […] Okrągły Stół najprawdopodobniej nie dojdzie do skutku w najbliższym czasie. Mimo to wychodzę z założenia, że w końcu do niego dojdzie — za tym przemawia fakt, że zarówno Kościół, jak i Wałęsa chcą Okrągłego Stołu. […] Ponowna legalizacja „Solidarności” nie wchodzi w rachubę. Oznaczałoby to przywrócenie sytuacji z 1981 roku. „Solidarność” się nie zmieniła. To są ci sami ludzie, te same metody i rozwiązania, te same źródła pieniędzy. Znam ich dokładnie. Moim celem życiowym jest zniszczenie „Solidarności”. Dlatego druga strona ma w gruncie rzeczy rację twierdząc, ze jest przeciwnikiem Okrągłego Stołu.
16 listopada
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
W międzyczasie spotkałem się jeszcze 18 i 19 listopada z generałem Kiszczakiem, próbując znów uzyskać obietnicę legalizacji „Solidarności”. Niestety, było to bicie głową o mur. Zarówno generał, jak i sekretarz KC PZPR Ciosek dali mi do zrozumienia, że „betonowe" siły” w partii skutecznie blokują ideę otwarcia się na „Solidarność”, wobec czego kwestia ta musi być odsunięta w nieokreśloną przyszłość. Ponieważ dość miałem w tym momencie wodzenia mnie za nos, postawiłem sprawę na ostrzu noża: albo termin ponownej rejestracji „Solidarności” zostanie rozstrzygnięty w określonym czasie, albo nici z rozmów Okrągłego Stołu. Kiszczak i Ciosek zaperzyli się wtedy również i powiedzieli, że jak nie, to nie. Parę dni później rozpoczęto spektakularny demontaż okrągłego stołu.
Warszawa, 18-19 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Znaczenie, jakie przypisuję ofercie rozmów Okrągłego Stołu, nie pozwala mi traktować jej jako taktycznego manewru. Złożenie tej oferty przez kierownictwo partyjnopaństwowe oznaczało faktyczne uznanie „Solidarności” i opozycji oraz prawa niezależnie zorganizowanego społeczeństwa do współdecydowania o najważniejszych sprawach kraju. Był to krok niezwykle śmiały i na tyle znaczący, że nie można go odwołać. [...]
Propozycja Okrągłego Stołu wykazała, że jacyś reformatorzy w KC PZPR istnieją. Budzi to umiarkowaną nadzieję.
23 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
W miarę upływu czasu można było dostrzec miażdżącą przewagę Wałęsy. Był opanowany, składnie mówił, używał chwytliwych, przekonujących argumentów. Miodowicz mógł na wiele z nich odpowiedzieć, ale nie uczynił tego. Cały czas był w defensywie i w zasadzie ciągle wracał do jednej myśli – w jednym zakładzie pracy musi być jeden związek zawodowy. Nie ulega wątpliwości, że po tej debacie pozycja Wałęsy w Polsce bardzo się umocni. Właściwie trudno będzie przekonać kogokolwiek, dlaczego nie godzimy się na uznanie „S”. [...]
Po audycji zadzwoniłem do W[ojciecha] J[aruzelskiego]. Był wściekły. [...] W istocie rzeczy, Miodowicz stworzył nową sytuację polityczną w kraju.
Warszawa, 30 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Całkowicie zrujnowany został dotychczasowy stereotyp osobowości Wałęsy lansowany przez partyjną propagandę. Dla wielu członków PZPR może się to okazać prawdziwym szokiem. W znacznej skali wystąpić mogą oskarżenia wobec kierownictwa partii i aparatu propagandowego o oszukiwanie członków partii.
Wałęsa zaprezentował się jako polityk dużej miary, posiadający jasną i przekonującą wizję przyszłości kraju. Okazał się człowiekiem o nastawieniu konstruktywnym, kierującym się wolą rzeczywistego dialogu i porozumienia.
Warszawa, 1 grudnia
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. 6, cz. 2: Lata 1956–1989, wybór tekstów źródłowych Adam Koseski, Józef Ryszard Szaflik, Romuald Turkowski, Pułtusk 2004.
Sprawa ciągle sprowadza się do „Solidarności”. […] i dlatego jeśli już mówimy o tej rozmowie nieszczęsnej, to ona jednak wyrządziła pod tym względem wielkie szkody. Gwałtownie nastąpił przyrost tych, którzy uważają, że „Solidarność” trzeba zalegalizować. […] te dwie sprawy, że „Solidarności” nie ma się co bać, bo właściwie ona tylko tutaj pomoże, bo przecież pluralizm [jest] na całym świecie i tam, gdzie ten świat dobrze prosperuje, to dlaczego u nas nie? i po drugie, ten Wałęsa to mądry człowiek, poważny, odpowiedzialny. To są dwie główne rzeczy, wszystkie inne nie mają większego znaczenia. Zmienił się wizerunek Wałęsy i zmieniło się podejście do „Solidarności”.
Warszawa, 5 grudnia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Adam Michnik:
To jest taki moment, w którym można przyjąć założenie, że w Rosji są rozdawane karty na najbliższe pięćdziesiąt lat. I od tego, jakie dziś zajmie stanowisko opozycja polska, zależeć może zarówno przyszły kształt stosunków polsko-rosyjskich, polsko-radzieckich, polsko-ukraińskich, litewskich, a także i kształt Polski, jako że nie jesteśmy samotną wyspą, [...] Musimy pamiętać wciąż o tym, że jeśli nawet nie umiemy sobie wyobrazić takiej drogi od dyktatury do demokracji w Europie Wschodniej, jak to miało miejsce w Hiszpanii czy w Grecji, to nie zwalnia nas to z obowiązku pamiętania, że zasadniczą cechą stalinowskiego komunizmu jest rozkład więzi społecznych, rozkład kultury prawnej i wtedy bunt takiej społeczności jest buntem niewolników, buntem ludzi, którzy najlepiej potrafią budować szubienice. I teraz, myśląc o przyszłości, trzeba myśleć w kategoriach kompromisu. I trzeba myśleć w kategoriach Polski dla wszystkich. Polski, w której będzie także miejsce dla znacznej części obecnego aparatu władzy i administracji.
Jacek Kuroń:
Szanse obalenia tej władzy wciąż jeszcze, wciąż jeszcze są też bardzo małe lub żadne — na razie [...], ale natomiast z tą władzą można się porozumieć, także na takim oto gruncie, że ona ustępuje wobec nacisku społecznego, wobec różnego rodzaju konieczności i różnych układów ich wewnętrznej gry. I z taką sytuacją najprawdopodobniej będziemy mieli do czynienia.
Władysław Frasyniuk:
Mnie się ten pomysł nie podoba i mam takie wrażenie, że tutaj powstaje nowa organizacja, na czele tej organizacji ma stanąć nowy, a stary, przewodniczący Lech Wałęsa i nie bardzo wiem, jak to ma się do „Solidarności”. [...] mam takie wrażenie, że oto powstaje nowa organizacja, która nie wiadomo jak ma się odnieść do wszystkich tych, które już funkcjonują, w tym również do „Solidarności”. [...] Komisja Krajowa tego problemu nie dyskutowała. Wielu z nas jest tu po prostu — no powiedziałbym — zaskoczonych taką propozycją.
Warszawa, 18 grudnia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
[...] Nie ma takich przesłanek, aby sądzić, że sprawa „Solidarności” rozejdzie się po kościach. Dane z MSW mówią o rozszerzaniu się tego zjawiska. Wcześniej czy później zjawisko, które jest, będzie musiało być zauważone. Wybór polega na tym, czy na „Solidarność” się zgodzimy, czy też zostanie nam ona narzucona. Obecna sytuacja — czysto życzeniowa — żadnego problemu nie rozwiązuje. „Solidarność” jest faktem, istnieje mimo naszych restrykcji. Nie ma też przesłanek, aby przy pomocy środków restrykcyjnych zlikwidować to zjawisko w przyszłości. [...]
Nasze dotychczasowe stanowisko nastawione jest faktycznie na storpedowanie „okrągłego stołu”. W tym materiale, który ma charakter tajny, otwarcie możemy powiedzieć, iż wrażenie jest takie, że warunki wstępne stawiamy my, a nie strona przeciwna. Powinniśmy również sobie powiedzieć, że w gruncie rzeczy nie chcemy „okrągłego stołu”.
„Okrągły stół” bowiem — tak czy inaczej — musi w jakiejś formie doprowadzić do legalizacji „Solidarności”. A tego obawiamy się jak zarazy, bo w najlepszym dla nas przypadku musi doprowadzić do całkiem nowego modelu ruchu związkowego. [...]
Chłodny realizm mówi, że zjawisko, które jest, musi być uznane, a stanowisko Wałęsy obecnie formułuje możliwości kompromisu.
Jest oczywiście możliwe, że po legalizacji „Solidarności” Wałęsa zmieni swój pojednawczy ton. I z takim ryzykiem należy się liczyć. Ale partia, której większość się chwieje, nie ma innej drogi, jak pójść na to ryzyko. [...]
21 grudnia
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
1. X Plenum KC PZPR podejmie uchwałę otwierającą możliwość pluralizmu związkowego, w tym możliwość legalnego działania „Solidarności” jako związku zawodowego.
2. W trybie roboczym nastąpi wypracowanie warunków i kalendarza porozumienia.
3. Rozpoczęcie procesu legalizacji „Solidarności" nastąpi jeszcze przed „wspólnymi” wyborami.
4. Wynik „okrągłego stołu” będzie swoistą deklaracją wyborczą określającą to, co wspólne. Okręgi wyborcze będą jednomandatowe, więcej będzie kandydatów niż mandatów. Kolejność kandydatów na listach wyborczych będzie alfabetyczna. Podział okręgów wyborczych będzie wcześniej przekonsultowany.
5. „Odwieszenie” pluralizmu mocą uchwały Rady Państwa nastąpi w lutym, najpóźniej w marcu br. Wybory będzie można przesunąć ewentualnie na maj.
6. Ceny artykułów należy utrzymać na obecnym poziomie, aby przez zaskakujące decyzje nie pogarszać klimatu społecznego.
7. Najpierw odbyłoby się robocze spotkanie (pkt. 2), potem „okrągły stół”, a na zakończenie spotkanie w Belwederze.
8. Konieczne jest oddziaływanie na opinię, umożliwienie stronie społecznej dostępu do radia i telewizji.
Klarysew, 4 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Komitet Centralny podkreśla bezpośredni związek, współzależność tworzenia się nowej formuły pluralizmu politycznego i nowego modelu pluralizmu związkowego z rozwojem dialogu społecznego i budową trwałego, szerokiego porozumienia narodowego. Wyrazem tego powinny być możliwe rychłe wybory do Sejmu uwzględniające reprezentacje szerszych niż dotychczas orientacji politycznych. Poprzedzać je powinno określenie przy „okrągłym stole" platformy wyborczej tego, co w obliczu wyborów wspólne dla Polaków, opracowanie wzajemnej ordynacji wyborczej oraz zasad reprezentacji różnorodnych sił politycznych w Sejmie X kadencji. Przy „okrągłym stole" określone powinny być formy organizacyjne rozszerzonego porozumienia narodowego. Tam też powinny być uzgodnione warunki, sposoby oraz kalendarz wprowadzania pluralizmu związkowego i otwarcia drogi do tworzenia nowych związków zawodowych, w tym „Solidarności", które w imię jedności interesów świata pracy tworzyłyby wspólne reprezentacje wobec administracji gospodarczej zakładów. Komitet Centralny zwraca uwagę, że tworzenie faktów dokonanych, niezgodnych z obowiązującą ustawą o związkach zawodowych, może powodować zakłócenie procesu rozwoju związkowego.
Warszawa, 18 stycznia
Drogi Szefie. [...] Chciałbym też wyrazić pogląd w sprawie niepopularnej i dla pana osobiście irytującej. Uważam mianowicie, że w obliczu szansy zalegalizowania „Solidarności” należy podjąć wysiłek zjednoczenia wszystkich „solidarnościowców”, którzy uważają się nadal za członków Związku. Opowiadam się więc za zrealizowaniem zeszłorocznego projektu A[ndrzeja] Celińskiego, tj. za zwołaniem „sejmiku”, na który należałoby zwołać zarówno pozostających w kraju członków Komisji Krajowej, jak i członków struktur powstałych w okresie stanu wojennego i wreszcie przedstawicieli struktur nowo powstających (komitetów strajkowych z 1988 r., komitetów organizacyjnych, komitetów założycielskich). Osobiście sądzę, że przedstawiciele nowo powstałych struktur powinni mieć co najmniej połowę delegatów.
20 stycznia
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Drogi Szefie,
[...]
1. Sądzę, że sprawą pilną jest powołanie niezbyt licznego zespołu celem opracowania projektu statutów „Solidarności”, które dopasowałyby nasz Związek do ustawy o związkach zawodowych. Szczególnie ważne jest opracowanie wzorca dla organizacji zakładowych, gdyż operowanie jednolitymi statutami na szczeblu zakładów pozwoli na zachowanie jednolitości Związku. Oczywiście projekty powinny objąć również wyższe ogniwa, aż do ogniwa centralnego włącznie. Myślę, że przewodnictwo zespołu mógłby objąć Lech Kaczyński jako fachowiec i to mieszkający na miejscu, w Gdańsku.
2. Sądzę, że jest czas najwyższy zerwać z tajnością struktur, zwłaszcza na szczeblu zakładowym (z wyjątkiem spraw wydawniczych i finansowych). Związek powinien możliwie szerokim frontem tworzyć struktury jawne.
3. Chciałbym też wyrazić pogląd w sprawie niepopularnej i dla Pana osobiście irytującej. Uważam mianowicie, że w obliczu szansy zalegalizowania „Solidarności” należy podjąć wysiłek zjednoczenia wszystkich „solidarnościowców”, którzy uważają się nadal za członków Związku. Opowiadam się więc za zrealizowaniem zeszłorocznego projektu A. Celińskiego, tj. za zwołaniem „sejmiku”, na który należałoby zwołać zarówno pozostających w kraju członków Komisji Krajowej, jak i członków struktur powstałych w okresie stanu wojennego i wreszcie przedstawicieli struktur nowo powstających (komitetów strajkowych 1988 r., komitetów organizacyjnych, komitetów założycielskich). Osobiście sądzę, że przedstawiciele nowo powstałych struktur powinni mieć co najmniej połowę delegatów.
4. Sądzę, że uchwała KC w sprawie pluralizmu związkowego daje podstawę do podjęcia rozmów „okrągłego stołu”, z tym że na podstawie doświadczeń jesiennych nie doradzałbym tworzenia ciała wielogłowego. Sądzę, że powinna być wyłoniona nieliczna grupa wiodąca (prezydialna), z której udziałem winny się odbywać posiedzenia poszczególnych zespołów o zmiennym składzie, w zależności od problematyki, i to niezbyt liczne.
Warszawa, 20 stycznia
Archiwum prywatne A. Stelmachowskiego, [cyt. za:] Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
Sam w „Trybunie Ludu” wyczytałem, że dla opozycji przewiduje się 30-40% miejsc w parlamencie. Uważam, że to bardzo trudny problem. Jesteśmy gotowi akceptować zasadę niekonfrontacyjności wyborów i urząd prezydenta jako gwaranta ustroju. Jesteśmy gotowi na wspólną deklarację na temat tego, co łączy Polaków w ratowaniu kraju, i jesteśmy gotowi zaakceptować komitet porozumiewawczy, który by kończył Okrągły Stół. Ale jeśli ma powstać urząd prezydenta, to niech Sejm będzie Sejmem wolnym, mającym suwerenną rolę. Wydaje się, że może udałoby się nam sformułować zasadę konieczności spokoju społecznego i określić sposób działania „Solidarności” dla dobra kraju. Niezbędne jest jednak uchylenie uchwały Rady Państwa. Wydaje się, że przy przyjęciu takiej deklaracji i przyjęciu ustaleń łatwiej nam będzie obradować. Musi być jednak deklaracja określająca intencje. Takiej deklaracji oczekujemy [...]. Dla „Solidarności” zasada wolnych wyborów jest wartością podstawową. Przyjmujemy, że obecnie potrzeba pewnego ograniczenia tej zasady. [...]
Są także inne problemy, kwestia niezawisłości sądów i sprawiedliwych praw, wyborów do samorządu terytorialnego. Wybory do rad narodowych były nie tylko błędem, ale i porażką. Trzecia sprawa to dostęp do środków masowego przekazu. Nie możemy akceptować monopolu w tej dziedzinie. Te sprawy to część reformy systemu; trzeba je podjąć. Jesteśmy gotowi do dyskusji w kierunkach, które Panowie proponujecie, i to jest nasza cena za legalizację.
Magdalenka k. Warszawy, 27 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Trwały one 11 godzin i przebiegały w niełatwej, momentami wręcz dramatycznej atmosferze. Kilkakrotnie groził im impas. Jego przełamanie było efektem negocjacyjnej elastyczności przedstawicieli strony rządowej, koncyliacyjnych wysiłków biskupa Gocłowskiego oraz realizmu i wyraźnej woli dialogu reprezentowanej przez dwóch głównych negocjatorów ze strony „Solidarności” — Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. [...]
Bronisław Geremek uznał też, że możliwe jest określenie stosunku „Solidarności” do ustroju socjalistycznego. Stosunek ten polega na akceptacji kluczowych wartości socjalizmu, takich jak sprawiedliwość społeczna, uspołecznienie środków produkcji. Uznał, że należy dążyć do uczynienia państwa wartością nadrzędną dla wszystkich Polaków. W tych stwierdzeniach przedstawiciele „Solidarności” widzą możliwość znalezienia wspólnej drogi dla wszystkich stron dialogu.
[...] Jeśli chodzi o kwestię spornych nazwisk — Kuronia i Michnika — to strona solidarnościowa przyjęła nasze warunki. Uznano potrzebę zadeklarowania z ich strony poszanowania prawa i porządku konstytucyjnego. Wałęsa oświadczył, że te „dzieci nomenklatury” złożą taką deklarację.
Warszawa, 31 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Zgodnie z ustaleniami, w dn. 3 lutego obrady „okrągłego stołu” miały się rozpocząć o g. 14 w Urzędzie Rady Ministrów przy Krakowskim Przedmieściu. Wszystkich uczestników zaopatrzono wcześniej w przepustki osobiste i samochodowe. Na parterze witał przybywających gen. Olgierd Darżynkiewicz, szef Biura Ochrony Rządu; telewizja prosiła o krótkie wypowiedzi przed rozpoczęciem obrad. Na piętrze wchodzących witał przy schodach osobiście gen. Kiszczak.
Dla przybywających były przewidziane trzy poczekalnie — dla przedstawicieli „Solidarności”, dla przedstawicieli Kościoła i dla przedstawicieli obozu rządowego. Przedstawiciele Kościoła znaleźli się w środku pomiędzy dwoma salami. Do obozu rządowego włączony był bp Janusz Narzyński, zastępujący przewodniczącego Rady Ekumenicznej, ks. Adama Kuczmę, który w tym czasie przebywał za granicą.
W Sali Kolumnowej ustawiony był okrągły stół, przy którym każdy miał wyznaczone miejsce. Przedstawiciele Kościoła i obozu rządowego zasiedli przy stole 5 min przed godz. 14. Przedstawiciele „Solidarności” spóźnili się o 15 min, ponieważ nie mogli przecisnąć się przez tłum dziennikarzy i publiczności przed wejściem na dziedziniec URM. Przy stole naprzeciw siebie zasiedli: pod ścianą gen. Kiszczak, pod oknem — Lech Wałęsa. Linia dzieląca uczestników obrad biegła mniej więcej przez środek stołu.
6 lutego
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Nadzorujący: J. Czyrek – S. Ciosek
Realizujący: W. Społ.-Prawny
wytyczne polit.-organiz. 1.4. - Podjąć polemikę z wystąpieniami przedstawicieli opozycji (m.in. przy „okrągłym stole”) negującymi pozytywne dokonania Polski Ludowej.
Nadzorujący: S. Ciosek
Realizujący: W. Propagandy
wytyczne polit.-organiz. 1.5. - Ostro i zdecydowanie pokazywać wszelkie zakłócenia porządku publicznego, szczególnie w okresie trwania rozmów przy „okrągłym stole”.
Nadzorujący: S. Ciosek
Realizujący: W. Propagandy
wytyczne polit.-organiz. 1.6. - Zainicjować wystąpienia organizacji partyjnych i społecznych, np. w formie listów czy rezolucji, popierających naszą argumentację przy „okrągłym stole”. Listy tego typu publikować szczególnie w prasie lokalnej. Publikować również listy pokazujące zaniepokojenie „bazy partyjnej” w związku z tworzeniem przez b. „Solidarność” faktów dokonanych w zakładach pracy.
Warszawa, 7 lutego
Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC, oprac. Stanisław Pierzkowski, wyd. Aneks, Londyn 1994.
Mój zawód nie należy do tych, w których można się zbyt łatwo wzruszać. Widziałem zbyt wiele i zbyt blisko byłem tuż obok wielkiej sceny politycznej. Gdy jednak 9 lutego przed kościół w Mistrzejowicach zajechał samochód z Lechem Wałęsa, gdy ludzie krzyknęli: „Solidarność”, poczułem skurcz w gardle i jakby wstyd równocześnie, że tak łatwo się wzruszam — czyżby starość? A przecież tak samo przeżyli to o wiele młodsi ode mnie. I choć przyszło mi się przebijać przez tłum i kolejne szpalery porządkowych, nie mogłem nie myśleć o tych wszystkich, których znam z Mistrzejowic i o tych, których nie znam, ale dla nich piszę. To dzięki wam ja również poczułem smak zwycięstwa i radości, o którą coraz trudniej. Dziękuję. […]
Msza święta, tym razem w kościele na górze — jak powiedział ksiądz Jancarz: „Dziś wyszliśmy z podziemia”. Niezliczona ilość ekip telewizyjnych z sieci całego świata. W tym oficjalna, po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Ich również wita ksiądz Kazimierz. Oficjalne powitania przez działaczy „Solidarności” — potem mówi ksiądz Jankowski, który towarzyszy Wałęsie. Nastrój skupienia, słowa bowiem nie obiecują łatwych triumfów, lecz mówią o tym, jak wiele jest jeszcze do zrobienia przez nas samych i w nas samych. Wiele minut modlitwy. Ludzie są ze sobą razem i każdy zarazem sam — blisko swych najbardziei, intymnych rozmyślań, blisko Boga.
Mistrzejowice, 9 lutego
„Hutnik” nr 3/188, z 13 lutego 1989.
Dzień 10 lutego 1989 r. był dżdżysty i ponury. Zbiórka nastąpiła w bramie Instytutu Socjologii przy Karowej. Stamtąd dwadzieścia kilka osób [...] poczłapało na pierwsze posiedzenie zespołu do spraw reform politycznych w pałacu Namiestnikowskim. Rozpoczęły się robocze obrady Okrągłego Stołu.
Nie ulega wątpliwości, że mimo jakże wielkich nieraz wewnętrznych różnic, strona solidarnościowo-opozycyjna postanowiła wtedy grać lojalnie i zespołowo. Najbardziej, wręcz obsesyjnie, wystrzegaliśmy się rozwiązań fasadowych, pozornych.
Warszawa, 10 lutego
Krzysztof Kozłowski, Takie sobie wspominki [w:] Tadeusz Mazowiecki polityk trudnych czasów, na siedemdziesiąte urodziny współpracownicy i przyjaciele, Warszawa 1997.
Pamiętam niesamowite uczucie, gdy 15 lutego 1989 o godzinie jedenastej po raz pierwszy wszedłem z reprezentacją „S” R[olników] I[ndywidualnych] do Pałacu Namiestnikowskiego. Przy drzwiach ochroniarze BOR, wielki hol, marmurowe schody, na pierwszym piętrze słynny, lśniący politurą mebel, dalej sala, w której mieliśmy obradować ze stroną rządową. Miałem poczucie, że niosąc za prof. [Andrzejem] Stelmachowskim teczkę z projektami dokumentów, niosę cząstkę przyszłości Polski. Była to zwykła, szara, kartonowa teczka, na którą, aby odróżnić się od strony rządowej, nakleiłem kartonik z napisem „Solidarność”.
Warszawa, 15 lutego
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Drogi Lechu: witając Cię w imieniu Regionalnego Komitetu „Solidarności”, witam Cię zarazem w imieniu tysięcy członków naszego Związku, skupionych w ponad 70 organizacjach zakładowych, które już podjęły jawną działalność. Witamy Cię w miejscu szczególnym: kościół w Mistrzejowicach jest bowiem tym dla Krakowa, czym kościół św. Brygidy dla Gdańska, a Huta im. Lenina jest dla „Solidarności” Małopolskiej tym, czym dla całego kraju jest Stocznia Gdańska. Strajk, który miał tu miejsce w kwietniu i maju ubiegłego roku, zapoczątkował szeroki ruch odradzania jawnej działalności w Regionie. [...]
Lechu: kiedy byłeś u nas przed ośmiu laty, jesienią 1980 roku, budowaliśmy od podstaw nasz Związek, naszą „Solidarność”. Teraz odbudowują Związek ci, których nie złamały represje stanu wojennego, ci, którzy przez minione siedem lat działali w tajnych strukturach związkowych i walczyli o „Solidarność”. [...] Teraz odbudowują Związek także ci, którzy w Sierpniu ‘80 roku patrzyli na „Solidarność” z ław szkolnych. [...] Odbudowując nasz Związek, nie zapominamy o innych organizacjach, walczących także o prawo do legalnego istnienia. [...] Jesteśmy bowiem przekonani, że tylko współpraca różnych, niezależnych organizacji może zapewnić osiągnięcie rozsądnego kompromisu z władzami państwowymi, jaki zostanie, w co chcemy wierzyć, osiągnięty w czasie rozpoczętych przed kilkoma dniami obrad „okrągłego stołu”.
Kraków-Mistrzejowice, 15 lutego
„Kronika Małopolska” nr 126, z 5 lutego 1989.
24 lutego Galeria Działań Maniakalnych zorganizowała konkurencyjne obrady Okrągłego Stołu. Punktualnie o 15.30 [...] w pasażu grupa pomarańczowych komandosów rozstawiła osiem małych okrągłych stolików, tworząc jeden duży.
W chwilę później pojawili się osobnicy ubrani w nienaganne garnitury. Każdy z nich szedł z teczką, w klapach świeciły im znaczki „Solidarności” i PZPR. Przewodni¬czący strony rządowej dźwigał na piersiach niespotykanych rozmiarów znaczek z Mao Tse-tungiem. Po krótkich powitaniach wszyscy zasiedli przy Okrągłym Stole, po czym wyciągnęli z teczek głębokie talerze, szklanki, trzepaczki i jajka.
Ciosami karate pogruchotali skorupki jajek i dokonali wymownego podziału na żółtko i białko. I nastał moment, w którym zwykła trzepaczka odegrała historyczną rolę. Z namaszczeniem rozpoczęto uroczyste bicie piany. W dźwiękach trzaskających trzepaczek realizował się pierwszy polityczny kogel-mogel. [...]
Obrady trwały, trwały, trwały, a piana rosła, rosła, rosła, słowem — łańcuch kołysał się u nóg. Podczas bicia padały z ust obradujących hasła typu: „Nie ma wolności bez jajek”, „Jedno jajko w jednym zakładzie”, „Program Partii programem «Solidarności»”. [...]
Obrady zakończyły się sążnistymi oklaskami i odśpiewaniem pieśni patriotycznej Wlazł kotek na płotek z wyciągniętymi kończynami górnymi w geście „V”.
Ubecja obserwowała happening, siedząc w nysce z napisem „Łączność”. W końcowej fazie akcji aresztowano niewielką ilość piany i przekazano ją do Instytutu Kryminalistyki w Warszawie, celem ustalenia składu chemicznego i pobrania odcisków palców.
Łódź, 24 lutego
„Przegięcie Pały”, wyd. Galeria Działań Maniakalnych, Archiwum Ośrodka KARTA, sygn. AO V/0943.
Nasze elementarne żądanie przy Okrągłym Stole to: prawo organizowania się – tutaj sporo osiągnęliśmy. Potrzebny jest dostęp do środków masowego przekazu, czyli możliwość nie tylko organizowania się, ale i porozumiewania ze sobą, niezależnie od władzy; samorząd lokalny, aby ludzie na miejscu mogli sami załatwiać swoje sprawy; wreszcie reforma prawa – aby ten nowy układ był podporządkowany przepisom prawnym, na których straży stoi niezawisły sąd.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Władza powiada nam, że potrzebuje gwarancji, iż zorganizowane siły społeczne nie obalą ich rządów, nie zburzą systemu. I tych gwarancji nie poszukuje w zobowiązaniach i samoograniczeniach z naszej strony, tylko w systemie parlamentarnym. Żąda od nas, żebyśmy uczestniczyli w wyborach do sejmu – dużo bardziej demokratycznych niż dotychczas, ale jednak niedemokratycznych. To oczywiście ogranicza niezależne siły, ponieważ wejście do parlamentu nakłada na nie odpowiedzialność za państwo. Tę propozycję ostatnio rozbudowano o urząd prezydenta o bardzo szerokich uprawnieniach, i o senat, do którego wybory byłyby autentycznie wolne.
Jeżeli rzeczywiście powstaną możliwości uruchomienia procesów demokratyzacyjnych, ten kontrakt wydaje nam się do przyjęcia jako jednorazowy, z naszą wyraźną deklaracją, że następne wybory musiałyby być wolne. [...]
To jest połączony pakiet: sejm, senat, prezydent. W sejmie z góry zagwarantują większość rządzącej koalicji, ale to nie oznacza większości dla PZPR [...].
Władza więc zaczyna się bać jeszcze bardziej i szuka zabezpieczeń.
Tak pojawił się pomysł z prezydentem. [...] To dla nas żaba do zjedzenia – bo dotąd Jaruzelski po prostu był, a teraz my musielibyśmy się na niego zgodzić.
Żeby dać coś w zamian, władza wymyśla senat z wolnych wyborów.
I w tym momencie wali się pewien dogmat systemu komunistycznego: odbywają się wolne wybory w Polsce. Ich wynik zostaje pokazany i odtąd możemy powiedzieć: wy tu wprawdzie rządzicie, ale prawem kaduka.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zawsze byłem wolnym człowiekiem, nie mam do nikogo złości ani żalu. Tak a nie inaczej działając, liczyłem się z konsekwencjami. Ale przestając być komunistą, opowiedziałem się przeciwko rewolucji. Stoję na stanowisku, że przewrót rodzi przewrót, że najwłaściwszy jest ewolucyjny proces przemian. I ponieważ walczyłem o demokrację, to zawsze w przyszłym ładzie widziałem swoich przeciwników nie w więziennych celach, a w ławach sejmowych. Zatem w mojej politycznej filozofii takie zdarzenie jak Okrągły Stół mieści się jak najbardziej.
19 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Komitet Wykonawczy OPZZ stwierdza, że zgodnie z wcześniejszymi oświadczeniami udział przedstawicieli OPZZ w pracach „okrągłego stołu” został podporządkowany ochronie interesów pracowników, emerytów, rencistów i ich rodzin.
Aprobujemy postępowanie oraz stanowisko przedstawiane przez przedstawicieli OPZZ w trakcie prac „okrągłego stołu” ds. gospodarki i polityki społecznej wynikające z konsekwentnego przestrzegania tej nadrzędnej zasady.
Kwotowa indeksacja wynagrodzeń proponowana przez OPZZ określająca wysokość gwarantowanego powszechnie wzrostu wynagrodzeń jest naszym zdaniem drogą do:
1. utrzymania realnej siły nabywczej wynagrodzeń za pracę,
2. bardziej skutecznej ochrony niżej uposażonych, których wzrost cen dotyka najboleśniej.
Niezależnie od powyższego Komitet Wykonawczy OPZZ stwierdza, że indeksacja płac dotycząca pracowników sfery budżetowej winna być regulowana w trybie odrębnym z uwzględnieniem postanowień zawartych w ustawie z 31.01.1989 r. o kształtowaniu wynagrodzeń w sferze budżetowej.
Komitet Wykonawczy OPZZ nie akceptuje metody indeksacji wynagrodzeń rekompensującej tylko 80% wzrostu cen, zwłaszcza że zostało to obwarowane możliwościami płacowymi zakładów pracy.
Uzgodniona między stronami „Solidarności” i władzy procentowa metoda indeksacji prowadzi także do narastania nieuzasadnionych dysproporcji wynagrodzeń i rozszerzenia sfery ubóstwa.
OPZZ ostrzega przed społecznymi skutkami wprowadzania mechanizmów indeksacji uzgodnionych pomiędzy „Solidarnością” i władzą, które w ocenie Komitetu Wykonawczego OPZZ nie przyczynią się do wygaszenia niepokojów, a mogą wręcz prowadzić do ich narastania.
Komitet Wykonawczy OPZZ stwierdza, że decyzja w sprawie indeksacji wynagrodzeń, określenia jej zasad i sposobu realizacji powinna zostać podjęta zgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym po powszechnej konsultacji w zakładach pracy.
Warszawa, 3 kwietnia
Krzysztof Dubiński, Magdalenka. Transakcja epoki, Warszawa 1990.
Ja myślę, że tutaj nie chodzi o indeksację, że to jest temat zastępczy, że tutaj chodzi o spowodowanie takiego konfliktu, który wysadzi w powietrze „okrągły stół” w taki sposób, żeby te przygotowania okazały się zupełnie niepotrzebne. W istocie rzeczy chodzi tu o znalezienie takiego punktu, który uniemożliwi uruchomiony proces demokratyzacji i legalizacji „Solidarności”. Czym jest Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, to pytanie trzeba zadać. To nie jest jakiś inny związek zawodowy, to jest fragment infrastruktury stanu wojennego. To po prostu jest struktura powstała pod osłoną pałek ZOMO, wtedy, kiedy nasi koledzy siedzieli w więzieniu, która przez te całe siedem lat nie powiedziała ani jednego uczciwego słowa w obronie świata pracy, a dzisiaj chce uruchomić mechanizm licytacji i demagogii po to, żeby utrzymać swój własny monopol i swoje własne przywileje. To jest otwarty polityczny kryzys w obrębie obozu władzy.
Warszawa, 4 kwietnia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Dziewięć tygodni rozmów o najważniejszych sprawach naszej ojczyzny pozwoliło nam dojść do przekonania, że w sytuacji, w której się znajdujemy, nie ma już mowy o handlu między różnymi stronami, ale tylko o wielkim ryzyku, które ponoszą wszyscy, którzy czują się odpowiedzialni za Polskę. Albo potrafimy jako naród budować — w sposób pokojowy — niepodległą, suwerenną, bezpieczną równoprawnymi sojuszami Polskę, albo utoniemy w chaosie demagogii i w rezultacie w wojnie domowej, w której nie będzie zwycięzców. [...]
Zabiegaliśmy o konkretne ustalenia, które mogą zostać wcielone w życie natychmiast. Takie jak legalizacja „Solidarności”, „Solidarności Rolników”, Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Te postulaty zostały przez stronę rządowo-koalicyjną przyjęte. [...]
Po raz pierwszy rozmawialiśmy ze sobą posługując się siłą argumentów, a nie argumentami siły. To dobrze wróży na przyszłość. Uważam, że obrady Okrągłego Stołu mogą się stać początkiem drogi do demokratycznej i wolnej Polski.
Warszawa, 5 kwietnia
„Trybuna Ludu” nr 81, z 6 kwietnia 1989.
Pragnę zabrać głos sądząc, że dzisiejsze zgromadzenie wbrew pozorom nie jest końcem, lecz początkiem. Po raz trzeci w życiu czuję tak wielki ciężar odpowiedzialności za słowo wymawiane jak w chwili obecnej rozpoczynając to przemówienie — głos w dyskusji. [...] Niewątpliwie w ciągu minionych dwóch miesięcy od 6 lutego 1989 roku uczestnicy obrad całości „okrągłego stołu” dokonali ogromnej, odpowiedzialnej i bardzo trudnej pracy, z wielkim zaangażowaniem, nie szczędząc swego trudu i wysiłku. Przebieg tych obrad wykazał, jak bardzo potrzebny był i jest „okrągły stół”, ale zarazem w jak bardzo początkowym stadium drogi do demokracji i pełnego porozumienia znajdują się strony obradujące na tej sali. Ile mamy jeszcze przeszkód do pokonania na tej drodze nowej i trudnej. [...] Wydaje się niewątpliwe, że z mnóstwa bardzo ważnych problemów, które były omawiane w ciągu tych dwóch miesięcy, najistotniejsze są dwa, a to relegalizacja „Solidarności” i ordynacja wyborcza, jako zasadnicza droga do pluralizmu politycznego. Powrót „Solidarności” po wiadomej uchwale KC PZPR wydaje się od początku naszych obrad rzeczą oczywistą i ludzie w Polsce dziwią się i niepokoją, dlaczego trwa to tak długo. Lecz tu powstaje zasadnicze zagadnienie. Jeśli obrady „Okrągłego stołu” mają być początkiem i drogą do rzeczywistego porozumienia, a taką musimy mieć nadzieję, to „Solidarność" nie może powrócić za cenę zahamowania wolnościowych dążeń polskiego społeczeństwa, nie może powrócić drogą powstrzymania rozwoju pluralizmu politycznego w Polsce. Dlatego wybory do ciał parlamentarnych i ordynacja wyborcza są tutaj problemem zasadniczym. [...] Dlatego stwierdzam, że projekt wyborów przeprowadzonych w tym czasie i w ten sposób absolutnie podważa nadzieje społeczeństwa na zmianę stosunków politycznych w zakresie pluralizmu politycznego w Polsce.
Władysław Siła-Nowicki, Wspomnienia i dokumenty, t. 1-2, oprac. M. Nowicka-Marusczyk, Wrocław 2002.
Przez dwa miesiące, od 6 lutego do 5 kwietnia, trwały prace Okrągłego Stołu. Uczestniczyło w nich kilkaset przedstawicieli różnych sił politycznych i społecznych naszego kraju. W poczuciu odmienności, niekiedy konfliktowej, swoich stanowisk ideowych, aspiracji i interesów, a jednocześnie we wzajemnym poszanowaniu własnej tożsamości poszukiwano najbardziej skutecznych środków naprawy Rzeczypospolitej. W duchu porozumień społecznych z 1980 r. nawiązano dialog wokół tego, co Polaków łączy — wokół poczucia odpowiedzialności za przyszłość kraju ojczystego, za jego gospodarkę i kulturę, za społeczeństwo i za państwo, za los polskich rodzin i za los Polski.
Zdajemy sobie sprawę, że powolny rozwój prac i przeciągające się dyskusje w obliczu tylu palących potrzeb mogły nieraz wywołać niecierpliwość i rozgoryczenie. Niech nas tłumaczy, że jeśli mamy wszyscy razem pozbywać się balastu lat minionych, wchodzić na drogę daleko idących przeobrażeń, trzeba to robić rozważnie.
[...]
Ważnym stadium ewolucji politycznej są zmiany przeprowadzone już teraz: realizacja zasad pluralizmu związkowego i społecznego (w tym legalna działalność NSZZ „Solidarność”, NSZZ RI „Solidarność”, a także legalizacja NZS), uznanie prawa opozycji politycznej do legalnego działania, nowa ustawa o stowarzyszeniach, początek reformy prawa i sądownictwa, zwiększenie zakresu swobody słowa, a także istotna demokratyzacja zasad wybierania ciał przedstawicielskich. Jest to początek drogi do demokracji parlamentarnej. Zadaniem parlamentu wybranego w tegorocznych wyborach jest stworzenie nowej, demokratycznej konstytucji o nowej demokratycznej ordynacji wyborczej. Strony uczynią wszystko, aby skład następnego parlamentu był w pełni wyznaczony przez wolę wyborców.
[...]
Wszyscy kandydaci na posłów i senatorów prowadzą swoją kampanię wyborczą, korzystając z przysługujących im równych praw: wolności słowa, publikacji, zgromadzeń i dostępu do państwowych środków masowego przekazu.
Strony zawierające niniejsze porozumienie zobowiązują się utrzymać swoje programy wyborcze i treści głoszone w wyborczej kampanii w granicach umowy zawartej przy Okrągłym Stole. Podejmą niezbędne wysiłki, aby kampania wyborcza przyczyniła się do kształtowania tolerancyjnej, demokratycznej kultury politycznej w naszym kraju.
Warszawa, 5 kwietnia
Okrągły Stół. Dokumenty i materiały, Kancelaria Prezydenta RP, red. Włodzimierz Borodziej, Andrzej Garlicki, t. IV, Warszawa 2004.
Czy mogliśmy przy Stole uzyskać więcej? Pytanie nierozstrzygalne. Trzeba było zażądać więcej i sprawdzić – odejdą od stołu czy nie. Od pół metka uznaliśmy, że oni zainwestowali tak wiele, iż zechcą doprowadzić rozmowy do końca. Wiele dostaliśmy ponad to, czego oczekiwaliśmy. Na początku myśleliśmy: łapiemy „S” i koniec (no, unurzamy się w wyborach, ale to gdzieś na boku). Instytucje, które powstały przy Stole, są prowizoryczne – próba zreformowania społeczeństwa przez dwa miesiące to prawie takie szaleństwo jak rewolucja – ale na dołki startowe wystarczy.
16 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Opozycja jest podzielona. Nie należy tego jednak zaklejać. Zaklejanie podziałów nie jest obyczajem demokratycznym. Jeśli się czegoś boję w tych wyborach, to nie konkurencji między opozycją, ale regionalizmów, które komunizm niesłychanie rozdmuchuje. Regionalny działacz będzie załatwiał mleczarnię, przedszkole, interesował się nową drogą, zamiast sprawami parlamentu i kraju.
[...]
Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie wygramy wyborów do senatu i nie zajmiemy znacznej części 35 procent w sejmie, będzie to klęska opozycji. Wygrana natomiast jest szansą. Jeśli teraz założymy partię, nasze możliwości byłyby ograniczone. Natomiast jeśli założy ją kilku posłów – cokolwiek władza o niej pomyśli – partia będzie legalna. I będzie początkiem politycznego organizowania się społeczeństwa.
16 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
„Solidarność” zarejestrowana! Od ręki, gładko i lekko jak we śnie. Niestety ta sama lekkość towarzyszy naszemu odczuciu wagi tego wydarzenia. Co za niezwykłe zmartwychwstanie, a jednak nie spływa na nas łaska wiary. Gdzie się nie ruszę, spotykam ludzi, którzy podobnie jak ja mają poczucie, że koniecznie należy szybko budować Związek, ale jakoś okropnie się nie chce. [...]
Pamiętam w sierpniu 1980 ludzi w pociągu, ludzi na chodnikach, ludzi w fabrykach — mówili: możemy żyć w biedzie, możemy być głodni, żeby tylko nie było już tego kłamstwa. Dziś ci sami ludzie mówią: nic nas nie obchodzi prawda i kłamstwo, chcemy mieć, mieć, mieć...
Warszawa, 17 kwietnia
[Tomasz Jastrun] Witold Charłamp, Dziennik zewnętrzny, „Kultura” Paryż, nr 1-2, 3, 5, 6, 10/1989.
Komitet Obywatelski „Solidarność” przyjmuje do wiadomości, że niektóre opozycyjne ugrupowania polityczne wystawiają swoich kandydatów na posłów i senatorów, niezależnie od naszego Komitetu — z własnym programem wyborczym.
Jest to ich dobre prawo, o które zabiegaliśmy przy okrągłym stole. Oświadczamy, że będziemy występować przeciw wszelkim próbom naruszenia tego prawa. Zalecamy to zwłaszcza naszym przedstawicielom w komisjach wyborczych.
Wyrażamy nadzieję, że konkurencja o mandaty będzie walką programów, prowadzoną z pełną kulturą osobistą i polityczną, we wspólnej trosce o dobro kraju.
30 kwietnia
„Gazeta Polska”, nr 55/7, 30 kwietnia 1989.
1 maja odbyła się msza na Wawelu, tradycyjnie praktykowana od pierwszego roku stanu wojennego, a po niej manifestacja ludzi „Solidarności”. Ulicą Grodzką na Rynek Główny popłynął ogromny, kilkunastotysięczny tłum ludzi, spowity setkami sztandarów, flag i transparentów. Była nawet orkiestra! W Rynku odbył się wiec wyborczy. Nasi kandydaci przemawiali, wzbudzając wielki aplauz zgromadzonych ludzi. [...] Mówili naszym językiem.
Kraków, 1 maja
Wybory ’89 w Krakowie. Wspomnienia, relacje i dokumenty z kampanii wyborczej Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, red. Tomasz Gąsowski, Kraków 1999.
Oto, po z górą czterdziestu latach pierwszy w Polsce, a chyba i w całym bloku normalny, wielkonakładowy dziennik niezależny. Przez „normalny” rozumiemy taki, który stara się przede wszystkim informować – wszechstronnie, szybko i obiektywnie, wyraźnie oddzielając komentarz od informacji. [...] Czujemy się związani z „Solidarnością”, lecz zamierzamy przedstawiać poglądy i opinie całego niezależnego społeczeństwa, różnych opozycyjnych kierunków.
Warszawa, 8 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 1, z 8 maja 1989.
Oto, po z górą czterdziestu latach pierwszy w Polsce, a chyba i w całym bloku, normalny, wielkonakładowy dziennik niezależny. Przez „normalny” rozumiemy taki, który stara się przede wszystkim informować — wszechstronnie, szybko i obiektywnie, wyraźnie oddzielając komentarz od informacji. [...] Czujemy się związani z „Solidarnością”, lecz zamierzamy przedstawiać poglądy i opinie całego niezależnego społeczeństwa, różnych opozycyjnych kierunków.
Warszawa, 8 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 1, z 8 maja 1989.
Łatwo ośmieszyć kombatancko-triumfalistyczny charakter koncertu, […] trudniej ośmieszyć to wszystko, co pozwoliło taki koncert po 9 latach ponownie zorganizować. Obok prominentów podziemnej „S” […] na widowni znaleźli się łącznicy, kolporterzy, drukarze, redaktorzy i dziennikarze prasy niezależnej, ci którzy użyczali mieszkań na skrzynki kontaktowe i miejsca zebrań. Na pewno nie wszyscy byli obecni – nie starczyło miejsca także dla żon i mężów, matek i ojców, którzy na co dzień umożliwiali istnienie przetrwania czegoś tak niemożliwego, jak podziemny związek zawodowy.
Warszawa, 8 maja
„Wola” 1989, nr 19, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W Warszawie już rano 8 maja rozpoczęła się za pierwszym numerem „Gazety Wyborczej” pogoń, która niestety dla większości chętnych zakończyła się niepowodzeniem. [...]
Pewna część nakładu jest rozprowadzana przez nas we własnym zakresie. Po kilka tysięcy egzemplarzy „Gazety Wyborczej” otrzymywać będą regionalne Komitety Obywatelskie „Solidarności” w całym kraju.
W Warszawie kilka tysięcy egzemplarzy gazety zostało rozprowadzonych w sprzedaży odręcznej przez gazeciarzy.
Warszawa, 9 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 2, z 9 maja 1989.
Stuka dalekopis, alarmująco dzwoni sześć telefonów, mnóstwo zaaferowanych osób biega po schodach „Niespodzianki” z góry na dół. Plastycy z ogromnymi płachtami brystolu rozkładają się na blacie dawnego bufetu, kolorowymi kreskami wymalowują potrzebne informacje. W sztabie [...] wielkie, rzeczywiście sztabowe mapy województwa stołecznego, przeglądowe mapy Warszawy. Brakuje tylko kolorowych chorągiewek. [...]
Emerytowana księgowa ofiarowuje maszynę do liczenia, pojedynczy ludzie — ciasta własnego wypieku, konfitury, kompoty, ryzy papieru czy nawet kilka ołówków. Dziennie nasze biuro odwiedza blisko dwadzieścia tysięcy osób. Wpłacają datki na fundusz wyborczy, dopytują się o program wyborczy „S” [...].
Warszawa, kawiarnia Niespodzianka, 14 maja
„Niespodzianka” nr 1, z 14 maja 1989.
Szanowni wodzowie wrocławskiej „Solidarności”,
Dowiedziałem się, że zamierzacie rozrzucić po mieście ulotki z zaleceniem, by mieszkańcy Wrocławia zbojkotowali wybory do Sejmu i Senatu. Jako zwykły szary członek „Solidarności” oświadczam, że nie zamierzam podporządkować się Waszemu zaleceniu, a wręcz przeciwnie, zamierzam pójść do głosowania i głosować na tych, którzy moim zdaniem będą w stanie coś w Sejmie czy Senacie zrobić. [...]
Rozumiem, że „Solidarność” jest nieprzygotowana do wyborów, że nie ma doświadczenia w akcjach tego rodzaju. [...] Do tej pory działaliśmy w podziemiu, a teraz można już działać jawnie. Nawyki działalności podziemnej trudno tak od razu wykorzenić i z tym się zgadzam. Ale teraz trzeba nauczyć się, i to trzeba szybko, działania jawnego. [...] Stwierdzam, że mnie, szarego członka „Solidarności” bulwersowały od dawna rozgrywki wewnętrzne [w Związku]. [...] Dlatego proponuję; skończcie już wreszcie waśnie wewnętrzne i różne ambicjonalne rozgrywki personalne, bo powodują one wśród szarych członków „Solidarności” frustrację i zniechęcenie, bo na braku jedności „Solidarność” przegra. Zabierzcie się wreszcie do roboty w nowych warunkach, jakie Wam stworzył „okrągły stół” i nowa ordynacja wyborcza. Jeżeli zaprzepaścicie taką okazję, to szeregowi członkowie „Solidarności” nigdy Wam nie wybaczą.
19 maja
„Z dnia na dzień” nr 13, z 19 maja 1989.
Organizujcie się! [...] Róbcie biznes, brońcie swoich interesów, działajcie! Tylko żeby ludziom chciało się chcieć.
Dopiero przyszłe wybory będą naprawdę wolne. Więc teraz twórzmy przyczółki, zdobywajmy teren. To jest właśnie zadanie wybranych przeze mnie ludzi. Wybranych — przyznaję — nie zawsze demokratycznie. Nie było czasu na demokrację.
Bydgoszcz, 20 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 12, z 23 maja 1989.
W tej chwili dla nas te 35 procent mandatów stanowi 100 procent szans. Nikt nigdy w żadnych wyborach, oczywiście oprócz sfałszowanych – nie uzyskał 100procentowego zwycięstwa. Myślę, że to, co osiągniemy, wystarczy, by zablokować każdą ustawę. Ale nie chcemy wejść do sejmu po to, by blokować. Nie. Po prostu będziemy się musieli – wszystkie siły – porozumiewać. I to jest właśnie to nowe.
21 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Naród polski jest jeden w kraju i poza jego granicami. W imię tej jedności, w imię wspólnej troski o 0jczyznę, wzywam Polaków żyjących na emigracji do uczestnictwa w wyborach 1989. Tym razem wiele od nas zależy. Oddając swój głos na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” pomagasz Krajowi, wspierasz szansę Polski niepodległej, demokratycznej i sprawiedliwej. Te wybory Polska musi wygrać! Pomóż nam - oddaj swój głos na „Solidarność”.
22 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 11, 22 maja 1989.
Zwracam się: z osobistym, serdecznym apelem o udział w wyborach i o oddanie głosów na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”.
Proszę o to nie dla siebie, nie dla „Solidarności” dla Polski. Dla naszego lepszego dziś i jutra.
Nie mówię, że inni kandydaci są gorsi od naszych, ale wiem, że jeśli chcemy teraz osiągnąć to wszystko, co możliwe, to musimy działać wspólnie: my w dniu wyborów, a wybrani przez nas ludzieprzez cztery lata w Sejmie i Senacie.
Każdy, kto nie idzie do wyborów, zmniejsza szansę, naszego zwycięstwa a przecież musimy zwyciężyć.
Uczestnicząc w wyborach, głosując na naszych kandydatów opowiadamy się za zmianą w spokoju. Opowiadamy się za tym, aby Polska stała się krajem dobrze rządzącym, krajem, w którym daje się żyć. I chce się żyć.
Powtórzę to, co powtarzam od początku kampanii wyborczej to nie jest jeszcze wolność i demokracja, ale to jest na drodze do wolnej, demokratycznej, gospodarnej Polski.
Gdańsk, maj
Nr 0, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 19, z 2 czerwca 1989.
Tłum gęstnieje coraz bardziej. Ciągle odbieram telefony od niepełnosprawnych, którym pomagam dojechać na głosowanie. Taksówkarze krakowscy są wspaniali — wożą za darmo. Wszyscy kandydaci na posłów i senatorów są wśród nas. Słomkowy kapelusz Jana Rokity. Dystyngowana Józefa Hennelowa. Coraz więcej dymu z fajki Krzysztofa Kozłowskiego.
Wiemy, że wygramy, ale napięcie rośnie. Siedzimy do późnej nocy i czekamy na pierwsze wyniki.
Kraków, 4 czerwca
Wybory ’89 w Krakowie. Wspomnienia, relacje i dokumenty z kampanii wyborczej Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, red. Tomasz Gąsowski, Kraków 1999.
Podzieliliśmy się na zespoły i po północy rozpoczęliśmy przyjmowanie protokołów z komisji. Pierwsze meldunki i... nie chcieliśmy wierzyć. Przy następnych było już pewne — ogromna przewaga „Solidarności”. Wielka radość i odprężenie. Konsternacja u naszych przeciwników. Nadrabiali to wymuszonym uśmiechem i nieszczerymi gratulacjami. Jeszcze nie wiedzieliśmy, jakie są wyniki w naszych okręgach i całym kraju. Niedługo stało się jasne — wygraliśmy wszystko, co było możliwe. To był wielki sukces.
Nowa Huta, 4/5 czerwca
Wybory ’89 w Krakowie. Wspomnienia, relacje i dokumenty z kampanii wyborczej Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, red. Tomasz Gąsowski, Kraków 1999.
Przed północą przybył pierwszy kurier z wynikami z wiejskiego obwodu [...]. Ten był wyjątkowo mały, liczył zaledwie dwustu wyborców. Raport mówił o pełnym sukcesie naszych kandydatów. Była to zaledwie pierwsza gwiazdka na niebie, ale została przyjęta wybuchem niebywałego entuzjazmu. Zupełnie jakbyśmy już wygrali wybory. W następnych minutach z wolna napływały wieści z innych obwodów wiejskich i wszędzie układały się w podobny schemat. Na „Solidarność” regularnie oddawano po osiemdziesiąt parę i więcej procent głosów, na reżimowców — po parę procent. Rosły nasze nadzieje, ale i obawy przed pierwszym odstępstwem od tej reguły.
Kraków, 4/5 czerwca
Wybory ’89 w Krakowie. Wspomnienia, relacje i dokumenty z kampanii wyborczej Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, red. Tomasz Gąsowski, Kraków 1999.
Współpracowałem z Komitetem Wyborczym „Solidarności” na Żoliborzu. Podczas kampanii wyborczej zostałem mężem zaufania Jacka Kuronia w komisji wyborczej na Bielanach.
Dzień wyborów 4 czerwca to kolejne niezapomniane przeżycie. Euforia, która ogarniała ludzi, osiągnęła wtedy swoje apogeum. Ludzie przychodzili roześmiani, rozgadani, komentowali wydarzenia, wyrażali śmiało opinie. Głośno wypytywali o kandydatów „Solidarności”... Harcerze dowozili samochodami staruszki i inwalidów. Podtrzymywali ich trzęsące się dłonie przy skreślaniu nazwisk i zapewniali: „Tak, tak, proszę pani, głosujemy na „Solidarność”. Spoglądali na mnie oczekując aprobaty, a ja mówiłem im konspiracyjnym szeptem: „Dobra, chłopaki, ściągajcie ludzi, ilu się da” i pokazywałem palcami zza gazety znak „V”. Przewodniczący komisji i dyżurujący milicjant patrzyli w ścianę, widać było, że boją się reagować. A ja miałem dziką satysfakcję. To była zapłata za poprzednie lata.
Byłem szczęśliwym człowiekiem, bo widziałem, jak rodzi się nowa Polska. Stresy, upokorzenia i trudności, które musiałem znosić jako milicjant, internowany, kolporter i redaktor podziemnego wydawnictwa były ceną, jaką warto było zapłacić za ten dzień, za przyszłość, jawiącą się tak entuzjastycznie.
Warszawa, 4 czerwca
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
4 czerwca 1989 poszliśmy do urn. Z murów, szyb wystawowych, drzew, pojazdów narzucały się hasła wyborcze. W pobliżu obwodowych komisji wyborczych stanęły pikiety „Solidarności” instruujące niezorientowanych, jak wybrać kandydata z listy Komitetu Obywatelskiego. Wiele osób starszej daty szło głosować po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej, stosunkowo mało natomiast widać było młodzieży. Mimo to byliśmy świadomi, że na naszych oczach rozgrywa się egzamin dla kilku pokoleń i że od następnego ranka Polska będzie już innym krajem. Uczestnicząc w wyborach i głosując na naszych kandydatów, opowiadaliśmy się za zmianami bez rozlewu krwi, a przecież scenariusz mógł być inny. Tego samego dnia na placu Niebiańskiego Spokoju, w centrum Pekinu, wojsko dobijało setki zmasakrowanych, manifestujących wcześniej na rzecz demokracji studentów...
Gdańsk, 4 czerwca
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Strona rządowa była tym razem kategoryczna, ostra i agresywna. Zapytali nas wprost, czy chcemy przejąć władzę, czy po naszej stronie nastąpiła zmiana sposobu myślenia. [...] Znajdują się pod silnym naciskiem na unieważnienie wyborów i zdaniem części partyjnego kierownictwa klęska listy krajowej narusza kontrakt polityczny, z czego należy wyciągnąć konsekwencje. [...] Zdawaliśmy sobie sprawę, że ta tendencja jest w aparacie silna, że nie można jej wzmacniać naszym sztywnym stanowiskiem.
Warszawa, 6 czerwca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Jesteśmy na cienkiej gałęzi. Trudno o reformy, jeśli zabraknie partnera. Nie możemy go porzucić, nie jesteśmy przygotowani, nie ma innej grupy do rządzenia tym krajem. Może ona wyrosnąć za cztery lata. [...] Ja będę forsował propozycję, byśmy byli opozycją, a nie wchodzili w skład rządu.
Gdańsk, 9 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 25, z 12 czerwca 1989.
Przystanek autobusu 416. Po dłuższym czekaniu:
— Może już niedługa nasza męka z takim czekaniem. „Solidarność” zwyciężyła,
to pewnie autobusy — no za miesiąc, dwa — zaczną jeździć normalnie.
— Myśli pani? We mnie też nadzieja wstąpiła, że naród tak się zjednoczył i „Solidarność” będzie dbać o wszystko.
— Tak, powinna być sprawiedliwość! Liczę na to, dlatego poszedłem głosować.
Wałęsa mówi, że sprawiedliwość ważna rzecz i o ludzkie sprawy dbać trzeba.
— Liczy pan? To powiem panu, że się pan przeliczy. Też poszedłem głosować,
ale powiedziałem sobie: będę im patrzeć na ręce. O czym będą gadać, o co się starać. To już ostatni raz. Gomułka obiecywał, Gierek obiecywał, Jaruzelski obiecywał... Obiecanki cacanki.
Warszawa, 9 czerwca
Tow. Cz. Kiszczak poinformował, że nasi prawnicy (prof. A. Klafkowski, prof. A. Łopatka) nie wyrazili gotowości szukania rozwiązań prawnych, wskazujących możliwości wyjścia z zaistniałej sytuacji w związku z listą krajową, natomiast KO «S» wymusił na swoich prawnikach taką interpretację prawa, która umożliwiła zwrócenie się do Rady Państwa o przyjęcie stosownego dekretu. […]
Tow. S. Ciosek poinformował o wizycie w PRON [Adama] Michnika, który wspomniał o poparciu nas w drugiej turze. Tylko pytanie — czy z tego korzystać? Jakie będą reakcje? Czy z rozmowy tow. Kiszczaka z Michnikiem wynika, że za naszego prezydenta chcą dla siebie premiera? […]
Tow. Cz. Kiszczak — [...] Michnik nie ukrywał, że boją się ekscesów. Dopóki nie staną mocno na nogach, nie pójdą na awantury. Dopiero zadeklarowali, że nie interesują ich stanowiska rządowe, że są za koalicją parlamentarną. Teraz już mówią o fotelu premiera.
Warszawa, 9 czerwca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
1. Dokonaliśmy ogólnej wymiany poglądów na sytuację w kraju po wyborach. Gen. Kiszczak stwierdził, że choć w propagandzie mówi się, że winę za niekorzystny dla partii wynik wyborów ponosi konfrontacyjna kampania wyborcza „Solidarności”, a także Kościół, to w gruncie rzeczy wynik wyborów jest rachunkiem, jaki partia płaci za 45-letnie sprawowanie rządów. Ubolewał, że przepadła lista krajowa, stwierdzając, że nikt się tego nie spodziewał. Sam jest zdecydowany nie uczestniczyć w drugiej turze wyborów. [...]
2. Gen. Kiszczak prosił, aby wpłynąć na „Solidarność”, aby wyhamowała swoją propagandę sukcesu, albowiem wywołuje to dalsze emocje w szeregach partii. Winą za klęskę wyborczą obarcza się w aparacie partyjnym konstruktorów „okrągłego stołu”. 8 czerwca odbyło się posiedzenie Rady Wojskowej MON, na której on sam musiał się mocno tłumaczyć z tego, co się stało. Podobne nastroje panują w siłach bezpieczeństwa. Kiszczak ujawnił, że ani w Ułan Bator, ani w Tiranie, gdzie ambasadorami są generałowie MSW, a personel stanowią funkcjonariusze MSW, on sam nie otrzymał na liście krajowej ani jednego głosu.
10-13 czerwca
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Lawinowo narastające podwyżki cen, w tym ostatnie z czerwca 1989, bulwersują załogi zakładów pracy regionu gdańskiego. Podwyższone ceny paliw i żywności będą także wymuszały wzrost cen we wszystkich dziedzinach konsumpcji. [...] Domagamy się zaprzestania akcji ciągłego podwyższania cen.
Ostrzegamy, że w obronie interesów pracowniczych użyjemy środków przewidzianych w statucie naszego związku.
Gdańsk, 26 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 25, z 27 czerwca 1989.
Telefony zaczęły się urywać po podwyżce cen cukru. Ale najbardziej ludzie są przerażeni tym, że niczego nie można dostać. Mówią, że jak już nie ma mąki, to jest bardzo źle.
Przypomina im się 1981 rok. Kilka osób mówiło, że wstają rano i wyglądają przez okno, czy już są czołgi na ulicach.
Warszawa, 27 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 26, z 28 czerwca 1989.
Duży sklep mięsny przy Świerczewskiego (róg Orlej). Gromadna rozmowa po ostrej awanturze w sprawie kolejności w kolejce:
— Przecież zwyciężyła „Solidarność”! Zaraz się życie zmieni. Nie będzie już takich strasznych kolejek.
— Jaka pani naiwna! Przecież ci, których wybraliśmy, są już na stołkach. Ci, co na stołkach, zawsze się dogadają.
— Ja zagłosowałem i teraz czekam na zmianę w moim życiu. Jak nie będzie, to powiem wtedy, że i ci nic nie warci.
Warszawa, 30 czerwca
W poniedziałek od rana panował w Warszawie iście waszyngtoński upał. Po przedpołudniowej wymianie wizyt i podpisaniu porozumień, prezydencka grupa przyjechała do rezydencji na obiad. Gospodarze, przyjętym zwyczajem, czekali w holu, gdzie każdy z wchodzących gości mógł zamienić parę słów z prezydentem i panią Bush, a fotograf Białego Domu miał czas na wykonanie pamiątkowego zdjęcia. I znowu byliśmy świadkiem niezwykłych scen, które parę miesięcy wcześniej nikomu przy zdrowych zmysłach nie przyszłyby do głowy w najśmielszych snach. Jacek Kuroń w źle skrojonym garniturze, kupionym niedawno na chybcika w Waszyngtonie przed wizytą w Białym Domu, rozmawia ze swoim niedawnym prześladowcą, ministrem spraw wewnętrznych Czesławem Kiszczakiem. Albo taki obrazek: nowo wybrany poseł na Sejm Adam Michnik, jak każdy mężczyzna nie nawykły do noszenia krawata, ma kłopoty z ułożeniem węzła; z pomocą przychodzi mu szef ZSL Roman Malinowski, a że jest wielki i potężnie zbudowany, i manipulując przy krawacie Michnika, stanął za jego plecami, Adam wygląda jakby się znalazł w objęciach niedźwiedzia. Gdzie indziej Joanna Onyszkiewicz i Ania Geremkowa naradzają się szeptem, usiłując zidentyfikować panią Kiszczak, której nigdy nie widziały na oczy (w Polsce, podobnie jak w przedgorbaczowowskiej Rosji, żony dygnitarzy nie pojawiały się publicznie). Poprowadziwszy gości na taras do stołu, prezydent Bush naturalnym gestem zdjął marynarkę, zapraszając panów, aby poszli za jego przykładem. Sztywny zazwyczaj generał Jaruzelski, którego trudno było sobie wyobrazić w zwykłej rozmowie, oświadczył na to żartobliwym tonem, iż w tej sytuacji zdejmie również szelki, a kiedy nieco później wstawał do mikrofonu, by odpowiedzieć na toast prezydenta Busha, powiedział na odchodnym do Barbary Bush, że musi uważać, aby nie zapomnieć o braku szelek. Generał w swoim toaście podkreślił najpierw znaczenie faktu, iż mogli się spotkać w rezydencji amerykańskiego ambasadora w tak pluralistycznym gronie, w przyjaznej atmosferze. Wspomniał również, iż za znak czasu uważa to, że mieszkając od szesnastu lat w najbliższym sąsiedztwie, pierwszy raz przekroczył próg tego domu. Dalszy ciąg toastu był utrzymany w równie ciepłym tonie. Po Jaruzelskim do mikrofonu podszedł Bronisław Geremek, który w swej jak zawsze pełnej czaru oracji przypomniał, między innymi, iż dwa lata wcześniej ówczesny wiceprezydent Bush i jego żona w tym samym domu rozmawiali z członkami Solidarności, i chociaż on i jego koledzy usłyszeli wówczas słowa niosące nadzieję, nie spodziewali się, że za dwa lata spotkają się tu znowu w tak odmienionej sytuacji. Po tym jak obiad dobiegł końca bez najmniejszego zgrzytu, odczułam tak wielką ulgę, że reszta wizyty wydała mi się czystą zabawą. [...]
Helen Carey Davis, Amerykanka w Warszawie. Wspomnienia żony amerykańskiego dyplomatyz czasów poprzedzających upadek komunizmu w Polsce, tłum. E. Krasińska, Kraków 2001.
Program [...] zakłada, że w ciągu czterech lat dokonamy pokojowego przejścia od systemu totalitarnego do pełnej demokracji parlamentarnej, od gospodarki komunistycznej do gospodarki samodzielnych producentów i zróżnicowanej własności, gospodarki integrowanej przez rynek (towarów, kapitałów), od społeczeństwa pogrążonego w bierności i rozczarowaniu do społeczeństwa demokratycznie zorganizowanego i decydującego o swoim losie. Przekształcenia te zakładają osiągnięcie przynajmniej znacznego stopnia niepodległości państwa i są warunkiem niezbędnym przeprowadzenia za cztery lata wolnych wyborów.
Pokojowy charakter przemian będzie możliwy tylko wówczas, gdy w obozie władzy znajdą się odpowiednio silne grupy zainteresowane w przeprowadzaniu tych przemian i działające na ich rzecz. Innymi słowy – nastawiając się na radykalne przemiany, stawiamy na współpracę z proreformatorskim skrzydłem PZPR [...]. W zależności od rozwoju sytuacji, a w tym także naszego działania – siły te będą słabnąć lub wzrastać. Pokojowe, radykalne przemiany możliwe będą tylko w tym drugim wypadku.
[...] Trzeba sobie uświadomić, że wybieramy nie między rozwiązaniem dobrym a złym, lecz między mniej lub bardziej złymi. Jeśli alternatywą dla naszego rządu jest wybuch społecznego gniewu i załamanie się procesu przemian, to mimo wszystkiego, co przemawia przeciw, naszym obowiązkiem jest formować rząd. Wybuch taki nie jest oczywiście pewny, ale wysoce prawdopodobny.
29 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Ruszą strajki, które zaczną wyrywać pieniądze. Nastąpi anarchizacja. Ktoś będzie musiał ustabilizować. Jak się zapali, Jaruzelski zwróci się do nas o rząd.
Z każdym dniem jesteśmy bardziej obciążeni. Przeciwko nam są wygrywane puste półki, tak jak w 1981 roku. [...] Złudzeniem jest stabilizacja. Jeżeli będziemy bierni, to stracimy — wtedy, kiedy weźmiemy to w gorszej sytuacji i z mniejszym zaufaniem społecznym. Są to ostatnie minuty sterowalności. [...] Rząd powinien być nasz, tzn. przez nas formowany.
Warszawa, 1 sierpnia
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. 6, cz. 2: Lata 1956–1989, wybór tekstów źródłowych Adam Koseski, Józef Ryszard Szaflik, Romuald Turkowski, Pułtusk 2004.
Przecież nowy rząd w Warszawie to sensacja, cezura w historii komunizmu — nie tylko Polski. Po raz pierwszy udało się masowemu, niekomunistycznemu ruchowi, w kontrolowanym przez komunistów państwie, legalnie pozbawić władzy monopolistyczną partię. To rodzaj pilotażowego projektu dla wszystkich reformatorów, do pomyślenia także w innych krajach socjalistycznych.
7 sierpnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Nie istnieje u nas system socjalny. Trzeba go zbudować, ale to potrwa – rok, dwa lata, może nawet trzy. Tymczasem ludziom trzeba pomagać już dzisiaj. Społeczności lokalne muszą się zorganizować do tej pomocy. Tu na wagę złota są różne inicjatywy – podobne do tych w Katowicach czy w Warszawie – myślę o darmowych obiadach wydawanych przez organizacje społeczne. Potrzebni są również terenowi opiekunowie społeczni, którzy odszukają ludzi potrzebujących pomocy, dotrą do zespołów opieki społecznej, zorientują się, jakie mają one możliwości pomocy finansowej [...]. Jednocześnie trzeba chronić bary mleczne, tanie stołówki.
Program tego typu działań, znanych pod nazwą walki z nędzą, już przygotowuję, będę je koordynował i odpowiadał za ich realizację. Ale sami tutaj prochu nie wymyślimy. Najlepsze, bo odpowiednie do lokalnych możliwości i potrzeb, pomysły powstają w terenie – w osiedlu i w gminie. Blisko biednego człowieka wymagającego wsparcia, blisko kuchni, która mogłaby to zrobić.
13 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zasadniczym problemem politycznym jest fakt, że odpowiedzialność przyjęła na siebie „nasza” strona — siła natomiast pozostała w „ich” ręku — aparat przemocy wewnętrznej — MSW i zewnętrznej — MON. I olbrzymia władza prezydenta. W „Solidarności” jest podział, Związku nie relegalizowano, lecz stworzono nowy, budowany odgórnie, nie oddolnie — jak w latach 1980–81. Daleko do 9 milionów — po 6 miesiącach 2–2,5 miliona. Wytwarza się nowa nomenklatura, do demokracji jest bardzo daleko. [...] Powstają wielkie możliwości, obudzono wielkie nadzieje, ale jakże trudna jest ich realizacja!
Niemniej bądźmy optymistami! W Polsce ciągle dzieją się rzeczy zdumiewające. Żyjmy przeto nadzieją.
Warszawa, 24 października
Władysław Siła-Nowicki, Wspomnienia i dokumenty, t. 2, oprac. Maria Nowicka-Marusczyk, Wrocław 2002.
Powołani do odrodzenia i wywalczenia wolności naszej ojczyzny — Polski i Litwy — choć młodsi od was, nasz drugi zjazd zwołaliśmy w tym samym, co wy, czasie. Gorąco pozdrawiamy was na tej wielkiej drodze i wyrażamy serdeczną wdzięczność za piękny akt wsparcia nas w tej decydującej dla Litwy chwili. Żywimy nadzieję, że jednoczy nas jeden Bóg, szlachetna i bolesna przeszłość.
Wilno, 21–22 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 94, z 23 kwietnia 1990.
Niech będzie mi wolno w dniu urodzin Waszej Świątobliwości wyrazić me najgorętsze życzenia i podziękowania za bezmiar dóbr duchowych, jakimi obdarzyłeś Polskę i świat.
Jesteś, Ojcze Święty, dla polskiego narodu najwyższym autorytetem moralnym, który wątpiącym daje nadzieję, a zagubionym wskazuje drogę. Jesteś duchowym ojcem „Solidarności”. Każda z pielgrzymek Papieża Polaka do Ojczyzny była świętem wszystkich jej mieszkańców, owocującym powszechną odnową moralną. Nie byłoby polskich przemian, gdyby nie modlitwa Waszej Świątobliwości i mądra, pełna miłości, ojcowska troska.
Przyjmij zatem Ojcze Święty me, z głębokiego serca płynące, wyrazy szacunku i życzenia zdrowia oraz sił w pełnieniu trudnej kapłańskiej posługi Urbi et Orbi.
Lech Wałęsa
19 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 281, 19 maja 1990.
Pierwsze wolne od 50 lat wybory samorządowe. Kandydatów na radnych i wójtów zgłosiło około 1000 (!) partii (bo my, Polacy, lubimy 1000 zdań!). [...]
Oddałam swój głos na jednego z kandydatów „Solidarności” o godzinie 11-tej przy dość sporej frekwencji, w miłym, wiosennym chłodku. Wyniki będą znane za parę dni.
Warszawa, 27 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Dziesięć lat temu właśnie tu, w Gdańsku, w Stoczni Gdańskiej, rozpoczął się historyczny strajk, który stał się początkiem końca starej epoki. Odchodził system, który nie nadążał za światem, za rozwojem cywilizacyjnym. Udało nam się wreszcie ten nieludzki system przezwyciężyć. Pozostało jednak wypełnienie pustki po nim innymi treściami.
Nie było to łatwe. Usiłowano nas zatrzymać stanem wojennym, czołgami, Więzieniami, zwolnieniami z pracy, ale ten zwycięski sierpniowy impuls otworzył możliwości przemian, jakich świadkami i uczestnikami jesteśmy dziś nie tylko w Polsce, ale także w pozostałych krajach Europy Wschodniej. Talk więc dzisiaj widać wyraźniej, że tamten sierpniowy czwartek był prawdziwym początkiem końca panowania komunizmu.
Przez te dziesięć lat zrobiliśmy mimo wszystko dużą robotę. Jednak jestem wciąż niezadowolony i wciąż zbuntowany, bo wiele spraw idzie za wolno [...]. Sejm, Zgromadzenie Narodowe, rząd, ustawy – to duża robota. Nie dopracowaliśmy się jednak sposobów odrobienia tego zapału, który był w 1980 roku, a który został przygaszony przez stan wojenny, przez ludzi tamtej władzy. I dlatego trzeba dopracować się mechanizmów włączenia tych szerokich mas społecznych do tego, co teraz robimy. Jeśli tego nie znajdziemy, to same elity nie będą w stanie zrobić dobrego, nowego systemu demokratycznego w Polsce. Mamy Polskę, naszą Polskę, ale zróbmy ją taką, w której wszyscy czuliby się za nią odpowiedzialni.
16 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 356, 16 sierpnia 1990.
Jego nazwisko znał cały świat, ale dla Polaków był zawsze jednym z nas. Każdy z nas mógł być Wałęsą. Ale Lech jest tylko jeden.
Kiedy głosowaliśmy w czerwcu 1989 na wolną Polskę, na „Solidarność”, Lech Wałęsa ręczył za naszych posłów i senatorów. Nie wszyscy zobaczyli w Polsce, która wstała zza okrągłego stołu, Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Stare wymieszane z nowym psuło smak zwycięstwa. Obawa przed niepewnym jutrem zagościła w wielu rodzinach. Czy stać nas jeszcze raz na solidarny zryw. aby dogonić świat? [...]
Uważamy, że Lech Wałęsa nie ma prawa uchylać się od służby publicznej. Jest Polsce potrzebny. [...]
Lech Wałęsa jako Prezydent wszystkich Polaków to: przyspieszenie demokratycznych przemian w kraju. przekreślenie grubej kreski, oddanie sprawiedliwości tym, którym ją zabrano, otwarcie przyszłości dla wszystkich, którzy chcą ją współtworzyć razem z nami, Polska wierna sobie i Europie. [...] wybierając Lecha Wałęsę wybieramy Rzeczpospolitą na miarę naszych oczekiwań!
ok. 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 401, 8 października 1990.
Po raz pierwszy, u schyłku mego życia, postanowiłem napisać list otwarty do Narodu – tego nad Wisłą i tego poza granicami, bo stały się teraz rzeczy zaprzeczające zdrowemu rozsądkowi. Myślę o wypadkach związanych z wyborami prezydenckimi z dnia 25 listopada br.
Oto Naród po tylu wysiłkach i ofiarach, stojący w przededniu utrwalenia swej suwerenności, zaczyna tracić rozsądek i popełniać rzeczy godzące w zdrowy rozum. Wydaje miażdżący wyrok na rząd Tadeusza Mazowieckiego, nie daje pełni zaufania Lechowi Wałęsie i wysuwa na drugie miejsce (1/4 oddanych głosów) nieznanego kandydata, pana Stanisława Tymińskiego, przybyłego z Kanady czy Peru, którego jedyną legitymacją jest przedstawienie listy wymaganych stu tysięcy podpisów.
Jakże to taki człowiek eliminuje wszystkich, poza Wałęsą, kandydatów, ludzi, którzy czynnie walczyli o możliwość takich właśnie wolnych wyborów? Nie należał on do tych, którzy szli drogą rozpoczętą przez Prymasa Wyszyńskiego, poprzez ruch „Solidarności” z Lechem Wałęsą na czele, aż po rządy Tadeusza Mazowieckiego, ponosząc ofiary bolesne, aby wyzwolić Naród z jarzma narzuconego przez system komunistyczny.
A teraz sięga po najwyższy urząd, jakim jest urząd Prezydenta Rzeczypospolitej.
Rzucenie jednej czwartej głosów na tego kandydata świadczy o tym, do jakiego stanu doszedł Naród polski i jakie stworzył niebezpieczeństwo w ostatecznej rozgrywce o suwerenność.
Nie można tego nawet nazwać frustracją, ale tragedią społeczeństwa, które nie umie znaleźć właściwej drogi w swych wysiłkach o demokrację.
Jestem głęboko wstrząśnięty tym wydarzeniem z 25 listopada. Wyrazem tego niech będzie ten list otwarty do Narodu nie polityka, ale starego żołnierza, niech będzie głosem otrzeźwienia, aby społeczeństwo polskie wyszło z odmętów, frustracji, i znalazło właściwą drogę, aby wysiłki o suwerenność nie poszły na marne.
Londyn, 28 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 450, 5 grudnia 1990.
„Gazeta Wyborcza” nr 191, z 14 sierpnia 1992.
Pertraktacje wokół Paktu o przedsiębiorstwie toczą się właściwie niepostrzeżenie. Trochę się o tym pisze, ale mało kto zdaje sobie sprawę z ich historycznej wagi. [...]
Zasadniczą sprawą jest określenie, co to są związki reprezentatywne (by nie trzeba było, jak dziś, rozmawiać jednocześnie przy dwóch stołach – osobno z „S” i OPZZ) i co powinno być przedmiotem negocjacji między związkami zawodowymi a pracodawcą. Jeszcze ważniejsze jest ustalenie, w jaki sposób załogi przedsiębiorstw uczestniczyć mają w ich prywatyzacji. Wreszcie – los przedsiębiorstwa państwowego, tworu, który powstał w gospodarce planowej. Pertraktacje określą, jak można go – przy udziale załóg – przekształcić w przedsiębiorstwo zdolne do funkcjonowania na rynku. I bodaj najważniejsze: wprowadzenie zasady reprezentacji załóg w radach nadzorczych przedsiębiorstw prywatnych.
Ustrojowe znaczenie ma również powołanie komisji trójstronnej, z udziałem przedstawicieli rządu, pracodawców i związków [...]. Wszystko wskazuje na to, że wypracujemy model do przyjęcia dla tych trzech stron. To już jest fakt historyczny, którego znaczenie przekracza samą treść konkretnych ustaleń. Pokazujemy bowiem pewien model funkcjonowania ładu społecznego w Polsce.
Dochodzimy do Europy, ale to nie znaczy, że mamy powtórzyć jej drogę. Robimy bowiem coś, czego nikt do tej pory nie dokonał: próbujemy iść „na skróty” do rozwiniętej gospodarki rynkowej. Mówimy przy tym o społecznej gospodarce rynkowej, czyli takiej, która z jednej strony osłania słabszych, z drugiej – angażuje w sferę odpowiedzialności za gospodarkę szerokie grupy społeczne i pracownicze.
12 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
W wyborach wrześniowych społeczeństwo przypieczętowało ostatecznie klęskę obozu „Solidarności”. Sumowanie głosów, które padły na wywodzące się zeń ugrupowania, jest zajęciem jałowym i fałszującym rzeczywistość. Nie ma już bowiem obozu „Solidarności”, zaś podziały między partiami postsolidarnościowymi są tak głębokie, jak nigdzie indziej na polskiej scenie politycznej.
[...]
Czy [...] skutki upadku komunizmu wystarczająco objaśniają wojnę, jaka wyniszczyła obóz „S” i spowodowała jego klęskę? Uważam, że nie. Czteroletnia wojna toczyła się nie tylko na górze, ale w każdej organizacji zakładowej, regionie, a nawet w rodzinach – zjawiska tak masowego nie można objaśniać cechami osobistymi niektórych czy nawet wszystkich przywódców ruchu. [...] Wśród ludzi „S” zapanowała psychoza zdrady. Narastały podejrzliwość i nienawiść. Człowiek musi próbować zrozumieć świat, w którym żyje – inaczej zwariuje. W tym wypadku zrozumieć świat, znaczyło zdefiniować wroga. A więc zdrajcy.
[...]
Ludzie „S” starali się działać w interesie swoich środowisk, a to spychało ich na pozycje roszczeniowe i partykularne. Starali się działać jak gospodarze. Ale wszystkie podstawowe decyzje podejmował rząd lub parlament, nie prowadząc z nimi dialogu. Sytuacja ta popychała ruch „S”
do przeciwstawienia się władzy państwowej.
[...]
Klęska „Solidarności” nastąpiła dlatego, że wyłonione z niej władze państwowe, miast stanąć na czele masowego ruchu przebudowy, działały ponad społeczeństwem. Ponad jego głowami realizowano program etatystycznotechnokratyczny, co spychało większość w roszczeniową lewicowość, tym bardziej radykalną, im dotkliwiej odczuwano koszta upadku komunizmu.
20 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Szanowni Państwo!
W obliczu decyzji, którą wspólnie podjąć mamy za kilka dni, 19 listopada [...], pozwalam sobie osobiście zwrócić się do Państwa. W tym dniu wszyscy dokonamy rozstrzygającego wyboru. Przesądzi on o przyszłości naszego kraju. O życiu nas wszystkich.
Myślę, że jestem Państwu dobrze znany. Poznaliście mnie Państwo w czasie protestu robotniczego w Sierpniu 1980 i gdy przewodniczyłem Komisji Krajowej „Solidarności”. Zapamiętaliście podczas mojej działalności w stanie wojennym, kiedy otrzymałem Pokojową Nagrodę Nobla i gdy za czasów komunistycznego reżimu byłem „prywatną osobą”.
Od pięciu lat jestem prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Przez wszystkie te lata starałem się być jak najbliżej zwykłych obywateli. Rozumieć ich potrzeby. Moje działania były temu podporządkowane. Moje sukcesy są więc naszymi wspólnymi sukcesami. Moje niepowodzenia – naszymi wspólnymi porażkami.
Udało się nam zrobić wiele, ale wciąż mamy niemałe problemy. I wciąż bardzo wiele do zrobienia. Polskę czeka obecnie ważny i doniosły czas. Wiem, że rozmaicie patrzymy dziś na sprawy naszego państwa. Różnych chcemy rozwiązań dla trudnych problemów.
Ja chciałbym pamiętać o moim wobec Polski i narodu zobowiązaniu, które podjąłem w pamiętnym Sierpniu 1980, wstępując do publicznej służby. Chciałbym pozostać mu wierny.
Jest to zobowiązanie wobec nadziei na społeczeństwo obywateli wolnych i solidarnych. Samodzielnie budujących dobrobyt swoich rodzin i lokalnych wspólnot. Nadziei na zbudowanie państwa, które służy wszystkim, a nie interesom zamkniętych grup. Nadziei na życie normalne, bezpieczne i moralne. Nadziei wciąż nie spełnionej, choć coraz bliżej spełnienia, dzięki wysiłkom kolejnych rządów solidarnościowych.
[...]
Chcę w drugiej kadencji służyć dalszej realizacji sierpniowej idei. Zawsze traktowałem moją prezydenturę jako służbę wobec polskich reform. Wszystko, co robiłem, robiłem dla kraju. Widzę dziś, że nowe okoliczności nakazują, aby działać w nowym, zespołowym, jeszcze bardziej skutecznym stylu.
Będę wsłuchiwał się w opinię kompetentnych środowisk i fachowców. Będę jeszcze uważniej wsłuchiwał się w głosy Polaków. Wszystkich Państwa. Chciałbym współdziałać z Państwem w dalszej realizacji ważnego zadania budowy i umacniania Polski. Naszego wspólnego domu.
Niech ten dom będzie zasobny, bezpieczny, przyjazny nam wszystkim, Niech będzie taki, jaki go zamarzyliśmy. Zadecydujemy o tym 19 listopada.
16 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 266, 16 listopada 1995.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
Urzędnik ma przede wszystkim obowiązki, polityk – zobowiązania, człowiek – zasady. Wraz z ustaniem obowiązków jako urzędników Kancelarii Prezydenta RP deklarujemy wierność zasadom i przywiązanie do celów, które stawiał przed Polską Lech Wałęsa. Symbolizuje on drogę Polski od zniewolenia ku wolności, od centralizmu do pluralizmu, od reglamentacji do wolnego rynku, od monopartii do demokracji. Na tej drodze chcemy Mu towarzyszyć nadal.
Wybory 19 listopada [w wyborach prezydenckich zwyciężył Aleksander Kwaśniewski] pokazały, że społeczne poparcie dla reform się cofa. Odbudowaniu tego poparcia pragniemy dalej służyć. Mamy prawo sądzić, że tylko Lech Wałęsa jest w stanie skupić cały posierpniowy, posolidarnościowy obóz reform. Dla tego obozu pragniemy nadal pracować.
[...]
Zasadom, które wyznajemy, najbliższe są dokonania Lecha Wałęsy symbolizujące poświęcenie dla dobra publicznego w polityce. Wolni od obowiązków, nie związani zobowiązaniami, chcemy pozostać wierni tym zasadom.
Andrzej Ananicz, Marek Karpiński, Andrzej Kojder, Andrzej Zakrzewski
Warszawa, 24 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 274, 25 listopada 1995.
Spotykamy się w rocznicę sierpniowych porozumień, aby rozmawiać o sprawach Polski. O naszym wspólnym losie, naszej historii, ale i naszej teraźniejszości.
Jakie było nasze wczoraj? Ziarno krwi, które w pamiętnym Grudniu wsiąkło w ziemię pomorską, wydało plon. W Wybrzeże z nadzieją wpatrywała się cała Polska. Robotnicy byli złączeni z intelektualistami wolą walki z komunistycznym totalitaryzmem. Wiatr od morza zmieniał polski krajobraz polityczny. W ciągu dekady miał zmienić w całej części kontynentu. To piękne, ale jakże odległe wspomnienie.
Jak wygląda nasze dziś?
Żyjemy w systemie politycznym jeszcze nie wyrosłym. Jest to rezultat pustyni, którą pozostawiła po sobie PRL. Dziś żyjemy w systemie politycznego braku równowagi. Życie polityczne w systemie demokracji parlamentarnej realizuje się w partiach politycznych. W nich buduje się programy, wokół których skupia się zwolenników. Demokracja nie jest fenomenem jednostkowym. To proces zbiorowy, którego nie sposób zadekretować. Trzeba w nim uczestniczyć.
[...]
Znad polskiego morza, od którego zawsze wiały ożywcze wiatry, pragnę powiedzieć, jaka powinna być Polska. Musi spełniać warunki 4 x S. Powinna być: suwerenna, sprawiedliwa, samorządna i solidarna.
Suwerenność oznacza bezpieczeństwo zewnętrzne i pełną podmiotowość w polityce zagranicznej. Oznacza godne miejsce Polski w organizacjach i strukturach międzynarodowych. Przyjazne i partnerskie stosunki z sąsiadami.
Sprawiedliwość to nie tylko dobre prawa (od ustawy zasadniczej aż po akty legislacyjne niższego rzędu). To także niezawisłe sądy, ale i skuteczność prawa wymierna bezpieczeństwem obywateli.
Samorządna odnosi nas nie tylko do samorządu lokalnego, do tego, by kierować jak najwięcej władzy (i pieniędzy) jak najniżej. Odnosi nas do całego systemu demokracji przedstawicielskiej. Do tego, aby wszystkie ważniejsze opcje polityczne miały swą parlamentarną reprezentację, a parlament mógł skutecznie kontrolować prace rządu.
Mówiąc solidarna nie miałem na myśli tylko związku zawodowego. Miałem na myśli uczucie wiążące ludzi. Wytwarzające się, gdy jednych obywateli obchodzi los innych, a wszystkich obchodzą losy państwa.
O taką Polskę zawsze walczyłem.
Szczecin, 29 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 202, z 30 sierpnia 1996.
Kiedy przed 10 laty 12 września, a był to dzień tak samo piękny i słoneczny jak dziś, przedstawiałem w Sejmie program i skład rządu, miałem świadomość tej chwili i jej znaczenia. [...]
Przychodziliśmy z „Solidarności”, wielkiego ruchu społecznego, który od pamiętnego sierpnia 1980 r. upominał się o zasadniczą reformę państwa, o przywrócenie społeczeństwu podmiotowości, o podstawowe swobody i prawa obywatelskie. Przychodziliśmy z ruchu, którego determinacja i pokojowa walka toczona pod przewodnictwem Lecha Wałęsy do tej historycznej chwili doprowadziły [...]. Skład rządu, który został przeze mnie utworzony, odzwierciedlał wszystkie główne siły polityczne reprezentowane w parlamencie, wyłonione w czerwcowych wyborach z istotnym udziałem w tym rządzie także przedstawicieli PZPR, co oznaczało przejście w nowy okres historii kraju na mocy porozumienia i z gotowością wspólnego rozwiązywania problemów. Było rzeczą niełatwą, aby ludzie przychodzący z tak różnych stron umieli ze sobą współdziałać. Znaliśmy uwarunkowania tego układu i tego czasu. Główny wszakże ton i kierunek naszym działaniom nadawało wielkie oczekiwanie narodu na zasadnicze zmiany. Od pierwszej chwili byliśmy zdecydowani demontować elementy ustroju niedemokratycznego. Wiedzieliśmy również, że naszym zadaniem jest to, aby decyzje dotyczące państwa polskiego zapadały tylko i wyłącznie w Polsce. [...]
Można było żywić obawy, czy międzynarodowa koniunktura okaże się stabilna, czy nie nastąpi niekorzystny zwrot. Nikt wówczas nie mógł przewidzieć, jak ogromne tempo i głębokość osiągną zmiany w Europie Środkowej. Przemiany w Polsce wpłynęły na społeczeństwa sąsiednich krajów, zachęcając je do upomnienia się o prawo do wolności. [...]
Wokół oceny tego, co udało nam się wtedy w 1989 i 1990 r. zrobić, toczą się dziś spory. Nie chcę ich tu przywoływać. Niech ten dzisiejszy dzień będzie raczej dniem święta niż okazją do sporów. Święta, którego nam wtedy zabrakło.
[...]
Na koniec chciałbym zwrócić się do obecnej tu młodzieży i w ogóle do pokolenia już III Rzeczypospolitej. Chciałbym, aby data 12 września 1989 r. kojarzyła się wam z tym wszystkim, co było w tym trudnym, ale i pięknym czasie naprawdę wielkie. Mówił w czerwcu Ojciec Święty Jan Paweł II: „Mamy za co dziękować Panu Historii”.
Warszawa, 12 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 1999.
Mija dwadzieścia lat, od zakończenia strajków i podpisania porozumień sierpniowych. 20 lat od narodzin Solidarności.
Tyle się od tego czasu w naszej Ojczyźnie i na świecie zmieniło, ale pamiętajmy, że początek tych zmian miał miejsce tu – za bramą Stoczni Gdańskiej. Stała się ona bramą do wolności – najpierw Polaków, a zaraz potem wszystkich narodów Europy Wschodniej. Bez polskiego Sierpnia nie runąłby Mur Berliński.
Polski Sierpień to przede wszystkim powszechny zryw i narodowa solidarność. To wielkie zwycięstwo, tym cenniejsze, że osiągnięte bez przemocy i bez ofiar. To zwycięstwo całego narodu, wszystkich polskich obywateli.
Ale jest to także zobowiązanie.
Pamięć Sierpnia i dziedzictwo Solidarności nakazują nam wszystkim współ-odczuwanie i współdziałanie dla „rzeczy pospolitej” – dobra wspólnego. Zaś nam politykom pamięć Solidarności nakazuje widzieć w sprawowaniu władzy służbę.
[...]
Zawsze wtedy będziemy wracać do Sierpnia - aby się uczyć wiary, mądrości i solidarności.
[...]
Chciałbym, aby 31 sierpnia stał się dla nas wszystkich świętem solidarności narodowej, świętem radości, świętem zwycięstwa. Mało jest takich radosnych świąt w polskim kalendarzu.
30 sierpnia
www.gazeta.pl nr 0, z 30 sierpnia 2000.
Atmosfera dzisiaj nie była najlepsza. Trochę to wszystko wymuszone, nadęte. Wiem, że stoczniowcom też to się nie podoba. 20 lat temu wierzyłem, że dojdziemy do wolności i demokracji. Marzyłem o Polsce, w której nie zapomni się o ludziach. Dziś mamy w Polsce trzy miliony bezrobotnych, a najbardziej brakuje nam solidarności.
„Gazeta Wyborcza” nr 202, z 30 sierpnia 2000.