Tow. Mieczysław Jagielski (przybył na salę wprost z Gdańska):
Strajkiem w Gdańsku kieruje sztab ludzi myślących, kierowanych z Warszawy. Strategia ich — przedłużać strajk za wszelką cenę i wygrać. Dominują problemy polityczne. Opanowali i sterroryzowali załogi, z którymi byśmy mogli dojść do porozumienia. Wałęsa ma doradców, w sztabie są specjaliści różnych branż i zawodów, widziałem ludzi dobrze mi znanych. [...] Mają dobraną, ćwiczoną i utrzymywaną w dyscyplinie kadrę organizującą reakcje na nasze wystąpienia. [...] Zwlekali z rozpoczęciem rozmów, aby winą obarczyć Komisję Rządową.
Przed bramą Stoczni potężny, agresywny tłum. Przeważnie młodzi, starsi zachowują się spokojniej. Każdy pokazuje dwoma palcami „victoria”. [...]
Kiedy przemawiałem, brutalnie mi przerywali, ale do końca wyłożyłem nasze stanowisko i trzy godziny odpowiadałem na pytania. [...] Trudno prowadzić rozmowy, jesteśmy upodlani, upokarzani. [...] Jak długo zamierzają strajkować? — nie wiem.
Warszawa, 24 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Zagrożenie było łatwo wyczuwalne, lecz rzadko poruszane w rozmowach. Tylko jeden z nas miał odwagę mówić: „Ja się boję, czerwoni nas wykończą”. Właściwie temat ten powracał dopiero w rzadkich chwilach relaksu — podczas nocnych posiłków lub spacerów do miejsca noclegowego (parę razy spaliśmy u pallotynów) oraz w dzień największego napięcia. Raz tylko zareagowaliśmy histerycznie. Właśnie idąc do pallotynów, po burzliwych negocjacjach i złych przeciekach, słyszeliśmy odgłosy przypominające czołgi (a to był wolno wlokący się pociąg towarowy). Zapytałem wtedy Bronka: „Jak myślisz, piętnaście?” (w domyśle: lat więzienia). Bronek na to zwięźle: „Kapita” (od capita, czyli maksymalny wymiar kary).
Gdańsk, 24 sierpnia
Janusz Rolicki, Edward Gierek. Przerwana dekada. Wywiad rzeka, Warszawa 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ludzie pod Stocznię przychodzili najpierw z ciekawości, a potem żeby postać, żeby swoją obecnością pod bramą dać dowód poparcia. Pójść pod Stocznię to było coś na kształt obywatelskiego obowiązku. W okolicach dworca byłam świadkiem rozmowy żony z mężem. Ona mówi: „Idziemy pod Stocznię”. On na to: „Nie pójdę tam. Taki tłok, gdzie będziesz się pchała z dzieckiem”. — „Jesteśmy w Gdańsku, musimy pójść pod Stocznię”. — „Ale co ci da stanie w tłumie”. — „Czyś ty zwariował, przecież to twój obowiązek pójść pod Stocznię i postać trochę.”
Gdańsk, 24 sierpnia
Kto tu wpuścił dziennikarzy. Według pomysłu Marka Millera. 25 lat później. Według pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
O wpół do ósmej, gdy trwała dyskusja, wpadł ktoś z wiadomością, że przemawia Gierek, a z Biura Politycznego polecieli Łukaszewicz, Babiuch, Szydlak i inni. My, eksperci i pojedynczy członkowie Prezydium, wstaliśmy, by obejrzeć „Dziennik”. Reszta siedziała, jakby się nic nie stało, a Wałęsa zawołał: „Panowie, siadać, robimy swoje, to są ich stołkowe sprawy, nas to nie obchodzi, my mamy 21 postulatów”.
Gdańsk, 24 sierpnia
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.