Transparent przeciwko referendum [dotyczącemu reformy gospodarczej] dał nam się we znaki najbardziej ze wszystkich do tej pory rozwieszonych. Akcję zaplanowano początkowo na 23 listopada. W tym dniu uczestnicy akcji nadaremnie wyczekiwali na poprawę pogody. Prawie cały dzień padało, co uniemożliwiało ulotkowanie. [...]
[...] przerzucamy nieszczęsny transparent na Bródno. Chcemy go wywiesić 26 listopada o 7.00, gdy ludzie będą jechać do pracy. Po 6.00 okazuje się, że nasz kolega nie dostarczył „na lokal” nożyc do cięcia kłódek. Dzwonimy do niego do domu, podrywając z łóżka całą rodzinę, i dajemy wyraz naszej goryczy. Na zaplanowaną akcję jest już za późno. Na ulicach prawie pusto.
Kolejny raz przewozimy transparent. Zjawia się „winowajca” z nożycami. Sprawdzamy możliwość wywieszenia na placu Dzierżyńskiego. Po oględzinach miejsca pomysł odpada. Po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że w Warszawie jest niewiele miejsc dla tego typu akcji. Zapada decyzja „wzięcia siłą” klapy na Grójeckiej. O 13.30 trójka „wieszaczy” wchodzi do budynku. Klapa okazuje się tym razem otwarta. Sprawnie przygotowany do wywieszenia transparent z podpalonymi lontami wędruje za krawędź dachu. Jeden z wieszających jest zmuszony położyć się w kałuży. Jeszcze przywiązanie lin do kominów i odwrót. Klapa zostaje zamknięta na naszą kłódkę. Żadne drzwi się nie otworzyły, nikt niczego nie zauważył.
Wielka ulga, że pozbyliśmy się fatalnego, zauroczonego transparentu, a po piętnastu minutach — gorycz porażki. Lonty z jednej strony najwyraźniej zgasły i transparent nie rozwinął się. Z żalem patrzymy na tłum na ulicy i świecące tego dnia słońce.
26 listopada
Krzysztof Frydrych, Grupy Oporu, „Karta” nr 37, 2003.