Na Piotrkowskiej istne pobojowisko. Jedna z najbardziej ożywionych ulic Łodzi w miejscu tym prawie że pusta. Nie idą tramwaje i nie widać dorożek. Gdzieniegdzie na środku ulicy leżą porozrzucane poszczególne części umeblowania oraz inne rzeczy, słupy telefoniczne poprzewracane, druty zwisają w bezładzie, latarnie uliczne porozbijane.
W innym miejscu rozbijają sklep monopolowy. „Za pięć rubli!” – wykrzykuje z humorem młody robociarz i podnosząc butelkę wódki rozbija ją o bruk. Urządzenia sklepowe, szafy i bufety ciągną robotnicy na barykady, rąbią słupy telegraficzne oraz zewsząd znoszą wszelkiego rodzaju pudła, skrzynie, taczki, bele i deski. Jeden z młodych robotników wdrapuje się na słup przewodu tramwajowego i tam zawiesza mały sztandar czerwony. Wywołuje to w tłumie radość i poklask, śmieją się oczy i twarze. Lecz niestety, jakże krótko! Nadchodzi bowiem od strony Wodnego Rynku oddział żołnierzy. Rozlega się huk salw – jedna, druga, trzecia. Słychać krzyki, sypią się przekleństwa tych, którzy dopiero co z humorem budowali barykadę. W odpowiedzi na salwę karabinową pada kilka strzałów rewolwerowych. A tu już jęczą ranni .
Łódź, 23 czerwca
Wacław Pawlak, Na łódzkim bruku 1901–1918, Łódź 1986.
Obywatele!
W obliczu wielkich wypadków, wobec ogromu potrzeb polskich kadrów wojskowych, składających ofiarę krwi, aby siłą młodzieńczego zapału i oręża wywalczyć Polskę Niepodległą, całe społeczeństwo musi się zjednoczyć w czynie.
Najświętszym obowiązkiem każdego Polaka dostarczyć natychmiast środków dla zaopatrzenia polskich szeregów w broń, żywność, odzież, bieliznę, obuwie, konie, rowery, środki opatrunkowe, leki itp.
Nie wolno dopuścić hańby, żeby polski żołnierz, walczący na polskiej ziemi o wolność i byt narodu, szedł w bój o głodzie, bez odpowiedniej odzieży i pewności ratunku w razie choroby, ginął z braku najniezbędniejszej pomocy lekarskiej.
Wzywamy wszystkich, komu drogą jest Sprawa polska, do szczytnej pracy niesienia pomocy rycerzom Niepodległej Polski.
Kto nie chce pozostać bezczynnym widzem wypadków, kto nie chce obojętnością zdradzić świętej Sprawy, niech przystępuje do Komitetu Obywatelskiego przy Polskim Skarbie Wojskowym.
Kraków, 5 sierpnia
Rok 1914 w dokumentach i relacjach, oprac. Janusz Cisek, Kraków 2005.
Stało się! padły kości – od 3 dni wojna – prócz Austrii z Serbią, wojna Niemiec z Rosją i z Francją – powszechna mobilizacja – prócz tamtych, mobilizują prawie wszystkie państwa europejskie, a nasi są we wszystkich szeregach. Straszne!... Co będzie, co będzie!... Może kataklizm, a może odrodzenie na nowe, piękniejsze życie… […] Tu od trzech dni ruch ogromny – biorą rekrutów, powołują rezerwę, biorą konie, wywożą amunicję – ci co idą do boju, w jakiejś części idą z zapałem, z nadzieją, inni z rezygnacją, wielu z rozpaczą. Nie mogę patrzeć na te długie szeregi ludzi pędzonych jak bydło na rzeź.
Lwów, Galicja Wschodnia, 9 sierpnia
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Dziś rano, jak to już wczoraj przepowiadaliśmy, wkroczyły do naszego miasta oddziały wojsk rosyjskich, witane owacyjnie przez miejscową ludność. Ustały trwoga i niepokój, wzbudzone wtargnięciem najeźdźców, którzy tylko dlatego chyba nie rozstrzelali kilkuset mieszkańców, lub nie nałożyli na miasto jakiejś niemożliwej kontrybucji, gdyż nie mieli na to czasu. Ogorzałe twarze żołnierzy znad Donu i Kaukazu, wśród których spotyka się też wielu naszych poczciwych kmiotków spod Częstochowy i Sieradza, miłe sprawiają wrażenie. Zachowanie się wojska nad wyraz przyzwoite, nie ma żadnych wybryków, żadnych wykroczeń. Ciągnęły długim szeregiem bratnie hufce słowiańskie na walkę, na bój śmiertelny z groźną nawałą teutońską. Ludność nosiła im, co kto miał: papierosy, wódkę, wędliny. Wielu niosło zwoje kwiatów, którymi darzyły ich nasze panie.
Łódź, 26 sierpnia
Wacław Pawlak, Na łódzkim bruku 1901–1918, Łódź 1986.
Wybraliśmy się na pobojowisko za Rudą Pabianicką w pobliżu Rzgowa. Po raz pierwszy w życiu oglądałem pobojowisko. Wrażenie okropne. Masy trupów żołnierzy i oficerów niemieckich. Zwiedziliśmy dwie pozycje: niemiecką, atakującą, i rosyjską – od strony Rudy Pabianickiej – broniącą. Trupy żołnierzy, zastygłe w najrozmaitszych pozach przedśmiertnych – tak, jak szli i padali, idąc do ataku, widocznie na bagnety. Prócz tego okopy niemieckie, a w nich masy trupów. Żołnierze niemieccy jeszcze nie pogrzebani – grzebać ich będzie gmina, gdy tymczasem rosyjskie trupy już uprzątnięte i pogrzebane. […] Charakterystyczne jest, że wszystkie trupy Niemców z rozpiętymi na piersiach mundurami i koszulami, z powyrywanymi kieszeniami: ślady rabunku. Prócz tego prawie ze wszystkich pościągano buty. […] Żołnierze rosyjscy z oficerem na czele zbierali rozmaite przedmioty żołnierskie i karabiny.
Łódź, 21–30 listopada
Wacław Pawlak, Na łódzkim bruku 1901–1918, Łódź 1986.
Poszłam dzisiaj przejść się, jak często robię po obiedzie. Miejski park za naszym domem łączy się bezpośrednio z okolicznymi polami. Lubię te strony. Malowniczą ścieżką można przejść tędy na małą stacyjkę kolejową. Zatrzymują się koło niej wszystkie pociągi idące na front, w stronę Stanisławowa, zajętego przez Rosjan od miesiąca. Z gorączkową ciekawością przyglądam się nieskończonym sznurom wagonów, naładowanych materiałem wojennym: samochodami, wozami sanitarnymi, skrzynkami z amunicją i ciężką artylerią. Za nimi wagony z żołnierzami, przeważnie niemieckimi. Wywijają czapkami. Odpowiadam ruchem ręki — jadą przecież na śmierć. [...]
Dzisiaj było bardzo dużo tych pociągów. W jednym z nich, stojącym naprzeciw mnie na głównym torze, zatrzymały mój wzrok dwa niezwykłe wagony: były pozamykane ze wszystkich stron jak ruchome więzienia, z małymi zakratowanymi oknami u góry. Przez kraty ujrzałam kilka młodych, bladych twarzy: rosyjscy jeńcy, może z wczorajszej bitwy.
Lwów, 7 września
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
Usiłuję utworzyć poważny, oparty na rządzie Komitet Opieki Narodowej dla Żołnierzy Polaków i ich Rodzin. Jest to sprawa paląca, pomoc w tej dziedzinie jest naglącym obowiązkiem społeczeństwa, prawie samoobroną. Choć się w kraju roi od wszelkich towarzystw niosących pomoc legionistom lub ich rodzinom, są to instytucje partyjne, często o celach niejasnych, o bycie efemerycznym lub nisko kontrolowanym.
[...] Rana Szczypiorny i Beniaminowa się zabliźnia, gdyż te obozy są już mniej więcej opróżnione, ale nowe rany jeszcze krwawsze się otwarły. Są niemieckie świeże obozy internowanych legionistów polskich w Huszt i Busztyahara na Węgrzech. Straszna to kara za podniesiony bunt, obchodzenie niemiłosierne. Drobnymi partiami legioniści będą wcielani do pułków austriackich walczących na włoskim froncie.
Ci nieszczęśliwi ludzie i ich rodziny przede wszystkim potrzebują pomocy, przy tym są gromady zbiegów wojskowych tułających się po kraju o głodzie. Dalej grozi nam powrót piętnastu tysięcy kalek z Rosji. Środki rządu polskiego więcej niż ograniczone.
Warszawa, 28 marca
Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej 1914–1918, oprac. J. Pajewski, Poznań 1997.
Wczoraj o godzinie 4 nad ranem wojska ukraińskie obsadziły Lwów. Garnizon lwowski zajęty został w ten sposób, że w poszczególnych koszarach żołnierzy rozbudzono około godz. 12 na alarm, poczem po usunięciu żołnierzy narodowości ukraińskiej, wszyscy inni zostali rozbrojeni, internowani lub też rozproszeni.
Przy pomocy żołnierzy ukraińskich rada narodowa ukraińska obsadziła wszystkie gmachy publiczne, dworzec kolejowy obstawiony został strażami z karabinem maszynowym, wewnątrz gmachu pocztowego umieszczono dwa karabiny maszynowe. Obsadzono dalej gmach Namiestnictwa, gdzie internowano P. Namiestnika, Wydział Krajowy, dyrekcję skarbu, Ratusz, w którym również ustawiono karabiny maszynowe.
Wszystkie gmachy udekorowano żółto-niebieskimi chorągwiami. [...]
Na ulicach rozbrajano żołnierzy i oficerów, krążyły patrole ukraińskie, pędziły automobile z żołnierzami ukraińskimi, którzy trzymali karabiny w pogotowiu do strzału.
Padły też liczne strzały w różnych częściach miasta.
Lwów, 2 listopada
„Gazeta Lwowska”, nr 250, z 3 listopada 1918.
Po strasznej strzelaninie nocnej w okolicach przedmieścia Grodeckiego, nad którym rozpościerała się olbrzymia łuna, mieszkańcy miasta, przeważnie po bezsennej nocy, opuszczali zwolna swoje siedliska.
Strzały karabinowe nie ustawały także rano. Echo strzelaniny na Grodeckiej wstrząsnęło nerwami przechodniów, ale także strzały na ulicach wywoływały panikę. Żołnierze ukraińscy, podobnie jak w dniach poprzednich, przejeżdżają przez miasto automobilami i strzelają w górę. Kule padają w okna lub odbijając się o mury, padają na chodniki.
Na ulicach ruch bardzo słaby, sklepy pozamykane, tylko niektóre spożywcze mają wejścia do połowy otwarte. Kto mógł, kupił jakiś produkt spożywczy i unosił do domu. Chleba nie można było nabyć.
Przechodnie trzymali się przeważnie murów i co chwila upatrywali bramę, w której znaleść by mogli schronienie. [...]
Ruch tramwajowy oczywiście zupełnie wstrzymany. Dorożki ani jednej nie widać na ulicach. W południe panowały na ulicach śródmieścia prawie zupełne pustki.
Lwów, 5 listopada
„Kurier Lwowski”, nr 513, z 6 listopada 1918.
Gdy dziś wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności!
Od wczesnego ranka odbywa się przejmowanie urzędów niemieckich przez władze polskie. Już przekazano w nasze ręce Cytadelę, którą zajął batalion wojska polskiego z majorem Szyndlerem na czele.
Niemcy początkowo usiłowali zatrzymać artylerię, jednakże ustąpili, oddali wszystkie działa itp. Komendantem Warszawy został pułkownik Minkiewicz. Milicji miejskiej przeciążonej pracą przychodzi w pomoc tworząca się Straż Obywatelska oraz młodzież szkolna. Jerzy noc całą spędził odważnie na mieście i z łupem powraca (odebrany bagnet niemiecki).
Liczne składy i zapasy niemieckie zdobywamy bez wielkiego wysiłku i prawie bez rozlewu krwi.
Niemcy zbaranieli, gdzieniegdzie się bronią, zresztą dają się rozbrajać nie tylko przez wojskowych, ale przez lada chłystków cywilnych. Widok niepojęty. Idąc ulicą, spostrzega się samochody niemieckie z czerwonymi chorągwiami — zatrzymują je Polacy i każą Niemcom wysiadać — zwracają im tylko krasne godło. Tak samo się dzieje z powozami i końmi. Cała ta akcja idzie gładko; podziwiam poddanie się butnych jeszcze przedwczoraj ciemięzców oraz łagodność Polaków wobec pokonanego wroga, trzyletniego udręczyciela i kata.
Dziwy, dziwy w naszej stolicy! Idą Niemcy rozbrojeni w czerwonych przepaskach — idą żołnierze w niemieckich mundurach z polskim orłem na czapce: to wyswobodzeni Polacy z Księstwa Poznańskiego. Idą żołnierze w niemieckich mundurach z francuską na piersi kokardą: to dzieci Alzacji i Lotaryngii — śpiewają pieśni francuskie i bratają się z Polakami.
Zbratanie zdaje się być ogólne — pękł przymus dyscypliny, runęły przegrody — ludzie są tylko ludźmi.
Warszawa, 11 listopada
Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej 1914–1918, oprac. J. Pajewski, Poznań 1997.
Na wielkim dziedzińcu koszarowym o godzinie ósmej rano kompanie ustawiły się w czworoboku. Jeden z młodszych oficerów wystąpił przed front i odczytał telegram zawiadamiający o kapitulacji Niemiec. Na dziedzińcu zaległo głuche milczenie. Z kolei wystąpił drugi oficer i podał do wiadomości, że w Berlinie utworzył się rząd republikański, po czym zapytał zebranych żołnierzy czy są skłonni przejść na stronę rewolucji. Kilkadziesiąt głosów odpowiedziało twierdząco, reszta milczała. Stojąc w środku zbitej masy żołnierzy, wzniosłem okrzyk — oczywiście w języku niemieckim — „Niech żyje młoda republika niemiecka”. Kilka głosów powtórzyło za mną: „Hoch!” [Wiwat!] — reszta milczała. W tym samym momencie spotkałem się z jadowitym spojrzeniem Krausego.
Wobec braku sprzeciwu ze strony żołnierzy, wydano rozkaz, aby kompanie wybrały sobie dowódców, a plutony miały dokonać wyboru mężów zaufania (Vertrauensmanner). Ponadto ogłoszono, że wszyscy żołnierze są wolni do rana następnego dnia. Żołnierzy-więźniów wypuszczono na wolność. Jako wolny człowiek mogłem wyjść do miasta, odtąd już codziennie.
Zgorzelec, 11 listopada
Władysław Płonczyński, Spotkanie w Krystiankach, [w:] Wspomnienia powstańców wielkopolskich, oprac. L. Tokarski, J. Ziłek, Poznań 1970.
Ostatnie operacje polskiego wojska rozpoczęły się o godz. 4 rano. Na krótko przedtem walczące wojska „ukraińskie” wycofywały się pośpiesznie ze Lwowa. Sztab wojskowy i „ukraińscy” działacze umknęli ze Lwowa pierwsi, drogą na Żółkiew i Krzywczyce. Cały ten odwrót ostrzeliwała nasza artyleria, kawaleria zaś miała rozkaz w walce z bliska również przeszkadzać odwrotowi. [...]
Skoro tylko zniknęły ostatnie mroki nocy, budzący się Lwów witał nasze wojska. Już około godz. 7 rano ludność miasta, skołatana wypadkami 22 tragicznych dni, wyległa na ulice miasta, przyjmując entuzjastycznie wkraczające zastępy polskiego wojska. Z ust do ust podawano sobie wiadomość o zwycięstwie naszego żołnierza. Na placach i ulicach potworzyły się wielkie grupy osób, roztrząsających ostatnie wypadki.
Lwów, 22 listopada
„Gazeta Lwowska”, nr 251, z 23 listopada 1918.
Z różnych odcinków frontu maszerowały do miasta oddziały wojskowe pod komendą oficerów. Co chwila rozbrzmiewały głośne powitania zmęczonych walką; niejednokrotnie lekko rannych żołnierzy przyjmowano gorącą kawą i herbatą. Kilka pań naprędce zorganizowało rozdawnictwo ciepłych napojów, oswobodzicieli częstowano cygarami i papierosami.
Oddziały wojska różnych gatunków broni rozlokowano w rozmaitych budynkach wojskowych, przed gmachami publicznymi ustawiono warty.
Całe przedpołudnie zbiegło na powitaniach ojców, synów i braci walczących od trzech tygodni pod komendą polską. Rodziny rozdzielonych witały serdecznie zwycięzców, dzieląc się z nimi opowiadaniem o wypadkach ostatnich dni.
Lwów, 22 listopada
„Gazeta Lwowska”, nr 251, z 23 września 1918.
Wojska nasze o godz. pół do 2 po północy wkroczyły do ratusza i objęły go w posiadanie. Z wieży ratuszowej zdjęta została chorągiew ruska, jej miejsce zajęła polska.
Po ustąpieniu Rusinów z ratusza można było sobie dopiero przedstawić obraz tego zniszczenia, jakie pozostawili po trzytygodniowych swych rządach w jego murach. W salach obrad, w prezydium, na korytarzach stosy papierów, słomy, porozrzucane w zupełnym nieładzie. [...]
Na drzwiach apartamentów prezydialnych pozostała kartka: „Komnata sotnyka Szklarenki. Proszu postukaty pry wchodi” [Gabinet sotnika Szklarenki. Przed wejściem, proszę pukać].
Rusini pozostawili w ratuszu mnóstwo fotografii, zdjętych w ostatnich dniach z pozycji wojskowych we Lwowie.
Pozostał też ów stołek, na którym żołnierze ukraińscy na podwórcu ratuszowym bili młodzież polską, aresztowaną bez przyczyny po ulicach miasta.
Lwów, 22 listopada
„Kurier Lwowski”, nr 515, z 22 listopada 1918.
Pogrzeb bohaterów. Wczoraj odbył się pogrzeb bohaterów, którzy w dniu 21 b.m. rano, zdobywając południowo-wschodnie przestrzenie Lwowa, padli na polu walki. Śmiercią walecznych polegli: chorąży komendant oddziału rzeszowskiego Władysław Żmuda, porucznik z krakowskiej legii oficerskiej Józef Wysocki, szeregowcy z Rzeszowa: Jerzy Łoboz, Franciszek Cołka, Tadeusz Czeżowski i Adam Boro, szeregowcy z Jarosławia: Piotr Remas i N. Rakowiecki, przeważnie uczniowie szkolni. [...] Tłumy publiczności zebrały się, aby oddać ostatni hołd bohaterom; przybyli również generał Roja, podpułkownik Tokarzewski i wielu oficerów. [...]
Proste ciosane z białego drewna trumny wynieśli na swych barkach oficerowie legii oficerskiej z Krakowa oraz żołnierze kompanii rzeszowskiej i złożyli je na dwa wozy. Wśród śpiewów duchowieństwa ruszył kondukt żałobny na cmentarz Łyczakowski. Na czele kroczyła kompania szturmowa rzeszowska, potem grupa obywatelstwa łyczakowskiego z wieńcem [...], następnie siostry zakonne i miłosierdzia i duchowieństwo. Po bokach wozów szła straż honorowa, za nią oficerowie polscy, krewni bohaterów i tłumy ludności. Smutny pochód zamykał szwadron kawaleryi i artyleryi z dwoma działami.
Ks. kanonik Badeni odprawił nad grobem modły, ozwała się pobudka trębacza i padły pożegnalne salwy honorowe.
Zwłoki bohaterów spoczęły na nowym cmentarzu dla obrońców Lwowa, w górnej części cmentarza Łyczakowskiego po prawej stronie od Pohulanki.
Lwów, 25 listopada
„Gazeta Lwowska”, nr 253, z 26 listopada 1918.
Wczoraj, około godz. 6.00 po południu, bandy robotników niemieckich rozpoczęły napadać na oficerów i żołnierzy polskich i angielskich na ulicach. Około godz. 10.00 wieczorem, gdy wyruszać miał pociąg z Gdańska do Warszawy, tłum niemiecki usiłował zdobyć komendanturę polską na dworcu, ale został przez kilku żołnierzy angielskich, grożących użyciem broni palnej, odparty. Innej gromadzie robotników niemieckich udało się wtargnąć na peron. Zaczęto wywłóczyć z pociągu warszawskiego oficerów i żołnierzy polskich. Jeden oficer i jeden żołnierz odnieśli rany ciężkie od noży, trzej inni są wprawdzie lżej pobici i poranieni, ale stan ich był taki, że musiano ich także przenieść do lazaretu. [...] Napad uważać należy za zemstę robotników niemieckich, którzy jak wiadomo, odmówili wyładowania amunicji. [...] Podczas rozruchów raniono także dwóch żołnierzy angielskich.
Gdańsk, 30 lipca
„Kurier Poznański” nr 174/1920, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
W wieczór sylwestrowy, po odśpiewaniu kolęd przy choince, rozwarły się podwoje Komisji Gospodarczej, gdzie w największej sali urządzono zabawę dla żołnierzy, naturalnie bez zaproszeń.
Podłoga wymaszczona świecami i pachnącym mydełkiem świeciła przez dłuższy czas pustkami, aż raptem przed północą zawitały do nas nie duchy, ale prawdziwe niewiasty lidzkie. W jednej chwili brać, stuknąwszy siarczyście obcasami, jęła z zawrotną szybkością puszczać się w wir tańca.
Nagle pogasły światła. Z kąta ozwało się dwanaście głuchych uderzeń. Bęben zastąpiono rondlem kuchennym... Na salę przybiegł rok stary odziany w obskurny kożuch dziadowski (podobno członek Zarządu), żegnając obecnych mową pogrzebową, według własnego układu. Za nim wpadł Rok Nowy bielusieńki jak śnieg, poczem przemówił do zebranych, składając wszystkim życzenia noworoczne. Po zapaleniu się świateł ucięła muzyka mazurka.
Pomysłowość naszych członków Zarządu dosięgła kulminacyjnego punktu. Zakrzątnęła się koło urządzenia kabaretu. Po dłuższej przerwie, wystąpił na widownię szeregowiec Icyk Szrapnel, ranny przez „śrajbmasine”, czem motywował swą prośbę o „rozwolnienie” z ćwiczeń, odbywszy poprzednio defiladę przy gramofonie.
Lida, 31 grudnia 1921 / 1 stycznia 1922
„Polska Zbrojna”, nr 15, z 16 stycznia 1922.
Poufna konferencja u mnie w sprawach wojskowych z udziałem Sikorskiego i przedstawicieli klubów polskich. Referat Sikorskiego doskonały, ale informacje jego w niektórych szczegółach przerażające. W porównaniu z Rosją jesteśmy prawie bezbronni, jeśli chodzi o uzbrojenie, materiał wojenny itp. dysproporcja między ilością posiadanej artylerii, karabinów maszynowych i zwykłych, amunicji… ogromna. Niemcy, wedle źródeł francuskich, tylko pozornie są rozbrojeni. Charakterystyczne np., iż lokomotyw posiadają Niemcy obecnie około 10 tysięcy więcej niż Francuzi, to samo wagonów towarowych najnowszej konstrukcji (z najnowszymi hamulcami). Gospodarka w naszym wojsku przedstawia się fatalnie. Wedle wykazów każdy żołnierz „otrzymał” w r. 1923 dwie i pół pary butów, a faktem notorycznie znanym jest, że żołnierze w największy mróz chodzili boso. Tak samo przedstawia się gospodarka mundurowa! Wskutek zwolnienia dużej liczby podoficerów zawodowych (dla oszczędności) szkolenie rekruta postępuje niezmiernie pomału, wiele oddziałów dotąd nie strzelało.
Strach pomyśleć o wojnie w tych warunkach!
Warszawa, 5 kwietnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Zostaliśmy zawiadomieni alarmem o zgłoszeniu się w lokalu Wojciecha Ryńskiego, skąd w pełnym składzie pod dowództwem „Mirka” – Mirosława Kuryłowicza udajemy się do szkoły przy ul. Bartniczej, łącznie z innymi sekcjami „BS” (Bojowe Szkoły), w skład których wchodzili m.in.: Zbyszek Sosnowski, Jerzy Poziomek, Jerzy Kawka, podporządkowując się zgrupowaniu w zajętej uprzednio szkole.
Nasza grupa harcerska była w posiadaniu następującej broni: 1 PM, 1 parabellum, P 38 Walle – 9 mm, belgijka 5 mm i 1 kb. Pełnimy służbę wartowniczą 1.08.44 r. po rozpoczęciu akcji tj. po godz. 17.00 zgrupowanie bierze do niewoli 8 Niemców. W domu nauczycielskim znajdującym się na rogu ul. Bartniczej i Białołęckiej na facjacie jest umieszczony CKM jak również rkm (prawdopodobnie 2), wzdłuż muru odgradzającego boisko szkolne od ul. Białołęckiej rozmieszczeni są strzelcy pełniący służbę. Późnym popołudniem wzdłuż ul. Białołęckiej z ul. Wysockiego koło kina „Klub” na pełnym gazie pędzi motocykl z koszem, prowadzony przez żołnierza niemieckiego; w koszu znajduje się drugi żołnierz obsługujący karabin maszynowy umocowany na koszu. Motocykl z jadącymi żołnierzami został strzelany przez nasze stanowiska ogniowe z domu nauczycielskiego i strzelców, z broni ręcznej, zza muru. Żołnierz jadący w koszu i obsługujący karabin maszynowy, leży na koszu zabity lub ranny.
Warszawa, 1 sierpnia
Bródno i okolice w pamiętnikach mieszkańców, red. Anna Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1995.
Zgodnie z otrzymanym rozkazem, w godzinach rannych dnia 1-go sierpnia 1944 r. stawiliśmy się bez broni, jedynie z małymi zapasami żywności, w jednym z mieszkań na Nowym Bródnie. [...] Dom ten znajdował się pomiędzy szkołą przy ul. Bartniczej a murem okalającym Cmentarz na Bródnie.
Po wydaniu skromnej ilości broni (otrzymałem pistolet tzw. „hiszpan”, bez magazynka, niewiele amunicji luzem i dwie tzw. „sidolówki”; broń otrzymywał co 10-ty powstaniec), skierowano nas w godzinach popołudniowych do uprzednio zajętej przez nasze oddziały szkoły przy ul. Bartniczej. Wszyscy byliśmy podnieceni i radośni! Nareszcie jest wolny kawałek stolicy Polski! Entuzjazm ogarnął nas i mieszkańców. Zorganizowane zostały kuchnie, różne inne służby pomocnicze itp.
W międzyczasie zdobytych zostało 5 samochodów ciężarowych. Do niewoli wzięto 9 Niemców (1 ranny). Jeden z uciekających Niemców został zabity. Do zmroku zdobyto 12 samochodów z różnym sprzętem, żywnością i papierosami. Zdobyte papierosy fasowano nam, wszystkim żołnierzom! Około godz. 19.00 pod budynki szkoły podjechały 2 samochody pancerne i ostrzelały z ckm budynki zajmowane przez powstańców. Atak został odparty. Samochody odjechały w kierunku m. Białołęka.
Warszawa, 1 sierpnia
Bródno i okolice w pamiętnikach mieszkańców, red. Anna Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1995.
W dniu 2.08.44 następuje atak czołgu poprzedzający jadące za nim samochody ciężarowe (2 samochody), na wysokości kina „Klub”, zaczynają ostrzał z ckm-ów oraz działa czołgu stanowiska naszej broni maszynowej. Jeden z pocisków wystrzelonych przez czołg trafia w szczytową murowaną ścianę drewnianego domu mieszkalnego.
Strzały z naszej powstańczej strony ze stanowiska w domu nauczycielskim unieruchamiają natarcie niemieckie, uszkadzając samochody. W tej sytuacji niemiecka obsługa samochodów, wobec ich unieruchomienia, przeskakuje pod osłoną ognia z czołgu, na czołg który nie ryzykując dalszej jazdy, wycofuje się, zostawiając samochody, które tryumfalnie wprowadzamy na boisko szkolne. Samochody są napełnione czekoladą, papierosami i innymi artykułami spożywczymi. Po ataku czołgów pod d-dztwem „Mirka” [Mirosława Kuryłowicza] kilku szaroszeregowców, wśród których znajdowałem się ja, Jurek Goś, i inni, udaje się na teren warsztatów kolejowych, które uprzednio zostały przez Niemców zaminowane.
Warszawa, 2 sierpnia
Bródno i okolice w pamiętnikach mieszkańców, red. Anna Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1995.
Dolny Żoliborz „szafy” zupełnie zmasakrowały. Na niektórych ulicach nie ma domów, nie ma drzew, ogrodów. Jest jedno zagrabione pole i gdzieniegdzie sterta gruzów. „Szafy” miały taką siłę, że wywlekały ludzi z domów, trupy wyrzucały na ulicę, odzierały z ubrań... Na Krasińskiego, gdzie Loruś kwateruje, wpadł pocisk z „szafy” na podwórze i z miejsca kilkunastu żołnierzy i sanitariuszek położył trupem. Jest coraz ciszej. Życie nam się ścieśnia do piwnic. [...]
Na Żoliborzu są czynne jakieś trzy–cztery studnie. Pierwszeństwo przy wodzie mają szpitale, wojsko, a później ludność cywilna. Ludzie więc stoją po kilka godzin w ogonku na otwartej przestrzeni. Nie wiem, skąd nieprzyjaciel wie, gdzie są studnie, w każdym razie w ciągu dnia walą pociski w te miejsca bez przerwy. Ludzie padają jak muchy, giną dzieci, wyrostki, bez wyboru. Najgorsze, że nieprzyjaciel strzela pociskami zapalającymi. Dużo jest pożarów, kilka razy płonął kościół, dom ZUS-u... Właściwie najbardziej bohaterska obrona Straży Ogniowej przy braku sprzętu i wody jest bezskuteczna. Nieprzyjaciel ogromnie ostrzeliwuje kanały, rzuca przy większych otworach granaty, pociski zapalające. Chce uniemożliwić nam wszelką łączność. Obecnie jest bardzo ciężko przejść kanałami. Jest dużo wypadków, że w nocy z włazów wyciąga się ciężko rannych, poparzonych, trupy.
Warszawa, 4 września
Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów (BUiAD) IPN, sygn. AK 159.
Samoloty niemieckie zrzucają ulotki o poddaniu się i wychodzeniu ludności cywilnej z białymi chusteczkami. Był taki wypadek na Żoliborzu, że mieszkańcy kolonii przy Marymoncie, będący pod ustawicznym ogniem nieprzyjaciela i wśród częstych pożarów, zdecydowali się wyjść z białymi chusteczkami. Wojsko im nie pozwoliło. „Dzielniejsi” cywile nazwali ich tchórzami, zdrajcami itp. Uważam, że niesłusznie postąpiono, bo właściwie któż zapewni bezpieczeństwo w konsekwencji tego postępowania tym ludziom i weźmie odpowiedzialność za dalsze ich losy. [...] Jeżeli AK czy inni obywatele chcą się bronić, to mogą, ale ludzi innych przekonań, których nie pytano o zdanie przy rozpoczynaniu powstania, nie mają prawa narażać. Przede wszystkim ludzie nie mają już co jeść. Chodzą głodni, wyniszczeni przebywaniem w piwnicach, strachem o swych najbliższych czy stratą najbliższych. Żołnierze są też głodni i kradną, po prostu kradną z piwnic i mieszkań, gdzie kwaterują, co się da. Walczą, nie dzięki dyscyplinie, autorytetom dowódców, walczą, bo wiedzą, że wyjścia nie ma, że „kości do ostatniej zostały rzucone”, że wreszcie są Polakami.
Warszawa, 13 września
Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów (BUiAD) IPN, sygn. AK 159.
Spontanicznie wyrażana wdzięczność swym wyzwolicielom była tego dnia widoczna na każdym kroku. Nie trzeba było nikogo mobilizować ani zachęcać zarówno do udziału w manifestacji na cześć Armii Radzieckiej, jak i do składania wizyt czerwonoarmistom. Nie zapomnę nigdy pewnej staruszki, która przyniosła przyniosła przebywającym na leczeniu żołnierzom własnoręcznie upieczone ciasto z resztek mąki, jaką jeszcze posiadała.
Będzin, 23 lutego
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
Od strony trasy W-Z nadjeżdża konno […] Konstanty Rokossowski. Meldunek o gotowości wojsk do defilady składa wiceminister Obrony Narodowej, generał broni [Stanisław] Popławski. Marszałek Rokossowski w towarzystwie gen. Popławskiego udaje się na prawe skrzydło wojsk. Na pozdrowienie „Czołem żołnierze!” odpowiada gromkie „Czołem obywatelu Marszałku!”. „Niech żyje siódma rocznica wyzwolenia Polski!” wznosi okrzyk Marszałek. Trzykrotne potężne „Niech żyje!” rozlega się tysięcznym echem po całym placu. Minister Obrony Narodowej przejeżdża kolejno przed frontem wojsk, pozdrawiając żołnierzy poszczególnych jednostek. Marszałek zsiada z konia i zajmuje miejsce na trybunie.
Warszawa, 22 lipca
„Trybuna Ludu”, 23 lipca 1951, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
I widzisz, kotku, jak to jest. Żyjemy sobie, nikomu nie robimy nic złego, a raczej przeciwnie, kochamy ten kraj, tych ludzi, cieszymy się i martwimy razem z innymi i nagle ciach, trach, łapią Cię jak zbrodniarza, wbrew wszelkim zasadom i regulaminom, i izolują gdzieś w piaskach, w lesie. I siedzisz bezsilny i tylko [w] serce wbija się piekąca zadra. Wbić łatwo, wyciągnąć prawie niemożliwe. Kto to takiego coś wymyślił? Zamiast dyscypliny – rozprzężenie i w ogóle wielka mistyfikacja i imitacja wojska. Parodia. Do tego nie powinno się przecież dopuszczać. Jakieś autorytety, jakieś sprawy muszą pozostać prawdziwe. Skoro nie umiemy wszystkiemu, całemu życiu nadać właściwego sensu, to niech przynajmniej instytucje nieskompromitowane nie są wystawiane na próby tego rodzaju. Ciekawe, jak ja spojrzę na wojsko (do którego zawsze mimo wszystko czułem sentyment – wiesz, my, mężczyźni), jak patrzę na to teraz. No nic, to jakoś zdołam sobie wytłumaczyć […].
Lipa, woj. tarnobrzeskie, 30 czerwca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Dni lecą teraz szybciej, już jakoś się wciągnąłem w ten bezsensowny kierat. Rysuję w świetlicy, zapominam o czasie i dzień staje się pewną ilością kresek i kolorów kładzionych kredkami. […] Wszyscy mają już po dziurki w nosie tej paradoksalnej sytuacji. Kadra, i w pułku, i w dywizji, nie mówiąc o żołnierzach. No cóż, wszystko ma swój koniec. Złość tylko bierze, że za taki gwałt uczyniony na ludziach nikt nie będzie odpowiadał. To jest to, co najdotkliwiej trapi nasz naród – brak odpowiedzialności. Wszystko tłumaczy się jakimiś bliżej niesprecyzowanymi wyższymi racjami, często ukrywając tym sposobem głupotę, nieporadność, brak fachowości. Tak to jest. Do tego przyzwyczajano Polaków tyle lat i trudno będzie to odkręcić […].
Lipa, woj. tarnobrzeskie, 5 lipca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Znowu przywieźli bandę tych kryminalistów ostatniego gatunku, zdeklarowanych półgłówków i chcą te kaleki umysłowo-fizykalne nauczyć wojskowości, musztry i odebrać od tego elementu przysięgę. Nie wiem, kto tu postradał ostatnie poczucie przyzwoitości i zdrowego rozsądku. Jeszcze chcą im broń wydać. Przecież to będzie zwykła ponura farsa. I tak uczy się przywiązania do ojczyzny. Płakać się chce z bezsilności, wiedząc, że nikt z odpowiedzialnych nie poniesie za to nieporozumienie żadnej odpowiedzialności. Oj, ludzie, ludzie. I to mają być Polacy. Ja się wiele rzeczy spodziewałem, ale nie tego. To jest upodlenie i sponiewieranie wszelkich godności. Nic nie można na to poradzić. Ci ludzie dookoła albo nigdy nie słyszeli albo dawno zapomnieli o ideałach, ideach, godności, wszystkim, co było niegdyś nieodłączne z mundurem i godłem narodowym. Zresztą nasz codzienny widok pod garnirowanym klubem. Pijani w sztok oficerowie zachowują się jak zwykłe opryszki. A tutaj mi trują o zachowaniu żołnierza, ale nie z serca to, tylko z regulaminów czytają, żeby się nie pomylić. Psiakrew […].
Lipa, woj. tarnobrzeskie, 7 lipca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Dzisiaj znów była dyskusja, czy malować cerkwie i wieże kościelne, czy nie, tym razem głosy były podzielone. Ale sporu nie rozstrzygnięto. Ktoś powiedział: to są zabytki, a inny – to jest sprawa polityczna, i widzisz, w co mnie wplątali. Sprawa polityczna na szczeblu gminy. Mniejsza z tym, zrobię to, co będą kazali, ale tym razem złożę raport o całym przebiegu służby, bo nie chce mi się pomieścić w głowie to, co widzę i co dotyka mnie bezpośrednio na każdym kroku […].
Takie rzeczy nie mogą przejść bez echa, bez śladu. Świadczyłoby to, że już całkiem zdurnieliśmy, cały naród. A tak przecież nie jest. Ludzie chcą robić, chcą zarobić, chcą widzieć, jak to ciasto rośnie, ale ile lat można patrzeć na zakalec. Ręce opadają, łza się w oku kręci. A tu sytuacja taka – mówisz: panie, ta śrubka mi nie gwintuje, a on: więc się rzeczywistość nie podoba, załatwimy, a potem wyżej jeszcze mówią, [że] sprawa ob. takiego wykracza poza normalne ramy, to nie sprawa śrubki, to polityczna afera. No i już obywatel nie zwraca nikomu uwagi i produkuje śrubki bezgwintowe. Wtedy mówią: no, no, poprawił się, teraz wie, gdzie jego miejsce […].
Kretynizm zatacza coraz szersze kręgi. Kiedy dotknie prostego chłopa, bo klasa robotnicza jest już zżarta przez tego robaka, to zacznie on siać pszenicę do góry nogami, tak żeby korzonki wygrzewał się do słońca. […] Chwilami mam już dość tego idiotycznego czasu. Napada mnie nieprzeparta chęć wsiąść do pociągu i uciec jak najdalej stad, zapomnieć o wszystkich sierżantach, majorach z całego świata. Tak trudno spotkać tu normalnego człowieka, wszyscy jakby pod działaniem środków psychogennych, jakby oszołomione automaty. Co to za wnętrze mają – rury wypalone alkoholem i zalewem głupoty […].
Hrubieszów, 16 lipca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.