Warszawa pustoszeje. Coraz mniej ludzi, a na ulicach sterty porzuconego dobytku. Miasto zalega głucha cisza. Od czasu do czasu słychać tylko wycie zabłąkanego psa czy miauczenie kota. Niemcy plądrują; systematycznie podpalają pozostałe domy. Zajrzałam na Hożą — z mojego domu prócz gruzów nie pozostało nic.
Patrzeć na to co się dzieje to psychiczna męka — to gorsze niż najtragiczniejsze nawet dni Powstania.
W Warszawie grasują szaulisi. Zlikwidowano patrole dziewcząt, na miasto wychodzą już tylko mężczyźni. Mamy coraz mniej pracy. Personel sanitarny stanowi 25 procent stanu całego szpitala. Podobno mają nas wywieźć w głąb Niemiec. [...]
Zdecydowałyśmy — [...] wychodzimy. Jakaś pani upiekła nam bułkę, dała słoik konfitur, a inna zarzuciła mi na plecy futro „bo idzie na zimę”. Zocha przygotowała plecaki. Słoneczny ranek. Ostatnie spojrzenie z placu Zbawiciela na miasto — gruzy... szkielety wypalonych domów... łuny pożarów... snujące się ulicami szaro-sine dymy... czuć straszliwy swąd... dojmująca, martwa cisza...
Odwracamy się i idziemy — Marszałkowską, Puławską, Belgijską, polami dolnego Mokotowa. Nie mamy siły, siadamy. Dookoła nas rozrywają się pociski znad Wisły. Szybko ruszamy dalej. [...]
Przy Dworcu Południowym dochodzimy do linii okopów niemieckich, legitymujemy się opaskami Czerwonego Krzyża. Stojący na warcie oficer niemiecki wskazuje nam drogę, a mnie, o dziwo pomaga włożyć plecak. Za dworcem fura, na niej kilka osób. Wsiadamy także, dojeżdżamy do Pyr. Tu zmiana fury — za wszelką cenę jechać, a nie iść. Piaseczno. Przeżywam wstrząs — normalnie ubrani ludzie, jakaś dama w kapeluszu, umalowana. Kiosk z ciastkami i owocami — za pieniądze można wszystko kupić. Nie może mi się pomieścić w głowie, jak to jest, że tu, tak blisko Warszawy, normalne życie...
Warszawa, 15 października
Pełnić służbę... Z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939-1945, red. Anna Zawadzka i Zofia Zawadzka, Warszawa, 1983.