Pewnego majowego poranka, a była to niedziela, słoneczna i dziwnie cicha — przyszedł do nas Czesław i oznajmił, że wojsko polskie jest w Kijowie, że właśnie idą Kreszczatikiem, a władza bolszewicka w nocy opuściła Kijów. Było to coś tak niewiarygodnego, tak niespodziewanego, że nie mogłyśmy uwierzyć. Żadnych strzałów nie było słychać, nie było walk, nie wiedziałyśmy o nadchodzącej do Kijowa armii polskiej. Prasa o tym nie pisała, radia jeszcze nie było, podróże utrudnione — żyłyśmy odcięte od reszty świata...
Ubrałam się szybko, wzięłam ze sobą córeczkę i pobiegłyśmy w stronę Kreszczatiku. Zobaczyłam przejeżdżające konno wojsko polskie z orzełkami na rogatywkach!
Kijów, 7 maja
Zofia Krauze, Rzeki mojego życia. Wspomnienia, Kraków 1979.