Następną koncentrację major „Łupaszka” wyznaczył w znanej nam już gajówce Stoczek. Odbyła się 7 września. Stawili się na nią wszyscy dowódcy szwadronów i oficerowie V Brygady. Major przekazał zebranym rozkazy Komendy Okręgu Białostockiego AK, dotyczące przeprowadzenia zamierzonej demobilizacji Brygady. Rozformowanie szwadronów miało się odbywać stopniowo, przy czym ich dowódcy zostali zobowiązani do pozostania w polu i do odejścia na końcu. Całą siatkę terenową miała objąć akcja zaopatrywania partyzantów w odprawy pieniężne i w fałszywe dokumenty, umożliwiające im rozpoczęcie życia w cywilu.
Partyzanci stopniowo odchodzili do cywila, co u niektórych wywoływało objawy niesubordynacji i rozprzężenia.
Stoczek, 7 września
Z ziemi polskiej do Polski, „Karta” nr 36/2002.
7 września byłam w Łowiczu, gdzie miałam odczyt dla młodzieży: „Co mówi nam przeszłość Łowicza?” i wieczór autorski, na którym czytałam pierwszy akt dramatu. Byłam przyjmowana owacyjnie, zarobiłam prawie 5000 zł i dostałam tyle kwiatów, że z największym trudem zdołałam je dowieźć do Warszawy.
W przeddzień odczytu odbywał się wiec chłopski z Mikołajczykiem, niejako inauguracyjny wiec ujawniającego się Polskiego Stronnictwa Ludowego. Poszłam z ciekawości jako zwykły widz, ale i tam spotkała mnie owacja. W prezydium był ktoś z tej młodzieży chłopskiej spod Skierniewic, co mi w czasie wojny przesyłali paczki. Wypatrzył mnie na sali, wstał, zaprosił mnie do prezydium, i to słowami: „Prosimy wielką pisarkę Marię Dąbrowską do prezydium”. Nie mogłam z sali dyskutować z tym postawieniem sprawy, które jak zawsze wszelka publicite nade wszystko mnie przeraziło. Kiedy wchodziłam na estradę (sala kina), Mikołajczyk stał przy pulpicie i strasznie długo witał mnie ściskając za ręce, co, jak mi potem mówiono, z sali wzruszająco miało wyglądać.
Moje spłoszone zażenowanie zostało stuszowane niespodzianym przyjemnym wrażeniem nadzwyczajnie ujmującej postaci i twarzy Mikołajczyka. Twarz skupiona, samotna, mądra, o niezwykłym uśmiechu Mony Lisy. Nigdy się czegoś takiego nie spodziewałam. Mówił blado, tak jak jedynie mógł mówić. Zdarzył mu się ciekawy lapsus w przemówieniu. Mówiąc o okupacji niemieckiej zamiast terroru niemieckiego lapnął „terror sowiecki” i poprawił się. Potem ciekawa moja krótka rozmowa ze starym Korsakiem. Ale najzabawniejsze, że na tym zebraniu wręczono mi kwiaty – dziewczyna w stroju łowickim – jako „naszej pisarce”.
Łowicz, 6–7 września
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.