Stalin przyjął mnie o drugiej w nocy w obecności Mołotowa oraz Woroszyłowa i oświadczył, że Armia Czerwona przekroczy dziś rano o godzinie szóstej granicę radziecką na całej linii od Połocka do Kamieńca Podolskiego.
Dla uniknięcia nieporozumień, Stalin pilnie prosił, aby lotnictwo niemieckie od dzisiaj nie przekraczało na wschód linii Białystok–Brześć–Lwów. Samoloty radzieckie rozpoczną już dzisiaj bombardowanie terenów na wschód od Lwowa.
Moskwa, 17 września
Stosunki Rzeczpospolitej Polskiej z państwem radzieckim 1918-1943. Wybór dokumentów, opr. Jerzy Kumaniecki, Warszawa 1991.
Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni operacji wojennych Polska utraciła wszystkie swoje rejony przemysłowe i ośrodki kulturalne. Warszawa przestała istnieć jako stolica Polski. Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia. Oznacza to, iż państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Wskutek tego traktaty zawarte między ZSRR a Polską utraciły swą moc. Pozostawiona sobie samej i pozbawiona kierownictwa Polska stała się wygodnym polem działania dla wszelkich poczynań i prób zaskoczenia, mogących zagrozić ZSRR. Dlatego też rząd radziecki, który zachowywał dotąd neutralność, nie może pozostać dłużej neutralnym w obliczu tych faktów.
Rząd radziecki nie może również pozostać obojętnym w chwili, gdy bracia tej samej krwi, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący na terenie Polski i pozostawieni swemu losowi, znajdują się bez żadnej obrony.
Biorąc pod uwagę tę sytuację, rząd radziecki wydał rozkazy naczelnemu dowództwu Armii Czerwonej, aby jej oddziały przekroczyły granicę i wzięły pod obronę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.
Rząd radziecki zamierza jednocześnie podjąć wszelkie wysiłki, aby uwolnić lud polski od nieszczęsnej wojny, w którą wpędzili go nierozsądni przywódcy, i dać mu możliwość egzystencji w warunkach pokojowych.
Moskwa, 17 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, opr. Andrzej Leszek Szczęśniak, Warszawa 1990.
Żaden z argumentów użytych dla usprawiedliwienia uczynienia z układów świstków papieru nie wytrzymuje krytyki. Według moich wiadomości głowa państwa i rząd przebywają na terytorium Polski... Zresztą sprawa rządu nie jest w tej chwili istotna. Suwerenność państwa istnieje, dopóki żołnierze armii regularnej biją się... To, co nota mówi o sytuacji mniejszości, jest nonsensem. Wszystkie mniejszości... dowodzą czynami swej całkowitej solidarności z Polską w walce z germanizmem. Wielokrotnie w naszych rozmowach mówił pan o solidarności słowiańskiej. W chwili obecnej nie tylko Ukraińcy i Białorusini biją się u naszego boku przeciw Niemcom, ale także legiony czeskie i słowiańskie. Gdzie więc podziała się wasza solidarność słowiańska?
Moskwa, 17 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, opr. Andrzej Leszek Szczęśniak, Warszawa 1990.
Ruszyliśmy ku granicy. Punktualnie o siódmej postawiłem nogę na zaorany pas ziemi oznaczający granicę. Jeszcze sekunda i znajduję się na terytorium Polski. Po terenie nie rozróżnisz, jednak po domach i chłopach znać, że nie jestem w przepięknym kraju sowieckim. Widzę pierwszy chutor i dwie dziewczyny [...]. Przemieszczamy się dalej, napotykamy radosne i zapłakane z radości twarze naszych braci — Białorusinów. Wszędzie okazują pomoc. Oporu nie ma.
17 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Po dziesięciu minutach lotu zauważyłem na szosie jadącego na rowerze w przeciwnym kierunku sierżanta. Coś mnie tknęło, że coś nie w porządku, bo jechał jak szalony w rozpiętym mundurze. [...]
Lecę w kierunku południowo-wschodnim, a tu aż mnie podrzuciło: na przestrzeni trudno mi nawet określić jak dużej kotłuje się ogromna masa, najpierw idą czołgi, potem kawaleria, znowu czołgi, znowu kawaleria... Myślę: trzeba się zorientować, ile jest tego; nie mogę — masa, masa... Wracam do Petlikowic, dochodzę do miasta, w którym stały kolumny i widzę, jak batalion zmotoryzowany KOP wali co sił w kierunku bolszewików. Odległość jakieś 15 kilometrów pomiędzy nimi. Podlatuję, macham skrzydłami, pokazuję kierunek i teraz zapominam o wszystkim — tu widzę garstkę, a tam przecież straszna masa!
Latam na odcinku między nimi, odległość się zmniejsza. Gdy przelatuję nad bolszewikami, ci nie strzelają, natomiast konie jak szalone skaczą, psują szyki. Myślę sobie, że choć narobię im bałaganu, przeto pikuje raz, drugi, trzeci, za czwartym słyszę huk i rzegot karabinów — to taczanki bolszewickie [...]. Wracam do KOP-u. Odległość jakieś 10 kilometrów. Pędzą jak przedtem, jestem pewien, że będą się bić, trzeba im pomóc, zawsze coś znaczy zamieszanie wywołane przez samolot. Teraz jest mi wszystko jedno — pikuję, strzelam w kupę koni, jest tego tyle, że nie potrzebuję specjalnie celować. Niestety, wszystko ma swój koniec — karabiny przestały strzelać, brak amunicji. To mnie przywróciło do równowagi, przypomniałem sobie rozkaz — wracam.
Woj. tarnowskie, 17 września
Wiktor Cygan, Kresy w ogniu. Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1990.
Jechaliśmy wolno [w kierunku Tarnopola]. [...] W pewnym momencie dostrzegłam na horyzoncie masę ruchomych, ciemnych punkcików. Z każdą chwilą powiększały się, były bliżej. Widok ten sprawiał wrażenie groźnej szarańczy. Można już było odróżnić nieprzebraną ilość sylwetek ludzkich, w długich wojskowych płaszczach, szpiczastych czapkach, z osadzonymi na karabinach bagnetami. Wojsko to dosłownie zalało pola, drogi, zagajniki. Za piechotą ukazały się wolno posuwające się czołgi.
Był już dzień, gdy dojechaliśmy do Nowego Sioła. Przerażona ludność stała przed domami, pytała, co się dzieje. Pytania były zbędne: było oczywiste, że idzie na nas Azja.
Nowe Sioło, woj. tarnopolskie, 17 września
Moje zderzenie z bolszewikami we wrześniu 1939 roku, red. Krzysztof Rowiński, 1986.
Wykonawszy prawie stukilometrowy marsz od granicy, wieczorem grupa weszła do Nowogródka. Przed nami rozpościerał się dziwny obraz. Na ulicy żywego ducha. Miasto dosłownie opustoszało — wszędzie cisza. Polscy nacjonaliści zdążyli „popracować” przed naszym nadejściem i zastraszyli ludzi, rozpuszczając wieści, że bolszewicy rozprawiają się z ludnością cywilną, likwidując wszystkich — i młodych, i starych. Jednakże [ludność] nie bardzo w to wierzyła. Gdy mieszkańcy przekonali się, że sowieckie czołgi i karabiny maszynowe nie ostrzeliwują domów, a nasi żołnierze życzliwie się uśmiechają, wyszli na ulice, nie zwracając uwagi na późną porę.
Powstała żywiołowa demonstracja. Pojawiły się kwiaty, które kobiety i dziewczęta wręczały żołnierzom. Początkowo rzadko, a potem coraz częściej zaczęły się rozlegać powitalne okrzyki. Gdy przechodziliśmy przez miasto, ze wszystkich stron po polsku, białorusku i rosyjsku niosło się: „Niech żyje Armia Czerwona!”, „Niech żyje Związek Sowiecki!”.
Nowogródek, 17 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, oprac. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Potęgujący się w decybelach chrzęst i raptowny odgłos ciągłej strzelaniny z broni maszynowej, bez rozkazu postawił nas na nogi. Skoczyliśmy do karabinów. W tym momencie na plac poczęły wpełzać czołgi, na których nie było żadnych oznak, ani numerów. Z karabinów maszynowych sypały ogniem ciągłym w stronę okien okalających plac domów. Nie wiem, w jaki sposób w piekielnym hałasie uszy moje odebrały rozkaz dowódcy: „Bez broni w dwuszeregu zbiórka!”. Po sformowaniu szeregu ustał ogień z czołgów i powstała cisza potęgująca jeszcze bardziej moje napięcie psychiczne.
Nasz dowódca zbliżył się do najbliższego czołgu i salutując zaczął składać raport. Obserwując zajście, śmiesznym mi się wydało, jak mały człowieczek gada do potężnej, opancerzonej maszyny. Był to tylko błysk myśli, bo oto uchyliła się pokrywa wieży czołgu, a z niej wykrzywiona wściekłością gęba. Padł strzał z pistoletu, opadła gwałtownie salutująca ręka porucznika, a on sam wyprężył się, jakby w ostatnim pozdrowieniu swoich braci bolszewików, po czym miękko osunął się na bruk.
Pińsk, Polesie, 17 września
Moje zderzenie z bolszewikami we wrześniu 1939 roku, red. Krzysztof Rowiński, 1986.
Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami — bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.
Kosów, woj. stanisławowskie, 17 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Obywatele! Gdy armia nasza z bezprzykładnym męstwem zmaga się z przemocą wroga od pierwszego dnia wojny aż po dzień dzisiejszy, wytrzymując napór ogromnej przewagi całości bez mała niemieckich sił zbrojnych, nasz sąsiad wschodni najechał nasze ziemie, gwałcąc obowiązujące umowy i odwieczne zasady moralności.
Stanęliśmy tedy nie po raz pierwszy w naszych dziejach w obliczu nawałnicy, zalewającej nasz kraj z zachodu i wschodu. [...]
Obywatele! Z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczpospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego, choć z ciężkim sercem, postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczpospolitej i Naczelnych Organów Państwa na terytorium jednego z naszych sojuszników. Stamtąd, w warunkach zapewniających im pełną suwerenność, stać oni będą na straży interesów Rzeczpospolitej i nadal prowadzić wojnę wraz z naszymi sprzymierzeńcami.
Obywatele! Wiem, że mimo najcięższych przejść, zachowacie, tak jak dotychczas, hart ducha, godność i dumę, którymi zasłużyliście sobie na podziw świata.
Na każdego z was spada dzisiaj obowiązek czuwania nad honorem naszego Narodu, w najcięższych warunkach. Opatrzność wymierzy nam sprawiedliwość.
Kosów, woj. stanisławowskie, 17 września
Napaść sowiecka i okupacja polskich ziem wschodnich (wrzesień 1939), red. Józef Jasnowski, Edward Szczepanik, Londyn 1985.
Zasnąłem spokojnie i, zdaje się, spałem długo. W nocy obudził mnie hałas w izbie. Panowało tu niebywałe podniecenie: niektórzy wyglądali przez okno, po czym obracali się ku nam i szlochali nieprzytomnym, rwącym się głosem: „Wolność...”.
Bereza Kartuska, 17 września
Bereziacy, red. Leonard Borkowicz i inni, Warszawa 1965.
Żołnierze! Co pozostało wam? O co i z kim walczycie? Dla czego narażacie życie? Opór wasz jest bezskuteczny. Oficerowie pędzą was na bezsensowną rzeź. Oni nienawidzą was i wasze rodziny, to oni rozstrzelali waszych delegatów, których posłaliście z propozycją o poddaniu się. Nie wierzcie swym oficerom. Oficerowie i generałowie są waszymi wrogami, chcą oni waszej śmierci.
Żołnierze! Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkowujcie się rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przechodźcie śmiało do nas, do waszych braci, do Armii Czerwonej. Tu znajdziecie uwagę i troskliwość.
17 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, oprac. Andrzej Leszek Szcześniak, Warszawa 1990.
Wszędzie na ulicach pobite konie leżące w kałużach krwi, bez uprzęży, lub [...] pasące się spokojnie na skwerkach. Ani jednego człowieka, ani jednego auta nie spotykam na całej przestrzeni od Cytadeli do Nowego Światu. [...] Przejeżdżając koło Zamku jęczałem głucho, jakbym sam był trafiony. Zamek, potrzaskany granatami, z zawalonym miedzianym dachem, palił się okropnym, czarnym słupem dymu, bijącym w niebo jak sama rozpacz.
Warszawa, 17 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
Lwowska rozgłośnia radiowa milczała, podobnie jak tarnopolska. Nastał spokój. Z wyludnionych ulic, na których zapanowała złowróżbna cisza, zniknęli ludzie ze służb mundurowych — magistrackiej, wojska, policji. Późnym popołudniem ciszę przerwał ryk silników rosyjskich czołgów.
Dowiedziałem się, że starosta powitał Rosjan w tradycyjny polski sposób — chlebem i solą, a polscy i rosyjscy żołnierze wymieniali uściski. [...]
Chodziłem ulicami, patrzyłem na uśmiechnięte twarze Rosjan jadących czołgami oraz mieszkańców wiwatujących na ich cześć, tu i ówdzie widziałem uniesione do góry pięści tych, którzy od dawna byli komunistami, i tych, którzy właśnie się nimi stawali. Na obliczach ludzi dostrzegałem mieszaninę radości, że wojna się skończyła, a także podejrzliwości, zaciekawienia, nadziei i obawy. Zatrzymał mnie polski oficer po cywilnemu. „Są z nami czy przeciw nam?” — zapytał. „Nie wiem, ale się uśmiechają” — odpowiedziałem. Odczuwałem ogromną ulgę. Niemcy tu nie przyjdą i zostanie mi oszczędzona mordęga ucieczki w nieznane. Jak dotąd nie było źle. Pierwsze oddziały Rosjan były przyjacielskie, dawały poczucie bezpieczeństwa.
Tarnopol, 17 września
Bernard Hellreich Ingram, Nie dokończona symfonia, Warszawa 2001.