W Jelcu. O godz. 2.45 dali znowu kipiatok — zrobiłem trochę kawy — spanie tej nocy miałem dobre, bo ciepło, spaliśmy wzdłuż desek. Wstałem dopiero o 9.00. Dali chleba i cukru trochę więcej, zimno jest. Jedziemy podobno do Starego Bielska [Starobielska]. W Wałujach 14.00 dano obiad — zupa z makaronem, kasza, kotlet siekany, a w wagonie znowu cukier [...] i chleb jeden na siedmiu. Samopoczucie lepsze po gorącym jedzeniu. [...] Bolszewicy na ogół przyzwoici ludzie, mówiłem im, że jeszcze razem pójdziemy z nimi na Germańca, nie bardzo wierzą, ale raczej tak, niż nie.
Jelec-Wałuje, 5 października
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Ranek mroźny, słoneczny. Jeńcy biegają i tupią już od godz. 3-ciej. Od południa pochmurno. Przyniesiono gazetę rosyj[ską] i polską gadzinę „Gazeta Radziecka” — treść [i] język ohydne — nowości żadne. Ogólnie nastrój się popsuł, obojętność, apatia. Cały dzień budowaliśmy prycze z desek. W barakach niesłychany hałas i rwetes. Każda grupa chce jak najprościej pryczę zbudować. Zatargi i awantury. Jedzenie na ogół lepsze niż w poprzednim obozie — jest gęstsze, smaczniejsze, więcej mięsne — miska na 12 ludzi.
Bołoto, pod Putiwlem (Ukraina), 5 października
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Około 4 rano powieziono nas dalej. [...] Nasz kierunek podróży zmienił się znowu. Stary Biersk [Starobielsk] pozostał dawno z boku na południe. Gdzie jedziemy, nie wiadomo, mapa się skończyła dawno. Podróż męczy, po ludziach widać duże zmęczenie. Ja się trzymam jakoś. [...] 70 km na płn. od Charkowa. Cały dzień nam nie dano nic jeść. Śpiewał solo jeden oficer. [...] Spanie nie było dobre. Zimno. Mam ciekawe sny, trudno je zrozumieć: nieboszczyk, kościół, goście itp. no i oczywiście jedzenie.
Okolice Charkowa, 6 października
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Dzień 12.10 (dzień imienin) w niewoli przeszedł cicho, spokojnie. Pogoda piękna, słońce, ale mróz. Już 6 dni w niewoli. Barak o wym[iarach] 12,80×5,80, w którym mieszka nas 191 ofic[erów], ciasno straszliwie, każdy centymetr wykorzystany. Spanie na gołej podłodze. Wszyscy spać muszą na bok[u], na spanie na wznak nie ma mowy. W razie, gdy siła wyższa zmusza [do] wyjścia na dwór w nocy, to odbywa się to po „żywych trupach”, przy tym słyszało się różne słówka jak: głowa, ręka, ucho itp. Mycie proste wojenne na dworze. Jeden drugie[go] polewa zimną wodą z menażki. Każdy dzień podobny do siebie. Śniadanie o godz. 10.00 wg czasu bolszewickiego, kasza jaglana lub pęcak, obiad o godzinie 15.00 [...] — kapuśniak lub inna zupka rzadka. Kolacja o 19.00, herbata (kipiatok) do tego 1/4 chleba na cały dzień. Pracować nie pracowaliśmy, więc żarcie nam dawane dostatecznie wystarczyło (umrzeć trudno, a żyć ciężko), prymitywne — postne, ale mimo wszystko zajadali się, aż uszy się trzęsły.
Bołoto, pod Putiwlem (Ukraina), 12 października
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Spałem na jednym boku, kość miednicowa boli porządnie. Zgłosiłem się do pracy przy budowie kuchni. Wszystko jest nerwowe jak diabli, kłótnie są na porządku dziennym, tak że przyjemnie nie jest — ale to są oficerowie. Czekam tylko na to, aby nas rozmieścili trochę luźniej i dali prycze i materace, wtedy będę miał swój kącik i będę mógł położyć swoje rzeczy i spać porządnie. [...] Narobiłem się i zmarzłem, mieliśmy dostać jeść, ale oficerowie zrobili grandę. Samopoczucie marne, boję się o płuca, dzisiaj nawalił mi żołądek, trochę czuję rewolucję, a biegać do latryny zimno jak cholera. Wiadomości polityczne są podobno dobre. Niemcy biorą w łeb.
Gorodok, na północny wschód od Kijowa, 13 października
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Br[i]ańsk. Po całonocnej podróży, przybyliśmy o godz. 8 do Briańska. Cały transport zjadł śniadanie składające się z bardzo dobrego kapuśniaku na mięsie i suchej kaszy jaglanej w stołówce jakiegoś oddziału wojsk. Obiecali machorkę. 2 listopada godz. 14.45 stacja w lesie Biełogora. [...] Lasy zaniedbane, zdewastowane. Do Moskwy 384 km.
Nastroje dobre, w piecyku pali się — jedziemy w nieznane — krążą rozmaite wieści. Kompasy wyciągnięto [i] wszyscy śledzą kierunek jazdy. Zachód dobra wróżba, wschód zła. Gdy pociąg zwraca się na wschód, miny wydłużają się i dobry nastrój traci się, gdy na zachód znów dobre. Godz. 12.00 [24.00]. Pociąg zatrzymuje się na jakiejś stacji. Czekamy dość długo, wreszcie każą nam przygotować się do wysiadania. Zatem jesteśmy u celu podróży — ujechaliśmy niedaleko, ale dokładnie nie wiadomo [gdzie jesteśmy], i od nikogo nie można się dowiedzieć. Jest zupełnie ciemno, zimno i błoto. Wyładowanie trwa godzinami, ustawianie, sprawdzanie, liczenie i wreszcie idziemy długą kolumną. Po dwóch godzinach marszu zbliżamy się do celu podróży. Widać oświetlone elektryką zabudowania. Okazuje się, że to miejscowość Kozielsk. Miasteczko typowo rosyjskie. Ciągnie się kilometrami. Bajorem miasta idziemy dalej, już rozróżniamy kontury klasztoru. To na pewno obóz, gdyż wszystkie obozy są w klasztorach. Przechodzimy rzeką po prowizorycznym moście, wchodzimy w zasieki z drutów kolczastych, to już tu. Klasztor robi wrażenie starego zamczyska obronnego. Mijając go, idziemy przez wspaniały las, tak grubych sosen i innych drzew nie widziałem. Zatrzymujemy się pod murem. Za murami budynki murowane i drewniane. Znów stoimy, liczą nas i dziesiątkami wpuszczają do środka. Jest już godz. 6 rano, znajdujemy się śród licznych zabudowań, różnych willi i domów. Kiedyś musiało być tu przepięknie. Obecnie na pół zrujnowane domy wśród wspaniałej przyrody. Otrzymujemy śniadanie i dowiadujemy się, że to obóz przejściowy i że pójdziemy do klasztoru.
Znów rejestracja. Tym razem zapisuje nas kobieta. Personel uprzejmy i grzeczny — miła zmiana, kilku osobników mówi po polsku, koło nich grupują się kupy jeńców. Stąd około godz. 10.15 idziemy do kąpieli i na stały pobyt do klasztoru.
Briańsk-Kozielsk, 2 listopada
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
W nocy z 2 na 3 listopada o godz. 21 wysadzili nas na stacji Kozielsk, skąd pieszo 8 km przeszliśmy do obozu centralnego „Kozielsk”. Po zarejestrowaniu czekaliśmy w cerkwi, gdzie było pełno prycz, straszne wrażenie, od godz[iny] 13.00 [do] 24.00 na kąpiel (banię), sami musieliśmy drzewa przynieść i urąbać. Sama łaźnia brudna. Potem dostaliśmy sienniki, zagłówki i koce. To była już godzina 4.00 w nocy. [...]
Sam obóz kozielski, położony na wzgórzu, otoczony murem, a dalej piękny las. Jest tu kilka domów murowanych, nawet stylowych, drzewa owocowe, radio z głośnikiem. W obozie tym [ludzi] jest dużo, samych oficerów tysiące. Życie możliwe chleb czarny i biały, i woda gorąca na herbatę. Bolszewicy otoczyli opiekę nad jeńcami.
Kozielsk, 2/3 listopada
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Dziś przenieśliśmy się na inną salę (tzn. nasza dziesiątka), gdzie jest więcej miejsca, światła i powietrza. Salę nazwaliśmy „Piwnica Śląska”, ponieważ są na niej sami z województwa śląskiego. Śpię na parterze jako pierwszy, tak mi szczęśliwie wylosowali. Ogoliłem dzisiaj 10 kolegów, jednego z innej sali za 1/2 paczki machorki. Będę golił za tytoń, chleb i cukier. [...] Z Sosnowca coraz więcej spotyka się ludzi. [...] Ciekaw jestem, kiedy nas stąd wypuszczą i co z nami zrobią, [czy przejmą nas] Niemcy, bo na ten temat krążą przeróżne plotki.
Dobranoc Marysieńko, idę spać, przyśnij mi się, kochanie.
Kozielsk, 8 listopada
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Czas leci szybko, golę, czytam, jem, palę dużo machorki, kręcę ją w bibułki. Bolszewicy wyświetlają nam tu filmy, jeszcze ani na jednym nie byłem, może się dziś wybiorę. Muszę koniecznie bieliznę wyprać, bo jest okropnie brudna, aż strach. Byłem na kawałku filmu o rewolucji 1905. Wersji na temat powrotu coraz więcej, podobno do końca miesiąca mogą nas odesłać do kraju.
Kozielsk, 10 listopada
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Pogoda paskudna, bielizna mokra, siedzę w domu, nudzę się jak diabli, szlag mnie chce trafić na tę niewolę całą. Rejestrują nas na gwałt, możliwe, że nas wreszcie odeślą stąd do kraju, to wreszcie może wrócę do Ciebie, kochanie. Pocerowałem kalesony sobie wieczorem, kładę już czystą bieliznę. Muszę tylko koniecznie zdobyć skarpetki, bo mam same dziury. Grałem w chemin de gare kostkami domina i wygrałem 11 skrętów machorki.
Kozielsk, 13 listopada
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Mieszkamy w „Cyrku” [jeden z głównych bloków obozu urządzony w cerkwi] — 500 ludzi stłoczonych jak śledzie na 3 piętrach prycz. Wychodzenie i schodzenie niebezpieczne dla życia, nic się nie robi. Kłótnie i scysje na porządku dziennym. Nie ma [ni]gdzie wolnego miejsca, nie ma gdzie usiąść, nie ma co czytać, grać itd. Bezużytecznie dzień za dniem upływa na wyczekiwaniu, zrzędzeniu na wszystko. Znowu ogonki długie jak węże morskie do jedzenia, do wody, do latryny, do sklepiku.
Kozielsk, 25 listopada
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Fotografowanie w dwóch pozach różnych — z tym rosną nadzieje. Mówią, że przygotowują nam legitymacje, których żądają Niemcy. Potrwa to pewno z miesiąc, gdyż dziennie fotografują około 150 ludzi, a jest nas tu około 5000.
Kozielsk, 2 grudnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Godz[ina] 12.00. Podzelowałem buty — no jedno zmartwienie odwalone. Cholery nie dają nam chleba, podobno nie dadzą, dlaczego nie wiadomo. No po prostu niet. Żeby ich nagła krew. Wody tak samo nie ma. Rury popękały. Och, żeby oni popękali. Godz[ina] 22.30. Po pracy — skończyliśmy stół i ławki. Teraz naprawdę nasz salonik wygląda pysznie.
Jutro choinka, no i Wilię będziemy mieli fest. W dzisiejszym rozkazie władze zabroniły nam śpiewać jutro kolędy. No niech nas pocałują w dupę. Będziemy śpiewali cały wieczór. Chleb dali nam przy obiedzie. Wciąłem wszystek. Wyfasowaliśmy czaj i cukier. Obecnie Rudnicki i Łącki poszli gotować wodę na herbatę — naturalnie ze śniegu, bo wody niet.
Kozielsk, 22 grudnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Wigilia. Zabroniono kolęd i zbierania się. [...] Paląc ostatnią „Mewę”, spędziliśmy czas do godziny 1.00. Zamiast choinek zatknięte na słupach gałązki. Paliły się tu i ówdzie świeczki, krążyły opłatki robione przez jeńców z mąki (szare, cienkie placuszki). Z jednej strony panowało ożywienie, z drugiej głęboka zaduma i nawet łzy. Kolędować nie wolno. Wszyscy przenieśli się myślami do swoich i snuli powrotne marzenia. Noc księżycowa, lekki mróz i śnieg — idealne święta — niestety tylko pod tym względem.
Kozielsk, 24 grudnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Wielce Szanowny Panie Ministrze!
Bardzo przepraszam, że korzystam z przelotnej znajomości w czasie pobytu p. Ministra w Polsce. Jestem mianowicie dyrektorem Zakładu Rodziny Kolejowej dla dzieci w Rabce, który Pan Minister odwiedził.
Obecnie po zmobilizowaniu znalazłem się na terenie ZSRR jako por. lekarz armii polskiej.
Prosiłbym bardzo Pana Ministra o uzyskanie u odpowiednich władz republiki Finlandzkiej zezwolenia na wyjazd na teren Państwa z ZSRR. [...]
Obecnie adres: ZSRR. Kozielsk [...] Smolenskaja Obłast, poczt. skrzyn. nr 12 [...]. Proszę [...] [o] odpowiedź w tej sprawie [...].
Kozielsk, 1 kwietnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Niedziela rano. Po wczorajszym dniu przydział do „skitowców”. Pakować rzeczy! Do 11.40 na odejście do klubu na rewizję. Obiad w klubie [...].
Po rewizji, o godzinie 16.55 (nasz polski czas 14.55) opuściliśmy mury i druty obozu Kozielsk. Wsadzono nas do wozów więziennych. Takich wozów, jakich w życiu nie widziałem; [mówią], że 50% wagonów w CCCR [!] spośród osobowych, to wozy więzienne. Ze mną jedzie Józek Kutyba, kpt. Paweł Szyfter i jeszcze m[ajor], p[ułkownik] i kilku kapitanów — razem dwunastu. Miejsca najwyżej dla siedmiu.
Kozielsk-Katyń, 7 kwietnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Ostatnimi czasy, tj. pod koniec marca i z początku kwietnia, zaczęły się nastroje wyjazdowe. Uważaliśmy to za normalne plotki. Tymczasem plotka zrealizowała się. W pierwszych dniach kwietnia poczęto [...] wysyłać transporty początkowo niewielkie. [...] Tymczasowo ulokowano nas w bloku majorowskim. Wczoraj odszedł transport wyższych of[icerów] 3 gen. 20–25 pułkowników i tyleż majorów. Sądząc ze sposobu odprawy, byliśmy najlepszej myśli. Dziś przyszła kolej na mnie. Rano wykąpałem się, w łaźni wyprałem skarpetki i chusteczki [...]. Po zdaniu kazionnych [służbowych] rzeczy ponownie przeprowadzono rewizję w 19 bar[aku], a stąd [przez] bramę wyprowadzono do aut, którymi dojechaliśmy do stacyjki nie do Kozielska (Kozielsk odcięty przez powódź). Na stacji załadowano nas do wagonów więziennych pod ostrym konwojem. W celi więziennej (którą po raz pierwszy w ogóle widzę) jest nas trzynastu. Jeszcze nie znam mych przygodnych towarzyszy niedoli. Teraz czekamy na odjazd. Jak przedtem byłem nastawiony optymistycznie, tak teraz wnoszę [...], że ta podróż to wcale nic dobrego. Gorzej to, że [...] nie wiadomo, czy będziemy mogli zbadać, w jakim kierunku będziemy jechać. Czekajmy cierpliwie. Jedziemy w kierunku Smoleńska. Pogoda [...] słoneczna, na polach jeszcze dużo śniegu.
Kozielsk-Katyń, 8 kwietnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Piąta rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne!). Przywieziono [nas] gdzieś do lasu; coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano [mi] zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30). Pytano mnie o obrączkę [...]. Zabrano ruble, pas główny, scyzoryk [...].
Katyń, 9 kwietnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Godz. 11.00. My jeszcze w pociągu. Dobiliśmy do (zdaje się) Smoleńska. Jeszcze nie jesteśmy na stacji. Noc mieliśmy cholerną. Miejsca b[ardzo] mało. Jeść naturalnie dotąd nie dali. Jak zwykle naturalnie byłem tego pewien. Cholery. Z kartek, jakie znaleźliśmy, wiemy, że mamy wyładować się za Smo[leńskiem] około 10 km. Zobaczymy.
Smoleńsk, 12 kwietnia
Pamiętniki znalezione w Katyniu, przedm. Janusz Zawodny, Paryż 1989.
Gdy mnie już oficjalnie wezwano do transportu, wziąłem worek ze swoim nędznym dobytkiem i stawiłem się na wskazane miejsce. Przekazanie nowej eskorcie odbywało się w sposób poniekąd uroczysty. Przekazywano nie tylko osobę, lecz również jej teczkę osobistą [...]
Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła, były brutalne twarze naszej eskorty, stanowiące kontrast z dobrodusznym na ogół sposobem bycia tych strełkow (to znaczy szeregowych strzelców), do których byliśmy przyzwyczajeni w Putiwlu i Kozielsku. [...] Obecnie wyczuwało się wyraźnie, że dla członków tej nowej eskorty byliśmy raczej martwymi przedmiotami, którymi trzeba było w pewnym stopniu manipulować, a nie żywymi ludźmi. Przeprowadzono w sposób dość brutalny, lecz sprawny, bardzo ścisłą rewizję osobistą, odbierając wszystkie ostre przedmioty i potem pod o wiele bardziej wzmocnionym konwojem, niż ten do którego byliśmy przyzwyczajeni, odprowadzono nas do ciężarówek, które czekały przed bramą obozu [w Kozielsku]. [...] Przywieziono nas na bocznicę, gdzie czekało już sześć przygotowanych wagonów typu stołypinowskiego. [...] Cechą tych wagonów było to, że nie miały one okien w poszczególnych przedziałach, a jedynie czasami malutki otwór pod samym sufitem; drzwi do przedziałów były zamykane tylko od zewnątrz i miały charakter żelaznej kraty. Okna były jedynie od strony korytarza, w którym normalnie dyżurowali strażnicy więzienni. [...]
Koleje były przeładowane i te pociągi, które nie miały pierwszeństwa, były przetrzymywane godzinami na bocznicach, aż się zwolni tor, dla ich przepuszczenia. Pociągi więzienne oczywiście nie miały pierwszeństwa. Tym razem jednak jechaliśmy wyjątkowo szybko. W brzasku porannym [30 kwietnia 1940] osiągnęliśmy Smoleńsk. [...]
Po krótkim postoju na torach oddalonych od głównego peronu, pociąg ruszył znowu. [...] Niedługo jednak, po przejechaniu najwyżej kilkunastu kilometrów, pociąg stanął. Z zewnątrz zaczęły dochodzić odgłosy poruszania się większej ilości ludzi, warkot motoru, urywane słowa komendy. W naszym przedziale nie było okna, było więc trudno zorientować się, gdzie jesteśmy i co się dzieje na zewnątrz. Z przedziału do przedziału zaczęto podawać wiadomość, że wyładunek już się rozpoczął.
Mniej więcej po półgodzinnym postoju, do naszego wagonu wszedł pułkownik NKWD, wysoki o czerwonej twarzy [...]. Wywołał moje nazwisko i powiedział, że zostaję wydzielony z transportu. [...]
Gdyśmy wyszli na zewnątrz uderzyły mnie zapachy wiosny wiejące od okolicznych pól i lasów, chociaż jeszcze gdzieniegdzie leżały płachty śniegu. Był śliczny, wiosenny poranek. Wysoko w błękitach bujał skowronek. Opodal były zabudowania [stacji Gniazdowo], lecz nie widać było żadnych ludzi z obsługi kolejowej. Lokomotywa już odeszła. Coś się działo po innej stronie pociągu, lecz co, tego nie mogłem zobaczyć. […]
Za chwilę stanęliśmy przy pustym wagonie więziennym, z którego jeńcy byli już wyładowani. Pułkownik kazał mi tam wejść i zająć miejsce w jednym z przedziałów; zatrzasnął żelazną kratę drzwi oraz polecił żołnierzowi, który stojąc na korytarzu, miał mnie pilnować, aby przyniósł mi czajku — i wyszedł. [...]
Pod sufitem zauważyłem otwór, przez który można było zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. [...] Przed nami był plac częściowo porośnięty trawą, wyglądało to na równe miejsce, gdzie przedtem pod otwartym niebem były składy jakichś towarów przeznaczonych do transportu, najprawdopodobniej materiałów drzewnych. Z jednej strony do placu droga idąca prostopadle do torów kolejowych, z drugiej strony były jakieś zarośla. Plac był gęsto obstawiony kordonem wojsk NKWD z bagnetem na broń. [...]
Z drogi wjechał na plac zwykły pasażerski autobus, raczej małych rozmiarów [...]. Okna były zasmarowane wapnem. Pojemność autobusu była około 30 osób, wejście dla pasażerów od tyłu. Powstawało pytanie, jaki cel był zasmarowania okien tego niedużego autobusu. Autobus podjechał tyłem do sąsiedniego wagonu, tak że jeńcy mogli wchodzić bezpośrednio ze stopni wagonu, nie stąpając na ziemię. Z obydwu stron wejścia do autobusu stali żołnierze wojsk NKWD z bagnetem na broń. Był to dodatek do gęstego kordonu wojsk NKWD otaczającego plac. Po pół godziny autobus wracał, aby zabrać następną partię. Wynikało stąd, że miejsce dokąd wieziono jeńców nie było daleko. Powstawało pytanie, jaki był sens używania tej skomplikowanej transportowej procedury, zamiast zarządzenia pieszego marszu, jak to bywało przy poprzednich transportach?
Kozielsk-Gniezdowo, 29-30 kwietnia
Stanisław Swianiewicz, W cieniu Katynia, Paryż 1989.
Sikorski: Oświadczenie o amnestii nie jest wykonywane. Dużo i to najcenniejszych naszych ludzi znajduje się jeszcze w obozach pracy i w więzieniach.
Stalin (notując): To jest niemożliwe, gdyż amnestia dotyczyła wszystkich i wszyscy Polacy są zwolnieni.
Anders: Nie jest to zgodne z istotnym stanem rzeczy. Posiadam w wojsku ludzi, których zwolniono zaledwie przed paru tygodniami i którzy stwierdzają, że w poszczególnych obozach zostały jeszcze setki, a nawet tysiące naszych rodaków.
Sikorski: Nie naszą jest rzeczą dostarczać rządowi sowieckiemu dokładne spisy naszych ludzi, ale pełne listy mają komendanci obozów. Mam ze sobą listę około 4 tysięcy oficerów, których wywieziono siłą i którzy znajdują się jeszcze obecnie w więzieniach i w obozach pracy, nawet sam ten spis nie jest pełny, zawiera bowiem tylko nazwiska, które udało się zestawić z pamięci. Poleciłem sprawdzić, czy nie ma ich w Kraju, z którym mamy stałą łączność. Okazało się, że nie ma tam żadnego z nich, podobnie jak w obozach jeńców na terenie Niemiec. Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił.
Stalin: To niemożliwe. Oni uciekli.
Anders: Dokądże mogli uciec?
Stalin: No, do Mandżurii.
Moskwa, 3 grudnia
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Ja już wydałem wszystkie rozkazy, by ich [polskich jeńców w ZSRR] zwolnić. Mówią, że [są] nawet na Ziemi Franciszka Józefa , a tam przecież nikogo nie ma. Nie wiem, gdzie są. Na co mam ich trzymać? Być może, że znajdują się w obozach na terenach, które zajęli Niemcy, rozbiegli się...
Moskwa, 18 marca
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Wiadomo, że wielu obywateli polskich, którzy byli zwolnieni jeszcze przed wydaniem dekretu o amnestii, wyjechało z ZSRR do ojczyzny. Należy również zaznaczyć, że wielu obywateli polskich spośród zwolnionych na podstawie dekretu o amnestii uciekło za granicę, przy czym niektórzy z nich zbiegli do Niemiec. [...] Wreszcie w związku z niezorganizowanymi przejazdami w zimie 1941 z północnych obłasti ZSRR do południowych, które nastąpiły wbrew wielokrotnym uprzedzeniom Ludowego Komisariatu, pewna część obywateli polskich uległa w drodze chorobom i była wysadzona na rozmaitych stacjach, przy czym niektórzy z nich zmarli w drodze. Wszystkie te okoliczności mogły naturalnie spowodować, że pewna liczba obywateli polskich nie dała o sobie znać.
Kujbyszew, 10 lipca
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Zaraz nazajutrz po powrocie moim do Krakowa wybuchła jak bomba sprawa katyńska. [...] Wszystkie pisma w Krakowie, Warszawie i Reichu z wielkim rozgłosem zaczęły o niej pisać [w rzeczywistości dopiero od 13 kwietnia], podkreślając barbarzyństwo bolszewików i jakby wyczekując, jakim echem w społeczeństwie polskim wiadomość ta się odbije. Z artykułów prasy niemieckiej wyczuwało się wyraźnie, że z jakimiś planami propagandowej natury łączonym jest głoszenie sprawy katyńskiej. Społeczeństwo, mając przed sobą obrazy mąk zadawanych Polakom przez Niemców, było od razu w tej sprawie nadzwyczaj powściągliwym, a w wielu kołach powstawały przypuszczenia, że nie bolszewicy, ale Niemcy byli winowajcami Katynia.
Niedługo czekaliśmy na to, by władze w tej sprawie się do nas, jako Rady Głównej Opiekuńczej, zwróciły — zażądały mianowicie, by RGO dla skonstatowania faktu zbrodni tam dokonanej, wysłało komisję specjalną. [...] Na posiedzeniu, na które zaprosiłem wszystkich członków Rady, ustalonym zostało jednomyślnie, że RGO jako instytucja do tej sprawy mieszać się nie może w obawie wplątania w polityczne i propagandowe komplikacje, że dla zbadania faktu ekshumacji zwłok należy raczej myśleć o udziale w tej sprawie Polskiego Czerwonego Krzyża.
Kraków, 9 kwietnia
Adam Ronikier, Pamiętniki 1939-1945, Kraków 2001.
Oszczercy goebbelsowscy rozpowszechniają od ostatnich dwóch–trzech dni nikczemne wymysły o masowym rozstrzelaniu przez organa sowieckie w rejonie Smoleńska polskich oficerów, co jakoby miało miejsce wiosną 1940. Niemieckie zbiry faszystowskie nie cofają się w tej swojej nowej potwornej bredni przed najbardziej łajdackim i podłym kłamstwem, za pomocą którego usiłują ukryć niesłychane zbrodnie, popełnione, jak to widać teraz jasno, przez nich samych.
Faszystowskie komunikaty niemieckie w tej sprawie nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tragicznego losu dawnych polskich jeńców wojennych, którzy znajdowali się w 1941 roku w rejonach położonych na zachód od Smoleńska na robotach budowlanych i wraz z wieloma ludźmi sowieckimi, mieszkańcami obwodu smoleńskiego, wpadli w ręce niemieckich katów faszystowskich w lecie 1941, po wycofaniu się wojsk sowieckich z rejonu Smoleńska.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że goebbelsowscy oszczercy usiłują teraz za pomocą kłamstw i oszczerstw zatrzeć krwawe zbrodnie zbirów hitlerowskich. W swojej niedołężnie spitraszonej bzdurze o licznych grobach, wykrytych jakoby przez Niemców w pobliżu Smoleńska, łgarze goebbelsowscy wspominają starodawną Gniezdową, ale po łobuzersku przemilczają, że właśnie w pobliżu wsi Gniezdowaja znajdują się wykopaliska archeologiczne historycznego „Gniezdowskiego Grobowca”. Hitlerowscy specjaliści od ciemnych spraw puszczają się na najordynarniejsze podrabianie i podstawianie faktów, rozpowszechniając oszczercze wymysły o jakichś tam sowieckich bestialstwach na wiosnę 1940, aby w taki sposób uchylić się od odpowiedzialności za popełnione przez hitlerowców bestialskie zbrodnie.
Patentowanym niemieckim mordercom faszystowskim, którzy unurzali ręce we krwi setek tysięcy niewinnych ofiar, którzy systematycznie tępią ludność okupowanych przez nich krajów, nie szczędząc dzieci, kobiet ani starców, którzy w samej Polsce wyrżnęli wiele tysięcy polskich obywateli — im nie uda się nikogo oszukać za pomocą swoich podłych łgarstw i oszczerstw. Mordercy hitlerowscy nie ujdą przed słuszną i nieuchronną zapłatą za swoje krwawe zbrodnie.
Moskwa, 15 kwietnia
Katyń. Dokumenty zbrodni, t. 4, Echa Katynia, Warszawa 2006, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Prasa niemiecka od 3 dni podaje wiadomość o wykryciu w Gniazdowie-Katyń, położonym w 15 klm na płn. wschód od Smoleńska masowych mogił polskich oficerów którzy w 1939 poddali się bolszewikom. Zostali oni na wiosnę 1940 przywiezieni do Katynia i tam na Koziej Górce wymordowani przez Żydów z GPU. Są to jeńcy, którzy byli w Kozielsku; odkopano już dwie mogiły (16 x 20 mtr) i w jednej okazało się ~ 4000 trupów, a w drugiej 5-6 tys. Ogólną liczbę pomordowanych prasa niem. określa na ~ 12 tys. oficerów. Wszyscy zostali zabici wystrzałami w tył głowy i zwaleni do dołów w kilka warstw. Z Warszawy na zaproszenie niem. dowództwa wyjechała, czy też wyleciała, komisja polska z Goetlem na czele. Zidentyfikowano na podstawie dokumentów już około 50 osób. N[owy] K[urier] Warsz[ski] dzisiaj podał pierwsze 16 nazwisk, w tem 2 generałów brygady. Jest to zbrodnia wprost niesłychana, wołająca o pomstę do nieba, która będzie drogo kosztować bolszewików!
Podobno bolszewicy już twierdzą, że to Niemcy w 1941 r. pomordowali polskich oficerów! Kto im uwierzy?
Ponieważ w ręce bolszewików w 1939 r. wpadło około 500 tys. żołnierzy polskich zachodzi obawa, że i ich, a przynajmniej część z nich, mógł spotkać podobny los. Teraz mamy objaśnienie, dlaczego nikt nie otrzymywał żadnych listów od naszych oficerów z ros. niewoli. Oczywiście zginął tam i Ant. Pawluć.
Warszawa, 16 kwietnia
Franciszek Wyszyński, Dzienniki z lat 1941-1944, Warszawa 2007.
W sprawie masowego mordu pol. oficerów pod Smoleńskiem powiadają, że to jest propagandowa sztuczka niemiecka; że Moskwa kategorycznie temu zaprzecza; że Niemcy pokazują dokumenty 37 polskich oficerów, znajdujące się w gablotkach, tymczasem o jednym z tych 37 rzekomych ofiar wiadomo, że umarł on w Wilnie i że na jego pogrzebie byli znajomi i koledzy, jak więc on mógł być zamordowany przez bolszewików. Fotografie umieszczone w gazetach nie są żadnym dowodem, wiadomo, że propaganda niemiecka umie je fabrykować, zresztą masowych takich mogił było dużo... Może też tam pod Smoleńskiem były masowe mogiły zmarłych od chorób — słowem sprawa nie jest bynajmniej jasna i kto wie, czy nie wyjaśni się dopiero po wojnie.
Dziwne jest, że sprawa ta „wydała się” właśnie teraz, kiedy Niemcy na gwałt potrzebuję pomocy i szukają jej u narodów okupowanych.
Powiadają, że Niemcy już od kilku dni prowadzą „pertraktacje” z „przedstawicielami Polaków”, których wynaleźli sobie (jak delegacje do Smoleńska). Chodzi o to, by Polacy odwrócili się od Anglii, która zdradza i podtrzymuje interesy bolszewików, a nie Polaków (granice) i połączyli się z Niemcami do walki wspólnej z bolszewizmem. Należy przypuszczać, że będzie to trud daremny...
Warszawa, 18 kwietnia
Franciszek Wyszyński, Dzienniki z lat 1941-1944, Warszawa 2007.
Emigracyjny rząd generała [Władysława] Sikorskiego nie reprezentuje narodu polskiego. Ten rząd występował przeciw zbrojnej walce polskiego narodu z niemieckim okupantem w Polsce, wyprowadził poza granice Związku Radzieckiego gotową do walki armię, która do tej pory nie bierze żadnego udziału w wojnie, [...] a wreszcie skompromitował się ostatecznie, biorąc udział w zorganizowanej przez hitlerowców antyradzieckiej propagandowej hecy w sprawie lasku katyńskiego. [...]
Do Polski, do kraju, do rodzinnych domów prowadzi jedna droga: droga walki i pracy dla zwycięstwa. I najkrótsza droga jest właśnie stąd — ze Związku Radzieckiego. [...] W imieniu Związku Patriotów Polskich zwracam się do wszystkich Polaków w Związku Radzieckim: zachowajcie się z godnością, zachowajcie się jak prawdziwi obywatele. Macie pełną możliwość służenia tu [...] Ojczyźnie, macie pełną możność zdobywania sobie prawa powrotu do Polski [...] własną postawą, pracą i walką. [...]
Bądźcie godni kraju, w którym dziś żyjecie, który dwa lata wiedzie bohaterski bój z brunatnymi hordami Hitlera. [...] Nie dajcie mącić atmosfery politykierom, którzy zechcą zatruwać wasze dusze kłamliwymi podszeptami.
Moskwa, 28 kwietnia
Organizacja i działania bojowe Ludowego Wojska Polskiego w latach 1943–1945, t. 4, Warszawa 1963, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Zmasakrowane ciała polskich oficerów pod Smoleńskiem są dziełem bestii hitlerowskiej! [...] Wypróbowanym sposobem bandyckim, krzykiem „Łapaj złodzieja” chce święte oburzenie każdego Polaka odwrócić od właściwych zbrodniarzy [...]. Nie pomogą prowokatorom hitlerowskim „delegacje”, szmatławce i szczekaczki. Nie pomogą również ohydne napaści reakcyjnych pisemek sanacyjnych i oenerowskich. Społeczeństwo polskie z obrzydzeniem piętnuje wszelkiego rodzaju agentów hitlerowskich. Cała nienawiść i chęć zemsty, krwawej i zasłużonej, kieruje się przeciwko katom hitlerowskim.
Warszawa, 1 maja
Piotr Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941–1944), Warszawa 2006, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Ze wszystkich materiałów, znajdujących się w posiadaniu Komisji Specjalnej, [...] wypływają nieodparcie następujące wnioski:
1. Jeńcy wojenni — Polacy, którzy przebywali w trzech obozach na zachód od Smoleńska i zatrudnieni byli przed rozpoczęciem wojny [niemiecko-sowieckiej] na robotach drogowych, znajdowali się tam również po wtargnięciu okupantów niemieckich do Smoleńska — do września 1941 włącznie.
2. W lesie katyńskim jesienią 1941 niemieckie władze okupacyjne dokonały masowych rozstrzeliwań jeńców wojennych — Polaków — z wyżej wymienionych obozów.
[...]
4. W związku z pogorszeniem się dla Niemiec na początku 1943 roku ogólnej sytuacji wojennej i politycznej, niemieckie władze okupacyjne przedsięwzięły w celach prowokacyjnych szereg środków, zmierzających do przypisania ich własnych zbrodni organom władzy sowieckiej, z takim wyrachowaniem, aby skłócić Rosjan z Polakami.
5. W tym celu:
a) niemieccy najeźdźcy faszystowscy za pomocą perswazji, usiłowań przekupstwa, gróźb i barbarzyńskiego znęcania się starali się znaleźć „świadków” spośród obywateli sowieckich, którzy by złożyli fałszywe zeznania o tym, że jeńcy wojenni — Polacy — zostali rozstrzelani rzekomo przez organa władzy sowieckiej na wiosnę 1940;
b) niemieckie władze okupacyjne wiosną 1943 zwoziły z innych miejsc zwłoki rozstrzeliwanych przez nich jeńców wojennych — Polaków i wrzucały je do rozkopywanych mogił lasu katyńskiego, mając na celu zatarcie śladów własnych zbrodni i zwiększenie liczby „ofiar bestialstw bolszewickich” w lesie katyńskim;
c) przygotowując się do swej prowokacji, niemieckie władze okupacyjne, do robót związanych z rozkopaniem mogił w lesie katyńskim, wydobyciem stamtąd kompromitujących je dokumentów i dowodów rzeczowych, wykorzystały do 500 jeńców wojennych — Rosjan, którzy po wykonaniu tych robót zostali przez Niemców rozstrzelani.
[...]
8. Rozstrzeliwując jeńców wojennych — Polaków w lesie katyńskim, niemieccy najeźdźcy faszystowscy konsekwentnie realizowali swoją politykę fizycznego tępienia narodów słowiańskich.
Moskwa, 24 stycznia
Sprawa polska w czasie II wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór dokumentów, red. Stefania Stanisławska, Warszawa 1965, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Z głębokim bólem dowiedzieliśmy się o straszliwych szczegółach bestialskiego mordu, dokonanego przez hitlerowskich siepaczy na 11 tysiącach bezbronnych jeńców — oficerów i żołnierzy polskich w lesie katyńskim. Ta potworna zbrodnia jest jednym z najohydniejszych przejawów owego systemu krwawych okrucieństw, za pomocą których odwieczny nasz wróg zmierza do ujarzmienia i wytępienia narodu polskiego. [...]
Ze wstydem stwierdzamy, że [...] tzw. rząd polski w Londynie, wbrew opinii narodu polskiego i wszystkich demokratycznych narodów, wziął udział w oszczerczej kampanii antyradzieckiej, rozpętanej przez prowokatorów berlińskich, przez co skompromitował Polskę na oczach całego świata i doprowadził do zerwania stosunków ze Związkiem Radzieckim, którego armia w tak bohaterski sposób bije hordy hitlerowskie.
Ale tzw. rząd londyński nie wyraża uczuć i myśli narodu polskiego, który widzi w Niemcach swego śmiertelnego wroga, a w Związku Radzieckim wiernego sprzymierzeńca. My, oficerowie 1 Korpusu PSZ w ZSRR, bijąc Niemca ramię przy ramieniu z Czerwoną Armią, naprawimy szkodę, wyrządzoną interesom narodu przez, w istocie swej prohitlerowską, politykę reakcyjnych kół emigracji londyńskiej.
29 stycznia
„Zwyciężymy” nr 14/1944, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Stoimy nad grobem jedenastu tysięcy pomordowanych naszych braci, oficerów i żołnierzy wojsk polskich. Niemcy rozstrzeliwali ich jak dzikie zwierzęta, rozstrzeliwali ich ze związanymi rękami. Nieubłagany wróg nasz, Niemiec, chce zniszczyć cały nasz naród dlatego, że zagarnąć chce ziemie, na których od wieków żyjemy my, Polacy. Dlatego niszczą i mordują Niemcy naszych braci w Polsce, tępią, rozstrzeliwują i wieszają inteligencję polską, wypędzają chłopów z ich ziemi. Dlatego wymordowali tutaj, w lesie katyńskim, oficerów i żołnierzy polskich. Krew braci naszych przelana w tym lesie woła o pomstę.
Mamy obecnie broń w ręku, broń daną nam przez zaprzyjaźnionego sojusznika, przez Związek Radziecki, na który Niemcy nieudolnie usiłowali przerzucić zbrodnię tu przez nich dokonaną. Broń tę wykorzystać musimy dla wyzwolenia uciemiężonej Ojczyzny i dla pomszczenia tej wielkiej, niesłychanej zbrodni, której Niemiec tutaj dokonał.
Pamiętajcie, oficerowie i żołnierze — głos pomordowanych naszych braci woła do nas.Musimy go wysłuchać!
Katyń, 30 stycznia
„Zwyciężymy” nr 13/1944, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Niechaj krew pomordowanych braci naszych rozpali w naszych sercach nienawiść do wroga-Niemca, abyśmy w walce byli nieugięci, nieustraszeni i nie spoczęli, póki prochów ofiar tego mordu nie przeniesiemy z należnymi honorami do ziemi ojczystej. Niechaj zbrodnia tu dokonana wzmocni jeszcze bardziej naszą wolę i zdecydowanie ruszenia w śmiertelny bój z wrogiem. Pójść i zwyciężyć!
Katyń, 30 stycznia
„Wolna Polska” nr 5/1944, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Otwarły się katyńskie mogiły. Krzyczą, wołają na cały świat. Niemieckimi kulami w czaszkach, dokumentami, dowodami niezbitymi. O niemieckiej straszliwej zbrodni i niemieckiej straszliwej podłości. [...] Woła do nas krew katyńskiego lasu głosem mocnym, nakazującym. Wzywa nas krew katyńskiego lasu do zemsty nieubłaganej, bezlitosnej. Słuchajcie tego głosu, żołnierze naszego Korpusu. [...] Kiedy idziecie na zachód, kiedy bijąc w pierś wroga, przez zaciśnięte zęby mówicie sobie: za Warszawę, za Westerplatte, za Kutno — nie zapomnijcie dodać i tego: za Katyń!
Moskwa, 1 lutego
„Wolna Polska” nr 4/1944, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Akcja protestu przeciwko niemieckim morderstwom w Katyniu miała niezwykle masowy przebieg. Jej bojowy charakter wyraził się w uchwalonych rezolucjach, a przede wszystkim w trwającej jeszcze i rozwijającej się zbiórce na kolumnę czołgów „Mściciel Katynia”. Sumy zadeklarowane, które stopniowo wpływają, wynoszą razem ponad milion rubli, z czego organizacje w Uzbekistanie zadeklarowały pół miliona.
Moskwa, 13 kwietnia
„Wolna Polska” nr 14-15/1944, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Proste rozumowanie, które przeprowadziłem w Oświęcimiu, że regułą niemiecką było niszczenie ludzi, regułą sowiecką wywożenie ludzi, doprowadziło do logicznego wniosku, że Katyń na tle rzeczywistości niemieckiej jest logiczny i w niej się harmonijnie mieści, na tle rzeczywistości rosyjskiej byłby wyjątkiem, jedynym zresztą.
8 sierpnia
Stanisław M. Jankowski, Ryszard Kotarba, Literaci a sprawa katyńska, Kraków 2003, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Jeśli znajdzie się taki historyk, który zestawi i oceni wszystkie prowokacje hitleryzmu, to dwie z nich musi postawić na czoło. Podpalenie berlińskiego Reichstagu i wymordowanie około dziesięciu tysięcy oficerów polskich w Katyniu. Bezcelowe byłoby zajmowanie się sprawą, czy rząd emigracyjny i wszyscy kierownicy partii i organizacji współpracujących z tym rządem mogli dać wiarę prowokacyjnemu oskarżeniu Związku Radzieckiego [...]. Uwierzyli w to oskarżenie dlatego, że uwierzyć chcieli.
[...]
Można nawet przypuszczać, że rząd emigracyjny i wysoko postawieni wykonawcy jego zleceń nie stanowili stada bezkrytycznych baranów i skończonych głupców, którzy dali się nabrać na tak grubymi nićmi szytą prowokację hitlerowską. Katyńska prowokacja została tak skwapliwie podchwycona przez cały aparat propagandowy rządu londyńskiego w kraju i na emigracji dlatego, że była doskonałą odskocznią do nowej kampanii oszczerstw przeciwradzieckich. Każde słowo, wypowiedziane na ten temat przez pisma podziemne delegatury AK, NSZ, sanacji, WRN, Stronnictwa Ludowego, endecji i im podobnych, ziało ogniem zemsty i jadem nienawiści do ZSRR. Katyń był przez długi czas codzienną pożywką reakcji, która jak szakal na pobojowisku żerowała na ofiarach hitlerowskiej kaźni.
Warszawa, 7 grudnia
Władysław Gomułka, W walce o demokrację ludową, Warszawa 1947, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
12 marca 1946 Trybunał pozytywnie rozpatrzył wniosek obrońcy oskarżonego Göringa — dr. Stahmera, dotyczący wezwania świadków w sprawie oddalenia zarzutu o dokonanie przez Niemców masowej zbrodni na polskich jeńcach oficerach w lesie katyńskim w pobliżu Smoleńska we wrześniu 1941.
Wymieniony zarzut został potwierdzony przez sowieckiego oskarżyciela w złożonym oświadczeniu rządowej Komisji Specjalnej do ustalenia i zbadania okoliczności rozstrzelania przez niemiecko-faszystowskich najeźdźców w lesie katyńskim jeńców wojennych polskich oficerów.
Zgodnie z artykułem 21 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego, „Trybunał będzie także dopuszczał bez konieczności udowodnienia oficjalne dokumenty rządowe i sprawozdania Narodów Zjednoczonych, w tym protokoły i dokumenty komitetów, utworzonych w różnych krajach sojuszniczych w celu zbadania zbrodni wojennych”.
Wspomniana powyżej decyzja Trybunału stanowi bezpośrednie naruszenie tego artykułu Karty.
Dopuszczając do podważenia dowodów, będących zgodnie z artykułem 21 niepodważalnymi, Trybunał przekroczył swoje pełnomocnictwa [...]. Jedynie cztery rządy, na podstawie porozumienia których Karta Trybunału została uchwalona, mają prawo wnosić do niego zmiany. [...]
Sprawa ta ma ogromne, zasadnicze znaczenie dla całego procesu, a decyzja Trybunału [...] stanowi niezwykle niebezpieczny precedens, ponieważ stwarza obronie możliwość przeciągania procesu w nieskończoność przez próby podważania dowodów, uznanych zgodnie z artykułem 21 za bezsporne.
Norymberga, 18 marca
Katyń. Dokumenty zbrodni, t. 4, Echa Katynia, Warszawa 2006, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Z chwilą, gdy hordy hitlerowskie zajęły niemal całą Europę, gdy dymiły piece krematoryjne, w których ginęli najlepsi synowie, oddani sprawie ludu, wówczas to armia hitlerowska napadła na Związek Radziecki jako jedyny kraj socjalizmu. Który usiłowali zmienić w cmentarzysko i poczęli budować tam obozy śmierci. [...] Między innymi utworzyli w Katyniu koło Smoleńska obóz żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego, gdzie wymordowali w barbarzyński sposób ponad 12.000 patriotów polskich. [...]
[Mikołaj Marczyk] w myśl wytycznych mocodawców — hitlerowców, opracował referat i organizował zebrania, usiłował powstrzymać i zahamować zapał członków Polskiego Ruchu Oporu do zbrojnego działania i wyzwolenia się spod jarzma okupacji imperializmu niemieckiego oraz wzbudzić nienawiść do Związku Radzieckiego, ostoi pokoju światowego, niosącego wyzwolenie uciskanym narodom i wołającym pomsty tysiącom niewinnych ofiar reżimu hitlerowskiego, ginącym w obozach śmierci jak Oświęcim, Majdanek, Dachau i inne. [...]
[Marczyk] to wyraziciel rasizmu, sługus hitlerowski i jednocześnie zdrajca klasy robotniczej i swojej ojczyzny, zaprzedający się faszyzmowi, zatracający wiarę w siły mas pracujących i wyzwolenie spod okupacji hitlerowskiej.
Rzeszów, 30 listopada
Stanisław M. Jankowski, Pod specjalnym nadzorem, przy drzwiach zamkniętych (Wyroki sądowe w PRL za ujawnienie prawdy o zbrodni katyńskiej), „Zeszyty Katyńskie” nr 20, 2005, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Okupant wiedząc, iż oskarżony jest komunistą, [...] wykorzystał szczególne zagrożenie oskarżonego, jako podpadającego pod tych prześladowanych przez władzę hitlerowską ze względów politycznych, i wywiózł oskarżonego do Katynia, okazał mu tam w obecności komisji tzw. Czerwonego Krzyża zwłoki pomordowanych żołnierzy polskich i zaopatrzywszy oskarżonego w szereg pamiątek po pomordowanych — po powrocie kazał, [...] pod groźbą utraty życia i wymordowania rodziny, w asyście niemieckiej wygłaszać sprawozdania [...] w tym sensie, że zbrodnię katyńską popełniło wojsko względnie władze ZSRR. [...]
Obciążając zbrodnią katyńską ZSRR, szedł na rękę władzy państwa niemieckiego, gdyż budził u słuchaczy z jednej strony nienawiść i odrazę do ZSRR, a z drugiej strony sympatię do okupanta hitlerowskiego, podrywał wiarę Narodu Polskiego w słuszność walki z okupantem i w szczerość sojuszu i przyjaźni z Narodem ZSRR, czyniąc to, miał świadomość przestępczości swego działania i zdawał sobie sprawę, że działa na szkodę Państwa Polskiego.
Rzeszów, 14 lutego
Stanisław M. Jankowski, Pod specjalnym nadzorem, przy drzwiach zamkniętych (Wyroki sądowe w PRL za ujawnienie prawdy o zbrodni katyńskiej), „Zeszyty Katyńskie” nr 20, 2005, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Nie dla „wykrycia” sprawców zbrodni w Katyniu powołana została komisja amerykańskiego Kongresu; tych mogliby amerykańscy imperialiści bardzo łatwo ujawnić wśród swoich podopiecznych w Trizonii , w szeregach nowego Wehrmachtu. Celem komisji Kongresu jest wykorzystać zbankrutowaną prowokację Goebbelsa do szczucia wojennego, do wybielenia hitlerowców, do ukrycia ich własnych zbrodni w Korei.
Ale taniec czarownic dookoła zwłok niewinnych ofiar — taniec wszczęty przez ciemne typy z Białego Domu — jak bumerang obraca się przeciwko nim. Przypominając Polakom zbrodnie Oświęcimia i Katynia, Majdanka i Warszawy, powodują, że jeszcze mocniej zaciskają się nasze pięści przeciw amerykańsko-hitlerowskiemu spiskowi agresorów. Solidaryzując się całkowicie z Goebbelsem — panowie z Waszyngtonu jeszcze raz odsłaniają swoje ohydne oblicze godnych następców i naśladowców Hitlera. Uczciwi ludzie na świecie jeszcze lepiej odtąd rozumieją, że „Głos Ameryki” — to „Głos Goebbelsa”.
Warszawa, 17 lutego
„Trybuna Ludu” nr 48/1952, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Waszyngton. Stanowisko ambasady ZSRR w USA w sprawie odpowiedzialności nazistów za zbrodnię katyńską
Ambasada zwraca niniejszym przekazany przez Departament Stanu list Maddena wraz z dołączonym doń tekstem rezolucji Izby Reprezentantów z 18 września 1951 jako dokument gwałcący powszechnie przyjęte normy stosunków międzynarodowych i ubliżający dla Związku Sowieckiego.
Ambasada przypomina, że:
1. Sprawa zbrodni katyńskiej została już w 1944 roku zbadana przez oficjalną komisję i stwierdzono, że sprawa katyńska jest dziełem zbrodniarzy hitlerowskich, co zostało opublikowane w prasie 28 stycznia 1944.
2. Rząd Stanów Zjednoczonych nie wysunął w ciągu ośmiu lat aż do ostatniego czasu żadnych zastrzeżeń w stosunku do powyższego orzeczenia komisji.
W związku z tym Ambasada uważa za rzecz konieczną oświadczyć, że wznowienie sprawy zbrodni katyńskiej po upływie ośmiu lat od ogłoszenia orzeczenia oficjalnej komisji może mieć na celu jedynie rzucenie oszczerstw na Związek Sowiecki i zrehabilitowanie w ten sposób powszechnie potępionych zbrodniarzy hitlerowskich.
Waszyngton, 29 lutego
Andrzej Przewoźnik, Katyń. Zbrodnia, prawda, pamięć, Warszawa 2010, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Od kilku miesięcy propaganda amerykańska stara się nadać rozgłos pokazowym zebraniom tzw. Specjalnej Komisji Izby Reprezentantów dla Sprawy Katynia. Zainscenizowanie tej farsy i rozpętanie wokół niej kampanii, której cele prowokacyjne są oczywiste, jest jednym z ogniw ogólnej akcji propagandowej rządu Stanów Zjednoczonych, będącej częścią agresywnych przygotowań wojennych. [...]
Powołanie „Komisji Specjalnej” zbiega się w czasie z przeznaczeniem przez Kongres Stanów Zjednoczonych 100 milionów dolarów na działalność dywersyjno-szpiegowską m.in. w Polsce i stanowi część składową tej samej przestępczej akcji, skierowanej przeciwko pokojowi świata.
Wymordowanie w Katyniu tysięcy oficerów i żołnierzy polskich było dziełem zbrodniarzy hitlerowskich, którzy obok zbrodni katyńskiej popełnili setki podobnych zbrodni na ziemi polskiej i sowieckiej. [...] Zbrodnia katyńska była dziełem tych ludobójców hitlerowskich, których władze amerykańskie dzisiaj zwalniają z więzień, biorą na służbę dla przygotowywania nowych zbrodni przeciwko narodowi polskiemu i wszystkim narodom miłującym pokój. [...]
Naród polski patrzy z obrzydzeniem na próby amerykańskich kół rządzących posługiwania się zatrutą bronią odziedziczoną po Goebbelsie, próby zmierzające do zatarcia śladów zbrodni hitlerowskich i do nikczemnego szczucia przeciwko narodom Związku Radzieckiego, które dźwigały na swych barkach główny ciężar walki o rozgromienie hitleryzmu.
Warszawa, 29 lutego
„Trybuna Ludu” nr 62/1952, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Osoby, którym udowodniono prowokacyjne szerzenie oszczerstw, kolportowanie broszur hitlerowskich i fałszowanych przez okupacyjne władze niemieckie dokumentów „katyńskich”, osoby, którym udowodniono pisanie anonimowych napisów i haseł w miejscach publicznych, wydawanie i kolportowanie ulotek, oraz organizatorów zbiorowego słuchania audycji katyńskich „Głosu Ameryki” itp. należy aresztować i pociągać do odpowiedzialności sądowej.
Warszawa, 12 marca
Andrzej Przewoźnik, Katyń. Zbrodnia, prawda, pamięć, Warszawa 2010, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Sprawę badała komisja niemiecka, później radziecka, później sąd norymberski — i nie rozstrzygnęli. Później zajęła się tą sprawą komisja w USA, przeprowadziła badania i powiedziała, że wszystko wskazuje na odpowiedzialność radziecką. A wy teraz żądacie konkretnego stanowiska ode mnie. Jakie to może być stanowisko? Tutaj ani partia, ani rząd nie mogą zająć stanowiska. Gdybym dysponował sprawdzonymi faktami, nie wahałbym się zwrócić do Związku Radzieckiego i powiedzieć: tyle zbrodni było popełnionych przez Stalina, przyznajcie się i do tego, to przyczyni się do umocnienia naszych stosunków ze Związkiem Radzieckim. Ale przecież w takich sprawach nie można operować domysłami...
Inna sprawa: nawet gdybyśmy ustalili fakty i doszli do wniosku, do jakiego doszła komisja w USA, że sprawcami tych zbrodni są władze radzieckie, czy rzeczywiście jest to potrzebne dla nas, dla naszych stosunków? Czy jeszcze ten nowy cierń do tej cierniowej korony, którą myśmy byli otoczeni i ludzie radzieccy też, czy jest to potrzebne i wskazane? Nie jest to potrzebne i nie jest to wskazane. My nie zrobimy ani jednego kroku o charakterze demonstracyjnym w stosunku do Związku Radzieckiego.
Warszawa, 29 października
Zbigniew Mielecki, Dowody zbrodni katyńskiej odnalezione w Polsce w latach 1991–1992, „Zeszyty Katyńskie” nr 2, 1991, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Przedwczoraj, w piątek, wczesnym rankiem, siedemdziesięcioletni Walenty Badylak przywiązał się do studzienki na Rynku, oblał benzyną i podpalił. Zmarł w płomieniach. Obok umieścił transparent przypominający dokonany przez Rosjan w lesie katyńskim pod Smoleńskiem zbiorowy mord piętnastu tysięcy polskich oficerów, uwięzionych podczas radzieckiej agresji na Polskę.
[…]
Na Rynku było niewielu świadków i milicja pośpiesznie usunęła transparent Walentego Badylaka. Komentarze oficjalne: staruszek był nienormalny, dotknięty „chroniczną chorobą psychiczną”, leczył się. A jednak Badylak dobrze wybrał moment – dzisiaj, w dniu wyborów, mówi się tylko o jego śmierci.
Kraków, 18–20 marca
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Kilka dni temu w Krakowie na Rynku Głównym, między ósmą a dziewiątą rano, jakiś człowiek dokonał samospalenia. Przywiązał się łańcuchem do słupa, wylał na siebie cztery butelki benzyny i podpalił się. Zmarł w drodze do szpitala. Miał na sobie plakat: „Za Katyń i za mojego wnuka, którego doprowadzono do pijaństwa”. Prasa krakowska podała, że Walery Badylak był umysłowo chory. Być może.
Co się tyczy Katynia, to władze rzeczywiście są w trudnej sytuacji. W tym roku w kwietniu przypada czterdziesta rocznica mordu katyńskiego, wokół której wiele szumu robi opozycja oraz ośrodki emigracyjne i „Wolna Europa”. Nasi nie bardzo wiedzą, jak postąpić, ponieważ prawdy nie można powiedzieć.
Warszawa, 23 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Obowiązkowy pochód trwa od ósmej rano do południa. Wzniesiono trybuny dla władz, rozwieszono transparenty, uprzątnięto ulice, przemalowano przejścia dla pieszych, linie ciągłe i przerywane. Urzędnicy, robotnicy, profesorzy i artyści mają swoje wyznaczone miejsce w pochodzie, ze swoim zakładem pracy, biurem, szkołą czy teatrem. Podtrzymuje się atmosferę beztroski – milicjanci uśmiechają się (lub prawie), głośniki przemawiają swojsko, po bratersku: „A oto nadchodzą nasi towarzysze, pracownicy umysłowi z Teatru im. Słowackiego!” W tym samym czasie spora część grupy poprzedzającej rozprasza się pod drzewami w poszukiwaniu bufetu. Nieobecni poniosą karę. Dyrektor jednej z krakowskich szkół zarządził wczoraj, że 2 maja będzie dniem wolnym, a ci, którzy nie byli na pochodzie będą myli okna w szkole.
W tym roku 1 maja odznaczył się w Krakowie inną uroczystością, nieoficjalną – na studzience, gdzie popełnił samobójstwo Walenty Badylak złożono biało-czerwoną szarfą i bukiety żonkili.
Kraków, 1 maja
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
W[ojciech] J[aruzelski] [21 kwietnia] był w Moskwie. Podpisano wspólne oświadczenie o współpracy między KPZR i PZPR. Mówi się w nim o konieczności likwidacji „białych plam” w historii stosunków Polska-ZSRR. Ciekawe, czy wreszcie Rosjanie przyznają się do Katynia? Jeśli Gorbaczow to uczyni, będzie miał za sobą cały nasz naród.
Bydgoszcz, 22 kwietnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Po południu posiedzenie Sejmu. Gorbaczowa powitano rzęsistymi oklaskami. Budzi sympatię. Wygłosił dobre przemówienie, ale wydaje mi się, że mogłoby być lepsze. O Katyniu nie wspomniał. Wielu Polaków było zawiedzionych. Oczekiwali, że właśnie tu, w Warszawie, wreszcie przyzna, że Katyń był dziełem NKWD, oczywiście na rozkaz Stalina.
Warszawa, 11 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Zainicjowana przez Pana polityka przynosi owoce w postaci uzdrowienia stosunków społecznych, coraz to nowych ujawnianych faktów historycznych, zdejmuje tabu i zakazy z nietykalnych tematów, ludzi i problemów.
Jeden problem wciąż jeszcze jednak objęty jest zakazem: problem bestialskiego mordu popełnionego w latach II wojny światowej na oficerach polskich. Zakazem tym bardziej dziwnym i niewytłumaczalnym, że motywy zbrodni i jej sprawcy są przecież od dawna znani światu. Żadne względy natury politycznej czy ideologicznej nie wydają się być usprawiedliwione wobec ogromu popełnionej na całym narodzie krzywdy, wobec bezsensownej w swoim bestialstwie masakry. Co więcej, uparte pomijanie milczeniem niezbicie dowiedzionego przez autorytatywnych historyków i potwierdzonego przez świadków wydarzenia przynosi ujmę tym, od których decyzji zależy potwierdzenie prawdy, jak też wpływa ujemnie na całokształt stosunków między narodami rosyjskim i polskim. Pomijanie bowiem milczeniem prawdy historycznej równe jest świadomemu jej fałszowaniu.
Istnienie katyńskiej „białej”, a raczej „krwawej” plamy na płótnie historii ostatniej wojny nie wpływa dodatnio również na współżycie narodów w Związku Radzieckim: wielu spośród pomordowanych w Katyniu pochodziło z Wilna i okolic, z Grodzieńszczyzny i Lwowszczyzny. Wiele rodzin nie doczekało powrotu ojców, braci, synów. […]
W związku z powyższym uważamy za niezbędne poinformować Pana o konieczności podjęcia pilnych kroków dla rozwiązania następujących problemów dotyczących okresu ostatniego półwiecza:
1. Podanie do wiadomości publicznej i obiektywna ocena motywów i sprawców zbrodni katyńskiej.
2. Postawienie przed sądem morderców – zarówno bezpośrednich wykonawców, jak i ich inspiratorów i rozkazodawców.
3. Naprawienie krzywd moralnych i materialnych, jakich doznali członkowie rodzin pomordowanych, poddawani represjom i wywózkom, niezależnie od obecnego miejsca ich zamieszkania.
4. Godne upamiętnienie wszystkich miejsc masowych mordów i zesłań Polaków z napisami i datami zgodnymi z prawdą.
Katyń, 1 września
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Przyjechaliśmy po zmroku ośnieżoną smoleńską drogą wprost z lotniska. Na horyzoncie zostały światła miasta. Było pusto. Na granatowym niebie świeciło dużo gwiazd. Było pewno więcej niż dwadzieścia stopni mrozu. Autobus stanął w lesie, czekały już tam dwa inne autobusy z Polakami uprzedzonymi, że przybędzie premier. Weszliśmy na wąską leśną drogę. Krzyczącą ciszę tego miejsca przerywał tylko skrzyp śniegu pod butami i półgłosem rzucane słowa. Droga prowadziła w głąb lasu, lekko w dół na polanę przy stromo spadającym zboczu. Na polanie stał drewniany krzyż, chyba z datą zbrodni, ale bez napisu. Napis, że zrobili to hitlerowcy, wyryto na dużej płycie w środku polany. Tuż przy zboczu było kilka niewielkich mogił z przeniesionymi szczątkami. Faktyczne miejsce rozstrzeliwań było w dole u podnóża zbocza. Premier złożył wieniec pod krzyżem, a potem ojciec Hauke-Ligowski odprawił przy grobach mszę. Ze strony radzieckiej w podróżach towarzyszył nam jeden z wiceministrów spraw zagranicznych. Tego wieczoru stał z tyłu, uważając może, że nie ma prawa uczestniczyć w tej mszy na miejscu polskiej tragedii i rosyjskiej zbrodni. Tadeusz zwrócił się do Jacka Ambroziaka, żeby poprosił naszego rosyjskiego opiekuna bliżej, a kiedy ksiądz powiedział: „przekażcie sobie znak pokoju” podał mu rękę jako gest pojednania.
Warszawa 1992
Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992.
O godz. 10.00 płk [Aleksander] Trietiecki uroczystym głosem zapowiada rozpoczęcie prac. Tłum ludzi. Oprócz wojska [...], w którym służą żołnierze 14 narodowości, oraz nas, członków obydwu ekip, mnóstwo dziennikarzy, jacyś cywile — zapewne większość to KGB, są również „memoriałowcy”. Trudno będzie pracować. [...]
[Po obiedzie] energiczny mjr Władimir Dorszyk, z charkowskiego KGB, potwierdza nagraną na kasecie relację o penetrowaniu tego terenu na początku lat siedemdziesiątych i obrabowaniu części grobów przez poszukiwaczy „skarbów”, głównie złota. Daje do wglądu protokoły przesłuchań, udostępnia odbitki, na których widnieją polskie odznaczenia, odznaki pułkowe i monety. Mówi, że w lesie tym chowano od 1938 r. zamordowanych przez NKWD Ukraińców, Rosjan i Bóg wie kogo jeszcze, nie tylko Polaków. Płk Trietiecki potwierdza.
Wznowienie prac o godz. 15.00. [...] Podczas przerwy płk Trietiecki rozstawił w lesie żołnierzy z łopatami na kilku stanowiskach sondażowych. Nie minęło pół godziny, a na stanowisku nr V wydobyto pierwszy eksponat — metalowy guzik mundurowy z orłem. Głębokość zaskakująco mała, poniżej pół metra! [...]
Wydobywają dalsze polskie guziki, przednią część polskiej czapki polowej, futerał od lornetki i kości, kości. Czaszek na razie nie ma. Podziwiam sokoli wzrok żołnierzy, osiemnasto-dziewiętnastoletnich Azjatów. Niczego nie przepuszczają. Upał w tym lesie niesamowity, niemal tropik. Opada napięcie — a więc to na pewno tu, trzeba dalej skrupulatnie szukać. Mówi gen. [Wiaczesław] Frołow:
— No i macie polskie rzeczy, czego tu jeszcze kopać? Wszystko jasne dla śledztwa.
Po kolacji nasz szef [prokurator Stefan Śnieżko] zapowiada od jutra codzienne robocze odprawy wieczorne. Przypomina też o warszawskich jeszcze ustaleniach: mamy przejąć inicjatywę, pracować w dołach, poszukiwać masowych grobów, ustalić zarys cmentarzyska. Pamiętamy o tym dobrze.
Charków, 25 lipca
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Wyjazd do Starobielska zaplanowany na 8.30. Spóźnia się kierowca. Ma od początku kłopoty z dyscypliną. Łatwo domyślić się na jakim tle [...]. Nie mogę zrozumieć, jak można było delegować człowieka z takimi skłonnościami. Autobus jest stary, już się psuł. Oczekując na autobus, kilku dziennikarzy biega do hotelowego bufetu. Wchodzą do autobusu w dobrych humorach. Wrzaski i śmiechy z tyłu dochodzą jednak krótko. Usypiają. Kto? Kto ich tutaj wysłał — to pytanie wciąż wraca. [...]
W autobusie słyszę rozmowę członków naszej ekipy. Nie najlepiej układają się stosunki ze stroną radziecką. Potwierdzają się moje przypuszczenia, że istnieje poważna kontrowersja co do zakresu ekshumacji. Polacy naciskają, że muszą trafić na masowe groby liczebnością zwłok odpowiadające liczebności transportów. Prokurator Śnieżko proponuje przyśpieszyć prace. A ze sporządzonych protokołów wyciągnąć odrębne wnioski. „Oni swoje, my swoje” — mówi.
Charków, 28 lipca
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
Na stanowisku V schodzą do około 1,5 m i znajdują dzisiaj siedem czaszek. Do głębokości 0,85 — 1 m wszystko zostało przemieszane. Kości długie leżą na czaszkach w przedziwnych pozycjach, żebra nie tam, gdzie trzeba, rozrzucone kręgi, część kości jest połamana, słowem — nieład anatomiczny. A obok buty, fragmenty umundurowania, wyposażenie wojskowe. Wyżej było sporo przedmiotów o cechach polskich, schodząc głębiej znajduje się je także, ale sporadycznie. Całość robi wrażenie, jak twierdzą zgodnie pracujący w tym dole, dr [Erazm] Baran, prokurator [Zbigniew] Mielecki i doc. [Roman] Mądro, grobu wtórnego. Efekt rabunku dokonanego przez dzieci czy też działalności NKWD? Dużo ciekawych polskich akcesoriów, m.in. blaszany emaliowany biały trojak z widocznym na pokrywce napisem „Made in Poland”, ebonitowa nakrętka z napisem fabrycznym „Maude. Rial. Warszawa”, metalowe denko o średnicy 9 cm, na nim napis „ZS Poraj 20”, naramiennik kapitański, pionek szachowy wyrzeźbiony ręcznie w drewnie (w obozie?), polskie wojskowe buty z długimi cholewami (oficerki i saperki) — sterczą w nich kości piszczelowe i strzałkowe, czerwona bańka na mleko pod korzeniami pobliskiej olchy, na denku znowu „Made in Poland”, a w bańce sześć metalowych widelców (na trzonku jednego z nich: „Cafe Wersal Kowel”) oraz drewniany pędzel malarski, na którego trzonku z trudem odczytujemy „DT(?) Wickler i syn”, kawałek fajansowego kubka z napisem „Włocławek”, a poza tym buty, guziki wojskowe, fragmenty mundurów, menażka, manierka itd. — wyłącznie polskie znaleziska.
Charków, 29 lipca
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Słonecznie, ciepło, rzeźwy podmuch słabego wiatru — można wytrzymać. [...] Stanowisko XXII: prof. [Bronisław] Młodziejowski ma szczęśliwą rękę — z pryzmy urobku maszynowego, pracujący razem z nim żołnierz wydobywa płaski zegarek na rękę z wygrawerowanym napisem: „Za wytrwałość i dyplom — matka 28 V 34”. Brak szkiełka, wskazówek, jest jednak po nich ślad na tarczy. Zegarek zatrzymał się o godz. 8.00 lub 20.00. Potem manierka; ebonitowa cygarniczka z metalowym pierścionkiem, ułamana tuż przy ustniku; krótka skórzana kurtka, zapinana na guziki wojskowe; na koniec pękata skórzana portmonetka. Kości dużo, odsłonięto szczątki dziesięciu osób. Prof. Młodziejowski twierdzi stanowczo, że ten grób nie był wcześniej odkrywany.
Charków, 30 lipca
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Piękny, słoneczny dzień. Siadam przy stole obok stanowiska nr 22. Słyszę jak [profesor Bronisław] Młodziejowski mówi z dołu: „Jest następna czaszka. Będzie ich więcej. To wieloosobowy grób.” Zaglądam. Czaszka przy czaszce. Tuż obok but i kości szkieletu ułożone w przeciwnym kierunku, zgodnie z układem kostnym. W wykopie trzech żołnierzy wybiera ostrożnie ziemię łopatami. Młodziejowski na kolanach raz małą szpachelką raz pędzelkiem odsłania kości. Przy szkieletach w równych rzędach pośniedziałe guziki z orzełkami. Jest i pas wojskowy przy obręczy biodrowej. Dzięki zastosowanej przez prof. Młodziejowskiego metodzie „katafalku” już dobrze widać układ szkieletów pozostałych z ciał byle jak zrzuconych do dołu. [...]
Przechodzę później do stanowiska nr 5. W kolejnej warstwie (ziemia jest tu bardziej sucha) odkryto następne kości. Liczę czaszki. Jest ich siedem, trzy odwrócone szczękami do góry; widać równe rzędy białych, zdrowych zębów. Słyszę, że przed chwilą odkopano tu odznakę 59 Pułku Piechoty Wielkopolskiej, stacjonującej w Inowrocławiu. I zaraz potem, na moich oczach, ktoś wyjmuje z ziemi dobrze zachowany pas wojskowy z koalicyjką, kawałek materiału od munduru z kieszenią i guzikiem. Na materiale odciśnięte miejsce po odznace. Patrzę, jak ziemia odkrywa nowe przedmioty. Szczotka, pędzel do golenia, okulary, skrawek ołówka, resztki jakiejś książki, której kartek w warunkach polowych, nie da się oddzielić. Coraz też więcej resztek polskiej odzieży wojskowej, stosunkowo dobrze przetrwały epolety. Z każdą chwilą przybywa oficerskich butów, klamer, sprzączek oraz odznak pułkowych. Jest Krzyż walecznych za wojnę 1920 roku.
Po południu o 17.15 jestem świadkiem wyjęcia z ziemi portfela. Ekspert, Jarosław Rosiak, za pomocą lancetu ostrożnie podważa zbutwiałą skórę. Wyłania się fragment zapisanej ołówkiem kartki; tylko dwa słowa dają się odczytać: „jestem niespokojna”. To pierwszy odkryty fragment bardzo osobistych słow. Stałem wtedy wraz z innymi pochylony nad biegłym. Po chwili podnieśliśmy głowy. Ciężkie milczenie. Czy są takie słowa, które mogą oddać wzruszenie z tamtej chwili? Gdy wieczorem nadaję pierwszą korespondencję dla sekcji polskiej radia BBC, zaczynam od zacytowania tych odczytanych słów kierowanych do zdradziecko zamordowanego. I głos mi się załamał.
Charków, 31 lipca
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
Wołają ze stanowiska XXII, że znaleziono lusterko z podobizną Jana Kiepury na odwrocie. Biegnę tam zaciekawiony. W dole spoczywa ułożonych na przemian głowa-nogi 10 zwłok, może więcej [...]. Między odsłoniętymi kośćmi kilka zaśniedziałych guzików wojskowych i czarny ebonitowy grzebień, spod którego wystaje prostokątne lusterko z fotografią znanego tenora z cylindrze! Wrażenie niesamowite. [...]
Płk [Zdzisław] Sawicki przynosi ze stanowiska V jeszcze jeden portfel z metalowym monogramem „CS”. Wewnątrz znajduje się fragment odcinka pocztowego, tłumaczymy z rosyjskiego: „USRR. Strb. skr. poczt. 15, Solka Czesław Stanisławowicz”. Na innym strzępie: „Chyrów” (między Przemyślem i Lwowem). Jest tam jeszcze kilka kartek, które inż. Rosiak zabrania rozdzielać — to zadanie dla laboratorium. Potem z głębokości 1,8 m podają przełamaną odznakę Szkoły Podchorążych Rezerwy Saperów; drewnianą ręcznie wystruganą (w obozie?) papierośnicę z resztkami tytoniu; zlepione papiery — odczytujemy „Malewska”, „[.]opalińska”; odznakę oficerską Wojskowego Instytutu Geograficznego; fragment dykty (dno kuferka?) wyklejone sowiecką gazetą w języku polskim, jest tam również jakiś wiersz; mały orzełek na furażerkę itd. Po powrocie do hotelu sprawdzam — Czesław Solka figuruje na starobielskiej liście NKWD po poz. 3060. Dziennikarze natychmiast przekazują wiadomość do Polski.
Charków, 31 lipca
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Całą noc padało. Dzień pochmurny, duszny. [...] Spędzam coraz więcej czasu przy stanowisku numer 22. Oprócz dużej ilości czaszek bez obrażeń postrzałowych [profesor Bronisław] Młodziejowski wyjmuje czaszkę mężczyzny w wieku około 45 lat, o wydatnym, jak ocenia nosie i wystającej brodzie. Profesor mówi, że dostrzega ślady czterech postrzałów: jednego w okolicę podżuchwową lewą z wylotem nieco powyżej kości jarzmowej, drugiego w prawą skroń oraz kolejnych dwóch (najprawdopodobniej strzelano już do leżącego) w otwór potyliczny wielki z wylotami na lewej kości ciemieniowej.
Ale w tym miejscu intrygują jeszcze inne odkrycia. Wczoraj znaleziono dwie łuski od karabinu, dzisiaj dwa buty z postrzelinami, kolejne łuski od pocisków karabinowych i broni krótkiej, oraz sporo samych pocisków. W jednym z butów ktoś odnajduje pocisk kalibru 7.62. O czym to świadczy? Próba interpretacji na gorąco. Może to jeden z ostatnich transportów ze Starobielska, którego zdecydowano nie zawozić do siedziby NKWD, tylko rozstrzelano na miejscu, gdzie wcześniej chowane były zwłoki przewożone z tamtego miejsca kaźni? I być może w leśnym parku, nad wykopanym dołem doszło do jakiegoś oporu Polaków. W każdym razie tu rozegrał się na pewno jakiś dramat. Kaci strzelali na oślep do ludzi. Rzucających się na nich, czy też próbujących uciekać? — tego nie wiadomo. Czy kiedykolwiek uda nam się ustalić przebieg tego dramatu?
Charków, 1 sierpnia
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
Dziś przed południem (czterdziestostopniowy upał) po raz pierwszy wydobyto dające się odczytać znaki identyfikacyjne. Widziałem jak profesor Bronisław Młodziejowski własnymi rękami podniósł z wykopu nr 22 czaszkę wraz z mostkiem, na którym, pod strzępami munduru, znajdował się tak zwany nieśmiertelnik [...]. Jest to metalowa dwuczęściowa blaszka. Z łatwością odczytujemy „Stefan Kluska”. Z czaszki wypada pocisk. Już wkrótce Jędrzej Tucholski ustala, że był to rzeczywiście uwięziony w Starobielsku porucznik rezerwy 28 pułku piechoty, technik włókiennictwa, zamieszkały w Rudzie Pabianickiej. Na liście sowieckiej figuruje pod numerem 1302. [...]
Na głębokości 2 metrów i 35 cm w wykopie numer 5 głowa zawinięta w mundur. W kilku warstwach materiału otwory po pocisku. Docent Mądro i doktor Baran nie mają wątpliwości, że to miejsce, około 1,5 metra od powierzchni, jest już grobem pierwotnym. Na tej głębokości po pogrzebaniu zwłok nikt już nie kopał.
Charków, 2 sierpnia
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
Piękny poranek, znowu słońce. Telewizja podaje, że od wczoraj obowiązują w ZSRR kartki. Okazuje się, że kartki wprowadzili, ale jeszcze nie wydrukowali. Przypomina się coś znajomego.
Wybieramy miejsce na grób: będzie nim stanowisko nr V po wyeksplorowaniu, tu bowiem znaleziono pierwsze polskie kości. Na nim stanie krzyż i tablica. […]
W części stanowiska nr V osiągnięto dziś głębokość 2-3 m. Coraz częściej odnajdujemy fragmenty ciał w fazie przemiany woskowo-tłuszczowej. Otwieram futerał. Wypełniony jest opalizującym, zmydlonym trupim woskiem, przez który prześwitują okulary. Znajduje się ten wosk również co jakiś czas w gruzełkach pomiędzy fałdami mundurów.
Nie idziemy dziś na drugie śniadanie, nie ma na to czasu. Pracy moc.
Charków, 2 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
O godz. 8.30 msza św. w apartamencie prokuratora [Stefana] Śnieżki. Po mszy jedziemy z inż. [Jarosławem] Rosiakiem i płk. [Zdzisławem] Sawickim na giełdę kolekcjonerską, na drugi koniec miasta. Są o dziwo, liczne polonika, nie ma jednak niczego z charkowskich grobów. Potem od godz. 12.30 do 24.00, z krótkimi przerwami na obiad i kolację, pakowanie eksponatów w pokoju, w którym mieszkają ks. [Zdzisław] Peszkowski i płk Sawicki. Pokój wygląda, jakby ktoś przepędził stado koni; do tego po godz. 22.00 zjawiła się telewizja, by nakręcić nas przy pracy. Ksiądz wynosi się na korytarz, chcąc w spokoju napisać list do Józefa Czapskiego. W tym harmidrze nie może się skupić, zresztą nie ma gdzie usiąść.
Przed spaniem długo przyglądam się przedstawicielowi rodu prusaków, który jak co wieczór drepce po stole, zbierając pozostawione dla niego ziarnka cukru. Nie płoszę go, zaprzyjaźniliśmy się już.
Charków, 4 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
[Kwadrans po 12.00] szefowa tutejszego Czerwonego Krzyża, przystojna blondynka, wizytuje wykopaliska. Widać, że jest przerażona widokiem kości, rozłożonych na brezentowych płachtach. Płk [Zdzisław] Sawicki objaśnia, wreszcie pokazuje zegarek z dedykacją od matki. Miła, wrażliwa pani słucha z uwagą. Dostrzegamy, że jest wstrząśnięta tym, co usłyszała, zapewne chciałaby uciec jak najprędzej z tego makabrycznego miejsca. Wreszcie odchodzi.
O godz. 13.30 jedziemy na obiad. Stopniowo opada napięcie, ponieważ zbliżamy się do końca prac. Wszyscy czujemy się zmęczeni i rozbici nerwowo, niektórzy zasypiają w autobusie. Przy stole dowiadujemy się o przykrościach, które spotkały płk. [Aleksandra] Trietieckiego. Z przyczyny obecnego przez cały czas w lesie Skobielewa z moskiewskiego KGB dostał reprymendę za to, że wysługuje się Polakom, że wykonuje wszystko pod ich dyktando.
— No to niech mnie zdejmą — mówi Trietiecki.
Jesteśmy solidarni z nim. Wiemy, że chce wykonać wszystko jak najlepiej, a tu takie nieprzyjemności.
Charków, 6 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Upał w południe +34ºC. Ostatni dzień charkowskiej ekshumacji.
Medycy sądowi są zajęci kośćmi, my w dalszym ciągu pakujemy i sortujemy znaleziska, jednocześnie prowadzimy identyfikację nabytków pochodzących ze stanowiska nr XXX, na którym pracują pani [Elżbieta] Rejfowa i prokurator [Zbigniew] Mielecki.
Przed godz. 10.00 przyjeżdża gen. [Wiaczesław] Frołow, który opuścił nas 29 VII i poleciał samolotem w odwiedziny do wnuczki na Krymie. Wita się wesoło ze wszystkimi. Za chwilę płk [Nikołaj] Anisimow przynosi złe wiadomości — „wierchuszka” jest podenerwowana polską notą, która została skierowana niewłaściwie, treścią tablicy, której się dalej nie negocjuje, a nadto — co nas zaskoczyło — nieprzychylnym tonem niektórych polskich gazet. Ekipa denerwuje się również — za nami już co prawda Charków, ale przed nami Miednoje. Obawiamy się, by sprawy te nie odbiły się negatywnie na drugiej ekshumacji, by nie zerwano porozumienia. […]
O godz. 13.27 płk [Aleksander] Trietiecki zarządził zbiórkę i uroczyście, doniosłym głosem obwieścił koniec ekshumacji w Charkowie.
Charków, 7 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Strona polska zostaje zaproszona do siedziby KGB. To wielki, zadbany gmach — miejsce, gdzie 51 lat temu wymordowano polskich oficerów. Na frontonie płaskorzeźba Dzierżyńskiego. Pod nią kilkakrotnie widziałem świeże czerwone goździki. W tym właśnie budynku [...] zostaje podpisany protokół. Zawiera również liczby. Z mogiły nr 5 ekshumowano szczątki 87 osób, a z oznaczonej nr 22 — 74. Z trzech innych, sondażowych wykopów, szczątki 6 osób. Na łącznie ekshumowanych 167 osób w 63 przypadkach stwierdzono niebudzące wątpliwości dowody na zadanie śmierci przez strzał w głowę. Oprawcy celowali przede wszystkim w okolicę potyliczną. Z dużą precyzją. Wielokrotnie eksperci zauważali, że robiono to fachowymi rękami. [...]
Polacy zdecydowali, że ekshumowane zwłoki zostaną pochowane w poszerzonym wykopie nr 5. Wycięto kilka drzew, uporządkowano teren. Kilka metrów dalej Rosjanie polecili też kopać. Wyjaśniają, że pogrzebią tutaj szczątki kilkunastu swoich, których ekshumowano. Zastrzelonych identyczną metodą. [...] Podczas kopania następne kości. Polacy sprawdzają, czy nie szczątki Polaków. Nie. Robota dentystyczna nie nasza, z ziemi wydobyto też resztki rosyjskich kaloszy i wojłoku. Kolejny dół pod krzyż. I znowu czaszka za czaszką. Nie polskie. Młodzi żołnierze sowieccy wyjmują je teraz z pewnym rozbawieniem. Bo gdzie nie włożyć szpadel, tam ludzkie kości.
Charków, 9 sierpnia
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
O 10.05 pułkownik [Aleksander] Trietiecki ogłasza rozpoczęcie prac. Wymienia oficjalnie uczestniczących w ekshumacji. Pada również moje nazwisko. Tymczasem ktoś informuje, iż prace stoją pod znakiem zapytania. Nie wolno niczego dotykać gołą ręką po odkopaniu ziemi. Grozi jakaś syberyjska zaraza. Natychmiast te obawy potwierdza rosyjski lekarz epidemiolog. Jazwa syberyjska. Ponoć zakopywano tu padłe zwierzęta. Jakoś nikogo to nie przeraża.
Operator koparki zapuszcza silnik. [...] Godzina 11.10, głębokość 60 cm. Docent [Marian Głosek] wymachuje rękami, krzyczy, aby zatrzymać pracę koparki. Podnosi z ziemi daszek od czapki i strzęp jakiejś granatowo-czarnej tkaniny. Profesor Młodziejowski odgrzebuje kość podudzia. „Utrzymać tę głębokość” — poleca. I to polecenie po rosyjsku przekazuje natychmiast operatorowi pułkownik Trietiecki [...] 11.38 — podczas kopania nagle wydobywa się z dołu potworny zapach, jakby gryzący, zatykający oddech, zabójczy gaz. Przesiąkają nim włosy, ubranie. Dół wypełnia czarna zawiesista ciecz.
Miednoje, 15 sierpnia
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
O 8.30 przydzielonym nam wojskowym autobusikiem odjeżdżamy do pracy. Jedziemy szosą leningradzką, mijamy rozwidlenie Miednoje-Leningrad, za rzeką Twericą skręcamy dwa razy w lewo i jesteśmy na krańcu Miednoje, potem w prawo, dojeżdżamy do osady Jamok, skręt w lewo, jeszcze raz w lewo — do lasu, kończy się asfalt, jedziemy wzdłuż płotu z metalowej siatki, za którym widać dacze. Na tablicy informacja, że wstęp jest surowo zabroniony. [...]
Koparka [...] zaczyna kopać rów w kierunku bramy i o godz. 11.07 na głębokości 0,9 m natrafia na pierwszy granatowy mundur policyjny. Pięć minut później pierwsza strzałkowa kość podudzia. Napięcie wielkie. Prof. [Bronisław] Młodziejowski wydobywa guzik mundurowy z orłem. Zaczyna się eksploracja. [...]
Na głębokości 1,5 m fragment buta, kula rewolwerowa kalibru 7,6 w fałdach jednego z granatowych mundurów, nieco głębiej zaczyna się błoto. Z dołu bucha błotno-trupi fetor, który będzie nam towarzyszył przez cały dzień, a potem do końca naszego tu pobytu nie uda się go pozbyć; będziemy czuli go nawet w hotelu, kładąc się spać. [...]
Zaczyna się systematyczne wydobywanie. Inaczej niż w Charkowie, zdecydowanie przeważają tu mundury policyjne. Jest wreszcie pierwszy duży fragment czaszki... z resztkami owłosienia. Wszystko to w błocie i mazi tłuszczowo-woskowej. Są podkute buty saperki, mundury, spodnie, kalesony, szczątki onuc, kości, kości... Znajduję cały mięsień. Według prof. Młodziejowskiego jest to mięsień czworogłowy uda, przyczep dolny, który częściowo uległ przemianie tłuszczowo-woskowej zatracając swoją pierwotną barwę w warstwach powierzchniowych, po odsłonięciu których zobaczyliśmy w głębi widoczne fragmenty tegoż mięśnia o strukturze włóknistej barwy różowej. Będzie się to zdarzało od czasu do czasu. Zdumiewające. Z dołu podają lniany, biały, długi na około 2 m, wąski ręcznik-nie ręcznik, zakończony z obu stron ładnymi koronkami. Może to bieżnik na ołtarz? Gubimy się w domysłach.
Miednoje, 15 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Zaczynają się trudne momenty, gdyż jest coraz więcej korpusów ludzkich, niektóre z kończynami, a rewizja musi być dokładna, odzież pozdejmowana, cholewy butów porozcinane. Przez chwilę stoję bezradny, muszę uporać się z samym sobą. Schodzę na dół po radę dr. [Erazma] Barana i prof. [Bronisława] Młodziejowskiego. Instrukcja jest prosta: wzrok się przyzwyczai, na początku kilka głębokich wdechów tego fetoru — każdego dnia na nowo, przy tym nie myśleć, co się robi, i wreszcie ostro — bez histerii! Koleżeńska reprymenda stawia mnie na nogi. Wracam do siebie i zabieram się do pracy. W dole jednak jest jeszcze gorzej. Obok mnie inż. [Jarosław] Rosiak sapie jak lokomotywa. Był to najtrudniejszy dzień, potem przywykliśmy.
Wydobyto dziś m.in. trzy czaszki z owłosieniem. Głowy z reguły są pookręcane płaszczami. Duże wrażenie zrobiły odkryte przez dr. Barana kolejne całe zwłoki w pełnym umundurowaniu — po odwinięciu płaszcza ukazała się wąsata głowa z pozlepianymi włosami. Dużo widocznych ran postrzałowych.
Miednoje, 16 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Zawiodła dziś organizacja pracy. Najpierw wojsko stało zbyt długo na zbiórce, potem okazało się, a była już godz. 9.00, że jest tylko płk [Aleksander] Trietiecki, my i żołnierze. Pozostali Rosjanie przyjechali z dużym opóźnieniem. Zaczęliśmy pracę sami. Przyuczamy z płk. [Zdzisławem] Sawickim przydzielonych nam dwóch żołnierzy do samodzielnej pracy, pokazujemy, jak rewidować mundury i buty, co jest ważne, a co nie, objaśniamy szczegóły polskiego umundurowania i wyposażenia osobistego. Zabraniamy tylko otwierać portfele, które trzeba natychmiast odnosić do inż. [Jarosława] Rosiaka, by nie zniszczyć dokumentów. Nim minął dzień, pracują doskonale, nie potrzebujemy wołać o pomoc, gdy spiętrzają się wynoszone z dołu szczątki. W poszerzanym stale wykopie widoczny jest już nie jeden, lecz dwa odkryte groby masowe, w niewielkiej odległości od siebie, sondaż wskazuje na trzeci.
Miednoje, 17 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci…, Kronika ekshumacji Charków—Miednoje. 22 VII — 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Z samego rana dociera wiadomość, że w Moskwie była strzelanina.
Po przyjeździe do Miednoje płk [Stefan] Rodziewicz potwierdza — zginęło parę osób. [Aleksiej] Pamiatnych przyniósł gazety, w jednej z nich jest artykuł o naszych pracach ekshumacyjnych. Opisuje mi dramat ostatniej nocy w Moskwie (zna szczegóły), zabitych zostało trzech ludzi, w tym jeden „afganiec”. Są też i dobre wieści — [Dmitrij] Jazow wycofał się z puczu, [Władimir] Kriuczkow podobno także. Obecnie w stolicy panuje spokój. Pamiatnych znowu mówi o konieczności wyjazdu do Moskwy na barykady. Powiadam mu na to:
— Siedź na tyłku, nic tam nie zdziałasz, a tu ktoś z kierownictwa „Memoriału” jest potrzebny. Zresztą, cały ten pucz wyraźnie rozłazi się i za 24 godziny będzie już po wszystkim. Zobaczysz. [...]
[Pracę] zaczęliśmy ostro z samego rana, w przenikającym do suchej nitki kapuśniaku. Na naszym stanowisku dwie wielkie, makabryczne sterty, które nie zmniejszają się, ponieważ z dołu bez przerwy przynoszą nowe zwłoki. A w dole? Zbita, sklejona bryła ludzkich szczątków, które nierzadko trzeba brutalnie rozdzielać łomem. Żołnierze i nasi koledzy, eksperci, pracują tam, stojąc w wodzie. Wilgoć w powietrzu potęguje jeszcze bardziej fetor. Nie wszystkie szczątki znajdują się w fazie przemiany tłuszczowo-woskowej. Trafiają się niekiedy pojedyncze zmumifikowane fragmenty. Gdybym wiedział o tym przed wyjazdem, zawahałbym się. Prof. [Bronisław] Młodziejowski twierdzi, że choć ma dużą praktykę z zakresu medycyny sądowej, z czymś takim nie zetknął się jeszcze nigdy.
Patrzymy z troską na młodych żołnierzy, czy ta robota nie wywiera na nich ujemnego wpływu? Pracują, biorąc z nas przykład, z dużym poświęceniem, nie żałując wysiłku, nie okazują wstrętu. Na pewno im również nie jest łatwo. Polubiliśmy się. Gdy sześcioosobowa brygada dr. [Erazma] Barana dowiedziała się, że wczoraj obchodził on urodziny, reakcja była natychmiastowa — chłopcy złożyli się, kupili gdzieś ludową figurkę i ofiarowali mu ją w prezencie.
Miednoje, 21 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Na stanowisku praca bez zmian, coraz ciężej, jesteśmy już bardzo zmęczeni. Szczątki wydobywa się z wody, a właściwie płyn ten trudno nazwać wodą, nawet przy najlepszych chęciach. Składają się nań również fekalia, ponieważ odkryty kilka dni temu fundament z białej cegły okazał się sanitariatem, postawionym bezpośrednio na grobie. Niczemu się już nie dziwimy. Płk [Aleksander] Trietiecki złożył nam wyrazy ubolewania.
Mamy dwie koparki mechaniczne. Jedna kopie zbiorową mogiłę o wymiarach 4x5x2 m, druga zaczyna po południu prace sondażowe poza głównym wykopem. [...]
Znaleziono [dziś] dziwną czapkę koloru khaki, niezgodną z regulaminami przedwojennymi. Dłuższa debata — niewykluczone, że jest to wojskowa czapka węgierska.
Miednoje, 23 sierpnia
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Szczątki niespełna 250 osób składaliśmy do wielu trumien. Na miejsce ich pochowania wybrano polanę na małym wzniesieniu, gdzie wkopano drewniany, kilkumetrowy krzyż. Pod nim, nad odkrytą mogiłą [...] odbyły się uroczystości pogrzebowe. Do lasu w Miednoje, który w niczym nie przypominał tamtego strasznego krajobrazu, przybyła wraz z rodzinami pomordowanych delegacja państwowa z przedstawicielami Komendy Głównej Policji, Urzędu Ochrony Państwa, Komendy Głównej Straży Granicznej, Żandarmerii Wojskowej, nadwiślańskich Jednostek Wojskowych i Służby Więziennej. [...]
Mszę żałobną celebrował biskup polowy, generał brygady Sławoj Leszek Głódź. „Dlaczego zginęli?” — zapytał w homilii. — W iluż to polskich sercach rozbrzmiewało przez lata to pytanie. Dlaczego? Pytamy i dziś z tym samym dramatycznym napięciem…”
Salwę honorową oddała kompania reprezentacyjna Policji. Do grobu opuszczono ostatnią trumnę, spowitą biało-czerwoną flagę ze wstęgą Krzyża Virtuti Militari. Złożono wieńce i kwiaty.
Ekshumacja, w ramach czynności śledczych, dobiegła końca.
Miednoje, 31 sierpnia
Stanisław Mikke, Misja. Prawdziwa relacja z prac ekshumacyjnych w Charkowie i Miednoje, Warszawa 1992.
Przez bramę wkracza kolumna z orkiestrą na czele. Teren wygląda dziś pięknie, wszędzie biel i czerwień. Rozpoczyna się uroczystość: hymn, przemówienie ministra Widackiego, Rota, potem Msza św., którą odprawia biskup [Sławoj Leszek] Głódź. Nasz kapelan ks. Peszkowski w koncelebrze razem z dwoma księżmi, popem i pastorem. [...]
Po mszy i egzekwiach żałobnych następuje opuszczenie trumny do grobu. Salwa honorowa. Składanie wieńców. [...]
Na koniec oprowadzamy przyjaciół po tym strasznym lesie, który jakże odmiennie dziś wygląda. A jednak... snuje się jeszcze między drzewami lekki fetor. My go nie czujemy, nasi goście tak. Wiele osób, których bliscy spoczywają w tej ziemi, przystraja brzozowe krzyże, zawiesza na nich karteczki z nazwiskami, zapala znicze — jest ich bardzo dużo. Chodzimy, odpowiadamy cierpliwie na niezliczone pytania, a jednocześnie stają nam przed oczami minione zdarzenia. Już teraz wiemy, że z tego, co tu przeżyliśmy, nie wyzwolimy się do końca naszych dni. Jesteśmy też wszyscy dogłębnie przekonani po tym, co odkryliśmy w ziemi, że musi nastąpić pełna ekshumacja zwłok. Żołnierzy polskich nie wolno zostawić na wieczne czasy w warunkach, na jakie się natknęliśmy. Wszyscy będziemy orędownikami jak najrychlejszego założenia cmentarzy wojennych. Kto tego nie widział, jak my, nie zrozumie.
Jędrzej Tucholski, W krainie śmierci..., Kronika ekshumacji Charków-Miednoje. 22 VII - 3 IX 1991 r., Warszawa 1993.
Potrzeba nam dużo zrozumienia. W Smoleńsku zawsze wiedzieliśmy, że zrobili to nie Niemcy, ale Rosjanie. Moja mama, gdy byłem dzieckiem, powiedziała mi: „Polaków zabili nasi w 1940 roku”. To, że nasze władze i społeczeństwo nie rozumieją, że Polakom trzeba wybudować cmentarz, spowodowane jest tym, że my, Rosjanie, sami nie potrafimy godnie uczcić naszych ofiar stalinizmu.
Katyń, 4 czerwca
Paweł Wroński, Wczoraj w Katyniu, „Gazeta Wyborcza” nr 129 z 5 czerwca 1995.
Polska i Rosja przezwyciężą złą przeszłość. [...] Polskim żołnierzom, wziętym do niewoli w wyniku zdradzieckiej napaści Sowietów w 1939 r., obiecywano, że nic złego im się nie stanie, że internowano ich tylko chwilowo. 5 marca 1940 r. kilka podpisów na lakonicznym dokumencie skazało na śmierć ponad 20 tys. niewinnych ludzi. [...]
Wolna, demokratyczna Polska i wolna demokratyczna Rosja przezwyciężą złą przeszłość i oba narody nie będą ustawać w odsłanianiu prawdy i wynagradzaniu krzywdy. Oba kraje dadzą Europie przykład budowania międzyludzkich mostów.
Katyń, 4 czerwca
Paweł Wroński, Wczoraj w Katyniu, „Gazeta Wyborcza”, nr 129 z 5 czerwca 1995.