Walka trwa już 11 dni, ale jest ona widocznie na ukończeniu; artyleria dzisiaj milczy, pożary też się zmniejszyły, właściwie to już tylko dymią zgliszcza. Z rzadka tylko słychać strzały karabinowe. Dotychczas nie wiadomo, ile było Żydów w getcie przed bitwą: wg jednej wersji było ich 35-40.000, którzy pracowali w fabrykach dla Niemców, a wg innej znowu wersji było tam około 25.00 polskich Żydów i około 35.000 Żydów zagranicznych, razem około 55.000. Zaraz na początku walki, kiedy Żydzi zrozumieli, że Niemcy chcą ich ostatecznie zlikwidować, podpalili oni wszystkie fabryki, które pracowały dla Niemców (szwalnie, fabr. skórzane itp.) i w ten sposób przyczynili Niemcom ogromne szkody.
Dzisiaj jeszcze przed południem policja uprzedziła mieszkańców Żoliborza i dzielnic przylegających do getta, żeby trzymać okna otwarte, gdyż należy oczekiwać bardzo silnych detonacyj. Miały one nastąpić, jak mówiono, około południa, potem mówiono, że między 4 a 5½ po południu, potem mówiono, że o 8 wieczorem. Jednak detonacyj tych nie było.
Na mieście wiszą plakaty, że wstęp do „byłej dzielnicy żydowskiej” jest bezwzględnie zabroniony pod karą śmierci, że wszystkie przepustki są unieważnione i że każdy napotkany w tej dzielnicy będzie na miejscu zastrzelony. Powtórzono też że karze śmierci podlega każdy, kto ukrywa lub żywi Żydów.
Warszawa, 29 kwietnia
Franciszek Wyszyński, Dzienniki z lat 1941-1944, Warszawa 2007.
W nocy na niebie wciąż widać łuny pożarów z „dzikiego terenu”. W schronie naszym [w piwnicy domu przy Świętojerskiej 36] mówi się o tym, iż te pożary „dzikiego terenu” zostały spowodowane przez Polaków, którzy chcą w ten sposób przyjść nam z pomocą i że dzielą nas tylko godziny od momentu szturmu na mury, oddzielające „dzielnicę polską” od getta. W ludzi wstąpiła wiara, a nadzieja rozpogodziła twarze posępnych „jaskiniowców”. Układano różnego rodzaju plany, którędy należy uciekać i dokąd. Niektórzy posunęli się tak daleko, iż twierdzili, że będą podstawione auta, które nas wywiozą. Jeszcze inni powoływali się na autorytet [ludzi] z „dzielnicy polskiej”, którzy mieli przyrzec, iż po wybuchu powstania w getcie wybuchnie też powstanie w „dzielnicy polskiej” i wspólnie oswobodzimy się spod okupacji niemieckiej. Lecz złudzenie to, jak każde inne, prysło jak bańka mydlana. Dowiedzieliśmy się, że „dziki teren” jest też podpalany przez Niemców. Przygnębienie, rozpacz i apatia chwyciły znów ludzi schronów w swe kleszcze. [...]
Znów stała się aktualna sprawa wydostania się do „polskiej dzielnicy”. Niektórzy pojedynczo opuszczali schron, chcąc się przedostać do getta centralnego, wiedzieli o tym, że w schronach, w których ukrywają się ich znajomi, są tunele, które prowadzą do „polskiej dzielnicy”. [...] Postanowiliśmy otworzyć właz mieszczący się na ul. Wałowej i wypróbować ten kanał oraz zbadać trasę, do której on prowadzi. Zachowując wszelkie środki ostrożności, dostaliśmy się do kanału. Nie mając planów kanalizacyjnych, przywiązaliśmy się linami bardzo długimi, a koniec pozostał na wierzchu, przy którym stali pozostali towarzysze. Brodząc tak w kanale, dobrnęliśmy do odcinka, który był kompletnie zamurowany i z którego wydostawały się gazy ziemne. Lecz dalszej drogi nie było. Zrozpaczeni i zrezygnowani opuściliśmy kanał, postanawiając wznowić poszukiwania w innych kanałach nazajutrz.
Warszawa, 29 kwietnia
Pamiętniki z getta warszawskiego, fragmenty i regesty, oprac. Michał Grynberg, Warszawa 1993.