Na przedstawieniu „Dziadów” – przez wszystkie te lata nie dopuszczanych do sceny.
Wielki wysiłek w to włożono i wielkie to jest osiągnięcie – pełne sukcesów niewątpliwych i potknięć aż żenujących. Głosy duchów w obrzędzie dziadów wzmocniono głośnikiem, co daje fatalny efekt jakby megafonów na dworcu kolejowym. Ludność wsi biorącą udział w obrzędzie zrobiono rzeczywiście na dziadów, kiedy to przecież świąteczna uroczystość i ludność wsi powinna być w swoich najlepszych strojach. W nieuniknionych skrótach poopuszczano rzeczy, których opuszczać nie było wolno. M.in. przy zjawie Zosi – jej piosenkę „Baś, baś, mój baranku” – w tyle asocjacji obrośniętą, że bez niej niepodobna słuchać tej sceny. Kapralowi zamknięto gębę. Istnieje on u Mickiewicza tylko jako ten, co opowiada scenę z wojny w Hiszpanii („vivat defensor Mariae”).
[...]
Bal w Warszawie, jakby w innym stylu reżyserowany. Hańcza, doskonały aktor, był świetny w scenie Snu Senatora, ale w scenie przyjęcia widoczne było, do jakiego stopnia krępuje go francuszczyzna, której tak dużo właśnie w kwestiach Nowosilcowa. To mu przeszkadzało rozegrać się. Tam gdzie w starych tekstach występuje francuski, aktorzy powinni przez cały czas prób brać solidne lekcje wymowy u rodowitego Francuza.
Rewelacyjnie świetny jako Gustaw-Konrad był młody aktor Gogolewski. Podobno został usunięty z Wyższej Szkoły Teatralnej, pracował na murarce, gdzie zorganizował teatr, w którym tak zabłysnął, że wzięto go natychmiast do Teatru Polskiego.
Warszawa, 25 listopada
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Przedstawienie Dziady grane od 25 listopada w Teatrze Narodowym, przygotowane przez dyrektora teatru tow. Kazimierza Dejmka ma szkodliwy politycznie, tendencyjny charakter. Wynika to z doboru tekstów, sposobu prowadzenia aktorów oraz inscenizacji poszczególnych fragmentów dzieła nie mówiąc o „dopisanej” scenie finałowej o określonej symbolice ideowo-politycznej.
Trudno przypuścić, by tej miary reżyser, co tow. Dejmek, nie zdawał sobie sprawy z wymowy ideowo-politycznej tak wystawionych Dziadów, zwłaszcza w roku obchodów 50-lecia Rewolucji Październikowej. W związku z tym Wydział Kultury KC proponuje rozważenie następujących wniosków (kilka wariantów).
I.1. Odwołanie natychmiastowe tow. Dejmka ze stanowiska dyr. Teatru Narodowego za szkodliwą politycznie inscenizację Dziadów i zdjęcie od 1 stycznia 1968 r. przedstawienia z repertuaru teatru. W tym przypadku trzeba oczywiście liczyć się z negatywnymi reperkusjami politycznymi.
2. Udzielenie tow. Dejmkowi służbowej nagany z ostrzeżeniem i przeniesieniem go w nowym sezonie do placówki mniej eksponowanej; polecenie dokonania pewnych zmian w inscenizacji Dziadów i zezwolenie na granie sztuki tylko do końca sezonu w „rozrzedzonych terminach” z wyeliminowaniem zbiorowych wycieczek ze szkół.
II. Ustalić, kto w Ministerstwie Kultury i Sztuki odpowiada za puszczenie przedstawienia w tym kształcie i w tym terminie, a następnie w stosunku do winnych wyciągnąć wnioski dyscyplinarne.
III. Rozważyć wyciągnięcie wniosków służbowych w stosunku do niektórych recenzentów, którzy wykazali ślepotę polityczną, albo też, co jest bardziej prawdopodobne, solidarność z ideowym kierunkiem inscenizacji Dejmka.
Warszawa, 13 grudnia
Marta Fik, Marcowa kultura, Warszawa 1995.
Na poszczególnych przedstawieniach Dziadów w Teatrze Narodowym jesteśmy świadkami swoistych demonstracji. Dało się zauważyć, że demonstracyjne oklaski inicjują niektórzy widzowie, m.in. z kręgu autorów i popleczników Listu 34 [protestu 34 pisarzy przeciw cenzurze z marca 1964], czy księża w sutannach, którzy chcą w ten sposób antycarskiemu dziełu jakby narzucić w odbiorze im potrzebną wymowę utworu jako rzekomo opozycyjnego, antyrosyjskiego i prokatolickiego.
Warszawa, 15 stycznia
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
Sala była wypełniona, ludzie siedzieli w przejściach. Były oklaski, okrzyki, przedstawienie miało własną dynamikę. Na końcu nie wiem już ile razy wywoływano aktorów — aż przestali się pokazywać, bo byli chyba potwornie zmęczeni. A widownia nadal była pełna, dopiero po jakiejś pół godzinie ludzie zaczęli się rozchodzić.
Wtedy zobaczyłem paru znajomych z transparentem, który wstrząsnął podstawami systemu: „Żądamy dalszych przedstawień”. Wyszliśmy przed teatr, było nas już parędziesiąt osób. I pokrzykiwaliśmy: „Wolny teatr, wolna sztuka”. A ja zaraz pomyślałem, że powinna być jeszcze „Wolna miłość”, bo w końcu czemu nie. […] Obeszliśmy teatr dookoła i nie bardzo było wiadomo, co robić, więc poszliśmy pod pomnik Mickiewicza. Tam Józek Dajczgewand z kimś jeszcze wetknęli ten transparent i poszliśmy w stronę Nowego Światu. Wtedy zaczęli się koło nas pojawiać panowie w strojach organizacyjnych — kożuchach i barankowych czapkach. A potem podjechały samochody milicyjne i już było wiadomo, co jest grane. Zaczęli nas wyrywać z tego niewielkiego tłumku. Większość zawieźli na Wilczą, a parę osób do Mostowskich.
Ja trafiłem na Wilczą i z tego komisariatu pamiętam scenkę godną Mrożka. Godzinami czekało się tam na przesłuchanie, trzeba było coś robić. I dwie dziewczyny, maturzystki, przygotowywały się do jakiejś klasówki czy próbnej matury z nauki o Polsce i świecie współczesnym. Na głos przepytywały się z organów władzy ludowej — co sejm, co organy przedstawicielskie, co rząd. A milicjanci gapili się i nie wiedzieli: prowokacja to czy nie.
Wezwano mnie w końcu na przesłuchanie, oficer wypełniał pracowicie papier z rubryczkami: miejsce urodzenia, imiona rodziców, narodowość... Odpowiedziałem: „Żydowska”, ale nie zwróciłem na to specjalnie uwagi, wydawało mi się to czystą formalnością. Nagle zajrzał jakiś major i zapytał przesłuchującego, kiwając głową w moją stronę: „Narodowość?”. Mój oficer odrzekł, że pytał. Ja sobie wtedy o tym majorze pomyślałem: „Ty skurwielu, gdybym doniósł do komisji kontroli partyjnej o tym, co ciebie interesuje, to by cię z hukiem wypieprzyli z partii i z pracy”. Taki był mniej więcej poziom mojej wiedzy o tym, co się przygotowywało.
Warszawa, 30 stycznia
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
Kazimierz Dejmek, będąc pozornie wierny tekstowi Mickiewicza (brak w jego inscenizacji „dopisków” reżyserskich czy tekstów wziętych z innych utworów Mickiewicza, kolejność poszczególnych fragmentów i scen odpowiada dość wiernie oryginalnemu tekstowi utworu), dokonując koniecznych skrótów i skreśleń — pozostawił jednak wszystkie antyrosyjskie elementy dramatu, nadając im przy tym środkami inscenizacji bardzo sugestywny charakter. Jest rzeczą dość oczywistą, że antyrosyjskość w określonych sytuacjach może być w naszym społeczeństwie przetransponowana na antyradzieckość i dlatego należy do tego problemu podchodzić szczególnie odpowiedzialnie. Tego właśnie zabrakło w Dziadach Dejmka.
Warszawa, 1 lutego
Marta Fik, Marcowa kultura. Wokół „Dziadów”, literaci i władza, kampania marcowa, Warszawa 1995.
31 stycznia br. około godziny 10.00 na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego zaczęto zbierać podpisy pod protestem skierowanym do Sejmu PRL. [...]
Atmosfera na Wydziale Filozoficznym była nerwowa. W gmachu oprócz studentów Wydziału przebywali studenci innych kierunków [...]. Podpisy pod protestem zbierały tow. tow. Barbara Toruńczyk i Teresa Bogucka. Tekst protestu zawinięty w gazetę prezentowany był bardzo ostrożnie. Składanie podpisów proponowano niektórym tylko studentom. [...]
Do zbierających podpisy pod protestem Toruńczyk i Boguckiej dołączył 1 lutego Jan Lityński — student Mat.-Fiz. Współdziałali z nimi: H[enryk] Szlajfer, S[ławomir] Kretkowski, A[dam] Michnik, M[arta] Petrusewicz, E[ugeniusz] Smolar i inni. Tekst protestu był przyklejony plastrami na wewnętrznej stronie plastikowych teczek.
Zbierający podpisy zachowywali się prowokacyjnie wobec aktywu Zarządu Wydziałowego ZMS, usiłującego przeciwdziałać zbieraniu podpisów. Na przykład, gdy Przewodniczący ZW H. Szafir około godz. 11.30 zażądał przerwania akcji — J[an] Lityński odpowiedział mu, że może wezwać na pomoc MSW, bo jako aktywista ZMS zapewne współpracuje z MSW. Było to powiedziane bardzo głośno i skierowane przede wszystkim do grupy studentów stojących w pobliżu.
W godzinach popołudniowych funkcjonariusze Służby Bez¬pieczeństwa zatrzymali przed Wydziałem Filozoficznym B[arbarę] Toruńczyk. Dwóch z nich wbiegło do gmachu Wydziału, usiłując zatrzymać studenta Gulczaka, któremu Toruńczyk zdążyła przekazać listy z podpisami. Między nim a funkcjonariuszami wywiązała się bójka, w której interweniował Dziekan Wydziału prof. dr Klemens Szaniawski.
Warszawa, 2 lutego
3 lutego w telewizyjnym „Pegazie” sprawę Dziadów poruszyli W[itold] Filler i G[rzegorz] Lasota. Pokazali zdarty film z dawniejszej inscenizacji A[dama] Hanuszkiewicza (który ponoć o to wściekły) chwaląc ją, a ganiąc Dejmka, że zatarł prawdę dzieła Mickiewicza — likwidując Gustawa. Że zabrakło przeciwstawienia Gustawa-kochanka Konradowi-działaczowi, że w ten sposób przeciwstawieniem dla Konrada stał się Ksiądz Piotr, który w polemice z Konradem wygrywa. Że są to Dziady klerykalne, nieprawdziwe, usprawiedliwiające zdjęcie. [...]
Na razie w tym zamęcie Teatr Narodowy otrzymał jedno konkretne polecenie: dekoracji nie rąbać!
Warszawa, 5 lutego
Leszek Prorok, Dziennik 1949–1984, Kraków 1998.
Jarosław Iwaszkiewicz, prezes ZLP:
Chciałbym Ministrowi, do którego mamy całkowitą sympatię i zaufanie — przedłożyć kwestię, która budzi w środowisku literackim głęboki żal i zaniepokojenie. Jest to sprawa zakazu przedstawienia Dziadów. Na temat tego zakazu krąży tysiące plotek, tysiąc najrozmaitszych tłumaczeń i interpretacji tego faktu. W Polskim Radiu powiedziano wyraźnie, że to Ministerstwo Kultury zdjęło Dziady z repertuaru Teatru Narodowego. Nie przypuszczam, aby to odpowiadało prawdzie, w każdym razie muszę powiedzieć, że sprawa budzi daleko posunięte zaniepokojenie. [...]
Istnieją pewne plotki, że to nie Ministerstwo zdjęło Dziady, tylko że była tu interwencja mocarstwa obcego...
Lucjan Motyka (minister kultury i sztuki):
[...] Postanowiono, zresztą wykorzystując zamierzoną kurację Holoubka — spowodować dłuższą nieco przerwę w wystawianiu przedstawienia, dla przerwania tych ekscesów i spokojnego przedyskutowania koncepcji tej kontrowersyjnej inscenizacji — zupełnie niezależnej od demonstracji. Rozkolportowanie po mieście fałszywych pogłosek, że 30 stycznia odbędzie się ostatnie przedstawienie Dziadów na scenach Polski Ludowej, sprowokowało godne pożałowania wystąpienia. [...] Za wszystkimi incydentami na sali teatralnej i po spektaklu [...] widać perfidną rękę wrogich politycznie inicjatorów. Trzeba prawdzie spojrzeć w oczy.
Warszawa, 7 lutego
Marta Fik, Marcowa kultura. Wokół „Dziadów”, literaci i władza, kampania marcowa, Warszawa 1995.
Sytuacja, w każdym razie wśród literatów, w dalszym ciągu nie jest dobra. Oczywiście nie są oni aż tak groźni, nigdy nas nie będą w stanie obalić. Zdajemy sobie sprawę, że jest to specjalny rodzaj ludzi. Tolerujemy więc ich tak długo, jak długo nie przejawiają otwartej postawy antypartyjnej, staramy się sprowadzić ich na właściwą drogę. Jeśli to nie pomaga — wykluczamy z partii i na pewno jeszcze będziemy musieli wykluczać.
Nie przywiązujemy, oczywiście, przesadnego znaczenia do środowiska pisarzy. Nie uważamy, że wszyscy muszą pisać swoje książki zgodnie z zasadami realizmu socjalistycznego. Nie wtrącamy się do ich warsztatu pisarskiego, pozwalamy stosować dowolną formę pisania, ale nie pozwolimy na szkalowanie władzy ludowej lub fałszowanie rzeczywistości. Są wśród pisarzy jednak ludzie innych poglądów. Uważają oni, że ich rola polega wyłącznie na pokazywaniu złych stron naszego życia, gdyż o dobrych nie ma potrzeby pisać, nie interesują one społeczeństwa. [...]
W sumie wykazujemy wiele cierpliwości i pobłażliwości wobec środowiska twórców. Nie zajmujemy się — na przykład — w ogóle malarstwem. Niech sobie malują, co chcą, również abstrakcję.
Ostrawa, 7 lutego
Zaciskanie pętli. Tajne dokumenty dotyczące Czechosłowacji 1968 r., wstęp i oprac. Andrzej Garlicki i Andrzej Paczkowski, Warszawa 1995.
W dniu 30 stycznia 1968 odbyło się ostatnie przedstawienie Dziadów, w czasie którego i po którym miały miejsce demonstracje publiczności i młodzieży.
Reakcje publiczności notowaliśmy w metrykach przedstawień. Naoczni i wiarygodni świadkowie potwierdzą, że ich demonstracyjny i protestacyjny charakter pojawił się po zatrzymaniu recenzji w tygodnikach. Twierdzę z pełną odpowiedzialnością, że zmiana reakcji publiczności została wywołana tym właśnie faktem oraz wiadomością o zastosowaniu wobec naszego przedstawienia środków administracyjnych.
Podkreślam z całym naciskiem, iż po premierze nikt ze mną nie rozmawiał, ani nie wskazał na popełnione jakoby przeze mnie błędy w interpretacji utworu; w cztery dni po premierze dowiedziałem się o „niezadowoleniu” KC ze spektaklu w miesiąc po niej o jego antyradzieckości i religianctwie.
Warszawa, 8 lutego
Marzec 68. Między tragedią a podłością, oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
Dzwoni telefon.
— Powiedz, że już leżę! — wołam do żony, która wychodzi na korytarz. Żona wraca jednak po chwili, mówiąc:
— Wstawaj, Dejmek.
Dejmek mówi spokojnie, ale bardzo dobitnie.
— Dowiedziałem się, że pan pilnie chce ze mną rozmawiać.
— Gdyby to panu nie robiło różnicy, to prosiłbym przyjść teraz, bo właśnie mam chwilę czasu.
— Teraz?
— Tak.
— Dobrze, to będę za jakieś dwadzieścia minut.
Ubieram się, rozmawiając z żoną, która jak zwykle zachowuje absolutny spokój. Jest 21.45.
— Gdyby nas wywieźli na Sybir — mówię, wychodząc — to wiesz.
— Nic nie wiem — odpowiada flegmatycznie.
Dejmek czeka na mnie w swoim gabinecie.
— Chyba się napijemy herbaty — mówi tym samym tonem, co przez telefon, bierze z biurka jakieś papiery i prowadzi mnie na drugi koniec korytarza. Wchodzimy do magazynu bibliotecznego, pełnego półek ustawionych w poprzek pokoju. Tu, jak sądzi Dejmek, nie ma podsłuchu.
— Proszę, niech pan to przeczyta — mówi, dając mi do ręki kilka stron maszynopisu. Jest to wywiad dla „Życia Warszawy”, w całości napisany przez jakieś władze partyjne. Od Dejmka żąda się, aby się zgodził na opublikowanie tego tekstu jako swego w niedzielnym numerze.
— No i co? — pyta, kiedy odkładam maszynopis.
— Pomysł obelżywy, a tekst bezczelny.
— Toteż go odrzuciłem. Ale napisałem własny. Niech pan i ten przeczyta. Jutro idę do KC i do jutra muszę podjąć decyzję.
Tekst Dejmka jest oczywiście zupełnie inny, ale kompromisowy.
— Moim zdaniem — mówię — i tego nie może pan ogłosić.
Z krótkiej rozmowy wynika, że Dejmek właściwie słabo się orientuje w tym, co się dzieje poza teatrem, więc na jego prośbę zaczynam charakteryzować sytuację, nastroje, postawę społeczeństwa. Niektóre szczegóły, jak np. wiadomości o zebraniu szczecińskim, a także o zachowaniu Erwina Axera, robią na nim wielkie wrażenie.
— Jezus Maria! — woła w pewnej chwili, zdejmując okulary i przecierając oczy.
— Sprawa Dziadów — stwierdzam na zakończenie — jest obecnie symbolem wszystkich rzeczy, których ludzie nie mogą się wyżec, jeżeli chcą być ludźmi. Każda próba zastąpienia tego symbolu słowami, a zwłaszcza wykrętnymi, rozczaruje wszystkich. Każdy poczuje się zawiedziony, a najbardziej młodzież, szczególnie aktorska. Jeśli z tej sprawy — przy pana udziale — znów zrobi się pospolita afera, to ci młodzi ludzie stracą wiarę.
— Stracą wiarę we wszystko — powtarza Dejmek, kiwając głową, sam bierze do ręki swój tekst i czyta go przez chwilę. — Tak, to jest do d... Chyba powinienem milczeć. I chyba tak zrobię.
16 lutego
Zbigniew Raszewski, Raptularz 1967-1968, Warszawa 1993.
19 II 68 Poniedziałek. Rano. Słońce, trochę śniegu. Dorotka jedzie do przedszkola na saneczkach. Kiedy wracam z przedszkola, dzwoni Dejmek i prosi, żebym zaraz przyszedł. Jest godzina 9.20. Dejmek bardzo zmieniony.
[...] Podaje mi kilka stron maszynopisu i wprowadza do dawnego sekretariatu (tego od Wierzbowej).
— Nie mogę się od tego wykręcić — oświadcza v niech pan to przeczyta. Widzę, że to znów wywiad dla „Życia Warszawy”. Tekst Dejmka, ale mocno skrócony w porównaniu z tym, który czytałem 16 II w nocy. — Co pan na to?
— Nadal jestem przeciwny.
— Nie dziwię się, ale ja się chyba od tego nie wykręcę. Żeby pan wiedział, jaką „platformę” oni mi tu wczoraj przywieźli.
Opowiada, że teraz największą presję wywiera na niego Cyrankiewicz przy pomocy swoich ludzi. O 11 ma znowu posiedzenie w KC. Jest bardzo zmęczony, leci z nóg.
[...]
O godz. 13 z minutami wchodzi bardzo zadowolony.
— Tekst odrzucili, a ja się podaję do dymisji.
Oddycham z ulgą. Z pewnością nie ma już dla niego innego wyjścia. Nalewam mu resztę Marleta, jaka mi została. Potem Dejmek kładzie sobie na kolanach książkę, prosi o kartkę papieru i zaczyna pisać mrucząc pod nosem:
— Do Pana Ministra Lu...
— Tak się nie pisze – wtrącam. Pisze się: „Obywatel Lucjan Montyka Minister Kultury i Sztuki”. Dejmek poprawia i mruczy dalej:
— Wielce Szanowny Obywatelu...
— W liście można już pisać „Panie”.
— Rzeczywiście. Ja już jak dziecko, k...
Warszawa, 16 lutego
Zbigniew Raszewski, Raptularz 1967-1968, Warszawa 1993.
1. Od dłuższego czasu mnożą się i nasilają ingerencje władz sprawujących zwierzchnictwo nad działalnością kulturalną i twórczością artystyczną; ingerencje dotyczą nie tylko treści utworów literackich, lecz także ich rozpowszechnienia i odbioru przez opinię.
2. System cenzury oraz kierowania działalnością kulturalną i artystyczną jest arbitralny i niejawny, nie określone są w nim kompetencje poszczególnych władz ani sposób odwołań od ich decyzji.
3. Ten stan rzeczy zagraża kulturze narodowej, hamując jej rozwój, odbiera jej autentyczny charakter i skazuje na postępujące wyjałowienie. Zakaz, który dotknął Dziady, jest szczególnie jaskrawym tego przykładem.
Warszawa, 29 lutego
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybór i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, Warszawa 1998.
Kiedy w kilkanaście minut później opuszczaliśmy salę, zauważono, że od pół godziny nie ma między nami członków POP [Podstawowej Organizacji Partyjnej] ZLP, którzy wyszli wcześniej, zostawiając na sali obrad samych tylko zwolenników uchwalonej rezolucji.
Była śnieżna i chłodna noc. Przed wejściem do domu ZAiKS-u stała grupa zagranicznych korespondentów. Wychodziliśmy dużą grupą: Leszek Kołakowski, Andrzej Kijowski, Julia Hartwig, Wiktor Woroszylski, Andrzej Mencwel, Jacek i Lidia Bocheńscy i inni. Żadnych czołgów ani samochodów pancernych. Szliśmy w kierunku placu Teatralnego i Krakowskiego Przedmieścia.
Warszawa, 29 lutego
Artur Międzyrzecki, Z dzienników i wspomnień, Warszawa 1999.
Aktyw społeczno-polityczny Warszawy z niepokojem i oburzeniem śledzi poczynania reakcyjnej grupy członków Warszawskiego Oddziału ZLP, która występując pod płaszczykiem obrońców kultury polskiej z coraz większym zacietrzewieniem i wrogością atakuje Partię i Władzę Ludową. [...] musi oburzać nas fakt, iż niektórzy członkowie ZLP, jak np. S[tefan] Kisielewski, pozwalają sobie na używanie takich określeń pod adresem naszej partii i naszej polityki kulturalnej, jak „dyktatura ciemniaków” — i tym podobnych niewybrednych epitetów, żywcem zapożyczonych od propagandystów Radia „Wolna Europa”.
Organizatorzy wrogiej działalności w środowisku literackim usiłują w ślad za ośrodkami dywersji politycznej wzniecać antyradzieckie nastroje, godząc tym samym w żywotne interesy narodu, integralność naszego terytorium, nasze Ziemie Zachodnie.
Warszawa, 2 marca
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Zgadzamy się w pełni z decyzją zdjęcia ze sceny Teatru Narodowego sztuki Dziady granej wg inscenizacji Dejmka, ponieważ niedopuszczalne jest, aby wykorzystywano naszą sztukę narodową dla ciemnych machinacji niektórych politykierów spod znaku „Wolna Europa”.
Nie pozwolimy, aby na zebraniach ZLP pod pretekstem dyskusji o sztuce Mickiewicza, atakowano linię naszej Partii.
Żądamy od naszych Władz Partyjnych i administracyjnych przykładnego rozliczenia się ze studentami i ich duchowymi przywódcami zakłócającymi porządek w mieście.
Warszawa, 5 marca
Marta Fik, Marcowa kultura, Warszawa 1995.
My, studenci uczelni warszawskich, zebrani na wiecu w dniu 8 marca 1968 roku, oświadczamy:
Nie pozwolimy nikomu deptać Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Represjonowanie studentów, którzy protestowali przeciwko haniebnej decyzji zakazującej wystawiania Dziadów w Teatrze Narodowym, stanowi jawne pogwałcenie art. 71 Konstytucji.
Nie pozwolimy odebrać sobie prawa do obrony demokratycznych i niepodległościowych tradycji Narodu Polskiego.
Nie umilkniemy wobec represji.
Żądamy unieważnienia decyzji o usunięciu kolegów: Adama Michnika i Henryka Szlajfera.
Żądamy umorzenia postępowania dyscyplinarnego przeciwko Ewie Morawskiej, Marcie Petrusewicz, Józefowi Dajczgewandowi, Marianowi Dąbrowskiemu, Sławomirowi Kretkowskiemu, Janowi Lityńskiemu, Wiktorowi Nagórskiemu i Andrzejowi Polowczykowi, obwinionym o udział w demonstracji studenckiej po ostatnim przedstawieniu Dziadów.
Żądamy przywrócenia Józefowi Dajczgewandowi należnego mu stypendium.
Domagamy się, aby w terminie dwutygodniowym od dnia dzisiejszego Minister Oświaty i Szkolnictwa Wyższego Henryk Jabłoński oraz Rektor Uniwersytetu Warszawskiego udzielili bezpośrednio zbiorowości studenckiej odpowiedzi na powyższe żądania.
My, studenci Warszawy, zebrani na wiecu 8 marca, wyrażamy pełne poparcie dla rezolucji Nadzwyczajnego Walnego Zebrania Warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Literaci potępili zaostrzenie cenzury i zdjęcie z afisza Dziadów Adama Mickiewicza.
Solidaryzujemy się z głosem środowisk twórczych w obronie kultury i swobód obywatelskich.
Warszawa, 8 marca
Marzec 1968. Dokumenty, odezwy i ulotki, Warszawa 1981, [cyt. za:] Rok 1968. Środek Peerelu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2008.
Sobota. Godzina 18.00. Siedzimy w bufecie Teatru Narodowego: Dejmek, Meller, p. Zakrzewska i ja. Za półtorej godziny zacznie się wydarzenie bez precedensu: tajne przedstawienie teatralne w sercu Warszawy. Nie konspiracyjne — takie mieliśmy — ale tajne; legalne, a mimo to dostępne tylko dla wtajemniczonych. W specjalnym liście dyr. Balicki polecił ogłosić w gazetach „Spektakl zarezerwowany” (bez tytułu sztuki!). Na placu Teatralnym stoi już policyjny radiowóz. Za chwilę zaroi się tam od tajniaków.
Dwunaste przedstawienie Dziadów w inscenizacji Dejmka zapowiada się nie mniej ciekawie od poprzednich. Właściwie wciąż jeszcze nie wiadomo, dla kogo się je urządza i po co. [...]
Wiadomości sprawdzone są skąpe. Wynika z nich, że „aktyw”, który ma dziś przyjść, został poddany trzygodzinnemu szkoleniu. Jacyś nauczyciele licealni zaznajamiali go z genezą Dziadów i treścią sztuki. Ponadto opowiadano aktywistom o interpretacji Dziadów w Teatrze Narodowym. Podobno zabraniano im klaskać, w każdym razie przy otwartej kurtynie. Po przedstawieniu każdy widz ma wypełnić jakąś ankietę. [...]
„Płaczą jak bobry” — mówi p. Zakrzewska w palarni. Meller, Anders i Pietrek Dejmek powtarzają to samo. „Siedziałem na drugim balkonie koło dwóch dosyć ponurych typów — opowiada Pietrek — takich, żeby się ich człowiek przeląkł na ulicy. Pod koniec tego aktu rozbeczeli się.” „Wiele osób jest u nas po raz pierwszy — wyjaśnia Anders — bo o wszystko pytają: gdzie szatnia, gdzie wejście. Ale zachowują się bardzo stosownie. Przed przedstawieniem zgłosił się do mnie jakiś brudas, nieogolony, w kraciastej koszuli. Wylegitymował się: major SB. Tak się niby przebrał za robotnika. A prawdziwi robotnicy przyszli w ciemnych ubraniach, w białych koszulach, w krawatach, żony uczesane u fryzjera.”
— Co to za jedni i skąd?
— Organizacje Partyjne FSO, Kasprzaka, Huty Warszawa. Sto biletów poszło do KC i KW.
— Są jacyś mandaryni?
— Nie, ale jest kpt. Sobczyk z ochrony rządu, a w pierwszym rzędzie trzy miejsca puste. Może miał ktoś przyjść i nie przyszedł. [...]
W gabinecie zamieniamy kilka słów z Mellerem i Andersem. Jakie zachowanie widzów w szatni?
— Wszyscy bardzo poważni, zachwyceni. Ze wszystkich stron słychać: „piękna sztuka, piękne przedstawienie”.
— A kto będzie na następnym?
— Komitety dzielnicowe Partii.
Warszawa, 25 maja
Zbigniew Raszewski, Raptularz 1967–1968, Warszawa 1993.
Największe wrażenie zrobiła na mnie widownia trzech zamkniętych przedstawień Dziadów, granych dla aktywu partyjnego w parę miesięcy po zdjęciu spektaklu — w maju czy kwietniu. Prezentowaliśmy je podobno po to, żeby ten aktyw właśnie zdecydował o dalszych losach Dejmka i Teatru. Byliśmy podnieceni już samym faktem zamknięcia teatru ze wszystkich stron, tym że musieliśmy się legitymować przy wejściu. Samo to stworzyło szczególny nastrój. A spektakle? Nawykli do żywych, niekończących się reakcji, zostaliśmy uderzeni kompletną ciszą widowni. Była ona tak głęboka, że graniczyłaby z nieobecnością, gdyby nie coś nieokreślonego, coś wiszącego w powietrzu, co mogą „zobaczyć” tylko aktorzy, a co zawiera się w wibrującym oczekiwaniu. Oczekiwaniu na coś doniosłego, co musi się wydarzyć. Nic bardziej sprzyjającego dla pobudzenia ambicji wykonawczych. Toteż graliśmy w poczuciu własnej doskonałości, i jeszcze — z pasją odreagowania wszystkich krzywd. A potem, w przerwie i po zamknięciu kurtyny, rozległy się ogromne, niekończące się brawa.
28-30 maja
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.