Sala była wypełniona, ludzie siedzieli w przejściach. Były oklaski, okrzyki, przedstawienie miało własną dynamikę. Na końcu nie wiem już ile razy wywoływano aktorów — aż przestali się pokazywać, bo byli chyba potwornie zmęczeni. A widownia nadal była pełna, dopiero po jakiejś pół godzinie ludzie zaczęli się rozchodzić.
Wtedy zobaczyłem paru znajomych z transparentem, który wstrząsnął podstawami systemu: „Żądamy dalszych przedstawień”. Wyszliśmy przed teatr, było nas już parędziesiąt osób. I pokrzykiwaliśmy: „Wolny teatr, wolna sztuka”. A ja zaraz pomyślałem, że powinna być jeszcze „Wolna miłość”, bo w końcu czemu nie. […] Obeszliśmy teatr dookoła i nie bardzo było wiadomo, co robić, więc poszliśmy pod pomnik Mickiewicza. Tam Józek Dajczgewand z kimś jeszcze wetknęli ten transparent i poszliśmy w stronę Nowego Światu. Wtedy zaczęli się koło nas pojawiać panowie w strojach organizacyjnych — kożuchach i barankowych czapkach. A potem podjechały samochody milicyjne i już było wiadomo, co jest grane. Zaczęli nas wyrywać z tego niewielkiego tłumku. Większość zawieźli na Wilczą, a parę osób do Mostowskich.
Ja trafiłem na Wilczą i z tego komisariatu pamiętam scenkę godną Mrożka. Godzinami czekało się tam na przesłuchanie, trzeba było coś robić. I dwie dziewczyny, maturzystki, przygotowywały się do jakiejś klasówki czy próbnej matury z nauki o Polsce i świecie współczesnym. Na głos przepytywały się z organów władzy ludowej — co sejm, co organy przedstawicielskie, co rząd. A milicjanci gapili się i nie wiedzieli: prowokacja to czy nie.
Wezwano mnie w końcu na przesłuchanie, oficer wypełniał pracowicie papier z rubryczkami: miejsce urodzenia, imiona rodziców, narodowość... Odpowiedziałem: „Żydowska”, ale nie zwróciłem na to specjalnie uwagi, wydawało mi się to czystą formalnością. Nagle zajrzał jakiś major i zapytał przesłuchującego, kiwając głową w moją stronę: „Narodowość?”. Mój oficer odrzekł, że pytał. Ja sobie wtedy o tym majorze pomyślałem: „Ty skurwielu, gdybym doniósł do komisji kontroli partyjnej o tym, co ciebie interesuje, to by cię z hukiem wypieprzyli z partii i z pracy”. Taki był mniej więcej poziom mojej wiedzy o tym, co się przygotowywało.
Warszawa, 30 stycznia
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.