Przybyliśmy na wiec o 11[.00] rano — pieszo, bo w Warszawie nie było tego dnia żadnych środków komunikacji. Wyszliśmy później, niżeśmy się tego spodziewali, bo dopiero o 2.00 w nocy. Zanim się skończył wiec, zostaliśmy, po znieważeniu zastępcy rektora przez jednego ze studentów, oblężeni przez oberpolicmajstra barona [Karla] Nolkena, który przybył na czele sotni kozaków i wojska. Otoczył uniwersytet, nie wypuszczając nikogo bez wylegitymowania się.
Przewodniczył na wiecu Sławomir Drozdowicz. Przemawiało bardzo wielu mówców. Można było zaobserwować charaktery wielu ludzi. Niektórzy, skoro tylko nastąpiło oblężenie uniwersytetu, załamywali się i prosili o zezwolenie opuszczenia wiecu pod pozorem, że ktoś w domu zachorował. Prezydium niechętnie na to zezwalało, uważając słusznie, że decyzja wyjścia z gmachu powinna wypaść solidarnie. [...]
Wiec skończył się o godzinie 3 czy 4 po południu, studenci jednak nie opuszczali gmachu uniwersytetu, żądając, aby najpierw kozacy opuścili dziedziniec uniwersytetcki.
Nolken niecierpliwił się bardzo, jednak nie chciał się zdecydować na wtargnięcie do uniwersytetu, choć pastwiono się tam nad portretami carskimi i nawet zniszczono tak zwane „zwierciadło” [emblemat z dekretami Piotra I], przedmiot wielkiego kultu w carskiej Rosji. Trudno się było dziwić Nolkenowi, że się niecierpliwił. Było co dlań do roboty w zrewoltowanym mieście. Dochodziły do nas głosy strzałów, a nawet okrzyki, mimo że główny gmach uniwersytetu był bardzo oddalony od ulicy. Tłum zdobywał sklepy z bronią, podpalał rządowe sklepy monopolowe, rozbijał wszystkie latarnie uliczne. Policja zupełnie skapitulowała i usunęła się, ustępując miejsca tłumowi.
Nie wiedzieliśmy dokładnie, co się na mieście dzieje.
Warszawa, 28 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Około 11 [23.00] wieczorem [oberpolicmajster] [Karl] Nolken przybył znowu. Wydarzenia w mieście ogromnie go wzburzyły. Wszedłszy na schody gmachu [uniwersytetu] począł pertraktować ze studentami, którzy upoważnili prezydium już zakończonego wiecu do układów. Nolken żądał bezzwłocznego opuszczenia gmachu w ciągu kwadransa, zapowiadając, że w przeciwnym razie siłą wtargnie, a wówczas studenci będą przewiezieni do Cytadeli. W razie zgody na jego życzenie Nolken przyrzeka, że tylko wylegitymuje studentów w celu przekazania ich sądowi uniwersyteckiemu, a żadne administracyjne represje nie będą wobec nich stosowane.
Przedstawiciele młodzieży oświadczyli, że sprawę tę przekażą swym kolegom do rozstrzygnięcia. [...] W głosowaniu był wynik niemal równy. Po ostatecznym obliczeniu okazało się, że wniosek opuszczenia gmachu zyskał kilkanaście głosów większości.
Legitymowanie trwało około 2 godzin. Wyszedłem z gmachu około 2.00 w nocy.
Warszawa, 28 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
My, niżej podpisani studenci Uniwersytetu Warszawskiego, Polacy, uważamy w obecnej chwili za swój obywatelski obowiązek wykazać te potrzeby naszego studenckiego życia, które pomimo elementarność swoją od dziesiątków lat już napróżno domagają się zadośćuczynienia z wielkim uszczerbkiem dla naszego narodowego i kulturalnego rozwoju.
System wynaradawiania i policyjnego dozoru zaczyna się dla nas już w szkole niższej i średniej. Z chwilą wstąpienia do Uniwersytetu przekonywamy się, że jego mury nie chronią nas od rządowej polityki, starającej się nam wydrzeć, co mamy najdroższego. Nie w świątyni czystej wiedzy się tu czujemy, lecz raczej w jakiejś polityczno-policyjnej instytucji, sztucznie obmyślonej ku temu, by zgnębić wszelką myśl samodzielną i zatamować normalny rozwój umysłów. Poczucie wielkiej krzywdy, jaka stąd płynie dla całego Narodu, pobudza nas do głośnego wymienienia warunków, jakie uważamy za konieczne dla przywrócenia życiu uniwersyteckiemu w Warszawie jego normalnego charakteru.
W tym celu żądamy przedewszystkiem przywrócenia Uniwersytetowi Warszawskiemu jego polskiego charakteru w całej rozciągłości.
A zatem:
1. wykładów na wszystkich katedrach w języku polskim,
2. utworzenia całego szeregu katedr, poświęconych historji Polski, prawu i innym rzeczom polskim,
3. powołania na katedry polskich sił naukowych,
4. prowadzenia administracji uniwersyteckiej w języku polskim.
Powtórne, żądamy nadania Uniwersytetowi zupełnej autonomji wewnętrznej:
1. obieralności rektora przez profesorów z pośród siebie samych,
2. zapraszania nowych profesorów przez Uniwersytet,
3. zupełnej swobody druku i słowa odnośnie do spraw, związanych z życiem akademickim.
4. Zniesienia inspekcji, jako instytucji, nic wspólnego z Uniwersytetem nie mającej.
Wreszcie żądamy zniesienia tych praw i przepisów, które w obecnych warunkach wykluczają możność wszelkiej swobody osobistej studentów, jak również studenckich korporacyj. Konieczne tu jest zatem:
1. zapewnienie swobody osobistej studentów,
2. wolność studenckich stowarzyszeń,
3. zniesienie przy przyjmowaniu do Uniwersytetu wszelkich ograniczeń narodowościowych, jak również związanych z różnicą płci i podziałem na naukowe okręgi,
4. zniesienie żandarmskich świadectw o prawomyślności i żądanych obecnie przy przyjmowaniu do Uniwersytetu i wydawanych przy dyplomach przez rektora.
[…]
Że wszystkie braki ,istniejące na gruncie uniwersyteckim, ściśle są związane z uciskiem i ograniczeniami, dającemi się uczuwać we wszystkich innych dziedzinach społecznego życia, dokładnie to rozumiemy. Uświadamiamy też sobie, iż uzdrowienie stosunków akademickich nie może nastąpić bez daleko idących zmian ogólniejszej natury. Jedyną bowiem gwarancją poszanowania praw Uniwersytetu Warszawskiego może być autonomiczny ustrój Królestwa Polskiego, oparty na zasadzie stanowienia narodu o sobie.
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Jakie to okropne: przedwczoraj znowu na Uniwersytecie Rusini [studenci ukraińscy] dopuszczali się gwałtów i to gorszych niż dotąd, bo przyszli z rewolwerami i browningami, bo rozesłali 300 telegramów na prowincję, wzywając „braci” na pomoc, ach! przecież przeciw braciom także, którzy nie wiedzieli o niczym, przeciw polskiej młodzieży i profesorom. Straszne! Krew się polała, kilkunastu rannych, jeden zabity, Rusin z ręki Rusina. I to ma być środek zdobycia sobie uniwersytetu! A wszak go im nikt nie odmawia, mają do tego prawo, tylko to się nie da zrobić w jednej chwili i tylko naszego niech nam nie wydzierają, bo do niego znowu my mamy prawo, jedyne, święte, niezaprzeczone.
Lwów, Galicja Wschodnia, 1–3 lipca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2: 1888–1930, Warszawa 2005.
Na 1 maja garstka ludzi poszła i tylko szkoły pod presja zapędzili. Na 3 maja olbrzymi pochód i manifestacja. Tłum nas porwał i niósł na swych falach. […] Przed wojskowym budynkiem zaczęli najbardziej krzyczeć „Polska dla Polaków”, a w oknach sowieckie mordy. Wtem wjechało auto osobowe trąbiąc, a w nim kilku oficerów polskich z rewolwerami wymierzonymi w tłum. Następnie w zbity tłum wjechało ciężarowe auto, robiąc skiby w żywym mięsie. W tym momencie dano salwę. […] Ponieważ musieliśmy przechodzić koło polskiego Gestapo, widzieliśmy jak autami zwozili aresztowaną młodzież. Cały dzień i noc trwała czystka.
Poznań, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Dzień 3 Maja jeszcze raz wskazuje na charakter wyższych uczelni. Łódź, Kraków, Katowice winny przeprowadzić masówki fabryczne z żądaniem relegowania studentów, którzy brali udział w nielegalnych demonstracjach, zniesienia autonomii uniwersyteckiej. Trzeba pomyśleć nad przygotowaniem ustawy w sprawie stworzenia komisji nadzwyczajnej, która zaprowadzi porządek na uniwersytetach. 3 Maja wykazał, że dojrzała już sprawa do tego, ażeby w tych miejscowościach, gdzie PSL się skompromitowało jako współpracujące z podziemiem, zostało one rozwiązane.
Warszawa, 4 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W czasie dzisiejszych dwu wielogodzinnych wieców akademickich, młodzież domagała się odnowy życia na Węgrzech własną węgierską drogą. Wskazywano na przykład Polski i uchwały VIII Plenum PZPR, dla których wyrażano pełną sympatię. Były wystąpienia przeciwko ZSRR. Wysunięto między innymi żądanie opuszczenia Węgier przez wojska radzieckie, rozliczenia z zaciągniętych pożyczek z podaniem ich warunków, informacji o gospodarce węgierskim uranem, ponadto odbycia jawnego procesu Farkasa z udziałem w nim Rakosiego. Młodzież akademicka czyni starania, by dla wysuniętych postulatów pozyskać poparcie młodzieży robotniczej (zwłaszcza z kombinatu w Cseplu) i wojska.
Na wiecach propagowano planowaną na jutro manifestację pod ambasadą polską i pod pomnikiem Bema.
Budapeszt, 22 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Około godziny 14 [23 października] rozpoczęły się przemarsze młodzieży z domów akademickich i uczelni pod pomnik Kossutha [pod pomnik Petöfiego – od red.], a stamtąd Bema – obu węgierskich bohaterów walk 1848. [...] Do kilkudziesięciu tłumów pod pomnikami przemawiali przedstawiciele młodzieży, a pod pomnikiem Bema także pisarz [Péter] Veres. Demonstranci nieśli sztandary węgierskie, radzieckie i polskie, hasła przyjaźni z Polską, ZSRR, dużo napisów z żądaniem wycofania z Węgier wojsk radzieckich, o powrót do kierownictwa Nagya itp. Kolportowano ulotki, których znaczna część zawierała 25 punktów rezolucji młodzieży z wczorajszych wieców. [...]
Po zebraniu pod pomnikiem Bema znaczna część młodzieży wycofała się. Natomiast nowo przybyłe tłumy zresztą młodzieży przeszły pod parlament. Tam po długim oczekiwaniu przemówił Nagy, wzywając zebranych do spokojnego rozejścia się. Rozpoczęły się okrzyki i wezwania. Z parlamentu część demonstrantów udała się na plac Stalina, gdzie zniszczyła pomnik Stalina, a część pod budynek radia, gdzie zaczęła się strzelanina. Są ranni i zabici. Spłonęły samochody. Liczb nie sposób na razie ustalić. W pochodach i na wiecu uczestniczyli także wojskowi.
Od momentu zajść pod budynkiem radia zostały użyte gazy łzawiące i granaty, weszły czołgi. Sytuacja bardzo poważna.
Budapeszt, 24 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Bracia Węgrzy!
My, zgromadzeni na wiecu studenci warszawscy przesyłamy Wam słowa poparcia i pełnej solidarności dla Waszej walki o suwerenność i demokkrację.
Żądamy wycofania wojsk radzieckich z Węgier przed złożeniem broni przez powstańców. Protestujemy jak najostrzej i potępiamy interwencję zbrojną wojsk radzieckich przeciwko walce waszego narodu.
Potępiamy jak najostrzej wystąpienie w ONZ ambasadora Sobolewa oraz artykuły w prasie radzieckiej jako oszczercze i fałszywe.
Szczególnie popieramy Wasze żądanie wypłacenia przez rząd radziecki odszkodowania z[a] straty spowodowane interwencją wojsk radzieckich na Węgrzech oraz żądanie wydania ludowi węgierskiemu osób winnych rozlewowi krwi, w celu wymierzenia sprawiedliwości. W Naszej słusznej walce jesteśmy z Wami. Zobowiązujemy się do udzielenia Wam pomocy.
Niech żyje przyjaźń Polsko-Węgierska!
Niech żyją wolne niepodległe i socjalistyczne Węgry!
[Warszawa], 30 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Nie chcemy, by spotkał nas los braci Węgrów.
Są w naszym kraju i poza nim siły zdolne w każdej chwili zgnieść naszą rewolucję.
Jest także rzeczą pewną, że wzdłuż naszych granic znajdują się siły wojskowe. Rozsądek nie pozwala nam dać pretekstu, by ruszyły one do walki.
W równie tragicznej sytuacji była młodzież Polski już nieraz.
W roku 1831, w 19863 rozpacz popchnęła naszych bohaterskich poprzedników na tragiczną w skutkach drogę.
W dniach polskiego października nie pozwoliliśmy naszym wzburzonym sercom wziąć przewagi nad rozwagą polityczną.
Nie chcemy, aby i teraz do głosu dochodziło tylko gorące serce!
Koleżanki i koledzy!
To nie jest asekuranctwo. To nie tchórzostwo dyktuje nam te słowa. Zbyt wiele już osiągnęliśmy, by to zaprzepaścić.
Dlatego ostrzegamy, ostrzegamy, ostrzegamy!
BRACIA!
Nie prowokujmy sił, które mogłyby zdławić naszą świeżo rozkwitłą wolność.
Pochodem milczenia uczcimy pamieć poległych Węgrów.
Studencki Komitet Rewolucyjny
Kraków, 4/5 listopada
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Nareszcie znalazłem trochę czasu na spisanie tego, co działo się w ostatnich dniach. [...]
Jak zwykle 1 maja wielki pochód. Na trybunie całe naczalstwo. Wiesław wygłosił przemówienie, na moje wyczucie, zbyt długie. Główny motyw – bomba wodorowa wisi nad ludzkością. [...]
Pochód jak to pochód. Tłumy. Zainteresowanie publiczności wzbudziła grupa harcerzy przebrana za powstańców warszawskich. Studenci, tak jak słyszałem, dawali wyraz swej – delikatnie mówiąc – opozycyjności.
Warszawa, 1–10 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Idziemy do Teatru Rapsodycznego, którego jeszcze nie znam. To teatr poświęcony tylko recytacjom poezji. [...]
Stamtąd na specjalne zaproszenie do studenckiej „Piwnicy”. To właściwie okropna piwnica, cała w siwej chmurze dymu z papierosów, bez wentylacji, słabiutko oświetlona, przeważnie świecami. Wrażenie raczej ponure. Gdyby ktoś kazał tej młodzieży produkować się w tej norze – byłby zrewoltowany hałas na cały świat. „Duszą” owej piwnicy jest młody „egzystencjalista” Piotruś Skrzynecki, student nigdzie nie meldowany, bez mieszkania i utrzymania, nocujący i jadający u ludzi.
Kraków, 18 czerwca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955-1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Jestem studentką III roku wydziału filozofii. Dnia 16 lutego br. O godz. 20-ej wieczorem zostałam zatrzymana przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa MSW na ulicy i przewieziona do Pałacu Mostowskich. Zasłyszane wówczas zdania do tego stopnia mną wstrząsnęły, że pragnęłabym pokrótce streścić je, a niektóre dokładnie zacytować. I tak usłyszałam:
1. Jak się pracuje pani między Żydami?
2. Ilu było Żydów wśród zbierających podpisy w związku z Dziadami?
3. Pani taka inteligentna i nie zauważyła zalewu żydostwa na katedrach u pani na wydziale.
4. Pani rozumie, że my Polacy musimy wreszcie dojść do głosu, bo tak długo, jak Żydzi zajmują wszystkie stanowiska, Polacy wybić się nie mogą. I tak np. dla pani może nie wystarczyć miejsca w katedrze.
A oto jakie podawano; mi przykłady na to, jak „Żydki popierają Żydków”:
a) Żydek Baczko (profesor UW) wylansował Piotra Hoffmana.
b) Przełęcki, Żydka Zabłudowskiego (pierwszy docent, drugi — doktor).
c) Chyba pani zauważyła, jaką reklamę zrobiły Żydki Andrzejowi Rapaczyńskiemu i Włodkowi Rabinowiczowi (obaj są bezspornie najzdolniejszymi studentami na wydziale).
5. Pani jest przecież czystej krwi aryjką.
6. My rozumiemy, że niektóre panie podniecają się do innych ras. I tak np. niektóre lubią Murzynów, a inne Żydów.
7. Czy pani w dalszym ciągu upiera się przy polskości tego starego Żydziska Słonimskiego?
Przy czym okazało się, że przesłuchujący mnie funkcjonariusze traktują słowo „Żyd”, jako obelgę. Gdy bowiem zmuszona do rozróżniania Żydów, przyjęłam jako znak rozpoznawczy ciemne włosy i przesłuchującego mnie funkcjonariusza zaliczyłam do Żydów właśnie, usłyszałam: „nie pozwalaj sobie za dużo”. Przy innej okazji usłyszałam: „zamknij się”.
I tak zapytuję Was, co to znaczy, że w Polsce Ludowej w 24 lata po okupacji hitlerowskiej znowu mówi się językiem hitlerowców i ONR-owców? Darzę Was obywatelu I sekretarzu tak dużym szacunkiem, iż wierzę, że zajmiecie się tą sprawą i pozwolicie mi odzyskać wiarę w dobre imię Polaka — obywatela Polski Ludowej, czy też w człowieka po prostu.
Warszawa, 23 lutego
Marzec ‘68. Między tragedią a podłością, oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
W dniu 8 marca pojawiła się na terenie Uniwersytetu duża ilość ulotek z napisem „WIEC”. [...] Jako termin został wybrany Dzień Kobiet i godzina 12 — pora otwarcia stołówki uniwersyteckiej.
Należy przypuszczać, iż Dzień Kobiet został wybrany jako dzień powodujący — jak się okazało — znaczne rozluźnienie dyscypliny w niektórych szkołach i na uczelni, jako również eksponujący rolę dziewcząt w planowanym wiecu i utrudniający w „świątecznej” atmosferze ewentualne przeciwdziałanie jemu. [...] Jest to od dawna znana na UW wichrzycielska grupa, wykorzystująca każdą nadarzającą się okazję do siania zamętu i zakłócania porządku na Uniwersytecie. [...]
W dniu 8 marca od godz. 11.30 zaczęły zbierać się w różnych punktach na terenie UW grupki studentów.
Około godz. 12-tej zebrała się na głównym dziedzińcu Uniwersytetu grupa studentów w liczbie ok. 400-500 osób. [...] Zorganizowana grupa studentów — ok. 500 osób udała się pod gmach biblioteki i zaczęła skandować hasło: „nie ma chleba bez wolności”. Interweniująca grupa uniwersyteckiego aktywu ZMS nie zdołała opanować sytuacji. W związku z tym, idąc z pomocą władzom uczelni, na dziedziniec wkroczył aktyw z zakładów pracy i instytucji. Aktyw ten spowodował oczyszczenie głównego dziedzińca Uniwersytetu. Studenci przeszli pod gmach rektorski.
Przedstawiciele władz uczelni w osobach prorektora — prof. Z. Rybickiego, dziekana Wydziału Historii — prof. Herbsta i dziekana Wydziału Ekonomii — prof. Bobrowskiego usiłowali z balkonu skłonić młodzież do rozejścia się. Kierowane do młodzieży apele nie odnosiły żadnych skutków, przyjmowane były gwizdami, okrzykami: „prowokacja, kłamstwo, obłuda”. Skandowano: „rektor, rektor”, a po wezwaniu studentów Uniwersytetu przez prorektora Rybickiego do rozejścia się, wrzeszczano: „nie jesteśmy studentami Uniwersytetu — jesteśmy studentami Warszawy”. Nie pomagały tłumaczenia, że tego rodzaju ekscesy przeszkadzają w prowadzeniu zajęć. Nie pomogły próby oddziaływania na ambicję studencką poprzez wskazywanie na stojący obok aktyw robotniczy, jako na tych, „którzy na nas pracują i teraz patrzą”. Sformułowanie to przyjęto wrzaskiem: „precz z UW, bandyci, gestapo, faszyści, najemnicy, czarne krzyże” itp.
Rozmowy prorektora z przedstawicielami młodzieży wykazały, że chcą oni uznania wiecu za legalny, „nienaruszalności” Uniwersytetu, przywrócenia praw studenckich relegowanym studentom. Jeden z organizatorów wiecu — Dajczgewand — postawiony przed oblicze aktywu ZMS przyznał, iż chodzi o to, aby zalegalizować status opozycji politycznej. Rektorat uczelni wyczerpał w stosunku do zgromadzonych studentów wszelkie środki perswazji. [...] Wobec narastania napięcia wśród zgromadzonych, ustawicznego obrzucania obelgami aktywu, rzucania w niego śniegiem, kamieniami, pieniędzmi, dewastacji opon autokarów zakładowych, przeniesienia się dużej ilości rozrabiaczy na dziedziniec główny, jak również wobec nieskuteczności długotrwałej perswazji ze strony władz uczelni i aktywu — wyposażono aktyw zakładu pracy i instytucji w pałki.
Jednoczesne wejście ORMO i aktywu do akcji spowodowało w ciągu kilku minut rozproszenie około 1000 zgromadzonych. Pluton MO w sile 30 osób dokonał w zasadzie jedynie patrolowego przejścia wokół głównych zabudowań.
Akcja aktywu i wejście milicji spowodowała rozproszenie rozwydrzonej młodzieży, w poważnej części opuszczenie przez nią terenu UW bądź ukrycie się w gmachach.
W czasie interwencji aktywu niektórzy spośród najbardziej agresywnie zachowujących się i obrzucających aktyw kamieniami, zostali siłą przywołani do porządku. Zostały im odebrane legitymacje studenckie i szkolne. Odebrano również legitymacje szeregu osobom demonstracyjnie niszczącym książeczki z tekstem Konstytucji PRL.
Warszawa, 8 marca
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, Komitet Centralny, Wydział Organizacyjny, L.dz.Org/T/01/15, Informacja nr 8/A/4345, Warszawa 9 marca 1968 r., Tajne (AAN, KC PZPR 237/Vll-5340, k. 33-37), [cyt. za:] Marzec 1968 30 lat później, t. 2, Aneks źródłowy: Dzień po dniu w raportach SB oraz Wydziału Organizacyjnego KC PZPR, oprac. M. Zaręba, Warszawa 1998.
Stojąc na kupie śniegu, widzę, jak trzy autobusy usiłują wyjechać z dziedzińca na ulicę. Tłum, krzycząc, zagradza im drogę, jednak wozy przebijają się. W jednym wyraźnie widzę twarze studentek widocznie porwanych przez bojówkarzy, którzy rozpierają się w fotelach. (Studentki stoją pośrodku). Tłum w pasji grozi pięściami, rzuca grudami śniegu, skanduje „Ge-sta-po! ge-sta-po!”. Znów spotykam Kołakowskiego i mówię mu, co widziałem. Wchodzę nadziedziniec. Tu spotykam Józia i Erwina Axera, który przybiegł w poszukiwaniu swojego syna. „Śpiewali «Jeszcze Polska...» i Czerwony Sztandar — objaśnia Józio. — Ale kiepsko”. (Naród niemuzykalny — wtrąca Axer).
W miejscu gdzie dziedziniec się rozszerza, ruch. Studenci otaczają jakiegoś siwego pana w okularach, zapewne profesora, i wiwatują. W tym samym momencie gwałtowny ruch w bramie. „Panowie, na ulicę” — wołam, bo już widzę, że w bramę wpada duża gromada policjantów w hełmach, z długimi pejczami w rękach. (Dowodzi oficer z głośnikiem). Mamy tylko kilka kroków do furtki, więc cofając się na ulicę, mijamy się z rozwiniętym już oddziałem policji. Spoglądam na zegarek (14.45) i na dziedziniec. Siwy pan staje na środku, podnosi rękę, jakby chciał zagrodzić drogę atakującym. Mówi coś. Policja wpada na niego. „Dziekana! Pobili dziekana!” — wołają studenci. Widzę, że drugi oddział wpadł od Sewerynowa. Oba biją studentów pejczami. Krzyk, zamęt.
Jestem na Krakowskim koło furtki i rozglądam się po ulicy. Na wysokości ul. Traugutta przegrodziły ją w poprzek zielone dżipy. Mnóstwo ludzi w oknach, na balkonach, w drzwiach, na stopniach kościoła, na jezdni, na chodnikach. Nagle moi sąsiedzi zrywają się w panice. Z bramy uniwersytetu wypada gromada policjantów z pejczami. Przeskakuję przez łańcuch, który oddziela chodnik od wąskiego skrawka przed samym budynkiem i przylepiam się plecami do muru. Przede mną przewala się przerażony tłum, za nim policjanci z pejczami krzyczą i biją wszystkich: studentów i przechodniów. To samo na jezdni i na przeciwległym chodniku. Na chwilę przede mną pusto, więc w kilku susach dopadam zakładu geografii i wpadam do holu, gdzie tłum przechodniów i studentów. Jakaś kobieta dostała szoku. Z galerii jakiś student wygłasza przemówienie („...i zorganizować obronę!”. Brawo! Oklaski).
Warszawa, 8 marca
Zbigniew Raszewski, Raptularz 1967-1968, Warszawa 1993.
Następnego dnia miał być wiec na Politechnice. Dobrze nie pamiętam, jak i dlaczego, ale też poszłam pod główną bramę. Poranne dzienniki doniosły, że poprzedniego dnia na Uniwersytecie były chuligańskie wybryki. Pierwszy raz w życiu widziałam na papierze tak bezczelne łgarstwo. Z górnych pięter liceum obok Politechniki leciały podarte gazety. Pojawiło się hasło „Prasa kłamie” i coś w rodzaju ogniska z gazet na chodniku. Spod Politechniki ruszyliśmy sporym pochodem Polną w kierunku Placu Unii do redakcji „Życia Warszawy”. Chyba po to, żeby tam pod oknami wykrzyczeć cały ten szok, jaki wywołały gazetowe brednie o zdarzeniach, w których wczoraj sami braliśmy udział. Ludzie na ulicy przystawali, płakali, rzucali kwiaty, których jeszcze dużo mieli po Dniu Kobiet, jakiś staruszek wznosił narodowe hasła. Pierwszy raz widziałam takie poparcie ulicy — to było bardzo wzruszające i podniosłe. Na wysokości połowy Polnej pojawił się milicyjny kordon. Zaczęli rzucać gaz łzawiący, biegać za rozpierzchającymi się grupami. Tę, w której się znalazłam, gonili gdzieś do kina „Luna”. Tuż obok mieszkała nasza koleżanka, schowaliśmy się u niej i okropnie długo płakaliśmy od tego gazu. Usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy czułam: nic, jak to bywa w szoku.
[...]
W poniedziałek miały się odbyć wiece wydziałowe i ogólnouniwersytecki w Audytorium Maximum. Poprzedniego dnia u ciotki jednego chłopaka — bo miejsce nieznane policji — przepisywaliśmy na maszynie projekt rezolucji na ten duży wiec. Wtedy pierwszy raz zetknęłam się z czymś takim, jak „czyste” mieszkanie, niezostawianie odcisków palców — prawie z konspiracją. Ciągle miałam poczucie, że to zabawa, ale już byli pierwsi aresztowani, byli pobici. Perspektywa znalezienia się w Pałacu Mostowskich czy w więzieniu była coraz bardziej realna.
Warszawa, 9-10 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
W godzinach popołudniowych w piątek [8 marca] w rejonie Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu powstały zakłócenia w ruchu ulicznym i komunikacji. Przyczyną ich była sytuacja, jaka wytworzyła się na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, w wyniku nieodpowiedzialnych wystąpień grupy studentów, do których dołączyły się elementy chuligańskie [...].
Na Uniwersytecie Warszawskim co pewien czas daje znać o sobie grupka awanturników, wywodząca się z kręgów bananowej młodzieży, której obce są troski materialne, prawdziwe warunki życia i potrzeby naszego społeczeństwa. [...]
Oni to byli sprawcami wczorajszych zajść, wykorzystując jako pretekst usunięcie z uczelni dwóch studentów, znanych z anarchistycznych wystąpień na terenie Uniwersytetu. [...]
Owej grupce prowodyrów udało się wczoraj wciągnąć część młodzieży studenckiej. Jest to tym bardziej godne ubolewania, że ci studenci nie uważali za wskazane odciąć się od szumowin, które dołączyły do nich, wykorzystując jak zawsze tego typu okazje do rozróby.
Wystąpienia studentów UW przeniosły się poza mury uczelni na ulicę. Przechodnie przypatrywali się rozhisteryzowanym i rozkrzyczanym młodzieniaszkom początkowo z dezaprobatą, a potem z otwartym oburzeniem. Tym bardziej że grupy studentów tamowały ruch uliczny w godzinach powrotu ludzi z pracy do domu.
9 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W dniu 9 marca br. od godz. 17.30 do godz. 21.00 wyłowiono 183 dokumenty związane tematycznie z demonstracjami studenckimi. Dokumenty te zostały wyłowione z ogólnej ilości 1190 szt[uk] przeczytanych w tym czasie. Autorami 170 dokumentów byli studenci warszawskich uczelni, 13 dokumentów pochodziło od osób z różnych innych środowisk. Przykłady:
B[ez] n[adawcy], z Warszawy. Adr[esat] – K., zam. Łomża [...].
„Tajniacy zaczęli nas rozganiać, ale wszystko, wręcz odwrotnie, przybierało na sile. W końcu na balkon wyszedł prorektor Rybicki i dał 15 minut na rozejście się. Oczywiście bałagan się zrobił jeszcze większy i domagano się dyskusji. (...) W międzyczasie tajniacy zaczęli brutalnie rozpędzać tłum, bijąc, kopiąc leżących, trzaskać dziewczyny po twarzach. Zrobiło się coś, co trudno opisać. Studenci darli się: gestapo, bandyci, zbóje, won tajniacy, wycieczka do domu, esesmani biją studentów i kobiety, pachoły, darmozjady... W międzyczasie tajniacy nieco ustąpili i zajechały trzy karetki pozbierać rannych i pobitych. [...]
Jak milicja wtargnęła, zaczęło się coś okropnego. Bili pałami na oślep, kto się nawinął (dziekana z ekonomii politycznej też pobili), deptali leżących, autokary wjeżdżały w tłum studentów. (...) Walka przeniosła się na Krakowskie, które od 12.00 było zamknięte dla ruchu kołowego. Ciągle przyjeżdżały nowe posiłki milicji. (...) Około 17.00 odbyła się znowu większa demonstracja naprzeciw «Bristolu». Znowu śpiewali Jeszcze Polska... i Międzynarodówkę, krzyczeli: biją studentów, biją dziewczyny, gestapo, konstytucja, ale skończyło się jak poprzednio – pały poszły w ruch. [...] Coś takiego to widzi się tylko na filmach z czasów okupacji. Cudzoziemcy, jak mogli, fotografowali, wszystkie kamery poszły w ruch, oczywiście z okien «Europejskiego», «Bristolu». (...)
Widziałam pobite koleżanki i kolegów. Wszyscy czekają teraz na to, co powie zagranica, u nas w domu też bez przerwy «Wolna Europa», Londyn lub Waszyngton.”
Warszawa, 10 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
W pobliżu gmachu głównego LK zostaliśmy brutalnie zaatakowani przez siły MO i ORMO, posługujące się opancerzonym działkiem wodnym, granatami z gazem łzawiącym i pałkami. Dotkliwie pobito, skopano studentki i studentów, a także okolicznych przechodniów, nie oszczędzając nawet dzieci ani leżących już na bruku. Trzeba dodać na podstawie oświadczeń wielu obecnych, że funkcjonariusze MO biorący udział w akcji byli w stanie podniecenia alkoholowego. Następnie milicja wdarła się do Collegium Novum, łamiąc przyrzeczenia pierwszego sekretarza KW PZPR Czesława Domagały złożone w przeddzień na ręce rektora UJ głoszące, że w żadnej sytuacji organa MO nie wkroczą na teren uniwersytetu. Masakra trwała dalej w zamkniętych pomieszczeniach przepełnionych gazem. Nie oszczędzono nawet profesorów i pracowników nauki. Poturbowano dziekana wydziału prawa doc. dra Lesława Paulego, prof. dra Karola Estreichera, prof. dra Konstantego Grzybowskiego. Ranny był prorektor Adam Bielański i inni. Osoby te usiłowały powstrzymać milicyjnych siepaczy.
Kraków, 13 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
W dniu 14 marca napięcie osiąga punkt szczytowy. Uniwersytet jest oblepiony ulotkami, grupki młodzieży są przed uczelnią i wypełniają korytarze gmachu głównego. Są zapowiedziane wiece na uniwersytecie i w politechnice. Rywalizujące ze sobą organizacje ZSP i ZMS trzymają się osobno. Ta ostatnia zbiera się (ok. 200 osób) na uniwersytecie w godzinach popołudniowych, próbując bezskutecznie przeforsować własną rezolucję. Brak jednomyślności, kierownictwo organizacji jest jawnie krytykowane przez członków.
[...] Na godzinę 14 zwołano wiec, na którym byłem obecny. Ogłosiłem, że wiec jest legalny. Obrady trwały ponad trzy godziny, były niezwykle burzliwe. Podziwiałem talent wielu mówców, którzy wyrastali jak spod ziemi. Młodzież trzymana na wodzy przez lata całe, zastraszona, zdezorientowana, nagle w tym wykwicie nieoczekiwanej wolności okazała swoje najpiękniejsze zalety: odwagę, umiejętność dojrzałego myślenia, umiarkowanie i dyscyplinę. Byli wśród nich demagodzy, lecz ich szybko temperowano. Byli też prowokatorzy, wtyczki tajnej policji, o czym dowiedzieliśmy się znacznie później.
Trzy człony organizacyjne, które wymieniłem wyżej, zbierały się w wyznaczonych pokojach. Ja urzędowałem w swoim gabinecie rektorskim, mając łączników z pozostałymi członkami komitetu. Miejscem wspólnych spotkań była Aula Leopoldina, gdzie zbieraliśmy się co kilka godzin. Stamtąd dochodziła wrzawa, głośne okrzyki młodzieży, zwłaszcza popularne hasło „prasa kłamie”, tam rządził „lud”, a z jego głosem liczyliśmy się. Lekcja demokracji, jakiej dawno nie widzieliśmy w tym kraju!
Dokoła zamkniętego uniwersytetu zbierały się tłumy ludzi. Z okna mojego gabinetu widziałem nadciągające wąskimi ulicami Starego Miasta strumienie ludzi wznoszących okrzyki sympatii. Pojawiła się milicja, samochody ustawiły się na placu Uniwersyteckim, a kordon milicjantów zajął miejsce tuż przed murami budynku, odgradzając od nich tłum ludzi. Budynek uniwersytetu był obwieszony transparentami, w oknach wywieszono flagi narodowe.
[...] Rozpoczęliśmy żywot oblężonego grodu. Przygotowano kuchnie, które ograniczały się właściwie do zaparzania herbaty. Dostarczano nam żywność z zewnątrz. Cech piekarzy zadbał o to, aby świeży chleb był dowożony do uniwersytetu. Podawano nam masło, wędliny, słodycze, papierosy. Ktoś podał bukiet kwiatów dla mnie, z gorącym dopiskiem życzeń i gratulacji. Miasto żyło strajkiem studenckim. W tej atmosferze powszechnie panującego zastraszenia i przemocy uświadomiono sobie, że jest możliwy protest i że wyszedł on właśnie od młodzieży, którą przez lata całe wychowywano na ludzi oddanych reżimowi.
Wrocław, 14 marca
Alfred Jahn, Z Kleparowa w świat szeroki, Warszawa-Kraków 1991.
Tow. M.:
[...] Wczorajszego wiecu można było uniknąć. Jego przebieg wykazał słabość naszego aktywu uczelnianego. Aktyw partyjny potrafił jednak utrzymać ten wiec w pewnym ramach. Podjęta rezolucja nie w pełni popiera linię partii, ale jest w niej wiele elementów pozytywnych. Zgłoszone wnioski odnośnie potępienia MO, przywrócenia „Dziadów” nie zostały do rezolucji wprowadzone. Konfrontacja poglądów na tym wiecu w sposób pozytywny wpłynie na postawę studentów. Jest to o tyle korzystne, że mogli się wypowiedzieć i wyładować pewne napięcie. [...]
Na wszystkich uczelniach dziś przeprowadziliśmy spotkania z Komitetami Uczelnianymi PZPR. Zaleciliśmy dokonanie na KU oceny postawy kadry naukowej a na grupach studenckich również postawy studentów członków partii w czasie tych zajść. [...]
Towarzysze z ZMW i ZMS proponują zorganizowanie spotkania z rodzicami studentów, którzy niewłaściwie zachowywali się w czasie tych zajść. W prasie chcemy wesprzeć zarządzenie Rektora UMCS oraz krytycznie ustosunkować się do niesłusznych wniosków zawartych w rezolucji. Można by rozważyć możliwość zorganizowania w miasteczku akademickim wiecu robotniczego wspólnie z aktywem studenckim. Można by na taki wiec zaprosić kilkadziesiąt tysięcy robotników. Zastanawiam się również, czy nie warto by było spotkać się z Żydami, którzy opowiadają się za naszą polityką. [...]
Tow. D.:
[...] Ujemną stroną naszej pracy jest to, że tych, których dotychczas ukarano nie możemy uznać za głównych inspiratorów i przywódców. Przywódcy i inspiratorzy poniedziałkowych zajść pozostają nadal w ukryciu. Pewne wnioski należałoby wyciągnąć w stosunku do KUL. KUL zaprasza znanego wichrzyciela Kisielewskiego na odczyt do siebie. Dopiero po interwencji władz odwołano to zaproszenie. Aktywność KUL w szerzeniu niepokojów wśród studentów była duża. Wczorajszy wiec studencki był sondą sytuacji w środowisku studenckim. Potwierdza to, że czujność nasza nie powinna być osłabiona. Szkoły średnie dały pożywkę i wsparcie dla środowiska studenckiego. Polityka represyjna po usunięciu pewnych uchybień była prawidłowa. [...]
Tow. K.:
[...] Pewną naszą słabością jest to, że nie znamy głównego sztabu organizatorów zajść. Wyszła na jaw pewna słabość władz uczelni. Z drugiej strony uwidoczniło się duże zaangażowanie rektorów uczelni, władz oświatowych. Sojusznicy nasi, ZSL i SD, okazali się bardzo słabymi sojusznikami. W trudnych chwilach na sojuszników tych trudno liczyć. [...] Kadra naukowa również wykazała chwiejność, w tym również niektórzy członkowie partii. Poważna ilość młodzieży akademickiej okazała się nie tylko nijaka, ale niekiedy wrogo występująca przeciw partii i władzy ludowej. KUL bardzo dużo nam narozrabiał, ale oni sami narobili sobie kłopotów. Pod naciskiem opinii publicznej będziemy rozwiązywać kwestię KUL.
Lublin, 14 marca
Następnej nocy powiadomiono mnie, że dowódca oddziałów milicyjnych, major, pragnie ze mną rozmawiać. Wydałem polecenie, aby go wpuścić do środka. W przeciwieństwie do oficera z poprzedniej wizyty ten od początku okazał dobrą wolę i chęć porozumienia. Znalazły się kanapki i wódka — tutaj musiałem odstąpić od przyjętej w naszym oblężeniu zasady. Narada trwała około dwu godzin, wspierali mnie Bożyczko i któryś z obecnych profesorów. Ustaliliśmy zakończenie strajku pod warunkiem, że studenci będą mogli spokojnie rozejść się do domów. Major zaręczył mi słowem oficerskim, że żadna krzywda nie spotka studentów. Zaproponował, aby ewakuacja odbyła się we wczesnych godzinach rannych, gdy ulice są puste, gdy nie ma ludzi przed uniwersytetem. Przystałem na ten warunek. Mój rozmówca zobowiązał się, że milicja dostarczy kilka samochodów ciężarowych do przewiezienia dziewczyn do odległych domów studenckich. Gdzieś około drugiej w nocy zawarliśmy to ustne porozumienie, ufając sobie wzajemnie. Major miał już dobrze w głowie, ja markowałem picie, on nie odmawiał.
Zapowiedziałem komitetowi studenckiemu zakończenie strajku i poszedłem się jeszcze na godzinę położyć. Ewakuację zaczęliśmy około piątej rano. Studentów podzielono na grupy, według dzielnic zamieszkania i domów studenckich. Studenci opuszczali gmach pojedynczo, zgodnie z życzeniem milicji, aby uniknąć wrażenia pochodu. Od wczesnych godzin stałem przy bramie i każdemu z opuszczających budynek podawałem rękę. Widziałem zmęczenie na twarzy chłopców, dwie kiepsko przespane noce wywarły swój wpływ. Setki chłopców opuszczały gmach, niektóre studentki skorzystały z aut, większość odmówiła. W uniwersytecie pozostała nieduża grupa porządkowa. Była godzina 9, gdy jako jeden z ostatnich opuszczałem uniwersytet, po dwu dniach tego niezwykłego strajku. Nie wiem, jak się dostałem do domu, gdzie oczekiwała mnie w najwyższym stopniu zdenerwowana rodzina. Byłem zupełnie wyczerpany fizycznie i psychicznie.
Wrocław, 15/16 marca
Alfred Jahn, Z Kleparowa w świat szeroki, Warszawa-Kraków 1991.
Faktem jest, że Michnikowie, Szlajferzy, Grudzińscy, Werflowie, Grossowie i im podobni, w wyniku logiki wydarzeń znaleźli się automatycznie poza nawiasem mas studenckich. [...] Bylibyśmy jednak krótkowzroczni, gdybyśmy owe awantury przypisywali tylko grupie studenckich wichrzycieli. [...] Należałoby zadać sobie proste pytanie. Kto miał interes w tym, by odciągnąć młodzież od nauki i pchnąć ją na drogę awantur? [...] Komu zależało i zależy na tym, żeby przynajmniej osłabić tętno pracy dla Polski Ludowej, zniechęcić do realizacji czynu zjazdowego, siać w społeczeństwie niewiarę w twórcze siły naszego narodu? [...] Owi Zambrowscy, Staszewscy, Słonimscy i Spółka, ludzie w rodzaju Kisielewskiego, Jasienicy i innych, których nazwiska zna się z komunikatów prasowych, dowiedli niezbicie, że obcym służą interesom. [...] Dziady Mickiewiczowskie były dla nich tylko pretekstem do uderzenia politycznego. [...]
Dzisiaj MO naszego województwa zatrzymała samochód, który wiózł na Śląsk grupę studentów z jednej uczelni, warszawskich studentów, którzy jechali zamącić spokojną śląską wodę. Nietrudno domyślić się, za czyje pieniądze podróżują ci młodzieżowi emisariusze. Są to ci sami zawiedzeni wrogowie Polski Ludowej, których życie nie nauczyło rozumu [...] różni pogrobowcy starego ustroju, rewizjoniści, syjoniści, sługusi imperializmu. Chcę z tego miejsca stwierdzić, że śląska woda nie była i nigdy nie będzie wodą na ich młyn. I jeśli co niektórzy będą nadal próbowali zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska woda pogruchocze im kości.
15 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
Tajne specjalnego znaczenia. W żadnym wypadku nie wolno wobec osób trzecich ujawniać pochodzenia tej informacji. [...]
Adresat: J. i M.P., Mielec [...]. Nadawca: Zofia (brak nazwiska i adresu). Treść:
„Nie wiem, czy poprzedni list doszedł do Was, bo widziałyśmy, jak milicja wybierała listy ze skrzynki koło akademika i prawdopodobnie mój list także. Bardzo nieprzyjemne historie są. Nie chodzimy na zajęcia, bo jest strajk w dalszym ciągu. Dzisiaj miała być manifestacja studentów, ale milicja zagroziła nam, że użyje broni i nic nie będzie. Nie bój się, Mamo, o mnie. Chciałam zadzwonić, ale przerywają rozmowy i nie pozwalają wyjeżdżać z miasta. Wczoraj był u nas w akademiku rektor i prosił nas, żebyśmy nie szli na wiec i żebyśmy chodzili na zajęcia. Nikt ich nie słucha. Nie wiem, co będzie. List ten wyśle jedna dziewczyna z Sandomierza”.
Sandomierz, 16 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Obawiamy się, Towarzyszu Wiesławie, że nasza decyzja pozostania w nocy na terenie UW, powzięta po Waszym przemówieniu, może wyglądać z pozoru, lub może być Wam przedstawiona, jako akt nieufności. Z całym naciskiem oświadczamy, że tak nie jest. Doceniamy w pełni Wasze oświadczenie, iż rezolucje studenckie uchwalane na legalnych wiecach zostaną przestudiowane, i rozumiemy też w pełni, że z chwilą kiedy ma się to odbyć z Waszym udziałem, na czym nam bardzo zależy, sprawa wymaga pewnego czasu. Decyzja strajku wynikła z całej serii motywów. Dla jednych była to przede wszystkim reakcja goryczy na oświadczenia prasowe, dla innych — akt solidarności z uczelniami, które wcześniej rozpoczęły strajk okupacyjny. Dla wszystkich — sposób podkreślenia wagi, jaką przywiązują do zgłaszanych rezolucji. Liczymy, że nie potraktujecie naszej decyzji jako błędu, a przynajmniej jako wielkiego błędu.
Jeśli uznalibyście nasze posunięcie za błąd, to chyba wolno nam twierdzić, że nie wynikało ono z innych pobudek, jak z troski o nasze cele. Nasze cele to współdziałanie w budowie Polski socjalistycznej, w umacnianiu sojuszu ze Związkiem Radzieckim, w pogłębianiu demokracji socjalistycznej w Polsce. Nasza bezpośrednia troska to dążenie do wlania bogatszej treści w te formy życia studenckiego, które już skostniały, do pogłębienia więzi z profesurą. Wiemy dobrze, że bez Was nie osiągniemy tego celu. Wierzymy, że przy Waszym zrozumieniu i opiece ruch studencki, choć przecież nie od początku dojrzały, będzie służył dobru Polski Ludowej, która Wam tak głęboko leży na sercu.
Warszawa, 21/22 marca
Czesław Bobrowski, Wspomnienia ze stulecia, Lublin 1985.
Jesteśmy dumni, że młodzież naszej Uczelni okazała w swych wystąpieniach bezkompromisową wolę walki z fałszem, obłudą i zakłamaniem, przeciwstawiła się brutalności i panowaniu wilczych praw w naszym społeczeństwie, okazała wrażliwość na sprawy społeczne, równocześnie deklarując uczucia patriotyczne i wierność socjalistycznej idei. Mimo iż ostatnie wydarzenia rozpętały namiętności, nikt nigdy nie szermował reakcyjnymi hasłami antyradzieckimi czy antypaństwowymi. Jednomyślna manifestacja młodzieży posiada ściśle określone treści postępowe i bez znaczenia jest fakt, kiedy i z jakiej przyczyny została zapoczątkowana. Oficjalna wersja o rzekomych inspiratorach zajść, rekrutujących się spośród niezidentyfikowanych tzw. bankrutów politycznych i ich wpływie na umysły młodzieży, jest w stosunku do nas prymitywnym, demagogicznym kłamstwem.
Stwierdzamy, że poszukiwanie winnych w społeczeństwie polskim zamiast poddania krytyce polityki wewnętrznej naszego państwa, stwarzającej atmosferę, bez której nie mogłoby dojść do ostatnich wydarzeń, nie prowadzi do celu. [...] Jednocześnie w głębokim przeświadczeniu o odpowiedzialności wobec najszczytniejszych tradycji walk studentów o sprawiedliwość i prawdę, wobec ideałów cywilizacji, o odpowiedzialności za uratowanie honoru studenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej wobec społeczeństwa i historii w tych dramatycznych chwilach nasza postawa jest zdecydowana. Mimo represji i stosowania metod zastraszających, z tą samą co poprzednio mocą podtrzymujemy nasze żądania. Żądamy zamieszczenia w środkach masowego przekazu prawdziwej wersji wydarzeń, obalenia oszczerstw i kłamstw, jakimi karmi się do tej pory społeczeństwo, żądamy zwrócenia należnego nam dobrego imienia, żądamy kary dla winnych brutalnego gwałtu dokonanego przez organa ORMO i MO w dniach 8 i 9 marca i później w stosunku do aktywnych w czasie ostatnich zajść. Ostro protestujemy przeciw aktom gwałcenia prawa i Konstytucji PRL. Żądamy rzetelnej informacji w środkach masowego przekazu, nie chcemy czerpać wiadomości z takich źródeł, jak np. rozgłośnia Wolna Europa, która mimo iż obecnie podaje prawdziwą wersję zajść w Polsce, w samej zasadzie jest antysocjalistyczna i antyradziecka. Między innymi żądamy krajowej informacji publicznej, która nie kłamałaby.
Warszawa, 21 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
Przyniesiono mi odezwę młodzieży Politechniki Warszawskiej, którą tu w głównych punktach notuję:
„Jesteśmy dumni, że młodzież naszej uczelni okazała w swych wystąpieniach bezkompromisową wolę walki z fałszem, obłudą i zakłamaniem, przeciwstawiła się brutalności i panowaniu wilczych praw w naszym społeczeństwie, okazała wrażliwość na sprawy społeczne, równocześnie deklarując uczucia patriotyczne i wierność socjalistycznej idei. Mimo iż ostatnie wydarzenia rozpętały namiętności, nikt i nigdy nie szerzył reakcyjnych haseł antyustrojowych, antyradzieckich czy antypaństwowych.”
„Stwierdzamy, że poszukiwanie winnych w społeczeństwie polskim zamiast poddania krytyce polityki wewnętrznej naszego państwa stwarzającej atmosferę, bez której nie mogłoby dojść do ostatnich wydarzeń, nie prowadzi do celu.”
„Mimo represji i stosowania metod zastraszających z tą samą siłą co poprzednio podnosimy nasze żądania. Żądamy zamieszczenia w środkach masowego przekazu prawdziwej wersji wydarzeń, obalenia oszczerstw i kłamstw, jakimi karmi się do tej pory społeczeństwo, żądamy zwrócenia nam należnego dobrego imienia, żądamy kary dla winnych brutalnego gwałtu dokonanego przez organa MO i ORMO w dniach 8 i 9 marca i później, uwolnienia wszystkich uwięzionych dotychczas studentów, zaprzestania metod zastraszania i represji w stosunku do ogółu studentów, a w szczególności do aktywnych podczas ostatnich zajść.”
„Ostro protestujemy przeciwko aktom gwałtu prawa i Konstytucji PRL.”
„Żądamy wolności słowa, zgromadzeń, wieców, demonstracji, najbardziej podstawowych swobód demokratycznych. Niech żyje Polska, niech żyje socjalizm. Historia będzie z nami.”
Warszawa, 22 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Rektor Politechniki zagroził w komunikacie prasowym, że jeżeli studenci nie zaprzestaną strajku, uczelnia będzie zamknięta i ogłoszone zostaną nowe wpisy na wszystkich wydziałach i na wszystkich latach. O godzinie czwartej nad ranem studenci opuścili Politechnikę, ponieważ solidarność zaczęła się łamać. Tak więc 15-dniowa rewolucja młodzieży, aczkolwiek poniosła klęskę, odniosła także swoje moralne zwycięstwo.
Warszawa, 23 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Wiele trudności gospodarczych, jakie przezwyciężaliśmy w ostatnich latach, to w pewnej mierze dzieło różnej maści rewizjonistów, reakcjonistów i sługusów międzynarodowych antypolskich sił. Śnią im się kapitały i monopole, wyzysk polskiego robotnika i chłopa, marzy im się to, co Polska Ludowa bezpowrotnie zlikwidowała. Jest to źródłem ich nienawiści wobec wszystkiego co postępowe, co socjalistyczne. Na tej wspólnej płaszczyźnie spotkali się wszyscy, choć spod różnych znaków: syjoniści i rewizjonistyczne mędrki, wczorajsi obszarnicy i właściciele fabryk, posiadacze kamienic i sklepów, byle bandziory reakcyjnego podziemia, karierowicz zagoniony w ślepy zaułek, zaślepiony głupotą osobistej ambicji oraz wszelkie ludzkie męty, które w takich jak dziś chwilach wyłażą jak ślepe szczury z miejskich kanałów. To oni zza firanek wielopokojowych mieszkań spoglądają dziś z radością na demonstrującą po ulicach młodzież. To w ich mieszkaniach mieszczą się sztaby gołowąsych konspiratorów. Stamtąd przynosi się dziesiątki prywatnych maszyn do pisania, by w Domach Studenckich drukować antypartyjne ulotki i proklamacje. To tam, w ich salonach, opracowuje się plany obezwładnienia naszej ojczyzny, naszego ustroju. [...] Oto ich cel.
Kraków, 25 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
W dniu 23 bm. w pomieszczeniach Głównego Gmachu Politechniki Warszawskiej znaleziono szereg materiałów propagandowych. [...]
Do wykonania ulotek, napisów i odezw oraz transparentów zgromadzono następujące materiały:
— około 80 ark. papieru szarego formatu A-1,
— zużyto do zrobienia transparentów około 50 m płótna białego,
— kilka tysięcy sztuk papieru białego maszynowego,
— kilka tysięcy sztuk papieru podaniowego.
Strajkujący studenci Politechniki Warszawskiej przygotowali również różnego rodzaju środki samoobrony. Zaplanowano przy tym bronić się z II piętra. Do obrony tej zgromadzono następujące przedmioty:
— około 30 gaśnic przeciwpożarowych (wszystkie, jakie znajdowały się w Gmachu Głównym PW),
— około 20 hydrantów podłączonych do sieci wodociągowych,
— około 200 sztuk „pałek” z połamanych krzeseł i stołów,
— kilka prętów żelaznych.
— w krużgankach III i IV piętra, wokół auli, zgromadzono 120 stołów i krzeseł, które zamierzano zrzucić na funkcjonariuszy MO, gdyby weszli na teren Politechniki,
— kilka tysięcy różnych butelek po piwie, wódce i oranżadzie.
W czasie przygotowań do „Samoobrony” zniszczono ponad 200 szt. krzeseł i taboretów, 30-50 stołów, pobrudzono i odrapano ściany w kilku aulach. Dokładnych danych dotyczących strat poniesionych w wyniku dewastacji mienia władze uczelni jeszcze nie ustaliły.
Warszawa, 27 marca
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybów i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
Student czeski oblał się benzyną i podpalił, na znak protestu politycznego – wywołało to olbrzymie poruszenie, tylko bezczelni Moskale napisali, że to prowokacja. Rzecz jest wstrząsająca, pierwszy raz w Europie […]. Czesi są zastanawiający: o tyle bardziej dziś patriotyczni i solidarni od załatwiających swe drobne, prywatne sprawki Polaków.
Warszawa, 22 stycznia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Ustalono, że aczkolwiek obwiniony [Jacek Smykał] w toku postępowania wyjaśniającego zdementował i zaprzeczył, jakoby się dopuszczał napastliwej krytyki na zajęciach praktycznych z podstaw nauk politycznych, to jednak pozostaje niepodważony fakt, że wypowiedzi obwinionego były dokonywane w obecności 30 osób grupy „D”. Wypowiedzi te, pełne agresywnej dynamiki, przytoczone w zeznaniach, musiały wpłynąć destrukcyjnie na światopogląd i postawę kolegów i koleżanek, wywołując w umysłach słuchaczy niepotrzebne wątpliwości, a nawet spaczony obraz naszej rzeczywistości. Ponadto obwiniony stawiał bierny opór, manifestując swoją nonszalancko-lekceważącą postawę w trakcie przesłuchania na terenie Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej i tym samym udowodnił zupełny brak dyscypliny obywatelskiej wobec pracowników pionu bezpieczeństwa.
Szczecin, 13 lutego
Zaczęło się pojawiać coraz więcej osób noszących czarne opaski. W „Żaczku” zawisły czarne flagi. Do Krakowa w związku z poświęceniem nowoczesnego kościoła w centrum robotniczej dzielnicy [Kościół Matki Bożej Królowej Polski w Nowej Hucie], ściągali zagraniczni dziennikarze. Sprawa śmierci Pyjasa zaczęła wykraczać, a właściwie już wykroczyła, poza granice naszego kraju.
O „czarnej niedzieli” mówił i pisał cały świat. W sumie w mszy i protestacyjnym pochodzie przeszło kilka tysięcy ludzi. Milczących, zdeterminowanych, a przede wszystkim zdyscyplinowanych. Wielokrotnie więcej pochody te zobaczyło. Po południu na Rynku Głównym w kilku miejscach odczytano oświadczenie KOR. Atmosfera była bardzo napięta. Około ósmej wieczorem pod domem na Szewskiej, gdzie znaleziono martwego Staszka, zebrał się tłum studentów, którzy przyszli tu minutą ciszy pożegnać swego kolegę. Zaproponowano wtedy, aby założyć Studencki Komitet Solidarności, który byłby autentyczną i niezależną reprezentacją środowiska akademickiego. Kulminacja tej gorącej niedzieli miała miejsce około godz[iny] 21.00. Wtedy spod domu na Szewskiej ruszyła w kierunku Wawelu „czarna procesja”. Kilka tysięcy ludzi spowitych w kir, ze zniczami w ręku i bólem w sercu.
Kraków, 15 maja
Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa, oprac. Florian Pyjas, Adam Roliński, Jarosław Szarek, Kraków 2001.
Kluczowym elementem przedsięwzięcia było przygotowanie i rozwieszenie klepsydr. Chodziło o to, by informacja o mszy dotarła do jak największej liczby studentów. Klepsydry były robione w akademiku „Parawanowiec”, w ciemni fotograficznej. Marian był zapalonym fotografikiem i miał klucze do tego pomieszczenia. Klepsydry pisała przez całą noc studentka III roku fizyki Aleksandra Madeja. Robiła to ręcznie, ale używając szablonów, żeby niemożliwe było rozpoznanie jej charakteru pisma. Marian zaopatrzył ją także w rękawiczki. W ciemni panowała duchota, praca była bardzo ciężka.
Klepsydry były rozklejane przez trudną do ustalenia liczbę osób, tego samego dnia o tej samej godzinie. W akcji na pewno uczestniczyła grupa studentów polonistyki. Klepsydry były przekazywane osobom uczestniczącym w ich rozklejaniu przy zachowaniu reguł konspiracji, np. podczas seansu w kinie „Gigant” w Hali Ludowej. Rozwieszono je na pewno w budynkach Uniwersytetu, Politechniki, Akademii Rolniczej, Akademii Ekonomicznej i w domach studenckich. Krzysztof, zaraz po wymyciu rąk z śmierdzącego kleju, udał się na egzamin z nauk politycznych.
Kraków, ok. 13 maja
Ktoś przecież musiał stanąć prosto. Studencki Komitet Solidarności we Wrocławiu 1977-2007, Wrocław 2007.
Zbliża się godzina 21.00. Na Rynku tłumy krakowian zdezorientowane maskaradą. Przed ratuszem podium barwnie oświetlone, głośna, taneczna muzyka. Nikt nie tańczy. Studenci rozsypani grupami, milczący i nieruchomi. Wśród przybyłych widzów zaczyna narastać zaniepokojenie. Na ścianach domów przy Rynku znów powieszono klepsydry. Na ulicy Szewskiej, na jezdni między ulicą Jagiellońską a Rynkiem dwie grupy studentów, zwrócone ku sobie twarzami, a tyłem do chodników. Pada deszcz. Nad gromadzącym się, milczącym i nieruchomym tłumem ― czarne parasole. Mniej więcej co trzecia osoba trzyma w ręku zapaloną świeczkę.
Kraków, 15 maja
„Opinia” nr 2/1977, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W środę, 11 maja w jego [Stanisława Pyjasa] pogrzeb, w którym wzięli udział niektórzy z nas, nie zdziwiło nas pojawienie się czarnych flag w niektórych oknach D.S. „Żaczek”. Natomiast zdziwił nas fakt zrywania klepsydr, które w swoich tekstach nie zawierały żadnych sformułowań mogących „wzniecić w młodych sercach i umysłach zarzewie niepokoju...”. Jesteśmy w większości mieszkańcami domów studenckich i jedynymi ulotkami, z jakimi zetknęliśmy się na terenie akademików, były zawiadomienia o śmierci naszego kolegi, nabożeństwie żałobnym oraz apele o uszanowanie pamięci zmarłego poprzez niebranie udziału w zabawie, zwłaszcza tu, na oczach jego najbliższych przyjaciół.
Kraków, 16 maja
Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa, oprac. Florian Pyjas, Adam Roliński, Jarosław Szarek, Kraków 2001.
Komisja stwierdza, że student Adam Borowski [I rok Wydziału Malarstwa, Grafiki i Rzeźby] jest obwiniony o brak obowiązujących praktyk robotniczych. Ww. odbył częściowo praktykę udokumentowaną umową o pracę. Pozostała praktyka została uznana za pracę społeczną. W związku z naruszeniem obowiązujących przepisów Uczelni udziela się studentowi Adamowi Borowskiemu nagany z ostrzeżeniem. Komisja […] daje mu możliwość odbycia brakującej praktyki robotniczej w bieżącym roku akademickim. […] W porozumieniu z POP mianuje się Ob. doc. Jana Gawrona bezpośrednim opiekunem politycznym.
Poznań, 22 czerwca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Przyszła mi taka myśl [...]. Będą razem z tobą mówić to kazanie! Bo wcale nie jest takie interesujące to, że klaszczą, że biją brawo, tylko kiedy biją brawo!
[...] Kiedy biją brawo? Wczoraj, kiedy powiedziałem: Chrystus — przez 15 minut bili brawo, dzisiaj, kiedy powiedziałem: Duch Święty — może już trochę krócej, bo jeszcze, jak mówi Pismo Święte, nie całkiem się obudzili. Ale w każdym razie bili.
Chociażbyście nie wiem jak bili brawo, to ja tę myśl muszę skończyć. Otóż, co ja sobie pomyślałem dzisiaj rano. Pomyślałem sobie: co się dzieje z tym społeczeństwem? Stało się jakimś społeczeństwem teologicznym!
Warszawa, 3 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2005.
Nareszcie. Biegamy w czwórkę w deszczu po zielonych Błoniach. Jak dzieci, jak w 1944, gdy przelatywały amerykańskie samoloty (może to właśnie chciałem ponownie przeżyć?), machamy na widok helikopterów małymi flagami Polski i Watykanu. Helikoptery lądują na Błoniach, papież jest w czwartym. Przemówienia. Tworzy się orszak. Wmieszałem się w tłum przy parku Jordana. Wieczór. Pod balkonem pałacu arcybiskupstwa, gdzie zatrzymał się papież, tłum skanduje jego imię. Papież wychodzi na balkon, za nim, nieco z tyłu nowy kardynał krakowski, Franciszek Macharski. To niespodziewane spotkanie przedłużają okrzyki, wiwaty i pieśni. Jan Paweł II z trudem dochodzi do głosu. Mówi z udawaną surowością: „Jak to? To obywatel Krakowa znika na całe osiem miesięcy, a wy nie ruszacie na poszukiwania?”.
Znów rozlegają się pieśni, jeszcze donośniejsze. Na balkonie papież wybija nogą rytm. Gdy robi się późno, oświadcza: „Róbcie co chcecie, ja idę spać”.
Na twarzach krakowian, w ich zachowaniu, daje się wyczytać radość, śmiałość nawet. […] W domu akademickim „Babilon” na miasteczku studenckim, gdzie zakazano jakichkolwiek dekoracji na przywitanie papieża, studenci zapalili światła w pokojach w ten sposób, że przez całą noc oświetlone okna fasady budynku tworzyły z dala wielki krzyż.
Kraków, 6 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
W łódzkim środowisku studenckim powstają pierwsze postulaty. Na razie tylko wydziałowe, wewnątrzuczelniane. Przedstawiane dziekanom — pozostają bez echa. Wzrasta niezadowolenie. Jeszcze nikt nie myśli o strajku. Jeszcze sytuacja nie dojrzała do masowego protestu. Wieczorem 21 stycznia zapada decyzja — od dzisiaj rozpoczynamy strajk okupacyjny uczelni. W imię Odnowy Szkoły Wyższej.
Łódź, 21 stycznia
Marta Polak, Studenci 81: bunt w nadbudowie opisany na gorąco..., „Aspekt” nr 4-5, 1980.
Tow. Stanisław Gabrielski:
Sytuacja w środowiskach akademickich jest groźna. Strajk studentów w Łodzi jest świadomie przeciągany, stał się poligonem doświadczalnym dla przygotowania kadry do organizowania strajków w innych ośrodkach. Hasła strajkujących studentów mają głównie charakter polityczny. Między innymi podnoszona jest sprawa wydarzeń 1968 roku. [...] [Proponuję], aby w szybkim czasie załatwić wszystkie możliwe do załatwienia postulaty studentów typu socjalnego, bo jeśli pozostaną tylko postulaty polityczne, łatwiej będzie z nimi polemizować.
Warszawa, 7 lutego
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Godzina 17.30 — minister Górski podpisuje porozumienie i wymienia egzemplarz z Wojtkiem Walczakiem. Wszyscy powstajemy z krzeseł, ale to nie wystarcza, więc zrzucamy buty i wchodzimy na krzesła — bijemy brawo, wznosimy radosne okrzyki. I nagle cisza, a po chwili ktoś intonuje „Jeszcze Polska...”, więc schodzimy z krzeseł i głośno, równo, z harmonią głosów męskich i żeńskich śpiewamy hymn narodowy. Wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie słyszałam hymnu śpiewanego z takiej potrzeby, z takiego zaangażowania wewnętrznego.
Łódź, 19 lutego
R. Kowalczyk, Studenci ’81, Warszawa 2000, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Praktycznie w porozumieniu łódzkim, kończącym strajk w Łodzi i w innych miastach poza Poznaniem, wywalczono autonomię wyższych uczelni i Niezależne Zrzeszenie Studentów jako podmiot przemian zachodzących w uczelniach. Ruch studencki jest jednak zawsze ruchem politycznym i ci młodzi ludzie w Poznaniu, podobnie jak inni ich koledzy w NZS-ie [Niezależne Zrzeszenie Studentów], chcieli załatwić wszystkie polskie sprawy i to tak, jak wtedy wydawało się, że załatwiać trzeba — według modelu Stoczni Gdańskiej, czyli że ma przyjechać najwyższa władza, inaczej nie ma sukcesu.
19 lutego
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” dalszy ciąg, Londyn 1991, [cyt. za] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Od 17 do 19 lutego ponad siedem tysięcy studentów strajkowało w Krakowie, okupując budynki dzień i noc, śpiąc w śpiworach i na dmuchanych materacach. Robotnicy z Nowej Huty dowozili im zupę, kiełbasę i materiały do powielenia. W ulotkach studenci domagali się złagodzenia cenzury oraz autonomii dla szkół wyższych: „Nie bronimy przywileju. Samorządność uczelni już kiedyś istniała”.
Na Akademii Górniczo-Hutniczej wystosowano protest przeciwko sfingowanym doktoratom reżimowych dygnitarzy, na przykład „Ślązaków” - Gierka i Grudnia.
Wydaje się, że krakowianie akceptują ten strajk. Ale jedna z nauczycielek powiedziała rozgoryczona:
Jak pan chce mieć wędliny, wystarczy być studentem i ogłosić strajk.
Projekt samorządności szkół wyższych jest w przygotowaniu, ale studenci zachowują czujność: „Strajk trwa”.
Wszędzie w mieście plakaty „Precz z dezinformacją”.
Kraków, 20 lutego
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Sądzę, że jeżeli należałoby wskazać dziś manifest ideowy Marca, to należałoby wybrać posłanie Pana Cogito Herberta: „ocalałeś nie po to aby żyć/masz mało czasu trzeba dać świadectwo”. [...] A świadectwo daje się wtedy, kiedy ma się siebie do zadysponowania i siebie się chce poświę cić, bo każdy może poświęcić tylko siebie, nie może poświęcać nikogo innego. O tym trzeba nieustannie pamiętać.
Niestety, nie jest to w pełni prawdziwe. Mam świadomość, że w marcu 1968 chciałem poświęcić tylko siebie, a poświęcałem wielu, wielu innych. Nic na to nie poradzę. Myślę jednak, że chroni mnie trochę to, że o tym wiem, że o tym pamiętam, że ponoszę odpowiedzialność za każdy czyn i za każde jego zaniechanie. Granicą polityki są fundamentalne wartości ludzkie.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Sklepy pustoszeją. W większości supersamów można dostać już tylko chleb, herbatę, wino i przede wszystkim ocet.
Przed delikatesami tworzą się olbrzymie kolejki po słodycze i masło.
Wojewoda gdański ma wprowadzić reglamentację ziemniaków.
Radio Wiedeń, po angielsku: „Polska być może zmierza do autodestrukcji”.
Graffiti na ulicy Świętego Marka: „Przejmijmy instrumenty i zagrajmy na własną nutę”. Ale wydaje się, że całość społeczeństwa zaczyna wykazywać podwójną reakcję odrzutu: nie daje wiary słowom władzy, nie dowierza przemocy, skądkolwiek by nie pochodziła.
Strajk generalny 31 marca ma objąć wszystkie sektory, oprócz służby zdrowia, komunikacji, górnictwa i przemysłu energetycznego. Studenci oferują tego dnia pomoc przy pilnowaniu dzieci i przy utrzymaniu porządku.
Kraków, 25 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Po nocnych zajściach na mieście 1 mają, w których interweniowały znaczne siły milicji, używając pałek, napięcie wzrosło. Należało więc oczekiwać, że w obchodzone w stanie wojennym patriotyczne święto nie obejdzie się bez demonstracji. Przedsmak tego miałem, gdy po południu szedłem na okolicznościowy wykład, który miał być wygłoszony w auli na Bielanach – na parkingu przed rektoratem zobaczyłem ciężarówki z ZOMO i milicją. Było to oczywiste ostrzeżenie, że władze są przygotowane do interweniowania.
W rejonie Bielan było spokojnie, chociaż wszędzie było sporo milicjantów i zomowców. Wracając, zaszedłem do Domu Akademickiego nr 1, gdzie odbywaliśmy dyżury. Było jasne, że coś się dzieje na Rynku Starego Miasta. Dochodziły stamtąd krzyki i sygnały wozów milicyjnych. Co jakiś czas pokazywały się biegnące stamtąd w kierunku ulicy Mickiewicza grupki studentów. W dyżurce była już prodziekan Alicja Grześkowiak i opiekun domu dr Kazimierz Lubiński. W akademiku wrzało jak w ulu. Co raz wpadał ktoś wracający ze Starego Miasta i mówił o akcji MO i ZOMO przeciwko ludziom wychodzącym z kościołów po uroczystych wieczornych nabożeństwach, wśród których było wielu studentów. Z tłumu padały podobno pod adresem interweniujących funkcjonariuszy okrzyki „gestapo”.
Mieliśmy poważne obawy, że organy bezpieczeństwa przygotowują pacyfikację środowiska studenckiego i wejdą do domów akademickich. Należało więc za wszelką cenę uniknąć prowokacji. A tymczasem podnieceni wydarzeniami studenci (obojga płci) biegali po pokojach i wyglądali przez okna. Brakowało części studentów, która w czasie zajść była na Rynku. Ponieważ dochodzące stamtąd odgłosy ucichły, istniała obawa, że ci studenci zostali zatrzymani i koledzy obawiali się o ich los.
W pewnym momencie, już o zmierzchu, zostaliśmy zaalarmowani, że zbliża się kolumna samochodów. Wyszliśmy z dr. Lubińskim na zewnątrz i stanęliśmy na schodach przed zamkniętymi drzwiami, demonstrując w ten sposób, że panujemy nad sytuacją. Na nasze wołanie studenci wyciszyli się i wygasili światła. Zresztą z górnych okien akademika sami lepiej niż my na dole widzieli, co się święci.
Błyskając niebieskimi światłami, nadjechała od strony Bielan, a więc pod prąd, kolumna samochodów ciężarowych wypełnionych milicjantami i zomowcami i zatrzymała się przed naszym akademikiem. Z ciężarówki wyszedł oficer i jeszcze jeden lub dwóch funkcjonariuszy i stanęli na środku jezdni. Przez dłuższą chwilę patrzyli na nas, a my na nich. Widocznie nie bardzo wiedzieli, co począć. Przypuszczalnie mieli ochotę spacyfikować ten najbardziej kłopotliwy akademik, ale nie mieli do tego pretekstu, bo było cicho jak makiem zasiał. Wreszcie bez słowa wsiedli do samochodu i kolumna odjechała, a nam ciężar spadł z serca. Studenci znowu się ożywili, jednak było już znacznie spokojniej.
Toruń, 3 maja
Jan Łopuski, Pozostać sobą w Polsce Ludowej. Życie w cieniu podejrzeń, Rzeszów 2007.
Kochany NZS-ie. Zaprosiłeś mnie na uroczystość złożenia kwiatów pod tablicą Marca ‘68. Dziękuję bardzo. Było kompletnie do kitu. Strasznie się rozczarowałem. Kilku przygodnych widzów (między nimi ja), jeden kwiatek podrzucony ukradkiem przez dwóch wystraszonych konspiratorów i to wszystko. Pozostało uczucie niedosytu. Czy to ma być NZS? Cała reprezentacja środowiska studenckiego Krakowa? Organizacja która potrafi wydać parę tysięcy ulotek, a nie potrafi zorganizować kilku osób, które by pokierowały przebiegiem uroczystości. Uważam, że ta rocznica pokazała Twój aktualny stan, NZS-ie. [...] Starsze pokolenie studentów pamiętające NZS odchodzi — przychodzi nowe, które zna Ciebie tylko z opowiadań, nielicznych wydawnictw, okolicznościowych ulotek i wystąpień. I właściwie tym ludziom należy coś zaproponować. Od nich należy przyszłe oblicze naszego środowiska. Jest więc o co walczyć.
Kraków, ok. 17 lutego
„Indeks. Pismo NZS” nr 3 [19], z 19 marca 1987.
Na 29 listopada władze PRL wyznaczyły termin referendum, które ma być kolejnym pozorem demokratycznego życia naszego kraju. Biorąc pod uwagę, że:
— nie stworzono warunków do nieskrępowanej wypowiedzi całego społeczeństwa;
— pytania zostały sformułowane w sposób demagogiczny;
— w celu uzdrowienia gospodarki konieczna jest nie jej reforma, lecz radykalna zmiana systemu,
Krakowska Rada Koordynacyjna NZS wzywa do bojkotu tej propagandowej farsy.
Kraków, 9 listopada
„Indeks. Pismo NZS”, nr 9 [25], z 21 listopada 1987.
W czwartek (10 III) wieczorem, po mszy świętej w kościele księży Misjonarzy sformował się pochód, który przeszedł na miasteczko studenckie. Idąc ulicą Czarnowiejską, urósł do ponad dwóch tysięcy osób. „Studenci — uspokójcie się, milicja też chce odpocząć”, „NZS”, „FMW”, „KPN” – to transparenty, które uzupełniają hasła wznoszone przez tłum młodzieży. Na placu wokół akademików zaimprowizowany zostaje wiec: obok NZS-u, WiP-u, KPN-u, PPS-u, „Solidarności”, przemawiał „urodzony w 1968 r.”. Następnie pochód ruszył pod tablicę Marca na AGH. Na wysokości stadionu „Wisły” zatrzymuje go podwójny szpaler ZOMO […], który obrzucono kamieniami i okrzykami „Gestapo” z podkładem gwizdów. Wobec przeważających sił porządkowych pochód zawrócił na miasteczko i tam się rozwiązał. Trzeba dodać, że kolumna wozów MO nie mogła dokonać postoju pod akademikami „Slumsami”. Uniemożliwiły to butelki i inne przedmioty, jakie nawinęły się pod rękę, którymi studenci przywitali wysiadających zomowców i ich pojazdy.
Kraków, 10 marca
W piątek (11 III) o godz. 12.00 odbył się wiec pod tablicą Marca ‘68 na AGH. Przed rozpoczęciem tej trzeciej już z kolei imprezy MO legitymowała i spisywała spacerujące w pobliżu osoby. Właściwie wiec zaczął rektor AGH Janowski wraz z prorektorem Kreczmerem, oznajmiając, że nie „może” zapewnić studentom AGH bezpieczeństwa, a pozostałych wypraszał z terenu uczelni. Zdejmował nawet transparenty spod tablicy Marca [...]. Po wycofaniu się gościa (zapraszał na rozmowy na każde tematy polityczne oraz uczelni do siebie) zaczął się 500-osobowy wiec. Odśpiewano hymn narodowy, Rotę, przemawiał przedstawiciel NZS AGH, Solidarności, KPN-u. Następnie złożono kwiaty pod tablicą Marca ‘68. Zaproszono wszystkich za rok.
Kraków, 11 marca
Jako studenci Szkół Wyższych m. Poznania, stanowiąc jeden z podmiotów procesu studiowania, nie możemy pozostać obojętni wobec sytuacji uczelni w naszym kraju. Aby rzeczywiście zbliżyć kształt szkół wyższych do pożądanego, należy naszym zdaniem niezwłocznie przystąpić do przekształcenia pewnych zasad ich funkcjonowania. Punktem wyjścia tego procesu musi być spełnienie co najmniej następujących postulatów:
1. Zapewnienia autonomii i pełnej samodzielności szkół wyższych.
2. Respektowanie pluralizmu organizacji i stowarzyszeń akademickich.
3. Zapewnienia studentom godziwych warunków bytowania i studiowania poprzez odpowiedni system stypendialny.
4. Zniesienia studenckich praktyk robotniczych.
5. Wyłączenia z programu nauczania szkolenia wojskowego.
Jednocześnie pragniemy wyrazić poparcie dla strajkujących robotników. Strajki dzisiejsze nie mają bowiem wymiaru tylko płacowego. Są one potwierdzeniem faktu, że bez rzeczywistych reform politycznych i ekonomicznych rządzić już Polską nie można. Niezbędne jest oficjalne zarejestrowanie niezależnych związków zawodowych, ekonomicznych, ideowych i politycznych, które miałyby wpływ na kształtowanie życia społecznego przynajmniej na szczeblu lokalnym. Nie cierpiące zwłoki jest również zwolnienie więźniów sumienia. Bez spełnienia tych postulatów, nawet jeżeli strajki przycichną teraz, problem podmiotowości społeczeństwa pozostanie aktualny. Nie ma rozwiązania tej sytuacji bez rzeczywistych reform strukturalnych.
Poznań, 5 maja
„Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, nr 11/90, 16-29 maja 1988.
Chcemy Polski niepodległej, ale równie mocno chcemy pokoju w Europie. Rozumiemy konieczność istnienia wojska, ale tylko w tych ilościach, jakie są konieczne dla skutecznej obrony suwerenności Rzeczypospolitej. Nie godzimy się natomiast na to, aby Wojsko Polskie było teatrem groteskowej indoktrynacji, aby było ostatecznym argumentem PZPR-u przeciwko społeczeństwu. Uważamy za idiotyczne przymusowe szkolenie studentów. Wiemy, że wszelakie „rozmowy” na ten temat będą jedynie próbą wymanipulowania nas. Dlatego, poczynając od studium wojskowego, musimy przez fakty dokonane eliminować z naszego życia to wszystko, co zostało zaprowadzone w obcym interesie.
ok. 2 października
Studium wojskowe — dlaczego bojkot?, „Opinia krakowska” nr 40, z 2 października 1988.
Po zakończeniu uroczystości inauguracyjnych na Uniwersytecie mi. A. Mickiewicza Wojciech Jaruzelski spotkał się z kierownictwem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu.
Po opuszczeniu gmachu, na jego stopniach zatrzymali I sekretarza KC PZPR przechodzący tą ruchliwą ulicą w centrum miasta przechodnie — mieszkańcy stolicy Wielkopolski, ludzie młodzi i starsi. Otoczyli W. Jaruzelskiego, wyrażając zadowolenie z możliwości bezpośredniej z nim rozmowy, skierowali oni pod adresem przewodniczącego Rady Państwa wiele pytań na temat zmian dokonujących się obecnie w naszym kraju. Dialogu społecznego, spraw „dużych i małych”. Przedstawiali także racje i opinie o warunkach pracy i codziennej egzystencji polskich rodzin.
[...]
Końcowym akordem pobytu Wojciecha Jaruzelskiego w Poznaniu były jego odwiedziny w godzinach wieczornych w Domu Studenckim Uniwersytetu im. A. Mickiewicza „Jagienka” na osiedlu mieszkaniowym „Winogrady”. Zapoznał się on z warunkami bytowania studenckiego, a na ich zaproszenie — odwiedził kilka pokojów. W bezpośredniej rozmowie młodych z przewodniczącym Rady Państwa mówiono o studenckim życiu i nauce. W. Jaruzelski udzielił też wypowiedzi dla studenckiego radia osiedlowego „Winograd”.
Poznań, ok. 4 października
„Sztandar Młodych” nr 195, 4 października 1988.
23 bm. na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu w Warszawie pojawiła się grupa kilkunastu członków tzw. ruchu Wolność słowa — studentów UW. Przez kilkadziesiąt minut trzymali transparenty: „Żądamy zniesienia cenzury”, „Dość represji wobec wydawnictw niezależnych”, „Żądamy zmiany ustawy prasowej”,. „Dostęp do radia i telewizji”. Pod tymi hasłami sprzedawano nielegalne wydawnictwa.
Jak poinformowali dziennikarze PAP — musieli wyjść poza teren UW, gdyż tam coraz słabiej sprzedają się ich wydawnictwa, poza tym jest duża konkurencja. Specjalnie wybrali punkt w rejonie PAP, być może następnym razem odwiedzą min. Urbana. Demonstrowane hasła ani sprzedawana na ulicach „bibuła” nie wzbudziły większego zainteresowania przechodniów w tym ruchliwym punkcie stolicy.
Warszawa, 23 lutego
„Sztandar Młodych” nr 40, 24–26 lutego 1989.
My, uczestnicy wiecu 24 II w Krakowie, protestujemy przeciwko brutalnej akcji milicji i użyciu siły wobec uczestników wiecu 17 II [z okazji ósmej rocznicy rejestracji NZS, głównie studentów chcących swoje postulaty przekazać ministrowi Fisiakowi] oraz domagamy się ukarania odpowiedzialnych za tę prowokację. Żądamy jednocześnie zrealizowania naszych postulatów dotyczących reformy systemu szkolnictwa w PRL, przedstawionych na wiecu 17 II.
Kraków, 24 lutego
„Zomorządność” nr 168, z 6 marca 1989.
My, uczestnicy czwartego ogólnopolskiego spotkania przedstawicieli NSZZ „Solidarność” wyższych uczelni i instytutów naukowych wyrażamy oburzenie i protest przeciwko aktom represji, które miały ostatnio miejsce w Krakowie i Warszawie. Szczególnie dotyczy to pobić i zatrzymań studentów w dniu 24 lutego 1989 r. Domagamy się przeprowadzenia dochodzenia przez komisje mieszane, w skład których wchodziliby przedstawiciele prokuratury i przedstawiciel zainteresowanych uczelni, wyjaśnienia, jak do tego doszło, podania do wiadomości publicznej oraz ukarania osób odpowiedzialnych za represje.
Pragniemy również zaznaczyć, że jeżeli akty represji w dalszym ciągu będą miały miejsce, grozić to może wybuchem niekontrolowanych akcji protestacyjnych studentów. Nieujawnienie opinii społecznej przyczyn i sprawców pobić podważa wiarygodność strony rządowej w rozmowach przy „okrągłym stole”, wskazując na to, że albo przystępuje do rozmów ze złą wolą, albo nie panuje nad własnymi siłami porządkowymi.
Wrocław, 25 lutego
„Z dnia na dzień” nr 6, z 10 marca 1989.
13 grudnia [1993] obejrzałem w głównym wydaniu „Wiadomości” zorganizowaną przez studentów demonstrację przed willą Wojciecha Jaruzelskiego.
Kilka godzin wcześniej słyszałem rozmowę dwóch studentów. Jeden wybierał się na demonstrację. Drugi nie. – Jeśli żądasz ukarania zbrodni stanu wojennego, to powinieneś demonstrować pod Ministerstwem Sprawiedliwości, sejmem czy Generalną Prokuraturą – mówił do „demonstranta”. Ucieszyłem się, że są w Polsce mądrzy młodzi ludzie. Problem polega na tym, że demonstranci spod willi Jaruzelskiego nie domagali się sądu; oni już osądzili i wybrali karę – pręgierz, tzn. publiczne upokorzenie.
[...]
Fundamentem demokracji jest poszanowanie godności człowieka – każdego. Dlatego przede wszystkim karać można tylko za naruszenie prawa i tylko wyrokiem niezawisłego sądu, wydanym po wysłuchaniu racji stron, rozważeniu wszystkich okoliczności. Demokracja może sprawnie funkcjonować tylko w kraju, gdzie większość uznaje zasady ładu społecznego. Fakt, że młodzi polscy inteligenci nie szanują godności osoby ludzkiej i lekceważą prawo, jest poważnym zagrożeniem.
[...]
Rządzący nie powinni bagatelizować znaczenia tej demonstracji. Chciałbym im przypomnieć, że marginalizowany studencki Marzec 68 też zaczął się od małej demonstracji, a ukształtował – jak się potem okazało – całe pokolenie polskiej inteligencji. Nie można trzymać trupa w szafie, jeśli mamy ze sobą rozmawiać o przyszłości.
17 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.