Czerwona Armia jest zupełnie źle zorganizowana. Czerwoni żołnierze biją się źle i okazują trochę odwagi tylko jeśli są w pociągu pancernym i mają nieco poczucia bezpieczeństwa. Wziąłem 30 000 jeńców, a moje straty wynoszą mniej niż stu zabitych. Jedyną rzeczywistą obroną Czerwonej Armii jest przestrzeń w tym kraju wielkich obszarów. Przekroczyliśmy Dniepr i mogę iść tak daleko, jak tylko zechcę. Ale w tej chwili nie mam zamiaru iść dalej. My po prostu zabezpieczymy sobie odpowiedni przyczółek mostowy.
Winnica, 16 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Możemy się dziś pochwalić zdobyciem Równego, a za godzinę pewnie i Dubna. Dwie twierdze na jeden dzień to dosyć. Niezmordowanym pościgiem jazdy, piechoty, samochodów pancernych i lotników zadaliśmy takiego bobu bolszewikom, że na jakiś czas będą mieli chyba na naszym froncie dosyć wojny zaczepnej. Oficer i żołnierz bije się teraz z myślą, że jednak wyznacza granice państwa polskiego. Bodajby nas ta wiara nie zawiodła i dyplomaci umieli nasze zwycięstwo wykorzystać. [...]
Jesteśmy wciąż bez żadnych urządzeń, bo przeciągnąć ich wobec przemarszu 300 kilometrów prawie niepodobna, toteż wraca się do pierwotnego sztabowego urzędowania z pisaniem rozkazów na pięć rąk pod dyktando i lotnej poczty sztafet konnych. Straszny kłopot mamy z paroma tysiącami jeńców, których nie ma czym żywić, bo ta hołota wyjadła przedtem całe zboże w okolicy.
Łuck, 18 września
Stanisław Rostworowski, Listy z wojny polsko-bolszewickiej 1918-1920, wyb. i oprac. Stanisław J. Rostworowski, Warszawa 1995.
My, jeńcy Polacy w Smoleńskim obozie jeńców zgromadzeni, zadajemy głosem pełnym oburzenia kłam obłudnym słowom przez panów szerzonym, jakoby nas tu męczono, jakoby nas po barbarzyńsku traktowano.
Podnosimy protest przeciwko temu fałszowi na ogłupienie mas obliczonemu, protest tak głośny, by go słyszał cały świat. Z niewoli wielkopańskiej kazaniami o „ojczyźnie, Polsce od morza do morza” i innymi smakołykami słodzonej, dostaliśmy się tutaj do otoczenia pełnego prawdziwej wolności robotniczej.
Braterskie przyjęcie, jakiego tu doznaliśmy, po raz pierwszy usłyszane słowa, które nam całą zgniliznę stosunków społecznych, w których dotychczas żyliśmy, odkrywają, wszystko to skuwa nas silnym łańcuchem braterstwa z proletariatem rosyjskim. I każdy z nas pragnie wziąć oręż, by stać się bojownikiem nie kapitalizmu (jak dotąd), lecz nowego ustroju świata, którego treścią: dyktatura proletariatu, powszechny obowiązek pracy, równość, swoboda i braterstwo. [...]
Niech żyje III Międzynarodówka komunistyczna!
Niech żyje Armia Czerwona!
Niech żyje Polska Sowiecka!
Niech żyją nasi wodzowie Lenin, Trocki i Marchlewski!
Wiedeń, 7 listopada
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Delegacja rozejmowa po przybyciu do Mińska zajęła się losem jeńców wojennych Polaków, znajdujących się w miejscowych szpitalach. Znaleziono ogółem 45 chorych, względnie uzdrowieńców po przebytych chorobach zakaźnych, po tyfusie plamistym lub powrotnym, po dyzenterii, tyfusie brzusznym. Wielu z nich przechodziło po kolei wszystkie te choroby, które stale w tutejszych stronach panowały.
Stan tych chorych musi się nazwać opłakanym, Szpitale tutejsze, chociaż w domach do innych celów przeznaczonych, są dość dobrze urządzone. Szpital dla chorób zakaźnych wprost wzorowo zbudowany. Szpitale te są wcale dobrze zaopatrzone w bieliznę i pościel, po przybyciu Delegacji wydano czystą bieliznę. Cierpią jednak na zupełny brak opału i żywności w ogóle, dietetycznej w szczególności.
Mińsk, 10 listopada
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Dziesiątego grudnia w Stołbcach miała nastąpić wymiana ostatniej serii naszych jeńców w liczbie siedemnastu stop Ksiądz [Bronisław] Ussas przedstawiciel Czerwonego Krzyża przydzielony do delegacji odprowadzał ich i przybył do Stołbców o godzinie 12[.00], pomimo zawiadomienia odnośnych władz naszych ani garnituru dla naszych jeńców, ani jeńców bolszewickich, którzy z obozu jeńców w Baranowiczach przybyć mieli, a których oczekiwał w Stołbcach przedstawiciel sowieckiej Białorusi pan Kagan nie było stop Czekano do jedenastego godzina 13[.00], w którym to czasie po wielokrotnych interwencjach delegacji garnitur i jeńcy bolszewiccy przybyli stop Jeńców bolszewickich odprowadził podchorąży medyk Jan Falikowski z obozu jeńców w Baranowiczach stop Pomijając już bardzo znaczne a nieusprawiedliwione opóźnienia, które panu Kaganowi musiała dać bardzo niepochlebne pojęcie o funkcjonowaniu naszego aparatu, jeńcy bolszewiccy, przeważnie chorzy, przybyli w stanie godnym opłakania i urągającym prymitywnym pojęciom o humanitarności stop Wagon był pełen kału i cuchnął, także się do niego zbliżyć nie było można stop Fakt ten wywarł jak najgorsze wrażenie na panu Kaganie i będzie z pewnością na naszą szkodę wykorzystany stop Chcąc przeciąć wszelkie dalsze protesty, udałem się jedenastego wieczorem zaraz po powrocie księdza Ussasa do przewodniczącego rosyjskiej delegacji pana Jordańskiego i oznajmiłem mu, że winni tego karygodnego zaniedbania będą pociągnięci do odpowiedzialności stop.
Stołbce, 10-11 grudnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
My, jeńcy z armii polskiej, zebrani na wiecu, postanawiamy jednogłośnie, że powracając do kraju, poniesiemy ze sobą promień rewolucji z proletariackiej Rosji Sowieckiej i natchniemy ducha rewolucyjnego w naszych oszukanych i ciemiężonych braci w Polsce, aby przejrzeli i obalili rząd klechów i burżuazji.
Niech żyje Komunistyczna Partia Robotnicza Polski.
Niech żyje solidarność robotników i włościan całego świata.
Niech żyje 3 Międzynarodówka, straż przednia rewolucji wszechświatowej.
Włodzimierz, 12 marca
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Wszyscy jeńcy powracający z Rosji są przez bolszewików zaopatrzeni obficie w bibułę agitacyjną, przez cały czas podróży do granicy uprawia się wśród jeńców silną propagandę i agitację komunistyczną. Przy każdym pociągu znajduje się wielki wagon pulmanowski, [w] którym przez czas podróży odbywaja się mityngi i pogadanki agitacyjne.
Jeńcom odbiera się na punkcie wymiany cały zapas przywiezionej bibuły komunistycznej, rozdając w zamian broszury i książki o treści patriotycznej oraz gazety polskie. Pisma te są rozchwytywane przez przybyłych spragnionych wiadomości z kraju.
Pożądane jest jak najobfitsze zaopatrzenie punktu wymiany jeńców w pisma i broszury treści aktualnej i propagandystycznej.
Warszawa, 9 kwietnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Akcja wymiany jeńców prowadzona przez PWJ Baranowicze przybiera powoli charakter normalnej pracy. Poszczególne oddziały obznajomiły się już ze swoimi zadaniami i wykonują swe czynności dużo intensywniej, niż to dało się zauważyć na początku. W dniu 2 kwietnia br. bolszewicy wstrzymali przesyłanie i przyjmowanie transportów wymiennych do dnia 7 kwietnia, tłumacząc to potrzebą skoncentrowania naszych jeńców w Rosji, ogółem systematycznego przysyłania nam ich w przyszłości. Po upływie tego terminu władze nasze rozpoczęły wysyłanie transportów wymiennych do Rosji i już w dniu 8 kwietnia br. wysłano do Rosji dwa transporty, zaś w dn. 9 kwietnia jeden transport. Bolszewicy dotychczas nie zapowiedzieli ani jednego transportu. W dn. 8 kwietnia odszedł z PWJ Baranowicze do Dęblina transport byłych jeńców Polaków w sile 19 oficerów i 831 szeregowców. Transport ten odszedł w przepisanym czasie po pięciodniowym pobycie w PWJ Baranowicze.
Baranowicze, 9 kwietnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
My, jeńcy Polacy, zwracamy się do Polskiego Biura przy CK KPR o polepszenie naszego bytu w rożdiestwienskim obozie. Mamy wprawdzie w obozie instruktora politycznego, t. Szarka, który jednakże nam, jeńcom, w naszej biedzie nie może, jak sam się wyraża, pomóc. Tak na przykład, nie zmienili jeńcy w przeciągu 3 miesięcy bielizny, jedni, ponieważ drugiej pary nie mają, a drudzy, ponieważ bielizna jest tak porwana i zużyta, że wprost niemożliwem jej dalej używać. Gdy więc jeńcom proponowano iść do łaźni, to jeńcy, wielka część tychże przynajmniej, zrezygnowała całkowicie z łaźni. [...]
Kilkakrotnie nie wydawano na obiady masła z powodu, że w magazynie obozowym przejściowo masła na składzie nie było. W miejsce masła jednakże nam tak samo nie wydano innych produktów. A gdy później przywieziono masło do magazynu, na ten czas nam również masła za czas zaległy nie wydano, ponieważ, jak buchalter się tłomaczy, masła za zaległy czas nie można wydawać.
Staszesik, Grankowski, Woglaszewski, jeniec pol. Szmidt.
Moskwa, 28 kwietnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
W szpitalu chodyńskim znalazłem 8 chorych jeńców wojskowych w stanie wycieńczenia po chorobach zakaźnych. Racja żywnościowa [...] absolutnie nie wystarcza dla tego rodzaju chorych. Szpital ulokowany w obszernych, drewnianych barakach za miastem, czysto, dużo powietrza. Bielizna pościelowa w stanie niezłym, stosunkowo czysta.
Poważniejszych skarg od jeńców nie złożono.
Ściany upiększone agitacjami komunistycznymi, obrazkami, w ogóle agitacja komunistyczna tu kwitnie.
Szpital chodyński, ok. 21 czerwca
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Obóz ulokowany 10 wiorst od Moskwy, na brzegu kanałów rzeki Moskwy. Obecnie w obozie znajduje się 132 jeńców wojskowych ulokowanych w czystych, drewnianych barakach. Jeńcy śpią na pryczach piętrowych niezbyt ciasno, wszyscy posiadają sienniki ze słomy, bielizny pościelowej i koców nie ma. Mydło wydaje się regularnie, jest kąpielisko. Zawszenia prawie nie ma, w pryczach dużo pluskiew. Kuchnia czysta.
Bielizny osobistej posiadają na 2 zmiany, która im była wydana przez władze miejscowe obozu. Ubranie zniszczone, lecz lepsze niż w innych obozach. Obuwie mają wszyscy. Na ogół jeńcy w tym obozie wygląd mają zdrowy, do izby chorych zgłasza się dziennie 2-3 jeńców. Dwa dni przedtem 83 bardziej słabych jeńców wywieziono do Kraju. Istnieje izba chorych i pomoc lekarska, lekarstw starczy. Chorych epidemicznie i skorbutu nie ma.
Dzienna racja żywnościowa jak w innych obozach. Za 30 dni władze obozowe dodają każdemu jeńcowi 20 funtów mąki, 1 funt cukru, 1 funt soli, 1/4 funta tytoniu, 500 tutek.
Prawie wszyscy jeńcy pracują w tartaku, który jest obok tego obozu, budują drewniane domy oraz pracują w stolarni i kuźni.
Ogólne traktowanie łagodne. Obficie uposażona biblioteka komunistyczna.
Obóz we wsi Pererwie, ok. 21 czerwca
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Obóz we wsi Władykinie liczy około 500 jeńców wojskowych polskich. Stąd większe partie jeńców wychodzą na pracę w okolicy w komunistycznych gospodarkach sowieckich. Rozmieszczenie jeńców w salach na piętrze niezłe, większość nawet ma bieliznę pościelową. Na dole w suterynie rozmieszczenie ciasne, większość jeńców sienników ani bielizny pościelowej nie posiada, brudno, powietrze stęchłe. Słoma w siennikach od dawna niezmieniana. Przy obozie jest odwszalnia i kąpieliska rosyjskiego typu, które z powodu zepsucia bardzo często przez dłuższy czas nie są czynne. Przepisowo kąpiel ma być dwa razy miesięcznie. Mydła wydają po pół funta na miesiąc, lecz bardzo nieregularnie. Bielizna osobista brudna, dużo jeńców cierpi na zawszenie. Według oświadczenia komendanta obozu, w razie braku bielizny u jeńców on takową wydaje, jeńcy zaś uskarżają się, że bielizny nie starczy, że to co mają, pozostało im po ograbieniu, nowej zaś nie dostali. Duża ilość jeńców chodzi boso, inni w łapciach. Butów nie dostają.
Ogólny wygląd jeńców wskazuje na złe odżywianie, dużo cierpi na amnezję. Chorób epidemicznych obecnie według, zeznań jeńców, nie ma, chorych wywożą do szpitala. Lekko chorzy pozostają w izbie chorych. W izbie chorych urządzenie prymitywne, trudne, brakuje lekarstw. Sanitariusze spośród jeńców, lekarz bywa dw-trzy-razy tygodniowo. [...]
Ogólny nastrój jeńców apatyczny, terror polityczno-moralny komunistów, szczególnie tzw. jaczejki komunistycznej, gnębi i dusi swobodę wypowiadania się i obcowania z członkami Delegacji.
Obóz władykinskij, ok. 21 czerwca
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Dojeżdżamy do Białegostoku. Maszerujemy ogromną kilkutysięczną kolumną żołnierzy, kolejarzy, a nawet strażaków na ul. Żwirki i Wigury do Publicznej Szkoły Powszechnej Nr 1. Zapędzono nas do sal klasowych pozbawionych stołów i krzeseł. Następnego dnia rano każą nam wyjść na dziedziniec. Z ulicy Niemcy wpuszczają setki kobiet polskich, które koczowały całą noc pod bramą. Teraz chodzą między nami, szukając swych mężów, ojców, braci. [...]
W pewnym momencie podbiega do mnie młoda, ładna kobieta. Sąsiadka z ul. Spokojnej, żona kolejarza. Pytam o siostry, o matkę, o jej męża [...]. Bogu dzięki, wszyscy zdrowi i cali. Proszę sąsiadkę, aby nie mówiła nic matce o mnie. Z obozu napiszę. [...]
Mija znów kilka godzin. Stoję w pewnej odległości od okna i wyglądam na ulicę. Przy samym oknie nie wolno, bo zastrzelą. Widzę podjeżdżającą dorożkę, w niej moją mamusię i siostrę Kazimierę. Wychodzę bez pozwolenia na dziedziniec pod furtkę. Matka doskonałą niemczyzną — urodziła się pod zaborem austriackim — ochrzania wartownika, wreszcie odpycha go i wchodzi z siostrą. Niemiec zgłupiał. Matula nawet nie wita się ze mną, tylko nakazuje:
— Załóż marynarkę i marsz do domu!
— Przecież jestem w niewoli.
— Ja ci dam niewolę, który tu najważniejszy?
— Na pierwszym piętrze, chodź, zaprowadzę cię.
Mama wchodzi do gabinetu Niemca, my z Kazią nasłuchujemy pod drzwiami. Słyszę podniesiony głos matki i spokojne pytanie Niemca:
— Skąd pani zna język niemiecki?
— Jestem ze Śląska, z Bielska-Białej.
— Aaa! Bielitz-Biala — powiada zdumiony hauptmann — ja też z Cieszyna. Niech pani zabiera swojego syna, tylko musi płaszcz i pas zostawić.
Mama wychodzi na korytarz.
— Idziemy — rozkazuje.
— Mamusiu, ale Zych [Hykiel] jest ze mną, a bez niego nie pójdę.
— Toś nie mógł mi od razu powiedzieć, czekaj, czekaj, dostanie ci się w domu.
Wraca do Niemca. Podsłuchujemy, bo drzwi są lekko niedomknięte.
— Tu jest jeszcze mój siostrzeniec Hykiel.
— A! Hückel. Nehmen sie mit auch!
Biegnę po Zycha. Siostra zdejmuje jasną jesionkę z puszystym futrzanym kołnierzem. Zakłada ją Zych. O mało nie pęknę ze śmiechu. Ja wkładam granatową marynarkę na mundur, bierzemy plecaki i wychodzimy za matką, która dzierży przepustkę w dłoni.
Białystok, 19 września
Tadeusz Mieczysław Czerkawski, Byłem żołnierzem generała Andersa, Warszawa 2007.
1. Jeńców wojennych żołnierzy — Ukraińców, Białorusinów i innych narodowości, których stronami rodzinnymi są terytoria Ukrainy Zachodniej i Białorusi Zachodniej — rozpuścić do domów. [...]
3. Wyodrębnić w oddzielną grupę jeńców wojennych żołnierzy, których strony rodzinne znajdują się w niemieckiej części Polski i zatrzymać ich w obozach do rozmów z Niemcami i decyzji w kwestii odesłania ich do ojczyzny.
4. Dla jeńców wojennych oficerów zorganizować oddzielny obóz. Oficerów w randze od podpułkownika do generała włącznie, a także ważnych urzędników państwowych i wojskowych, przetrzymywać oddzielonych od pozostałego składu oficerskiego w specjalnym obozie [w Starobielsku].
5. Agentów wywiadu, kontrwywiadu, żandarmów, służbę więzienną i policjantów — przetrzymywać w osobnym obozie [w Ostaszkowie].
Moskwa, 2 października
Polscy jeńcy wojenni w ZSRR 1939–1941, oprac. Wojciech Materski, Warszawa 1992.
Kochana, biedna moja Żoneczko!
Czuję, że życie u Was nie jest łatwe. [...] Nie starajcie się o moje wydostanie. [...] Głodny nie jestem, Wa[ndo]. Mieszkamy w sali po dziesięciu, mamy tu ciepło. Miejsca do spaceru jest co prawda mało, bo druty przeszkadzają, ale mamy salę gimnastyczną i tu wyładowujemy cały nadmiar energii. Wstajemy o siódmej, potem mamy lekcje, czytam dużo i sprowadzam dużo niemieckich książek fachowych. Obiad o dwunastej, a potem zajmujemy się, jak kto może. Słuchałem wielu ciekawych odczytów wygłoszonych przez kolegów, profesorów uniwersytetów. Mamy chór, teatrzyk, nawet orkiestrę. A jednak jest smutno, jak zawsze w niewoli. Tęsknię bardzo, Wa! Wiesz przecież i znasz mnie. Nic nie poradzimy na to. Wisisz nad moim łóżkiem i codziennie, gdy z rana otworzę oczy, spotykam Ciebie.
Paczki Wasze dochodzą regularnie, lepiej nawet niż listy. [...] Z papierosami u nas krucho. Cieszę się, że otrzymałem od Zochy tę odrobinę pieprzu. To wielki przysmak. Chleba już mi nie posyłajcie. Raczej coś do smarowania, np. pasztet ze śledzia, smalec, trochę wędliny. Wa! Ile mnie to kosztuje, że jestem bezradny. Nic nie wiem i nic nie mogę. To jest najgorsze w tym wszystkim.
oflag Woldenberg, 23 stycznia
Bolesław Rudnicki, Listy z oflagu, „Karta” nr 35, 2002.
Gdy mnie już oficjalnie wezwano do transportu, wziąłem worek ze swoim nędznym dobytkiem i stawiłem się na wskazane miejsce. Przekazanie nowej eskorcie odbywało się w sposób poniekąd uroczysty. Przekazywano nie tylko osobę, lecz również jej teczkę osobistą [...]
Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła, były brutalne twarze naszej eskorty, stanowiące kontrast z dobrodusznym na ogół sposobem bycia tych strełkow (to znaczy szeregowych strzelców), do których byliśmy przyzwyczajeni w Putiwlu i Kozielsku. [...] Obecnie wyczuwało się wyraźnie, że dla członków tej nowej eskorty byliśmy raczej martwymi przedmiotami, którymi trzeba było w pewnym stopniu manipulować, a nie żywymi ludźmi. Przeprowadzono w sposób dość brutalny, lecz sprawny, bardzo ścisłą rewizję osobistą, odbierając wszystkie ostre przedmioty i potem pod o wiele bardziej wzmocnionym konwojem, niż ten do którego byliśmy przyzwyczajeni, odprowadzono nas do ciężarówek, które czekały przed bramą obozu [w Kozielsku]. [...] Przywieziono nas na bocznicę, gdzie czekało już sześć przygotowanych wagonów typu stołypinowskiego. [...] Cechą tych wagonów było to, że nie miały one okien w poszczególnych przedziałach, a jedynie czasami malutki otwór pod samym sufitem; drzwi do przedziałów były zamykane tylko od zewnątrz i miały charakter żelaznej kraty. Okna były jedynie od strony korytarza, w którym normalnie dyżurowali strażnicy więzienni. [...]
Koleje były przeładowane i te pociągi, które nie miały pierwszeństwa, były przetrzymywane godzinami na bocznicach, aż się zwolni tor, dla ich przepuszczenia. Pociągi więzienne oczywiście nie miały pierwszeństwa. Tym razem jednak jechaliśmy wyjątkowo szybko. W brzasku porannym [30 kwietnia 1940] osiągnęliśmy Smoleńsk. [...]
Po krótkim postoju na torach oddalonych od głównego peronu, pociąg ruszył znowu. [...] Niedługo jednak, po przejechaniu najwyżej kilkunastu kilometrów, pociąg stanął. Z zewnątrz zaczęły dochodzić odgłosy poruszania się większej ilości ludzi, warkot motoru, urywane słowa komendy. W naszym przedziale nie było okna, było więc trudno zorientować się, gdzie jesteśmy i co się dzieje na zewnątrz. Z przedziału do przedziału zaczęto podawać wiadomość, że wyładunek już się rozpoczął.
Mniej więcej po półgodzinnym postoju, do naszego wagonu wszedł pułkownik NKWD, wysoki o czerwonej twarzy [...]. Wywołał moje nazwisko i powiedział, że zostaję wydzielony z transportu. [...]
Gdyśmy wyszli na zewnątrz uderzyły mnie zapachy wiosny wiejące od okolicznych pól i lasów, chociaż jeszcze gdzieniegdzie leżały płachty śniegu. Był śliczny, wiosenny poranek. Wysoko w błękitach bujał skowronek. Opodal były zabudowania [stacji Gniazdowo], lecz nie widać było żadnych ludzi z obsługi kolejowej. Lokomotywa już odeszła. Coś się działo po innej stronie pociągu, lecz co, tego nie mogłem zobaczyć. […]
Za chwilę stanęliśmy przy pustym wagonie więziennym, z którego jeńcy byli już wyładowani. Pułkownik kazał mi tam wejść i zająć miejsce w jednym z przedziałów; zatrzasnął żelazną kratę drzwi oraz polecił żołnierzowi, który stojąc na korytarzu, miał mnie pilnować, aby przyniósł mi czajku — i wyszedł. [...]
Pod sufitem zauważyłem otwór, przez który można było zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. [...] Przed nami był plac częściowo porośnięty trawą, wyglądało to na równe miejsce, gdzie przedtem pod otwartym niebem były składy jakichś towarów przeznaczonych do transportu, najprawdopodobniej materiałów drzewnych. Z jednej strony do placu droga idąca prostopadle do torów kolejowych, z drugiej strony były jakieś zarośla. Plac był gęsto obstawiony kordonem wojsk NKWD z bagnetem na broń. [...]
Z drogi wjechał na plac zwykły pasażerski autobus, raczej małych rozmiarów [...]. Okna były zasmarowane wapnem. Pojemność autobusu była około 30 osób, wejście dla pasażerów od tyłu. Powstawało pytanie, jaki cel był zasmarowania okien tego niedużego autobusu. Autobus podjechał tyłem do sąsiedniego wagonu, tak że jeńcy mogli wchodzić bezpośrednio ze stopni wagonu, nie stąpając na ziemię. Z obydwu stron wejścia do autobusu stali żołnierze wojsk NKWD z bagnetem na broń. Był to dodatek do gęstego kordonu wojsk NKWD otaczającego plac. Po pół godziny autobus wracał, aby zabrać następną partię. Wynikało stąd, że miejsce dokąd wieziono jeńców nie było daleko. Powstawało pytanie, jaki był sens używania tej skomplikowanej transportowej procedury, zamiast zarządzenia pieszego marszu, jak to bywało przy poprzednich transportach?
Kozielsk-Gniezdowo, 29-30 kwietnia
Stanisław Swianiewicz, W cieniu Katynia, Paryż 1989.
Tłukę się z myślami i uczuciem wielkiej tęsknoty do Ciebie i do Was. Przeżywam tu za drutami wszystkie Wasze troski i zmagania się, o których mało wiem, ale je czuję. Paczka Mamy przyszła mi w porę.
I my mamy swoje troski. Położenie ratuje moje dobre zdrowie. Chleba otrzymujemy bardzo mało. Daje się odczuć brak soli. Tytoniu już nie mam, choć z Lublina mi przysłali, ale dzielimy się. Zapisałem się na kurs budowlany. Z językami idzie mi dobrze. Znam już trzy oprócz polskiego. Co w domu? Wa[ndo]! Przed chwilą otrzymałem Twoją paczkę z jaśkiem. Jutro będę kolegom opowiadał, jakie to jest wrażenie, gdy się śpi na prawdziwym jaśku z czystą poszewką. Często rano, gdy się budzę, wydaje mi się, że za chwilę się spotkamy. Ciężko mi bardzo bez Ciebie. Wiesz sama. Wczoraj obchodziłem moje imieniny. Otrzymałem dużo życzeń od kolegów. Lubią mnie. [...] Otrzymaliśmy duże, ciężkie trepy. Chodzimy więc wszyscy poważnie i powoli. W tych, które otrzymałem od Ciebie, uprawiam gimnastykę. Czasu nie marnuję. Wczoraj myślą byłem z Wami, bo pewno myśleliście o mnie. Kocham Cię bardzo.
Twój Bol.
oflag Woldenberg, 20 sierpnia
Bolesław Rudnicki, Listy z oflagu, „Karta” nr 35, 2002.
Powołując się na noty swe D. 713/41 z 8 listopada 1941 oraz D. 48/42 z 7 stycznia 1942, Ambasada RP ma zaszczyt podać do wiadomości Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych co następuje:
W drugiej połowie grudnia 1941 przejeżdżały przez Tatiszczewo i Saratów transporty jeńców wojennych żołnierzy armii niemieckiej, pośród których było wielu obywateli polskich, przymusowo wcielonych do armii niemieckiej. Jeńcy ci, widząc na stacjach polskich żołnierzy 5. Dywizji Piechoty, prosili, aby zameldowali oni o ich losie władzom polskim i wyjednali zwolnienie z obozów jeńców oraz wcielenie do Armii Polskiej, tworzącej się na terytorium ZSRR.
Podając powyższe do wiadomości Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, Ambasada ma zaszczyt ponowić prośbę swą o wydanie zarządzenia zgromadzenia jeńców Polaków, siłą zmobilizowanych przez okupacyjne władze niemieckie, w osobnym ośrodku i umożliwienie, po sprawdzeniu ich personaliów i upewnieniu się co do ich narodowości, przeprowadzenia poboru ich do Armii Polskiej.
Kujbyszew, 18 stycznia
D. 164/42
Andrzej Toczewski, Decyzja Stalina, „Karta” nr 10/1993.
W odpowiedzi na noty Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej z 8 listopada 1941 nr 713/41, 7 stycznia 1942 nr 48/42 i 18 stycznia 1942 nr 164/42, Komisariat Ludowy Spraw Zagranicznych ma zaszczyt donieść co następuje:
W wyżej wymienionych notach Ambasada podniosła sprawę przekazania do Armii Polskiej na terenie ZSRR obywateli polskich, jeńców wojennych armii niemieckiej, wychodząc przy tym z założenia, że jeńcy ci poddawali się do niewoli dobrowolnie, pragnąc, jakoby, przyłączyć się do powstającej na terenie ZSRR Armii Polskiej.
Komisariat Ludowy uważa za niezbędne oświadczyć, że nie może się zgodzić z propozycją Rządu Polskiego i nie widzi podstaw do zastosowania wobec jeńców niemieckich, Polaków, jakiegokolwiek innego reżimu niż ustanowiony dla wszystkich jeńców niemieckich.
Komisariat Ludowy uważa w związku z tym za konieczne podać do wiadomości Ambasady, że przytłaczająca część Polaków, żołnierzy armii niemieckiej, wzięta była do niewoli z bronią w ręku i po czynnym oporze wobec wojsk sowieckich, a nie w wyniku dobrowolnego poddania się do niewoli.
Kujbyszew, 23 stycznia
No. 13
(pieczęć okrągła Narkomindiełu)
Andrzej Toczewski, Decyzja Stalina, „Karta” nr 10/1993.
Wiadomo, że wielu obywateli polskich, którzy byli zwolnieni jeszcze przed wydaniem dekretu o amnestii, wyjechało z ZSRR do ojczyzny. Należy również zaznaczyć, że wielu obywateli polskich spośród zwolnionych na podstawie dekretu o amnestii uciekło za granicę, przy czym niektórzy z nich zbiegli do Niemiec. [...] Wreszcie w związku z niezorganizowanymi przejazdami w zimie 1941 z północnych obłasti ZSRR do południowych, które nastąpiły wbrew wielokrotnym uprzedzeniom Ludowego Komisariatu, pewna część obywateli polskich uległa w drodze chorobom i była wysadzona na rozmaitych stacjach, przy czym niektórzy z nich zmarli w drodze. Wszystkie te okoliczności mogły naturalnie spowodować, że pewna liczba obywateli polskich nie dała o sobie znać.
Kujbyszew, 10 lipca
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Dzień dobry Wa[ndo]!
[...] Śmieszne jest to społeczeństwo, w którym żyję: brak czynnika kobiecego, brak walki o byt, równość stanu posiadania i rywalizacja umysłowa nadają specjalne piętno. Arystokracją naszą są poza lekarzami szewcy, krawcy i... nauczyciele języków. Urozmaicamy beznadziejność życia koncertami symfonicznymi własnej, dużej orkiestry, wystawiliśmy Zemstę, Cyrulika sewilskiego, a siły artystyczne to sławy przedwojenne. Najsławniejsi architekci majstrują dekoracje ze starych blaszanek, tektury i innego materiału podręcznego. Gdyby nie to i gdyby nie biblioteka, nie wiem, jakbyśmy wyglądali.
[...] Kość przyniósł mi trochę nasion rzodkiewki, idę siać.
oflag Woldenberg, 14 kwietnia
Bolesław Rudnicki, Listy z oflagu, „Karta” nr 35, 2002.
Zmasakrowane ciała polskich oficerów pod Smoleńskiem są dziełem bestii hitlerowskiej! [...] Wypróbowanym sposobem bandyckim, krzykiem „Łapaj złodzieja” chce święte oburzenie każdego Polaka odwrócić od właściwych zbrodniarzy [...]. Nie pomogą prowokatorom hitlerowskim „delegacje”, szmatławce i szczekaczki. Nie pomogą również ohydne napaści reakcyjnych pisemek sanacyjnych i oenerowskich. Społeczeństwo polskie z obrzydzeniem piętnuje wszelkiego rodzaju agentów hitlerowskich. Cała nienawiść i chęć zemsty, krwawej i zasłużonej, kieruje się przeciwko katom hitlerowskim.
Warszawa, 1 maja
Piotr Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941–1944), Warszawa 2006, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Wa[ndo] kochana!
Wybacz, że zapomniałem napisać Ci coś przyjemnego na 25 maja, ale dwudziestego trzeciego miałem nabożeństwo za Tatkę i na chwilę myśli uciekły mi od Ciebie. Ale wracają jak muchy do plastra miodu, który od Ciebie dostałem. Opaliłem się na czarno, bo od kilku dni mamy upały, chodzę cały dzień w spodenkach i boso, gram w piłkę. Śmieszne jest to nasze życie. Wyobraź sobie społeczeństwo, gdzie nie ma kobiet i walki o byt, gdzie życie jest nudne wskutek wybujałego intelektualizmu i gdzie nie zdarzają się wypadki homoseksualizmu. Godne podziwu, choć mamy i melancholików, i desperatów. Wiosna i lato regeneruje nadwątlone siły duchowe. Bezterminowość naszego pobytu to jest największa zmora. Druty silnie działają na psychikę człowieka. Ja mam takie usposobienie, że niełatwo poddaję się i jak dotychczas zachowuję zupełną równowagę. Obserwuję, poznaję ludzi, trafiam im do przekonania i wreszcie daję się lubić. [...] Dotychczas nie miałem sprawy honorowej.
Całuję. Twój Bol
oflag Woldenberg, 1 czerwca
Bolesław Rudnicki, Listy z oflagu, „Karta” nr 35, 2002.