Olbrzymie błonia szczecińskie zapełniły się od rana w niedzielę kilkudziesięciotysięcznym tłumem. Przed gmachem Urzędu Wojewódzkiego wzniesiono trybuny: zasiedli w nich przedstawiciele Rządu i Prezydenta KRN z Prezydentem Bierutem, tow. Premierem Osóbką-Morawskim i marszałkiem Rola-Żymierskim na czele.
Wśród gęstych setek sztandarów ciągną oczy rewolucyjnością barwy flagi OMTUR-owe, wyrastające z szeregów błękitnych koszul. Dalej – liczna parotysięczna delegacja ZWM, grupa Wiciarzy, proporce ułanów, furkoczące na wietrze, zielony tłum harcerski, granatowe linie marynarskich oddziałów…
Po obu stronach placu wyrastają groźne masywy czołgów-olbrzymów i szczerzą się groźnie lufy armat dywizjonu artylerii zmotoryzowanej.
Po poświęceniu nowych sztandarów wojskowych i przysiędze żołnierzy 16-ej dywizji piechoty „Szczecińskiej 2”, wchodzi na mównicę Prezydent. Padają słowa mocne, słowa, które usłyszy świat.
Prezydent mówi w imieniu tych tysięcy młodych, którzy przyszli tu zamanifestować swe przywiązanie do Szczecina.
Po tym mówi Marszałek. Biją gorące serca. Wszyscy zdają sobie sprawę z doniosłości przeżywanych chwil. Oto Polska odpowiada Churchillowi. I kiedy oddziały formują się do defilady, nie ma nikogo, ktoby nie odczuwał, że oto w rytmie młodych kroków, w pieśni młodych głosów, w gorącym biciu serc wkracza do Szczecina – Polska. […]
Trzy godziny trwającą defiladę kończą oddziały wojskowe. Sztandary wszystkich pułków wojska polskiego pochylają się w salucie, przysięgają wierną straż nad Odrą i Bałtykiem. […]
Bezpośrednio po defiladzie odbyła się uroczystość przyjęcia delegacji wojsk Marszałka Żukowa i Rokossowskiego, w czasie której w imieniu młodych przemawiał tow. red. St. Oskard z „Młodzi Idą”, podkreślając, że młodzież polska potrafi przyjeżdżać nie tylko na defiladę, ale gdy zajdzie potrzeba – by bronić Szczecina z bronią w ręku.
Wieczorem odbyło się w teatrze Szczecińskim galowe przedstawienie „Sułkowskiego”.
Szczecin, 13 kwietnia
Jedyną drogą do miasta – przez chwiejący się most – jechały z całego kraju pociągi naładowane rozśpiewaną młodzieżą. Niektóre wiozły młodzież z ZWM i OM TUR – pierwsi (niby komuniści) w białych, drudzy (socjaliści) w niebieskich koszulach, z czerwonymi krawatami. Przeważnie jednak jechali harcerze, narzucając pozostałym śpiewanie przedwojennych, wojskowych i patriotycznych piosenek. Pogoda była piękna, wiosenna, nastrój wspaniały. Wieczorem Wały Chrobrego były pełne młodzieży.
Usłyszeliśmy oklaski i niezdecydowane okrzyki. Na trybunę weszli: Bierut, Osóbka-Morawski, Gomułka, gen. Rola-Żymierski i Mikołajczyk. Do mikrofonu podszedł Prezydent. W tym momencie grupa spod trybuny wzniosła okrzyki: „Niech żyje Bierut!”, „Niech żyje PPR!”, „Mikołajczyk do Londynu!”. Te prowokacyjne okrzyki spowodowały tak silną reakcję ogromnej rzeszy harcerzy, że przemówienie Bieruta zostało zupełnie zagłuszone i przerwane. Przez dłuższy czas słyszało się jedynie: „Mikołajczyk niech przemówi”, „Precz z Bierutem!”, „Precz z komuną!”, i tak w koło. Do mikrofonu podszedł Mikołajczyk:
- Bardzo proszę się uspokoić! Uroczystość musi przebiegać zgodnie z programem. Obecnie będzie przemawiał prezydent Bierut.
Skandowanie przybrało jeszcze na sile. Nie pomogło powtórne uspokajanie – Bierut musiał zrezygnować z wygłoszenia mowy. Władza ludowa opuściła trybunę.
Za karę nikt z harcerstwa nie został wpuszczony na akademię i spektakl w teatrze; ja również. Mogłem za to oglądać wydarzenia przed teatrem, na pewno ciekawsze. Młodzież opanowała miasto. W wielu miejscach wygłaszano przemówienia, śpiewano pieśni patriotyczne, wiwatowano na cześć Mikołajczyka i innych patriotów przebywających na Zachodzie, a nawet przyrzekano rozprawić się z komunistyczną agenturą sowiecką. Interweniowała milicja i wojsko.
Bardzo napięta sytuacja powstała po wyjściu uczestników akademii z teatru. Harcerze podchodzili do nich i zdzierali im z szyi czerwone krawaty. Trafiali się tacy, którzy bronili krawatów i uciekali. Gonitwa za czerwonymi krawatami trwała kilka godzin.
Szczecin, 13 kwietnia
Początkowo w całej stoczni zostało nas może 2 tysiące z 11 tysięcy stoczniowców. Jednak w sobotę rano, 23 stycznia, było nas już znacznie więcej, mimo że stocznia została natychmiast obstawiona, a dyrektor Skrobot jeździł ulicą z gigantofonami i wyzywał Bałukę od kryminalistów. Były także ulotki, aby opuścić stocznię.
Podczas grudniowego strajku stołówki wydawały posiłki, w styczniu byliśmy głodni i obstawieni milicją. No, ale tę sobotę jakoś przetrzymaliśmy. W niedzielę z samolotu lecą ulotki: „Stoczniowcu, czy nie chciałbyś zjeść obiadu z rodziną?”.
W 1968 roku pocięto w stoczni takie ciężkie kable okrętowe — na studentów i one potem leżały na złomowisku. Teraz przydały się do obrony stoczni. Biorę swój kabel, idę pod płot — z jednej strony my pilnujemy stoczni, aby się nikt nie przedostał, a z drugiej strony stoi milicja. Wszyscy ludzie ze stoczni wyszli z jakichś zakamarków i okazało się, że nas może być z 7 tysięcy. A milicjantom powiedziano, że stocznię opanowała garstka ludzi... No i milicja zaczęła się bać...
Jeszcze z drugiej strony przychodzą kobiety i za milicją tworzą szpaler, mówią, że muszą dać mężom jeść. Jedna z nich odważyła się, przyłożyła facetowi w łeb torbą i kobiety ruszyły na płot. Milicja chciała je odciągnąć, a my: „Spróbujcie tylko przestąpić tor!”. W końcu te kobiety runęły do płotu. To nie były nasze żony, ale mówiły, że ich mężowie są dalej, w związku z tym przekazują jedzenie. Dowiedzieliśmy się wtedy, że stanęły pociągi, autobusy, że cały Szczecin stoi. Poczuliśmy się mocniejsi.
Szczecin, 23–24 stycznia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
24 stycznia jest telefon z dyrekcji, że przyjechał wicepremier Franciszek Szlachcic, jest tutaj i chce ze mną rozmawiać. „Proszę bardzo.” Specjalna brygada poszła na bramę i go przyprowadzili. Szlachcic mówi, że Edward Gierek jest w Szczecinie. Ja na to:
— Dlaczego nie zadzwoniliście wcześniej?
— Towarzysz Gierek sam wyjaśni, dlaczego nie można ogłaszać.
— Teraz, to my nie jesteśmy przygotowani, jeszcze postulatów nie mamy, nie? On musi poczekać — mówię.
Pytam się: „Panowie, kiedy będą postulaty?”. Odpowiadają, że trzy–cztery godziny to musi potrwać. To ja do Szlachcica:
— Musi Edward Gierek poczekać trzy–cztery godziny.
— To Gierek będzie czekał cztery godziny?
— To nie nasza wina — mówię.
— To niemożliwe, Edward Gierek musi być zaraz w stoczni.
— Nie możemy inaczej zrobić.
Naraz wpada jedna babka i woła: „Panowie, Gierek jest na świetlicy głównej”. Lecimy. A tu się pcha masę różnych ludzi. Mówię do Adama Ulfika: „Zatrzymaj wszystkich, mają tylko przyjść z Komitetu Strajkowego i ci, co przyjechali z Gierkiem”. Ale i tak napchało się dużo ludzi, nie mogli ich wygonić. Widzę dyrektora naczelnego Cenkiera. Dyrektor mówi: „Panie Bałuka, pierwszy sekretarz partii Edward Gierek”, ja wyciągam rękę i przedstawiam się, jąkając, chociaż nigdy się nie jąkałem: „BBBBBałuka”. To z przejęcia i z zaskoczenia, bo ja tam się go nie bałem.
Wcześniej Gierek pojawił się nagle przed bramą stoczni. Ci, którzy jej pilnowali, wiedzieli z radiowęzła, że ma przyjechać Edward Gierek. I naraz z taksówek wysiadają ludzie... Gierek podszedł pod bramę i mówi: „Jestem I sekretarz partii Edward Gierek, czy mnie wpuścicie?”. Potem szedł taką dróżką i wołał: „Chodźcie ze mną”. No i ci przy bramie idą, no bo jak — być w stoczni i nie widzieć I sekretarza?
Spotkanie trwało dziewięć godzin. Edward Gierek zgodził się na większość postulatów, ale na ten dotyczący cen — nie.
Szczecin, 24 stycznia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
Z daleka zobaczyłem biało-czerwone flagi. Dodałem gazu. To Stocznia Remontowa „Parnica”. Wielki, czarny napis na białej tablicy: „Strajk okupacyjny”. Za i przed bramą robotnicy. Stoję i patrzę, łzy płyną mi po twarzy.
W „Baltonie” poruszenie. „«Warski» stanął!” — krzyczą do mnie magazynierzy. Osłupiałem, nie mogłem wykrztusić słowa. Porwałem kogoś w ramiona i uściskałem. Radość.
Szczecin, 18 sierpnia
Krzysztof Jagielski, Zejście z trapu, „Karta” nr 62, 2010, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Sala, w której zaplanowano spotkanie, nie mogła pomieścić wszystkich. Przybyło nadspodziewanie wielu marynarzy. Stali na schodach i korytarzu. [...]
Panowie z dyrekcji wymieniali między sobą uwagi, przeglądali jakieś papiery i nie zwracali uwagi na [Tadeusza] Hunderta, tak jakby nie istniał. W tej zatłoczonej sali zdawał się sam. Wiedziałem, o czym myślał. Podjął przecież ryzyko strajku. Czy może liczyć na zgromadzonych tutaj urzędników i marynarzy? Czy go poprą? [...] Jako przedstawiciel załogi Hundert powinien przewodniczyć temu spotkaniu. Na co czeka?! — pytałem siebie. [...] Wreszcie głos zabrał dyrektor Rosicki. [...] Krew uderzyła mi do głowy, serce podeszło do gardła. Straciłem panowanie nad sobą. Usłyszałem swój przeraźliwy, histeryczny wrzask:
— Kto przewodniczy temu zebraniu?! Hundert jest przewodniczącym! Strajkujemy czy nie strajkujemy? Nie macie prawa głosu! My tu decydujemy!
[...] Mój ryk zadziałał jak granat wrzucony do składu amunicji. [...] „Strajk! Strajk! Strajk!” — „Wybierać komitet!” — „Jagielski do prezydium!”.
Szczecin, 25 sierpnia
Krzysztof Jagielski, Zejście z trapu, „Karta” nr 62, 2010, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wieczorem razem z Andrzejem K. Wróblewskim pojechaliśmy do Szczecina. Do późnych godzin nocnych siedzieliśmy w gabinecie I sekretarza KW, Brycha, i rozmawialiśmy z Kazikiem Barcikowskim i Andrzejem Żabińskim. Są bezsilni, ponieważ Warszawa (czyli BP) ociąga się z wyrażeniem zgody na spełnienie żądań MKS. Strajki w kraju nadal się rozszerzają, o czym informują teleksy z Wydziału Organizacyjnego KC. Brych, Kazik i Andrzej są śmiertelnie zmęczeni. Szczecin cały martwy. Żadna fabryka nie pracuje. Na bramie każdej z nich napis: „strajk okupacyjny” lub „strajk solidarnościowy”.
Szczecin, 25 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Rano wybrałem się z AKW do strajkującej stoczni. Jakieś dziesięć minut czekaliśmy na portierni, zanim nas wpuścili. Tutaj rządzi klasa robotnicza. Ktoś powiedział, że jak z „Polityki”, to owszem, wpuszczą. Zaprowadzono nas na salę, w której siedzi od kilku dni kilkadziesiąt osób, członków MKS. Siedzą i czekają na wyniki rozmów. Są zdeterminowani. Po przeprowadzeniu kilku rozmów wróciłem do KW. [...]
Siedzimy w KW i czekamy na decyzje Warszawy. Kazik [Barcikowski] i Andrzej [Żabiński], po porozumieniu się z Gdańskiem, zaczęli naciskać na Warszawę, by wyraziła zgodę na ich przyjazd do centrali celem przedstawienia sytuacji i uzyskania jakiejś decyzji. Problem polega właśnie na tym, że kierownictwo nie może się zdecydować na zajęcie jednoznacznego stanowiska wobec żądań wysuwanych przez strajkujących.
Szczecin, 26 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Po sześciu dniach zakończył się strajk pracowników i marynarzy Polskich Linii Oceanicznych w Szczecinie. Biurowiec opustoszał. Przez otwarte okna wdzierały się podmuchy ciepłego wiatru, unosząc porozrzucane papiery. Poczułem się potwornie zmęczony. Co dalej?
[...] Nie rozumiałem, dlaczego nie podpisaliśmy równocześnie z Gdańskiem. Niewybaczalny błąd. Tam dalej strajkują. Polska strajkuje. A jeśli strajki będą trwały dłużej? Przecież obowiązuje nas solidarność. Podjąć znowu strajk? A jak MKS nie zgodzi się? Rozbicie? Czy komunistom o to chodziło? Chyba tak. W Szczecinie im się to udało. To ich zwycięstwo, nie nasze. [...] Wyspa wolnego związku na morzu nienawiści. Co nas czeka?
Szczecin, 30 sierpnia
Krzysztof Jagielski, Za burtą legendy, Szczecin 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wszędzie żądania reaktywowania „S”. Organizatorami strajków są stare wygi z „S”, ich uczestnikami w przeważającej części — młodzi ludzie. Zastrajkowały dwa nadbrzeża w porcie szczecińskim. Również wysuwają żądania przywrócenia „S”. Obawiam się rozlewu fali strajków. [...] Po pewnych sukcesach, od 1985 roku sytuacja gospodarcza pogarsza się, a od roku nastąpiło odczuwalne pogorszenie materialnego położenia mas. Ceny rosną, a operacja cenowo-dochodowa niczego dobrego nie przyniosła. [...] Doprawdy, nie wiem, jak my się z tego wygrzebiemy.
Warszawa, 17 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
[...] wystąpiliśmy bez jakiejkolwiek inspiracji z zewnątrz. [...] Około 8.00 zatrzymały się wszystkie urządzenia przeładunkowe. [...] Zaczynano przerywać pracę. [...] Na początku była powszechna euforia podszyta jednak panicznym strachem. [...] Obecnie sytuacja w porcie jest ustabilizowana na czwórkę z plusem. Czekamy na przyjazd Generała Jaruzelskiego, a przede wszystkim na uregulowanie sprawy pluralizmu związkowego oraz rozwiązanie problemów płacowych. Innego wyjścia jak zwycięstwo, nie mamy!
Szczecin, 19 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy” Szczecin nr 3, z 19 sierpnia 1988.
Twoje słowa są dla nas drogowskazem. Pamiętamy, co wielokrotnie powiedziałeś o podmiotowości i godności człowieka i jego pracy, o konieczności zapewnienia rodzinom godziwych warunków egzystencji, o prawie ludzi pracy do swobodnego zrzeszania się w niezależne związki zawodowe, o prawie do istnienia NSZZ „Solidarność”. Strajkujące załogi Szczecina [...] domagają się od władzy realizacji tych właśnie naturalnych, przyrodzonych ludziom praw. Na piersiach strajkujących widnieją wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej, w której ręce złożyliśmy nasze nadzieje.
Szczecin, 20 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy”, nr 4, z 20 sierpnia 1988.
Jesteśmy głęboko zaniepokojeni postawą władz wobec dzisiejszych strajków. Gorycz i poczucie krzywdy ludzi podejmujących strajk są dla nas w pełni zrozumiałe — podobnie jak wszyscy, odczuwamy skutki choroby toczącej od lat naszą Ojczyznę. [...]
Boli nas traktowanie strajkujących jak egoistów i awanturników. U podstaw decyzji o strajku leży nie chęć awanturnictwa, lecz poczucie beznadziejności i krzywdy, brak zaufania dla dotychczasowej polityki władz, wreszcie pragnienie przezwyciężenia sztucznych barier przeszkadzających w budowaniu Polski sprawiedliwej. [...] Trzeba szybko doprowadzić do porozumienia, nie obrażać ludzi, lecz prowadzić z nimi dialog. [...] Wbrew dotychczasowym doświadczeniom pragniemy raz jeszcze wyrazić nadzieję, że można rozwiązywać nasze wewnętrzne sprawy w poczuciu odpowiedzialności wszystkich za Polskę i poszanowaniu godności każdego człowieka.
Szczecin, 21 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy”, nr 5, z 23 sierpnia 1988.
Oświadczamy wyraźnie: za skutki strajku ekonomiczne, społeczne i inne – odpowiedzialna jest władza, która mieni się robotniczą, a w sposób arogancki i pogardliwy traktuje strajkujących robotników. A przecież strajkujący domagają się jedynie respektowania podstawowych, ludzkich i pracowniczych praw. […] Czując się głęboko odpowiedzialni za losy kraju […] raz jeszcze wzywamy władze do podjęcia rozmów.
Szczecin, 23 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy” [Szczecin] nr 6, sierpień 1988.
Uczestników strajku przedstawia się jako awanturników, ludzi nieodpowiedzialnych, którzy powodują straty i pogłębiają chaos w życiu gospodarczym i społecznym. [...] Oświadczamy wyraźnie: za skutki strajku ekonomiczne, społeczne i inne — odpowiedzialna jest władza, która mieni się być robotniczą, a w sposób arogancki i pogardliwy traktuje strajkujących robotników. A przecież strajkujący domagają się jedynie respektowania podstawowych, ludzkich i pracowniczych praw. Prawa te zagwarantowane są w Konstytucji oraz w międzynarodowych paktach i konwencjach ratyfikowanych przez PRL. W tej sytuacji powoływanie się przez władze na konieczność przestrzegania prawa jest po prostu śmieszne i cyniczne. Właśnie brak poszanowania prawa przez władze [...] jest jedną z głównych przyczyn licznych kryzysów w PRL. Za kryzysy te płaci tylko jedna strona — społeczeństwo. [...] Dlatego jesteśmy zdecydowani strajkować nadal. [...] Czując się głęboko odpowiedzialni za losy kraju, losy strajkujących [...] raz jeszcze wzywamy władze do podjęcia rozmów.
Szczecin, 23 sierpnia
„Biuletyn Szczeciński”, nr 6, z 24 sierpnia 1988.
Aktualnie sytuacja wygląda w ten sposób, że blokada milicyjna jest zacieśniona, a nad portem krążyły i nadal krążą na niskich pułapach helikoptery. [...] Tutaj nic nie jest wiadome. Wszystko jest możliwe. Tak samo jest możliwe, że ta mediacja [mecenasa Siły-Nowickiego] skutki przyniesie, jak to, że możemy zostać zaatakowani. Wszystko jest możliwe! Tutaj przewidywać jest nie sposób. Ludzie bardzo dzielnie się trzymają. Wspaniali ludzie!
Szczecin, 24 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy”, nr 7, z 25 sierpnia 1988.
Nie odczuwamy zmęczenia, zwątpienia, ani braku wiary. To dlatego, że nasza załoga wyraźnie widzi cel, jaki sobie wytyczyła: zalegalizowanie „Solidarności”. [...] ten strajk to jest nasze powiadomienie Prokuratury o przestępstwie. Nasz telefon do Prokuratura, że oto władze chcą nam odebrać godność osobistą, prawo do pracy, prawo do wypoczynku, odebrać nam naszą wiarę, historię, kulturę, z wszystkiego chcą nas okraść. I o tym przestępstwie największego kalibru zawiadamiamy Prokuraturę.
Szczecin, 28 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy”, nr 10, z 29 sierpnia 1988.