19 października z perspektywy lat 10 jest rocznicą wielkiego zwycięstwa. Zwycięstwa, które odniósł nie żaden [Władysław] Gomułka czy [Edward] Ochab, czy jakakolwiek grupa albo jednostka, lecz cały naród. Gomułka i towarzysze byli wtedy niczym więcej jak tylko wyrazicielami woli społeczeństwa. […]
„Polski Październik” nie był więc – jak chcą niektórzy – jeszcze jednym nieudanym wybuchem polskiego romantyzmu, jeszcze jedną klęską zawiedzionych nadziei, jeszcze jednym rozdziałem z dziejów polskiej głupoty. Październik był zwycięstwem. Tym większym, że bezkrwawym; tym większym, że osiągniętym przez odwagę połączoną z poczuciem realizmu politycznego szerokich mas. Było to zwycięstwo „za waszą i naszą wolność”, bo z owoców jego korzystają dziś inni.
Monachium, 19 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Zgodnie z propozycją prezydium wiecu — są zgłaszane na kartkach pytania. Kartek tych rośnie wkrótce na stole cała góra. Próbuje na nie odpowiadać Janusz Zarzycki. Ale niełatwo zadowolić rozgorączkowaną salę: jego odpowiedzi wypadają jakoś bezbarwnie i drętwo. Wkrótce jego słowa głuszą gniewne krzyki i wrogie gwizdy. Rośnie chaos. Na bocznych krużgankach wznoszone są raz po raz jakieś okrzyki, z tego miejsca niezrozumiałe. Sala wrze, faluje, przelewa się przez nią rosnące podniecenie, które zda się zerwie za chwilę wszelkie tamy, wymknie spod jakiejkolwiek kontroli.
W takim momencie, gdy panowanie nad nastrojami wymyka się z rąk członkom KC i KW, pozostawał niezadowolony towarzysz Goździk. Zabierał głos i wszyscy zaczynali słuchać. [...] Krótki moment ciszy, jakby zachłyśnięcia się zimnym prysznicem i burza oklasków: przyjęła!
[...]
Padają obecnie z trybuny nazwiska osób proponowanych do Biura Politycznego. Po każdym nazwisku odzywa się sala: trzęsie się od oklasków, krzyczy lub gwiżdże. Jest to więc jakby test popularności poszczególnych kandydatów. Największy entuzjazm rozpętuje oczywiście nazwisko Gomułki. [...]
Wśród licznych pytań, kierowanych do prezydium wiecu, odczytuje Goździk również i takie, które dotyczy osoby Bolesława Piaseckiego i jego dalszej roli w życiu publicznym. [...] Goździk sili się na ironię: „Cóż to, towarzysze, będziemy sobie teraz głowę zaprzątać sprawą każdego dziurawego mostku, każdego wyboju na drodze? Zostawmy, przyjdzie na to czas później”.
Wiec kończy się uchwaleniem rezolucji. Potem jeszcze długo oklaski i okrzyki, wrzawa tłumu, który zaczyna się rozchodzić.
Warszawa, 20 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Przyszedł Jurek. Był na wiecu w politechnice [...]. Ale co przede wszystkim podkreślał to niezwykle kulturalne zachowanie się tych tłumów wiecujących. „Normalnie — mówił — w żadnym tak licznym zbiorowisku nie obeszłoby się bez scen co najmniej ordynarnych, jeśli nie chuligańskich. Tym razem wszyscy byli dla siebie uprzejmi, życzliwi, wiec był pełen żaru, ale i powagi”. Tak, tylko beznadzieja produkuje chamów i chuliganów, najmniejszy promyk nadziei stwarza ludzi. Cała ta wiecująca młodzież nie okazała się ani reakcyjna, ani kruchciana. Występowała z życzliwością dla nowego ducha, jakim powiało nawet od ludzi partii, a nade wszystko dla nowej ludzkiej koncepcji socjalizmu. Tak więc pierwsze ujawnienie się opinii publicznej pokazało, że nie jest tak źle, jak myślałam. Naród chronił się w „reakcję” i w kruchtę jako w jedyny azyl przed gwałceniem jego osobowości. Jawność życia przesegreguje wszystko we właściwy sposób. Na czym i katolicyzm zyska, bo co innego jest być schronem dla ogarniętych paniką tłumów, a co innego kościołem rzeczywistym, myślącym i zdolnym pogłębiać koncepcje katolickie. [...]
[...] [Stanisław] Staszewski składał na tym wiecu relację z VIII Plenum KC Partii. Kiedy zawiadomił salę o przybyciu delegacji radzieckiej, sala zaczęła masowo skandować: „Po co? Po co?!”. Kiedy następnie oznajmił, że delegacja sowiecka odleciała nie przyjęta oficjalnie, a jedynie po odbyciu prywatnej rozmowy (w ambasadzie radzieckiej) z przedstawicielami rządu i partii, hala zaczęła skandować: „Li-pa! Li-pa”.
Warszawa, 21 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945–1965, Tom 3 (1955–1959), wybór Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1997.
Wieczorem słuchaliśmy dwugodzinnej mowy Gomułki na plenum KC partii. Mówił, zwłaszcza na początku, głosem zdławionym od wzruszenia. [...]
Oprócz prawdomównego obrazu sytuacji gospodarczej niesłychanie ważny był obszerny ustęp o wypadkach poznańskich, gdzie Gomułka kilkakrotnie z naciskiem i kategorycznie odrzuca wszelkie insynuacje o roli dywersji zagranicznej w tych wypadkach. To ma kapitalne znaczenie, bo szachuje prawdopodobny chwyt Rosji, która będzie siłowała ewentualną interwencję zbrojną uzasadnić „rozruchami wywołanymi przez agentów imperializmu”. Ciekawy passus mowy Gomułki: „nie wszystkiemu złu, które się u nas działo, winien jest Związek Radziecki”.
Warszawa, 21 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945–1965, Tom 3 (1955–1959), wybór Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1997.
Dziś o godz. 15.15 zapowiedziany jest na placu Defilad wielki wiec ludności stolicy, na którym wystąpi Władysław Gomułka. Odkładamy więc dokończenie dyskusji nad deklaracją na wieczór. Jerzy Zawieyski prosi mnie, abym dowiedział się, jaki jest program wiecu i czy nie są przewidziane inne wystąpienia; ze swej strony byłby gotów przemówić. Dzwonię więc z kuchni pp. Seńków do I Sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR Stefana Staszewskiego; wyjaśnia, że poza wystąpieniem Gomułki inne nie są przewidziane. [...]
Gomułka spotkał się na placu Defilad z entuzjastycznym aplauzem zgromadzonych tłumów. Zgotowano mu wielką owację, śpiewając Sto lat — pieśń przeznaczoną na inne okoliczności, która tu spontanicznie wyraziła uczucia obecnych [...]. Po wiecu ulicami Śródmieścia przewalają się tłumy ludzi podnieconych i w świątecznym nastroju.
Warszawa, 24 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Piorunujące wrażenie wywarło przemówienie [Władysława] Gomułki wzywające do nieskreślania żadnych kandydatów i głosowania na „czołowych kandydatów rządu i partii”. Nic znowu nie rozumiemy, bo tym samym Gomułka, główny „bohater” Października, przekreślił jedno z głównych osiągnięć tego Października, jakim było poprawienie ordynacji wyborczej w kierunku pewnej swobody wyboru między kandydatami, których liczba jest większa niż liczba przewidzianych mandatów. Właściwie Gomułka tym wezwaniem przekreślił całą praworządność, na której miała być oparta październikowa „poprawa życia”. […] Po mieście zaczęły biegać pogłoski, że […] ambasada moskiewska postawiła ultimatum: jeśli w wyborach nie przejdzie większość komunistów, będą to uważali za okazję do interwencji.
Warszawa, 21 stycznia
Jan Tarczyński, Tomasz Szczerbicki, Mercedes a sprawa polska, Warszawa 2006.
Nie mam ochoty na odświętną wesołość. […]
Jest jasne, że tak zwany Październik polski nie był początkiem, nie był pierwszym momentem odnowy życia społecznego, tylko zakończeniem procesu […] rozprężenia aparatu władzy, który trwał od dłuższego czasu, a jednocześnie był początkiem stabilizacji aparatu władzy po okresie rozprężenia. […]
To, co nas najbardziej przygniata, to jest brak perspektywy, to pauperyzacja duchowa, to jest brak oddechu. […] Niewiara w obietnice.
Ta atmosfera […] społecznego zniechęcenia, niewiary, związana jest z niespełnieniem nadziei, jakie większość społeczeństwa wiązała z Październikiem. Postulat odpowiedzialności władzy przed społeczeństwem, postulat rzeczywistego wpływu społeczeństwa na sposób sprawowania władzy, nie został wprowadzony w życie. […] Samo słowo „wolność” stało się podejrzane.
Warszawa, 21 października
Stenogram z nagrania dźwiękowego wystąpienia prof. Leszka Kołakowskiego na otwartym zebraniu ZMS na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, Archiwum IPN, 0204/503, t. 1, k. 200-211.