[…] młodzi są od pewnego czasu namawiani do wydawania w kraju i robi to J[erzy] Zawieyski. Wiem tylko tyle, że bardzo na ten temat dyskutują i nie są jeszcze zdecydowani. Osobiście namawiam ich na odłożenie ostatecznej decyzji do jesieni i przypuszczam, że to zrobią. Idzie mi o zwłokę z dwóch względów: przede wszystkim trzeba będzie zastanowić się i zdecydować, jakie zająć stanowisko co do druku w kraju. W moich warunkach przedyskutowanie tak ważnego problemu ze współpracownikami rozsianymi po świecie wymaga sporo czasu. Poza tym mam nadzieję, że do jesieni wyjaśnię swoje realne możliwości wydawnicze. W tej chwili moja sytuacja wydawnicza jest nie tyle „heroiczna”, co katastrofalna, gdyż musiałem zdecydować się na wydanie kilku pozycji, które uważam za niezmiernie ważne ze względów politycznych. Jak Pan jednak wie, zapewne nie idzie tylko o paru młodych poetów z Londynu. Dziś można mówić o lawinie wśród pisarzy emigracyjnych, zarówno jeśli idzie o drukowanie w kraju, jak i „wizytowanie” kraju. Wypadki poznańskie, jeśli nie pociągną zaostrzenia kursu wstrzymają ten proces tylko na chwilę. Dla każdego, kto chciał patrzeć trzeźwo, ten proces był do przewidzenia z chwilą nastania „odwilży”. Mało kto z pisarzy oprze się pokusie wydania książki i znalezienia masowego czytelnika. Talent nie zawsze idzie z charakterem. Nie potrzebuję też podkreślać, że przy specjalnej roli pisarza w Polsce załamania na tym odcinku będą bardziej groźne niż załamania polityków. W miarę moich bardzo niewielkich możliwości starałem się już od przeszło roku alarmować i wysuwałem środki zaradcze. Nic z tego nie wyszło. Dziś – obawiam się – jest już szereg faktów, których odrobić nie będzie można. Jest już za późno.
Paryż, 7 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Olbrzymia aula Politechniki, mieszcząca ponoć 8 tysięcy osób, była wypełniona po brzegi. Głowa przy głowie. [...] A przecież duża ich część, nie mogąc dostać się do środka, pozostała na zewnątrz, wypełniając sąsiednie sale i korytarze, a także dziedzińce, które zradiofonizowano, umożliwiając słuchanie przebiegu wiecu dalszym tysiącom. Był to największy z dotychczasowych wieców. Zawisła nad tym tłumem niespokojna, pełna oczekiwania cisza.
Zapowiedziano oświadczenie klubów inteligencji. Odczytałem do mikrofonu treść naszej rezolucji, po której z różnych stron zerwały się oklaski. [...]
Sala [...] zaczynała się stopniowo rozgrzewać, kiedy po nas zaczęły występować delegacje załóg wielkich zakładów warszawskich. Biło z nich robotnicze zdecydowanie i siła. Kiedy przedstawiciel zakładów Kasprzaka oświadczył, że załoga popiera „w imieniu Czerwonej Woli” rezolucję Politechniki, Uniwersytetu Warszawskiego i FSO na Żeraniu, wybuchł prawdziwy entuzjazm. [...]
Nagle — około godz. 17 — zrobił się na trybunie jakiś ruch. Weszli na podium i zasiedli w prezydium: I sekretarz Komitetu Warszawskiego Stefan Staszewski, przewodnicząca ZMP Helena Jaworska, a także Jerzy Albrecht i Janusz Zarzycki, którzy przybyli z obrad zakończonego plenum. Wszyscy reprezentowali te siły w partii, które czynnie były zaangażowane w odnowę, zaś dwaj ostatni byli w okresie stalinowskim odsunięci i dopiero na fali „odwilży” powracali do życia politycznego. A przecież wyczuwało się, że przyjęcie ich przez sale jest chłodne.
Przemówienie Staszewskiego, który składał informację o odbywającym się plenum i ogólnej sytuacji w kraju, było raz po raz przerywane gwizdami i nieprzyjaznymi okrzykami; [...] W końcu zaproponował odczytanie przemówienia wygłoszonego na plenum przez Władysława Gomułkę i dopiero wtedy zrobiło się spokojnie. Wielotysięczna masa zamieniła się w słuch.
Słuchałem i ja, i od pierwszych słów odczułem, że mamy do czynienia z wielkim historycznym wystąpieniem. Takim językiem nie mówił do nas do tej pory nikt. [...] Długo trwało czytanie przemówienia Gomułki, a gdy dobiegło końca, sala przez dłuższą chwilę trwała w milczeniu, tak silne było wrażenie tego, co usłyszała. Dopiero potem zerwały się oklaski i trwały długo, bardzo długo.
Warszawa, 20 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Wierna
Przebieg VIII Plenum wzbudził bardzo żywe oddźwięki wśród społeczeństwa węgierskiego. Dzienniki informujące o Plenum rozchwytywane. Na ulicach Budapesztu gromadzą się grupy przechodniów komentujące nasze ostatnie wydarzenia.
Dziś przy okazji wizyty pożegnalnej u mnie poseł jugosłowiański Soldatić informował też o tym, że pracownicy poselstwa jugosłowiańskiego widzieli dziś na ulicach Budapesztu grupy młodych obywateli, dochodzące do 200 osób, które dawały żywy zewnętrzny wyraz poparcia stanowiska naszej partii.
Pracownica budapesztańskiego komitetu WPP, tow. Tonek poinformowała naszą czytelnię, że 23 bm. o godzinie 15 ma się odbyć tutaj pod pomnikiem Bema w Budzie demonstracja studentów tutejszych wyższych uczelni, celem wyrażenia solidarności ze stanowiskiem PZPR i narodu polskiego. Informacja ta znajduje potwierdzenie i ze strony niektórych studentów, wcale o to nie pytanych.
Wilman
Budapeszt, 22 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
W czasie dzisiejszych dwu wielogodzinnych wieców akademickich, młodzież domagała się odnowy życia na Węgrzech własną węgierską drogą. Wskazywano na przykład Polski i uchwały VIII Plenum PZPR, dla których wyrażano pełną sympatię. Były wystąpienia przeciwko ZSRR. Wysunięto między innymi żądanie opuszczenia Węgier przez wojska radzieckie, rozliczenia z zaciągniętych pożyczek z podaniem ich warunków, informacji o gospodarce węgierskim uranem, ponadto odbycia jawnego procesu Farkasa z udziałem w nim Rakosiego. Młodzież akademicka czyni starania, by dla wysuniętych postulatów pozyskać poparcie młodzieży robotniczej (zwłaszcza z kombinatu w Cseplu) i wojska.
Na wiecach propagowano planowaną na jutro manifestację pod ambasadą polską i pod pomnikiem Bema.
Budapeszt, 22 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Radomsko. List do nowo wybranego I sekretarza KC PZPR - Władysława Gomułki - z prośbą o ułaskawienie
Z wielką uciechą i zadowoleniem przyjęliśmy wiadomość o wybraniu Was towarzyszu na I Sekretarza KC PZPR. Prosimy o przebaczenie, że pozwolimy sobie wraz z rodziną złożyć Wam serdeczne gratulacje i życzenia długiego życia, dobrego zdrowia oraz pomyślnej i owocnej pracy na tak poważnym stanowisku.
Wiemy i zdajemy sobie sprawę z hartu ducha i wytrzymałości w przeżyciu Waszym, jakie mieliście Towarzyszu w swym życiu ostatnich lat. Nie tylko my, ale i cały naród zadowolony jest z waszego wyboru. Znamy tę mękę i łzy, bo my właśnie jesteśmy jedną z tych rodzin, gdzie codziennie przelewa się łzy o syna naszego L. B., który ósmy rok przebywa w więzieniu. Obecnie przebywa w szpitalu w Łodzi, gdyż jest ciężko chory. Prosimy wniknąć w nasze położenie i w nasze serca. W łzy ojca i matki.
Radomsko, 23 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Przed południem [23 października] przybyła do ambasady 3-osobowa delegacja węgierskich studentów w towarzystwie polskiego studenta, by wyrazić jednomyślność i solidarność z VIII Plenum KC PZPR i przekazać wyrazy sympatii dla KC PZPR zmierzają do rozwoju i zacieśnienia współpracy ze Związkiem Radzieckim na zasadach równości i braterstwa. Przytoczyłem część przemówienia tow. Gomułki z VIII Plenum o młodzieży, zwracając uwagę na konieczność ustrzeżenia się przed działaniem nierozważnym i prowokacją.
[...] O zamierzonych demonstracjach KC wiedział przedtem. Miały się one odbyć na tle 25 punktów, obejmujących żądania młodzieży w sprawie życia politycznego i gospodarczego oraz warunków młodzieży węgierskiej.
Budapeszt, 24 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Około godziny 14 [23 października] rozpoczęły się przemarsze młodzieży z domów akademickich i uczelni pod pomnik Kossutha [pod pomnik Petöfiego – od red.], a stamtąd Bema – obu węgierskich bohaterów walk 1848. [...] Do kilkudziesięciu tłumów pod pomnikami przemawiali przedstawiciele młodzieży, a pod pomnikiem Bema także pisarz [Péter] Veres. Demonstranci nieśli sztandary węgierskie, radzieckie i polskie, hasła przyjaźni z Polską, ZSRR, dużo napisów z żądaniem wycofania z Węgier wojsk radzieckich, o powrót do kierownictwa Nagya itp. Kolportowano ulotki, których znaczna część zawierała 25 punktów rezolucji młodzieży z wczorajszych wieców. [...]
Po zebraniu pod pomnikiem Bema znaczna część młodzieży wycofała się. Natomiast nowo przybyłe tłumy zresztą młodzieży przeszły pod parlament. Tam po długim oczekiwaniu przemówił Nagy, wzywając zebranych do spokojnego rozejścia się. Rozpoczęły się okrzyki i wezwania. Z parlamentu część demonstrantów udała się na plac Stalina, gdzie zniszczyła pomnik Stalina, a część pod budynek radia, gdzie zaczęła się strzelanina. Są ranni i zabici. Spłonęły samochody. Liczb nie sposób na razie ustalić. W pochodach i na wiecu uczestniczyli także wojskowi.
Od momentu zajść pod budynkiem radia zostały użyte gazy łzawiące i granaty, weszły czołgi. Sytuacja bardzo poważna.
Budapeszt, 24 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Szanowny Towarzyszu Sekretarzu
Zwracam się do Was z prośbą o rozważenie sprawy bezzwłocznego zwolnienia prymasa Polski kardynała Wyszyńskiego z odosobnienia, w którym bez podstawy prawnej przebywa przeszło trzy lata. Kardynał Wyszyński jest aresztowany za nieodpowiedzialne – jak sądziliśmy wszyscy – z prawnego punktu widzenia wypowiedzi o procesach przeciw księżom o szpiegostwo. Niestety ujawnienie haniebnych metod stosowanych w śledztwie przez Różańskiego oraz w sądach wojskowych poddaje w najpoważniejszą watpliwość wyniki powyższych procesów, o których wypowiadał się krytycznie kardynał Wyszyński. Zapadłe w nich wyroki będą zapewne poddane rewizji nadzwyczajnej. W powyższych okolicznościach wypowiedzi ks. Wyszyńskiego muszą zasługiwać na pobłażliwość. Trzyletnie zaś odosobnienie bez śledztwa i wyroku sądowego nie może zgadzać się z zasadami praworządności ludowej.
Anin, 23 października
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Dziś o godz. 15.15 zapowiedziany jest na placu Defilad wielki wiec ludności stolicy, na którym wystąpi Władysław Gomułka. Odkładamy więc dokończenie dyskusji nad deklaracją na wieczór. Jerzy Zawieyski prosi mnie, abym dowiedział się, jaki jest program wiecu i czy nie są przewidziane inne wystąpienia; ze swej strony byłby gotów przemówić. Dzwonię więc z kuchni pp. Seńków do I Sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR Stefana Staszewskiego; wyjaśnia, że poza wystąpieniem Gomułki inne nie są przewidziane. [...]
Gomułka spotkał się na placu Defilad z entuzjastycznym aplauzem zgromadzonych tłumów. Zgotowano mu wielką owację, śpiewając Sto lat — pieśń przeznaczoną na inne okoliczności, która tu spontanicznie wyraziła uczucia obecnych [...]. Po wiecu ulicami Śródmieścia przewalają się tłumy ludzi podnieconych i w świątecznym nastroju.
Warszawa, 24 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Wobec rosnącego nasilenia nastrojów antysowieckich wszyscy politycy prześcigają się teraz w podkreślaniu sojuszu ze Związkiem Radzieckim. To jest istotnie konieczność polityczna, ale słuchać tego niemiło, bo Rosja od 1939 robiła wszystko co mogła, żeby ją znielubiano. A mówił o niezłomności tego sojuszu i Gomułka dzisiaj przed Pałacem Kultury, i Cyrankiewicz w swym expose o sytuacji, i stary poseł Drobnerl w sejmie. Okazało się przy tym – powiedziane expressis verbis przez Gomułkę i Cyrankiewicza – że wojska radzieckie bynajmniej nie wycofują się z Polski, lecz tylko solennie obiecały, że w ciągu dwu dni cofną stacjonujące w Polsce jednostki do ich baz (Legnica i Szczecin), czyli że przestaną po prostu bezpośrednio zagrażać Warszawie. Cały dzień jestem jak nieprzytomna z zamętu tych wszystkich spraw.
Warszawa, 25 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W okresie panoszenia się w naszej Ojczyźnie kultu jednostki, w okresie gwałcenia zasad demokratycznych i praworządności został aresztowany Ordynariusz diecezji kieleckiej ks. biskup Czesław Kaczmarek. Po prawie 3-ch letnim areszcie śledczym pod „opieką” osławionego Różańskiego, Ordynariusz nasz został zmuszony znanymi metodami do przyznania się do niepopełnionych przestępstw i skazany przez Sąd Wojskowy. Wprawdzie po 4-ro letnim pobycie w więzieniu biskup Kaczmarek został ułaskawiony, ale istniejące jeszcze z dawnego okresu dyskryminacyjne w stosunku do Kościoła zarządzenia nie pozwalają mu na powrót do swojej diecezji.
Tego rodzaju postępowanie w stosunku do naszego Arcypasterza, człowieka, według naszego najgłębszego przekonania niewinnego, jest dla nas katolików kieleckich wielką boleścią, mącącą naszą radość, spowodowaną ogłoszeniem Waszego programu, którego urzeczywistnienie wzięliśmy sobie jak najbardziej do Serca. Ta boleść i smutek katolików kieleckich są tym przykrzejsze dla nas, że wielu skrzywdzonych już doczekało się naprawienia wyrządzonych im przez system kultu jednostki krzywd, a nasz Ordynariusz nie może się doczekać ani rehabilitacji ani zezwolenia na powrót do pracy w swej diecezji. A katolicy kieleccy: robotnicy, chłopi, inteligencja, młodzież czekają na ten powrót z utęsknieniem.
W dzisiejszych trudnych czasach jest niezbędna ściślejsza spójnia całego narodu polskiego. Katolicy diecezji kieleckiej pragną tej spójni i chcieliby, aby nic nie stało jej na przeszkodzie. Wy, Obywatelu Pierwszy Sekretarzu, nawołujecie i słusznie do tej jedności narodu. To też mamy nadzieję, że usuniecie wszystko to, co może przeszkadzać scementowaniu całego naszego narodu w dniach wielkiej próby.
Kierując się tym przesłankami oraz opierając się na Waszym umiłowaniu prawdy i poczuciu sprawiedliwości, katolicy kieleccy zwracają się do Was, Obywatelu Pierwszy Sekretarzu z całą ufnością: o zajęcie się sprawą naszego Ordynariusza biskupa Czesława Kaczmarka i spowodowanie jego jak najszybszego powrotu do Kielc celem objęcia zarządu diecezją kielecką.
[liczne podpisy]
Kielce, 6 listopada
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Po paru nocach niespanych z nadmiaru myślenia postanowiłam ulec nagabywaniom i jednak napisać coś w sprawie wyborów. Zajęło mi to dwa dni, we środę późnym już wieczorem pobiegłam z tym do Henryka. W pełni zaaprobował. W piątek rano telefon do Kazi, zaraz przybiegła. „Życie Warszawy” przyjęło z entuzjazmem. Ja po napisaniu czegokolwiek popadam w katzenjammer jak po pijaństwie, więc i teraz zadaję sobie pytanie, czy dobrze zrobiłam? Piorunujące wrażenie wywarło przemówienie Gomułki wzywające do nieskreślania żadnych kandydatów i głosowanie „na czołowych kandydatów rządu i partii”. Nic znowu nie rozumiem, bo tym samym Gomułka, główny „bohater” Października, przekreślił jedno z głównych osiągnięć tegoż Października, jakim było poprawienie ordynacji wyborczej w kierunku pewnej swobody wyboru między kandydatami, których liczba jest większa niż liczba przewidzianych mandatów? Właściwie Gomułka tym wezwaniem przekreślił całą praworządność, na której miała być oparta październikowa „odnowa życia”. Wpadłam więc w srogą rozterkę. Po mieście zaczęły biegać pogłoski, że to nacisk Ponomarenki, że ambasada moskiewska postawiła ultimatum: jeśli w wyborach nie przejdzie większość komunistów, będą to uważali za okazję do interwencji.
W sobotę wieczorem Gomułka wygłosił drugie przemówienie nawołujące do nieskreślania, to brzmiało już jak SOS i wyraźnie mówiło, że idzie tu o „suwerenność Polski”. Jakoż to zrobiło na wszystkich ogromne wrażenie, bo jak dziś słyszę, wybory odbyły się w całej Polsce bardzo spokojnie i masowo, frekwencja ponad 90 procent i jakoby większość posłuchała wezwania Gomułki. Ja jednak wiem o wielu, którzy skreślali, ja też skreśliłam parę nazwisk, których nikt sobie ani w Sejmie, ani w rządach Polską nie życzy. O ileż byłoby piękniej, gdyby nie było tego wezwania do narodu łamiącego praworządność!
Warszawa, 21 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W październiku 1956, a w szczególności po VIII Plenum, ludzie przestali się bać. Na różnych wiecach, zebraniach, dyskusjach zaczęli mówić coraz swobodniej i w związku z tym coraz mocniej brzmiał głos przeciwników lewicy, którą obciążano odpowiedzialnością za stalinizm, którą odrzucano. To nas poraziło. Powiedzieliśmy: do głosu dochodzi reakcja, podnosi głowę czarna sotnia. Nie umieliśmy podjąć rozrachunku z tradycją lewicy i, co ważniejsze, nie dojrzeliśmy do pluralizmu jako akceptacji poglądów odmiennych, przeciwnych. Nie umieliśmy wtedy zrobić tego wspólnie. [...]
Skoro więc nie dojrzeliśmy do pluralizmu i do rozliczenia z lewicową tradycją, to zaakceptowaliśmy fałszywy podział: wydawało nam się, że bliżej nam do tych, pożal się Boże, liberałów w Komitecie Centralnym PZPR, niż do przeciwników lewicy w społeczeństwie. Nie wystąpilibyśmy po stronie kierownictwa partii przeciw Październikowi, ale też nie umieliśmy wystąpić przeciw kierownictwu w obronie Października. Milczeliśmy.
8 marca 1981
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Kiedy zamknięto „Po Prostu” i zaczęły się uliczne demonstracje, znowu zbiegliśmy się na Uniwersytet, żeby ustalić, co robić. Przyjechał do nas Władysław Bieńkowski z poleceniem od szefa, żebyśmy potępili „chuliganów”, czyli demonstrantów. I my się twardo postawiliśmy, to znaczy „chuliganów” nie potępiliśmy, ale też głosu nie zabraliśmy w ogóle.
[...] Od początku mieliśmy świadomość, że społeczeństwo akceptuje Gomułkę, i jeśli przeciw niemu wystąpimy, to przegramy. Do tego momentu, przez cały ruch październikowy, nauczyliśmy się politykować i także w tym momencie chcieliśmy politykować dalej. Trzeba było czasu, aby zrozumieć, że nie w każdych okolicznościach obowiązuje taka logika.
Polityka to rachunek zysków i strat. Obowiązuje zatem tylko wówczas, gdy można jeszcze coś zyskać czy utrzymać to, co się już uzyskało. Kiedy taka możliwość się kończy, zaczyna się zupełnie inny wymiar. Powiedziałbym, że w tym momencie dla każdego z osobna, indywidualnie, zaczyna się wolność. Oto w momencie kiedy kończy się politykowanie, kiedy nie ma szans na powodzenie, zaczynamy odpowiadać już tylko za prawdę. Już wtedy w „czarnym październiku” 1957 należało sobie uświadomić, że jako ruch przestaliśmy istnieć. Jedyne, co możemy zrobić, to wypowiedzieć głośno swoje prawdy, zginąć z rozwiniętym sztandarem. Byłby to nie tylko gest, byłby to przede wszystkim testament Października.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Klimat Października zmienił się radykalnie pod wpływem dwóch czynników: po pierwsze na oczach całego polskiego społeczeństwa zarżnięto rewolucję węgierską, wszyscy to przeżywaliśmy, czytając znakomite reportaże w oficjalnej prasie, i mieliśmy świadomość, że cała ta lawina może w każdej chwili spaść na nas – była to ważna przyczyna paraliżu społeczeństwa; drugim było masowe, nieograniczone zaufanie do Gomułki. [...]
Ruch nie wypracował jednoczących społeczeństwo zadań, wykraczających poza powstrzymywanie drastycznych metod stalinizmu i związanych z tym form instytucjonalnych. W związku z tym nie umiał uniezależnić się od kierownictwa partyjnego czy tych jego frakcji, które w pierwszej fazie go wspierały i – dodajmy – manipulowały nim, korzystając z jego poparcia. Wszystko to wspierało autorytet Gomułki i czyniło praktycznie niemożliwą kontrolę nad polityką władzy. Nie jest to jednak wystarczająca odpowiedź.
Dlaczego wtedy, kiedy Październik był tłumiony, nie odezwali się ci ludzie, te środowiska, które były inicjatorami, ideologami, animatorami ruchu październikowego? Dlaczego milczeliśmy w 1957, 1958, 1959 roku? Nie ulegaliśmy autorytetowi Gomułki, jeśli zaś chodzi o radzieckie czołgi, to przecież należało [...] pytać o dopuszczalne granice reform – a myśmy milczeli.
Myślę, że w tym miejscu trzeba mówić o odpowiedzialności lewicy. Październik, w moim przekonaniu, jest zasługą i zarazem winą polskiej lewicy. Ściśle – lewicy, która wyszła ze stalinowskiej szkoły i dopiero zaczęła stawiać pierwsze samodzielne kroki. Myślę, że w tym przede wszystkim tkwi tajemnica naszego milczenia.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.