Mieszkańcy pobliskich domów, bez żadnego rozkazu z góry, zupełnie spontanicznie budują wzdłuż ulicy barykadę, która ma zamknąć drogę czołgom. Jedni kopią rów, inni wyrzucają przez okna i znoszą ze wszystkich stron, co im pod rękę popadnie. Za mało jest łopat i kilofów. Ludzie rozwalają jezdnię, czym się da, niektórzy wyrywają kawałki bruku gołymi rękoma, ale robią to z tak nieprawdopodobnym zapałem i pośpiechem, że w ciągu kilkunastu minut powstaje głęboki rów. [...]
W bramie naprzeciwko pokazuje się dozorca z biało-czerwoną chorągwią na drzewcu. Płótno jest niemiłosiernie pomięte.
– Przez pięć lat w piwnicy trzymałem! – drze się na całą ulicę. [...]
Wtem z dala ukazuje się zdobyty samochód pancerny z wymalowaną kotwicą „PW”, obwieszony naszymi żołnierzami. Następuje wybuch szalonego entuzjazmu. Ludzie odrzucają kilofy i łopaty i jak na komendę rzuconą przez kogoś niewidocznego zaczynają śpiewać Warszawiankę. Śpiewa cała ulica od placu Napoleona aż po Marszałkowską. [...]
Ogarnia mnie uniesienie, jakiego nie doznałem nigdy przedtem i nigdy później. [...] Byliśmy znowu wolni na tym małym skrawku warszawskich ulic i domów, przed kilkunastu godzinami wyrwanych wrogowi własnymi siłami.
Warszawa, 1 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Londyn 1978.
W bramie naprzeciwko pokazuje się dozorca z biało-czerwoną chorągwią na drzewcu. [...] Triumfalnie zawiesza chorągiew nad bramą. [...] Wtem z dala ukazuje się zdobyty samochód pancerny z wymalowaną kotwicą „PW”, obwieszony naszymi żołnierzami. Następuje wybuch szalonego entuzjazmu. Ludzie odrzucają kilofy i łopaty, i jak na komendę rzuconą przez kogoś niewidocznego zaczynają śpiewać Warszawiankę. [...]
Ogarnia mnie uniesienie, jakiego nie doznałem nigdy przedtem i nigdy później.
Za tę jedną chwilę oddałbym całe życie.
Warszawa, 1 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Warszawa–Kraków 1989, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62
3 października [1944] rozeszła się wiadomość o kapitulacji. Byłem na podwórku domu na Piusa, gdy zjawił się cywil z opaską i zwołał wszystkich mieszkańców. Odczytał krótki komunikat, z którego wynikało, że według warunków kapitulacji wszyscy mieszkańcy mają opuścić miasto. [...]
Przez cały czas z napięciem obserwowałem zebranych. Na wszystkich twarzach widać było skrajne wyczerpanie fizyczne i nerwowe, ślady przeżyć ostatnich dwóch miesięcy spędzonych przeważnie w brudnej, ciemnej i wilgotnej piwnicy, w potwornym zaduchu, bez światła i wody, o głodzie. Ludzie przeżyli te dwa miesiące wsłuchani w świst nadlatujących pocisków, bomb lotniczych, min latających, w ciągłym oczekiwaniu na moment, kiedy piwnica się zawali, grzebiąc ich żywcem we wspólnym grobie. Cała męka okazywała się teraz daremna. Miała skończyć się tułaczką. [...]
Wszyscy słuchali w grobowym milczeniu, a gdy cywil skończył czytać, zaległa na chwilę cisza, którą przerwał jakiś starszy jegomość z siwą brodą. Zaintonował: „Jeszcze Polska...”, a za nim inni podchwycili słowa.
Warszawa, 3 października
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Warszawa–Kraków 1989, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Wyszliśmy z miasta z żoną [Jadwigą ps. „Greta”] 3 października 1944, niosąc pod gipsowymi bandażami, które zakładał warszawski chirurg, dr Maciejewski, kawałek Warszawy — mikrofilmy ze zdjęciami z powstania, fotografiami odezw, meldunków i raportów, nawet powstańczych wierszy. Mieliśmy dotrzeć z tym świadectwem prawdy do Londynu, by pokazać je światu. [...] Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem białe płachty żałośnie zwisające z balkonów. Wyruszaliśmy w długą drogę, niepewni, czy i kiedy powrócimy. Lecz przysięgliśmy sobie oboje, że w myślach i uczynkach nigdy Jej nie opuścimy. [...] Nawet gdyby nie było nam dane ujrzeć Jej znowu.
Warszawa, 3 października
Jan Nowak-Jeziorański, W poszukiwaniu nadziei, Warszawa 1993, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Wyruszyliśmy z domu rodziców „Grety” na Retoryka 15 [w Krakowie] — 19 grudnia 1944 wieczorem. Żegnali nas ludzie, którym wojna zabrała dwoje dzieci, a teraz odchodziło trzecie — ostatnie. Zdawali sobie dobrze sprawę z czekającego nas niebezpieczeństwa, ale nigdy słowem jednym nie usiłowali nas zatrzymać czy przemówić do uczuć córki. Rozstawali się z jedynym skarbem, jaki im jeszcze pozostał. [...]
Wyruszyliśmy. Noc była przepiękna, ale bardzo mroźna, niebo tak wygwieżdżone, że prawie jasne. Śnieg skrzypiał mocno pod nogami. Szliśmy rzędem, ścieżką pnącą się stromo pod górę. Maks i Hans — z przodu, a dwaj Rosjanie z tyłu za nami.
— Co za paradoks — szepnąłem do „Grety” — idziemy jak Polska, między Niemcami i Rosją.
Rosyjscy i niemieccy komuniści prowadzą parę Polaków, wysłanników polskiego Podziemia.
Kraków, 19 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Warszawa–Kraków 1989, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Jakaż gorycz wzbiera w sercu, gdy pomyśli się o tysiącach, dziesiątkach tysięcy naszych ludzi, którzy w dziesięć lat po wojnie gniją w różnych obozach rozrzuconych po całej Rosji bez nadziei powrotu. Co przeżywać musi jakiś zapomniany Polak na widok Austriaka wracającego do swego ukochanego Wiednia, gdy on, polski żołnierz drugiej wojny światowej pozostaje nadal za drutami. Wracają Niemcy, Austriacy, Włosi, wracają dawni żołnierze armii nieprzyjacielskiej i pokonanej. Na miejscu, w głębi Rosji pozostają Polacy, bo nikt się o nich nie upomni. Nie ma radosnych scen powitania na dworcach kolejowych Warszawy, Poznania czy Krakowa.
[…]
W Polsce głucho jest o tysiącach deportowanych do Rosji w czasie wojny i po wojnie, i marny byłby los śmiałka, który odważyłby się przerwać to milczenie w obronie swych braci.
Dowiedzieliśmy się w ubiegłym tygodniu, że Bierut przyjął w pięknych salonach urzędu Rady Ministrów w Warszawie wycieczkę uchodźców polskich z Francji, Belgii, Holandii i Niemiec Zachodnich. „Powtórzcie rodakom za granicą” – powiedział Bierut – „że naród nasz ceni bardzo każdego rodaka, gdziekolwiek zamieszkuje. Polska ludowa – dodał tonem dobrotliwego włodarza – to jest Polska, w której władzę sprawuje cały naród, a naród polski jest wspaniałomyślny. Nie pamiętamy i nie chcemy pamiętać popełnionych win i przekroczeń. Każdy kto szczerze tęskni za ojczyzną, kto chce wrócić – może spokojnie i bez żadnej obawy wrócić do swego kraju i pracować dla rozkwitu Polski”.
[…]
Polacy wolni, żyjący na Zachodzie, korzystający ze wszystkich dobrodziejstw swobody, mają wracać jak najszybciej do Polski, pod komunistyczne rządy. Do nich to przemawia od rana do nocy rozgłośnia z Warszawy. Do nich to kieruje dobrotliwe słowa Bolesław Bierut. O tych drugich, tych setkach tysięcy uwięzionych w sowieckich łagrach – woli nie pamiętać. Niechże ich zakryje na zawsze grobowa płyta milczenia. Niechże ich dalej dziesiątkuje cynga, gruźlica i tyfus. Dla tych „przestępców” nie ma „amnestii” wybaczenia i powrotu.
Proszę państwa. W chwili, kiedy komuniści rozpoczynają obłudną propagandę na rzecz powrotu uchodźców polskich z Zachodu – radiostacja nasza, Głos Wolnej Polski – zbierać będzie i nadawać wszelkie informacje na temat losu Polaków uwięzionych w Rosji. Nasze SOS rozsyłać będziemy do całej wolnej prasy polskiej w zachodnim świecie. Gdziekolwiek dziś jesteśmy – niechaj po całym świecie rozlegnie się wołanie tak mocne, by usłyszeli je zarówno sprzymierzeńcy jak nieprzyjaciele:
Żądamy powrotu do kraju Polaków z łagrów i więzień sowieckich. Cierpią oni i umierają za jedną tylko zbrodnię: walczyli o niepodległą Polskę.
Monachium, 31 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Przyjmuję z rąk Pana [prezesa Komitetu RWE Harolda Millera] tę nową radiostację, dar społeczeństwa amerykańskiego, w głębokim przekonaniu, że stanowić ona będzie mocną więź łączności między wolnym światem a uwięzioną Polską. [...]
Wolność świata jest niepodzielna! Ludzkość nie może być podzielona na narody wolne i narody w niewoli. Szczęśliwi, którzy korzystają z największego skarbu człowieka, jakim jest wolność, nie mogą przyglądać się obojętnie z bezpiecznego brzegu, jak na ich oczach tonie połowa Europy, zalewana falą wschodniego barbarzyństwa, jak na ich oczach miliony ludzi konają powolną śmiercią w łagrach, obozach i więzieniach bezpieki. [...]
A teraz do Was się zwracam, Rodacy, którzy słuchacie mnie na ziemi polskiej. [...]
Wszystko, co Was boli i gnębi, jest i naszym bólem. Przeżywamy jak i Wy uczucie zniewagi i upokorzenia, gdy w imieniu Polski przemawia dziś szajka renegatów, a stary szpicel NKWD nazwiskiem Bierut ośmiela się występować jako prezydent Rzeczpospolitej.
[...] Rosja chce z nas wyłuskać wszystko co twarde i nieugięte, by zamienić naród polski w plastelinę, która pozwoli się urobić w rosyjskich łapach na bolszewicką modłę. Nie wolno jej tego ułatwiać.
Będziemy przedstawiali Wam polską niezależną myśl polityczną, która zdławiona została w ujarzmionym Kraju, lecz rozwija się dalej swobodnie w warunkach wolności.
[...] Rodacy! Gdziekolwiek jesteście — pamiętajcie: Polska żyje, Polska walczy, Polska zwycięży!
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Nie wierzcie ślepo temu, co mówią Wam i czego uczą Was w szkole, w organizacji, na zebraniach. Szukajcie prawdy o Polsce i o świecie, o wypadkach obecnych i minionych, szukajcie jej w naszej literaturze ojczystej, poezji naszych wieszczów, szukajcie jej w starych książkach, pytajcie o nią rodziców, starszych braci i siostry. Nie traćcie żadnej okazji, żadnej sposobności, którą znaleźć możecie w obecnej sytuacji, by wzbogacić własną wiedzę fachową i ogólną.
Korzystajcie z każdej okazji, by sposobić się do roli organizatorów i budowniczych przyszłej Polski.
Monachium, 22 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Wojna w eterze, Kraków 2000, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Czytelnik „Kultury” (Nr 11/61) dowiaduje się z artykułu Zygmunta Nagórskiego, jr., pt. Sprawa polska w USA, że Radio Wolna Europa jest radiostacją par excellence amerykańską, jeszcze jedną imprezą, której zadaniem jest „to sell the Europeans the American way of life”. Twierdzenie to odbiega od prawdy tak daleko, że domaga się sprostowania. Należy się ono tym czytelnikom, którzy nie mając okazji słuchania naszej rozgłośni, nie mogą wyrobić sobie własnego osądu o jej programie.
Nikt nie zaprzecza, że Radio Wolna Europa powstało z inicjatywy i za pieniądze amerykańskie. Inicjatywę tę podyktował Amerykanom dobrze zrozumiany własny interes, oparty na amerykańskiej zasadzie obrony wolności. Stworzenie dla Polaków na Zachodzie możliwości swobodnego przemawiania do Kraju z własnego, polskiego punktu widzenia, nawet jeśli nie jest on zawsze identyczny z amerykańskim – stanowi samo przez się najskuteczniejszą propagandę wolności. Z tego podstawowego założenia wywodzą się zasady, na których oparta została współpraca między Polakami i Amerykanami w Radio Wolna Europa.
Programy nie podlegają cenzurze i inicjatywa redakcyjna i polityczna należy całkowicie do Polaków. Żaden z nas – ani w Nowym Jorku, ani w Monachium – nie spotkał się z nakazem nadania takiej lub innej audycji. Ramowe instrukcje są przedmiotem dyskusji z polskim kierownictwem, zanim staną się obowiązujące. W spornych sprawach obie strony szukają rozwiązania, które byłoby do przyjęcia dla jednych i dla drugich.
Czy Radio Wolna Europa jest zatem radiostacją par excellence amerykańską – jak twierdzi p. Nagórski? Czy też jest ono radiostacją polską w pełnym tego słowa znaczeniu?
Najuczciwszą i najbliższą prawdy odpowiedzią na to pytanie będzie stwierdzenie, że w obecnym stanie rzeczy Radio Wolna Europa jest imprezą polsko-amerykańską – „Polish American Partnership”. Polacy, zatrudnieni przez RWE, traktowani są bowiem jako partnerzy, a nie płatni urzędnicy, zobowiązani do wykonywania instrukcji i rozkazów.
Polski zespół rozgłośni Wolna Europa nie rości sobie żadnych pretensji do odgrywania roli ośrodka politycznego. Uważa natomiast, że misja jego polega m.in. na utworzeniu pomostu i odbudowaniu łączności między rzeszą polską, rozsianą po świecie, a okupowanym Krajem.
Monachium, ok. 3 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Dzień 4 marca pozostanie dla nas z pewnością datą pamiętną. Świat dowiedział się z radia moskiewskiego, że atak apoplektyczny powalił Józefa Stalina – jednego z najgroźniejszych tyranów i zbrodniarzy, jakich znają dzieje ludzkości.
Nie wiemy, czy Stalin umarł już pierwszego marca, a komunikat był tylko przygotowaniem do ogłoszenia tej wiadomości – czy też należy jeszcze do żyjących. Ale nie to jest istotne. W świetle komunikatu jasne jest, że nawet jeśli Stalin jeszcze nie umarł – jego rolę polityczną można uznać za skończoną.
Na przestrzeni ostatnich lat kilkudziesięciu można to wydarzenie porównać tylko ze śmiercią w berlińskim bunkrze innego zbrodniarza i tyrana: Adolfa Hitlera. Ale jest tu jedna zasadnicza różnica. Śmierć Hitlera oznaczała koniec hitlerowskiej Rzeszy. Odejście Stalina – to jeszcze nie koniec stalinizmu. To dopiero początek końca. […]
Stalin nie pozostawia żadnego następcy. Formalnie biorąc władza spoczywa dziś w rękach grona ludzi, którzy do niedawna tworzyli Politbiuro. Stalin pozostawia im potworną pamięć walki o władzę i morderstw, których sam dokonał jako następca Lenina. Pozostawia im więc w spadku wzajemną nieufność, podejrzliwość i śmiertelną obawę jednego przed drugim.
[…]
Koniec tyrana może być również źródłem pewnych nadziei na przyszłość dla społeczeństwa polskiego. Oznacza poważne osłabienie tych sił, które trzymają dziś Polskę w jarzmie. Jest zapowiedzią nieuniknionych przemian i wstrząsów.
Monachium, 4 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Za godzinę usłyszą państwo właśnie dwusetny „Podwieczorek Przy Mikrofonie”. Wydaje mi się, że warto na ten jubileusz zwrócić uwagę naszych przyjaciół-słuchaczy.
[…]
Wydaje mi się, że nasz „Podwieczorek Przy Mikrofonie” odegrał w naszej rozgłośni podobną rolę, co niegdyś „Lwowska Fala” w dawnym prawdziwie polskim radio w przedwojennej, niepodległej Polsce. Wytworzyła się jakaś nić sympatii między postaciami tej audycji, a słuchaczami w Kraju. Zespół artystów „Podwieczorku” otrzymał z Polski 160 listów. Zdawałoby się – niewiele – jeśli porównać z korespondencja, jaką otrzymuje każda rozgłośnia działająca we własnym kraju. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności, wówczas tę skromną cyfrę 160 listów należałoby pomnożyć przez tysiące. Bo proszę tylko zważyć: muzyka i piosenki „Podwieczorku Przy Mikrofonie” muszą przedzierać się przez jazgot zagłuszeń i pokonywać zakłócenia związane z odbiorem na krótkich falach. Każdy słuchacz, który decyduje się na napisanie listu, skierowanego do Radia Wolna Europa, pokonać musi obawę ryzyka, jakie z tym się wiąże. I wreszcie – każdy z tych 160 listów zaadresowanych do „Podwieczorku Przy Mikrofonie” – dotarł tylko dzięki temu, że cudem uniknął uwagi czujnego kordonu cenzorów.
[…]
Wiadomo, że kto słucha Głosu Wolnej Polski, ten się tym przed znajomymi nie chwali. Wiadomo, że słucha nas się w czterech ścianach, przy zamkniętych drzwiach i oknach. […] mimo odległości i zagłuszania udało nam się przecież stać się ogniwem łączącym słuchaczy w Polsce w jedną wielką radiową rodzinę. „Podwieczorki Przy Mikrofonie” mają w tym niemałą zasługę.
Monachium, 18 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Uważam, że pisarz, który wchodzi w dwustronne porozumienia z przedstawicielami reżymu i przyjmuje z tego źródła wynagrodzenie pieniężne – pozbawia się swego ideowego, moralnego i prawnego statusu emigranta politycznego. […]
Powstaje oczywiście pytanie, w jaki sposób pisarz ma postępować, by bojkotując reżym, nie zrywał równocześnie swej łączności ze społeczeństwem. W interesie naszym leży oczywiście, by książka emigracyjna jak najszerzej docierała do czytelnika w Kraju. Zadanie nasze polega na tym, aby obalać, a nie wznosić Żelazną Kurtynę. Widzę różne wyjścia z tego dylematu:
1) Walka o prawo debitu dla książki emigracyjnej, wydawanej za granicą. Jeżeliby „Kultura” mogła sprzedawać książki Parnickiego na rynku krajowym i otrzymywanym z tego tytułu zyskiem dzieliła się z autorem – wszystkie zastrzeżenia wyłuszczone powyżej odpadałyby automatycznie. Pieniądze bowiem w tym wypadku pochodziłyby bezpośrednio od czytelnika, a nie od reżymu. Wątpić jednak należy, czy postulat debitu dla książki emigracyjnej ma w obecnej chwili jakiekolwiek szanse.
2) Masowe wysyłanie książek emigracyjnych do bibliotek krajowych przy pomocy Komitetu Wolnej Europy. Jest to dawny Pański projekt, który obecnie poczynił – jak już pisałem – znaczne postępy. Spodziewam się, że w najbliższym czasie zapadną wreszcie w tej sprawie zasadnicze decyzje.
3) Związek Pisarzy podejmuje uchwałę, na podstawie której zrzeszeni członkowie tej organizacji wyrzekają się swych praw autorskich w stosunku do czytelników w Polsce. Nawiasem mówiąc, rozwiązanie to podsunął mi jeden z wybitnych pisarzy polskich, przebywający obecnie w Kraju. Zapytałem go, jakie byłoby jego stanowisko, gdyby Radio Wolna Europa nadała jeden z jego utworów. Odpowiedział mi dosłownie: „Tego rodzaju nadużycie praw autorskich sprawi mi bardzo wielką przyjemność. Ale na miłość Boską niech się pan do mnie nie zwraca o copyright”. Wydaje mi się, że w tych słowach zawarta jest również recepta dla pisarzy, do których kierują swe oferty firmy wydawnicze w Kraju. Sądzę, że tego rodzaju „socjalizacja” utworów literackich, pisanych na emigracji, byłaby również śmiałym posunięciem propagandowym. Rozwiązanie to nie koliduje w najmniejszym stopniu z punktem drugim.
Marzę o tym, by porozmawiać z Panem na ten temat osobiście. Niestety, wydarzenia w Kraju wciąż trzymają mnie w Monachium i nie pozwalają na wypad do Paryża.
Monachium, 20 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Myślę, że różnica między ludźmi, którzy przyjmują honoraria od reżymu w dewizach i tymi, którzy otrzymują je w naturze – zamiast paczek do rodzin – jest natury raczej technicznej, aniżeli zasadniczej. Wciągnięcie do układu z reżymem rodziny, jako strony trzeciej stwarza na przyszłość nieograniczone możliwości szantażu i może skuteczniej nawet uzależniać pisarza od reżymu, aniżeli jakiekolwiek więzy natury finansowej.
Myślę, że istotą rzeczy jest dwustronna umowa między pisarzem emigracyjnym a władzami komunistycznymi lub jej przedstawicielstwami. W stosunku do Zachodu reprezentujemy przecież pogląd, że jakakolwiek ugoda między aliantami zachodnimi a blokiem sowieckim przed uwolnieniem Europy Środkowowschodniej – doprowadziłaby do zupełnego defetyzmu za Żelazną Kurtyną. Pozbawimy się całkowicie nie tylko naszych argumentów, ale naszej politycznej racji bytu na Zachodzie, jeśli dopuścimy do sformułowania zasady, zezwalającej na indywidualne kontakty i porozumienia z reżymem komunistycznym.
Dlatego będę musiał iść dalej od Pana i zrywać będę kontakty z każdym pisarzem, który przyjmować będzie pieniądze od komunistów bez względu na formę wypłaty.
Monachium, 6 września
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Oczekuje się powszechnie, że VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR wprowadzi z powrotem do władz partyjnych, być może na stanowisko Pierwszego Sekretarza – Władysława Gomułkę. Człowiek, który do niedawna jeszcze był więźniem Bezpieki, człowiek, którego imię stało się w ustach przywódców partii symbolem odstępstwa i zdrady, powraca dziś na stanowisko, z którego strącono go brutalnie 8 lat temu. Z jakim programem przychodzi Gomułka? Jakie są jego poglądy po latach niemal całkowitej izolacji? […]
Wszystkie te pytania są dziś zagadką. Gomułka dotychczas nie odsłonił swych kart, nie mógł, czy też nie chciał wypowiedzieć się publicznie. Z prywatnych rozmów z jego otoczeniem wiadomo tylko, że jest w dalszym ciągu zdecydowanym przeciwnikiem kolektywizacji wsi. Kołchozy na wzór rosyjski uważa za nonsens w kraju, dążącym do porozumienia.
[…]
Najbliższe miesiące pokażą wreszcie, czy mit Gomułki odpowiada rzeczywistości i czy spełni on pokładane w nim oczekiwania. Inaczej mówiąc, czy dążyć będzie do pogłębienia i utrwalenia niezależności partii komunistycznej od Moskwy i czy poprze te dążenia, które tak potężnie wystąpiły w całym społeczeństwie. Jeśli bowiem Gomułka oczekiwania te zawiedzie – obecna jego popularność ustąpi miejsca wrogości, mit rozpłynie się szybko, a kredyt zaufania ulegnie zniszczeniu.
Monachium, 18 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
19 października z perspektywy lat 10 jest rocznicą wielkiego zwycięstwa. Zwycięstwa, które odniósł nie żaden [Władysław] Gomułka czy [Edward] Ochab, czy jakakolwiek grupa albo jednostka, lecz cały naród. Gomułka i towarzysze byli wtedy niczym więcej jak tylko wyrazicielami woli społeczeństwa. […]
„Polski Październik” nie był więc – jak chcą niektórzy – jeszcze jednym nieudanym wybuchem polskiego romantyzmu, jeszcze jedną klęską zawiedzionych nadziei, jeszcze jednym rozdziałem z dziejów polskiej głupoty. Październik był zwycięstwem. Tym większym, że bezkrwawym; tym większym, że osiągniętym przez odwagę połączoną z poczuciem realizmu politycznego szerokich mas. Było to zwycięstwo „za waszą i naszą wolność”, bo z owoców jego korzystają dziś inni.
Monachium, 19 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Rozumiemy aż nadto dobrze te nastroje, które osiągnęły dziś punkt wrzenia. Dzieliliśmy te uczucia zawsze z naszymi słuchaczami. A jednak dziś właśnie manifestowanie zrozumiałych uczuć nienawiści do sowieckiego ciemiężyciela na publicznych wiecach, zebraniach i pochodach stanowi groźne niebezpieczeństwo i może być z łatwością wykorzystane jako pretekst do ataku na tę ograniczoną niezależność, która stała się zdobyczą ostatnich kilku tygodni.
[...]
Busolą dla całego patriotycznego społeczeństwa polskiego, a zwłaszcza dla młodzieży, będą dziś słowa bohaterskiego arcypasterza — kardynała Wyszyńskiego, wzywającego do spokoju i opanowania.
Nakazem chwili na dziś jest unikanie wszystkiego, co mogłoby zagrozić Polsce nową katastrofą, unikanie wszystkiego, co mogłoby pogłębić wewnętrzny chaos i pogorszyć jeszcze bardziej fatalne położenie gospodarcze.
Monachium, 9 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Od 1945 r. p. Giedroyc wydaje co miesiąc bez przerwy czasopismo rozmiarów książki. Ponadto opublikował 53 książki bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego. Niektóre z nich, jak na przykład Zniewolony umysł Cz. Miłosza, uzyskały międzynarodowy rozgłos; inne – np. wspomnienia Korbońskiego albo powieści Straszewicza stały się bestsellerami na polskim rynku i były przemycane w dużych ilościach do Polski. Co więcej – „Kulturze” udało się przebić żelazną kurtynę i wyrobić sobie wysoką opinię wśród polskiej inteligencji. To pod presją polskich pisarzy obecny reżym musiał znieść zakaz kolportażu „Kultury” w Polsce. Jest ona obecnie jedyną publikacją emigracyjną, jaką można wysyłać do Polski bez ryzyka konfiskaty. Wiem również, że siedziba „Kultury” pod Paryżem (Maisons Laffitte) stała się prawdziwą mekką polskich intelektualistów, odwiedzających Francję. W ten sposób „Kultura” jest swego rodzaju oknem na Polskę i nie ma wątpliwości, że w wyniku wysiłków oraz inicjatywy jej redaktora odgrywa ważną rolę w wymianie kulturalnej między Zachodem a moim krajem.
Jak zasugerowałem Panu w naszej rozmowie – sądzę, że istnieją trzy sposoby wspierania „Kultury” i jej działalności:
1. Pomaganie p. Giedroyciowi w wysyłaniu większej ilości egzemplarzy czasopisma do Polski.
2. Wspomaganie p. Giedroycia w spełnianiu licznych próśb gości z Polski oraz czytelników jego czasopisma w Polsce o zaopatrywanie ich w zachodnie książki naukowe i literackie.
3. Pomaganie p. Giedroyciowi w realizacji jego planu wydawniczego, który poza trzema rękopisami, wymienionymi przez niego w jego liście do Pana, obejmuje 15 innych rękopisów, które mógłby opublikować w 1957 r., gdyby posiadał wystarczające środki finansowe.
Jestem przekonany, że p. Giedroyc zawdzięcza swój wysoki prestiż w Polsce reputacji „Kultury” jako całkowicie niezależnego czasopisma. Okazuje on w tej sprawie szczególną wrażliwość. Wszelkie pozory, że stał się „amerykańskim agentem” osłabiłyby jego oddziaływanie na czytelników.
Monachium, 19 stycznia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952 – 1998, wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Pragnąc przyjść z pomocą – w miarę naszych możliwości – repatriantom ze Wschodu, Redakcja „Kultury” ofiarowuje niżej podane ilości swoich wydawnictw książkowych, proponując by Ogólnopolski Komitet Pomocy – może w porozumieniu z Zarządem Związku Literatów – zorganizował sprzedaż publiczną, a osiągnięte sumy zużytkował na pomoc repatriantom. Formę sprzedaży i ustalenie cen w złotych na poszczególne książki zostawiamy do uznania Komitetu, sugerując ze swej strony zorganizowanie wenty czy kiermaszu. Tego rodzaju forma sprzedaży książek, na określony cel, jest bardzo popularna we Francji i w takich wypadkach sprzedawcami są znani artyści teatralni i filmowi.
Proponujemy tytuły, które chyba nie powinny wzbudzać zastrzeżeń politycznych, tym bardziej że w większości są to książki, które krajowe domy wydawnicze chciałyby ponownie wydać w Polsce.
Paryż, 9 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W tej chwili sprawą najważniejszą jest zorganizowanie pomocy repatriantom ze Wschodu. Jest to zagadnienie bardzo złożone. Przede wszystkim pomoc emigracji – choćby była najofiarniejsza, a nią nie jest – byłaby niewystarczajaca. Poza tym jest zjawiskiem niepokojącym szowinizm, jaki wywołuje akcja repatriacyjna. Niewątpliwie wśród repatriantów jest bardzo poważny odsetek Żydów, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, a nawet Rosjan, którzy korzystają z okazji wyrwania się ze Zw. Sowieckiego. Niewątpliwie uzasadnieniem tego wybuchu szowinizmu jest katastrofalna sytuacja materialna kraju, który nie może sobie dać rady nawet z urządzeniem rdzennych Polaków – repatriantów. Niemniej fakt, że wśród repatriantów są nie tylko Polacy, jest dużym atutem politycznym i propagandowym, nie tylko w chwili bieżącej, ale przede wszystkim pod kątem widzenia dalszej przyszłości. Otoczenie repatriantów różnej narodowości troskliwą opieką może bardzo się przyczynić do normalizacji stosunków polsko-litewskich etc. W chwili obecnej będzie to też wielkim posunięciem propagandowym antysowieckim. Repatrianci według mojej wiadomości, po powrocie do Polski, utrzymują żywy kontakt z rodzinami, znajomymi itd., którzy pozostali na miejscu. Jest to zjawisko tak nagminne, że nawet jeńcy niemieccy, którzy wrócili, otrzymują dość masowo korespondencje ze Zw. Sowieckiego, a nawet z łagrów.
Paryż, 14 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952 – 1998, wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Szanowny Panie,
[…]
Propozycję pierwszą, tyczącą przesyłania nam „Kultury” i wydawnictw książkowych z „Kulturą” związanych – przyjmujemy oczywiście z radością i głęboką wdzięcznością. „Kultura”, zdobywana z wielkim trudem i pewnym nawet ryzykiem – była w okresie stalinizmu dla większości z nas pismem, które otwierało nam okno na inny świat. Koledzy, mający dostęp do nielicznych egzemplarzy, przysyłanych uprzywilejowanym instytucjom państwowym – „wypożyczali” je sobie na jedną noc, co celniejsze artykuły i utwory przepisywano na maszynie, filmowano itd. (Światło „dzienne” znam z fotokopii, „Umysł zniewolony” z mikrofilmu). Teraz o „Kulturę” łatwiej, ale jednak nadal cenzura konfiskuje egzemplarze, przysyłane poza urzędowym rozdzielnikiem. Między innymi znajomi z Paryża zaprenumerowali „Kulturę” dla mnie, bodajże na adres Państwowego Instytutu Wydawniczego. Żaden egzemplarz nie dotarł. Nie próbowałem u Was reklamować, bo to by nie pomogło. Dlatego propozycję pańską przyjmuję z wdzięcznością, ale i ze sceptycyzmem.
[…]
Co do propozycji drugiej, zasadniczej, stanowisko Klubu w tej sprawie jest raczej pozytywne, z tym że propozycja jest zbyt ogólnikowa, by mogła nam dać ogólne wyobrażenie o tym, jakby się współpraca w praktyce mogła układać. Chcielibyśmy znać możliwie dokładnie zamiary i postulaty „Kultury” w tej sprawie, tym bardziej że jest to sprawa wciąż jeszcze drażliwa. Kluby inteligenckie i robotnicze znajdują się wciąż pod obstrzałem elementów konserwatywnych, z nieufnością też patrzą na nas czynniki urzędowe, szczerze związane z nowym, centrowym kursem. W związku z tym, jeśliby proponowana przez Was współpraca wchodziła na tereny „cenzuralne” niebezpieczne – mogłoby to być może, stać się nawet sygnałem likwidacji ruchu klubowego. Oczywiście, przede wszystkim musimy się o to martwić my sami, ale dlatego właśnie chcemy znać dokładnie Wasze plany ułożenia tych spraw.
Uprzejmie proszę, o jak najszybsze pokwitowanie odbioru obydwóch listów, choćby przed wysłaniem zasadniczej odpowiedzi.
Łączę wyrazy szacunku i przyjaźni. Prezes Klubu Krzywego Koła
Warszawa, 8 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Drogi Panie,
Zainteresuje Pana zapewne informacja, że osoby powracające do Kraju, które zostały przez nas obdarowane ostatnimi numerami „Kultury” i egzemplarzami Dr. Żiwago nadesłały po powrocie okólnymi drogami następującą wiadomość:
„Zatrzymali nam na granicy „Kulturę” i Dr. Żiwago. Okazuje się, że wydawnictwa polskie, wydane za granicą, mogą być sprowadzane do Kraju tylko po uzyskaniu zgody woj. urzędu Kontroli Prasy. Mamy zamiar złożyć tam podanie…”.
Jednocześnie od osoby przybyłej przed kilku dniami z Polski (która miała okazję rozmawiać z dosyć dużą ilością ludzi, którzy do niedawna byli odbiorcami „Kultury”) dowiadujemy się, że środki mające na celu niedopuszczenie pisma do obiegu wewnątrz Kraju zostały ostatnio znacznie zaostrzone i że zdobycie egzemplarza jest coraz trudniejsze.
Monachium, 17 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Nazwa „Głos Wolnej Polski” podkreślała od początku polski charakter tej stacji [...]. W miesiącach poprzedzających pamiętny Październik sytuacja zaczęła ulegać zmianie. [...] Z chwilą, gdy Kraj wywalczył sobie choćby ograniczone prawo przemawiania własnym głosem, nazwa naszej stacji mogła się stać dla wielu źródłem nieporozumień. [...]
I dlatego dziś, w szóstą rocznicę „Głosu Wolnej Polski”, przyjmujemy nazwę prostszą: Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Niechaj ta zmiana będzie wyrazem naszego hołdu i uznania dla tych wszystkich, którzy w Kraju, w warunkach o ileż cięższych od naszych, umieli tak wiele wywalczyć i zdobyć dla społeczeństwa.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska z oddali. Wojna w eterze — wspomnienia, t. II, 1956–1976, Londyn 1988, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Według jednomyślnej oceny obserwatorów zagranicznych w Polsce, zachowanie społeczeństwa polskiego charakteryzuje zupełny brak zainteresowania akcją wyborczą. Gigantyczna i kosztowna kampania nie zdołała przełamać ochronnego muru obojętności, jakim ludzie odgradzają się od propagandy.
[…]
Zapewne, ten indyferentyzm u różnych ludzi różnie się objawia. Jedni lekceważącym machnięciem ręki odpowiedzą na natrętne nalegania i do głosowania nie pójdą. Inni – z tym samym gestem rezygnacji, dla świętego spokoju wrzucą kartkę wyborczą nawet na nią nie spojrzawszy. Najmniej będzie tych, którzy powezmą decyzję w przekonaniu, że głosując albo nie głosując mogą w jakiś sposób oddziałać na sprawy publiczne zgodnie ze swoimi poglądami. I to jest właśnie najsmutniejszy aspekt wyborów bez wyboru.
Monachium, 15 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
15 lat temu w dniu święta narodowego 3 maja Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa nadała swą pierwszą inauguracyjną audycję. […]
Kiedy 3 maja 1952 po raz pierwszy przemawiałem do słuchaczy na falach naszego radia, dałem wyraz przekonaniu, że bez względu na to, jak potoczą się wypadki poza granicami Polski, losy nasze rozstrzygać się będą nad Wisłą, Odrą, Bugiem i Wartą. Naród jest bowiem tam, gdzie tysiącletnimi korzeniami wrósł w swoją ziemię i od jego postawy, jego woli zależy przede wszystkim jak ukształtuje się jego przyszłość. My tu na obczyźnie – czujemy się cząstką narodu, ale zadanie nasze polega na tym, by służyć i wspierać społeczeństwo w Kraju. […]
Ponieważ nasza rozgłośnia nadaje od rana do nocy – cenzura jest w gruncie rzeczy mało skuteczna. Godzi w twórców, ludzi pióra, dziennikarzy – utrudniając im możliwość wypowiedzi. Natomiast odbiorca masowy radzi sobie z nią łatwo, po prostu przesuwając gałkę aparatu radiowego na zachodnie fale. Władze zdają sobie z tego sprawę i w obawie przed utratą słuchacza i czytelnika muszą chcąc nie chcąc ograniczać cenzurę. […]
W pracy naszego radia za szczególnie ważne uważamy informowanie społeczeństwa o wypadkach w samym Kraju. […]
Ujawnianie nadużyć i pogwałceń prawa, ujawnianie zamachów na wolność i prawa człowieka, informowanie o szykanach, aresztowaniach i procesach politycznych o posunięciach władz wymierzonych w Kościół, w robotników, chłopów, młodzież czy intelektualistów, uważamy za rzecz najważniejszą. To są właśnie sprawy, które totalna władza chciałaby jak najstaranniej ukryć przed ludnością sądząc, nie bez racji, że dopiero wtedy miałaby wolną rękę. Przeszkadzamy jej w tym – jak się zdaje – skutecznie i stąd ta bezsilna furia w atakach przeciwko Wolnej Europie. Tu ich boli i dlatego tak usilnie i bezskutecznie próbują nas zdyskredytować, przyczepiając etykietkę „wywiadu”. […]
W piętnastą rocznicę naszej stacji Polska Zjednoczona Partia Robotnicza nie mogła złożyć nam milszego upominku, niż publicznie przyznając przez usta swego czołowego aktywisty, że Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa stała się głosem opozycji, zmuszonej do milczenia w Kraju.
Jubilatom życzy się zwykle stu lat. My z okazji naszego skromnego i całkiem prywatnego jubileuszu życzymy sobie czegoś zupełnie innego. Oby jak najprędzej przemówić mogła swobodnym głosem opozycja w Polsce. Oby jak najszybciej ta namiastka, jaką jest nasze radio przestała być potrzebna. Życzymy sobie i naszym słuchaczom, aby niedaleki już był dzień, w którym nasze zadanie dobiegnie końca, dzień, w którym nadamy naszą ostatnią, tryumfalną audycję, a głos Polski w pełni wolnej, suwerennej i demokratycznej, rozlegnie się z anten Warszawy i Wrocławia, Krakowa i Szczecina, Gdańska i Poznania oraz innych miast Polski. I oby w tej wielkiej chwili towarzyszyło nam poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W chwili gdy żołnierz polski wbrew własnej woli zmuszony został do udziału w haniebnej napaści na wasz kraj — my, Polacy, odczuwamy głęboko wewnętrzną potrzebę, by zawołać do was głośno: Naród polski w przygniatającej większości jest dziś całym sercem z wami, po waszej stronie — przeciwko najeźdźcy. [...]
Autentyczny, niesfałszowany głos polski słyszeliście przed kilku miesiącami — w marcu tego roku, gdy cała nasza młodzież manifestowała na ulicach polskich miast wznosząc okrzyki: „Niech żyje Czechosłowacja”, a kraj nasz jak długi i szeroki obiegło powtarzane z ust do ust hasło: „Cała Polska czeka na swego Dubczeka”.
I dziś także, jak donoszą z Warszawy korespondenci zachodni, w samym sercu naszej stolicy wymalowano na murach wielkimi literami nazwisko Dubczek. Na głównej arterii miasta, na ulicy Marszałkowskiej przed Czechosłowackim Ośrodkiem Kultury ludzie składają kwiaty, a czechosłowacka ambasada otrzymuje nieustannie telefony i listy zawierające wyrazy solidarności z wami, a potępienia inwazji i udziału w niej naszych wojsk. To jest prawdziwy i nie sfałszowany głos Polski. [...]
Polska nigdy nie daruje Gomułce jego udziału w zamachu na wasze dążenie do niezależności, wolności i demokracji. W długich latach naszej walki o niepodległość wypisaliśmy na naszych sztandarach hasło: „Za naszą wolność i waszą”. Dziś wy, Czesi i Słowacy, walczycie o wolność nie tylko waszą, ale i naszą.
Monachium, 22 sierpnia
Marzec 1968. Dokumenty, odezwy i ulotki, Warszawa 1981.
W chwili, gdy żołnierz polski wbrew własnej woli zmuszony został do udziału w haniebnej napaści na Wasz kraj — my, Polacy, odczuwamy głęboko wewnętrzną potrzebę, by zawołać do Was głośno: naród polski w przygniatającej większości jest dziś całym sercem z Wami, po Waszej stronie — przeciwko najeźdźcy. [...]
To nie naród polski wysłał nasze wojsko na tę nikczemną wyprawę. [...] Jest on w tym momencie Waszym sojusznikiem i przyjacielem, a nie wrogiem. Autentyczny, niesfałszowany głos polski słyszeliście przed kilku miesiącami — w marcu tego roku, gdy cała młodzież manifestowała na ulicach polskich miast, wznosząc okrzyki: „Niech żyje Czechosłowacja”. [...]
Dziś z głębi serc naszych wołamy do Was: nie zginie Czechosłowacja!
Monachium, 25 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
W jaki sposób okupacja Czechosłowacji może odbić się na interesach Polski? Bilans strat wypada niestety bardzo smutno. Tym smutniej, że można ich było uniknąć, gdyby partia miała inne, rozumniejsze kierownictwo. Głęboko przekonani jesteśmy, że bez aktywnego poparcia Gomułki, który parł do interwencji, prawdopodobnie w ogóle nie doszłoby do inwazji na Czechosłowację. Własnymi rękami niemądry Gomułka zniszczył największe osiągnięcie „Polskiego Października”, ograniczoną autonomię partii komunistycznych, którą on sam określił jako prawo do własnej drogi do socjalizmu.
Bezpośrednim skutkiem napaści na Czechosłowację jest osłabienie pozycji tzw. demokracji ludowych w stosunku do Moskwy. […]
Akceptowanie rosyjskiego prawa do interwencji zbrojnej ograniczyło i tak szczupłą autonomię Polski w tym samym stopniu co i Czechosłowacji. Popierając akcję przeciw sąsiadowi, Gomułka działał więc przeciwko dążeniom do suwerenności i wolności własnego kraju, nawiązując do najgorszych tradycji polskiej partii komunistycznej. […]
W najżywotniejszym interesie naszym leży chyba solidarność i przyjaźń między obu sąsiadami: Polską i Czechosłowacją. Przyjaźni tej zadał Gomułka straszliwy cios, godząc się na udział wojsk polskich w napaści na południowego sąsiada. Upłyną lata całe, zanim uda się zabliźnić tę ciężką ranę.
Monachium, 29 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Pół wieku mija od chwili wybłaganej u Boga w słowach hymnu-modlitwy: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. Po 123 latach niewoli odzyskaliśmy Ojczyznę wolną i zjednoczoną w niepodległym państwie. […]
Odzyskanie państwa zawdzięczamy temu właśnie, że naród z niewolą nie pogodził się nigdy. Najpomyślniejszy splot wydarzeń międzynarodowych nie zdałby się na nic, gdyby w momencie historycznej koniunktury zabrakło w Polsce woli czynu i woli walki o zdobycie, utrzymanie i utrwalenie niepodległości. Społeczeństwo nie czekało biernie, aż mu wolność przyniosą wypadki. Już od początku stulecia dążenia do niepodległościowe nie tylko przybierały na sile, ale przyjmowały kształt konkretnych programów i przygotowań organizacyjnych, aby w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej zamienić się w czyn polityczny i orężny. […]
Największą zdobyczą dwudziestolecia było wychowanie w wolnej Polsce wspaniałego pokolenia, które próbę krwi i ognia przeszło w latach drugiej wojny światowej. Dziś, gdy Polską znów rządzą ludzie podporządkowani obcej woli, a szkoła i środki masowego przekazu służyć muszą doktrynie narzuconej siłą z zewnątrz – to pokolenie wychowane w Polsce niepodległej stało się z kolei prawdziwym wychowawcą i nauczycielem tych, którzy urodzili się w Polsce Ludowej. […]
Dziś kierownictwo PZPR udzielając swej sankcji rosyjskiej doktrynie interwencji zbrojnej – utożsamiając bez zastrzeżeń polską rację stanu z wielkomocarstwowym interesem Rosji, powróciło do swej antyniepodległościowej tradycji. […]
Przeżywamy dziś ciężkie chwile, ale rozpamiętywując rocznicę odzyskania niepodległości wiemy z własnej historii, że nie ma nigdy sytuacji beznadziejnych. Warunkiem odbudowy państwa polskiego pół wieku temu był nie tylko sam upadek wszystkich trzech mocarstw zaborczych. Upadek ten musiał nastąpić jednocześnie. Realistom taki zbieg wydarzeń wydawał się nieziszczalnym marzeniem.
Obecnego położenia nie można nawet porównywać z beznadziejnością sytuacji w dobie rozbiorów. Nie mamy dziś suwerenności państwowej, ale Polska zachowała odrębny organizm państwowy. Państwo nasze odzyska znowu całą swą niezawisłość, jeśli naród tak jak przed pół wiekiem liczyć będzie nie na obcych, lecz na własne siły, jeśli nie podda się zwątpieniu, apatii i bierności, jeżeli zachowując gotowość i wolę do walki, będzie chciał i umiał skorzystać z nowej historycznej koniunktury, jaką przyszłość nam przyniesie.
Monachium, 10 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W bieżącym roku mają się odbyć w PRL wybory. Sądząc po obecnych nastrojach społeczeństwa odbędą się w nastroju apatii i rezygnacji. Zastanawiam się, czy nie warto zorganizować kampanii ze skreślaniem najbardziej skompromitowanych kandydatów, czy za oddawaniem białych kartek. Wydaje mi się, że jest wskazane podniesienie temperatury walki, i że trzeba wybierać formy demokracji, które nie narażałyby zbytnio ludzi i byłyby względnie popularne.
Rzucenie więc np. hasła bojkotowania wyborów zapewne by nie chwyciło. Jest ma się rozumieć szereg wariantów, jak np. skoncentrowanie się na kilku osobach specjalnie niepopularnych. Będę również próbował wysondować (jeśli mi się uda) wśród „aktywu” studenckiego, czy byłby klimat, by studenci np. spróbowali wysunąć swoich kandydatów, jak to miało miejsce w wyborach [19]57 r. z Tejkowskim w Krakowie. Ciekaw jestem Pana zdania w tej sprawie, tym bardziej że o skuteczności można myśleć jedynie w wypadku, gdyby radio taką akcję podjęło.
Paryż, 25 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W czasie naszych poprzednich kampanii wyborczych do Sejmu nadawaliśmy zawsze sylwetki kilkudziesięciu najgorszych kandydatów, wzywając ich do skreślania. W jednym wypadku odnieśliśmy poważny sukces. Bolesław Piasecki otrzymał we Wrocławiu tyle skreśleń, że przeszedł tylko niewielką ilością głosów.
Ten sam zabieg powtórzymy w czasie obecnej kampanii. Trudność polega oczywiście na tym, że wzywanie do skreślenia niektórych, sugeruje słuchaczom, że wszyscy pozostali są lepsi, co nie zawsze jest prawdą. Tym razem będziemy prawdopodobnie wzywali do skreśleń zarówno Gomułki, jak Moczara, by uniknąć wrażenia, iż przeciwstawiamy Moczarowi Gomułkę jako lepszą alternatywę. Namawianie do wpisywania kandydatów nie jest praktyczne ani też bezpieczne dla ludzi w ten sposób lansowanych.
Ogół ludności wyborami zupełnie się nie interesuje, a wrzucenie kartki wyborczej traktuje jako formalność niezbędną dla uniknięcia nieprzyjemnych konsekwencji – podobnie jak zapłacenie podatku.
Toteż nie przewiduję niestety, by nawet nasza kampania skreśleń dała jakieś poważne rezultaty. W każdym razie nie będą one znane szerszemu ogółowi. Pomimo tego eksperyment powtórzymy.
Monachium, 28 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Jesteśmy obaj zgodni co do tego, że społeczeństwo jest pogrążone w nastroju bierności i że w tej sytuacji należy podejmować próby przełamania apatii nawet, jeśli nie mają one zbyt wielkich szans powodzenia. O ile tym razem dobrze zrozumiałem Pański list – zdecydował się Pan na wezwanie ludzi do skreślania całej listy kandydatów (oddawanie białej kartki nie jest technicznie możliwe) – mnie zaś wydaje się bardziej celowe skreślanie – jak Pan to poprzednio określił „najbardziej skompromitowanych kandydatów”. Jest to różnica natury taktycznej warta przedyskutowania zarówno w moim własnym gronie redaktorskim, jak i między Panem a mną. Jeżeli kieruje Panem chęć jakiejś skoordynowanej wspólnej akcji, podjętej przez „Kulturę” i przez nas – chętnie z Panem na ten temat porozmawiam i myślę, że znajdą się formy współpracy nawet, jeżeli nasza taktyka w czasie kampanii wyborczej będzie odmienna.
Monachium, 10 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W przyszły wtorek mamy zebranie redakcyjne, na którym przedyskutujemy dokładnie naszą taktykę w czasie kampanii przedwyborczej. Będą w niej brały udział dwie stosunkowo młode i rozgarnięte osoby z Polski. Jedno jest pewne: będziemy intensywnie agitowali na rzecz skreślania i manifestowania w ten sposób opozycji. Kilka osób z Kraju odradzało skreślanie całej listy, ponieważ w każdym okręgu wyborczym jest co najmniej kilku ludzi popularnych i uchodzących za przyzwoitych. Skreślanie musiałoby objąć np.: posłów ze „Znaku” […]. Hasło skreślania wszystkich mogłoby więc nie chwycić. Istnieją możliwości: 1. Skreślania wszystkich z wyjątkiem tych, którzy cieszą się zaufaniem społeczeństwa; 2. Skreślania najgorszych; 3. Skreślania członków partii. We wtorek zdecydujemy, co z tego należy wybrać. Sylwetki „najgorszych” zaczniemy nadawać już w najbliższym czasie. Natomiast konkretne wskazanie, jak głosować, musimy zarezerwować na ostatni tydzień – w przeciwnym razie podjęte zostaną zawczasu odpowiednie środki nacisku przeciwko tym np., którzy idą za parawan.
Monachium, 23 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Sytuacja międzynarodowa i układy sił nie są czymś statycznym i niezmiennym. Ulegają nieustannym fluktuacjom. Przyjdzie chwila, w której Polska będzie mogła ująć znowu swe losy we własne ręce. Pod jednym warunkiem: że naród polski w chwili dziejowej koniunktury nie będzie bierny. Nawet narody małe w sensie swej siły materialnej nie mogą zdawać się wyłącznie na dobrą wolę i pomoc zaprzyjaźnionych mocarstw, nie mogą czekać, aż inni przyniosą im wolność w darze. Muszą zachować wewnętrzną wolę odzyskania niezależności, gdy sposobna chwila nadejdzie i zająć tę czynną postawę, jaka cechowała nasze społeczeństwo w chwili dziejowej koniunktury w latach I wojny światowej. Renegatom, którzy decyzje Jałty pozbawiające Polskę wolności nazywają ostatecznymi i nieodwołalnymi, odpowiadamy: nieprawda! Nie są i nie będą ostatecznymi, bo naród polski nigdy ich za takie nie uzna.
Monachium, 10 lutego
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Teraz przystąpię do sprawy najważniejszej i najtrudniejszej, to jest do ostatnich wydarzeń w Polsce. Mamy – przynajmniej ja mam – dotąd wiadomości fragmentaryczne i nie mam jeszcze jasnego obrazu sytuacji. Przypuszczam, że w ciągu najbliższych paru dni będziemy musieli swoje stanowisko sprecyzować, tym bardziej że muszę w najbliższych dniach zamknąć podwójny zeszyt „Kultury”, tj. styczeń-luty. […] Niezależnie od tego wydaje mi się konieczne przystąpienie do akcji o charakterze raczej propagandowym, która miałaby na celu danie krajowi poczucie, że nie jest całkowicie izolowany. Widziałbym tu następujące akcje:
1.Zarządzenie we wszystkich polskich kościołach na Zachodzie nabożeństw żałobnych za ofiary ostatnich wypadków, połączone z odpowiednimi kazaniami, w których byłby położony nacisk na problematykę socjalną i robotniczą. […]
2.Wydaje mi się celowym, by jak najszybciej stworzyć fundusz pomocy dla wdów i sierot. Żeby znowu odebrać temu charakter polityczny, sądzę, że powinien to zorganizować Kongres Polonii Amerykańskiej […]. Nie idzie tutaj o wysokość sumy, jaką się tą drogą zbierze – choć w Polsce każde 1000 dolarów ma inną wartość niż na Zachodzie, ale znowu najważniejsze jest stworzenie wrażenia u tych ludzi, że ktoś o nich myśli i chce się nimi opiekować.
Paryż, 18 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Obraz trzęsienia ziemi, które wstrząsnęło Polską między 13 i 20 grudnia br., wciąż jeszcze nie jest pełny. Uzupełniają go nieustannie relacje napływające z Polski. [...]
W ciągu tygodnia runął pieczołowicie od wielu lat montowany mit o wszechwiedzy i wszechmocy bezpieki. [...]
Doświadczenia grudniowe udowodniły, że w XX wieku [...] zatajenie rewolty lokalnej i ograniczonej do kilku sąsiadujących ze sobą miast prowincjonalnych nie jest możliwe. Stąd paroksyzm bezsilnej wściekłości, skierowanej przeciwko naszej radiostacji. [...]
Są inne środki przekazu, które na nieszczęście dla totalnej dyktatury przenikają graniczne bariery, zamykające kraj od świata zewnętrznego zasiekami z drutów kolczastych. Nawet gdyby nie było „Wolnej Europy”, Polska z innych źródeł dowiedziałaby się o buncie na Wybrzeżu. [...]
Polscy robotnicy, a wraz z nimi całe społeczeństwo, wyniosło z ostatnich doświadczeń poczucie dumy i własnej siły. Przekonało się, że istnieją formy oporu, które bez uciekania się do gwałtu mogą okazać się skuteczne i zmusić dyktaturę do ustępstw i kompromisów. Od tej chwili kierownictwo partii będzie musiało w nieporównanie większym stopniu liczyć się z wolą i postulatami społeczeństwa. Chyba że zechce powtórzyć te same błędy, których ofiarą padły obie poprzednie ekipy rządzące.
Monachium, 29 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Na tych licznych zakrętach historii partia pozbywała się nie tylko kolejnych przywódców, ale utraciła wszelki kredyt zaufania w szeregach własnego aktywu. Monologu partii nikt już dziś nie słucha. Dialog wymaga dopuszczenia do głosu autentycznej opinii publicznej.
Polscy robotnicy a wraz z nimi całe społeczeństwo wyniosło z ostatnich doświadczeń poczucie dumy i własnej siły. Przekonało się, że istnieją formy oporu, które bez uciekania się do gwałtu mogą okazać się skuteczne i zmusić dyktaturę do ustępstw i kompromisów. Od tej chwili kierownictwo partii będzie musiało w nieporównanie większym stopniu liczyć się z wolą i postulatami społeczeństwa. Chyba, że zechce znowu powtórzyć te same błędy, których ofiarą padły obie poprzednie ekipy rządzące. Chyba, że znowu w niepamięć pójdą lekcje roku 1956 i 1970.
Monachium, 29 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W czasach największej biedy i niedostatku, kiedy polskiemu robotnikowi własną krwią przyszło zapłacić za wołanie o chleb dla swych dzieci – właśnie w tych najcięższych chwilach naród polski w ciągu 90 dni uzbierał ponad 30 milionów złotych na odbudowę Zamku Królewskiego. Nie towarzyszy tej daninie żaden przymus. Jak zgodnie świadczą głosy z kraju, zbiórka ma charakter samorzutny i spontaniczny. Swe groszowe datki składają najubożsi; z głodowych rent przysyłają złotówki inwalidzi i emeryci, na listach ofiarodawców znaleźli się ludzie okrutnie dotknięci nędzą mieszkaniową, od lat marzący daremnie o zdobyciu własnych czterech ścian. Budulcem stał się więc przysłowiowy wdowi grosz. Niezwykła i powszechna ofiarność przybrała postać jakiejś powszechnej demonstracji całego społeczeństwa.
Demonstracji za czym, czy może – przeciw czemu? Co pragnie wyrazić naród pozbawiony swobody wypowiedzi tym zbiorowym i szerokim gestem ofiarności?
Zacznijmy od stwierdzenia, że decyzja odbudowy Zamku została władzom komunistycznym narzucona przez naród. Wzbraniały się one przed nią przez długie 26 lat. Za czasów Bieruta kosztem milionowych sum wzniesiono w sercu Warszawy stalinowską ohydę – Pałac Kultury, Zamek Królewski pozostawiając w gruzach. Za panowania Gomułki rozpoczął nieomal swoje urzędowanie od zapowiedzi, że Zamek będzie odbudowany. Było to widome ustępstwo wobec nacisku społeczeństwa, podyktowane koniecznością ratowania się w kryzysowej sytuacji pogrudniowej. Społeczeństwo słusznie uznało w niej zwycięstwo swojej woli nad przemocą.
Monachium, 18 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Dwadzieścia lat temu, w dniu polskiego święta narodowego, w 161 rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja rozległ się po raz pierwszy w eterze sygnał naszej stacji, a po nim pierwsza inauguracyjna audycja, pierwsze słowa do Kraju.
[…]
Historia tych dwudziestu lat jest tak burzliwa, bogata i dramatyczna, że nie da się jej bilansu zamknąć w kilkunastu minutach. Wystarczy powiedzieć, że po 27 latach komunistycznych rządów Kościół w Polsce zachowując niewzruszoną jedność prowadzi dalej swą misję głoszenia i nauczania Ewangelii, chłop jest wciąż gospodarzem na swoim zagonie, robotnicy są siłą, z którą totalne rządy muszą się liczyć, pisarze nie zrezygnowali z walki o wolność słowa i swobodę twórczości, a co najważniejsze komunizm w swej obecnej zwyrodniałej formie poniósł całkowitą klęskę w walce o umysły młodego pokolenia. W konfrontacji z przeciwnikiem ideologicznym zabrakło idei i argumentów – pozostała tylko cenzura, stacje zagłuszające i pałka milicjanta.
Sobie samemu tylko naród polski zawdzięcza, że po dzień dzisiejszy pozostał w swym duchu wolny i niezależny. Zawdzięcza to odwadze, poświeceniu i heroizmowi milionów ludzi. Nie tylko w momentach przełomowych jak wydarzenia roku 1956 czy 1968 i 1970, ale w codziennym, szarym, monotonnym życiu. […]
W 20 rocznicę naszej Polskiej Rozgłośni nie życzymy sobie niczego bardziej niż nadejścia chwili, kiedy przestaniemy być Polsce potrzebni i będziemy mogli nadać naszą ostatnią, pożegnalną audycję. Chwila ta przyjdzie wtedy, gdy w Kraju powróci wolność słowa.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Każdemu, jak to się mówi, wolno marzyć. Otóż ja pamiętam [...] 3 maja 1952 w studiu numer 1, kiedy nadaliśmy do kraju naszą pierwszą audycję, nasz pierwszy manifest. To był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu. [...]
Byliśmy niesłychanie szczęśliwi, kiedy mówiliśmy, że teraz będziemy Wam pomagali w walce, która nie będzie walką na barykadach, nie będzie walką w podziemiu, ale będzie walką w Waszych duszach, w Waszych umysłach, ta walka zadecyduje o przyszłości Polski. [...]
Zawsze sobie marzyłem, że może spotkamy się znowu w tym studiu numer 1, żeby nadać naszą ostatnią audycję, pożegnalną, ponieważ przestaniemy być potrzebni. Ponieważ od tej chwili to wolne słowo będzie szło na Polskę z anten Warszawy, Wrocławia, Krakowa, Lublina, Poznania. I że wtedy pójdziemy razem do tego polskiego kościółka
św. Barbary na Infanteriestrasse, gdzieśmy z Bogiem zaczynali w 1952 roku i później pojedziemy razem na lotnisko [...] i stamtąd samolotem do Warszawy, by pijani ze szczęścia dotknąć stopami polskiej wolnej ziemi.
Tego szczęścia już nie przeżyję, ale jestem głęboko przekonany, że ta szczęśliwa chwila nadejdzie. [...] Dlatego, że te pierwsze słowa naszego Hymnu Narodowego to nie jest frazes, to nie jest metafora poetycka, to jest nasza prawda, to jest prawda naszej przeszłości i naszej przyszłości. To jest nasza nadzieja, to jest nasza wiara i to jest nasza największa miłość.
Londyn, 1 stycznia
Mówi Radio Wolna Europa (płyta CD, Ośrodek KARTA), Warszawa 2003, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
W ostatnich dniach sierpnia witaliśmy niezwykłego gościa, którego darzę wielką sympatią. Jan Nowak-Jeziorański, bohater polskiego podziemia z czasów drugiej wojny światowej, późniejszy wieloletni dyrektor Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa, nie był w Polsce od zakończenia wojny. Ten człowiek-symbol, którego głos wszyscy działacze opozycji znali jak głos własnego ojca, wylądował w Warszawie 29 sierpnia. Opowiedział nam później, że kiedy jego samolot linii Pan American schodził do lądowania, zauważył, iż na tarasie portu lotniczego stoi tłum wiwatujących ludzi. Zapytał stewardessy, co to takiego, a ona odparła, że ich samolotem leci jakiś VIP. Dopiero wyszedłszy z samolotu przekonał się, że to on jest tą ważną osobistością. Zgotowano mu na lotnisku entuzjastyczne przyjęcie, a kiedy przyjechaliśmy do domu, zaproponowałam, aby się położył i odpoczął trochę przed kolacją, na którą mieli przyjść Onyszkiewiczowie, Geremkowie i Michnikowie. On jednak nie chciał o tym słyszeć. Odparł, że jest zbyt podekscytowany, by myśleć o odpoczynku i nie może się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy swoją Warszawę. To mówiąc, ten liczący sobie siedemdziesiąt pięć lat pan, który zaledwie przed chwilą odbył czternastogodzinną podróż przez ocean, wyszedł w padającym deszczu na ulicę i przez trzy godziny chodził po mieście, odwiedzając stare kąty i przywołując wspomnienia. I ani trochę nie stracił werwy; inni goście wcześniej opadli z sił niż on. Jan jest niezniszczalny.
Warszawa, 29 sierpnia
Helen Carey Davis, Amerykanka w Warszawie. Wspomnienia żony amerykańskiego dyplomatyz czasów poprzedzających upadek komunizmu w Polsce, Kraków 2001.
Zjednoczone Niemcy niewątpliwie staną się największą siłą w Europie i jeżeli nauczą się postępować tak jak Stany Zjednoczone, to znaczy jeżeli będą potęgą, która nie tylko nie wyciąga ręki po cudze, ale stara się pomagać, uzyskają ogromną atrakcyjność. Obawiam się jednak, że będzie inaczej. Żyłem w RFN 25 lat i mam przekonanie, że gdy Niemcy poczują własną potęgę, wrócą na drogę swoich własnych błędów.
7 września
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
III Rzeczpospolita urodziła się w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego w dniu 22 grudnia 1990 [podczas przekazania insygniów prezydenckich przez Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego Prezydentowi Lechowi Wałęsie]. [...]
Wróciłbym do Polski natychmiast, gdyby nie przeświadczenie, że w moim wieku mogę więcej zrobić dla Polski, będąc w Waszyngtonie. [...] Jestem przekonany, że ze względu na mój wiek nie mam już żadnych szans odegrania jakiejś roli w Polsce, nie zostałem też do niej przez nikogo zaproszony, mimo że red. Giedroyc w sposób, który jest dla mnie bardzo ujmujący i wzruszający, wysunął moją kandydaturę na dyrektora telewizji i radia. W Polsce przeszedłbym w stan spoczynku, a tego chcę za wszelką cenę uniknąć. W Waszyngtonie w stanie spoczynku nie jestem.
Waszyngton, 26 stycznia
Jan Nowak-Jeziorański, W poszukiwaniu nadziei, Warszawa 1993, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Chwila, kiedy z galerii Senatu Stanów Zjednoczonych przysłuchiwałem się debacie ratyfikacyjnej [protokołów przyjęcia Polski do NATO] i usłyszałem, jaki jest wynik głosowania, była szczytowym punktem całego mojego długiego życia, obejmującego niewiele mniej niż kończące się stulecie. Doczekałem się Polski nie tylko wolnej, ale i bezpiecznej. Polski, która wydobyła się z fatalnej sytuacji geopolitycznej, kraju wtłoczonego — jak mawiał Żeromski — między dwa młyńskie kamienie, Niemcy i Rosję. Było to także uwieńczenie moich własnych skromnych zabiegów, bo od końca 1993 roku, czyli przez sześć lat, cały mój czas i energię poświęciłem tej jednej sprawie i do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy coś z tego wyjdzie.
Waszyngton, 30 kwietnia
Polska droga do NATO. Listy, dokumenty, publikacje / Poland’s Road to NATO. Letters, Documents, Publications, „Archiwum Jana Nowaka-Jeziorańskiego w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich”, t. 2, wyb. i oprac. Dobrosława Platt, Wrocław 2006, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Wiadomość o śmierci Jerzego Giedroycia [14 września] wstrząsnęła mną głęboko, choć w jego późnym wieku nie jest czymś nieoczekiwanym. W moim przekonaniu odszedł najbardziej zasłużony działacz emigracji żołnierskiej, a może nawet więcej – jedna z czołowych postaci historycznych ubiegłego wieku.
Mówiłem już nieraz, że przez 55 lat jego "Kultura" była latarnią morską, która rzucała z oddali, spod Paryża, światło na Polskę pogrążoną w mroku. Tytan pracy, wulkan wyrzucający z siebie nieustannie setki inicjatyw i pomysłów, bardzo często kontrowersyjnych. Przez pół wieku szliśmy obaj dwoma zupełnie niezależnymi torami biegnącymi w tym samym kierunku. Ileż razy spieraliśmy się ze sobą, gniewaliśmy się na siebie. Ileż razy zgrzytałem zębami po przeczytaniu jakiegoś ataku „„Kultury” na Wolną Europę. A jednak od początku do końca nie było między nami antagonizmów. W ciągu pół wieku wymieniliśmy między sobą ponad 700 listów, ostatni faks – w ubiegłym tygodniu.
Odszedł ostatni obywatel Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Polak i Litwin w mickiewiczowskim tego słowa znaczeniu, a raczej Rzeczypospolitej złączonej wspólną przeszłością Polaków, Litwinów, Ukraińców i Białorusinów.
Tylko człowiek, który dożywa bardzo późnego wieku, potrafi zrozumieć uczucie rosnącej samotności, gdy coraz częściej odchodzą jeden po drugim ludzie jego pokolenia. W ciągu ostatnich kilku miesięcy: Gustaw Herling-Grudziński, Jan Karski, a teraz Jerzy Giedroyc.
Przeżyliśmy wspólnie zarówno wielki polski dramat dwudziestego stulecia, jak i odzyskanie niepodległości i demokrację.
Umarł Giedroyc, ale powstanie wiele prac poświęconych jego dorobkowi i będzie można powiedzieć o Nim, że żyje nadal po śmierci.
16 września
„Gazeta Wyborcza” nr 217, 16 września 2000.