Jeżeli widzę, że w dzisiejszej ordynacji wyborczej w niesłychany sposób masy ludu są krzywdzone, jeżeli ustawa dzisiejsza dała im stosunkowo do liczby ludności i jej siły społecznej i materialnej słabe stanowisko; jeżeli się zważy, że lud ten od lat szeregu na wszelkich wiecach i zgromadzeniach wypowiedział żądanie, aby tu nie tylko nakładano nań ciężary, ale dano mu także odpowiednie prawa – to z tych powodów sądzę, że stanowisko nasze nie może być innym, jak tylko ażebyśmy jak najprędzej dążyli do usunięcia tego, co jest niesprawiedliwym.
Ponieważ dzisiejsza ordynacja wyborcza jest niesłychanie dla ludności niesprawiedliwą, więc dążeniem naszym jest jak najprędzej ją usunąć.
Ponieważ chcemy być konsekwentni i popierać każdy krok dążący do usunięcia niesprawiedliwości – stronnictwo nasze głosować będzie za nagłością wniosku p. Lewickiego. (Brawa i oklaski)
Lwów, Galicja, 20 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Stało się! a stało się dobrze. […] Wczoraj dokonany został wybór Prezydenta – wybrany profesor I[gnacy] Mościcki, człowiek nieskazitelny, światły, o wysokiej kulturze, wielki pracownik na polu nauki, człowiek energii, a gorący patriota, a sympatyczny nad wyraz. Zetknęłam się z nim przed kilku laty w naszej lidze i byłam zachwycona. Wczoraj ta wiadomość ucieszyła mię tak, że po prostu choć cicho w sobie, niewidocznie dla ludzi, ale szalałam z radości, miałam ochotę skakać, tańczyć, gdybym mogła, śmiać się i płakać na przemiany. Wierzę, że wszystko złe się odmieni, gdy taki człowiek na czele. Teraz jeszcze gabinet i Sejm – oby Duch Święty był z nimi przy wyborach, przy zmianie ustaw.
Lwów, woj. lwowskie, 1–2 czerwca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Wybór marszałka: prawica rozsierdzona, że ją przyciskam do muru, postanowiła wystawić swoją kandydaturę. Toż samo, z innego względu, Stronnictwo Chłopskie. Głosowań było aż trzy! […]
W trzecim wreszcie głosowaniu (wedle regulaminu inni odpadli) oddano głosów 335, nieważnych 31; Rataj – 176, Głąbiński – 128 (absolutna większość 153), wybrany Rataj.
[…]
W pierwszej chwili zareagowałem na wybór – nie! Za mała większość. Przypuszczono do mnie atak w mieszkaniu. Bartel przyszedł imieniem rządu z naleganiem. Przyjaciele sejmowi tłumaczyli mi, że nieprzyjęcie będzie śmiesznym robieniem fochów z powodu ataku gazeciarskiego. Przedstawiono mi, że sejm znajdzie się w położeniu fatalnym, nie będzie mógł wybrać marszałka, który by jaką taką część izby reprezentował.
Niestety, uległem.
Warszawa, 25 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dyktatura obojętnie patrzy na nędzę mas. Zakneblowała usta sejmu, by nie słyszeć skargi, walczy z kontrolą publiczną nad funduszami państwowymi, by swobodnie rządzić groszem podatkowym.
Dla ludu pracującego, gdy ten upomina się o prawo i chleb, ma więzienia i represje.
Do walki z tym strasznym położeniem ludu podały sobie ręce wszystkie ugrupowania robotnicze i chłopskie.
Zjednoczyły się wszystkie siły ludu polskiego, by wspólnym wysiłkiem dać odpór sanacyjnej klice. Powstał Związek Obrony Prawa i Wolności Ludu. Przy liście nr 7 stanąć dziś musi murem cały lud pracujący, gdyż inaczej cofnięto by Polskę do czasów, kiedy lud był w kajdanach i musiał w pokorze znosić wszelki gwałt nad sobą i wszelkie nadużycia władzy.
Na liście numer 7 spotkacie nazwiska przywódców różnych kierunków politycznych, obejmujących cały lud pracujący. Podali sobie ręce, bo idzie dziś walka o samą podstawę życia, o wolność, bez której nie może być mowy o urzeczywistnieniu jakiegokolwiek programu ani też o podniesieniu dobrobytu mas. Jedno dziś hasło zjednoczyć musi lud polski:
Precz z dyktaturą!
[…]
Widzimy, jak sanacja chce sparaliżować dziś wolę ludu i zastraszyć obywateli. Zapełnia się turma w Brześciu, zapełniają się inne więzienia bojownikami sprawy ludowej.
Za każde śmielsze słowo idą ludzie za kraty. A wokół widzimy gorączkowe przygotowania do sfałszowania woli wyborców.
[…]
Wybory są tajne. Tylko wyborca sam będzie wiedzieć, że rzuca do urny kartkę z nr 7. Nikt nie może zgwałcić sumienia obywateli.
Warszawa, 15 października
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Zbliżające się wybory mają dla nas znaczenie bardzo ważne. Chodzi bowiem o zmianę naszego państwowego ustroju (o zmianę konstytucji). Mamy do wyboru… Z jednej strony zblokowane szeregi chłopów-robotników i część inteligencji pracującej, czyli lewicę z listą Nr 7, a po drugiej stronie tak zwany BBWR, który w większości swojej jest złożony z ludzi niegodziwych, spryciarzy i zaprzańców, którzy idą wszędzie tam, gdzie widzą dla siebie dobre żerowisko. A zatem wybór bardzo prosty i łatwy.
We własne siły wierzyć musimy, tem bardziej, że sił tych mamy pod dostatkiem. Zbliżające się wybory do sejmu i senatu wygrać musimy, bo w razie przeciwnym przyszłe pokolenia będą nasze prochy przeklinać, jako prochy zdrajców sprawy chłopskiej… Zdrajców Polski Ludowej.
Niech więc żyje zjednoczenie ludzi pracy!
Niech żyje lista Nr 7
W dniu wyborów 16-go i 23-go listopada wszyscy światli, uczciwi i szanujący swą godność chłopi oddadzą swe głosy na listę Nr 7 i ja Was, Szanowni Obywatele, do tego wzywam. Cześć!
Kombornia, wieś na Podkarpaciu, 5 listopada
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Dzisiaj wybory do sejmu. Miałem nie głosować, ale Żunia [Elżbieta Barszczewska] namówiła mię, żebym jednak poszedł. Poszedłem i wrzuciłem kartkę z napisem: „nieważny”. Z tego, co widziałem, słabe zainteresowanie wyborami. Mają teraz wyniki stosunku swego do obywateli.
Warszawa, 6 listopada
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1939, Warszawa 1995.
W niedzielę odbyły się wybory do rady gromadzkiej. W wyborach tych Niemcy tutejsi nie przeprowadzili ani jednego kandydata na radnego. Należy zaznaczyć, że poprzednio w radzie gromadzkiej zasiadywało trzech radnych narodowości niemieckiej.
Stare Polaszki, 12 marca
Kronika szkoły w Starych Polaszkach udostępniona przez dyr. Alojzego Feitka, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Tym razem nikt nikogo oficjalnie nie obełgiwał, nawet nie groził. Afisze zapowiedziały po prostu dzień i porządek plebiscytu [wyborów do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy]. Ale Polacy lwowscy wiedzieli już doskonale, czym grozi bojkot głosowania. Zagorzalszym głowom tłumaczyliśmy, że choćby, poza Ukraińcami i Żydami, żaden Polak nie stawił się do urny, to i tak według oficjalnych obliczeń liczba wszystkich głosujących wynosić będzie 99,2% ogółu. Czyli że nie warto narażać się na represje bez żadnego pożytku dla narodowej sprawy. No i poszliśmy posłusznie wszyscy. W „ogonku” wyborczym spotykaliśmy znajomków. Nie mówiliśmy do siebie nic.
Lwów, 22 października
Kazimierz Brończyk, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 8715.
Po zamknięciu lokalu [wyborczego] przystąpiono do opróżniania urn i liczenia głosów. Przewodniczący komisji, Sowiet, widząc pokreślone i popisane karty wyborcze, zażądał odczytania mu treści napisów. Padł blady strach na członków komisji, bo na kartach były po polsku i po ukraińsku wyzwiska i obelgi pod adresem władz... Ale trzeba było czytać, chociaż głos się łamał w oczekiwaniu na najgorsze. I tu nastąpiło coś całkiem niespodziewanego. Sowiet zaśmiewał się i wykrzykiwał z uznaniem: „Toczno kak u nas, toczno kak u nas!” [Dokładnie jak u nas]. Gdy już mu się znudziła ta zabawa, kazał spalić wszystkie karty i podpisać [przygotowany] zawczasu protokół z wynikami: 99,92% frekwencji i głosy na poszczególnych kandydatów rozłożone zgodnie z ich ważnością i kolejnością na karcie wyborczej. [...]
W ten sposób staliśmy się obywatelami pierwszego na świecie państwa robotniczo-chłopskiego.
Brody, 22 października
Stefan Büchner, AW, sygn. II/1256/2 KW.
Jak wybory były, to stary Kiedrowski z Nowej Kiszewy wziął te kartki [do głosowania]. A ubowcy siedzieli ukryci i patrzyli, kto jakie kartki wkłada. Kiedrowski wkłada głos na Mikołajczyka, na PSL (tu PSL wygrał, miał prawie sto procent), a ci ubowcy już nie mogli wytrzymać — wyskoczyli, wyrwali mu tę kartkę i swoją włożyli. On się cofnął i mówi: „Łosemdzesąt lot stary, ale takich welonków (welonki to wybory po kaszubsku), jakich żyje, to ja jeszcze nie widzoł”.
Sekretarz Michna i kilku innych mieli karabiny, zaczęli strzelać i podpalili stóg: że napad na lokal wyborczy, że urnę spalili i wybory nieważne. I unieważnili tu wybory.
Nowe Polaszki, 19 stycznia
Relacja Tadeusza Urbanowicza w zbiorach Archiwum Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Obywatele i obywatelki, towarzysze i towarzyszki!
Zgromadziło nas tutaj na dzisiejszej manifestacji wspaniałe zwycięstwo, jakie odniósł blok demokratyczny w wyborach do Sejmu Konstytucyjnego i Ustawodawczego.
Naród polski głosując w olbrzymiej większości za blokiem demokratycznym otworzył nową kartę w historii odrodzonej Rzeczpospolitej Polskiej. W dniu 19 stycznia, w dniu wyborów do Sejmu, skończył się okres tzw. tymczasowości stosunków w Polsce. Wyniki wyborów, przekreślając wszelkie rachuby i nadzieje wrogów demokracji na obalenie władzy ludowej w naszej odrodzonej ojczyźnie, przyczynią się niezmiernie do pełnej stabilizacji politycznej w kraju.
Wyniki wyborów zdruzgotały tak w kraju, jak i za granicą kłamliwe twierdzenia o tym, jakoby rząd polski i jego polityka nie miały poparcia większości narodu.
Warszawa, 22 stycznia
Władysław Gomułka, Artykuły i przemówienia, Warszawa 1964.
Po południu spotkanie z wyborcami w Miedzeszynie. Był ze mną Lechosław Goździk, bohater Października, 25-pięcioletni, skupiony, poważny, o miłym wyglądzie. Jest bardzo popularny i gdziekolwiek się pojawi, wzbudza entuzjazm. Psuje go powodzenie. Na sali w Miedzeszynie było około dwustu osób, przeważnie z pobliskich osiedli. Nie umiem mówić do ludzi prostych, męczę się i nie wiem, co do nich dochodzi, co nie dochodzi.
Miedzeszyn, 5 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Po południu w Płudach, czyli w głębi dzikiego kraju, 20 kilometrów za Warszawą. Miało tam być spotkanie z wyborcami. Przesmutna droga, brzydka, pusta, z domkami byle jak skleconymi, bez światła elektrycznego!!! Dla pogłębienia ponurego wrażenia trzeba dodać i to, że dął wicher i padał deszcz. Błądziliśmy po drodze i grzęźliśmy w piasku.
Zebranie odbywało się w kinie „Uciecha”, nowo budowanym. Gmach duży i oświetlony, ale nieogrzany. Ziębliśmy okropnie.
Ludzi dużo, sama biedota, aż się serce kraje. Zaczęło się od pytań, kierowanych do kandydatów na sejm. Cóż to były za pytania, pożal się Boże?! Dużo ludzi mówiło o swojej nędzy i o tym, że tak ciężko żyć. Nie padały żadne akcenty polityczne, wysuwano tylko swoje biedy.
Odpowiadał jako pierwszy Jan Pietkiewicz, ekonomista, zażywny jegomość. Mówił około godziny w sposób nudny i zawiły. Po nim przemawiał Goździk, znany i tutaj, przyjmowany entuzjastycznie. Słuchałem z uwagą, bo to wszakże postać nieomal historyczna. Goździk mówi niepewnie, raczej cicho, nie posługuje się żadnymi sloganami. Zna dobrze zagadnienia gospodarcze, zwłaszcza wszystko, co dotyczy przemysłu. Mówił, że jest ciężko — i że jest dużo wrogów, którzy by chcieli zniszczyć zdobycze październikowej rewolucji. Przedstawiał dość ponury obraz rzeczywistości, zwrócił też uwagę na to, że jesteśmy osamotnieni, że odbywają się w bloku państw socjalistycznych konferencje gospodarcze, na które nie jesteśmy zaproszeni. Ten obraz rzeczy wymaga wielkiego wysiłku całego narodu, by zdobycze Października utrzymać i rozwijać.
Zabrałem głos po nim, ale nie mówiło mi się dobrze. Nawoływałem do wzajemnego zaufania i do udziału w wyborach, bo to zadecyduje o dalszym losie Polski.
Warszawa, 7 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Wieczorem spotkanie z wyborcami na Pradze. Zadawano bardzo wiele pytań, wśród których przeważały troski bytowe: uposażenia, mieszkania, praca kobiet, zepsucie młodzieży na skutek złych warunków. Zabrałem także głos, trzeci z kolei, mówiłem długo — i, jak powiedział Goździk, „gorąco”.
Warszawa, 12 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Z rana załatwianie spraw mieszkaniowych, które idą z trudem. Po południu udział w spotkaniu z wyborcami w Pałacu Kultury. Było to pierwsze wielkie zebranie z Gomułką, w którym uczestniczyłem. Tekst mojego przemówienia, jeszcze przed rozpoczęciem zebrania — wzięli ode mnie różni redaktorzy, nawet cudzoziemcy.
W prezydium siedziałem na trzecim miejscu od Gomułki. Jego przemówienie było pod każdym względem świetne i chyba można je porównać do jego pierwszego przemówienia na VIII Plenum. Gomułka powiedział między innymi, że partia nie dlatego nie chce oddać władzy, aby zachować swoje znaczenie, ale dlatego, że oddanie władzy przyniosłoby Polsce wielkie nieszczęście. I w tym jest słuszność.
Po Gomułce przemawiali Wycech i Chajn, dosyć drętwo i sloganowo. Nie wiem, jak wypadło moje przemówienie, bo nikt mi nic nie powiedział, poza dwoma młodymi, którzy później przyszli z sali — i poza Kłosińskim, kandydatem z pierwszego okręgu. Wyszedłem od razu po swoim przemówieniu i w mroźny wieczór na ulicy odetchnąłem.
Warszawa, 14 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Otwieramy lokal wyborczy. Pierwsza, widać przywykła do tak wczesnej pory, pojawia się grupka sióstr zakonnych. Potem ludzi przybywa: kolejne fale głosujących dają znać o sobie po zakończeniu następujących po sobie mszy, na których odczytywany jest komunikat Episkopatu zachęcający wiernych do udziału w wyborach i spełnienia w ten sposób „obowiązku sumienia”. Obserwuję oddających głos: wielu wchodzi za kotary, jednakże znaczna większość wrzuca otrzymane kartki do urny bez skreśleń. Czy oznacza to zastosowanie się do ostatniego apelu Gomułki o głosowanie bez skreśleń, czy też nawyk bierności, wytworzony dotychczasowymi „wyborami” z roku 1952 i 1954? Boję się, że raczej to drugie.
Długi dzień, w którym jako członkowie komisji wymieniamy się co pewien czas, by umożliwić wszystkim krótkie przerwy pozwalające na udanie się do domu na posiłek. Ja mam na szczęście do domu bardzo blisko. Wreszcie wieczór i zamknięcie lokalu. Rozpoczyna się teraz właściwa i najważniejsza praca, dla której zostaliśmy do komisji powołani: liczenie głosów, sporządzanie i podpisywanie protokołów. Od czasu do czasu pojawiają się w przedsionku milicjanci pełniący straż na zewnątrz; przychodzą na chwilę, by się zagrzać, bo noc jest zimna. Jest blisko brzasku, kiedy kończymy naszą pracę i rozchodzimy się do domów na spóźniony wypoczynek.
Grodzisk Mazowiecki, 20 stycznia
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Pamiętna data w naszej historii: wybory do sejmu. Po mszy świętej poszedłem oddać swój głos. Czekało na mnie radio i ekipa filmowa. Parę zdań powiedziałem do mikrofonu, oświadczając, że w myśl apelu Gomułki głosowałem bez skreśleń.
Przez cały dzień niepokój — jak wypadną wybory? Po południu radio podawało wiadomości o frekwencji, która na ogół była dobra.
Warszawa, 20 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Nowy Październik, wielkie zwycięstwo! Naród zdał egzamin w pełni. Frekwencja wielka: przeciętnie około 95 procent, jeśli nie więcej. Przeszedłem i ja, co zresztą było pewne, otrzymałem 223.186 głosów, czyli 98,05 procent. Od rana ciągłe telefony i gratulacje.
Tak więc historia posunęła nas naprzód, ku lepszej przyszłości. Cały świat jest tym zadziwiony, na ogół patrzą na nas z sympatią. Zakończenie trzeciego miesiąca rewolucji — wręcz wspaniałe! Należy Bogu za wszystko dziękować!
Warszawa, 21 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Nadszedł dzień wyborów. Dzień, który — po raz pierwszy w życiu — obserwować mam z pozycji nie tylko wyborcy, ale i członka komisji wyborczej, urzędującego w lokalu, gdzie oddawane są głosy. Zostałem bowiem jako radny Miejskiej Rady Narodowej w Grodzisku Mazowieckim powołany w skład komisji wyborczej obwodu mieszczącego się w szkole przy ul. Wólczyńskiej, niedaleko mego domu.
Jeszcze przed godziną otwarcia lokalu dla głosujących jestem na miejscu. Jest wcześnie rano. Są już na stanowisku wszyscy — cała komisja wyborcza, gdzie reprezentowane są trzy partie i bezpartyjni, a także mężowie zaufania. Rutynowe czynności związane ze sprawdzaniem urny, pomieszczeń za kotarami dla głosujących, wyłożonych list i kart wyborczych. Jest wśród nas jakiś nastrój tremy, obawy, by wszystko odbyło się jak należy. [...] Ożywia nas dzisiaj wspólny duch, wspólna wola, by odbywające się wybory przebiegały spokojnie i przyniosły sukces zwolennikom Gomułki, umieszczonym na listach kandydatów. Po raz pierwszy od wojny podobnie myśli ogromna większość Polaków; nigdy jeszcze aprobata społeczna dla kierownictwa partii, dzieki jego październikowej odnowie, nie była tak wysoka.
Grodzisk Mazowiecki, 22 stycznia
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Według jednomyślnej oceny obserwatorów zagranicznych w Polsce, zachowanie społeczeństwa polskiego charakteryzuje zupełny brak zainteresowania akcją wyborczą. Gigantyczna i kosztowna kampania nie zdołała przełamać ochronnego muru obojętności, jakim ludzie odgradzają się od propagandy.
[…]
Zapewne, ten indyferentyzm u różnych ludzi różnie się objawia. Jedni lekceważącym machnięciem ręki odpowiedzą na natrętne nalegania i do głosowania nie pójdą. Inni – z tym samym gestem rezygnacji, dla świętego spokoju wrzucą kartkę wyborczą nawet na nią nie spojrzawszy. Najmniej będzie tych, którzy powezmą decyzję w przekonaniu, że głosując albo nie głosując mogą w jakiś sposób oddziałać na sprawy publiczne zgodnie ze swoimi poglądami. I to jest właśnie najsmutniejszy aspekt wyborów bez wyboru.
Monachium, 15 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Spotkanie wyborców z okręgu tyskiego z kandydatami na posłów z tego okręgu, w którym brałem udział. [...] Do mikrofonu podszedł młody aktywista i oznajmił: „Jesteśmy tutaj w gronie aktywistów i nie trzeba wielu słów, aby wytłumaczyć towarzyszom, że zależy nam na szczególnie gorącej atmosferze dzisiejszego spotkania. Jest to pierwsze spotkanie przedwyborcze w okręgu tyskim i jak wiecie gościmy u nas członka KC i sekretarza KW PZPR w Katowicach, tow. Legomskiego. Mówiąc krótko, tow. Legomski wkroczy na salę na czele kandydatów, przejdzie szpalerem do stołu prezydialnego, należy powstać i zgotować wchodzącym niemilknącą owację, aż do momentu, w którym goście zajmą miejsce za stołem. Potem wręczymy wiązanki kwiatów i nastąpi prezentacja kandydatów. Jako pierwszy zostanie przedstawiony tow. Legomski, należy powstać i zgotować owację. Przy przedstawianiu innych kandydatów wstawanie z miejsca nie jest konieczne. Potem będą wystąpienia za-proszonych towarzyszy z zakładów pracy, a na koniec wystąpi tow. Legomski. Przemówienie należy przerywać oklaskami. Myślę, że nie trzeba towarzyszom wskazywać odpowiednich momentów przemówienia, sami najlepiej z własnej praktyki wiecie, w jakich momentach należy przerwać. Później, kandydaci opuszczą salę w ten sam sposób, w jaki weszli, należy powstać i zgotować długo niemilknącą owację”.
Tychy, 12 marca
Adam Wojciechowski, Dwa listy do prof. H. Jabłońskiego, „Kultura” Paryż, nr 5/1976, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wstaję o godz. 4 rano. Zamieć, świata nie widać, zimno siarczyste. Przed piątą wyruszyłem z domu, by na szóstą być w lokalu wyborczym w Strachosławiu. Ciężka była droga, ale zdążyłem na 15 minut przed głosowaniem. Punktualnie o godz. 6 otwarto lokal wyborczy nr 5; głosowanie na posłów do Sejmu i radnych do wojewódzkich rad narodowych. Komisja w pełnym składzie 8 osób rozpoczęła pracę [...]. Wnet utworzyła się kolejka głosujących. Pierwszy był ob. Wawryniuk z Koczowa, on też otrzymał kwiatek. Dużą pomoc stanowiła komunikacja samochodowa, dowożąca ludzi z poszczególnych miejscowości [...]. Dlatego już do godz. 15 wszyscy wzorcowi obywatele złożyli swe głosy do urny. Muszę podkreślić powagę głosujących, atmosferę zrozumienia, poczucie potrzeby pokoju i zgody. Kłopot był jedynie ze Świadkami Jehowy. W Strachosławiu 4 osoby odmówiły głosowania. Dwa razy wysłano do nich wóz z członkami komisji, kategorycznie odmówili. Dziwne to, wykazali wrogość wobec konstytucji i Frontu Jedności Narodu.
Strachosław, 21 marca
Władysław Kuchta, Twardą chłopską ręką, Lublin 2001.
21 marca odbyły się wybory do Sejmu. Przebiegały w atmosferze wyjątkowego braku zainteresowania. Ludzie wiedzą, że jest to rytuał, w którym trzeba uczestniczyć. [...] Jeśli wierzyć oficjalnym danym, liczba skreślających była bardzo nieznaczna. I tak chyba było. Ludzie wiedzą, że wchodzenie za kotarę nie jest dobrze widziane. Czujne oczy aktywistów spoczywają na każdym, kto się na to odważy, co najczęściej nie kończy się żadnymi przykrymi konsekwencjami. Ale wyborca rozumuje w ten sposób: wejdę za kotarę, kogoś skreślę, wpływu na ogólne wyniki nie będzie to miało, a tylko się narażę. Wydaje się, że mamy do czynienia z pogłębiającą się demoralizacją społeczeństwa. Narasta jakiś niepokój, niezadowolenie, zaczyna się szerzyć tumiwisizm.
Warszawa, 24 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
W dniu 21 marca 1976 r. odbyło się kolejne głosowanie na posłów do Sejmu, zwane wyborami, według trybu znanego we wszystkich krajach obozu socjalistycznego.
Akt I. W polskim wariancie formalnie listy kandydatów prezentuje tzw. Front Jedności Narodu, w którego skład wchodzi PZPR, ZSL i SD. Faktycznie posłów mianuje politbiuro. Głosowanie odbywa się na pięknie wydrukowane listy kandydatów. Cała ta farsa trwa trzy miesiące, kosztuje masę pieniędzy, jest jeszcze jedną okazją do podejmowania przez zakłady zobowiązań produkcyjnych czyli tzw. czynów, tym razem dla uczczenia wyborów. Wyniki wyborów zostają ogłoszone „urbi et orbi” jako wielkie zwycięstwo partii i Frontu Jedności Narodu.
Na I Sekretarza E. Gierka głosowało 99,99% wyborców. Prasa radziecka nazwała wybory w Polsce „wydarzeniem o wielkim znaczeniu politycznym”. Tym razem, złożony grypą, nie wziąłem udziału w tym historycznym akcie.
Akt II to pierwsze posiedzenie Sejmu i wybór najwyższych władz Państwa. W skład Prezydium Sejmu, nowej Rady Państwa i nowego Rządu weszły te same osoby. A więc przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński, marszałek Sejmu Gucwa, premier Jaroszewicz. Oglądamy na pierwszych stronach gazet dobrze znane oblicza osób dożywotnio dzierżących czołowe stanowiska, wśród nich starzy stalinowcy Kruczek, Jaroszewicz, Stasiak, Piasecki, Werblan.
Oczywiście po staremu rządzić będzie politbiuro z I sekretarzem na czele, a konstytucyjne władze jak Sejm i Rząd będą wykonawcami dyrektyw politbiura, czy Komitetu Centralnego. O takich władzach, jak niezależne sądy, niezależna Najwyższa Izba Kontroli, nawet się nie wspomina. Po co wywoływać kapitalistyczne czy burżuazyjne widma. Partyjny proletariusz w rzeczywistości, jego dyktatorska partyjna biurokracja obchodzi się bez niezawisłych sądów i kontroli.
Warszawa, 21 marca
Paweł Mucha, Czasy wielkich przemian: ludzie–zdarzenia–refleksje, t. 3: [Lata 1956–1977], dziennik w zbiorach Ossolineum, 15637/II/t. 3.
Po co to wszystko się odbywa? Jaki jest cel operacji wyborczej? Dlaczego partia, która sprawuje monopolistyczną, dyktatorską władzę w kraju od chwili zakończenia wojny, organizuje wybory do Sejmu i tak bardzo się stara, aby udział obywateli w akcie wyborczym był jak najliczniejszy, a wyniki głosowania tak fantastycznie jednoznaczne?
Przyczyna pierwsza wiąże się z koniecznością zachowania pozorów legalizmu, bez którego państwo nie może funkcjonować w sferze prawa i stosunków między władzą a obywatelem. [...]
Przyczyną drugą jest chęć wciągnięcia jak największej liczby obywateli do moralnej współodpowiedzialności za panujący w Polsce ustrój i za podejmowane przez partię lub narzucane przez Moskwę decyzje. Człowiek, który zgadza się na udział w wyborczym przedstawieniu i milcząco toleruje fakt, że każe mu się „wybierać” posłów, których już ktoś inny wyznaczył – taki człowiek będzie potem bardziej skłonny do tolerowania i innych, mniej dla niego obojętnych poczynań władzy. [...]
Każdy Polak winien zadać sobie pytanie – jak tym razem ustosunkować się do tego aktu? Sprawa jest jasna. [...] Najskuteczniejszym i najbardziej wymownym krokiem jest w tej sytuacji powstrzymanie się od udziału w głosowaniu.
Warszawa, luty
[datowanie przybliżone]
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Oddawanie głosów na jedną listę, będącą faktycznie listą władz partyjno-państwowych, nie może być nazwane wyborami. Sejm wyłaniany formalnie przez takie rzekome wybory, a faktycznie pochodzący z nominacji PZPR, nie ma poza nadużywaną nazwą nic wspólnego z sejmem, nie jest instytucją parlamentarną, nie reprezentuje w najskromniejszej nawet mierze społeczeństwa polskiego [...]. Członkowie KSS „KOR” oświadczają, że w tych warunkach nie pójdą do urn wyborczych, uważając, iż udział w tej przykrej farsie ubliża godności obywatelskiej i ludzkiej każdego członka naszego społeczeństwa.
Warszawa, 24 lutego
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa–Londyn 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Nie ma chleba bez wolności.
Obywatelu!
Nie głosuj. Głosując, popierasz PZPR, brak mieszkań i mięsa, kolektywizację rolnictwa, dyskryminację wierzących, zależność Polski od ZSRR.
Nie głosuj. Posłów mianowano już przed głosowaniem. Nikt poza komunistami nie mógł wysuwać kandydatów do Sejmu i Rad Narodowych. Jest to bezprawie sprzeczne z obowiązującymi w Polsce paktami praw człowieka i obywatela.
Głosowanie jest fikcją.
Nie bierz w nim udziału.
Bądź obywatelem, a nie poddanym.
Nie głosuj. Udziałem w głosowaniu zaszkodzisz Polsce, a pomożesz komunistom.
Bojkotując głosowanie, domagamy się wolnych wyborów.
Tylko Sejm wyłoniony z wolnych wyborów może zapewnić niepodległość i dobrobyt Polski.
Lublin, 10/11 marca
Głodówka w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej, 1980.
Wszystko odbywa się po staremu, co oznacza, że ekipa rządząca daleka jest od myśli o jakichkolwiek zmianach. Listę kandydatów na posłów, jak zawsze, przygotowano w KC. [...] Kampania wyborcza przebiega bardzo spokojnie; faktycznie nie istnieje.
Warszawa, 14 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
To, że zrobiliśmy ulotki, było tylko i wyłącznie wynikiem działania władzy. My się nigdy w sprawy aktualne nie mieszaliśmy i nie chcieliśmy się mieszać, ale skoro tak się porobiło, że na dwa tygodnie przed wyborami wszyscy siedzą, no to coś trzeba zrobić. [...] Nie ma na wolności prawie żadnego aktywnego opozycjonisty [...] — przecież to byłby wstyd, gdyby władze zobaczyły, że wystarczy zamknąć kilkanaście osób i już się w tym kraju nic nie dzieje. [...] Zrzucaliśmy je ze strychów i dachów wysokich domów w centrum Warszawy. Wiatr był genialny, warunki wspaniałe.
Warszawa, 21 marca
Niepokorni. Rozmowy o Komitecie Obrony Robotników. Relacje członków i współpracowników Komitetu Obrony Robotników zebrane w 1981 roku przez Andrzeja Friszke i Andrzeja Paczkowskiego, red. Michał Okoński, Kraków 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
23 marca były tak zwane wybory. Nie poszłam, Andrzej też. To przecież sprawa zupełnie nieistotna. Co wybierać? Tych, którzy są już z góry wyznaczeni! Z tymi wyborami to tak, jak to było z pierwszą kobietą — Ewą. Po jej stworzeniu Pan Bóg powiedział: „A teraz Adamie, wybierz sobie żonę!”. I to samo jest tutaj. Frekwencja była chyba minimalna, znacznie mniejsza niż to, co podają się oficjalnie — 99% z kawałkiem. Z tego co wiem, to masa osób nie głosowała. Niepotrzebna ta cała szopka, to zatrudnianie ludzi przy urnach, niepotrzebne koszty czy plakaty. Rezultat jest z góry i tak przesądzony i do „niemego” sejmu wchodzą z góry wyznaczone osoby — grzeczne, potulne, podnoszące rękę na rozkaz i niemające własnego zdania, a w każdym razie odwagi do jego wypowiadania. Nie jest to żadna reprezentacja społeczeństwa. Sejm nie posiada obecnie żadnego autorytetu, żadnej rangi, a także żadnego szacunku. Przykre to, ale prawdziwe. W przeddzień wyborów rzucane były ulotki, jak to robili i skąd — nie wiem, jakby były wystrzeliwane z katapulty. Ludzie ukradkiem podnosili spadające na ulicę kartki, ale potem milicja czy inne władze uprzątnęli je z chodników i jezdni. Lepiej niż Zakład Oczyszczania Miasta!
Warszawa, 25 marca
Teresa Konarska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
Wraz z wszystkimi nieszczęsnymi obywatelami PRL wzięłam dziś udział w parodii wyborów do Sejmu i Rad Narodowych. Cóż to bowiem za „wybory”, z czego tu wybierać, skoro przedstawiona jest JEDNA LISTA FRONTU JEDNOŚCI NARODU?!! Wiadomo przecież, że jej kandydaci, przefiltrowani, przebadani, zostali już wprzód wybrani przez ów Front i wyniki wyborów są ustalone na i przez „99,9%” obywateli, nigdy mniej. Już dla przyzwoitości można by podać na przykład wymiernik tej obywatelskiej zgodności: 96,5 lub 98,1, lecz nie! Od kilkunastu lat, odkąd głosuję, zawsze jest nieśmiertelna, święta liczba „99,9%”!
Warszawa, 23 marca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Z różnych stron napływają do mnie informacje o tym, jak fałszowano wyniki wyborów. [...] Nigdy niestety nie dowiemy się, jaka naprawdę była frekwencja i ile było skreśleń. Rzeczywiste wyniki są bardzo skrzętnie utrzymywane w tajemnicy.
Warszawa, 26 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Komitet Centralny PZPR akceptuje informację Biura Politycznego KC o przebiegu i wynikach wyborów do Sejmu i wojewódzkich rad narodowych. Wyniki wyborów są wyrazem ogólnonarodowego poparcia dla programu rozwoju socjalistycznej Polski uchwalonego przez VIII Zjazd PZPR stanowiącego podstawę platformy wyborczej Frontu Jedności Narodu, świadczą o patriotycznej jedności narodu oraz o wysokiej świadomości polskiego społeczeństwa.
Komitet Centralny zobowiązuje Klub Poselski PZPR oraz zespoły radnych PZPR do aktywnego realizowania na forum Sejmu PRL i rad narodowych zadań nakreślonych w uchwałach VIII Zjazdu.
Komitet Centralny zwraca uwagę wszystkim ogniwom partii na konieczność uporczywej i konsekwentnej realizacji wniosków i propozycji zgłoszonych w toku ogólnonarodowej debaty przedwyborczej.
Warszawa, 2 kwietnia
Zbliżają się wybory do rad narodowych 17 czerwca. Podziemna „Solidarność” i biskupi nawołują by nie brać udziału w głosowaniu, za to władza rozpętała tak intensywną propagandę, jakby od wyroku urn wyborczych zależał jej los. Nic bardziej cynicznego i obelżywego niż ta obowiązkowa komedia. Choć pozbawiona tej pozłoty i prestiżu, przypomina corridę, gdzie skazane na pewną śmierć zwierzę musi jednak przejść przez skomplikowany taniec płacht i mulet. Nic lepiej nie oddaje jej tyranii, jak ta fikcja, której nie wolno nazywać fikcją. Władza rozkleiła na dworcach i witrynach sklepów plakaty: „Prawdziwy Polak głosuje”. Ten kto nie idzie na wybory jest obcym, potencjalnym zdrajcą. To powtórka ze sfałszowanego referendum z 1946 roku. Jedna z oficjalnych kandydatek (to pleonazm) mówi: „Jeśli zostanę wybrana, dopilnuję, by ukończono wszystkie rozpoczęte budowy domów, nawet poddasza zostaną przerobione na mieszkania”.
Kraków, 8 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Sławetne wybory z dnia 17 czerwca, których wyniki władze starają się nagiąć do starych haseł, że „przeważająca część obywateli opowiedziała się za polityką partii”, okazały się zwycięstwem narodu, który po raz pierwszy od narzuconych w roku 1947 wyborów pokazał swe prawdziwe oblicze: 10 milionów Polaków nie poszło do urn! Wobec pustych lokali wyborczych partia musiała zrezygnować ze swoich fałszerstw, głoszących przez 40 lat, że 99,99% obywateli ją popiera i mówi obecnie o 75%!
Warszawa, 28 czerwca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Propaganda wyborcza jest przerażająco nachalna; w całym kraju tysiące festynów, zawodów, turniejów, występów, które wykorzystuje się dla zbiegowiska tłumu, by na tym tle organizować spotkania z narzuconymi kandydatami na posłów.
Mimo to, widoczne nawoływania do sprawdzania nazwisk na listach wyborczych przechodzą bez echa, bo oto otrzymałam drukowane (w ub. roku tylko na powielaczu) zawiadomienie o mym numerze w spisie wyborczym i „zaproszenie do urn 13.X.85”. Zapewne postawią przy mym nazwisku „ptaszka” („V”), że wysłali, co im wystarczy za uznanie, że głosowałam. Tak będą haniebnie wszystko fałszować!
Warszawa, 2 października
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Polacy zignorowali nachalną propagandę wyborczą. Nawet władze obliczyły frekwencję wyborów do Rad Narodowych na „nieco więcej niż 50% uprawnionych do głosowania”. Jest to najniższy procent do jakiego przyznał się reżym PRL w swej 40-letniej historii, gdyż jeszcze do niedawna podawano fikcyjne 99,99%. Zważywszy te praktyki, liczbę 50% należy uznać za zawyżoną.
„Solidarność” wzywała do bojkotu „wyborów”, gdyż, jak zwykle, kandydaci byli typowani przez partyjne komisje wyborcze. W wielu miastach odbyły się wczoraj manifestacje antyreżymowe. W Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu, Łodzi doszło do starć z policją i ZOMO. Aresztowano kilkadziesiąt osób, Naród trwa.
Warszawa, 20 czerwca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Opozycja jest podzielona. Nie należy tego jednak zaklejać. Zaklejanie podziałów nie jest obyczajem demokratycznym. Jeśli się czegoś boję w tych wyborach, to nie konkurencji między opozycją, ale regionalizmów, które komunizm niesłychanie rozdmuchuje. Regionalny działacz będzie załatwiał mleczarnię, przedszkole, interesował się nową drogą, zamiast sprawami parlamentu i kraju.
[...]
Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie wygramy wyborów do senatu i nie zajmiemy znacznej części 35 procent w sejmie, będzie to klęska opozycji. Wygrana natomiast jest szansą. Jeśli teraz założymy partię, nasze możliwości byłyby ograniczone. Natomiast jeśli założy ją kilku posłów – cokolwiek władza o niej pomyśli – partia będzie legalna. I będzie początkiem politycznego organizowania się społeczeństwa.
16 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Art. 2.1. Wybory są powszechne: prawo wybierania ma każdy obywatel polski, który w dniu wyborów ma ukończone 18 lat. [...]
Art. 5. Wybory są równe — wyborcy biorą udział w wyborach na równych zasadach. Każdemu wyborcy przysługuje jeden głos. [...]
Art. 7. Wybory odbywają się w głosowaniu tajnym. W lokalu wyborczym muszą znajdować się pomieszczenia za osłoną, zapewniającą tajność głosowania. Karty do głosowania wrzuca się do opieczętowanej urny wyborczej.
Art. 8.1. W gminie (mieście) do 40 000 mieszkańców radni wybierani są w jednomandatowych okręgach wyborczych. Za wybranego uznaje się kandydata, który uzyskał najwięcej głosów.
Art. 8.2. W mieście powyżej 40 000 mieszkańców radni wybierani są w wielomandatowych okręgach wyborczych. Podziału mandatów pomiędzy listy kandydatów dokonuje się odpowiednio do łącznej liczby głosów oddanych na kandydatów danej listy. Mandaty przypadające dla danej listy otrzymują zgłoszeni na tej liście kandydaci, którzy uzyskali najwięcej głosów.
Warszawa, 8 marca
„Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej”, 1990, nr 16.
Można zadać pytanie — dlaczego rząd, którym kieruję, nalegał na wyraźne przyspieszenie powstania instytucji samorządu terytorialnego i przeprowadzenie do nich wyborów, tak szybko, jak było to tylko możliwe? Kierowaliśmy się przekonaniem, że przemiany demokratyczne w Polsce, które zaczęły się przecież od sprzeciwu najszerszych kręgów społeczeństwa wobec totalitarnego systemu w sierpniu 1980 r., muszą znaleźć odbicie na szczeblu lokalnym, aby obywatele odczuli je w życiu codziennym. [...] Niedzielne wybory. Będą to pierwsze od zakończenia wojny całkowicie wolne wybory w naszym kraju. I taka była przedwyborcza kampania. Nie istniały żadne odgórne ograniczenia ani w doborze kandydatów na radnych, ani w ich prezentacji. Decydowali o tym sami obywatele, jeśli tylko skorzystali z istniejącej wolności. Kandydaci są więc tacy, jakich wyłoniło społeczeństwo, radni będą tacy, jakich sami wybierzemy w niedzielę. [...] Od poniedziałku Rzeczpospolita lokalna przechodzi w ręce społeczności, które ją zamieszkują. Będzie ona taka, jaką one same potrafią stworzyć.
Wrocław, 25 maja
Tadeusz Mazowiecki. Polityk trudnych czasów, red. waldemar Kuczyński, Warszawa 1997.
Pierwsze wolne od 50 lat wybory samorządowe. Kandydatów na radnych i wójtów zgłosiło około 1000 (!) partii (bo my, Polacy, lubimy 1000 zdań!). [...]
Oddałam swój głos na jednego z kandydatów „Solidarności” o godzinie 11-tej przy dość sporej frekwencji, w miłym, wiosennym chłodku. Wyniki będą znane za parę dni.
Warszawa, 27 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Zwracam się do tych wszystkich, którzy poparli mnie w wyborach prezydenckich. Jest nas wielu: dwa i pół miliona. To wielka rzesza ludzi ożywionych wspólną wizją państwa, wizją demokracji. To rzesza ludzi gotowych do wysiłku na rzecz głębokiej reformy gospodarczej kraju i pragnących znaleźć dla Polski właściwe, bezpieczne miejsce w Europie.
Chciałbym, żeby ta wspólnota, która wytworzyła się wokół wyborów prezydenckich, przetrwała i rozwinęła się. Dlatego poprosiłem o utrzymanie naszych komitetów wyborczych Mamy nadal wspólny cel i wspólną pracę do wykonania. Trzeba umocnić koalicję ludzi, którzy poparli mój program, i zapewnić tej koalicji jak najpoważniejszy udział w życiu publicznym.
Pragnę, więc zaprosić do Warszawy, w najbliższą niedzielę, przedstawicieli wszystkich moich komitetów wyborczych. Przedyskutujemy formy organizacyjne naszego przyszłego działania i podejmiemy stosowne decyzje.
„Gazeta Wyborcza” nr 444, z 28 listopada 1990.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
[...]
W chwili obecnej przystąpienie ponowne do pracy nad ordynacjami wyborczymi wymagałoby jednak czasu i zapisany w Konstytucji termin ogłoszenia przez Prezydenta wyborów oraz data przeprowadzenia wyborów znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Uważam, że nie można jakimkolwiek grupowym interesom wyborczym podporządkowywać interesu Państwa. Wybory w październiku są nie tylko wymogiem konstytucyjnym, ale także odpowiadają potrzebom Rzeczypospolitej: jak najszybciej powinien pojawić się parlament powołany w demokratycznych i wolnych wyborach. Tą racją będzie się kierował Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna głosując ponownie za ordynacjami uchwalonymi przez Sejm i Senat.
Wyrażam też przekonanie, że żadne tzw. radykalne rozwiązania polityczne, które niektóre ugrupowania polityczne postulują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, nie znajdą poparcia Pana Prezydenta.
Pragnę Pana zapewnić, Panie Prezydencie, że Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna odnosi się z najwyższym szacunkiem do Prezydenta RP i ufa, że wszystkimi działaniami Prezydenta kieruje i będzie kierować poszanowanie prawa, demokratycznych zasad życia publicznego oraz dobra wspólnego, jakim jest nasze państwo.
Bronisław Geremek
ok. 13 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
Ważą się dziś losy Litwy, jej przyszłość. Od tego, czy wybierze ona demokrację i poszanowanie praw człowieka, czy też nadal podążać będzie drogą deklarowanej tylko demokracji na użytek zewnętrzny, nie opartej na praktyce życia codziennego, zależy przyszłość Litwy, jej dobre imię, możliwości wykorzystania międzynarodowego poparcia gospodarczego.
[…]
Niestety, obecne struktury władzy, wbrew deklaracjom i podjętym w styczniu ubiegłego roku przez Radę Najwyższą RL uchwałom, czynią wszystko, aby utrudnić życie polskiej mniejszości narodowej na Litwie. Rozwiązanie rad samorządowych, restrykcje wobec obywateli Litwy Polaków w oświacie i kulturze i szczególnie bolesne – zabieranie ziemi, utrudnianie jej odzyskania nawet przy posiadaniu odpowiednich dokumentów, samowola pełnomocników rządowych, nieposzanowanie odpowiednich dokumentów, samowola pełnomocników rządowych, nieposzanowanie godności ludzkiej i narodowej stały się codziennością życia dla mieszkańców Wileńszczyzny.
[…] Litwa nigdy nie będzie prawdziwie demokratyczna i wolna, dopóki na części jej terytorium, zamieszkałym głównie przez polską mniejszość narodową, będą stosowane zdyskredytowane metody zarządzania, nie mające nic wspólnego z demokracją.
Zbliża się referendum w sprawie wprowadzenia na Litwie urzędu prezydenta. W zaistniałej sytuacji, która nie służy dobru Litwy, naszej wspólnej Ojczyzny, a która wznosi nowy mur wzajemnej nieufności i podejrzliwości, wzywamy wszystkich patriotów litewskich, dla których dobro Litwy jest celem najwyższym, do rozpoczęcia natychmiastowego, autentycznego dialogu w celu kardynalnej zmiany sytuacji społeczności Wileńszczyzny.
Mieszkańcy Wileńszczyzny!
[…]
– uważamy stanowczo, że przed wprowadzeniem urzędu prezydenta bezwarunkowo konieczne jest uchwalenie nowej Konstytucji z dokładnym określeniem w niej zarówno kompetencji i uprawnień prezydenta, jak też z wprowadzeniem instytucji ochrony praw człowieka i obywatela – Sądu Konstytucyjnego, rzecznika praw obywatelskich etc.;
[…]
Zarząd Główny ZPL nie popiera referendum i nie uważa za celowe podejmować jakichkolwiek akcji zachęcających obywateli do udziału w nim.
Przyjęte na wspólnym posiedzeniu ZG ZPL i Zarządu Wileńskiego Oddziału Rejonowego ZPL.
19 maja
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
„Gazeta Wyborcza” nr 162, z 14 lipca 1993.
Przy różnych okazjach powtarzam, że nasz naród ma wielką szansę szybkiego i wszechstronnego rozwoju cywilizacyjnego – pod warunkiem wszakże zaangażowania znaczącej części obywateli w proces budowy nowego ładu społecznogospodarczego. Jednym z najważniejszych elementów tego ładu jest demokracja lokalna. W wyborach samorządowych [19 czerwca 1994] głosowało: w miastach – 25 procent uprawnionych, na wsi – 35 procent. Ludzie młodzi, do 35. roku życia – ci, którzy będą budować Polskę w najbliższym dziesięcioleciu – przeważnie nie poszli do wyborów.
Dlaczego tak się stało? Jest parę przyczyn. Po pierwsze, brak wiary w skuteczność zbiorowego działania. Po drugie, brak przekonania, że samorząd posiada realne znaczenie w życiu społeczności lokalnych.
Po trzecie, brak zaufania do wszelkich elit i przeświadczenie, że bez względu na to, kto zostanie wybrany – skutek będzie taki sam.
[...] Demokracja jest silna tylko dzięki aktywności obywateli. Gdy natomiast obywatele są bierni, władzę przejmują elity pozbawione społecznego zaplecza i działające poza kontrolą. [...] Powstaje sprzężenie zwrotne. Z jednej strony zamknięte, izolowane i bardzo upolitycznione elity władzy lokalnej odpychają obywateli od zaangażowania w sprawy publiczne – ograniczając ich udział w demokratycznych procedurach i instytucjach. Z drugiej – samorząd bez aktywnego wsparcia społeczności lokalnej ma bardzo ograniczone możliwości. Jego decyzje mogą pozostać na papierze, regionalne porozumienia okażą się nieefektywne. Partie polityczne obwieszczają o swoim sukcesie wyborczym – i w centralach decydują, jak podzielić władzę w gminach. Jestem przekonany, że jest to działalność zabójcza dla samorządów i samobójcza dla partii.
2 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
My, niżej podpisani, deklarujemy powołanie organizacji politycznej Akcja Wyborcza Związku Polaków na Litwie (AW-ZPL). Zwracamy się do Zjazdu Związku Polaków na Litwie o przekazanie przewidzianych w ustawodawstwie wszelkich funkcji i praw, zarówno statutowych, jak i nabytych w całym dotychczasowym dorobku, dotyczących całokształtu działalności politycznej Związku.
Celem organizacji, którą powołujemy, jest zapewnienie równych praw politycznych, społecznych, socjalnych i ekonomicznych dla wszystkich obywateli Republiki Litewskiej. Mając na względzie interesy Państwa Litewskiego, którego jesteśmy obywatelami, zabiegać będziemy o jego demokratyzację i pluralizm, bronić praw i godności osobistej człowieka i obywatela.
Grupa inicjatywna opracowuje Statut i Program Akcji Wyborczej Związku Polaków na Litwie i w najbliższym zwołuje zjazd założycielski.
m. Wilno:
Jan Sienkiewicz – jeden z założycieli ZPL, pierwszy prezes ZPL
Tadeusz Filipowicz – wiceprezes koła ZPL w Szeszkinie
Edmund Szot – wiceprezes koła ZPL na Lipówce
Michał Mackiewicz – członek ZG ZPL
rejon wileński:
Waldemar Tomaszewski – prezes Wileńskiego Oddziału Rejonowego ZPL
Leokadia Janušauskienė – prezes koła ZPL w Solenikach
Włodzimierz Sipowicz – starosta gminy niemieckiej
Czesław Tomaszewicz – prezes koła ZPL w Czarnym Borze
rejon trocki:
Jan Zacharzewski – prezes Trockiego Oddziału Rejonowego ZPL
Marian Adamowicz – prezes koła ZPL w Starych Trokach
Witold Trąbczyk – starosta gminy w Połukni
Stanisław Pietrewicz – członek koła ZPL w Połukni
rejon solecznicki:
Stanisław Lewkowicz – prezes koła ZPL w Jaszunach
Stanisław Dawidowicz – członek grupy założycielskiej ZPL w rej. solecznickim
Stanisław Witukiewicz – prezes koła ZPL w Janczunach
12 sierpnia
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Z zadowoleniem przyjąłem apel skierowany przez pana Jacka Kuronia do konkurentów na stanowisko prezydenta RP o wyłączenie z debaty politycznej w czasie kampanii wyborczej reformy służby zdrowia. Gorąco ten apel popieram i proszę wszystkich kandydatów na najwyższy urząd w państwie, aby zechcieli go zaakceptować i w pełni przestrzegać.
Są sprawy tak ważne dla życia narodu, że nie wolno nimi grać, wykorzystywać do oratorskich popisów i roztaczania iluzji przed zdesperowanym społeczeństwem. System ochrony zdrowia w Polsce jest zmieniany i musi być zmieniany. Służba zdrowia nie powinna być jednak ani postkomunistyczna, ani postsolidarnościowa. Musi być po prostu dobra i do tego mogą się przyczynić zaakceptowane przez Radę Ministrów i skierowane do Sejmu projekty ustaw o znaczeniu ustrojowym dla ochrony zdrowia. Proponowana reforma, choć trudna i czasami bolesna, nawiązuje do tradycji kas chorych II Rzeczypospolitej. Jest także zbieżna z przemianami systemów ochrony zdrowia w krajach Unii Europejskiej.
Miejscem tworzenia prawa nie może stać się ulica, wiece czy słupy ogłoszeniowe. W ustrojach demokratycznych służy do tego parlament. Dlatego jeszcze raz apeluję do wszystkich, aby w Sejmie RP, nie w atmosferze zgiełku politycznej demagogii, lecz odpowiedzialnego dialogu, zmierzać do nadania projektom ustaw najlepszego kształtu.
„Gazeta Wyborcza” nr 168, z 21 lipca 1995.
W dniu dzisiejszym od południa zapanuje już przedwyborcza cisza. Ta cisza jest nam potrzebna. Zwłaszcza ostatnie dni kampanii wyborczej upływały na takich atakach, które odwracają uwagę od spraw o wiele ważniejszych.
Wybór nie jest łatwy. Ale to nie oznacza, że można się po prostu od niego uchylić. Także ci, którzy nie pójdą do wyborów lub skreślą obu kandydatów, będą współodpowiedzialni za rezultaty tego wyboru. To jest pierwsza i podstawowa sprawa, którą w tym dniu namysłu warto sobie z całą bezwzględnością uświadomić.
Drugą sprawą, którą dopowiedzieć też trzeba wyraźnie, jest to, że każdy rezultat legalnie przeprowadzonych demokratycznych wyborów musi być uszanowany.
Nie możemy więc iść do tych wyborów z nożem w zębach, ze wzajemną nienawiścią, ale z bardzo jasną świadomością, czego bronimy i czego naprawdę chcemy.
A bronimy i chcemy rzeczy zasadniczych. Bezpieczeństwa zewnętrznego kraju już niepodległego oraz tego, aby rozwój gospodarczy służył wszystkim. Taki był sens przeobrażeń rozpoczętych w 1989 roku.
[...]
Nie byłem nigdy bezkrytyczny wobec Lecha Wałęsy. Ani wtedy, kiedy byłem doradcą "Solidarności", ani wtedy, kiedy byłem premierem, ani też później. A jednak w istniejącej sytuacji wypowiadam się za jego wyborem. [...]
Przy całym krytycyzmie wobec stylu prezydentury Lecha Wałęsy uważam, że trzeba ocenić ją całościowo i oddać mu sprawiedliwość. Był on konsekwentnym rzecznikiem najbardziej zasadniczych spraw narodowych: wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, kontynuacji reform gospodarczych rozpoczętych przez mój rząd w 1989 roku, wejścia Polski do NATO i Unii Europejskiej.
Polska potrzebuje normalności. Wbrew pozorom i podkreślanym kontrastom osobowości kandydatów, to nie wybór kandydata SLD, lecz wybór kandydata tego obozu, który obalił komunizm w Polsce, może doprowadzić nasz kraj do pełnej normalności. [...]
O pozycji międzynarodowej Polski decyduje konsekwencja w dążeniu do NATO i Unii Europejskiej. Będzie to istotny element prezydentury przez najbliższe pięć lat. Lech Wałęsa wykazał, iż jest w tym dążeniu konsekwentny.
17 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 267, z 17 listopada 1995.
My, ludzie bezdomni, otrzymując od losu czerwoną kartkę zdegradowani zostaliśmy do III ligi życia. Zabrakło dla nas miejsca w kolejce po świadectwa udziałowe NFI, nie mamy czego szukać w biurach paszportowych, wymeldowani donikąd żyjemy na ulicach polskich miast. Mimo że zabraknie dla nas też miejsca w kolejce do urn wyborczych, zwracamy się z apelem do polityków, aby w ich programach wyborczych znalazły się propozycje rozwiązania problemów ludzi bezdomnych. To są sprawy, których uregulowanie prawne jest równie ważne, jak obecność Polski w NATO czy Unii Europejskiej. Oczekujemy otwarcia drzwi do uzyskania podmiotowości prawnej i społecznej. Deklarujemy chęć uczestniczenia w pracach nad stworzeniem projektów odpowiednich uregulowań.
My, mieszkańcy ośrodków Ruchu Wychodzenia z Bezdomności, mamy pomysł na godne życie. Pragniemy odzyskać wpisy w dowodach osobistych w rubryce „zameldowanie”, chcemy uczestniczyć w życiu społecznym. Jesteśmy przekonani, że istnieje szansa przerwania zaklętego kręgu niemocy i biurokratycznych barier. Nie wiemy, ilu jest w Polsce bezdomnych, ale być może stanowimy elektorat wart zachodu. Składamy propozycję spotkań w domach MARKOTU, oczekujemy zaproszenia do Okrągłego Stoły Dobrej Woli.
Za autorów listu otwartego Franciszek Banach, kierownik Domu Rodzinnego MARKOT VIII w Rucewie,
ok. 2 października
„Gazeta Wyborcza” nr 230, z 2 października 1996.
W chwili decyzji wyborca jest jak żyrant cudzego weksla: musi znać człowieka, na którego ma oddać głos, wiedzieć, czy dotrzymuje przyrzeczeń, orientować się w jego kompetencjach. Unia Wolności zasługuje na zaufanie. Ma program, jakiego Polska potrzebuje, i ludzi na pogodę i niepogodę.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Demokracja jest na pewno najmniej złym z ustrojów (pamiętamy przenikliwy i gorzki żart Churchilla, że demokracja jest fatalnie złym systemem, ale nikt lepszego nie wymyślił), ale też niezbyt ciekawym. Reguły jej i procedury są raz na zawsze ustalone i co kilka lat głosy wyborców decydują, komu mają przypaść rządy w państwie. We współczesnych państwach demokratycznych gra rzeczywista toczy się między kilku partiami lub też tylko dwiema najsilniejszymi, a różnice między sposobem, w jaki każda z nich sprawuje władzę po zwycięstwie, są niewielkie. Partie proponujące radykalną zmianę zostały zmarginalizowane.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Unia Wolności, w ślad za swoimi dwiema poprzedniczkami - Unią Demokratyczną i Kongresem Liberalno-Demokratycznym - wywodzi się z ruchu Sierpnia 1980 roku. Siedemnaście lat później pozostaje nie tylko podziw dla odwagi i wyobraźni, które towarzyszyły tamtym dniom, ale także przekonanie, że wola zburzenia systemu komunistycznego musi iść w parze z wolą zmieniania rzeczywistości, że wolność w gospodarce i polityce jest wartością nadrzędną, że solidarność ludzi może rozszerzać granice możliwego. Plan Balcerowicza w 1989 r. wyrastał z tego sposobu myślenia. Konieczne były działania odważne, odwołujące się do programu, a nie do taktyki gry politycznej. Działania te okazały się skuteczne - wiemy dziś o tym wszyscy.
Unii Wolności wróżono nieraz szybki rozpad, wewnętrzne podziały, Unia zaś trwa. Nie tylko „siła spokoju” i upór są u podstaw tego trwania - chociaż to ważne cechy - ale nade wszystko fakt, że Unia jest partią programu, a nie gry o stanowiska.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Dramatem obecnego okresu jest wysoki poziom bezrobocia i nie może być dla nas pociechą, że kraj nasz nie jest w tym wyjątkiem. Proponujemy szybki i intensywny rozwój gospodarczy jako jedyne skuteczne lekarstwo na tę chorobę, bo tworząc dobre warunki dla wysokiego wzrostu gospodarczego, uzyskujemy nowe miejsca pracy i niezbędne środki do polityki solidarności społecznej. Wysuwamy program unowocześnienia polskiego rolnictwa. Obecnie jedna trzecia gospodarstw rolniczych dostosowała się do nowych warunków. Rozwijając przetwórstwo płodów rolnych oraz sektor usług na wsi i w mniejszych miastach, zapewniamy możliwość stopniowych zmian strukturalnych.
Chcemy zmienić to, co można zmienić, i przekonywać, aby solidarnie znosić to, czego zmienić nie można.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Wyciągamy wnioski z doświadczeń polskiej historii. Uzyskaliśmy konstytucyjny przepis określający nieprzekraczalne granice zadłużenia publicznego, aby nigdy nie mogło się powtórzyć gospodarcze szaleństwo zadłużenia z okresu „realnego socjalizmu”. Uważamy, że należy promować przedsiębiorczość, inicjatywę gospodarczą, inwestycje – po to, by nie powtórzyło się doświadczenie czasów saskich, kiedy to „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Słowem: aby nie przejadać przyszłości. Chcemy, żeby szybka prywatyzacja uzdrowiła gospodarkę, żeby z owoców prywatyzacji mogli skorzystać również pracownicy sfery budżetowej, żeby służyła ona potrzebom publicznym. Podatki powinny być z góry ustalone, ale przyrzekamy obniżenie ich do granicy stosowanej w krajach wysokiego rozwoju gospodarczego.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
W polityce jest jak w życiu – warto się kierować uczciwością i przyzwoitością. Chodzi o to przede wszystkim, żeby państwo było uczciwe. Przywiązywaliśmy duże znaczenie do ustawy o zamówieniach publicznych i domagamy się jej przestrzegania, bo to ukróca korupcję. Nie pozwolimy, aby trwało „rozdawnictwo” urzędów i przywilejów, faworyzowanie „swoich”, wytwarzanie przez nadania władzy posłusznej jej klienteli politycznej. Urzędy trzeba poddać zasadzie służby cywilnej, przywrócić szacunek dla kwalifikacji, dobór kadr podporządkować kryterium kompetencji i umiejętności. Wszyscy muszą być jednakowo odpowiedzialni wobec prawa, dlatego nie pozwolimy, aby immunitet parlamentarny osłaniał przestępstwa i wykroczenia.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Znakomity historyk francuski Fernand Braudel napisał kiedyś, że ludziom potrzebne są trzy rzeczy: zdrowa gospodarka oparta na zasadach rynkowych, państwo demokratyczne i wolność oraz trochę braterstwa. Ostatnie dwa dziesięciolecia nauczyły nas ceny i skuteczności owego braterstwa, które określamy bardzo polskim słowem –solidarnością. W trudnej próbie obrony przed powodzią odnaleźliśmy znowu znaczenie solidarności. Chcemy, żeby wszyscy ci, którzy wołają SOS, mogli liczyć na zrozumienie i pomoc. Chcemy, żeby solidarność była traktowana nie tylko jako wartość, ale także jako dyrektywa polityki społecznej.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Panie Prezydencie! Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Mam zaszczyt przedstawić program naprawy państwa. Program nowego rządu, który utworzyły wspólnie Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności – ugrupowania wywodzące się z demokratycznej antykomunistycznej opozycji. Po 1989 r. podzieliły nas poważne różnice programowe i odmienne wybory polityczne. Dzisiaj postanowiliśmy zespolić swe siły w jednej koalicji. Połączyło nas wspólne przekonanie, że Polskę trzeba i można zmienić. Naprawić to, co w niej złe. Musimy zrobić wszystko, by tej szansy nie zmarnować. To jest ważniejsze od różnic, które istniały i istnieją pomiędzy nami.
[...]
Dziś nauczeni bolesnymi doświadczeniami chcemy nadrobić stracony czas, zrobić to, czego nie zrobiono zaraz po 1989 r.
Tamten rok był początkiem końca komunizmu w naszym kraju, komunizmu, który mimo prób reform pozostawał niezmiennie ustrojem totalitarnym i przestępczym, w którym nie były respektowane podstawowe prawa i wolności obywatelskie. Komunizmu, który doprowadził do gospodarczego i cywilizacyjnego upadku naszego kraju.
Rok 1989 był, jak wspomniałem, początkiem końca komunizmu w Polsce. Zrobię wszystko, aby nasz rok 1997 był zapamiętany jako rok początku naprawy państwa, ostatecznego zerwania ze złą przeszłością.
Warszawa, 10 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 263, z 12 listopada 1997.
Szanowni Państwo, w najbliższą niedzielę wybierzemy swoich przedstawicieli do rad gmin, a także pierwszy raz do rad powiatów i sejmików wojewódzkich. Dzięki reformie samorządowej będziemy mieli większy wpływ na to, co się dzieje wokół nas. Większość decyzji będzie zapadała na miejscu, tu też będą wydawane nasze pieniądze. Kolejne stopnie samorządu powstały przecież po to, by zapewnić lepszy rozwój regionów i tym samym naszego kraju, by lepiej służyć obywatelom.
Za ciężką i efektywną pracę dziękuję prezydentom, burmistrzom, wójtom i radnym. Wasze działania zmieniły oblicze Polski.
O tym, kto wkrótce będzie sprawował władzę w naszej gminie, powiecie, województwie, zadecydujemy my sami. Dlatego tak ważne jest, abyśmy wzięli udział w wyborach. Wybierzmy tych, do których mamy zaufanie. Tylko od nas zależy, kto przez najbliższe cztery lata będzie zarządzał naszymi pieniędzmi. Jestem przekonany, że 11 października podejmiemy odpowiedzialną decyzję.
ok. 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 236, z 8 października 1998.