Krwawy dzień w Krakowie. Zaczęły się gromadzić tłumy na ulicach; wojsko i policja miały rozkaz nie dopuścić do zgromadzeń. Padł strzał. Walka z policją. Rusza wojsko; tłum rozbroił (niech żyje Dziadek!), zdobył karabiny i karabiny maszynowe, 2 pancerki; szarża ułanów na ul. Dunajewskiego. Ulica polana, konie ślizgają się i padają; salwy do ułanów 8 pułku ks. Poniatowskiego, masakrowanie rannych. […]
Krwawe żniwa w Krakowie: 13 wojskowych zabitych (2 oficerów – Bochenek i Zagórowski), 1 policjant, kilku oficerów rannych (ciężko – Bzowski), 70 ułanów ciężko, 40 lżej rannych, 61 koni zabitych, 70 ciężko rannych. Siodła pocięte. Z tłumu około 20 rannych.
Warszawa, 6 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dnia 6 listopada Kraków był widownią tragicznych, bolesnych wypadków. Na ulicach miasta polała się krew, padły trupy. Niezależnie od wyniku dochodzeń sądowych, które będą prowadzone, niezależnie od politycznych osądów tych wypadków, jeden fakt wysuwa się już dziś w całej wyrazistości: oto ofiarą wypadków padło zabitych 2 oficerów, 12 żołnierzy, rannych 11 oficerów i 110 żołnierzy; przelali krew swoją, pełniąc ofiarnie obowiązek służby, spełniając wydany rozkaz, dając wyraz kardynalnej cnocie żołnierskiej – karności i posłuchu dla rozkazu.
Zabitym oficerom i żołnierzom wyrażam w imieniu Sejmu w dniu złożenia ich trumien na cmentarzu cześć, a rodzinom ich oraz rannym współczucie.
Warszawa, 10 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Nadciągał demonstrujący tłum i stanął murem przed kordonem podchorążych, napierając nań z bliska. Ciągle miałem nadzieję i wierzyłem, że nie dojdzie do takiej potworności, byśmy mieli doń strzelać. Ale agresywność rozhuśtanego tłumu mogła łatwo wywołać nieszczęście, boć nie mogłem wszak dopuścić do przerwania kordonu.
Wyszukiwaliśmy więc przywódców i perswadowaliśmy im konieczność zaniechania napierania na nas. Znajdowali się na miejscu tacy rozsądni, rozumiejący powagę sprawy ludzie i dzięki nim udało mi się unikać tej najstraszniejszej rzeczy.
W pewnej groźnej chwili zastosowałem nawet zastraszenie tłumu perspektywą użycia granatów gazowych, mając oczywiście na myśli gazy łzawiące. Zarządziłem wtedy „pogotowie gazowe” podchorążych w kordonie i rozdałem granaty, do których zresztą przysłano nieodpowiednie zapalniki (posądzaliśmy szkolnego oficera broni o sabotaż). Wreszcie ta wysoce denerwująca i niebezpieczna scena skończyła się wkroczeniem konnej policji, która samym swoim ruchem odsunęła tłum w głąb Alej.
Warszawa, 12 maja
Jan Rzepecki, Wspomnienia i przyczynki historyczne, Warszawa 1983, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Chłopi!
Stała się rzecz niesłychana. Zakazano nam we własnej Ojczyźnie czcić wielkiego Naczelnika – Tadeusza Kościuszkę. […]
Zakazano obchodu na polach Racławic pod pomnikiem Kościuszki, zakazano w Tarnobrzegu pod pomnikiem Bartosza Głowackiego, zakazano na rubieżach południowych w Tarnopolu, na zachodnich – w Śremie, na wschodnich – w Grodnie i w Sokołowie Podlaskim, gdzie krwią chłopską zroszone są mury kościelne z czasów moskiewskich w obronie wiary.
Zakazano, ale nie pozwolono pisać o zakazie, chodziło o to, by ci co nie dowiedzą się o zakazie w mniejszej sile zebrani, mogli być rzuceni na lep masakry policyjnej!
I tak się stało. W niedzielę 18 kwietnia chłopi, których nie doszła wieść o zakazie, mimo zerwania promów na Wiśle, mimo aut pancernych, mimo posterunków policyjnych – przybyli w liczbie około 8 tysięcy pod kopiec w Racławicach. Już tam na nich czekała policja konna i piesza. Przypuściła atak, lecz musiała uciekać jak niepyszna, bo kamienie z twardych rąk chłopskich wypuszczone silniejsze były od szabel, kul i bomb policyjnych.
Wycofała się policja – zaczęli działać prowokatorzy. Ustawili się blisko policji i zaczęli mówić na nutę frontu ludowego. Chłopi uchwalili rezolucję w sprawie zmiany ordynacji wyborczej, powrotu więźniów brzeskich, jedności chłopskiej i dalej prowokatorom nie pozwolili mówić.
I dopiero wtedy, gdy już daleko od kopca na granicy wsi Janowiczek, policja widząc rozchodzących się chłopów drobnemi grupami, rzuciła się na nich z bagnetami i pałkami. […]
Nastąpiły masowe aresztowania, nie udało się chłopów utopić w morzu krwi. Zapełniono nimi więzienia. Bito ich i kazano stać nago na zimnie twarzą do muru na baczność. Kto upadał, bito go pałkami. Bito też dzieci i kobiety. […]
Zakazano obchodów, przeszkadzano w odwołaniu, przygotowano masakrę, zrobiono z chłopów komunistów, zastrzelono na uboczu upatrzone ofiary, zbito, zmaltretowano i zaaresztowano chłopów, kobiety i dzieci, a gazetom pozwolono napisać tylko, że to komuniści i złodzieje.
Racławice, 18 kwietnia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
W pierwszy i drugi, i trzeci dzień po ogłoszeniu strajk trwał w najlepszym spokoju i porządku. Nikt nie zakłócał spokoju publicznego, z drogi nie wracano, bo nikt nie sprzedawał ani kupował, tak że droga do Jarosławia była pusta, za wyjątkiem gdy ktoś jechał czy szedł pieszo w ważnych sprawach.
W czwartym dniu już był nastrój poważniejszy. Robotnicy przybywający po chleb do Jarosławia donoszą, że policja uzbrojona bojowo jeździ po Jarosławiu kwiczącymi autami i jest silnie wzmocniona przez inne oddziały. Chłopi jacyś nieswoi i zdenerwowani, lecz spokojnie i czwarty dzień.
Morawsko, k. Jarosławia, 16-19 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
[20 sierpnia] W godzinach wieczornych komenda powiatowa w Jarosławiu uzyskała informacje z kilku źródeł konfidencjonalnych, że ludowcy, uzbrojeni w karabiny, kosy, widły, cepy itp. narzędzia, gromadzą się dokoła Jarosławia, gdzie zebrało się około 6000 osób, a nawet częściowo okopali się. Celem tego tłumnego zebrania ma być żądanie chłopów wypuszczenia na wolność aresztowanego dr. Jedlińskiego, prezesa Pow. Zarz. S[stronnictwa] L[udowego] na powiat Przeworsk. Zebrani chłopi twierdzą, że o ile Jedliński nie zostanie zwolniony, to wkroczą do Jarosławia i „pohulają”. Wśród ludowców znajdują się również elementy przestępcze.
Lwów, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Od strony Jarosławia jedzie czarna limuzyna, która zwalnia, widać czterech cywilów. Za chwilę ta sama limuzyna wraca, a po niej w kierunku Muniny jedzie duże popielate auto, żeby również za chwilę wrócić do Jarosławia. W samo południe na drodze z Jarosławia biegnie w naszą stronę człowiek, myślałem, że to ten oczekiwany goniec. Tymczasem okazało się, że to blisko dwumetrowy dryblas ubrany w kolejarski mundur, który krzyknął: „policja idzie! Wszyscy, na tory!” - po czym znika na ścieżynce biegnącej w stronę Sanu. Policja rzeczywiście nadjechała w dwóch samochodach, przy czym jeden wydawał się być pusty. Tymczasem wszyscy koledzy, także ci z Rokietnicy, Muniny czy Tuczomp, wyszli na tory. Policjantów jest 24 oraz dowódca. Policja zatrzymała się około 60 m od torów. Komendant podniósł rękę chcąc przemówić, jednak jego słowa zagłuszył niekończący się krzyk: „Urra!”… I posypał się grad kamieni w stronę policjantów. Komendant wezwał: „W imieniu prawa rozejść się!”, co powtórzył 3 razy, po czym wydał rozkaz: Bagnet na broń!
W tym czasie na tory przybiegło około 28 chłopów z Tuczomp, którzy podnieśli taki wrzask: „Urra!”, że chyba słychać było ich w kilku wsiach. Komendant wydaje rozkaz do ataku, na policję pada grad kamieni. Policja cofa się na linie wyjściowe. Następnie komendant wykonuje manewr oskrzydlający. […]
Na nasypie kolejowym sprawa dla chłopów nabiera zły obrót. Kilku ludzi, przeważnie starszych, jest pobitych kolbami. Za mną i kolegą Warzochą biegnie 2 policjantów, jesteśmy około 30 m od torów. Od Muniny biegnie może osiemnastoletni chłopiec. My odwracamy się do policji, również chłopiec biegnący miedzą zatrzymał się. Policjanci złożyli się do strzału i pada strzał – chłopiec pada na miejscu. […] Tym chłopcem był Jan Gilarski z Łowiec.
Munina, k. Jarosławia, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
W dniu 21 sierpnia w południe ktoś dał znać, że policja bije chłopów w Muninie, wszyscy biegli do Muniny, wszyscy biegli do Muniny, gdzie najprawdopodobniej Julian Turek z łowiec strzelił z dubeltówki. Policja odpowiedziała ogniem z karabinu maszynowego. Zginęło kilka osób, kilka zostało pobitych i rannych, reszta rozbiegła się po polach i cmentarzu.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Gdy grupa rokietnicka, poobijana, rozrzucona po polach i łąkach kunińskich, zbierała się do odejścia, niektórzy już wcześniej opuścili miejsce walki – naszą uwagę przykuł transportowy samochód stojący przy munińskim cmentarzu, na którym stało 3 ludzi i karabin maszynowy z lufą wysuniętą na całą długość z burty. W tym momencie na drugim wozie przyjechała policja. Dziwne, patrzą w stronę zachodnią jak sroka w gnat. Po chwili sprawa się wyjaśnia. Zza niewysokiego wzgórza, zasłaniającego nas, wybiegła grupa mężczyzn, biegnąc pod lufy karabinu maszynowego, który stoi na dwóch podporach, przypominając nogi bociana. W naszych umysłach rodzi się nieodparty duch bojowy – pędzimy – seria – padnij – druga seria – trzecia seria.
Policjanci nie schodzą z wozu. Idziemy na cmentarz, z którego wychodzi człowiek postrzelony w lewą rękę. Dalej leżą cztery ciała, nad którymi unosi się rój zielonych much. Po drodze spotykamy Franciszka Chudzika z Łowiec, który otrzymał postrzał w nogę. Zaniesiono go w ziemniaki, gdzie przykryto łęcinami i napojono wodą, a następnie podjechała furmanka odwożąc go do szpitala.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Donoszą, iż szosą z Jarosławia do Muniny zdąża kilkanaście samochodów naładowanych policją. Przystanęli na chwilę, lecz pojechali dalej w stronę Radymna. W pół godziny później stał się jakiś hałas. W tym momencie chłopi zerwali się jak na komendę. Do wsi dano wiadomość, iż policja w Muninie bije strasznie tamtejszą ludność i proszą o pomoc. Teraz działa się rzecz nie do opisania. Wszystko porwało się samorzutnie do obrony. Nikt nie rozkazywał, nikt nie prowadził. Próbowano wstrzymać. Nikt nie słuchał tego głosu i tak ruszyło kilkuset ludzi do Muniny. Pod cmentarzem czekano, gdyż policja już wracała. Stanęli na szosie. Dał się słyszeć strzał ze strony chłopów, lecz całkiem z daleka, nikt tego człowieka nie znał, kto nim był. Zaraz policja dała salwę w tłum z karabinów ręcznych i maszynowych. Tłum zaczął uciekać, inni kryli się na cmentarzu za groby, gdzie kto mógł. Dopiero na tych skoczono z kolbami. Dobijano bez miłosierdzia w sposób nieludzki.
Munina, [21] sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Dnia 21 sierpnia br., około godz[Iny] 11.15 pod Muniną 3 kompania policji rozpędziła pałkami i kolbami około 1500 chłopów, którzy zaatakowali policję kamieniami i pojedynczymi strzałami. Akcja ta odbyła się za Muniną od strony Tuczomp. Równocześnie od strony Pawłosiowa i Rudołowic tłum chłopów w liczbie 500 osób zaatakował policję, chcąc jej odciąć drogę i otoczyć. W związku z tym przybyła z Jarosławia kompania B, która po rozbiciu band chłopskich wracała autami do Jarosławia. Pod cmentarzem w Muninie chłopstwo zabarykadowało w dwóch miejscach szosę, toteż auta musiały się zatrzymać. W tej chwili chłopstwo z zasadzki zaczęło strzelać do policji. Kompania E (poznańska) strzelała raz na postrach, a gdy to nie odniosło skutku, na rozkaz komisarza Skąpskiego kompania szkolna z Mostów Wielkich pod dowództwem komisarza Łuszczyńskiego użyła broni palnej. Walka trwała 15 minut. W międzyczasie tłum wzrósł do około 3000 osób. W wyniku użycia broni zostało 5 zabitych i 13 ciężko rannych, z czego dwóch zmarło w szpitalu. Z policji został przebity widłami w udo i rękę st. post. Bronisław Kociołek z kompanii szkolnej w Mostach Wielkich. Po rozbiegnięciu się tłumu na pobojowisku znaleziono: 1 kbk francuski, 1 florebert kal. 7,35, 1 pistolet „Steyer” nr 4302 bez naboi, 1 pistolet F.N. Nr 942895 z magazynkiem i 6 nabojami, 1 bagnet austriacki, 5 sztuk naboi karabinowych austr., jedna kosa osadzona na sztorc, jedne widły, jedna laska żelazna, 3 laski kute, jeden drąg z mutrą, jeden nóż rzeźnicki, 3 noże szewskie, jedną motykę, 4 siekiery i jeden toporek.
Lwów, 22 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Wszedłem do sklepu po papierosy, kiedy je kupiłem i wyszedłem ze sklepu, przyskoczyło do mnie dwóch policjantów z Chłopic. Rączki do tyłu – jestem skuty. Biorą mnie do środka i maszerujemy 7 km do Chłopic.
Kiedy przyszliśmy na posterunek, już było ciemno. Na korytarzu do piwnicy jest klapa, którą dźwignęli i kazali mi wchodzić. Kiedy byłem już na schodach, jeden z nich krzyknął: „Uciekaj, bo drzwi lecą”. Skoczyłem w ciemności wprost do lodowatej wody, poślizgnąłem się i upadłem w wodę i błoto. W tych warunkach smrodu i wilgoci, skuty, przebywałem tam całą noc. Rano furmanką odwieziono mnie do aresztu do Jarosławia. W dniu następnym zostałem doprowadzony przed oblicze prokuratora, który zapytał mnie, czy rzucałem kamieniami w policję. Zaprzeczyłem. Kazano mi podać świadków, że mówię prawdę. Podałem między innymi kierownika betoniarni, w której pracowałem, Szymona Wotę. Po tygodniu zapytano mnie jedynie, czy nie skarżę się na areszt – również zaprzeczyłem. Po dwóch tygodniach zwolniono mnie do domu.
Rokietnica-Chłopice-Jarosław, ok. 25 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Transport przybyły do Siedlec 31 stycznia 1943 liczył 1019 osób. Jak już meldowałem, było za mało policji, a zarząd miejski dał tylko jednego człowieka, który do tych prac zupełnie się nie nadawał. O rozmieszczenie Polaków zadbał jednak doskonale komisarz miasta Fabisch. Później zjawił się osobiście starosta, który bardzo mi pomógł w przeprowadzeniu transportu z dworca. [...]
W czasie marszu z dworca na miejsce zbiórki (około 1,5–2 kilometrów) ulice Siedlec zalegały tysiące Polaków, którzy — rzecz zrozumiała — niezbyt przyjaźnie przypatrywali się transportowi. Nie stwierdziłem jakiejś wybitnie wrogiej postawy wobec mnie, wskazującej na możliwość napadu, który bądź co bądź byłby dla ludności polskiej sprawą łatwą. Byłem jedynym umundurowanym Niemcem z kilkoma polskimi policjantami. [...] Szczególne współczucie polskiej ludności w Siedlcach można było stwierdzić w stosunku do dzieci, gdyż wielokrotnie usiłowano je przechwycić i wziąć na wychowanie, co nie mogło być tolerowane przed rejestracją i oddaniem transportu władzom powiatowym.
Siedlce, 31 stycznia
Raport oficera żandarmerii niemieckiej z 26 lutego 1943 do dowódcy SS i policji w dystrykcie warszawskim w sprawie rodzin wywiezionych z dystryktu lubelskiego do powiatu siedleckiego, w: Zamojszczyzna — Sonderlaboratorium SS. Zbiór dokumentów polskich i niemieckich z okresu okupacji hitlerowskiej, red. Czesław Madajczyk, t. 1, Warszawa 1979.