Ruszyliśmy całą grupą [z robotnikami] na spotkanie demonstracji. Nie szukaliśmy długo; w okolicy Żelaznej zbierały się już liczne tłumy robotnicze. Nie zdążyliśmy się obejrzeć, a już powiewały nad nami wielkie czerwone sztandary, już pochód szedł przez miasto.
Pochód rósł i potężniał. Bo zewsząd zbiegli się robotnicy, posłyszawszy dźwięki Czerwonego i Warszawianki. Raz po raz otwierały się bramy i wybiegały z nich grupki ludzi chcących przyłączyć się do demonstracji. I wkrótce pochód stał się olbrzymi; około dwudziestu tysięcy głów ludzkich szło pod czerwienią sztandarów, z piersi tłumów dobywały się niestrojne, kłócące się z sobą, a mimo to potężne i porywające dźwięki pieśni rewolucyjnych. [...]
Obok mnie szli nieznani mi towarzysze — tuż obok widziałem kobietę z dzieckiem pięcio–sześcioletnim. Prowadziła je ostrożnie, dbając o to, by mu się w tłumie krzywda nie stała, a jednocześnie co pewien czas wznosiła entuzjastyczne okrzyki rewolucyjne, które podchwytywały najbliższe szeregi. Co pewien czas pochód zatrzymywał się i wznoszono na rękach mówców, którzy w paru gorących słowach wskazywali na wielkie zadania stojące przed klasą robotniczą i zagrzewali do nieugiętej walki. Przemawiali najlepsi mówcy organizacji warszawskiej, jak Cios i Janina. [...] w pewnym momencie pochód zatrzymał się przed koszarami żołnierskimi, gdyż stamtąd wyglądali przez okna zaciekawieni żołnierze i tow. Zygmunt, uniesiony w górę, rzucił tym żołnierzom kilka słów okrzyków w języku rosyjskim.
W pewnej chwili pochód się zatrzymał. Naprzeciw nam jechał patrol konny i to dość liczny. Chwila napięcia — tłum rozstąpił się w milczeniu, dając pośrodku ulicy drogę żołnierzom. Ci przejechali wolno, stępa, jakby ociągając się. Miarowo dudniły po bruku kopyta końskie, a myśmy stali w milczeniu, przyglądając się żołnierzom badawczo, szukając w ich twarzach przyjaznego uśmiechu lub też wyrazu nienawiści. Ale twarze te nie mówiły nic. Żołnierze nie zaczepiali nas — jednakże tłum był zbyt wielki. Dopiero, gdy minęli nas, ktoś z tłumu rzucił im jakiś okrzyk.
Następne patrole, które zetknęły się z nami, witaliśmy już przyjaznymi okrzykami. Tu i ówdzie zdarzyło się, że któryś żołnierz kiwnął nam po przyjacielsku głową; nieliczni policjanci ze strachu zdejmowali przed pochodem czapki.
Warszawa, 1 maja
Aleksander Krajewski, Wspomnienia z lat 1905–1907, „Z pola walki” nr 4, Moskwa 1927, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
W momencie, gdy pochód przechodził koło Domu Górników na alei Krasińskiego zebrała się tam grupa młodocianych socjalistów spod znaku „Tura”. I tu doszło do charakterystycznego incydentu. W chwili, gdy z grupy socjalistycznej padł okrzyk „Niech żyje front ludowy” – chłopi odpowiedzieli „Precz z komuną”. Zreflektowani socjaliści wznosili w dalszym ciągu okrzyki już tylko na cześć „rządu chłopskiego i robotniczego”. W pewnym momencie zaczęli śpiewać „Czerwony sztandar”. Niewielka grupa młodszych ludowców podjęła tę pieśń, jednakże nadciągnęły dalsze szeregi ludowców, które swymi pieśniami przygłuszyły pieśń socjalistów.
Kraków, 15 sierpnia
„Ilustrowany Kurier Codzienny”, 17 sierpnia 1936, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Żydzi wystąpili tłumnie, a więc „Bund” i „Szomrszy” w specjalnych mundurach, Komitet Żydowski. Wszyscy ze sztandarami i transparentami w językach polskim i żydowskim. Poza tym nikt inny tylko Żydzi, nieśli transparenty z napisami: „Niech żyje tow. Stalin”, „Niech żyje sojusz polsko-radziecki” itp. Nikogo prócz nich nie było słychać wznoszących okrzyki w tejże materii.
Wałbrzych, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Przemówienie ob. Prezydenta [miasta] zostało przyjęte entuzjastycznie, po czym przy pochyleniu sztandarów odegrano hymn narodowy polski i radziecki. […] Po manifestacji uformował się pochód głównymi ulicami miasta, ustrojonymi we flagi narodowe, aż do miejsca, w którym ustawiona była trybuna, na której [zasiadali] przedstawiciele państwowi i samorządowi, oraz Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej w osobie Komendanta Wojennego majora Rudakowa. Przed trybuną odbyła się imponująca defilada, w której maszerujące oddziały Wojska Polskiego tłumnie zebrana publiczność przyjęła szczególnie entuzjastycznie.
Gliwice, 22 lipca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Dzisiaj w Łodzi odbył się pochód 1-majowy – wypadł dość dobrze, trwał 4 godziny przeszło, był to największy pochód, jaki widziałem. Nie wiem, ile w tym pochodzie było z własnej woli, czy przekonani, bo po fabrykach i różnych przedsiębiorstwach większych stosowany był przymus pod groźbą odebrania kartek żywnościowych I kat., co się równa prawie całej pensji miesięcznej.
Łódź, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Ciekawyś na pewno, co u nas było w święto Królowej Polski. Dzień przedtem wszystkie uroczystości odwołano. Nabożeństwo tylko w kościele. Na ostatnią minutę przyszła delegacja wojska z orkiestrą do kościoła. Naokoło świątyni tłumy obywateli miasta. Po nabożeństwie mimo zakazu uformował się pochód za orkiestrą wojskową, harcerstwo i reszta młodzieży na czele. Kto żył, był na nogach. Przy dźwiękach orkiestry, śpiewach i okrzykach na cześć armii i innych, udał się pochód pod koszary 11 p[ułku] p[iechoty]. Po drodze z kościoła zatrzymywano się ciągle, przez to orkiestra i wojsko wróciły prędzej do koszar, a na czele pochodu znalazła się inna w strojach chłopskich. Przed restauracją Cieszki pochód zatrzymał się dłużej. Mieści się tu bowiem placówka PSL-u. okrzyki potężniały. W oknach restauracji pełno oficerów polskich. Z okrzykami „wojsko z nami” itd. pochód ruszył, składający się z tysięcy ludzi pod koszary. Tam dopiero wiwatowano. Jeden z uczestników pochodu prosił tam zebranych, żeby się teraz spokojnie rozeszli. Wznoszono jeszcze długo najrozmaitsze okrzyki, wojsko ciągle salutowało. Starsi poszli do domów, młodzież dopiero rozpoczęła swój festyn. Przyszli na nasz plac, gdzie śpiewali i jeszcze długo dali upust swojej „fantazji”! Wieczorem odbyła się w Domu Ludowym 3 godzinna akademia. Chcących wziąć udział w uroczystości mury nie pomieściły. W nocy rozpoczęły się aresztowania. Z znajomych siedzi syn Golki i Helena, Stareczek zwiał. Kupę innych jeszcze pod kluczem. Podczas dnia aresztowań nie było, bo z ludźmi było wojsko…
Tarnowskie Góry, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W dniu 3 maja o godz. 10.00 została odprawiona msza św. z udziałem całego społeczeństwa. Po mszy św. młodzież pod przewodnictwem harcerzy oraz studentów urządziła pochód. Na Starym Rynku młodzież weszła do katedry, gdzie złożyła przysięgę na wierność kościoła, następnie udali się przed Urząd Bezpieczeństwa krzycząc: „już niedługo wam się skończy”.
Brodnica, woj. pomorskie, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Na 1 maja garstka ludzi poszła i tylko szkoły pod presja zapędzili. Na 3 maja olbrzymi pochód i manifestacja. Tłum nas porwał i niósł na swych falach. […] Przed wojskowym budynkiem zaczęli najbardziej krzyczeć „Polska dla Polaków”, a w oknach sowieckie mordy. Wtem wjechało auto osobowe trąbiąc, a w nim kilku oficerów polskich z rewolwerami wymierzonymi w tłum. Następnie w zbity tłum wjechało ciężarowe auto, robiąc skiby w żywym mięsie. W tym momencie dano salwę. […] Ponieważ musieliśmy przechodzić koło polskiego Gestapo, widzieliśmy jak autami zwozili aresztowaną młodzież. Cały dzień i noc trwała czystka.
Poznań, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Na dziś pochód został odwołany, więc kiedyśmy idąc do miasta ujrzeli wielki tłum, ogarnęła nas wielka ciekawość. Przybliżając się, już z dala usłyszeliśmy jak tłum ryczał: „niech żyje prezydent Mikołajczyk”, „precz z komuną” i wreszcie kiedyśmy doszli, tłum zaczął skandować „Mikołajczyk ratuj Polskę” itd. Bezpieka próbowała rozpędzić rozszalały tłum, ale entuzjazm i egzaltacja kilkutysięcznego pochodu torowała szybko drogę wśród strzałów wściekłej partii. Bieda, kiedy któryś dostał się między tłum – z połamanym karabinem, podbitym okiem, lub wybitym okiem wracał, a raczej uciekał do auta. Po przemówieniu jakiegoś śmiałka i po hymnie narodowym, tłum ze sztandarami oczyścił miasto z orłów demokratycznych i wszelkich takowych ogłoszeń. Nie tylko w „moim mieście” to się odbywało, ale i w okolicznych miastach…
Katowice, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Święto Pracy, ale nie poszłam na pochód. Nie lubię takich masówek. Nie wiem, jak w innych klasach, ale w mojej – poza Ritą – prawie nikt nie chodzi na pochody pierwszomajowe. Te, które chodzą, mówią, że się boją o dostanie się na studia. Ja uważam, że z moim pochodzeniem nic mi już nie pomoże ani nie zaszkodzi. Jedyna nadzieja, że znakomicie zdam.
Warszawa, 1 maja
Krystyna Kisielewska, W normalność, „Karta” nr 13/1994.
Na pochodzie, na który niestety i ja musiałam iść, wystawili na przód znak ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] i dziewczęta, które tam należą, z opaskami czerwonymi. Ponieważ nie wszystkie należały i nie wszystkie miały opaski, więc szedł pierwszy cały szereg udekorowany opaskami i po każdej stronie [następnych szeregów] po dwie także z opaskami ZMP. Tak że to wyglądało w ten sposób, że cała szkoła to jednolite ZMP. Może sobie wyobrazić, jakie było oburzenie wśród dziewcząt, które nie należały, tym bardziej że do opasek dodano nam czerwone flagi. Wyglądało to na ogół strasznie, ale niestety nie było na to rady, trzeba było iść i nic nie mówić.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Ubawiłem się jak rzadko kiedy. Ponieważ ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] szło osobno, u nas została sama reakcja i wygłupialiśmy się okropnie. Staliśmy naprzeciwko trybuny i nie biliśmy braw, ani też nikt nie wzniósł bojowego okrzyku. Natomiast po trzech godzinach stania gremialnie wołaliśmy: „My chcemy jeść, my chcemy do domu, my nie idziemy więcej na pochód, my mamy tego dość!”. […] Zaśpiewaliśmy marsza żałobnego, za co dostaliśmy od publiczności niezliczone brawa.
Lublin, 1 maja
„Biuletyn Informacyjny”, 14 maja 1949, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Odczuwało się coraz silniejsze naciski na zakłady pracy ze strony PZPR, aby publicznie manifestować nasze przywiązanie do socjalizmu i ZSRS [sic!] oraz miłość do naszych przywódców. Okazją do tego miało być święto 1 maja 1949 roku. [...] Nasza jednoosobowa komórka partyjna (już nie PPR, lecz PZPR), czyli pan Józio Włodarczyk, który coraz częściej przebywał w Komitecie Miejskim oraz wyraźnie tracił humor i pogodę ducha (zabierano nam samochód), naciskał, abyśmy czynnie uczestniczyli w pochodzie. Powstał jednak problem, kogo mamy na tym pochodzie reprezentować, skoro zostaliśmy podzieleni i przydzieleni do trzech różnych przedsiębiorstw handlu zagranicznego.
Ustaliliśmy ostatecznie, że powinniśmy zamanifestować na pochodzie obecność trzech naszych delegatur. Sporządzono więc z dykty trzy tablice z napisami „Varimex”, „Metalexport” i „Minex”, które przybito do dosyć długich żerdzi, i z tymi tablicami ruszyliśmy na pochód w trójkę, to znaczy Adam Kwieciński, Tadeusz Szumański i ja. Będąc dosyć słabą reprezentacją, gdyż nasi podwładni zostali w domach, włączyliśmy się do tylnej części pochodu gdzieś w okolicy skweru Kościuszki i dzielnie ruszyliśmy w górę ulicą Świętojańską. Gdy znaleźliśmy się na wysokości kina „Warszawa”, olbrzymi pochód zatrzymał się. Oczekiwaliśmy w skupieniu na transmisję przemówienia prezydenta Bolesława Bieruta.
Po przeciwnej do kina stronie ulicy Świętojańskiej [...] znajdował się spory skwer. Na ten skwer zajechały niespodziewanie dwa lub trzy ciężarowe samochody z pierwszomajową kiełbasą. Rzuciliśmy się wszyscy jak jeden mąż razem z naszymi tablicami, jednak napór był ogromny, więc niewiele udało nam się osiągnąć. Usiedliśmy jednak później na trawie, słońce przypiekało, a w megafonach skrzeczał głos Bieruta. Później pochód ruszył już bez nas, a tablice z żerdziami zabraliśmy do domu, czyli do „Różanego Gaju” na Kamiennej Górze, gdzie tablice te zostały przez nasze żony wykorzystane na podpałkę do kuchenek i piecyków w łazienkach. Ten pochód pierwszomajowy, który rozpoczynał ponury dla mnie okres stalinizmu, zapamiętałem więc jako wyjątkowo pogodny.
Gdynia, 1 maja
Jan Łopuski, Pozostać sobą w Polsce Ludowej. Życie w cieniu podejrzeń, Rzeszów 2007.
W tym roku w manifestacjach uczestniczyło 9,5 miliona robotników i chłopów, inteligentów i młodzieży, wobec 6,5 miliona w zeszłym roku. A więc wzrost w ciągu jednego roku bardzo znaczny, bo niemal o 50%. A więc udział dochodzący do prawie 40% ogółu ludności. Poważny wzrost manifestantów mieliśmy w miastach – ogółem wzrost ten przekraczał 1 milion.
[…]
Gdzie jest, towarzysze, przyczyna takiego ogromnego wzrostu aktywności mas i skupienia się tak wielkich mas wokół sztandarów 1-szo majowych [sic!], wokół sztandarów naszej Partii i Bloku Demokratycznego? U podstaw tego wzrostu aktywności szerokich, najszerszych mas pracujących niewątpliwie leżą ogólne sukcesy ekonomiczne, polityczne, kulturalne naszego kraju, łatwiejsze życie, wzrost świadomości szerokich mas pracujących, wzrost autorytetu klasy robotniczej wśród chłopstwa, wśród inteligencji i wzrost autorytetu naszej partii.
[…]
W tym roku w większym stopniu niż w latach poprzednich nasza Partia i masy ludowe napotykały na jawny upór [sic] wroga, przeciwnika, który – mówię o reakcyjnej części kleru – usiłował odciągnąć masy wierzących od manifestacji 1-majowych, który prowokacyjnie w wielu miejscach zapowiadał procesje i nigdy w przeszłości nie stosowane przez kler, codzienne nabożeństwa, który usiłował wreszcie 1 maja uczynić próbą sił między kościołem i obozem demokracji ludowej. […] Ta próba sił – jak wiemy skończyła się dla kościoła dotkliwą porażką. Procesje zostały przez kler odwołane, a w niedzielę 1-majową frekwencja była wyjątkowo niska.
Warszawa, 7 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Ściśle tajne [...]
Na 270 tysięcy opracowanych przez Wydział II w kraju dokumentów napotkaliśmy 725 wyp[owiedzi] o dniu 1 maja. [...]
Gdańsk
„[...] Mamusiu, mam straszny kłopot, co zrobić, żeby nie iść defilować 1 maja. Wymyśliłam takie wyjście, żeby Mamusia przysłała jakiś telegram z tragiczną wieścią, że ktoś jest ciężko chory albo umarł i ja muszę natychmiast przyjechać. Ja bym im wtedy pokazała telegram, trzy dni nie wychodziłabym na dwór i tak, aż by 1 maj przeszedł. Przecież w tym roku nie pójdę się wygłupiać publicznie. Ja już gdzie mogę, to się im wykręcam i nic nie robię, a raczej szkodzę, a oni mnie mimo to uważają za aktyw. Może jak nie przyjdę na defiladę, to się trochę ode mnie odczepią.” [...]
Kraków
„Radosne wiosenne święto pracy... Przed chwilą wróciłam z pochodu i tak mi jakoś... Pod wpływem tego 1 maja nie mogę inaczej sformułować dziś moich życzeń, jak tak: chciałabym, Tatuśku, abyśmy mogli doczekać chwili, kiedy szczęście narodów, jutro świetlane i upragniony pokój staną się już rzeczywistością, żebyśmy mogli wierzyć, że naprawdę nikomu na świecie nie dzieje się krzywda, że spełniły się marzenia tysięcznych bojowników poległych w walce o szczęście ludzkości i sprawiedliwość społeczną. Prawie że powinniśmy tego doczekać. No, a jak nie my, to nasze dzieci już na pewno.”
Warszawa, 14 maja
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
W pochodzie niesiono 745 sztandarów, 3222 szturmówek oraz 1438 transparentów, w tym 583 z hasłami obrony pokoju, 324 z hasłami mobilizującymi do wykonania planu 6-letniego, 107 z hasłami przyjaźni i sojuszu ze Związkiem Radzieckim i 35 z hasłami sojuszu robotniczo-chłopskiego. Ponadto niesiono w pochodzie 73 portrety Stalina, 328 portretów innych przywódców klasy robotniczej oraz 144 karykatury podżegaczy wojennych.
Katowice, 1–2 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Specjalną uwagę zwraca symboliczna grupa przedstawiająca łączność ruchu sportowego z masami pracującymi miast i wsi w walce o pokój. Między robotnikiem, chłopem i sportowcem umieszczony jest glob ziemski, stojąca na nim kobieta symbolizuje pokój, z rąk jej przed trybuną ulatuje w górę biały gołąb.
Warszawa, 1 maja
„Życie Warszawy”, 2 maja 1950, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Mimo drobiazgowych przygotowań sprawność pochodu szwankowała. Na skutek opóźnienia się kolumny grochowskiej musiano puścić jako pierwszą Pragę Północ, co wniosło dużo komplikacji w dalszy układ pochodu. Bardzo poważnym niedociągnięciem było przerwanie kolumn jednej z dzielnic grupami z innych dzielnic, tak że tylko Praga Północ, Mokotów, Wawer i Praga-Śródmieście szły w całości. Inne kolumny szły „kawałkami”. Nie udało się również zaplanowane prowadzenie Al. Jerozolimskimi dwóch dzielnic jednocześnie przez całą szerokość Alei. Liczne były kolumny maszerujące pojedynczo tylko na części szerokości Alei, powstawały również często luki i przerwy w pochodzie. Kolumny starały się maszerować od strony trybuny głównej, co powodowało dużo zatorów i nieregularności w pochodzie. Stwierdziło się, że o ile szyk pochodu sprawnie skręcał z Marszałkowskiej i Kruczej w Aleje całą szerokością jezdni, to już na odcinku Bracka – Nowy Świat kolumny usiłowały się przestawić dla przemaszerowania przed trybuną, w jak najlepszym dla nich układzie. Niektóre z nich szły w znacznie szybszym tempie, co było jeszcze jednym powodem przerw i luk w pochodzie, oraz niepełnego zajmowania całej szerokości jezdni przez wiele kolumn.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Na 1 maja ustawiono nad blokami nowego placu MDM olbrzymią czerwoną gwiazdę, wewnątrz oświetloną. Wieczorem, gdy się ściemniło, widok tej ogromnej purpurowej gwiazdy na czarnym niebie był czymś tak złowrogim, że patrzyłam na to w trwodze i przerażeniu, jak na jakiś monstrualny znak zagłady. Dzień pierwszy maja spędziłam w domu pisząc te notatki i załatwiając moc zaległej korespondencji. Dzień święta pracy, który uznawałam od najwcześniejszej młodości (choć nigdy nie uczestniczyłam w jego obchodach), uczciłam pracą. Przez okno widziałam ciągnącą snadź na miejsce głównej trasy ogromną część pochodu, wlokącą się przez 6 Sierpnia chyba z półtorej godziny. Głównie młodzież w koszulach sportowych i kusych szortach. Moc ohydnie brzydkich wozów propagandowych i nie lepszych karykatur antyamerykańskich, chorągwie, sztandary. Szło to wszystko nieskładnie, grupy starszych wręcz ociężale; nie, nie uda się z nas wydobyć mechanicznego drylu hitlerowsko-sowieckiego.
Warszawa, 1 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Pochód zaczynają najmłodsze dzieci szkół warszawskich. Maszerują pod hasłem „pragniemy pokoju dla wszystkich dzieci świata”. Mienią się czerwone chusteczki harcerskie, ustępując miejsca barwnym strojom ludowym. […] Dzieci szkolne wypisały na swych transparentach „Dziś uczymy się – jutro będziemy budować socjalizm”. W następnym etapie ceremonii przed trybuną przemaszerowują dorośli: ZMP-owcy – przodownicy pracy. Najmłodszych uczestników manifestacji zamieniają ich starsi koledzy, aktywni uczestnicy budownictwa socjalistycznego.
Warszawa, 22 lipca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Nad pochodem pojawiają się monstrualnej wielkości karykatury. Oto [Allen] Dulles ściska gorąco dłoń Czang Kai-Szekowi, to samo czyni [Konrad] Adenauer i [Władysław] Anders. Nie mają czego szukać na warszawskiej, pogodnej majowej ulicy, która opowiada się za pokojem i współpracą między narodami. A oto pojawia się inna karykatura: człowiek w marynarce o jednym rękawie zbyt krótkim, jednym zbyt długim, o pokracznych spodniach. „Tak wyglądam dzięki tobie, brakorobie – głosi napis. Tak nie chcemy się ubierać”.
Warszawa, 1 maja
„Trybuna Ludu”, 2 maja 1955, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Przy organizowaniu pochodów 1-majowych konieczne jest bezwzględne przestrzeganie zasady pełnej dobrowolności udziału w pochodzie. Należy zdecydowanie przeciwstawić się jakimkolwiek próbom nacisku administracyjnego w tej sprawie. W większych miastach należy ograniczyć ilość uczestników pochodu do odpowiednich delegacji zakładów pracy i instytucji oraz licznych grup młodzieży tak, aby czas trwania pochodu nie przekraczał 2–3 godzin .
Warszawa, ok. 15 kwietnia 1956
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W dniu dzisiejszym tuż przed południem w różnych punktach miasta, na placu Bohaterów, przed pomnikiem Bema i Kossutha, przed Parlamentem odbyły się nieme pochody kobiet, które składały kwiaty u stóp pomników ku czci poległych w czasie ostatnich wydarzeń węgierskich. Pochody, w których brała udział znaczna ilość kobiet w różnych grupach, łączone w związku z drugą interwencją wojsk radzieckich rozpoczętą miesiąc temu 4 listopada. W związku z pobytem tu specjalnego wysłannika Nehru posła Menona, przypisuje się równocześnie tej demonstracji charakter protestu przeciw rządowi Kadara. Przeważającą część uczestniczek demonstracji stanowiły robotnice i młodzież żeńska. W mieście zarządzono wzmocnione pogotowie wojsk radzieckich i policji porządkowej. Czołgi i auta pancerne okrążyły place demonstracji, nie dopuszczając do nich nikogo poza kobietami. Milczące demonstracje nie spowodowały żadnych zajść.
Trwały one około dwóch godzin.
Budapeszt, 4 grudnia
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Brak pierwszomajowego pochodu w Warszawie w tym roku spowodował lawinę komentarzy. Niektórzy ludzie czuli się po prostu zawiedzeni. Inni pytali, dlaczego nie ma pochodu? Przecież przyzwyczailiśmy się już do tego święta. Ot, ironia losu. Kiedy po piętnastu latach, dzięki usilnym staraniom partii, ludziom weszło to w krew, my uczyniliśmy krok wstecz. Diabli wiedzą, dlaczego. Prasa zachodnia twierdzi, że decyzja ta podyktowana była obawą przed możliwością wykorzystania demokracji przez niezadowolone elementy. Być może. Zamiast pochodu odbył się więc na placu Defilad. Gomułka wygłosił potężne przemówienie naszpikowane wskaźnikami. Ludzie opuszczali plac w trakcie przemowy. Chwilami odnoszę wrażenie, że ten człowiek żyje w jakimś śnie, jakby utracił wszelki kontakt z rzeczywistością.
Warszawa, 1–2 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W tym roku pochód pierwszomajowy nie był udany. Zimno było piekielnie. Tłumy przechodziły przed trybuną honorową apatyczne, obojętne. Zapewne każdy chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Już od kilku lat mówi się, że trzeba zmienić charakter obchodów 1 Maja, odejść od nudnych, nic nikomu nie dających, pochodów. Cóż jednak zrobić, skoro przyzwyczajenie jest silniejsze od życia. Gomułka wygłosił okolicznościowe przemówienie, nie różniące się od wygłaszanych corocznie.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Tutaj przeszedł 1 Maja, można było oszaleć, patrząc w telewizji, jak tłumy defilują, a na trybunach stoją niezmiennie faceci o tępych twarzach – skąd oni biorą taką „elitę”? To chyba Gomułka mianował swoich „ciemniaków” – wszyscy mają w twarzach coś wspólnego, jakąś uniformistyczną sztywność. Myślałem sobie, że ten nowy, chłopski naród trzeba wychować, ale że komuniści są tu wychowawcami jak najgorszymi, bo ich frazeologia w tym kraju nie chwyta – nie pasuje do jego historii, rozwoju, typu narodowego.
Warszawa, 3 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Uformował się pochód, ruszyliśmy w stronę miasta. Za nami jechały autobusy, które normalnie miały wahadłowo wozić pracowników z i do pracy. Wydawało mi się wówczas, że szło nas dużo, 100-200 osób. W tłumie nie było żadnych transparentów, bo wszystko przecież zaczęło się spontanicznie, z niezadowolenia ludzi. [...]
Po drodze przyłączali się do nas inni. Pamiętam szczególnie ludzi dochodzących do pochodu z działek położonych po obu stronach drogi. Prowadzili z sobą rowery, nieśli owoce, warzywa. Po drodze pod hotelem „Petropol” Japończycy bili nam brawa. Stali w hallu pod filarami i klaskali.
Płock, 25 czerwca
Władysław Siła-Nowicki, Wspomnienia i dokumenty, oprac. Maria Nowicka-Maruszczyk, t. II, Wrocław 2002.
Gdy wracałem z pracy rowerem, zatrzymałem się obok idącej grupy ludzi, która krzyczała do wszystkich naokoło: „Chodźcie wszyscy z nami!”. Zszedłem wtedy z roweru i poszedłem z nimi. Grupa ta liczyła — moim zdaniem — około pięciuset osób. Nieśli coś w rękach, machali, krzyczeli głośno. W pochodzie, który kierował się w stronę budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR, maszerowali nie tylko ludzie bardzo zawiedzeni, ale także zdecydowani na wszystko. Z różnych stron przyłączali się do nas inni ludzie. [...]
Początkowo nie zdawałem sobie sprawy, ile osób szło razem ze mną. Dopiero później zorientowałem się, że gdy byliśmy przed budynkiem komitetu, tłum zajmował całą ulicę, od początku do końca. Ludzie krzyczeli: „Rafineria stanie! Rafineria stanie!”. Żądali odwołania podwyżki cen żywności. Wtedy dwie, trzy osoby wyszły na balkon gmachu KW i próbowały coś mówić. Z powodu tych okrzyków w zasadzie nic nie słyszałem. To miało miejsce chyba około godziny 17.00. Widziałem, że ulicę z jednej strony, od strony placu Obrońców Warszawy, zamknął samochód milicyjny. Wyszli z niego funkcjonariusze i fotografowali tłum. Było ich chyba trzech, może czterech.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka i Robert Spałek, Warszawa 2003.
Nie mieliśmy w komitecie żadnej tuby, przez którą można by przemówić. Zaproponowałem więc, żeby pędzić szybko do pobliskiego domu harcerza. To jednak była tandetna tuba. Ta krótka rozmowa trwała maksymalnie dziesięć minut. Z tłumu krzyczano: „Chcemy chleba!”, „Za dużo zarabiacie!”. Tekliński mówił przez tubę, że ceny będą odwołane. To ludzi trochę uspokoiło. W każdym razie nawet mało go wygwizdali. W czasie kiedy przemawiał, grupa protestujących była jeszcze w budynku. Wtedy, gdy wychodzili z gmachu KW, Tekliński rozmawiał również z nimi. Pierwszy sekretarz wyszedł przed budynek nieco później. W progu stał również Kazimierz Janiak. Podeszła do niego wówczas elegancka starsza pani. Powiedziała do niego: „Synku, wiesz, po co myśmy tutaj przyszli. Ty wiesz, synku, ile ja mam renty? Czterysta złotych, a ty, synku — ja wiem, masz 17 tys. złotych”. Janiak przeżył to okropnie. Nic nie powiedział. Miał łzy w oczach.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka i Robert Spałek, Warszawa 2003.
Katowice. Droga na lotnisko udekorowana jest flagami – czerwonymi, polskimi i radzieckimi – oraz sloganami („Potrafimy”) na cześć Huty Katowice. Huta co prawda nie jest jeszcze ukończona, ale już dzisiaj pośpieszono się z jej otwarciem.
Na nowoczesnym Rynku rozwinięto dwie wielkie plansze.
Na pierwszym planie jednej z nich kroczy Breżniew w ciężkim, grubym płaszczu. Bije z niego nie zuchwałość, a pewność i moc. W nieco skośnych oczach widać chytrość i dal. Pod jego wspaniałą, lekko zaokrągloną figurą zarysowują się walory Ludwika XI ze stepów. Po lewicy – Gierek, gospodarz doskonały, a więc nieco z tyłu, ale dobrze widoczny. […] O ile w oku Breżniewa błyszczy wewnętrzne, niczym nie zaburzone zadowolenie, o tyle wokół oczu Gierka daje się dostrzec lekka zmarszczka, odbicie niepokoju. […]
Lenin w kaszkiecie, lekko kpiarski, sam zajmuje całą drugą planszę. […] Trudno sobie wyobrazić Breżniewa i Gierka w kaszkiecie. Kaszkiet Lenina jest oznaką przynależności już odległej; przypomina ludzi, których już nie ma, dziś pozostali tylko obywatele – dobrzy i źli.
Patrząc na te trzy portrety, myślałem, że Breżniew przyjeżdża do Polski. Przyjechał tylko Kosygin, człowiek, który stracił image, ale bez którego Huta Katowice być może nigdy by nie powstała.
Na dworcu ogłasza się opóźnienie pociągów od sześćdziesięciu do stu dwudziestu minut.
Między toaletami i bufetem, gdzie miesza się woń kapusty, tłuszczu i uryny, mały „Pewex”, sklep „importu wewnętrznego” zarezerwowany dla posiadaczy dewiz (gdzie indziej są większe i lepiej zaopatrzone), w nim duży afisz „Zwiedzajcie Polskę!”, na którym młoda, opalona blondyna tańczy szczęśliwa, skąpana w słońcu.
Katowice, 13 grudnia
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Nagle spoza teatru dobywa się cicha, choć rozłożona na wiele głosów pieśń. Chwilę później wyłania się spora grupa ludzi. Pieśń bez słów nabiera mocy. Transparenty. Afisze. Pochodnie rozświetlają ciemny zaułek. „Liberté d’expression! Liberté d’expression! Liberté...!” [Wolność słowa! Wolność słowa! Wolność...!] Polacy, Anglicy, Hiszpanie. Nie tylko. Dołączamy do nich. Coraz więcej osób śpiewa. Skandujemy. Zaczyna mi się wydawać, że ludzi wokół jest coraz więcej. Może złudzenie. Nikt nie stara się odczytywać wielojęzycznych haseł na transparentach. Tak, jak gdyby wszyscy wiedzieli, co na nich powinno być. Niektórzy idą spokojni, obojętni. Ci wiedzą, że to tylko atrapa...
We wszystkich niemal oknach pojawiają się ciemne sylwetki. Mam wrażenie, że słyszę okrzyki, jakieś brawa... Ale nie, nie, chyba nie. [...]
Zabawa tylko? No — niby zabawa. Idziemy dalej. Wzrasta napięcie, emocja. „Liberté d’expression. Liberté!” Śpiew przyjmuje niespodziewaną siłę, zlewa się w jeden, wszechogarniający zew...
Ktoś przebiega wzdłuż kolumny, powtarzając dziwnie nienaturalnym głosem: „Spróbujmy po polsku, teraz po polsku, przecież możemy, próbujmy...”. Słowo w o l n o ś ć zamiera jednak po pierwszej próbie. „Liberté! Liberté!”
Wrocław, 1 października
Zbigniew Gluza, Ósmego dnia, Warszawa 1994.
30 kwietnia 1979 miałem zamiar wyjechać na rewizję do Sobieszyna, ale kierownik powiedział, że mogę jechać dopiero w środę [2 maja]. Zrozumiałem, że będę musiał przyjść na pochód pierwszomajowy. Witold Z. jako sekretarz organizacyjny Zakładowego Komitetu PZPR dbał o frekwencję na defiladzie.
1 maja zgłosiłem się na zbiórkę przed gmachem Urzędu Wojewódzkiego. Ledwo dołączyłem do innych, wyszedł Witold Z. z Jerzym K. Obaj aktywiści partyjni nieśli plik czerwonych szturmówek. Jedną z nich wetknięto mi zaraz do ręki. Byłem zły, ale nie mogłem się od tej wątpliwej ozdoby uwolnić.
Lublin, 1 maja
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Obowiązkowy pochód trwa od ósmej rano do południa. Wzniesiono trybuny dla władz, rozwieszono transparenty, uprzątnięto ulice, przemalowano przejścia dla pieszych, linie ciągłe i przerywane. Urzędnicy, robotnicy, profesorzy i artyści mają swoje wyznaczone miejsce w pochodzie, ze swoim zakładem pracy, biurem, szkołą czy teatrem. Podtrzymuje się atmosferę beztroski – milicjanci uśmiechają się (lub prawie), głośniki przemawiają swojsko, po bratersku: „A oto nadchodzą nasi towarzysze, pracownicy umysłowi z Teatru im. Słowackiego!” W tym samym czasie spora część grupy poprzedzającej rozprasza się pod drzewami w poszukiwaniu bufetu. Nieobecni poniosą karę. Dyrektor jednej z krakowskich szkół zarządził wczoraj, że 2 maja będzie dniem wolnym, a ci, którzy nie byli na pochodzie będą myli okna w szkole.
W tym roku 1 maja odznaczył się w Krakowie inną uroczystością, nieoficjalną – na studzience, gdzie popełnił samobójstwo Walenty Badylak złożono biało-czerwoną szarfą i bukiety żonkili.
Kraków, 1 maja
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Przygotowywane od marca i nakazane pochody 1-majowe pokazano w TV jako triumf partii. Spędzonym robotnikom wetknięto do rąk czerwone sztandary, tak że w tej oprawie kilkanaście osób, odpowiednio sfilmowanych, mogło wydawać się tłumem; wszakże z Warszawy i Gdańska nie było dłuższych obrazów, a z rozgłośni zachodnich dowiedziałam się, dlaczego: oto na Starym Mieście i w 3 innych punktach Warszawy (przy kościele św. Stanisława, Żoliborz, Huta „Warszawa”) odbyły się manifestacje „Solidarności”, rozproszone przez brutalne ataki ZOMO. W Gdańsku pochód „Solidarności” z Wałęsą na czele włączył się jak gdyby nigdy nic do pochodu oficjalnego; przed trybuną robotnicy rozwinęli nagle swe sztandary i wznieśli ręce w znak „V”. Milicja osłupiała! To był świetny, odważny, nawet dowcipny pomysł! Brawo!
Warszawa, 2 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W czwartek (10 III) wieczorem, po mszy świętej w kościele księży Misjonarzy sformował się pochód, który przeszedł na miasteczko studenckie. Idąc ulicą Czarnowiejską, urósł do ponad dwóch tysięcy osób. „Studenci — uspokójcie się, milicja też chce odpocząć”, „NZS”, „FMW”, „KPN” – to transparenty, które uzupełniają hasła wznoszone przez tłum młodzieży. Na placu wokół akademików zaimprowizowany zostaje wiec: obok NZS-u, WiP-u, KPN-u, PPS-u, „Solidarności”, przemawiał „urodzony w 1968 r.”. Następnie pochód ruszył pod tablicę Marca na AGH. Na wysokości stadionu „Wisły” zatrzymuje go podwójny szpaler ZOMO […], który obrzucono kamieniami i okrzykami „Gestapo” z podkładem gwizdów. Wobec przeważających sił porządkowych pochód zawrócił na miasteczko i tam się rozwiązał. Trzeba dodać, że kolumna wozów MO nie mogła dokonać postoju pod akademikami „Slumsami”. Uniemożliwiły to butelki i inne przedmioty, jakie nawinęły się pod rękę, którymi studenci przywitali wysiadających zomowców i ich pojazdy.
Kraków, 10 marca