Szóstego lutego przyszła wiadomość, że na konklawe, który został zwołanym po śmierci papieża Benedykta XIV, papieżem został obrany kardynał Ratti – wywarło to bardzo wielkie i przyjemne wrażenie w całym kraju – pierwszy raz na tronie papieskim został dostojnik nie tylko znający nasz kraj, ale majacy dla nas szczerą serdeczną sympatję i życzliwość. […]
Słyszałem opowiadanie od tych, którzy w czasie konklawe byli w murach Watykanu, że kiedy po szeregu głosowań, został obrany kardynał [Achille] Ratti – wśród zebranych rozległy się głosy: „mamy Papieża-Polaka”.
Warszawa, 6 lutego
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Walka Kościoła z państwem – bo wobec miażdżącej przewagi zwolenników Kościoła tak to trzeba nazywać – rozwija się i przybiera na sile. Ze zgrozą myślę, co z tego dla Polski wyniknie. Są to wszystko owoce owego listu papieskiego do Polaków z okazji 300-lecia Andrzeja Boboli [maj 1957] – listu, nad którym rok temu tak rozpaczał p. Jerzy. Ja wtedy myślałam, że ten list nie będzie miał praktycznego znaczenia. A oto zaczyna mieć złowrogie.
Prawdę mówiąc Kościół nigdy jeszcze chyba nie miał w Polsce takiego znaczenia jak dziś. Po prostu panoszy się zuchwale i zaczyna się uciekać do metod postępowania, jakie zwalczał u komunistów. Nietolerancyjność i ciemnota naszych katolików przechodzą ludzkie pojęcie.
Komorów, 31 sierpnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Dzisiaj nad ranem umarł papież Pius XII. „Niemiecki papież”. Nie zapisał się dobrze w historii Polski, która znała tylko dwu papieży-przyjaciół swojej sprawy: Grzegorza VII i Piusa XI. Jak dotąd Pius XI był jedynym wielkim papieżem XX wieku. Płakali po nim nawet Żydzi – za jego encyklikę „Mit brennender Sorge” przeciw hitleryzmowi.
Warszawa, 9 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
19 października 1976 r. ks. Prymas [Stefan Wyszyński] składa, w związku z ukończeniem 75 lat, wszystkie swe funkcje i godności do dyspozycji Ojca św. Pawła VI, który nie przyjmuje rezygnacji. Nikt zresztą ani przez chwilę nie przypuszczał, że mogło stać się inaczej. Ale jednak z wdzięcznością przyjęliśmy tę decyzję Ojca Świętego. Ksiądz Prymas, wbrew potocznemu powiedzeniu, jest człowiekiem niezastąpionym, jest Ojcem narodu, Pasterzem i Natchnieniem, i Ostoją nas wszystkich.
Rzym, 19 października
Roman Kadziński, Kartki z mojego życia, dziennik w zbiorach Biblioteku Uniwersyteckiej w Warszawie, akc. 3638.
Wychodząc zwycięsko z tej najcięższej próby dziejowej [II wojny światowej], naród polski podjął budowę nowego życia w swym niepodległym i suwerennym państwie o historycznie uzasadnionych, sprawiedliwych granicach. Pomny nauk historii wybrał socjalistyczny system społeczny i sprawdzoną orientację w polityce zagranicznej oraz takie sojusze, które dają niezawodne gwarancje bezpieczeństwa i rozwoju. Budowaliśmy na zgliszczach, wśród ruin i mogił. Osiągnęliśmy wiele. Dźwignęliśmy nasze miasta i wsie ze zniszczeń, rozbudowaliśmy przemysł, rozwinęliśmy naukę i kulturę. Każdy Polak ma dziś zapewnioną pracę, a cała młodzież szerokie możliwości kształcenia.
Warszawa, 1 grudnia
Kościół w PRL: Kościół katolicki a państwo w świetle dokumentów 1945-1989, red. P. Raina, Poznań 1994.
Gdy szliśmy do tramwaju, jakaś pani nas zatrzymała: „Czy Państwo wiedzą, że kardynał Wojtyła został papieżem?”. Grom we mnie strzelił radosny! Ale jeszcze nie wierzyłam. Dopiero w „Dzienniku Telewizyjnym” wzruszonym głosem oznajmiono o białym dymie z kominów watykańskich i o papieżu Janie Pawle II. Myślę, że w wielu grom strzelił — nie zawsze radosny.
Warszawa, 16 października
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Dziś, w trzecim dniu konklawe, papieżem został obrany Polak! Kardynał Karol Wojtyła. Jesteśmy wszyscy wstrząśnięci. Przyjął imię Jana Pawła II.
To może mieć daleko idące skutki i dla Kościoła, i dla Polski. Pomyśleć, że właśnie z kraju należącego do obozu socjalistycznego wyszedł Papież! Jedno jest pewne, że cała Polska będzie wspierała modlitwami „swojego” Papieża.
Poznań, 16 października
Maria Grabowska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
A więc — to prawda! Pierwszy papież-Polak w dziejach świata. Pierwszy nie-Włoch od czterech i pół wieku. Poszły w ruch telefony — wszyscy dzielili się wrażeniami. Odbiorniki radiowe nastawiane na wszystkie możliwe radiostacje zagraniczne grzmiały z każdego mieszkania. O niczym innym się nie mówiło. Jakaś ogólna radość i duma ogarnęła wszystkich Polaków. Radio nasze i telewizja — wyraźnie zaskoczone — nadawały w dziennikach krótkie, suche, jakby wstydliwe komunikaty — prawdopodobnie nie doszły jeszcze specjalne instrukcje, co i w jaki sposób można komentować. Wybór papieża-Polaka nie był chyba dla władz naszych, a także dla „wielkiego brata” — Związku Radzieckiego szczególnie radosnym wydarzeniem — sytuacja była zdecydowanie niewygodna. To już nie daleki, nieznający Polski i tutejszych warunków papież obcej narodowości, ale ten, który tu żył, który znał wszystko „od podszewki” i nie będzie można go tak łatwo zbywać sloganami.
Warszawa, 16 października
Teresa Konarska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
Po południu wyjazd autokarem do Olsztyna na drugie Forum PRL-RFN. Już w drodze dochodzi do nas wiadomość o wyborze kardynała Wojtyły na papieża. Zrazu nie możemy w to uwierzyć, chociaż muszę przyznać, że czytając kiedyś w „BS-ie”, że już na poprzednim konklawe miało szanse dwóch kandydatów nie-Włochów (Argentyńczyk i Polak), pomyślałem przez moment, że kto wie, czy Wojtyła nie zostanie papieżem, ale po chwili odrzuciłem tę myśl. Nowy papież przybrał imię Jan Paweł II.
W hotelu, w którym zostaliśmy zakwaterowani, panuje olbrzymie podniecenie. Po godzinie zjawili się Niemcy, również bardzo poruszeni wiadomością, jaką usłyszeli. Jest to rzeczywiście wydarzenie o ogromnym znaczeniu. Na gorąco je komentuję. Wybór Wojtyły niesłychanie wzmacnia katolicyzm w Polsce, osłabia pozycję Polski w bloku socjalistycznym (już słyszę, jak w Moskwie mówią: no, teraz Polacy mają w Waszyngtonie Brzezińskiego, a w Rzymie Wojtyłę), ale podnosi naszą pozycję w świecie. Dziennikarze zachodnioniemieccy, którzy przybyli do Olsztyna, po godzinie zwijają manatki i wyruszają do Warszawy. Wyobrażam sobie, co się będzie działo w najbliższych dniach w prasie światowej, a także w kraju.
Warszawa, 16 października
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Dzwony. Chorągwie niebieskie powiewające na znak radosnego wyboru arcybiskupa Wojtyły jako następcy zmarłego nagle poprzednika. Wszystko to jak w baśni. Kardynał, który zjawił się nie po raz pierwszy w Rzymie — niespodziewanie stał się Ojcem Świętym. [...] Urzędy władzy warszawskiej — speszone, robiące dobrą minę do złego (dla nich) wydarzenia.
Warszawa, 17 października
Mieczysław Jastrun, Dziennik 1955–1981, Kraków 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Doraźnie wysuwają się na czoło same negatywy tego dramatycznie sensacyjnego wyboru. Myślę głównie o pogłębieniu i umocnieniu rozdarcia narodowego pomiędzy jego chrześcijańską tradycją a socjalistyczną rzeczywistością. Znaleźliśmy się na styku wielkich ideologii naszych czasów i w przeciągu historyczno-politycznym, który będzie wzmacniał poczucie tymczasowości, rozdwojonych dążeń i połowicznych działań. Należy się spodziewać intensyfikacji i tak już unikatowej w Europie religijności, a także wzrostu intelektualnego uroku katolicyzmu.
Warszawa, 17 października
Józef Tejchma, W kręgu nadziei i rozczarowań. Notatki dzienne z lat 1978–1982, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W związku z wyniesieniem Waszej Świątobliwości do godności Papieża przesyłamy w imieniu narodu i najwyższych władz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej serdeczne gratulacje i najlepsze życzenia.
Doniosła decyzja kardynalskiego konklawe sprawiła Polsce wielką satysfakcję. Na tronie papieskim po raz pierwszy w dziejach jest syn polskiego narodu, budującego w jedności i współdziałaniu wszystkich obywateli wielkość i pomyślność swej socjalistycznej Ojczyzny [...].
Warszawa, 17 października
Kościół w PRL: Kościół katolicki a państwo w świetle dokumentów 1945-1989, red. P. Raina, Poznań 1994.
Dzisiaj pojechałam do Błonia. [..] Błonie — nieciekawe miasteczko bez zabytków i bez żadnego wdzięku. Tyle korzyści z tej wycieczki, że zrobiłam duży spacer i kupiłam bez kolejki trzy paczki kakao i dwie puszki soku pomarańczowego „Dodoni”.
W powrotnej drodze jechałam w wagonie prawie z samymi robotnikami powracającymi z pracy. Bardzo byli wszyscy przejęci wyborem papieża Polaka. [...] Wyrażali głośno swoje niezadowolenie i krytykę, że tak mało o tym wydarzeniu pisze polska oficjalna prasa. „Gdyby to był na przykład wygrany mecz piłki nożnej z zagraniczną reprezentacją, mówiłoby się o tym bardzo dużo w radiu i telewizjim, i dużo by się pisało. A przecież wybór papieża Polaka rozsławi imię Polski na calutkim świecie, nawet niewierzący powinni być z tego dumni”.
„Ilu mamy takich Polaków, których zna cały świat — zastanawiali się — Kopernik, Szopen — wyliczali. Ten będzie trzeci”. [...]
Podziwiałam wyrobienie tych ludzi, ich wiedzę i zdolność wyciągania wniosków. [...]
„Powinniśmy właściwie mieć wszyscy dzień wolny od pracy” — powiedział jeden z tych robotników na zakończenie.
Błonie-Warszawa, 17 października
Krystyna Libiszowska-Dobrska, Kilka lat z życia emerytki, dziennik w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 12341.
Jeśli tamten wybór dokonany był za sprawą Ducha Świętego, to jaki duch podsunął wybór obecny? Wczoraj o godz. 19.42 na balkonie Bazyliki św. Piotra pojawił się nowo wybrany papież i okazał się nim Karol Wojtyła, metropolita krakowski. Przybrał imię Jana Pawła II.
Staram się znaleźć jakieś korzyści tego wyboru dla Polski, takiej, jaka jest obecnie. Na pewno znajdziemy się na kilka dni w centrum opinii światowej, czego lekceważyć nie można. Naprawdę wielkie szanse mogą się pojawić wtedy, gdy jako przedstawiciele innej ideologii zdołamy konfrontację w dialogu przenieść na znacznie wyższy poziom, ale wymaga to dużego wysiłku myślowego. Na dłuższą metę, przy dominacyjnych tendencjach mocarstw (ZSRR, Niemcy), polski papież może wzmocnić pozycję narodu w jego woli życia niepodległego i samodzielnego. Jednakże doraźnie wysuwają się na czoło same negatywy tego dramatycznie sensacyjnego wyboru. Myślę głównie o pogłębieniu i umocnieniu rozdarcia narodowego pomiędzy jego chrześcijańską tradycją a socjalistyczną rzeczywistością. Znaleźliśmy się na styku wielkich ideologii naszych czasów i w przeciągu historyczno-politycznym, który będzie wzmacniał poczucie tymczasowości, rozdwojonych dążeń i połowicznych działań. Należy się spodziewać intensyfikacji i tak już unikatowej w Europie religijności, ale także wzrostu intelektualnego uroku katolicyzmu. Rząd straci możliwość balansowania między Watykanem a krajowym Episkopatem.
PS. Powstał problem, czy Gierek ma wysłać telegram gratulacyjny do papieża, ale skoro wysłał taki telegram do drużyny piłkarskiej po remisie z Niemcami, to jak można byłoby teraz wytłumaczyć milczenie — powiedział ktoś bardzo wnikliwie.
Warszawa, 17 października
Józef Tejchma, W kręgu nadziei i rozczarowań. Notatki dzienne z lat 1978-1982, Warszawa 2003.
Więc tym świniom nie wszystko się udaje? Nie do wiary, a jednak. Jakżebym chciał być przy tym, kiedy Breżniew otrzymał tę wiadomość [...].
A może to będzie początek czegoś? [...] Może początek opamiętania, odwrócenia kierunku? Może już wszyscy są tak zmęczeni idiotyzmem i nicością [...] (nawet nie zdając sobie sprawy), że coś się choćby nieco odmieni? Może stał się już powszechny głód czegoś, choćby i niedokładnie wiadomo czego, ale co nie jest tym, co niby ma wystarczać i bardzo smakować? Na podstawie doświadczenia wierzę w prawo serii i może coś więcej jeszcze się zdarzy, co będzie pociechą.
Paryż, 22 października
Sławomir Mrożek, Wojciech Skalmowski, Listy 1970–2003, Kraków 2007, [cyt. za:] Józef Tejchma, W kręgu nadziei i rozczarowań. Notatki dzienne z lat 1978–1982, Warszawa 2003.
Siedzimy w studiu ze Staszkiem Cześninem, dyrektorem generalnym telewizji, szefem od dzienników. Za chwilę ma się rozpocząć transmisja, ja jeszcze instruuję sprawozdawców, że jak kardynałowie niemieccy uklękną przed papieżem, to mają oni powiedzieć „kardynał niemiecki klęczy przed polskim papieżem”. [...]
Dzwoni rządówka. Kto? Kania. Pyta: „Czytałeś kazanie Wojtyły?”. [...]
— A zwróciłeś uwagę — pyta Kania — na tę „Matkę Boską, co w Ostrej świeci Bramie”?
— To Mickiewicza, z inwokacji do Pana Tadeusza — mówię.
— Trzeba to usunąć — słyszę.
— Jak to usunąć?
— Zniekształcić, żeby nie poszło na antenę.
— Staszek — mówię spokojnie — ja straszne pieniądze zapłaciłem, żeby zabezpieczyć się przed technicznymi usterkami, ja z Rzymem mam łączność trzema kanałami, jeden idzie nawet przez Sztokholm, i ty chcesz, żebym ja to teraz zniekształcał?
I wtedy Kania powiedział: „Towarzyszu Szczepański, to jest polecenie partyjne”.
— Dlaczego?
— Dlatego, żeby towarzysze radzieccy nie pomyśleli, iż mamy ciągotki do Wilna.
Warszawa, 22 października
Teresa Torańska, Byli, Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ogromne napięcie, wzruszenie i łzy. Kiedy nasz kardynał Wojtyła, już jako Papież Jan Paweł II, wychodzi z bazyliki św. Piotra, kiedy po przyjęciu paliusza odbiera obietnicę posłuszeństwa i hołd od 125 kardynałów z całego świata, którzy kolejno klękają przed nim, i kiedy podrywa się ze swego tronu, by podnieść z klęczek i uściskać Prymasa Wyszyńskiego. I kiedy podczas przepięknej homilii wtrąca kilka zdań po polsku.
Poznań, 22 października
Maria Grabowska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, sygn. AO II/302, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Dzisiaj przed południem cała Polska zasiadła przed ekranami telewizyjnymi. Transmitowano na cały świat (więc i u nas też) od godziny 9.30 do 13.30 z Rzymu uroczystość inauguracji pontyfikatu Papieża Jana Pawła II. [...]
Uroczystość była tak piękna i tak wspaniała, że trudna do opisania. Mój telewizor działa znakomicie i obrazy są ostre, ale tym razem żałowałam, że nie mam kolorowego, ponieważ na kolorowym ekranie purpura kardynałów i biel szat papieskich musiała prześlicznie kontrastować. [...] Szczególnie silne wrażenie robiło na mnie składanie hołdu przez kardynałów niemieckich. [...]
Osobowość Papieża górowała nad całą tą uroczystością i oczy całego świata zapewne na niego były zwrócone. Jest mężczyzną trochę wyżej niż średniego wzrostu, raczej szczupłym, lecz dobrze zbudowanym, wskutek używania przez całe życie sportów. Porusza się ładnie, każdy jego gest jest płynny i opanowany, jego przenikliwe spojrzenie, piękny uśmiech i metaliczny głos mają w sobie coś magnetycznego.
Warszawa, 22 października
Krystyna Libiszowska-Dobrska, Kilka lat z życia emerytki, dziennik w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 12341.
Przed południem ponad trzy godziny trwająca transmisja telewizyjna z uroczystości inauguracji pontyfikatu papieża Jana Pawła II.
Było to widowisko — w tym sensie, w jakim mówimy o widowiskowości misteriów obrzędowych — głęboko poruszające dostojnym pięknem celebracji oraz wielkością znaczeń, utrwalonych doświadczeniami wielowiekowej tradycji. Moment wychodzenia pontyfikalnego orszaku z bazyliki, inaugurujący mszę papieską na placu św. Piotra, odebrałem z przejęciem, które zawiera w sobie podziw przekraczający granicę porywającego zdumienia, także rzadką już w moim wieku łaskawą siłę wzruszenia. Nie sądzę, aby narodowość nowo obranego papieża odegrała w tych moich odczuciach rolę szczególnie mocno zaakcentowaną. Myślę, że i w innych okolicznościach byłyby one tej samej miary.
22 października
Jerzy Andrzejewski, Dziennik literacki 1972-1979, t. 2, Z dnia na dzień 1976-1979, Warszawa 1988.
Przekazując niniejszym serdeczne podziękowania za list z dnia 2 marca br. pragnę równocześnie dać wyraz mojej radości, że dane mi będzie w dniach od 2 do 10 czerwca przybyć do Polski, mojej Ojczyzny. [...] Motywy pokoju, współżycia i współpracy pomiędzy narodami i ustrojami są mi szczególnie bliskie: uważam je za istotne dla posłannictwa Kościoła Chrystusowego — a w poszanowaniu dla człowieka, o którym Pan Przewodniczący łaskawie wspomniał w swym liście, widzę klucz do realizacji tych wielkich zadań, które stoją przed całą ludzkością. [...] Ufam na koniec, że odwiedziny te przysłużą się dalszemu rozwojowi stosunków pomiędzy Państwem a Kościołem, co dla Polski nie przestaje być sprawą wielkiej doniosłości. Dziękując raz jeszcze za cenne pismo Pana Przewodniczącego i licząc również na możliwość spotkania się z Nim w czasie pobytu w Polsce, pozostaję z wyrazami głębokiego szacunku.
Watykan, 13 marca
„Trybuna Ludu” nr 58, 13 marca 1979.
[…] nadszedł wreszcie czas, aby władze PRL rozwiązały wszystkie istotne problemy społeczności katolickiej w kraju. Wymaga tego elementarne poszanowanie prawa, konwencji oraz deklaracji międzynarodowych, a przede wszystkim zadośćuczynienie i naprawa przez władze wszelkich krzywd, jakich doznał cały Kościół katolicki w PRL.
9. Już dotychczasowe chwyty propagandowe [w związku z pielgrzymką papieża do Polski] zmuszają do refleksji. Drażni podpowiadanie, czym ma być wizyta w rozumieniu władz: a więc symbolem jedności Polaków, wkładem walki o pokój, dowodem współpracy pomiędzy różnymi ideologiami itp. To właściwie nic lub tak mało! Należy zostawić te sloganowe hasła dla innych wizyt i nie upiększać nimi wizyty papieskiej.
Dla Polaków-katolików przyjazd do kraju Papieża-Rodaka będzie bez najmniejszego wątpienia NAJWSPANIALSZĄ i jedyną wśród wszystkich wizyt, jakie złożono nad Wisłą w ciągu tysiąca lat istnienia Polski chrześcijańskiej.
10 kwietnia
Kazimierz Kuźba, Naród Polski nie może żyć bez Boga, 1979.
W stosunku do kierownictwa Episkopatu polskiego i jego komórek dyspozycyjnych rozpoznawać:
— [...] inicjatywy mające na celu rozbudowę działań wspierających znaczenie wizyty w niepożądanym dla władz państwowych kierunku, zwłaszcza w sprawie oddziaływania na młodzież, środowiska studenckie, rozwijania propagandy w zakładach pracy, innych przedsięwzięć mogących powodować negatywne skutki społeczno-polityczne, np. próby przerwania nauki w szkołach i wyprowadzenie młodzieży, przerwy w pracy;
— [...] wszelkie samorzutne inicjatywy ze strony wiernych co do organizowania grup, pielgrzymek poza limitem, opracowywania petycji i skarg, zamiarów upamiętnienia wizyty papieża (tablice, pomniki itp.), prób produkcji i kolportażu pism pozbawionych debitu państwowego, organizowania nielegalnych zgromadzeń, zbiórek pieniężnych.
[…] Naczelnicy Wydziałów IV KW MO, na terenie których będą organizowane uroczystości z udziałem papieża, zapewnią ponadto:
— [...] możliwość wprowadzenia odpowiednich ilości agentury do kościelnych komitetów lokalnych, w celu odpowiedniego sterowania pracą tych komitetów w kierunku zgodnym z ustaleniami czynników państwowych i kościelnych.
Warszawa, 19 kwietnia
Metody pracy operacyjnej aparatu bezpieczeństwa wobec Kościołów i związków wyznaniowych 1945–1989, red. Adam Dziurak, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wizyta Jana Pawła II jest doniosłym wydarzeniem w życiu naszego narodu i wszyscy mają prawo do uczestnictwa we wszystkich uroczystościach związanych z pielgrzymką Papieża. Dlatego też zasadniczym sposobem udostępnienia społeczeństwu tej możliwości jest bezpośrednia, pełna, niecenzurowana transmisja telewizyjna w programie pierwszym, to jest ogólnopolskim.
Warszawa, 14 maja
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa–Londyn 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ojcze Święty,
Wyrażając głęboką radość z przyjazdu Waszej Świątobliwości do ojczystego kraju, witamy w jego osobie nie tylko widzialną głowę Kościoła Powszechnego, ale i naszego rodaka. [...] Widzimy w Tobie głosiciela zasad moralności społecznej i wolności wszystkich narodów. Widzimy w Tobie rzecznika godności ludzkiej, rzecznika ludzi, „którzy mają odwagę powiedzieć «nie!» albo też powiedzieć «tak!»” — gdy to kosztuje.
Warszawa, 19 maja
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski. Warszawa-Londyn 1994.
Zwracam się z ogromną prośbą do Telewizji. Włączcie do programu relacje z pobytu papieża Jana Pawła II. Byliśmy przekonani, że przekażecie nam Msze św. odprawiane przez Ojca Świętego, jego kazania. Tymczasem w ostatnim tygodniu dowiedzieliśmy się, że nie możemy liczyć na Was, że robicie trudności. Pomyślcie o chorych, starszych ludziach i tych wszystkich wierzących, którzy pragną uczestniczyć choć przez TV we wszystkich uroczystych chwilach. Jest nas dużo, a może 70% wszystkich Polaków. A ta reszta też chętnie obejrzy Papieża-Polaka. Doniosłość tej wizyty jest ogromna dla nas wszystkich. Głośnym echem rozniosła się po całym świecie. Zróbcie wszystko, żebyśmy wdzięcznym sercem myśleli o Was, a nie z żalem, pretensją, nawet nienawiścią.
28 maja
Księga listów PRL-u, część trzecia, 1971-1989, Warszawa 2005.
Władze policyjne wzmogły represje. Podczas licznych rewizji i zatrzymań zabiera się m.in. fotografie Papieża, plakaty z jego podobizną, emblematy papieskie. [...] Szczególnie drastycznym wypadkiem jest bezprawne skierowanie Mirosława Jerzego Kimnesa na przymusową obserwację psychiatryczną [...] za zbieranie podpisów pod apelem do władz o pełną transmisję telewizyjną z pielgrzymki Papieża do Polski.
Warszawa, 29 maja
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa–Londyn 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W naszym kraju w ramach przygotowań do przyjazdu Papieża wstrzymano wydawanie postanowień o warunkowym, przedterminowym zwolnieniu. Fakt ten jest znamienny dla polityki karnej i penitarnej PRL.
Polska jest krajem mającym jeden z najostrzejszych systemów karnych. Przeciętna wysokość wyroku stale rośnie: gdy w 1966 wynosiła 13 lat i 9 miesięcy, to w 1976 — 25 lat i 1 miesiąc. Przez zakłady karne w Polsce przewija się rocznie około 200 000 osób.
[...] stosowana polityka karna i penitencjarna nie spełnia swoich zadań. Zaostrzenie kar i mnożenie przestępców nie zlikwiduje rzeczywistych przyczyn przestępczości.
Jedną z nich jest szalejący w naszym kraju alkoholizm, powodujący rozkład rodziny i staczanie się młodocianych na drogę przestępstwa.
Zastąpienie zadań wychowawczych szkoły przez funkcje propagandowo-ideologiczne, świadome niszczenie tradycyjnych wzorców moralnych sprzyja szerzeniu się w społeczeństwie postaw moralnej obojętności.
Nieidentyfikowanie się społeczeństwa z państwem, postępująca dezorganizacja życia społecznego i gospodarczego, kolosalne marnotrawstwo powodują zanik poczucia odpowiedzialności i lekceważący stosunek do prawa. W powodzi mnożących się nakazów i zakazów wszyscy stajemy się przestępcami.
29 maja
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. A. Jastrzębski, Warszawa, Londyn 1994.
W dniach poprzedzających przyjazd do Polski papieża Jana Pawła II władze policyjne wzmogły represje. Podczas licznych rewizji i zatrzymań zabiera się m.in. fotografie papieża, plakaty z jego podobizną, emblematy papieskie. [...]
Szczególnie drastycznym wypadkiem jest bezprawne skierowanie Mirosława Jerzego Kimnesa na przymusową obserwację psychiatryczną do Wojewódzkiego Szpitala Chorób Psychicznych i Nerwowych (oddział 9A) w Kochanówku — za zbieranie podpisów pod apelem do władz o pełną transmisję telewizyjną z pielgrzymki papieża do Polski.
Warszawa, 29 maja
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa-Londyn 1994.
Przez czwartek i piątek przekrzykiwały się chóry pogłosek, piętrzyły się apokaliptyczne wizje. Dwa miliony chłopstwa nadciągnie z wozami i końmi do Warszawy, stratuje miasto, poniszczy ogrody, złupi sklepy... Dwa miliony będą spać pokotem w sieniach, zostawią po sobie choroby, łajno i trupy, co najmniej pięć tysięcy zginie, uduszone, porażone, zmiażdżone... [...]
W [...] piątek wieczór, wyszedłem na miasto, żeby się przyjrzeć temu, co się naprawdę w nim dzieje. [...] Idąc, napotykałem coraz częściej znajomych z widzenia, których nazwisk nie mogłem sobie odtworzyć, i dopiero po jakimś czasie pojąłem, że to nie są znajomi, tylko po prostu ludzie o wyglądzie dawnej inteligencji, ci, którzy na co dzień giną w masie, których nie widać. Więc jeszcze są, wylegli całymi rodzinami.
Właśnie, co mnie najsilniej pociągnęło, to był rodzinny nastrój ulicy. Inny sposób chodzenia, zmieniony skład i rytm. W tej ogromnej ilości nie czuło się naporu, tłum z wolna falował, ludzie szli, nie potrącając się, ustępowano sobie w przejściu. [...] Przyszli obejrzeć miejsca, które odwiedzi Papież. I obejrzeli siebie. Wielotysięczny tłum zobaczył siebie, utwierdził się w poczuciu własnej obecności. Tłum z dziećmi, z babciami, z lodami i psami, nie kierowany z zewnątrz, letni, barwny tłum przyszedł ze wszystkich dzielnic tylko dlatego, że chciał być tutaj. [...] Przyszli tu obejrzeć miasto w przeddzień wizyty Papieża, nie myśląc o niczym innym i nie uświadamiając sobie, że swoim przybyciem przeprowadzili dowód własnego istnienia.
Warszawa, 1 czerwca
Kazimierz Brandys, Miesiące 1978–1981, Warszawa 1997, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Witam Waszą Świątobliwość w imieniu narodu polskiego, w imieniu najwyższych władz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Przywiązujemy do tej wizyty szczególne znaczenie. Radzi jesteśmy gościć Waszą Świątobliwość na Ziemi Ojczystej. Również osobiście jestem szczerze zadowolony ze spotkania z Waszą Świątobliwością. [...] Podkreślałem niejednokrotnie, że przedmiotem współdziałania Kościoła z Państwem powinno być wszystko, co służy rozwojowi Polski, umacnianiu jej bezpieczeństwa i pozycji na arenie międzynarodowej, wszystko, co przyczynia się do dalszego postępu w życiu społeczeństwa, do umacniania rodziny, wszystkiego, co kultywuje dobre tradycje, pobudza wolę współdziałania, a jednocześnie upowszechnia postawy społecznego zdyscyplinowania i obywatelskiej odpowiedzialności, wysokie walory moralne.
Warszawa, 2 czerwca
„Trybuna Ludu” nr 128, 4 czerwca 1979.
Niezwykle rzadko jeden człowiek może mówić w imieniu całego narodu, wyrażając uczucia i dążenia wszystkich. I nieszczęśliwi są ludzie, którzy stoją na uboczu takich wydarzeń. [...]
Obcość i obawa stały się udziałem władzy w Polsce. [...] Mogli spróbować podzielić naszą radość, przyjąć Ojca Świętego, uznać w Nim duchowego i moralnego przywódcę narodu. Nie chcieli. [...] Mali, dbający o własne interesy ludzie, nieumiejący wyrwać się z zaklętych kręgów nowomowy i nowomyśli.
Każdy mógł zobaczyć, usłyszeć, przeczytać, jak wyglądało powitanie w Belwederze, gdy Gierek mówił o Breżniewie, a Papież o Bogu. Namiestnik Kremla i Namiestnik Chrystusa.
Warszawa, 2 czerwca
„Robotnik” nr 34, 1979, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Kiedy wszedłem na plac Zwycięstwa i zobaczyłem setki tysięcy ludzi stojących w idealnej dyscyplinie, uświadomiłem sobie, jaką ogromną siłą dysponuje ten kraj i że oto właściwie legła w gruzy cała partyjna ideologia.
Warszawa, 2 czerwca
„Solidarność”, reż. Jean-Michel Meurice, 1990, [cyt. za:] Droga do Solidarności, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Chrystusa nie można wyłączyć z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu na ziemi.
Jeśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie — to równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest jego naród. [...] Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego — tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas — bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. [...]
To wszystko: dzieje Ojczyzny, tworzone przez każdego jej syna i każdą córkę od tysiąca lat — i w tym pokoleniu, i w przyszłych — choćby to był człowiek bezimienny i nieznany, tak jak ten żołnierz, przy którego grobie stoimy... To wszystko: i dzieje ludów, które żyły wraz z nami i wśród nas, jak choćby ci, których setki tysięcy zginęły w murach warszawskiego getta. To wszystko w tej Eucharystii ogarniam myślą i sercem i włączam w tę jedną jedyną Najświętszą Ofiarę Chrystusa na placu Zwycięstwa. I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi! Amen.
Warszawa, plac Zwycięstwa, 2 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. 1979, 1983, 1987, 1991, 1995, 1997, 1999, 2002. Przemówienia, homilie, [oprac. Janusz Poniewierski], Kraków 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W czasie mszy na placu Zwycięstwa omal nie doszło do katastrofy. Papież w swej homilii, nawiązując do zniszczenia Warszawy, powiedział o pomocy, której Warszawa próżno oczekiwała z drugiej strony Wisły. Na te słowa papieskie ostro zareagował członek Biura Politycznego, sekretarz KC Stanisław Kania i przez telefon głosem nieco histerycznym zażądał od Macieja Szczepańskiego, kierującego transmisją telewizyjną, wyłączenia głosu papieskiego na wizji i na całym placu Zwycięstwa. Nie wiem, czy ma pan świadomość, że spełnienie jego życzenia wywołałoby ogromne wzburzenie ludzi, tak na placu, jak i przed telewizorami. Jestem pewien, że wszystkie agencje przerwałyby swój normalny serwis i informację o przerwaniu przez komunistów homilii papieskiej podałyby jako informację nadzwyczaj pilną. Szczerze też mówiąc, Breżniew miałby potwierdzenie swych obaw o polityczny wydźwięk wizyty. Maciek Szczepański, w co nigdy nie wątpiłem, wykazał się wówczas, nie po raz pierwszy, charakterem i stanowczo odmówił Kani wykonania jego polecenia.
Warszawa, 2 czerwca
Janusz Rolicki, Edward Gierek:przerwana dekada, Warszawa 1990.
Cały dzień przy telewizorze. Ogromne wzruszenie i napięcie. Godz. 9.40. Już leci chyba nad Polską. Do Poznania Papież nie przyjedzie, a jednak domy przystrojone flagami narodowymi i papieskimi. Czuć, że dzieje się jakaś wielka rzecz. W Warszawie podobno kościoły były otwarte przez całą noc, żeby przyjezdni pielgrzymi mieli dach nad głową. Akredytowanych ponad tysiąc dziennikarzy i 50 telewizji zagranicznych. Wreszcie cały świat będzie wiedział, gdzie leży i jak wygląda ta mityczna Polska. [...]
Godz. 10.07. Lądowanie i długie kołowanie na lotnisku. Ciekawam, czy serce mu bije tak, jak mnie. Ten bęcwał Gierek nie przyszedł witać Gościa. Mają trudności z doczepieniem schodów. Prymas Wyszyński wchodzi do samolotu. Po chwili schodzi Jan Paweł II. Klęka i całuje ziemię. Wita się z Jabłońskim, Przewodniczącym Rady Państwa. Natychmiast robi się koło niego tłok i zamieszanie: dzieci z kwiatami, dziennikarze. Akompaniament oklasków i ryku tłumów.
Poznań, 2 czerwca
Maria Grabowska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
My z żoną mieliśmy swój wielki dzień, jedyny i najpiękniejszy, jak to określiłem, w naszym życiu. Zostaliśmy zaproszeni przez ks. Prymasa na spotkanie z Ojcem Świętym w dniu pierwszym Jego przybycia do Polski. [...] Audiencja miała miejsce w dniu 2 czerwca o godz. 21, w rezydencji prymasowskiej na ul. Miodowej 17. [...] Na wiele minut przed wyznaczoną godziną byliśmy na Miodowej. Jednak nie lada sprawą było dotarcie do drzwi rezydencji, ponieważ przyległe ulice i dziedziniec wypełniony był gęstym tłumem, pełnym podniecenia i oczekiwania na mającego się ukazać na balkonie Ojca św. [...] Weszliśmy na górę do dużej sali, gdzie gromadzili się w dyplomatycznym kręgu goście, mający być przedstawieni Ojcu św. W sumie było około 40 osób. Czekaliśmy na wkroczenie Ojca św. do sali, wszyscy staliśmy w skupionym milczeniu [...].
W pewnym momencie wszedł na salę ks. Prymas, by jako Gospodarz, sprawdzić porządek na sali. Przywitał się z najbliżej stojącymi... Był pogodny, rozluźniony, promieniujący życzliwością. Wnet zjawił się Ojciec św. i podszedł do stolika znajdującego się na środku sali. Ks. Prymas w serdecznych słowach złożył hołd Ojcu Świętemu, podziękował za łaskawe spotkanie z zaproszonymi gośćmi. Ks. Prymas z Ojcem św. kolejno przesuwali się wzdłuż kręgu stojących, przy czym ks. Kardynał Wyszyński prezentował kolejno osoby, z którymi witał się Papież. Dłużej zatrzymali się przy grupie pułkowników i generałów dawnych kombatantów. [...] Na zakończenie audiencji Ojciec św. wręczył wszystkim uczestnikom pamiątkowe medale i książki. [...] Spotkanie zakończyło się krótką modlitwą i odśpiewaniem Apelu Jasnogórskiego.
Warszawa, 2 czerwca
Roman Kadziński, Kartki z mojego życia, dziennik w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, akc. 3638.
Dzisiaj przybył do Polski Jan Paweł II. Wyobrażam sobie, co się będzie w najbliższych dniach działo w kraju. Na lotnisku powitał go Jabłoński i prymas, a w południe papieża przyjął w Belwederze Gierek, któremu towarzyszył Jabłoński. Przemówienia zostały opublikowane, nie ma wiec potrzeby powtarzać ich. Natomiast w Belwederze zwrócił moją uwagę jeden szczegół, którego nie zapomnę. Gdy Gierek skończył przemówienie, podszedł do niego adiutant, pułkownik Chełmiński, wziął od niego tekst przemówienia i... okulary. Takie to panisko zrobiło się z naszego proletariusza z krwi i kości! Byłby to dla niego zbyt wielki wysiłek, żeby włożyć swoje okulary do kieszonki marynarki.
Warszawa, 2 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Wizyta Papieża — jakaż siła, jakiż format bije z tego Człowieka! Nie o kolorowych telewizorach mówi, ale o wierze, pojednaniu, prawdzie, etyczności, podmiotowości społecznej. Stałem na placu Zwycięstwa sześć godzin, pod prostopadłym słońcem, które przypiekło do żywego Warszawę i do żywego urzeczony słuchałem o miałkości, małości i słabości człowieka wobec tej szansy, jaką ma. Tego było potrzeba Polakom. Formatu. Nie idei przez małe „i”, lecz powołania do wielkości.
Warszawa, 2 czerwca
Krzysztof Mętrak, Dziennik 1969-1979, Warszawa 1997.
O szesnastej msza na placu Zwycięstwa. Papież składa osobiście wiązankę kwiatów przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Klęczy. Modli się. Całuje płytę. Wpisuje do Księgi: „Jan Paweł II, papież, syn Narodu”. Hymny papieski i polski. Gaude Mater. Potem psalm Tu es Petrus, gdy w specjalnym namiocie papież przebiera się do mszy. Ołtarz: krzyż, zwisająca stuły, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Rozpoczyna się msza. Wielu diakonów, uroczysta procesja celebransów w pysznych strojach. Na ołtarzu wypisane imiona świętych polskich. Jan Paweł II bez przerwy błogosławi tłumom. Wstąpił na stopnie ołtarza.
[...]
Przemówienie papieża. [...]
To przemówienie było manifestem wiary. Odwaga, prawda. Wysoka godność narodu „Wszystko, co Polskę stanowi”. „Wołam Ducha Świętego: Przyjdź na polską ziemię”. Takiej cudownej manifestacji polskiego katolicyzmu plac Zwycięstwa jeszcze nigdy nie widział!!! Setki ludzi przystępuje do komunii św. z rąk papieża. Każdy całuje go w rękę. [...] Uroczystość trwa 3 godziny.
Warszawa, 2 czerwca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Dzień wcześniej [1 czerwca] na ulicach Warszawy panowało już łatwo uchwytne wrażenie Wielkiego Nastroju, Święta. Myśli skupiły się na jednym, tłumy wędrowały na plac Zwycięstwa, by obejrzeć przygotowany tam ołtarz i Wielki Krzyż. I wreszcie sobota. Tłumy zebrane na trasie przejazdu; gorąco. Kiedy usłyszeliśmy, że On wylądował, że ukląkł i pocałował ziemię, z której wyszedł, zapanowało wzruszenie, którego nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Ten tłum nie był już masą anonimowych osobników. To byli bracia w wierze. [...] każdy czuł się osobą złączoną z innymi przeżyciem, wiarą i nadzieją. Tego dnia nie było ludzi samotnych.
Warszawa, 1-2 czerwca
„Robotnik” nr 34, z 10 czerwca 1979.
Odwiedziny moje podyktowane są motywem ściśle religijnym. Równocześnie zaś gorąco pragnę tego, aby niniejsza podróż do Polski mogła służyć wielkiej sprawie zbliżenia i współpracy pomiędzy narodami. Ażeby służyła wzajemnemu zrozumieniu, pojednaniu i pokojowi w świecie współczesnym. Pragnę wreszcie, aby owocem moich odwiedzin stała się jedność wewnętrzna mych rodaków, a także dalszy pomyślny rozwój stosunków pomiędzy Państwem a Kościołem w mej umiłowanej Ojczyźnie. [...]
Jakież uczucia budzi w moim sercu melodia i tekst polskiego hymnu narodowego, którego przed chwilą wysłuchaliśmy z należną czcią. Dziękuję wam, że temu Polakowi, który dzisiaj przybywa „z ziemi włoskiej do polskiej”, towarzyszy na progu jego pielgrzymki po Polsce ta melodia i tekst, w którym stale dochodziła i dochodzi do głosu niestrudzona wola życia narodu: „póki my żyjemy”.
Warszawa, lotnisko Okęcie, 2 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2005.
Wasza Świątobliwość!
Za kilka tygodni wszyscy Polacy obchodzić będą 35–lecie Odrodzenia Ojczyzny. Wasza Świątobliwość z własnego życia zna dobrze wielkie dokonania naszego narodu w tym krótkim, ale wyróżniającym się, okresie jego tysiącletnich dziejów. Zostały rozwiane fundamentalne problemy narodowe — sprawiedliwych granic, trwałych gwarancji niepodległości, suwerenności i bezpieczeństwa, opartych na niezawodnych sojuszach, a przede wszystkim na sojuszu, przyjaźni i współpracy ze Związkiem Radzieckim.
Warszawa, 2 czerwca
„Trybuna Ludu” nr 128, z 4 czerwca 1979.
To, że racją bytu państwa jest suwerenność społeczeństwa, narodu, ojczyzny, to my, Polacy, szczególnie głęboko odczuwamy. Tego nauczyliśmy się poprzez całe nasze dzieje, a w szczególności poprzez ciężkie doświadczenia ostatnich stuleci. Nigdy nie możemy zapomnieć tej straszliwej lekcji dziejowej, jaką była utrata niepodległości Polski od końca XVIII do początku bieżącego stulecia. To bolesne, w istocie swej negatywne doświadczenie, stało się jakby nową kuźnią polskiego patriotyzmu. Słowo „ojczyzna” posiada dla nas takie znaczenie pojęciowe i uczuciowe zarazem, którego, zdaje się, nie znają inne narody Europy i świata.
[...]
Pokój i zbliżenie pomiędzy narodami może budować się tylko na zasadzie poszanowania obiektywnych praw narodu, takich jak prawo do istnienia, do wolności, do podmiotowości społeczno-politycznej, do tworzenia własnej kultury i cywilizacji.
Warszawa, 2 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2005.
Pielgrzymka była dla mnie epokowym wydarzeniem, najważniejszym od czasu obchodów milenijnych na Jasnej Górze w maju 1966. Obchody Tysiąclecia Chrztu Polski były kamieniem milowym na drodze do niepodległości. Na placu Zwycięstwa w czerwcu 1979 poczułem, że jest to jeszcze donioślejsze wydarzenie. Mówiliśmy wtedy, że ta pielgrzymka zmieni obraz Polski.
Podniosłość atmosfery wynikała z tego, że Papież mówił między wierszami rzeczy, które były do tej pory przemilczane. Wierni reagowali długimi oklaskami, doskonale odczytując przesłanie. Wyjątkowość pielgrzymki, w przeciwieństwie do późniejszych wizyt, budowały słowa Papieża, a nie sam fakt jego przyjazdu.
Warszawa, ok. 2 czerwca
Ruch Obrony Praw, wybór i oprac. Mateusz Sidor, Warszawa 2007.
Powrót Jana Pawła II. Telewizja transmituje z Warszawy mszę na placu Zwycięstwa (rząd jest reprezentowany przez ministra od kombatantów). Ulice Krakowa są puste. W katolickim liceum sióstr Prezentek gorączkowe mycie okien. Olbrzymi portret papieża zdobi kościół na ulicy Św. Jana. W miastach, które ma odwiedzić papież, na kilka dni wstrzymano sprzedaż alkoholu. Zabronione zostało dekorowanie budynków państwowych. Krakowskie i warszawskie prostytutki poszły w odstawkę. Wysłannicy radia France Inter najwyraźniej mają za zadanie minimalizować wszelkie przejawy niezgody między Gierkiem i papieżem. Porównują Belweder do Pałacu Elizejskiego.
Kraków, 2 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Tłumy młodzieży. Szli na mszę, którą Papież odprawiał na placu Zamkowym dla nich, przed kościołem św. Anny. Szli i szli. Nie wytrzymałem i wyskoczyłem. Nie było obstawy. Poszedłem w miasto. [...] Wszędzie pełno radosnych ludzi, zdyscyplinowanych, niesłychanie zdyscyplinowanych i silnych. Czułem to. Noc, radość i ten porządek. Klimat wolności. [...] To już nie był tłum, to byli zorganizowani świadomi ludzie. [...] Patrzyłem na to i wtedy zaczęło do mnie docierać, że oto dokonało się u nas coś wielkiego. Naród zobaczył swoją siłę. Zobaczyliśmy na ulicach i placach, ilu nas jest. Wszyscy ożywieni jednym duchem.
Warszawa, 2–3 czerwca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przyszła mi taka myśl [...]. Będą razem z tobą mówić to kazanie! Bo wcale nie jest takie interesujące to, że klaszczą, że biją brawo, tylko kiedy biją brawo!
[...] Kiedy biją brawo? Wczoraj, kiedy powiedziałem: Chrystus — przez 15 minut bili brawo, dzisiaj, kiedy powiedziałem: Duch Święty — może już trochę krócej, bo jeszcze, jak mówi Pismo Święte, nie całkiem się obudzili. Ale w każdym razie bili.
Chociażbyście nie wiem jak bili brawo, to ja tę myśl muszę skończyć. Otóż, co ja sobie pomyślałem dzisiaj rano. Pomyślałem sobie: co się dzieje z tym społeczeństwem? Stało się jakimś społeczeństwem teologicznym!
Warszawa, 3 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2005.
Czy już Telewizja Polska tak zbiedniała, że nie stać ją na transmisję uroczystości z okazji przyjazdu Ojca Świętego do Polski, a konkretnie z Częstochowy? My, katolicy mamy prawo wymagać, aby ta uroczystość była nam podana od początku do końca. [...] Z jakich powodów zostaje nam to odmówione? [...] Nie każdy może jechać do Częstochowy, tym bardziej, że są stworzone trudności, ale i tak znajdzie się wiele tysięcy najwytrwalszych, których nic nie powstrzyma. A reszta, słabi, chorzy, starcy? Oni się nie liczą?
[...] My będziemy czekać przy telewizorach.
4 czerwca
Księga listów PRL-u, cz. 3: 1971–1989, wybór i oprac. Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tuż przed rozpoczęciem uroczystości religijnych na Błoniach zadzwonił do mnie znajomy oficer bezpieczeństwa, znajdujący się w punkcie obserwacyjnym, że właśnie pod oknami domu, gdzie przebywał, trwa przebieranie się w stroje ludowe dużej grupy pątników ze Słowacji. Władze Czechosłowacji ze zgorszeniem patrzyły na to, co się dzieje w Polsce, i w okresie wizyty papieża do minimum zredukowały wyjazdy swoich obywateli do naszego kraju. Grupa Słowaków w strojach ludowych na pewno zostałaby zatrzymana na granicy. I dlatego dopiero w Krakowie ubierali się oni w stroje uroczyste.
Kraków, 6–10 czerwca
Kazimierz Barcikowski, U szczytów władzy, Warszawa 1998.
Nareszcie. Biegamy w czwórkę w deszczu po zielonych Błoniach. Jak dzieci, jak w 1944, gdy przelatywały amerykańskie samoloty (może to właśnie chciałem ponownie przeżyć?), machamy na widok helikopterów małymi flagami Polski i Watykanu. Helikoptery lądują na Błoniach, papież jest w czwartym. Przemówienia. Tworzy się orszak. Wmieszałem się w tłum przy parku Jordana. Wieczór. Pod balkonem pałacu arcybiskupstwa, gdzie zatrzymał się papież, tłum skanduje jego imię. Papież wychodzi na balkon, za nim, nieco z tyłu nowy kardynał krakowski, Franciszek Macharski. To niespodziewane spotkanie przedłużają okrzyki, wiwaty i pieśni. Jan Paweł II z trudem dochodzi do głosu. Mówi z udawaną surowością: „Jak to? To obywatel Krakowa znika na całe osiem miesięcy, a wy nie ruszacie na poszukiwania?”.
Znów rozlegają się pieśni, jeszcze donośniejsze. Na balkonie papież wybija nogą rytm. Gdy robi się późno, oświadcza: „Róbcie co chcecie, ja idę spać”.
Na twarzach krakowian, w ich zachowaniu, daje się wyczytać radość, śmiałość nawet. […] W domu akademickim „Babilon” na miasteczku studenckim, gdzie zakazano jakichkolwiek dekoracji na przywitanie papieża, studenci zapalili światła w pokojach w ten sposób, że przez całą noc oświetlone okna fasady budynku tworzyły z dala wielki krzyż.
Kraków, 6 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Wysłuchaliśmy homilii Papieża. Słuchałam, płacząc przez cały czas ze wzruszenia i zagubienia, mimo że przecież nie należę do wierzących. Wierzę w niego jako człowieka. Wielkość Papieża, nasza nędza ludzka, nędza kraju, czuję to podczas słuchania jego słów.
Warszawa, 7 czerwca
Krystyna Kofta, Monografia grzechów. Z dziennika 1978–1989, Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Blisko trzy godziny trwa transmisja mszy pontyfikalnej w obozie Oświęcim. Ołtarz zbudowany na placu obok rampy śmierci, na olbrzymim krzyżu cierniowym korona, pasiak z numerem obozowym Ojca Kolbego. [...] Teraz od dłuższego czasu Papież rozdaje komunię św. Tłum śpiewa „U drzwi Twoich stoję, Panie”, ulubioną pieśń Mamuni. Mówiła mi, że przy śmierci chciałaby ją słyszeć obok Mazurka Dąbrowskiego.
Warszawa, 7 czerwca
Józefa Radzymińska, Dzienniki z lat 1945–1991 w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 13710/2.
Czekałam na „Dziennik Telewizyjny”, gdzie, jak obiecywano, miały być podawane „szerokie sprawozdania”. Tak jak ja czekały miliony Polaków. I tu nastąpiło coś, co przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Na początku „Dziennika” podali jakieś nieważne wiadomości o wizycie Gierka w jakimś PGR-ze. Długo pokazywali hodowlę świń, mlaskające nad korytem świnie, kwiczące prosiaki. Dopiero potem — dano migawkę z bytności Papieża w Nowym Targu. Jakiż to dowód chamstwa.
Warszawa, 8 czerwca
Teresa Konarska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, AO II/176, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W dzienniku wieczornym w pierwszej kolejności zobaczyliśmy Edwarda Gierka, którego oglądamy 365 dni w roku i to nie jeden raz. Zobaczyliśmy go tym razem na inspekcji hodowli tuczników. Dopiero później ukazał się na ekranie helikopter Papieża i Jego przybycie do Nowego Targu. Jaki to nietakt, brak elementarnych zasad dobrego wychowania i zanik zupełny form szacunku dla człowieka piastującego najwyższą godność na świecie
Krótki pobyt Jana Pawła II w Nowym Targu, to była jedna victoria. Naród podhalański pokazał raz jeszcze swoją najwyższą klasę. Uroczystość na rozległej równinie, ołtarz polowy zadaszony stromym przekryciem, nawiązującym do lokalnego budownictwa z drewna. [...] I ten śpiew tysięcy górali towarzyszący odjeżdżającemu Ojcu Świętemu początkowo w odkrytym samochodzie, a potem helikopterze: „Góralu, czy ci nie żal”.
Warszawa-Nowy Targ, 8 czerwca
Jerzy Wierzbicki, Wspomnienia z lat 1905–1983, dziennik w zbiorach Biblioteki Narodowej, III.9773.
Parking, przygotowany z okazji wizyty papieskiej w Nowym Targu, znajduje się około dziesięć kilometrów od lądowiska, gdzie papież ma w południe odprawiać mszę. […] Wokół terenu lądowiska przewoźne bary – samochody z otwartym tyłem, przerobionym na kontuar; oferują kanapki, soki owocowe, kiełbaski. Wspinam się na jedną z takich ciężarówek, żeby robić zdjęcia. Księża w dżinsach przebierają się w sutanny. Górale powkładali zdobione skórą spodnie z białego sukna, haftowane serdaki i małe kapelusze. Siadamy na trawie. Megafony podają godziny odjazdu pociągów popołudniowych do Zakopanego i Krakowa; zaleca nam się zachowanie w obecności papieża porządku i dyscypliny, opanowanie i entuzjazm. I oto helikoptery! Jak zwykle „czekamy na czwarty!”. Boska pszczoła, uzbrojona w święte żądło, zawieszona nad naszymi głowami.
Jesteśmy daleko od ołtarza. […] Z homilii papieskiej docierają do mnie tylko okruchy: kochamy tę ziemię; nadciągają czarne chmury, […] żeby tu, w Polsce, zachowane zostało prawo do pracy i do ziemi; żeby za swą pracę ludzie otrzymywali wynagrodzenie; człowiek ma prawo do życia i do rodziny; z rodziny czerpie swą siłę i młodość.
Nowy Targ, 8 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Dziewięć ostatnich dni to zbiorowa manifestacja miłości — widać taka potrzeba była i jest, bo wylała bezwstydnie i jawnie (mimo mody na dyskrecję) — i wszyscy pokazują, jak go kochają — młodzi i starzy, duchowni i świeccy, kobiety i mężczyźni, dobrzy i źli, którzy chcieliby być lepsi. Dziwny jest ten świat. Żyje się w bagienku wśród takich różnych ludziom podobnych i nagle zjawia się jeden i za pomocą niewielkiej ilości słów i paru oszczędnych gestów udowadnia tym człekopodobnym, że są prawdziwymi ludźmi.
Warszawa, 9 czerwca
Maria Czanerle, zbiór rękopisów Biblioteki Narodowej, sygn. akc. 17340, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
To tutaj, pomiędzy chrztem w Warszawie a bierzmowaniem w Krakowie zawierał się głęboki sens tej pielgrzymki, jakim było utwierdzenie Polski w wierze chrześcijańskiej. W tej wierze bowiem naród ukształtował swą historię, kulturę, wyrzeźbił swoje dziedzictwo. Było to nawiązanie do korzeni, do rzeczywistości, jaką owo dziedzictwo symbolizowało przez wieki. Było to jednocześnie zaproszenie do wierności tej spuściźnie, do umacniania jej i wyrażania przez nieustanną obronę godności osoby ludzkiej.
Niezapomniane przeżycie! Odnosiłem wrażenie, że działo się coś, czego nie byliśmy w stanie objąć naszym rozumem. Od tej chwili ludzie, u boku Papieża, poczuli się wolni, wewnętrznie wolni. Nie byli już owładnięci strachem. Nie tylko w Polsce, ale również w innych, zwłaszcza sąsiadujących z nami, krajach Wschodu, a także w krajach Trzeciego Świata zrozumiano, że Papież samą swoją obecnością dawał poczucie wolności.
Kraków, 9 czerwca
Stanisław Dziwisz, Świadectwo. W rozmowie z Gian Franco Svidercoschim, Warszawa 2007.
Chrześcijaństwo i Kościół nie boi się świata pracy. Nie boi się ustroju pracy. Papież nie boi się ludzi pracy. Zawsze byli mu szczególnie bliscy. [...]
Współczesna bowiem problematyka ludzkiej pracy (czy zresztą tylko współczesna?) ostatecznie sprowadza się — niech mi to darują wszyscy specjaliści — nie do techniki, i nawet nie do ekonomii, ale do jednej podstawowej kategorii: jest to kategoria godności pracy — czyli godności człowieka. I ekonomia, i technika, i tyle innych specjalizacji czy dyscyplin swoją rację bytu czerpią z tej jednej podstawowej kategorii. Jeśli nie czerpią jej stąd, jeśli kształtują się poza godnością ludzkiej pracy, poza godnością człowieka pracy, są błędne, a mogą być nawet szkodliwe, jeśli są przeciw człowiekowi.
Nowa Huta, 9 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2005.
Popołudnie w Rynku, gdzie papież ma przyjechać po wyjściu z kościoła Mariackiego. Ponieważ protokół nie przewiduje tu żadnego spotkania z ludnością, papież będzie siedział w samochodzie. Tymczasem za metalowymi barierkami oczekuje go olbrzymi tłum. Pomnik Mickiewicza wzięto szturmem. Wywieszono flagi polskie i węgierskie. […] Spotykam przez przypadek znajomego – mówi, że Rynek nie pamięta tak wielkiego, spontanicznego, rozradowanego tłumu od czasu przyjazdu generała de Gaulle’a w 1967 roku. Rynek skąpany w słońcu, pełen życia, pełen uwagi – czekałem na to cztery lata.
Kraków, 9 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.–
Nie zapomnę nigdy dni, które dane mi było spędzić w mojej drogiej Ojczyźnie. Zabieram ją w sercu, życzę jej ciągłego postępu we wszystkich dziedzinach życia duchowego, [...] moralnego, kulturalnego, społecznego i ekonomicznego, i o to się stale modlę. Ponawiam pełne nadziei życzenia, aby moje odwiedziny w Polsce służyły tym celom, dla których zostały podjęte i ufam, że odbyte spotkania, zwłaszcza w Belwederze, posłużą pożądanemu rozwojowi stosunków pomiędzy Kościołem i Państwem w Polsce oraz pomiędzy Stolicą Apostolską i rządem Państwa Polskiego.
Kraków, 10 czerwca
„Trybuna Ludu” nr 134, 11 czerwca 1979.
Z miasta, na Błonia, płynął ulicą wielki, kolorowy tłum [...]. Spokojnie, bez pielgrzymich tobołków w ręku. I tak spływał ulicami starego Krakowa do godziny dziesiątej. [...] Rozpoczęła się msza. Hotel „Cracovia” był zamieszkany przez dziennikarzy zagranicznych. Na każdym piętrze stały telewizory, z których płynęły chóralne śpiewy i modlitwa. Odnosiło się wrażenie, że cały hotel płynie w tym niekończącym się śpiewie. Gdy wyszedłem na miasto, miałem to samo wrażenie. Cały Kraków uczestniczył w nabożeństwie.
Kraków, 10 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale — pytanie zasadnicze: czy wolno? I w imię czego „wolno”? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć „nie” temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło.
Kraków-Błonia, 10 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. 1979, 1983, 1987, 1991, 1995, 1997, 1999, 2002. Przemówienia, homilie, [oprac. Janusz Poniewierski], Kraków 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Czasy nasze ogromnie potrzebują takiego świadectwa, w którym dojdzie wyraźnie do głosu wola zbliżenia pomiędzy narodami i ustrojami jako nieodzowny warunek pokoju w świecie. Czasy nasze domagają się od nas, aby nie zamykać się w żadnych sztywnych granicach, gdy chodzi o dobro człowieka. On musi mieć wszędzie świadomość i pewność swojego autentycznego obywatelstwa. Powiedziałbym: świadomość i pewność swojego prymatu w jakimkolwiek układzie stosunków i sił.
Kraków-Balice, 10 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. 1979, 1983, 1987, 1991, 1995, 1997, 1999, 2002. Przemówienia, homilie, [oprac. Janusz Poniewierski], Kraków 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jutro już życie wróci do swojego nurtu. Coś zniknie z naszego życia, zrobi się znowu smutno, pusto i szaro. Będziemy jeszcze słuchać wszystkich ech tej wielkiej wizyty. [...] Był to jakiś promyk nadziei, powiew wolności, której tak bardzo jesteśmy spragnieni. No i jeszcze coś, czego nam tak bardzo brakuje: słów, w których jest prawda. Nie slogany, którymi nas karmią do przesytu, nie kłamstwo, nie obłuda — tak wstrętna, tak tania i tak bardzo nietrafiająca nam do przekonania. Karmieni kłamstwem — pragniemy prawdy.
Warszawa, 10 czerwca
Teresa Konarska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, AO II/176, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Dzisiaj na kanale II NBC szedł reportaż z pobytu papieża w stolicy Polski. Nigdy nie słyszałem, by było tyle mowy polskiej w TV co dzisiaj. Słychać było śpiew, wspaniale śpiewały chóry. Najwięcej słychać było śpiew wiernych. Pozwolili na transmisję kazania papieża. Tłumy w Warszawie były wspaniałe. Papież mówił z wielkim umiarem. Akcentów politycznych nie było — wnioskuję z tych wyrywków, które słyszałem. Mądrze powiedział, że komunizm i katolicyzm mogłyby współżyć, gdyby komuniści przestali uważać robotników za element produkcji. Radował się człowiek, patrząc na tego człowieka, komentarze, słuchając pięknej mowy polskiej. Nareszcie Amerykanie zaczynają się dowiadywać, gdzie leży Polska...
Warszawa-USA, 10 czerwca
Stanisław Dąbrowski, Zapiski emigranta od 3 lipca do 3 listopada 1978, dziennik w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej, Przyb. 9/02:
Tom 7, zeszyt 17.
Kiedy po pierwszym dniu wizyty na czołówkach gazet ukazało się przemówienie Gucwy, a jeden z najważniejszych faktów w naszej historii — kazanie Jana Pawła II — zostało skwitowane krótkimi wzmiankami, pozostał nam tylko śmiech.
Próbowali ukryć miliony ludzi uczestniczących w wielkich uroczystościach. Przed kim? Przed tymi milionami, przed sobą, przed całym światem, czy przed towarzyszami ze Wschodu?
Był to nokaut zadany własnymi rękami. Przejmująca pustka ideologii stworzonej bez Boga i przeciw Bogu.
10 czerwca
„Robotnik” nr 34, z 10 czerwca 1979.
Czerwiec — dziesięciodniowy pobyt Jana Pawła II — entuzjazm inteligencji, chłopów. Chrystianizm na nowo ogarniający wszystkich, którzy poczuli — słowo wolności — wspaniałość Papieża Słowiańskiego. Gdziekolwiek zawitał — w Warszawie, w Gnieźnie, w Częstochowie, w Nowym Targu — biło serce Polski. Całymi dniami słuchaliśmy Papieża w telewizji. Świat
zmienił się i rozpostarł skrzydła tych ludzi — zachwyconych uczuciem wolności, co w naszych warunkach jest wydarzeniem niezwykłym.
Warszawa, 2-10 czerwca
Mieczysław Jastrun, Dziennik 1955–1981, Kraków 2002.
Każdy dzień, o którym tak skąpo było w telewizji, radiu, prasie, przynosił coś nowego. Coraz bardziej czuliśmy Jego obecność, coraz bardziej stawał się nasz. Było to dziewięć dni, które wstrząsnęły Polską, które ujawniły nam nie tylko wielkość osoby Papieża, majestat jego urzędu, ale pokazały nam wreszcie, kim jesteśmy. [...] Nigdy nie widziałem ludzi tak zdyscyplinowanych i to zdyscyplinowanych wewnętrznie, którzy godzinami, cierpliwie, z wzajemną życzliwością potrafili czekać na przejazd papieskiego orszaku. [...] I ci ludzie potrafili w skupieniu, spokoju rozejść się w ciągu półtorej godziny. [...] Od chwili odzyskania niepodległości, od roku 1918 nigdy Polacy nie byli tak zintegrowani, tak wewnętrznie silni.
10 czerwca
„Robotnik” nr 34, z 10 czerwca 1979.
Ojciec Święty dał nam wielkie bogactwo. Nie tylko nam — także Czechom i Rosjanom, Słowakom i Niemcom, Ukraińcom i Bułgarom, Meksykanom i Włochom. Wszystkim ludziom i wszystkim narodom. [...]
Każdy z nas otrzymał szansę. I od każdego z nas zależy, czy potrafimy stworzyć wspólnotę ludzi świadomych, godnych i mężnych, ludzi wierzących i niewierzących, ludzi żyjących w prawdzie. Alternatywą wydaje się tylko małość i nijakość.
Budowanie jedności, takiej, jaką głosi Jan Paweł II, jedności bez nienawiści, jedności ku wolności jest bardzo trudne. Ale po tych dziewięciu wspaniałych dniach wydaje się możliwe.
10 czerwca
„Robotnik” nr 34, z 10 czerwca 1979.
Jaka pustka po wyjeździe Ojca św.! Bo oto w tym naszym szarym, ponurym życiu, ktoś co dzień głośno mówił do nas, nie mówił, „wołał wielkim głosem”, przez radio, w telewizji, bezpośrednio do milionów gromadzących się wokół niego ludzi: o miłości, o pojednaniu, o nadziei, o godności każdego z nas, o wartości i godności naszej pracy. Tak bardzo było nam potrzeba, aby nam ktoś o tym mówił. I taką odczuwamy pustkę, gdy głos ten zamilkł.
Poznań, 11 czerwca
Maria Grabowska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
Wdzięczni jesteśmy Ojcu Świętemu, że przemawiał do nas „językiem wiary i tradycji narodowej”, że przypominał nam tę głęboką prawdę, iż „trwanie narodu jest ciągłym nawrotem do źródeł”, wdzięczni jesteśmy zwłaszcza za ukazanie owej żywej, duchowej więzi, łączącej nas z całą ludzkością, ze wszystkimi narodami, szczególnie z tymi, z którymi łączył nas wspólny dziejowy los. Wdzięczni wreszcie jesteśmy za słowa mówiące o konieczności poszanowania praw każdego człowieka i każdego narodu, także narodu naszego, który swe podstawowe prawo do wolności i niepodległości „wypracował sobie ciężką krwawicą wśród narodów Europy!”.
Spoglądamy przeto z dumą, a zarazem z ufnością na naszą tysiącletnią, chrześcijańską przeszłość, widzimy w niej bowiem źródło ożywczych mocy, wiodących ku przyszłości wolnej i niepodległej! [...]
„Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy...”. Niech żyje Polska! Niech żyje chwalebny Syn Naszego Narodu, Ojciec Święty Jan Paweł II!
24 czerwca
Dokumenty uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce 1977-1981, wstęp i oprac. Grzegorz Waligóra, Kraków 2005.
Podczas pielgrzymki Jana Pawła II społeczeństwo polskie odczuło swoje wywłaszczenie z możliwości realnego wpływu na środki masowego przekazu wyjątkowo dotkliwie. [...] Jedynymi źródłami pełnej informacji były masowo w Polsce słuchane audycje Radia Watykańskiego i Radia Wolna Europa finansowanego przez Kongres USA oraz Radia BBC.
Raz jeszcze okazało się dowodnie, jak wielkie znaczenie informacyjne mają dla naszego społeczeństwa audycje tych rozgłośni. Jeszcze raz okazało się, jak negatywne skutki ma monopolistyczne zawłaszczenie dostępu do środków masowego przekazu przez jedną tylko partię.
Raz jeszcze okazało się, jak sprzeczne z dobrem polskiego społeczeństwa i z duchem międzynarodowego odprężenia jest zagłuszanie zagranicznych radiostacji.
Warszawa, 29 czerwca
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski. Warszawa-Londyn 1994.
Przeminął nie tylko rok pontyfikatu, ale czasu, w którym miało się spełnić wszystko, co z niego doraźnie dobrego dla nas, Polaków, wynika. Kto się miał Polską zainteresować, już się zainteresował. Kto miał tu przyjechać — łącznie z Papieżem — już przyjechał. Teraz zaczynają się kłopoty i ciężary.
Podobnie zresztą dla Kościoła i dla Papieża. Padły już wszystkie gesty symboliczne. Pozostały sprawy.
Warszawa, 5 grudnia
Andrzej Kijowski, Dziennik 1978–1985, wybór i oprac. tekstu Kazimiera Kijowska i Jan Błoński, Kraków 1999, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Niedzielna msza święta rozładowała strach. Przyszły tłumy z miasta. To było olbrzymie wzmocnienie moralne dla tych, którzy zostali. Mamy poparcie, nie jesteśmy sami. Na bramie zawisły krzyż, święte obrazy, portret Papieża. To też było istotne. Przecież to wszystko mogło zawisnąć gdzie indziej. Zawisło na bramie. Dlaczego? Bo ludzie się bali, że wjadą czołgi. To była forma obrony.
Gdańsk, 17 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
Dziś dokonano zamachu na życie Jana Pawła II. Raniony dwoma strzałami został przewieziony na salę reanimacyjną. Zamachowiec nie jest Włochem. Tyle podano o godzinie 17.30, przerywając program telewizji. Boże, chroń naszego papieża...
Warszawa, 13 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Biały marsz. Na Błoniach zgromadził się tłum młodych, wśród jaskrów, z dala od krów. Księża wydają instrukcje przez megafon: żadnych haseł, same białe chorągwie. Wielu młodych ma na sobie białe spodnie i koszule, białe sukienki. Jakaś starsza pani wyjęła białe rękawiczki. Są białe róże i goździki i kilka czarnych sutann. Orszak rusza przy dźwiękach muzyki Chopina. Przechodzi Aleją Mickiewicza, wzdłuż Biblioteki Jagiellońskiej. Doganiam go na skrzyżowaniu, gdzie Karmelicka dochodzi do Plant. Rynek zalany ludźmi – ponad dwieście tysięcy. Przed kościołem Mariackim, nad ołtarzem, ogromny portret Jana Pawła II. Plakat z pokojowym hasłem, wzywa do walki z siłami zła.
Kraków, 17 maja
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Po obiedzie udajemy się na Stare Miasto. Z „Expressu Wieczornego” dowiadujemy się o nieudanym, na szczęście, zamachu na życie Jana Pawła II w Fatimie. Stare Miasto jest dosłownie oblężone: na ulicach długie kolumny milicyjnych samochodów, armatki wodne, duże oddziały zomowców. Widać, że władza dobrze przygotowała się do dialogu ze społeczeństwem...
[...] Ponownie Katedra św. Jana: 13-go każdego miesiąca odprawiana jest tu msza św. w intencji „Solidarności”, w intencji Ojczyzny. Ta odprawiana dzisiaj jest jednak przede wszystkim mszą dziękczynną za cudowne ocalenie życia Papieża. Msza św. dobiega już końca, gdy z zewnątrz dochodzą nas odgłosy dużej wrzawy oraz okrzyki: „Solidarność!, Solidarność!”. Gdy po mszy św. wierni próbują wyjść na zewnątrz, zostają niespodziewanie zaatakowani przez zomowców.
[...] decydujemy się jednak na wyjście z katedry. Zomowcy sprzed katedry nie zatrzymują nas. Kilka starszych kobiet nie kryje swego oburzenia wobec poczynań milicji, poza tym Świętojańska jest zupełnie pusta. [...] U wylotu Świętojańskiej na plac Zamkowy widzimy samochód milicyjny z aparaturą nagłaśniającą, a wokół niego aż roi się od zomowców. Nagle ich szpaler odrywa się od całej grupy i rusza w naszą stronę. Nie wygląda to dobrze, jesteśmy na ulicy sami, więc cała ich złość może skierować się na nas. Za plecami mamy zaś zomowców sprzed katedry, a wiec o wycofaniu się do świątyni nie ma już mowy.
Nie mając praktycznie żadnego wyboru, zmuszeni jesteśmy iść w ich kierunku. Widząc beznadziejność naszej sytuacji, zwracam się do Leszka: „Uratować nas może tylko cud, ale spróbujemy, musimy zachowywać się tak, jak gdyby zarówno czas i miejsce, w którym jesteśmy, były dla nas całkiem naturalne. Tak jak dla nich najlepiej jak, pewni siebie, nie będziemy zwracać na nich żadnej uwagi tak jak gdyby ich nie było” — powiedziałem. Ale łatwo powiedzieć: jak gdyby ich nie było. Tymczasem oni są coraz bliżej, prawie zrównują się z nami, dostrzegam już ich błędne spojrzenia. I wówczas wydarzyło się coś niebywałego: nagle zomowcy tuż przed nami rozstępują się na dwie strony — jak Morze Czerwone przed Mojżeszem — i bez jednego nawet słowa przepuszczają nas środkiem. Cud się jednak wydarzył!
Każdy, kto choćby tylko jeden raz zetknął się w tamtym czasie z zomowcami w akcji i widział, do czego są zdolni wobec uczestników demonstracji, nie zdziwi się, dlaczego zdarzenie to określam, jako cud. Zwykle atakowali oni na oślep, pałując każdego, kto znalazł się w ich zasięgu. Tym razem przeszli jednak obok nas obojętnie (!). Odetchnęliśmy z ulga.
Później demonstrowałem jeszcze pod sztandarami „Solidarności” na ulicach polskich miast, od Wybrzeża po Śląsk, ale nigdy nie byłem już wystawiony na tak wielką próbę nerwów. Dowódca maszerującego na nas oddziału ZOMO nie uwierzył w to, że nie ucieka przed nimi ktoś, kto jest z przeciwnej strony barykady. To musiało być dla niego wręcz nie do wyobrażenia. Nie uciekaliśmy, wiec byliśmy jednymi z nich; po prostu wziął nas za... esbeków!... Innego wytłumaczenia tego zdażenia po prostu nie ma...
Edward I. Fiałkowski, Wiosna nasza, [cyt. za:] http://www.videofact.com/wiosna_fial.html.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W dniu wczorajszym Wydział „W” KSMO odnotował pierwsze opinie i komentarze na temat wizyty papieża w Warszawie. Przeważała w nich troska o spokojny i godny przebieg tej wizyty. [...] Poniżej wybór ciekawszych fragmentów listów:
„Przemówienie Ojca Św. było wręcz genialne. Wysłuchałem go dwukrotnie. Jakże żałosne było to zestawienie dwóch przemówień dwóch profesorów: [Henryka] Jabłońskiego i Wojtyły. Mówili dwaj mężowie stanu: słuchając pierwszego, miało się wrażenie, że jego myśli i wyobrażenia wybiegają na dwa tygodnie naprzód, a drugiego – na tysiąc lat, przy czym ten drugi chwilę bieżącą widzi jak najdokładniej, ale przez pryzmat jakiejś rzeczywistej, przez miliony aprobowanej idei – i przez pryzmat umożliwiający dostrzeganie celów dalekosiężnych”.
[...]
„Wczoraj Papież przyjechał. Obrazek w zasadzie smutny i bezmyślny z ulic Warszawy. Na trasie przejazdu już 3–4 godziny przed zgromadziły się tłumy, tysiące ludzi. Wystali się, poniszczyli, co się dało, trawniki, klomby, co popadło, tylko po to, by widzieć Papieża przez dosłownie 2 sekundy. Tłum ludzki to jednak bezmyślne, rozhisteryzowane bydło. Lepiej tego nie oglądać – ma się wtedy zdrowsze nerwy.”
„Piszę ten list w radiowozie, w czasie pełnienia służby, którą teraz pełnimy prawie non stop. Dochodzi godzina dwunasta, a służbę zaczęliśmy o szóstej i prawdopodobnie skończy się ona późnym wieczorem, podobnie jak wczoraj. Po wczorajszych uroczystościach dość liczne grupy młodzieży wywołały zamieszki uliczne. Wszystko skończyło się jednak dobrze, ale sytuacja zaostrzyła się i między innymi dlatego wciąż działamy. Nastrój mam dość podły, gdyż we Wrocławiu już po wyjeździe papieża spodziewane są uliczne demonstracje, a Wrocław to nasz rejon.
Takie ekscesy mogą opóźnić mój urlop, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle i wszystko ułoży się tak, jak powinno.”
Warszawa, 19 czerwca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Następnego dnia na krakowskie Błonia przybyły dwa miliony wiernych na uroczystość beatyfikacji dwóch wielkich Polaków: ojca Rafała Kalinowskiego, karmelity bosego, i brata Alberta Chmielowskiego, apostoła najuboższych, założyciela braci albertynów i sióstr albertynek. Na zakończenie Mszy świętej, podczas gdy tłum powoli się rozchodził, pojawiły się flagi „Solidarności”. Nadleciały helikoptery, które myliły się, sądząc, że obniżając pułap lotu zastraszą ludzi i rozgonią ich do domu. Wszystko odbyło się w spokoju i porządku, dokładnie tak, jak Ojciec Święty tego pragnął, uniemożliwiając zorganizowanie prowokacji.
Tymczasem władze wpadły w panikę. Po południu na Wawelu odbyło się nieoczekiwanie drugie spotkanie Ojca Świętego z generałem Jaruzelskim, zainicjowane przez stronę rządową, a nie przez Kościół, jak próbowano dać do zrozumienia. Miało ono uspokoić nastroje, złagodzić wagę wydarzenia przewidzianego na następny dzień, a poza tym Jaruzelski chciał przedstawić Papieżowi motywy swego działania, co mogło tłumaczyć wyjątkowo długi czas trwania rozmowy — aż półtorej godziny.
Kraków, 22 czerwca
Stanisław Dziwisz, Świadectwo. W rozmowie z Gian Franco Svidercoschim, Warszawa 2007.
Jesteśmy bardzo skromną reprezentacją wielotysięcznej rzeszy artystów sceny narodowej i polskiej muzyki, którzy starają się codziennym swoim trudem, wedle Chrystusowych nakazów życia, wedle wiary ojców, utrwalać tożsamość w naszym narodzie, a przede wszystkim dawać codziennie świadectwo prawdy.
Castel Gandolfo, 22 lipca
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Wyjątkowo została potraktowana przez władze regionu [częstochowskiego] wizyta polskiego Papieża. W różny sposób starano się zakłócić Jego pielgrzymkę. [...] Trzeci dzień pobytu Ojca Świętego nie przyniósł satysfakcji miejscowym władzom. Tłumy zgromadzone wzdłuż trasy przejazdu i u stóp Jasnej Góry liczono w setki tysięcy. Wizytę Jana Pawła II poprzedziło spontaniczne udekorowanie przez mieszkańców domów i ulic. Portrety Papieża, ołtarze Matki Boskiej i Chrystusa, flagi watykańskie i narodowe widniały w wielu oknach nie tylko wzdłuż trasy przejazdu w Śródmieściu, lecz również w nowych dzielnicach.
Częstochowa, 4 czerwca
Andrzej Różan Terlecki „Przestrzał”, Jasnogórskie podchody, „Apekt” nr 2-3 , 1979.
Regionalny Komitet „Solidarności” Małopolska zwraca się do wszystkich członków i sympatyków „Solidarności” o:
— udekorowanie okien mieszkań, domów, ulic miast flagami i emblematami narodowymi i związkowymi,
— przybywanie na spotkanie z Ojcem Świętym w Tarnowie, na Błoniach krakowskich oraz wszystkich trasach przejazdu z flagami narodowymi i transparentami związkowymi,
— występowanie pod nazwami dzielnic, miejscowości, zakładów pracy, środowisk zawodowych i grup niezależnych,
— nawiązanie do tradycji pamiętnego „Białego Marszu” z 1981 r., który był manifestacją solidarności z Ojcem Świętym, i przybycie na spotkanie w jasnych ubraniach.
RKS wzywa wszystkie ogniwa „S” do organizacyjnego przygotowania swych grup związkowych, a prasę związkową i niezależną do wydania i rozpowszechnienia odpowiednich plakatów, ulotek powitalnych, wydawnictw okolicznościowych i znaczków. Musimy być wszędzie widoczni. Musimy dać wyraz naszym nadziejom, dążeniom i niezależności. Nie może zabraknąć nikogo z nas.
Kraków, 15 maja
„Zomorządność” nr 146, z 29 maja 1987.
Nieco słońca wyjrzało z zadeszczonego od tygodnia nieba, by rozjaśnić przybycie Papieża. „Warszawa — miasto Pokoju — wita Orędownika Pokoju” głosił transparent na lotnisku i w tym duchu witały go władze [...].
Jan Paweł II powitał pięknie Ojczyznę, gdzie żyją „ludzie, co zaznali goryczy”: „O, ziemio polska, trudna i doświadczona, ziemio piękna, ziemio moja, bądź pozdrowiona!”.
Spontaniczne, nieprzewidziane protokołem powitanie z wiernymi, wyciągane ręce, uściski pocałunki dzieci. Dostojnicy kościelni i katolicy świeccy klękali przed papieżem (co wyraźnie zasępiło komunistów, bo przed nimi nikt nie klęka, chyba pod groźbą). Po okrzykach „Niech żyje papież!” i pieśni kościelnej na melodię Roty („Niech żyje Jezus wieczny król w koronie wiecznej chwały”) Jan Paweł wsiadł do swego papamobile, udając się do pałacu prymasowskiego. Na całej trasie witały go tłumy warszawiaków. Przy pomniku Stefana Wyszyńskiego (odsłoniętego w szóstą rocznicę śmierci na placyku Kościoła Wizytek) młodzi usiłowali rozwinąć transparent „Solidarności”, co uniemożliwiła milicja. Na placu Zamkowym bezpieka zrywała wszelkie napisy i aresztowała wielu ludzi.
Warszawa, 8 czerwca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Pragniemy pomyślnego rozwoju Polski, jej mocnej pozycji w świecie. Prowadzi do tego celu zgoda narodowa, wytrwała praca, poczucie obywatelskiej, patriotycznej odpowiedzialności. [...] Wspólnie z sojusznikami nie ustajemy w wysiłkach, aby zapobiec nuklearnej katastrofie, uchronić świat dla przyszłych pokoleń. [...] Pragniemy szczerze, aby rozpoczynająca się dziś pielgrzymka przyniosła naszemu dostojnemu Gościowi wiele osobistych wzruszeń i satysfakcji, ożywiła najlepsze uczucia, wsparła wiarę naszego Narodu we własne siły. Aby przyniosła pożytek Polsce, sprawie pokoju Europy i świata.
Warszawa, lotnisko Okęcie, 8 czerwca
Trzecia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski: przemówienia, dokumentacja, teksty, red. Maria Nowaczyńska, Dorota Strzałko, Poznań–Warszawa 1987.
Tym razem spokojnie czekałem na audiencję. Powoli ubierałem garnitur, białą koszulę, doglądałem dzieci. Cała Zaspa pachniała świętem, więc u mnie w domu też było jak na Boże Narodzenie. Prezent dla Ojca Świętego miałem przygotowany: obleczony w białą skórę egzemplarz mojej autobiografii. To francuski wydawca, Fayard, zaopatrzył mnie w najbardziej elegancko oprawioną książkę, jaką widziałem. [...]
Wręczyłem swój prezent. Jan Paweł II zaczął machinalnie przewracać kartki, ale był mocno zmęczony. Okazało się, że miał już tę publikację w ręku, albowiem wydawca francuski przesłał mu jeden z pierwszych egzemplarzy. Mimo trudów dnia, rozmawiał jednak nadal z ożywieniem. „Nie przyjechałbym do Polski, gdyby władze nie zgodziły się na odwiedziny Gdańska” — powiedział. Następnie podpytywał, jak naród żyje w kryzysie, z którego nie widać prędkiego wyjścia, jak ludzie wytrzymują w obręczy nieakceptowanego rządu. [...]
Żegnaliśmy się grubo po północy. Wielki gest został uczyniony. W świat, przede wszystkim w Polskę, miała pójść następnego ranka relacja o tym, że się spotkaliśmy. „Reprywatyzacja” mojej osoby, tylekroć anonsowana przez rzecznika rządu, została po raz kolejny zniweczona.
Gdańsk, 11 czerwca
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Dla każdego Polaka, doświadczonego przeżyciami i skutkami wojny, sprawą najważniejszą jest zabezpieczenie sprawiedliwości i pokoju na świecie, tak bardzo obecnie zagrożonego. Te wszystkie wspólne sprawy współistnienia ustrojów i państw, które nie powinny być rozwiązywane w drodze wojen i nienawiści, są problemem każdego człowieka, każdego Polaka. Chcemy żyć i pracować w pokoju. [...] Pozostajemy w pełni nadziei i wiary, że dążenia Narodu we wspólnocie dziejowej losów uwieńczone zostaną pełnym sukcesem i nigdy więcej broń nie będzie użyta przeciwko człowiekowi.
Łódź, 13 czerwca
Trzecia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski: przemówienia, dokumentacja, teksty, red. Maria Nowaczyńska, Dorota Strzałko, Poznań–Warszawa 1987.
Dzisiejsze nasze spotkanie, możliwość bezpośredniego kontaktu z Waszą Świątobliwością wlewa w nasze polskie serca wielką radość i dumę. Jest to wielka i wspaniała rekompensata za trud i wysiłek, jaki codziennie wkładamy w życie, aby być dobrymi współmałżonkami, rodzicami, pracownikami i Polakami. […] ta wizyta wyzwoli w nas dodatkową energię do działań i jeszcze bardziej będziemy za Polskę i jej przyszłość czuć się odpowiedzialni. Za Polskę, która jest naszą wspólną Ojczyzną.
Łódź, 13 czerwca
Trzecia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski : przemówienia, dokumentacja, teksty, red. Maria Nowaczyńska, Dorota Strzałko, Poznań–Warszawa 1987.
O godzinie 19.30 Jan Paweł II opuścił Polskę na pokładzie samolotu PLL „LOT”, po trwających 2 godziny uroczystościach pożegnalnych na Okęciu, obejmujących ponad godzinną rozmowę „w cztery oczy” z Jaruzelskim w saloniku lotniska, przemówienia i ceremoniał dyplomatyczny. (Rozmowa musiała być burzliwa, Jaruzelski wyleciał z saloniku, pozostawiając gościa, co nawet spiker zauważył, mówiąc: „Generał opuszcza lotnisko”).
[...]
Długo żegnał się z członkami Episkopatu i rządu, z dyplomatami, wreszcie z wiernymi, co wciąż wyciągali ku niemu ręce, ściskał dzieci z bukietami róż. I już samolot wzbił się w niebo, już uśmiech Jaruzelskiego zadowolony: „Ty wyjechałeś, a ja zostaję...”.
Warszawa, 14 czerwca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Widziałem, że pomimo trudności kraj ten rośnie i rozwija się, że rośnie w nim człowiek, rośnie jego wiara, kultura, poczucie odpowiedzialności, dojrzałość. Potrzebny jest wciąż dialog, cierpliwa wytrwałość, długowzroczność, odwaga w podejmowaniu i rozwiązywaniu nowych problemów. One są i będą zawsze. Trudne sprawy wymagają współpracy wszystkich — władzy i społeczeństwa. [...] Powiedziałem kiedyś, że Polska jest ojczyzną trudnego wyzwania. To wyzwanie składa się na bieg naszej historii. Ono też określa szczególne miejsce Polski w wielkiej rodzinie narodów na kontynencie europejskim oraz na całym globie.
Warszawa, 14 czerwca
„Przekrój” nr 2193, z 21 czerwca 1987.
Wasza Świątobliwość wkrótce pożegna Ojczyznę, zabierze ze sobą jej obraz w sercu, lecz zabrać przecież nie może jej realnych problemów. Naród zostaje tu, między Bugiem i Odrą. Sam musi uporać się z wyzwaniami. [...]
Polska, jak każdy inny kraj świata, nie jest rajem na ziemi, ale po raz pierwszy w tych dziejach nasze dobro bezcenne, niepodległe państwo, jest w swych sprawiedliwych granicach bezpieczne. Polsce prawda jest potrzebna, lecz potrzebna jest również prawda o Polsce. [...] Mamy własną drogę, drogę odnowy, demokratyzacji, reform, umacniającą podmiotowość człowieka, zbieżną z nurtem głębokich przemian w świecie socjalizmu. [...]
Świat współczesny stanął na rozdrożu swych losów. Jedna droga wiedzie ku cywilizacji strachu, druga — ku bezpiecznemu rozwojowi ludzkiej rodziny. Wspólna jest więc odpowiedzialność za pokojową przyszłość Europy i całej planety. [...]
Nasze społeczeństwo, my Polacy, różnimy się między sobą tym, co zawsze i wszędzie różni człowieka od człowieka. Jest jednak coś, co powinno nas łączyć ponad wszelkie podziały, trwać ponad życie nas wszystkich: realne dobro Ojczyzny.
Warszawa, Okęcie, 14 czerwca
Trzecia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski: przemówienia, dokumentacja, teksty, red. Maria Nowaczyńska, Dorota Strzałko, Poznań–Warszawa 1987.
Przez prawie siedem dni, przez dziewięć miast wraz z Twoją obecnością przechodziła radość. Tak, radość. Człowiek w epoce pośpiechu, techniki i programów potrzebuje radości. Ojcze Święty, dla milionów Polaków byłeś radością. [...] Wszyscy chcieliśmy przyjąć Cię jak najlepiej. Powitała Cię Polska, o której wiemy, że nie zginęła i nie zginie, ale że będzie się rozwijać w pokoju i godności wszystkich obywateli. Ta Polska, w całej wiosennej krasie swych pól, lasów i morza, wraz z milionami mieszkańców przyjęła Cię serdecznie i gorąco.
Warszawa, Okęcie, 14 czerwca
Trzecia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski: przemówienia, dokumentacja, teksty, red. Maria Nowaczyńska, Dorota Strzałko, Poznań–Warszawa 1987.
Twoje słowa są dla nas drogowskazem. Pamiętamy, co wielokrotnie powiedziałeś o podmiotowości i godności człowieka i jego pracy, o konieczności zapewnienia rodzinom godziwych warunków egzystencji, o prawie ludzi pracy do swobodnego zrzeszania się w niezależne związki zawodowe, o prawie do istnienia NSZZ „Solidarność”. Strajkujące załogi Szczecina [...] domagają się od władzy realizacji tych właśnie naturalnych, przyrodzonych ludziom praw. Na piersiach strajkujących widnieją wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej, w której ręce złożyliśmy nasze nadzieje.
Szczecin, 20 sierpnia
„Biuletyn Strajkowy”, nr 4, z 20 sierpnia 1988.
To wielkie dziedzictwo, któremu na imię Polska, domaga się zerwania z niedobrą tradycją ostatnich dziesięcioleci. Lata te — pozbawiając społeczeństwo należnej mu podmiotowości i suwerenności — przyniosły ogromne szkody nie tylko ekonomiczne, ale także moralne. [...]
Wiadomo, że trzeba dokonać zmian zasadniczych. Trzeba sprawiedliwie osądzić sam system, oraz metody „wedle owoców”. [...] Polska nie może być własnością żadnej uprzywilejowanej grupy — może być tylko własnością wszystkich i tylko wszyscy mogą tworzyć — na równych prawach — wedle miary wspólnego dobra. I muszą mieć prawo do takiego tworzenia. Bo to jest wspólne dziedzictwo! Wiele rzeczy słusznych i prawdziwych mówi się i pisze na ten temat; trzeba, aby zamieniły się w rzeczywistość. Nie można igrać z wyzwaniem dziejów!
To wszystko, co powiedziałem, odnosi się do społeczeństwa, do całego społeczeństwa, do każdego i do wszystkich. Władza nie jest poza społeczeństwem, nie jest tylko ponad nim, jest dla niego. Podczas ostatniej pielgrzymki a także poprzednio wielokroć mówiłem moim rodakom: „Musicie od siebie wymagać” — tak mówiłem do młodzieży, tak mówiłem do różnych grup od duchowieństwa poczynając. Niech każdy z nas siebie w sumieniu osądzi! Nie można jednak wymagać, nie stwarzając warunków, aby człowiek to wymaganie podjął. Tak, tu chodzi o człowieka — o każdego człowieka w Polsce. Tak, każdy jest odpowiedzialny! Jednakże, kiedy społeczeństwo jest w kryzysie, ci, którzy sprawują władzę, nie mogą myśleć tylko o tym, jak zabezpieczyć swoją władzę, ale jak stworzyć warunki do wychodzenia z kryzysu, jak przywrócić każdemu i wszystkim moralne warunki do podejmowania odpowiedzialności za dobro własne i wspólne, jak zerwać z poczuciem bezsensu pracy na ojczystej ziemi, jak zapewnić dach nad głową milionom młodych małżeństw i rodzin. Mówię to przy życzeniach wigilijnych. Mówię zaś to, co stanowi treść nieustającej mojej troski i mojej codziennej modlitwy.
24 grudnia
„Janosik” nr specjalny, z 24 grudnia 1988.
20 kwietnia 1989 papież udzielił mi audiencji w swojej bibliotece. Przede mną przyjmowany był prezydent katolickiej Irlandii, korzystałem więc z całej bogatej oprawy przysługującej głowie państwa: chodziłem po czerwonych chodnikach, wysłuchiwałem uroczystych stuknięć halabardami w wykonaniu watykańskich gwardzistów. Był to gest Ojca Świętego, bo w końcu głową państwa nie byłem.
Rozmawialiśmy czterdzieści minut. Opowiedziałem o ostatnich wydarzeniach, o intencjach stron Okrągłego Stołu, o „Solidarności”, o generale Jaruzelskim, wytrzymałości społeczeństwa. Było również trochę dawniejszych wspomnień. Zapewniłem papieża, że nie będziemy szukać na nikim rewanżu i pokażemy, że chrześcijańskie zasady nie są dla nas tylko frazesami. To będzie najtrudniejszy etap — bez usprawiedliwień, bez taryfy ulgowej, jaka przysługiwała społeczeństwu gnębionemu przez komunę. Musimy pokazać, że mamy ludzi potrafiących nie tylko walczyć i konspirować, ale także pracować. (Łowcy sensacji spodziewają się po takich rozmowach Bóg wie czego, węsząc jakieś tajemne plany, a zwykle są to przyjacielskie, ludzkie pogawędki, mające podtrzymać na duchu, wesprzeć dobrą radą. Tak było i tym razem).
Watykan, 20 kwietnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Pierwsza wolna Wigilia po latach 50-ciu, zważywszy wojnę i powojenną mękę Polski. Ileż trzeba przecierpieć, czekać przez dwa, trzy pokolenia na łyk wolności! A jednak doczekaliśmy się, my, męczennicy więzień, katowni, tułaczki, rozpaczy... „Nie lękam się ciemności, bo Ty jesteś ze mną” — cytuje w Orędziu Bożonarodzeniowym proroków kardynał Glemp, premier Mazowiecki łamie się z narodem Opłatkiem, Papież z Watykanu śle w Pasterce błogosławieństwo Polsce męczeńskiej, a zwycięskiej!
Warszawa, 1 września
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Niech będzie mi wolno w dniu urodzin Waszej Świątobliwości wyrazić me najgorętsze życzenia i podziękowania za bezmiar dóbr duchowych, jakimi obdarzyłeś Polskę i świat.
Jesteś, Ojcze Święty, dla polskiego narodu najwyższym autorytetem moralnym, który wątpiącym daje nadzieję, a zagubionym wskazuje drogę. Jesteś duchowym ojcem „Solidarności”. Każda z pielgrzymek Papieża Polaka do Ojczyzny była świętem wszystkich jej mieszkańców, owocującym powszechną odnową moralną. Nie byłoby polskich przemian, gdyby nie modlitwa Waszej Świątobliwości i mądra, pełna miłości, ojcowska troska.
Przyjmij zatem Ojcze Święty me, z głębokiego serca płynące, wyrazy szacunku i życzenia zdrowia oraz sił w pełnieniu trudnej kapłańskiej posługi Urbi et Orbi.
Lech Wałęsa
19 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 281, 19 maja 1990.
Panie prezydencie !
Staje pan przed ogromnym i trudnym zadaniem przewodzenia narodowi w tych niełatwych czasach, wspólnie z parlamentem, rządem, jego Instytucjami i z wszystkimi mieszkańcami. W swym przemówieniu noworocznym powiedział pan, że zaledwie kilka dni od objęcia prezydentury wystarczyło, aby poczuć ciężar zadań, ale dodał pan, że „mamy dość siły, dość wiary i możliwości, żeby zmienić Polskę. Zbudujemy wspólnie nowy ład gospodarczy... Stać nas na wiele... Niech Bóg błogosławi naszym zmaganiom”. Przypadł panu wraz z całym narodem trud przebudowy Polski – i to pod wieloma względami, bo kryzys dotknął moralności, ekonomii i polityki, dotknął po prostu człowieka. Dziś widzimy wyraźnie, że każde pokolenie musi rozwiązywać odważnie, mądrze problemy swojego czasu, że nie może obciążać nimi pokoleń przyszłych.
Sprawy Polski leżą mi bardzo na sercu w tych przełomowych czasach, a zwłaszcza gdy zbliża się moja czwarta pielgrzymka apostolska do Polski, do Polski nowej i demokratycznej. Daję temu wyraz przy każdej okazji, a zwłaszcza podczas środowych audiencji, kiedy zwracam się do wszystkich rodaków, modląc się z nimi i za nich i przypominając ewangeliczne zasady jakimi winni kierować się wszyscy, by zapewnić pomyślność swej ojczyźnie.
W takim też duchu na ręce pana prezydenta, składam życzenia wszystkim Polkom i Połakom, bez względu na ich wyznanie czy światopogląd. Życzę, aby wierność Bogu i najlepszym tradycjom, miłość ojczyzny – były światłem i drogowskazem w podejmowaniu wszystkich decyzji.
Troska zaś o jej dobro niech wyzwala mądre inicjatywy, konieczna jedność niech rośnie, szlachetnie, w pluralizmie. Wiemy, że to należy do dobrych tradycji przeszłości. [...] Byłoby wielkim przestępstwem, gdyby ktoś łub jakaś grupa chciała szukać własnych interesów, zwłaszcza teraz, gdy organizm Rzeczypospolitej jest tak osłabiony. W działaniu niech więc przyświeca wszystkim Połakom troska o wspólne dobro, które wszyscy winni realizować ofiarnie w duchu szczerości, otwartości, z odwagą moralną i polityczną, ku pożytkowi ojczyzny i całej rodziny ludzkiej. Wszystkie te sprawy pan, jako prezydent powołany na to stanowisko przez naród, uosabia w szczególny sposób. Zapewne czynił pan będzie wszystko, by być prezydentem wszystkich Polaków, trzeba też, by Polska czyniła wszystko co możliwe, by okazać się ojczyzną dla tych synów i córek, którzy od dawna lub w ostatnich latach, znaleźli się poza jej granicami.
Szczęść Boże, panie prezydencie.
Szczęść Boże dla pana i wszystkich rodaków.
Watykan, ok. 7 lutego
„Gazeta Wyborcza” nr 501, z 7 lutego 1991.
Staje się więc ta ziemia – warsztat pracy rolnika – ziemia, która rodzi i karmi, jakimś podobieństwem matki. Matka – ziemia. O ładnym innym warsztacie pracy nie podobna tak się wyrazić. A człowiek, który tę ziemię uprawia, czuje się – słusznie – bezpośrednim adresatem i mandatariuszem tych najstarszych słów samego Stwórcy wypowiedzianych do prarodziców: Czyńcie sobie ziemię poddaną.
[...]
Wiem, że chłop polski zaczyna znowu jakby tracić pewność siebie i nadzieję na przyszłość. Wzruszony bytem waszym listem z 8 maja tego roku, który przestaliście do Watykanu. Piszecie w nim o pewnym jakby wyczerpaniu życiowych sił naszego Narodu oraz o bolączkach waszego życia, do których należy rozszerzające się ubóstwo, szybkie bogacenie się jednych i brak perspektyw dla drugich. Ale macie też świadomość, że w Polsce dokonuje się wielkie przejście i trzeba ocalić dotychczasowe reformy, nadając im nowy wymiar w nadchodzących latach. „W suwerennej Rzeczypospolitej – tak piszecie – przebudowujemy ustrój społeczny na normalnych, demokratycznych zasadach. Staramy się wypracować właściwe rozwiązania gospodarcze”. Niech wam Bóg w tym szlachetnym wysiłku błogosławi.
Łomża, 5 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 598, z 5 czerwca 1991.
W toku ostatniej, czwartej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II usłyszeliśmy od niego wiele myśli głębokiej mądrości, otrzymaliśmy dużo pouczeń i rad duchowych. Wszystkie te natchnione słowa, przyjmowane z największą uwagą i powagą zmodyfikowały w pewnym stopniu polski klimat duchowy.
Sytuacja w jakiej żyjemy, którą narzucił Polsce bieg historycznym wydarzeń, zostaje ta sama. Papież odleciał do Watykanu, a my zostajemy z naszymi trudnymi sprawami, które są naszą dolą. Musimy się sami z nimi uporać. Ale pewna zmiana klimatu duchowego daje nam większą dojrzałość, każe głębiej i poważniej popatrzeć na nasze problemy, sięgnąć do sedna sprawy.
[...]
Ostatnia wizyta Ojca Świętego kierowała myśl ku poprzednim. Przypominaliśmy sobie szczególnie szczery, spontaniczny entuzjazm pierwszej pielgrzymki, albo też prawdziwy szok i niewypowiedziane szczęście po ogłoszeniu wyników conclave 1978 roku. Cała Polska przeżyła wtedy coś na kształt historycznego wstrząsu.
[...]
Siłą rzeczy narzucały się myśli, aby te wartości w oddaniu wobec Ojca Św. zawarte zachować, ocalić, nadając im trwały walor moralny.
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
Nasza historia, chyba bardziej niż historia jakiegokolwiek innego narodu na ziemi, wskazuje, do jak tragicznych konsekwencji prowadzi przekonanie, że najwyższym i ostatecznym celem narodu jest wolność.
Wydawało mi się, gdy słuchałem wspaniałych słów Ojca Świętego, że Jan Paweł II woła do całego narodu: Rodacy! Nie wolno nam zatrzymać się na drodze, wiodącej przez trudną wolność w oparciu o wiecznotrwałe wskazania Chrystusa, do Polski silnej, sprawiedliwej, dumnie upominającej się o swoje prawa wobec możnych tego świata, wolnej od krzywdy ludzkiej, dobrej matki wszystkich swych córek i synów!
18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 609, z 18 czerwca 1991.
W środę, mimo trzydziestostopniowego upału, cały plac przed jasnogórskim klasztorem był wypełniony. Już na wiele godzin przed przyjazdem Papieża rozpoczęły się śpiewy i modlitwy, co chwila wracał jak refren przebój spotkania, „Abba, Ojcze”, ze zwrotkami śpiewanymi w kilku językach.
Nie zabrakło też zabawy: co chwila kilkadziesiąt rąk w coraz to innym sektorze wystrzelało w górę, aby podbić krążącą po całym placu wielką piłkę z wymalowanymi kontynentami. „Glob” przelatywał tym sposobem od Ukraińców do Wietnamczyków, wracał do polskich żołnierzy, którzy podawali go żołnierzom z Bundeswehry, później leciał do sióstr zakonnych i dalej, do chorych z ZSRR, a na koniec wpadał w ręce policjantów pilnujących trasy przejazdu. Ci przerzucali piłkę dalej, i tak przez kilka godzin.
Tymczasem na dziedzińcu klasztoru nie było prawie nikogo. Kręciło się trochę osób ze służb porządkowych, policjanci i panowie z Biura Ochrony Rządu pilnowali wejść i urządzeń wykrywających metale, a na ławkach zasiedli komandosi z brygady antyterrorystycznej w czarnych kombinezonach i z naładowaną ostrą amunicją bronią u pasa. Obraz Matki Bożej Częstochowskiej był odsłonięty, ale w kaplicy tym razem było zaledwie kilka osób.
Tuż przed godz. 18.00 od alei Najświętszej Marii Panny poszły pierwsze oklaski, za chwilę klaskał już i śpiewał „Abba, Ojcze” i „Alleluja” cały milionowy tłum: to jechał Papież.
Dokładnie o 17.35 Jan Paweł II stanął na stopniach ołtarza, ponad głowami i pozdrowił pielgrzymów. Młodzież odpowiedziała żywiołową kilkunastominutową owacją i śpiewem. Piłka-glob nadal krążyła ponad głowami.
Papież przemówił, a młodzież przez kilka minut śpiewała, tańczyła i wykrzykiwała pozdrowienia dla Ojca Św.
Częstochowa, 14 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 661, z 19 sierpnia 1991.
Zapadający zmrok rozświetliły silne reflektory iluminujące klasztor. Na dole zapaliły się setki, pochodni i tysiące ogników, a tłum trzymający się za wzniesione do góry ręce falował w rytm religijnych melodii. Uniesienie udzieliło się także stojącym w pobliżu trybuny dziennikarskiej żołnierzom: widziałem polskich, czechosłowackich, węgierskich, niemieckich, francuskich, włoskich i hiszpańskich żołnierzy, którzy rozradowani falowali wraz z tłumem, powtarzając wspólnie refren. To przedstawienie nie miało widowni: niemal wszyscy byli uczestnikami. Mimo trudów całego dnia tłum na placu nie przerzedził się, jedynie w świetle ognia z pochodni wydawał się bardziej majestatyczny.
Wieczorne czuwanie nie było już tak dynamiczne: Papież nauczał, a młodzież słuchała w skupieniu. Ale zanim zaczął przemawiać, musiał najpierw okiełznać rozbawionych młodych. Najpierw więc... zamruczał dwa razy do mikrofonu i to wystarczyło.
Modlitwa zakończyła się około godz. 23.00, ale nie zakończył się happening. Czuwanie na placu trwało całą noc, aż do białego rana śpiewano i bawiono się na ulicach. Bardziej zmęczeni pielgrzymi rozkładali śpiwory pod gołym niebem: w promieniu kilometra od klasztoru nie było wolnego skweru i trawnika, a pojedyncze grupki można było spotkać nawet na peryferiach miasta.
Częstochowa, 14 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 661, z 19 sierpnia 1991.