Muszę przyznać, że na ogół prasa warszawska w chwili obecnej, tak trudnej dla państwa, kiedy byt Polski jest zagrożony, nie stanęła na wysokości zadania. U nas ludzie nie są przyzwyczajeni do ponoszenia konsekwencji swych czynów i słów. Z tego względu prasa nie zawsze zasługiwałaby na korzystanie z wolności. Z drugiej strony ja, jako człowiek wychowany w dążeniu do wolności, jestem przeciwnikiem wszelkich ograniczeń słowa i sprzeciwiłem się np. projektowi ustawy ochraniającej moją osobę wobec napaści prasy.
Jeżeli chodzi o wypadek z wami, to trzeba pamiętać, że wprowadzony został stan wyjątkowy, którego istotę stanowi to, iż jest nieprzyjemny – zresztą nie tylko dla was, lecz i dla mnie.
Przykro mi, co prawda, iż jutro przy herbacie rannej nie będę miał przed sobą zajmującego „Kuriera Porannego”, do którego przywykłem. Z rozmowy jednak z prezesem ministrów wywnioskowałem, że braku tego odczuwać długo nie będę. Wielka krzywda wam się nie stanie.
Warszawa, 12 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Oczywiście do stronnictw, które są tępione, należy także i stronnictwo Piast w tej chwili. Dlaczego – nie wiem. [...] Jeśli stronnictwo, stawiające interesy państwowe wyżej od interesu partyjnego i wszystkich innych, znalazło się na indeksie, to śmiem się zapytać, kto się na indeksie nie znajdzie? Śmiem zapytać, co jest patriotyzmem, a co działaniem szkodliwym, co jest cnotą, a co jest występkiem, co zasługuje na nagrodę, a co na karę, bo w tej chwili panuje kompletne pomieszczanie pojęć. [...]
Zwolenników stronnictwa ściga się na każdym kroku, ściga się przez policję, ściga się przez organa innych władz. Sypią się konfiskaty na nasze pisma. Pytam się, za co konfiskaty, dlaczego te konfiskaty? Mam przed sobą numer skonfiskowanego pisma i mam przed sobą artykuł, którego treść, przynajmniej częściowo, mogę panom zakomunikować. Skonfiskowano zdanie, w którym między innymi się mówi, że marnuje się siły na walkę z własnym społeczeństwem, zamiast je konsolidować do walki z wrogiem. Więc tego nie wolno powiedzieć. (P. Michalak: naturalnie, nie wolno prawdy mówić). I wtenczas, kiedy za tę zbrodnię następuje konfiskata, i to dosyć późno, bo pismo się rozeszło i wyłapuje dopiero na rozkaz Warszawy, przychodzi specjalne polecenie z Prezydium Rady Ministrów, które żąda od dotyczącej władzy, ażeby na pismo to nałożyła największy wymiar kary. Oczywiście, to się dzieje. Dlaczego dziać się nie może? Kto ma władzę, może rządzić. Zachodzi jednak bardzo duże pytanie, czy ten, kto ma siłę, musi używać brutalnej przemocy i czy brutalna przemoc jest rzeczą pożyteczną dla polityki nawet kogoś mocnego. (P. Nowak: to był rewanż za Kuriera Porannego). Przynajmniej jest wyjaśnienie. Ale należałoby szukać tych win. Więc co? Jaka jest wina stronnictwa, bo w Polsce wolnej, w Polsce niepodległej powinniśmy wiedzieć, za co się kogo karze, i to powinniśmy mieć wytłumaczone.
[...]
Na tym jeszcze nie koniec. Konfiskuje się pisma nasze i w Warszawie, ale konfiskuje się i ludzi. Pomijam już to, że gdzie się tylko może - wyrzuca się każdego z urzędu, jeśli go czuć choćby cośkolwiek Piastowcem. Ci są bowiem poza prawem.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zabawna burza w szklance mętnej warszawskiej wody ucicha powoli, ale różne patrioty dziennikarskie w dalszym ciągu szczują, plują, rozdzierają szaty. Ważą się też losy moje na szalach ministerstwa sprawiedliwości: medytuje sam minister, czy mi proces wytoczyć, czy nie.
A po ulicach Warszawy chodzą dzieci z karabinami (dziś to obserwowałem w pochodach z powodu święta narodowego). Oczywiście, że tak samo łażą uzbrojone szczeniaki w Paryżu, Tokio, Moskwie, Rzymie itd. Rzecz w tym, aby nigdzie nie łaziły.
Warszawa, 11 listopada
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Par. 1. Zorganizować Centralne Biuro Kontroli Prasy przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego
Par. 2. Zorganizowanie Centralnego Biura Kontroli Prasy powierzyć ob. inż. Leonowi Rzendowskiemu
Par. 3. Tymczasowe pełnienie obowiązków kierownika Centralnego Biura Kontroli Prasy powierzyć ob. inż. Leonowi Rzendowskiemu
Par. 4. Kierownik Wydziału Cenzury Wojennej ob. [Hanna] Wierbłowska wydzieli do pracy w Centralnym Biurze Kontroli Prasy dwóch cenzorów, w tym chor. Gotenbauma Józefa
Par. 5. Zatwierdzić jako cenzorów Centralnego Biura Kontroli Prasy czasowo odkomenderowanych z Oddziału Cenzury Wojennej Sztabu Głównego WP:
1)kpt. Kuczewskiego, 2) kpt. Okupniczaka, 3) por. Ostrowskiego
Par. 6. O wykonaniu zameldować do dnia 25 I 1945 r.
19 stycznia
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Tajne [...]
Przypominamy, że według instrukcji kierownicy Wojewódzkich i inspektorzy Powiatowych Oddziałów Cenzury Wojennej są zobowiązani każdego pierwszego dnia miesiąca przesyłać do Wydziału Cenzury Wojennej charakterystyki wszystkich pracowników zatrudnionych w Oddziałach, tak w Wojewódzkich, jak i Powiatowych CW. Pierwsza charakterystyka powinna być wyczerpująca, jako następne należy przesyłać uzupełnienia, wzgl[ędnie] zmiany. Charakterystyki mają zawierać następujące dane:
1. Charakter pracownika (łagodny, porywczy, apatyczny, flegmatyczny).
2. Poziom inteligencji, stan rozwoju pracownika (czy pracownik pracuje nad podwyższeniem i pogłębieniem swych wiadomości fachowych i ogólnych).
3. Stosunek do pracy (sumienny, gorliwy).
4. Wydajność pracy (ilość przekontrolowanej korespondencji).
5. Jakość pracy (ilość defektów, czystość).
6. Zainteresowanie polityczne, orientacja polityczna (czy interesuje się polityką,
czy orientuje się w sprawach politycznych).
7. Stosunek do obecnego ustroju państwowego.
8. Przynależność partyjna, organizacyjna.
9. Praca społeczna i kulturalna w Oddziale i poza Oddziałem CW.
10. Warunki bytu pracownika i jego rodziny (jeżeli żyje wspólnie z rodziną).
11. Stan zdrowia.
Lublin, 24 lutego
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Ściśle tajne! [...]
Nasze oddziały Cenzury Wojennej donoszą nam o stałym wzroście ilości korespondencji, w której poruszana jest sytuacja gospodarcza kraju.
Obywatele w setkach listów piszą o ciężkiej sytuacji aprowizacyjnej, głodzie, drożyźnie, braku środków pieniężnych, dezorganizacji handlu, spekulacji, o bezrobociu i nędzy. [...] O kwestiach tych pisze się również za granicą.
Najbardziej charakterystyczne wyciągi z listów przytaczamy:
Adresat – Leopold G., gm[ina] Blizne [...]. Nadawca – Sabina S., Siemianowice Śl., 19 lutego 1945: „tak chciałabym wyjechać stąd, bo Ty nie masz pojęcia, jak mi tu jest źle... Jak życie moje, to takiego głodu nie miałam i nie wiem, jeżeli mi Pan Bóg nie pomoże, to zginiemy marnie. Kartki mamy, ale sklepy pozamykane i nie ma. Kto co ma, to dla siebie. Znajomości nie mam, żeby mi pomogli, a synek chodzić sił nie ma, a mnie brzuch przyrósł do krzepa. Kartofli nie mamy od dwóch tygodni. No, miałam trochę mąki, kaszki manny i jedliśmy to, bo ani chleba, ani kartofli”. [...]
Adresat – M. Zenon, Tomaszów Maz. Nadawca – P., Łódź: „ale to wszystko idzie bardzo opornie. U nas tylko wiece, zebrania i nic więcej nie robią. Jak tak dalej pójdzie, to i za rok normalnego życia nie będzie. Chleba dostajemy 4 kilogramy na osobę na dwa dni, nic poza tym. Trudno będzie wyżyć. Handel zupełnie ustał”.
Warszawa, 21 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011
Z raportu kpt. Michała Taboryskiego, skierowanego do kier. Hanny Wierbłowskiej, dotyczącego specjalnych kursów cenzorskich przy Centralnej Szkole MBP w Łodzi:
Ściśle tajne [...]
Kursanci przesłuchali w ciągu pierwszych dwóch tygodni wszystkie przewidziane planem tematy specjalne i polityczne. Natomiast niedostatecznie wydzielono czasu na zajęcia praktyczne i na prasówki.
Egzaminy trojakiego rodzaju: piśmienne, kwalifikacja dokumentów i ustne wykazały, że kursanci w większości opanowali przesłuchane tematy polityczne, niedostatecznie jednak przyswoili sobie tematy specjalne. [...]
Stwierdziliśmy, że znaczny procent kursantów [...] nie zna elementarnych rzeczy z techniki i metod pracy cenzora i starszego cenzora, nie poznali w dostatecznym stopniu ewidencji, nie umieją usuwać ujemnego tekstu, nie opanowali wzorów wyciągów i innych, nie rozumieją swych zadań itd. Stwierdziliśmy, że ten anormalny stan mógł być usunięty, były możliwości lepszego wykorzystania tak drogiego czasu kursów, gdyby kierownik kursów ob. Frankowski i jego zastępca ob. Rozenblum w pełni docenili wyższość przeprowadzonych zajęć praktycznych.
[...] Pracowano w przepełnionej sali, gdzie powinna panować bezwzględna cisza i gdzie nie sposób było przeprowadzać niezbędne konsultacje, nie wystarczały narzędzia pracy, jak np. atrament, stalówki, nożyczki. [...] Ob. Frankowski, jako kierownik kursów, nie wykorzystał dostatecznie zdolności i wiadomości swego zastępcy, ob. Rozenbluma, do pomocy w zajęciach praktycznych, zwłaszcza do kwalifikacji dokumentów, do wytłumaczenia kursantom popełnionych przez nich defektów.
Ob. Rozenblum odjeżdżał ze szkoły bardzo często jeszcze przed obiadem, wówczas gdy nie było dostatecznej kontroli nad zajęciami praktycznymi, gdy ani razu nie skontrolowano konspektów kursantów, nie naprawiono błędów kursantów. [...]
Nasi kursanci otrzymali jedną parę bielizny i już trzeci tydzień nie było zmiany na czystą. Wobec przepełnienia i ciasnoty w pokojach mieszkalnych grozi to zawszeniem. [...] Wielce krzywdzącym jest stan instruktora ob. Sawickiej, pracownika pracującego na stanowisku oficerskim w stopniu kapitana Bezpieczeństwa Publicznego, pracownika nadzwyczaj sumiennego i oddanego pracy. Ob. Sawicka chodzi w podartych pantoflach, w poniszczonej sukience i ani razu nie mogła wyjść z kursów na miasto, mimo to, że będąc instruktorem, powinna być odpowiednio umundurowana.
W sprawie dalszej nauki postanowiliśmy wraz z kierownictwem kursów położyć szczególny nacisk w następnych dziesięciu dniach na zajęcia praktyczne.
Łódź, 5 maja
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Ob. Jakub Berman, członek Biura Politycznego KC PPR:
Nie uznajemy abstrakcyjnej wolności. Rozwiązujemy zagadnienie wolności na podstawie układu siły, która się w Polsce kształtuje, i która decyduje. Udzielanie wolności słowa bratobójcom byłoby polityką samobójców. A my nie chcemy umierać. Chcemy zwyciężać i zwyciężamy. I w tym nie ma podówjnej buchalterii. Polityka jest jasna i prosta. Wolność prasy, wolność słowa, wolność zgromadzeń dla bardzo szerokiego wachlarza ludzi różnych poglądów politycznych i tych, którzy należą i tych, którzy nie przystąpili, jeżeli ich nie podkopują, jeżeli nie rozbijają podstaw. Taka jest prosta, jasna formułka naszej demokracji.
Dla was, jako pracowników kontroli prasy ważnym jest mieć poczucie granic krytyki, granic dopuszczalnej krytyki, granic jako tego, czego przekroczyć nie wolno, na straży czego stoicie. I gdybyście zapytali o receptę, jak wytyczyć, jak uchwycić, jak mieć magiczne tabelki. Na to odpowiem, że nie ma. Nie ma recepty, nie ma tabelki. To wszystko jest wypisane w sumieniu demokratycznym i naszym wspólnym wysiłkiem będziemy szukali rozwiązania codziennie, co godzina. Wiemy, że to nie jest proste, będziemy popełniali błędy. Jeżeli będzie jasny cel, jeżeli powiemy, że chcemy prasy wolnej, prasy niezależnej, prasy wypowiadającej otwarcie poglądy, ale prasy o czystych intencjach, to wtedy znajdziemy codziennie odpowiedź na to pytanie I będziemy uczyli się codziennie, kontrolując siebie nawzajem.
Wiemy, że cenzor w przeszłości rzadko kiedy cieszył się popularnością, ale wiemy, że bardziej niż kiedykolwiek macie do spełnienia wielkie zadanie i odpowiedzialność.
Życzę wam, żebyście nie zdobyli sławy cenzury dokuczliwej, cenzury uciążliwej, żebyście byli prawdziwym pomocnikiem wolnej, demokratycznej prasy i jednocześnie czujnym strażnikiem demokracji, który wnosi wkłąd do ogólnego zwycięstwa Polski Demokratycznej.
23–25 maja
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Papińska:
Od pierwszej chwili istnienia biura, rozciągnięta została kontrola nad czasopismami wychodzącymi na terenie województwa w trzech miejscowościach: Kielce, Radom, Częstochowa.
[...] Błędy popełniane przez cenzorów przy kontroli czasopism, początkowo na terenie Kielc i Radomia, a na terenie Częstochowy do ostatniej chwili, wynikały z braku zrozumienia sytuacji obecnej. Cenzorzy, będący marksistami, stali na straży nie państwa demokratycznego, lecz byli orędownikami swego światopoglądu, co doprowadziło do całego szeregu błędów, z których bodajże najboleśniejszym jest konfiskata artykułów w piśmie wydawanym przez kościół.
Druga kategoria błędów, to uniemożliwienie krytyki naszych urzędów. Najsmutniejszych faktów tego rodzaju dostarcza nam znów Częstochowa. Przyczyna tych błędów, jak już zaznaczyłam, leży nie w złej woli cenzorów, lecz w niezrozumieniu chwili dzisiejszej. Jako usprawiedliwienie tego stanu rzeczy muszę podać następujące przyczyny: a) cały personel nie był na wolności, lecz siedział (przynajmniej w ostatnim okresie) w obozach koncentracyjnych i obozach pracy, b) aparat propagandowy działał i działa jeszcze bardzo słabo i to uniemożliwiło szybkie wniknięcie w sytuację obecną.
[...] c) Trzecią kategorią błędów – to fałszywe interpretowanie rejestru tajemnic państwowych (dotyczy to szczególnie rozwoju kolejnictwa i przemysłu). Fałszywe zrozumienie rejestru doprowadziło do usuwania notatek ilustrujących rozwój życia gospodarczego i kolejnictwa.
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Papińska, woj. kieleckie:
Początkowo na terenie Kielc przeprowadziliśmy kontrolę dwóch bibliotek i wycofaliśmy szereg książek o charakterze jawnie antydemokratycznym. [...]
Sprawa bibliotek dla osób dorosłych została rozwiązana. W czasie naszej pracy wyłoniła się sprawa książek dla dzieci I młodzieży. Uważam, że zagadnienie „Co dać dziecku do czytania” jest bodaj większej wagi, aniżeli to samo zagadnienie w stosunku do osób dorosłych. Dziecko – to przyszłość narodu – dziecko to przyszły człowiek. Jak wychowamy dziecko, takie będzie społeczeństwo. Okres okupacji i tutaj zdążył się wedrzeć, aby zatruć swym jadem naszą dziatwę. Dlatego podkreślam raz jeszcze – musimy zwrócić baczną uwagę na książki, które są przeznaczone do czytania dla dzieci.
Jeśli spotkacie państwo książki w bibliotekach dla dzieci, które wydawane są przez Niemców – należy je bezwzględnie sprawdzić. Poznać bardzo łatwo. Na okładce książki, lub wewnątrz znajduje się napis w języku niemieckim (wydanie, drukarnie). Ostatnio wpadła mi w ręce książka o tytule pięknym i niewinnym Świat baśni i czarów Edmunda Jezierskiego – wydana Buchdrukerei „Pospieschna” Kraków. Książka ta stanowi żywy obraz czym karmiono młodzież, aby wyrośli z niej esesmani i gestapowcy.
23–25 maja
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Tadeusz Karpowski, prawnik, woj. rzeszowskie:
Zacząłem pracę 1 lutego i z przyczyn natury technicznej Biuro zaczęło pracować dopiero w kwietniu. Do tego czasu pracowałem sam, bez pomocy, bez lokalu, bez maszyny do pisania, korzystając z Urz[ędu] Inf[ormacji] i Prop[agandy]. Tym niemniej kontrolą zostały objęte czasopisma, których było trzy, obecnie są dwa, bo tygodnik i biuletyn informacyjny zlały się w Dziennik Rzeszowski, jest jeszcze miesięcznik rolniczy „Niwa”. Teatry, których były dwa, jeden stały i jeden rewiowy, są kontrolowane. Kontrolujemy radiowęzeł, który także zamieszcza własny program. Kina nie kontrolujemy, ponieważ filmy stale przychodzą z Kinofikacji. [...]
[...] U nas książek ani broszur nie wydają, nie zachodziła potrzeba ingerencji, jeżeli chodzi o sztuki teatralne, nie udzieliłem zezwolenia na rozpowszechnianie w 5-6 wypadkach. Są to przeważnie jednoaktówki.
Teren rzeszowski jest żywy, ruch kulturalny wśród ludowców duży, grywają sztuki o treści klerykalnej i antysemickiej, i to było przyczyną niewydania zezwolenia na wystawienie.
23–25 maja
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Sabina Lewi, Wydział Propagandy KW PPR w Białymstoku:
U nas biuro zostało zorganizowane 28 lutego. [...]
Zasadniczo ja jedna kontrolowałam placówki, czasopisma, teatry, kina itp. Za ten okres zostało ocenzurowane 10 „Jedności Narodowych”, wiadomości radiowych 70, drobnych druków 75, sztuk teatralnych 14, rewii 10, odczytów 5, wystaw i obrazów 1. [...]
Na jakie momenty reagowałam jako cenzor? Zasadniczo przeciwko błędom podstawowej natury. Ujawnił się cały szereg momentów, których dopuszczenie było niekorzystne dla demokracji.
[...] 3 Maja nadawano między innymi piosenkami bez przerwy 7-8 razy „Warszawiankę”, nadając jej charakter hymnu. „Warszawiankę” można śpiewać wśród innych piosenek, ale nie można z niej robić hymnu programowego. To jest bardzo piękna pieśń, ale mamy „Rotę”, mamy inne pieśni. Zwróciłam uwagę, żeby w ciągu tego dnia więcej „Warszawianki” nie nadawać.
[...]
Ukazała się odezwa 3-Majowa. Jeżeli to święto jest świętem narodowym, to w Polsce Demokratycznej obchodzimy je pod kątem widzenia, żeby nie popełniać błędów raz robionych i musimy wykorzystać doświadczenie, żeby błęgów nie powtarzać. Jeżeli w odezwie 3-Maja ani słowa nie powiemy o demokratycznej Polsce Ludowej, to taka odezwa będzie połowiczna. Następnie jeszcze jednego rodzaju są błędy – myślenie starymi kategoriami o nowej rzeczywistości. Nie wszyscy demokraci rozumieją zasadniczą zmianę w obecnej Polsce. Była audycja radiowa z fabryki, gdzie autorka pisze: robotnica to jest śrubka maszyny, patrzy tępymi oczami, to jest zapomnienie, poważne zapomnienie. Robotnica to nie jest przedmiot działania, to jest podmiot. To jest myślenie starymi kategoriami. W Rawie był skecz, w którym mówiły dzisiejsze panny: po co mamy się uczyć. Skecz ten charakteryzowała beztreściowość i bezmyślność. My mamy bardzo szerokie zamiary. Dzisiaj nie powinno być bezmyślności. A jeżeli mówimy – dzisiejsze panny – to przecież one są współgospodarzem państwa.
23–25 maja
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Sabina Lewi, Wydział Propagandy KW PPR w Białymstoku:
Nie pozwoliłam wystawiać sztuki „Tamten”. Sztuka ta jest stara z 1902 r. i omawia warunki życia Polaków w Rosji, Sybir, kajdany itp. Na wystawienie tej sztuki nie zezwoliłam. Jako cenzor zajęłam stanowisko, że jakkolwiek potępiam ucisk carski i potępia go również Rząd Sowiecki, ale w tym momencie wysuwać momenty przeciwko narodowi rosyjskiemu. [sic!] My chcemy dziś nasze stosunki umocnić, chcemy mieć stosunki przyjemne i nie leży w interesach demokracji, żeby przypomnieć rany jątrzące. Sztuka została niewystawiona.
Informacje nasze, które wychodzą, muszą być sprawdzone. My jeszcze nie wiemy czy Hitler umarł, czy nie. Poważna prasa sowiecka zajęłą stanowisko, że to jest kaczka. Tutaj właściwie nasze wiadomości radiowe powtórzyły, że Hitler umarł, bez komentarzy. Podać bez komentarzy, to znaczy iść im na rękę. Gdyby ta wiadomość była podana z komentarzami w artykule, byłoby dobrze. Ponieważ komentarzy nie było, wiadomości nie puściłam.
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Sabina Lewi, Wydział Propagandy KW PPR w Białymstoku:
Jakie wytyczne ustaliliśmy przy kwestionowaniu książek? Książki wydzieliliśmy na: dostępne dla wszystkich i książki dostępne dla naukowców i społeczników. Są to książki o bogatym materiale faktycznym, dostępnym tylko dla naukowców. Należy zakwestionować książki o treści prohitlerowskiej. [...] Jeżeli chodzi o książki religijne, należy je zostawić, ale należy wykluczyć książki popularne o charakterze walki kleru przeciwko kierunkowi bezwyznaniowemu, przeciwko bezbożnictwu. Duża część kleru stoi na stanowisku demokracji. Z dziedziny filozofii zostają książki poważne o charakterze ideologicznym. Jeżeli będą książki, które będą miały za cel zwalczanie marksizmu, ośmieszanie, taką książkę należy zakwestionować. Z książek traktujących dziedzinę geografii – teren Białorusi i Ukrainy – trzeba usunąć. Z książek traktujących wojnę polsko-sowiecką – postanowiono zostawić Pisma Piłsudskiego. W dziewięciu [dziesięciu – od red.] tomach wydany jest tom Tuchaczewskiego i on został zakwestionowany, takich książek nie możemy propagować. Wzięto pod uwagę, że Tuchaczewski jest zdrajcą Narodu Sowieckiego. Z dziedziny literatury zakwestionowano książki pornograficzne i stojące na b[ardzo] niskim poziomie. Zakwestionowano literaturę o obronie Lwowa i Wilna. [...] Przez przeoczenie nie omawialiśmy książek o treści antysemickiej. Demokracja ludowa kończy z systemem naprężeń stosunków między narodami i walką narodów.
23–25 maja
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Julia Bidowa, kierowniczka urzędu warszawskiego:
Urząd, który tu reprezentuję, nie radzi sobie z trudnościami. Od góry brak nam jeszcze całkowicie sprecyzowanych instrukcji dla niektórych dziedzin, od dołu zaś dorastającego do swych zadań personelu. Personel, zarówno w samym Urzędzie Wojewódzkim, jak w większym jeszcze stopniu w terenie, rekrutowany był przypadkowo. Jesteśmy demokratyczną cenzurą, chronimy nasze społeczeństwo, naszych chłopów, robotników, inteligencję i młodzież przed zatrutymi miazmatami lektury faszystowskiej, reakcyjnej, kryminalnej lub bezwartościowej. Strzeżemy prasy demokratycznej przed błędami wynikającymi z braku doświadczenia lub niewyrobienia jej redaktorów, przed podkładaniem do tej prasy kukułczych jajek. Są to zadania ogromne, do których nasz aparat, młody jeszcze, nie jest w pełni przygotowany. [...] Cóż mówić o głuchej prowincji. Tam zamazuje się całe strony w podręcznikach szkolnych. Kwestionuje się kleryków, dopatruje się w utworach Wyspiańskiego lub Słonimskiego propagandy akowskiej.
23–25 maja
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Szydłowski, woj. krakowskie:
[...] chciałem powiedzieć o kryteriach stosowanych przy cenzurowaniu wydawnictw. Na skutek tego, że jak już powiedziałem, Kraków wymaga specjalnego taktu, my musieliśmy wykształcić w toku pracy cenzorskiej pewne postulaty, których nie wolno nam naruszać, natomiast stosować tolerancję i daleko idącą możliwość poglądów.
Na terenie Krakowa zastosowaliśmy 5 punktów, które są kanonem:
1.Ataki na autorytet naszego Rządu
2.Ataki przeciwko naszemu przyjacielowi – Zw[iązkowi] Radzieckiemu, przeciwko sojuszom zachodnim.
3.Ataki dotyczące granic wschodnich, które zostały ustalone i nie mogą podlegać dyskusji. W „Tygodniku Powszechnym”, gdzie omawiając geografię Polski, pisał o Niemnie, Puszczy Białowieskiej – te rzeczy wykreśliliśmy.
4.Wszystkie ataki na Jedność Narodową, wszelkie ataki na wywołanie tarć wśród partii demokratycznych, żeby nie miały one charakteru rozdźwięków.
5.Na terenie województwa krakowskiego bierzemy pod uwagę poziom artystyczny i z tego względu wzięto doradców, żeby nie przepuścić wydawnictwa na niskim poziomie.
To są punkty, których naruszyć nie pozwolimy.
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Tajne [...]
W czasie opracowania korespondencji wojskowej i zagranicznej za wrzesień br. uzyskaliśmy ciekawe wypowiedzi odnośnie niektórych zagadnień wewnętrznych kraju, jak: sytuacja pracujących, nieporządki w terenie, wypowiedzi żołnierzy, wypowiedzi idące za granicę, pogłoski obiegające niezorientowaną część społeczeństwa itp.
Wypowiedzi te w formie wyciągów z korespondencji wzięliśmy specjalnie z tej części korespondencji, w której piszący podchodzą do obecnej sytuacji z punktu widzenia ich codziennych trosk i niewygód, bez głębszej oceny, często pod wpływem reakcyjnej propagandy. [...]
Adresat – N., poczta Osowiec. Nadawca – N., Gdańsk. 30 sierpnia 1945: „Ja tu długo już jestem, widzę i od drugich słyszę, jak żyją ci, którzy tu przyjeżdżali na osiedlenie. Po prostu strach i rozpacz mnie ogarnia, gdy spojrzę na ich życie; przeważnie całymi dniami, tygodniami siedzą w wagonach, gdyż im mieszkań ani izb nie dają. Niektórzy robią sobie prowizoryczne lepianki z gliny i liści – wszy i głód ich zjadają, ledwo co ciągną nogami. Bydło i konie zdychają, a to, co jeszcze dają, to wojsko rozkrada [...]. Dlatego Was, Drogi Ojcze, proszę, pozostańcie na miejscu, niech Was Bóg obroni przed tą straszliwą nędzą. [...] Tu ziemia piaszczysta, sucha, pagórkowata i dużo kamieni. Z żywego inwentarza nie ma niczego, nawet psa nie napotkasz, wszystko podczas wojny poszło na «wschód». Proszę Was jeszcze raz, zostańcie, bo zima idzie. [...] Trzymajcie się swojej własnej ziemi na miejscu”. [...]
Adresat – O., P.P. 38750 B. Nadawca – H., Dolny Śląsk. 13 sierpnia 1945: „Miałam awanturę z bolszewikami. Przez okno zobaczyłam zbiegowisko ludzi przed naszym domem. Dzieci podniosły krzyk, żebym nie schodziła na dół, bo mnie zastrzeli. Tymczasem ten na dole wszedł do mieszkania, wywalając drzwi, i zaczął buszować w nim, bałam się, że pokradnie ubranie, więc zeszłam na dół. On rzucił się do mnie i wrzeszczał, że będę odpowiadać za to, że on, ruski sołdat, rozerżnął sobie rękę, wybijając szybę. Zagrodził mi drzwi sobą, zamierzył się kilka razy pięścią, celując między oczy. «Ty, Polaczka, poczujesz naszu twiorduju ruku» – wrzeszczał cały czas. Ciekawa jestem, jak długo jeszcze to plugastwo będzie nas tak gnębić. Może wiecznie?”.
Warszawa, 13 października
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Ściśle tajne [...]
Cenzura zagraniczna przepuściła w ciągu miesiąca września br. 75.000 listów, pisanych przez Polaków we Francji do rodzin w kraju. [...]
Adresat – M., Nakło n. Notecią. Nadawca – M., Sorgnes-Avignon, Francja. 14 sierpnia 1945: „[...] Źle tu nie mamy, trochę Ci opiszę moje zajęcie i wyżywienie. Śniadanie jest mleczna zupa i herbata z mlekiem, obiad jest zupa z kartoflami z grochem, fasola i kompot, kolacja – zupa mleczna, ser, masło, marmolada, kiszka, chleb jeden na trzech, nieraz jest boczek lub sardynki, 7 papierosów dziennie, 60 papierosów co piątek, w tygodniu dwie tabliczki czekolady. To, widzisz, jest życie niezłe. Ale wolałbym być razem z Wami i jeść kartofle z solą i suchy chleb. Tak już mi tęskno za Wami, zdecydowałem się iść na pieszo te tysiące kilometrów, tylko potrzeba ten papier przejścia przez granicę”. [...]
Adresat – F., Brześć Kujawski. Nadawca – P., Reims, Marne, Francja. 21 sierpnia 1945: „My pracujemy w oddziale wartowniczym, przy pilnowaniu Niemców. Ja pracuję w kancelarii, Janek na izbie chorych jako sanitariusz. Jesteśmy zdrowi, życie mamy dobre. Po pracy wędrujemy do Reims na spacer albo do kina. Byliśmy kilka razy w Paryżu i częściowo zwiedziliśmy. Paryż jest ładny i nic niezniszczony. Wolimy jednak gruzy Warszawy niż piękny Paryż. Tęsknimy bardzo za Wami, za Polską i dlatego na złą czy dobrą dolę wrócimy”. [...]
Adresat – K., Sulejów [...]. Nadawca – K., Croix Rouge, Francja. 3 sierpnia 1945: „Zapytujemy się Was, czy jest Polska wolna, czy okupacja Rosji, bo my się szykujemy odjeżdżać do Was, ale boimy się Rosji. Proszę nam opisać, jak się sprawa przedstawia, czy można już przyjechać, czy czekać na dalsze rozkazy?”. [...]
Adresat – W., Lubień [...]. Nadawca – Z., Reims [...]. 24 sierpnia 1945: „Ciekaw jestem, czemu listy tu nie nadchodzą z Polski, coś, myślimy, jest tam nie w porządku, każdy z nas tu myśli, że jesteście niewolnikami we własnym kraju. Dziwią się niektóre czynniki, czemu tak opieszale następuje powrót do Ojczyzny, ale z niemieckiej cenzury, obozów i mordobicia wracać do Ojczyzny znów pod cenzurą, obóz i mordobicie, w dodatku z pełnej wolności i braterskiego współżycia, byłoby więcej niż głupim postępkiem, czyli samozamordowaniem się. Jestem, jak wiesz, demokratą i nim pozostanę, choć mi z tego tytułu zabroniono nawet wrócić do Polski. [...] Chcemy wrócić, pracować dla Polski, jej narodu, ale nie pod jej batem, ustawy, cenzury słowa i litery usidlanego prawa... Ciekaw jestem, czy cenzura pozwoli na doręczenie tego listu”.
Warszawa, 26 października
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Inspekcja stwierdziła, że:
Prowadzenie ewidencji w zupełności nie odpowiada instrukcjom Wydziału CW:
1) Księgi rejestracji pracowników nie było.
2) Sprawozdania w sprawie przeniesienia pracowników nie było.
3) Rozkładu etatów nie było.
4) Listy obecności nie było.
5) Nie zapisywano, od kiedy cenzorzy pełnią obowiązki st[arszych] cenzorów, wzgl[ędnie] inspektorów.
Dokumenty i pieczątki nie leżały na odpowiednim miejscu, były rozrzucone po szufladach. Brak zupełny zamkniętych szaf i szuflad, tak że dokumenty pozostawały w zamkniętym pokoju, lecz w niezamkniętych biurkach. [...] Sprzątaczki nie ma, sprzątają sami cenzorzy (dyżury). Na 13 pracowników jest jedna para nożyczek. Nie ma księgi dokumentów przychodzących. Nie ma księgi pochwał, upomnień, kar. Nie prowadzono księgi defektów technicznych. Dokumenty palono bez uprzedniego zezwolenia Wydziału CW.
Charakterystyki pracowników dane przez zastępcę kierownika:
Inspektor Staszewska Irena. Pracuje dobrze. Prowadzi z cenzorami konsultacje prawidłowo. Kieruje pracą całej grupy zgodnie z instrukcjami. Zajmuje się politycznym rozwinięciem cenzorów, przeprowadzając pogadanki i czytanie gazet.
Starszy cenzor Kłosowska Maria. Pracuje dobrze i chętnie. Wykreśla porządnie, czysto i kwalifikuje dokumenty prawidłowo. Bierze udział w pracy społecznej, jest członkiem Wojewódzkiej Rady Narodowej i członkiem PPR.
Pokała Bazyli, cenzor, wykonuje swoje obowiązki sumiennie. Jest to człowiek zrównoważony, spokojny, pracę swoją przeprowadza w myśl instrukcji, najlepszym dowodem jego sumienności jest to, że powierzono mu czynność powtórnego czytania opracowanych dokumentów. [...]
Czarnecka Wanda, cenzor, nie pracuje samodzielnie. Zadaje pytania inspektorowi, na które by mogła sama zadecydować. Wie, jaką odpowiedzialność bierze na siebie, stawiając stempel, więc boi się sama decydować o losie danego dokumentu i stara się opracować go wspólnie z inspektorem lub kierownikiem. Społecznie nie pracuje.
Na 527 przeczytanych dokumentów odkryto 5 defektów.
Kierszonowicz Izrael, cenzor, nie odnosi się do pracy poważnie. Dokumenty opracowane przez niego są brudne, źle zaklejone, stempel na niewskazanym miejscu. [...]
Walendzikówna Janina, cenzor, do pracy odnosi się niepoważnie, narusza dyscyplinę, pracuje samodzielnie i dopuszcza defekty. Na 50 dokumentów sprawdzonych wykryto 5 defektów. Jej praca podlega ścisłej kontroli. Społecznie nie pracuje, politycznie nie jest rozwinięta, bo nie przywiązuje wagi do rozwoju politycznego cenzora.
29 października–3 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Ściśle tajne [...]
Poniżej podajemy kilkanaście wyciągów z listów pisanych przez robotników i chłopów do krewnych za granicę. Wyciągi te wzięte są z listów ludzi, którzy starają się w sposób obiektywny podać wiadomości z kraju.
Adresat – S., Garenne. Nadawca – P., Łódź. 1 października 1945:
„Jestem wściekły na myśl, jak strasznie Was tam okłamują, że postanowiłem szerzej powiadomić Cię o tym, jak się u nas żyje. Przede wszystkim nigdzie na świecie, nawet nie wyłączając Rosji, nie osiągnął robotnik i chłop tyle, co u nas. Począwszy od utworzenia Rad Zakładowych, poprzez płatne i długie urlopy, zmniejszone podatki i świadczenia socjalne, w wielu wypadkach polepszone warunki mieszkaniowe, skrócony czas pracy młodocianych, przy jednoczesnych możliwościach kształcenia się, aż do silnych Związków Zawodowych – to dla robotnika. Ziemia obszarnicza, kredyty, maszyny rolnicze i minimalne przy tym kontyngenty – to dla chłopa.
Znając moje lewicowe przekonania, rozumiesz chyba, że na taką Polskę czekałem, o takiej «marzyłem». «Londyn» straszy Was chyba jakimś totalizmem, że niby u nas nie ma prawdziwej demokracji. Otóż okazuje się, że ludzie i narody interpretują pojęcie demokracji. Ale prawdziwy sens słowa demokracja to ludowładztwo. Nigdzie nie jest to lepiej zrozumiane niż u nas. Tak, mamy demokratyczny ustrój, a nie plutokratyczny. Jeśli chodzi natomiast o tzw. swobody demokratyczne, to według wielu i mnie zarazem mamy ich aż nadto...
A` propos sytuacji i trudności gospodarczych, to wątpię, by w tej chwili gdziekolwiek w Europie jadano lepiej niż u nas. Coraz mniej ludzi wykupuje kartkowy chleb, zwłaszcza po ostatniej podwyżce płac, przy jednoczesnej powolnej, lecz stałej zniżce cen rynkowych. Zdziwiłbyś się, mogąc odbyć spacer po Piotrkowskiej. Wystawy dużo zaciemniają, jeszcze wojenno-warszawskie. Przy tym eleganckie kobietki, wytworni panowie. Trochę za dużo nawet kawiarń, barów i restauracji. Kontrasty jeszcze oczywiście są i rażą, ale biedoty na miarę przedwojenną mimo wszystko nie widać”. [...]
Adresat – M., Stanisławów. Nadawca: [...] Wrocław. 8 września 1945:
„Przejechaliśmy przez Przemyśl, Katowice aż do Bytomia. (Nasz konwojent w Katowicach uciekł.) W Bytomiu nasz maszynista [...] mówi «wygrużajties» [wysiadajcie]. A tu tysiące ludzi, ci co wcześniej wyjechali z różnych miast – Stanisławów, Kołomyja, Lwów, wszystko czeka w polu (wyładowani z wagonów) pod gołym niebem na deszczu. Ci biedni ludzie porobili sobie nad głowami dachy z desek albo małe domki i tak czekają po 3–4 tygodnie, aż się komitet zlituje, a śpią razem z krowami, końmi, psami itp. Tam panował tyfus, cholera, a bydło też tam bardzo chorowało. A maszynista każe nam się wyładowywać – deszcz pada i już wieczór... A on chciał wódki, to my mu powiedzieli, że dostanie wódki, ale jak nas zawiezie dalej. Posłuchał nas. [...]
Dalej [...] patrzymy, a tu też 7–9 tysięcy ludzi czeka, też porobili sobie chatki, a przed każdym domkiem rozpalone ognisko. To całkiem wygląda jak cygańskie życie. Ale nic, pojechaliśmy dalej. W nocy, jak jechaliśmy, to strzelali, gdzie – ja nie wiem, czy do wagonu, czy nie. Dwa razy to ostatnie wagony chcieli rabować, lecz ci ludzie, co tam byli, strasznie krzyczeli, a oni się wystraszyli i pouciekali. To wszystko działo się na dawniejszych niemieckich terenach.
Zawiózł on nas do Prochowa. Tam już musieliśmy się wyładować. Raniutko poszliśmy do polskiego komitetu z zażaleniem, lecz niestety, nic nie pomogło. Tu znowu
10 tysięcy Polaków wyładowanych, bydło razem z ludźmi. Istna rozpacz. Oni też czekali po 3–4 tygodnie”. [...]
Adresat – N., Wierzeja [...]. Nadawca: N. Gostyń. 5 maja 1945: „Do Gostynia zajechał transport 17 wagonów z 250 repatriantami. Coś podobnego w życiu nie widziałam. To nie ludzie. To nędznicy, szkielety w ostatnich łachmanach, bosi i nadzy. Wagony zawalone rupieciami, gratami, ostatnimi śmieciami. Każdej rodzinie w nich wolno zabierać 60 cetnarów. Możesz sobie wyobrazić, od tobołów nie widać było ludzi. Z kozami, krowami, kurami, dosłownie z rozebranym chlewem, no co tylko świat nie widział. Byli cztery tygodnie w podróży w otwartych wagonach, czy deszcz, czy pogoda, to chyba bohaterstwo. Łzy stanęły nam w oczach. Dwa dni potrzeba było, by ich zwieźć ze stacji do pałacu.
Najgorsza sprawa z żyjątkami, które ich oblazły i się kurczowo trzymają. Przeważnie wszystko mocno zawszone. Serdecznie mi ich żal. To poważny kłopot, gdyż wesz jest przyczyną zaraźliwych chorób. Otóż już się pojawił tyfus plamisty u dwu z nich. I dzisiaj przewieźliśmy ich do szpitala”.
Warszawa, 2 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Przed południem zjawił się Bohdan Korzeniewski z wiadomością, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych ma zastrzeżenia co do wystawienia mojej sztuki z powodu stosunków z Czechami. Zdenerwowało mnie to na cały dzień. Sądzę, że to jest pretekst, ale ja od początku miałam złe przeczucia co do wystawienia tej sztuki.
Warszawa, 8 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Są u nas od miesiąca Anna i Bronisław Linkel, którzy wrócili zza Uralu. [...] Wrócili przerażeni i wyleczeni na zawsze z dawniejszych złudzeń.
Byliśmy na premierze „antyfaszystowskiej” sztuki „Papuga” jakiegoś Korcellego (podobno dziennikarzyna z Łodzi). Sztuka tylko na skutek koniunktury mogła ukazać się na scenie, gdyż jest lichotą i szmirą kompletną. Autor w słowie wstępnym dołączonym do programu z megalomanią rzekomej „ofiary” zawiadamia, że sztuka nie mogła być grana przed wojną ze względów cenzuralnych. Kretyn i kłamca, byle tylko nadać swojej nicości wartość, zapomina, że przed wojną za „sanacyjnej” Polski grana była „Genewa” Bernarda Shaw, w której były żywe karykatury Hitlera i Mussoliniego. Że była grana antyfaszystowska „Rodzina” Słonimskiego. Że wychodziło wtedy mnóstwo pism komunistycznych. Sztuka zapewne nie była grana z powodu swej nędzoty.
Warszawa, 16 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Art. 1. Tworzy się Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, nazywanych w dalszych przepisach niniejszego dekretu Głównym Urzędem.
Główny Urząd podlega Prezesowi Rady Ministrów.
Art. 2. Do zadań Głównego Urzędu należy:
1)nadzór nad prasą, publikacjami i widowiskami w zakresie przewidzianym w szczególnych przepisach prawnych,
2)kontrola rozpowszechniania wszelkiego rodzaju utworów za pomocą druku, obrazu i żywego słowa; kontrola ta ma na celu zapobieżenie:
a) godzeniu w ustrój Państwa Polskiego,
b) ujawnianiu tajemnic państwowych,
c)naruszaniu międzynarodowych stosunków Państwa Polskiego,
d) naruszaniu prawa lub dobrych obyczajów,
e) wprowadzaniu w błąd opinii publicznej przez podawanie wiadomości niezgodnych z rzeczywistością.
[...]
Bolesław Bierut
Prezes Rady Ministrów:
Edward Osóbka Morawski
5 lipca
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
W piątek byłam w „Czytelniku”, zapytałam Szymańską, dlaczego nie otrzymaliśmy czterech wydanych już tomów Mickiewicza, chociaż wypełniliśmy deklarację i wpłacili należność. „Nikt jeszcze nie dostał – odpowiedziała. – Ach, proszę pani, mamy z tym kłopoty. Kłopoty z przypisami. Trzeba na nowo wszystko robić. Bo to, wie pani, robili ludzie, którzy od trzydziestu lat tym się zajmują, zanadto już zrutynizowani, te przypisy są zdawkowe, szablonowe.” „Rozumiem” – rzekłam na to.
Sprawa jest jasna. Przypisy nie zostały spreparowane według recepty i marksizmu-leninizmu i teorii walki klasowej. Nie mogąc zmienić tekstów Mickiewicza, wypacza się je za pomocą odpowiednio spreparowanych przypisów. A może i teksty wydały się podejrzane. Przecież to bije w oczy – w serce – że cały Mickiewicz jest niecenzuralny. Chciało by się w tym dzisiejszym ustroju zobaczyć coś dobrego, jak najwięcej dobrego. Mam tyle dobrych chęci. Ale ustrój oparty na tak przebranej mierze kłamstwa, na tylu niesprawiedliwościach społecznych, na tylu dyskryminacjach klasowych, pochodzeniowych, a teraz już i wyznaniowych, na takim dogmatyzmie, nie może się ostać, musi runąć doprowadziwszy przed tym do nierówności i nienawiści społecznych, o jakich prywatnemu industrializmowi kapitalistycznemu nawet się nie śniło.
Warszawa, 16 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
W niedzielnym koncercie Chopinowskim („Żywe wydanie dzieł Chopina”) szczególnie podobało mi się rzadko grywane i rzadko przeze mnie słuchiwane Scherzo cis-moll. Dotąd najlepiej lubiłam b-moll (pomrukujące), ale teraz to cis-moll postawię chyba koło niego. Dziś mieliśmy aż trzy koncerty Chopina. W południe szkolny z Krakowa (z objaśnieniami kochanego wilnianina Rutkowskiego), w którym po raz pierwszy od 10 lat usłyszałam moją ukochaną etiudę a-moll z opusu 25-go.
O wpół do siódmej recital Ekiera z „Romy” – z „Barkarolą” dosyć rzadko grywaną. Wieczorem zwykła środowa audycja o 9.15 z płyt w wykonaniu Rubinsteina. Ta „ulewa” Chopina jest naprawdę jak deszcz „srebrzysty”, zmywający błoto moskiewszczyzny, od której człowiek się już dusi.
Jest jeszcze w tych koncertach jedna rozczulająca rzecz. W tym roku jednocześnie przypada setna rocznica Słowackiego. Nie jest świętowana, nie wolno, bo Słowacki nie był nigdy moskalofilem. Otóż radio przemyca Słowackiego w ten sposób, że przerwy w koncertach wypełnia wierszami Słowackiego. Niestety, boją się wierszy najpiękniejszych – czytają liryki, ale tylko najbłahsze. Nadto czytają fatalnie. „W Szwajcarii” recytowane przez Mileckiego jest po prostu nie do słuchania. Ale tak zmarnieliśmy już w swych pragnieniach, że uważa się to już za jakieś zwycięstwo, iż udaje się choć tak przemycić największego polskiego poetę.
Warszawa, 9 marca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
W poniedziałek o wpół do siódmej rano przyjechała Anna. Przywiozła mi parę kopert z moich listów. Stwierdziłyśmy dowodnie, że wszystkie moje listy są otwierane i czytane przez cenzurę. Odklejają w tym celu nie górną, ale dwa boki dolnej części zamknięcia koperty. Tamtędy wyciągają list (podobno istnieje do tego specjalny przyrząd, na który list się nawija). Koperty są potem aż sztywne od kleju i całe tym klejem cenzorskim pomazane. Nie umieją też widać dość umiejętnie listów z powrotem wkładać, bo listy przychodzą tak pogniecione, że je trzeba... prasować. Jeszcze pewniejszym dowodem otwierania listów jest fakt, że w jednym z moich odesłałam Annie list Wandeczki Hoffmanowej, która umiera na raka w Londynie. Był to zapewne jej ostatni w życiu list. Przysłała go Annie wraz z paczką herbaty, a Anna mnie go przesłała do przeczytania. Zwróciłam go Annie ze względu na jego serdeczny i osobisty charakter. Ale żałuję, bo cenzor, czy go zatrzymał, czy też po prostu zapomniał z powrotem włożyć, dość, że list Wandeczki zaginął- w kopercie był tylko list mój ze słowami: „list od Wandeczki załączam”. [...)
Ileż to gwałtu podniesiono by w naszych urzędówkach, gdyby się np. okazało, że w Ameryce czy Anglii otwierają prywatne listy. Jakby to wszystkie nasze pióra i piórka zgrzytały o „państwach policyjnych”.
Bo przecież w istocie najlepszym sprawdzianem panowania systemu policyjnego jest podsłuch telefoniczny i tajne podczytywanie listów. Lecz taki system panuje właśnie w państwach „demokracji ludowej ze Związkiem Radzieckim na czele”. W państwach, w których dla tym większego omamienia i niepoznaki nie istnieje oficjalnie słowo „policja”.
Warszawa, 17 marca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
W tej chwili przelatują nad naszą głową liczne eskadry samolotów, a ulicami ciągną ludzie powracający z pochodu, dość licznego. Jadą również pod naszymi oknami bardzo zabawne i dobrze zrobione karykatury Trumana, Churchilla, de Gaulle’a itp. ogromnych rozmiarów, które też defilowały na pochodzie. Warszawa mocno zarumieniona, pierwszy raz wojsko wzięło udział w uroczystościach. Przemówienia, których słuchaliśmy przez radio, dziwnie słabe i napaści na Kościół nacechowane bezsilną złością, że pomimo wszystko ludzie do Pana Boga coraz bardziej się garną i kościoły coraz pełniejsze, a aktywność katolickich działaczy się nie zmniejsza. Niebo przez cały ranek było ponuro-czarne, okazując swe niezadowolenie z tego, co się dzieje na ziemskim padole — wstrzymało się od grożącego deszczu, nie chcąc widocznie dokuczyć wielu niewinnym ofiarom, marznącym od wczesnego rana w letnich, odświętnych strojach. (Po wczorajszej burzy bardzo się oziębiło.) Teraz, gdy wszystko się skończyło, słońce zabłysło na rozpogodzonym niebie. Ponieważ dużo ludzi nie mogło być rano na mszy św. — we wszystkich kościołach mają się odprawić msze św. o siódmej wieczorem...
Warszawa, 1 maja
Centralne Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (CA MSWiA), 17/IX/71, t. 3, k. 84–87.
Odpisuję późno, bo chcę Ci coś wspomnieć o uroczystości 1-go maja w Warszawie. Otóż Kochanie, nie wyobrażasz sobie, jak było strasznie „czerwono”. Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy defilowały po ulicach Warszawy, głównie na Marszałkowskiej, gdzie była trybuna. Nie było organizacji bez czerwonych flag, i to tylko czerwonych, aż naprawdę rozpacz ogarniała na tak straszne widoki. Teraz coś Ci napiszę o naszej szkole, a więc na tym punkcie było jeszcze gorzej. Jest u nas kilkuosobowe tylko koło ZMP. Na pochodzie, [w] którym niestety i ja musiałam iść, wystawili na przód znak ZMP i dziewczęta, które tu należą, z opaskami czerwonymi. Ponieważ nie wszystkie należały i nie wszystkie miały opaski, więc szedł pierwszy cały szereg udekorowany opaskami i po każdej stronie po dwie [dziewczęta] także z opaskami ZMP. Możesz sobie wyobrazić, jakie było oburzenie wśród dziewcząt, które nie należały, tym bardziej że do opasek dodano nam czerwone flagi. Wyglądało to na ogół strasznie, ale niestety nie było na to rady, trzeba było iść i nic nie mówić...
Warszawa, 1 maja
Centralne Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (CA MSWiA), 17/IX/71, t. 3, k. 84–87.
Pierwszy dzień zmarnowałam na pochód pierwszomajowy. Mówię Ci Mamo, ileż było ludzi. Dosłownie oczy bolały patrzeć na tę płynącą falę z czerwienią. Tendencyjnie zarządzili wszędzie zbiórkę od godz. 7–8.00 rano, by nikt nie mógł pójść do kościoła, ale im się to nie bardzo udało, gdyż we wszystkich kościołach msze św. odprawiały się — łącznie z majowym — po obiedzie. U nas np. była o godz. 7.30 wieczorem, przy tym ks[iądz] miał tak śliczną naukę, która była jedną wielką skargą na to, co się dzieje — krzykiem zrozpaczonych wołających o pomoc. Mówię Ci Mamo, do domu wróciłam wzruszona do głębi...
Olsztyn, 1 maja
CA-MSWiA,17/IX/71, t. 3, k. 88–91.
Ściśle tajne [...]
Na 270 tysięcy opracowanych przez Wydział II w kraju dokumentów napotkaliśmy 725 wyp[owiedzi] o dniu 1 maja. [...]
Gdańsk
„[...] Mamusiu, mam straszny kłopot, co zrobić, żeby nie iść defilować 1 maja. Wymyśliłam takie wyjście, żeby Mamusia przysłała jakiś telegram z tragiczną wieścią, że ktoś jest ciężko chory albo umarł i ja muszę natychmiast przyjechać. Ja bym im wtedy pokazała telegram, trzy dni nie wychodziłabym na dwór i tak, aż by 1 maj przeszedł. Przecież w tym roku nie pójdę się wygłupiać publicznie. Ja już gdzie mogę, to się im wykręcam i nic nie robię, a raczej szkodzę, a oni mnie mimo to uważają za aktyw. Może jak nie przyjdę na defiladę, to się trochę ode mnie odczepią.” [...]
Kraków
„Radosne wiosenne święto pracy... Przed chwilą wróciłam z pochodu i tak mi jakoś... Pod wpływem tego 1 maja nie mogę inaczej sformułować dziś moich życzeń, jak tak: chciałabym, Tatuśku, abyśmy mogli doczekać chwili, kiedy szczęście narodów, jutro świetlane i upragniony pokój staną się już rzeczywistością, żebyśmy mogli wierzyć, że naprawdę nikomu na świecie nie dzieje się krzywda, że spełniły się marzenia tysięcznych bojowników poległych w walce o szczęście ludzkości i sprawiedliwość społeczną. Prawie że powinniśmy tego doczekać. No, a jak nie my, to nasze dzieci już na pewno.”
Warszawa, 14 maja
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Dyr. Antoni Bida, dyrektor naczelny GUKPPiW:
Towarzysze, Koledzy. Nasze Urzędy są instrumentem, są organem kontrolnym Państwa Ludowego nad słowem drukowanym i mówionym w kraju, w którym toczy się i będzie się toczyć zaostrzona walka klasowa, walka z reakcją, z agenturami sprzymierzonej z nią reakcji międzynarodowej, z ich ideologiczną ofensywą, z kosmopolityzmem, idealizacją zachodu i tzw. zachodniej kultury, nauki i sztuki, cywilizacji i demokracji. Z rozmaitymi postaciami dywersji ideologicznej, organizowanej pod naszym okiem, w naszych drukarniach, na naszym papierze przez uległą tej reakcji, zaprzedaną imperializmowi amerykańskiemu hierarchię watykńską w Polsce.
Czy przyswoiliśmy sobie nauki Plenum? Czy nauczyliśmy się władać czerwonym ołówkiem zgodnie ze wskazaniami Plenum? [...]
Jak wyglądają nasze sprawy organizacyjne w świetle Plenum? Czy w naszych Urzędach widać zmiany na lepsze? Towarzysze, niebywały liberalizm, niebywała tolerancja wśród nas wobec błędów. To musi być przełamane. Czy robiliśmy coś w celu poprawienia tego? Tak, robiliśmy i robimy, ale dlaczego nie ma wyników? Myślę, że przyczyn na to złożyło się dużo, ale jaka jest główna przyczyna? Co jest najważniejsze? Ta główna przyczyna polega na tym, że nasze Urzędy, nasz aktyw cenzorski pracuje w oderwaniu od Partii, w oderwaniu od ideologii i to znajduje potwierdzenie w obserwcji naszych Urzędów, w obserwacji w szczególności roli kół partyjnych w naszych Urzędach. Te koła partyjne stały na drugim planie, na marginesie, były majoryzowane, spychane do drygorzędnej roli przez czynnik administracyjny.
[...]
Nie bójcie się Towarzysze, Obywatele naczelnicy pracować z Waszym Kołem partyjnym. Nie bójcie się odpowiedzialności przed organizacją partyjną, nie spychajcie jej na margines. To jest kluczowe zagadnienie. My, jako naczelnicy, za mało interesowaliśmy się organizacją partyjną, ludźmi, którzy tę organizację tworzą, odsuwaliśmy ją od wpływów. To jest złe. I na tym odcinku rysuje się konieczny przełom.
11 grudnia
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
Ob. Chaber:
Proszę Towarzyszy, wchodzimy w nowy etap budowy fundamentów socjalizmu: plan 6-letni. Jakie są nowe zadania przed aparatem kontroli? Zadania te już stoją przed nami. Wróg będzie się starał teraz, w chwili największej radości, którą przeżywają masy, w chwili, kiedy masy ślą gorące życzenia i dary w 70 rocznicę urodzin Stalina, wróg będzie się starał uroczystość tę zakłócić najperfidniejszymi sposobami. Dlatego czujność w tych dniach jest konieczna. Prasę katolicką należy śledzić, żeby w dniach, kiedy będą sie odbywały zabawy i uroczystości, nie wymyślali praktyk religijnych i nie odciągali ludzi. Trzeba dbać o to na całym froncie.
[...]
My na obecnym etapie mówimy o przecinaniu, udaremnianiu dywersji wroga. Trzeba zdać sobie sprawę, że w perspektywie staną nowe, większe zadania: czuwania nad czystością myśli marksistowsko-leninowskiej na wszystkich odcinkach. My dopuszczamy jeszcze na scenę sztuki nierealne, ale w perspektywie pogłębiania ideologicznego klasy robotniczej wymagania nasze staną się inne. Będziemy silniejsi i ta walka, którą przeżywał ZSRR: wypaczania myśli leninowsko-stalinowskiej, stanie przed nami, i ta walka stawia przed nami nowe zadania, i powinna stać się źródłem nowego nastroju, bo ten nastrój prowizorium nie jest dobry. Z tym trzeba skończyć. Trzeba wytworzyć u ludzi poczucie doniosłości i wagi tego urzędu i perspektywy, które daje zawód.
11 grudnia
Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 6, Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, oprac. Daria Nałęcz, Warszawa 1994.
U nas teraz bardzo uroczyście było obchodzone święto pierwszomajowe, z całej gminy zjechali się ludzie... Lecz pożar przerwał tę całą uroczystość, bo na pewno ktoś specjalnie podpalił las, syrena zaczęła trąbić i rozprzęgł się cały pochód. U nas dużo jest takich ludzi, co im się ten rząd nie podoba...
Lublin, 1 maja
CA-MSWiA,17/IX/71, t. 3, k. 100–104.
U nas w mieście dzieją się niesłychane rzeczy przed tym świętem komunistów, w całym mieście aż się roi od tych Żydów — oczywiście to wszystko jest tylko na obrazkach, ale aż nieprzyjemnie patrzeć. Jak się zejdzie do rynku, to tak jak gdyby się zeszło do rzeźni, dosłownie ani jednej chorągwi nie ma polskiej, tylko wszystko czerwone, a poza tym nic więcej nie zobaczycie, tylko gwiazdy, sierpy, młotki, Leniny, Staliny itd...
Katowice, 1 maja
CA-MSWiA,17/IX/71, t. 3, k. 100–104.
Przyjechała pani z „Domu Książki”, żeby mnie zabrać na kiermasz w A1. Ujazdowskie. Słońce prażyło jak w lipcu. Straszny jest poziom teraźniejszych pracowników księgarskich. Naprędce widać z półanalfabetów szkoleni, nic nie wiedzą o „towarze”, który sprzedają, nie znają żadnych książek. Nie umieli objaśnić równie głupim kupującym, co to „Ludzie stamtąd”, co „Znaki życia”. „Czytelnik” nawalił z „popularnym” wydaniem „Nocy i dni”, a większość tych, co świadomie chcieli kupić moje książki, pytała właśnie o „Noce i dnie”. Nie mogę powiedzieć, aby „tłumy dobijały się” o moje książki i aby wielu z tych, co je kupowali, wiedziało cośkolwiek o mnie i mojej twórczości. Żądano nieoczekiwanie dużo książek rosyjskich i marksistowskich. Ignorancja sprzedawców po prostu zaskakiwała. Młody człowiek sprzedający obok mnie, gdy ktoś zażądał książki L[ucjana] Rudnickiego „Stare i nowe”, odpowiedział: „Rudnickiego mamy tylko to”– i podał Adolfa Rudnickiego „Ucieczkę z Jasnej Polany”. Kiedy ktoś inny poprosił o książkę „Ziemia” Brzozy, podał mu przekład rosyjskiej powieści „Biała brzoza” itp.
Warszawa, 7 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W poniedziałek pojechałam taksówką za 6 zł na Sekcję Prozy do Związku. Nie była warta nawet 50 groszy. Znęcił mnie temat zebrania – sprawozdanie redaktorów Domów Wydawniczych z planu wydawniczego na rok 1951. Wydawcy oznajmili jednak, że obszerne sprawozdanie dadzą na rozszerzonym plenum Zarządu Związku, a teraz dowiedzieliśmy się tylko, że i w tej dziedzinie dotychczasowy plan nie został wykonany. Plan zdaje się w ogóle istnieć tylko po to, żeby go nie wykonywać. Wobec tego Putrament „zagaił” dyskusję ogólnikami na temat socrealizmu i w jakim stopniu obecna literatura w swych płodach ów socrealizm osiąga. Zakończył apelem do pisarzy: „Musicie wzbudzić entuzjazm dla wykonania planu sześcioletniego. Plan 6-letni może się udać tylko w atmosferze entuzjazmu. Jeśli my, pisarze, nie wzbudzimy tego entuzjazmu, to plan 6-letni się nie uda, to go nie wykonamy”. Niesłychane żałosno-komiczne jest to narzucanie literaturze roli, jakiej ona nigdy nie grała i grać nie może. Jej wartości leżą w zupełnie innej płaszczyźnie. A zarazem jest to zdumiewające przyznawanie się z góry do porażki. Plan gospodarczy, którego udanie się albo nie ma być uzależnione od literatury, to jakieś monstrualno-idiotyczne nieporozumienie.
Warszawa, 10 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Czytałam moje opowiadania i z rozpaczą myślałam o losach literatury w tym ustroju. Że mianowicie potężnego ustroju gospodarczego, zbudowanego w imię interesów państwa (które zawsze, i zawsze mniej [czy] więcej uzurpatorsko, uważało się za reprezentanta mas) nie da się, niestety, stworzyć bez zagłady wszelkiej twórczej literatury, sztuki, nauki. Między tym, co idzie z ponurej Rosji na świat, z historią Egiptu nasuwa się złowroga analogia. Egipt miał „najpostępowsze”, najprecyzyjniej zorganizowane życie gospodarczo-polityczne ze wszystkich krajów starożytności. Miał nawet w kaście kapłanów niezwykle rozwinięte różne rodzaje wiedzy technicznej służącej – tak jak się to wymaga dziś w krajach rządzonych przez dyktaturę moskiewską – tylko i wyłącznie gospodarczo-politycznym celom państwa. Ale Egipt poza rzeźbą i malowidłem ściennym nie zostawił ludzkości nic dla ducha (chyba tylko tajemniczy uśmiech sfinksów i rzeźbionych faraonów). W dziedzinie duchowej twórczości pozostał mattwą pustynią nie nawodnioną przez żaden Nil. Ani literatury, ani poezji, ani historii, ani filozofii, nic, nic, nic.
Tak będzie z nami w najlepszym wypadku, jeśli ten posępny eksperyment się uda. Zostaną „giganty” fabryczne, wieżowce, mosty, kanały, biurowce, bloki. Nie zostanie świadectwo ani jednej ludzkiej tragedii, ani jednego ludzkiego uczucia. Pokolenie epoki stalinowskiej pozostanie dla historii w sensie ludzkim nieme. Nikt się z tego źródła martwych form nie napije, bo wszelkie wody życia w tym suchym potoku z roku na rok wysychają.
Warszawa, 2 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
O pierwszej w południe przyszła pani Modz., z którą w ciągu godziny ustaliłyśmy poprawki w ostatnich opowiadaniach Czechowa. Ofiarowała nam swoje auto do Związku na zebranie Sekcji Tłumaczy „w sprawach zawodowych”. Pojechaliśmy więc nawet z nią oboje, bo i St. chciał być na tym zebraniu. Zwołano je dla omówienia nowej konwencji wydawniczej, krzywdzącej pisarzy w ogóle, a w szczególności tłumaczy. Nowa ta konwencja już w samej nazwie zawiera oszustwo, gdyż konwencja jest to umowa dwu co najmniej układających się stron, w danym zaś wypadku drugiej strony, i to najbardziej zainteresowanej, nie było. Ową konwencję, a w rzeczywistości dekret o sposobach płacenia pisarzy i tłumaczy za ich państwowe usługi, ogłosiło Prezydium Rady Ministrów z podpisem Cyrankiewicza. Układali ten dekret partia i wydawcy – anonimat – nie wiadomo nawet, czy i kto z pisarzy zaproszony był do narad w tej sprawie. A fama mówi, że za całą tę konwencję odpowiedzialni są Putrament i Werfel, dyrektor partyjnego domu wydawniczego „Książka i Wiedza”. Przyciśnięty do muru Putrament przyznał zresztą na zebraniu, że brał w tym udział. Nie zwołano ani jednego zebrania w celu bodaj usłyszenia opinii pisarzy o projekcie konwencji. [...]
W pierwszych latach panowania Rosji w Polsce pisarze traktowani byli jak dzieci, które prowadzi się za rączkę, pokazując im palcem, czego dotykać można, czego trzeba, a co jest be-be. Teraz w tym roku zaczyna się ich traktować jako punkt usługowy mający dostarczać produktów swego warsztatu na rynek potrzeb politycznych państwa. Dąży się do zbiurokratyzowania jednych, a sproletaryzowania innych pisarzy, nie zostawiając tym ostatnim nawet tej radości proletariusza, że może przynajmniej myśleć co chce, kochać co chce, płakać i śmiać się nad tym, co w jego odczuciu warte płaczu lub śmiechu. Tę sytuację nazywa się „opieką państwa nad pisarzem”.
Nowa konwencja kasuje dawny system (wywalczany przez pisarzy latami) honorariów procentowych od ceny książki, co ma być pono na korzyść pisarzy ze względu na bardzo niskie w istocie ceny książek (cały przemysł wydawniczy jest deficytowy). Honoraria będą płatne od arkusza, ale nie od arkusza drukarskiego, lecz mieszaniec scholastyka z rabinem wymyślił „arkusz wydawniczy” mniejszy od drukarskiegol, oparty na liczbie znaków drukarskich (40 000). Tak że książka ma z reguły dużo mniej arkuszy honorowanych niż drukowanych. Wyznaczono „stawki zasadnicze” honorariów, które np. dla prozy artystycznej wynoszą od 1500 do 2000 zł za arkusz, zależnie od rangi pisarza i wartości dzieła, określanych znów oczywiście przez rząd i partię. Ale tu znów zadziałał scholastyczny rabin. Za „wydanie” uważa się nakład 10 000. I tylko za pierwsze 10 tysięcy pierwszego wydania jakiejś książki, autor dostaje ową zasadniczą stawkę honorarium. Za następne 10 tysięcy jest już 80% i tak z każdymi 10 tysiącami regresja postępuje, a od czwartego wydania już za wszystkie następne aż do końca życia autor otrzymuje za dane dzieło tylko 50% zasadniczego honorarium. Ja np. za „Noce i dnie” i czy „Ludzi stamtąd” – jedyne książki moje dziś wydawane – otrzymuję już tylko 50% stawki zasadniczej. Gdyby nie to, że „Noce i dnie” mają tak wielkie rozmiary, byłabym w nędzy.
Warszawa, 3 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Czytelnik „Kultury” (Nr 11/61) dowiaduje się z artykułu Zygmunta Nagórskiego, jr., pt. Sprawa polska w USA, że Radio Wolna Europa jest radiostacją par excellence amerykańską, jeszcze jedną imprezą, której zadaniem jest „to sell the Europeans the American way of life”. Twierdzenie to odbiega od prawdy tak daleko, że domaga się sprostowania. Należy się ono tym czytelnikom, którzy nie mając okazji słuchania naszej rozgłośni, nie mogą wyrobić sobie własnego osądu o jej programie.
Nikt nie zaprzecza, że Radio Wolna Europa powstało z inicjatywy i za pieniądze amerykańskie. Inicjatywę tę podyktował Amerykanom dobrze zrozumiany własny interes, oparty na amerykańskiej zasadzie obrony wolności. Stworzenie dla Polaków na Zachodzie możliwości swobodnego przemawiania do Kraju z własnego, polskiego punktu widzenia, nawet jeśli nie jest on zawsze identyczny z amerykańskim – stanowi samo przez się najskuteczniejszą propagandę wolności. Z tego podstawowego założenia wywodzą się zasady, na których oparta została współpraca między Polakami i Amerykanami w Radio Wolna Europa.
Programy nie podlegają cenzurze i inicjatywa redakcyjna i polityczna należy całkowicie do Polaków. Żaden z nas – ani w Nowym Jorku, ani w Monachium – nie spotkał się z nakazem nadania takiej lub innej audycji. Ramowe instrukcje są przedmiotem dyskusji z polskim kierownictwem, zanim staną się obowiązujące. W spornych sprawach obie strony szukają rozwiązania, które byłoby do przyjęcia dla jednych i dla drugich.
Czy Radio Wolna Europa jest zatem radiostacją par excellence amerykańską – jak twierdzi p. Nagórski? Czy też jest ono radiostacją polską w pełnym tego słowa znaczeniu?
Najuczciwszą i najbliższą prawdy odpowiedzią na to pytanie będzie stwierdzenie, że w obecnym stanie rzeczy Radio Wolna Europa jest imprezą polsko-amerykańską – „Polish American Partnership”. Polacy, zatrudnieni przez RWE, traktowani są bowiem jako partnerzy, a nie płatni urzędnicy, zobowiązani do wykonywania instrukcji i rozkazów.
Polski zespół rozgłośni Wolna Europa nie rości sobie żadnych pretensji do odgrywania roli ośrodka politycznego. Uważa natomiast, że misja jego polega m.in. na utworzeniu pomostu i odbudowaniu łączności między rzeszą polską, rozsianą po świecie, a okupowanym Krajem.
Monachium, ok. 3 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Patrzę z niewiarą na to, co mnie czeka w 1955 roku. Zaczyna się siódmy rok mojego milczenia. Siódmy! Jest to mój największy, najcenniejszy kapitał moralny. Cenniejszy niż to, co piszę. Może wszystko zginąć z rzeczy napisanych, pragnę tego tylko, aby pamiętano, że dałem świadectwo epoce i milczeniem protestowałem! Jest to moje non possumus i moje veto — rzucone straszliwym spustoszeniom epoki. Siedem lat milczenia jest także świadectwem wierności: wierności Bogu i Kościołowi, wierności Polsce i tym, co dla jej wolności ginęli lub teraz siedzą po więzieniach czy na wygnaniu, wierności Sztuce.
To mogę dać, mimo że jestem słaby i ciężko przeżywam swój los, straszliwą swoją samotność.
Warszawa, 1 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Wczoraj cały dzień zebranie Zarządu Głównego ZLP zwołane przez Słonimskiego jako reakcja na usunięcie Hoffmana ze stanowiska redaktora „Nowej Kultury” za wydrukowanie wiersza Ważyka „Poemat dla dorosłych”. Stwierdziłam poniekąd „in flagranti”, jak powstają slogany i schematy myślowe, i gdzie się rodzą te „iskry z czarta kuźni”. Oczywiście w KC, o czym się wiedziało, ale co innego wiedzieć ogólnikowo, a co innego stwierdzić dowodnie. Już przed tym zebraniem pani Milska wyrażając dezaprobatę dla wiersza Ważyka rzekła do mnie: „Wszystko można powiedzieć, ale wstrętna jest u Ważyka ta pogarda dla ludu. On obraził lud polski. To wiersz antyhumanistyczny”. Otóż słowo w słowo to samo mówili na zebraniu Putrament i Kruczkowski, i ktoś jeszcze, zdaje się – Broniewska.
Zebranie było niesmaczne, robiono dobrą minę do złej gry. Kruczkowski „rozdarł szaty” nad nieoczekiwaną przemianą Ważyka, który napisał był piękny wiersz „Lud wchodzi do śródmieścia”, a teraz zbezcześcił lud polski wierszem „Poemat dla dorosłych. W odpowiedzi na to Putrament, Broszkiewicz i Żukrowski wygłosili mowy o własnych „przemianach”, nie żeby bronić Ważyka, tylko że niby są i dobre przemiany, te mianowicie, którym oni ulegli. [...]
Zabrałam głos dwa razy. Raz po przemówieniu Kruczkowskiego, który dowodził, że Hoffmana „zdjęto” nie tylko za wiersz Ważyka, ale i za inne błędy popełnione przez „Nową Kulturę” w ostatnich czasach.
Zapytałam wtedy: „Ponieważ pisma literackie wydaje się dla czytelników, a ja właśnie w ostatnich dopiero czasach słyszę z wielu bardzo różnych stron, że „Nowa Kultura” wreszcie przestała być nudna i daje się czytać, jakie to więc konkretnie „błędy”, partia zarzuca temu pismu?”. Odpowiedź Kruczkowskiego była mętna i nie mogła być inna. [...] Drugi raz zabrałam głos, żeby powiedzieć (popierając w tym Szmaglewską), że „zdjęcie” redaktora naczelnego za druk jednego utworu to niebezpieczny precedens, bo w tych warunkach trudno będzie znaleźć kandydata na stanowisko redaktora. Drugim takim niebezpieczeństwem jest ukucie formułki: Ważyk okazał pogardę ludowi polskiemu, obraził lud polski. „Ja to już słyszałam z paru stron – mówię – ale nie od ludu polskiego, lecz od wysoko intelektualnie stojących partyjnych. Przypominam, że w taki sposób zawsze utrącano pisarzy mówiących gorzkie prawdy. Nikt w narodzie nie jest takim nietykalnym tabu, lud także nie jest takim tabu, a dzieją się wśród niego rzeczy niepokojące, i pisarz ma prawo mówić nie tylko o błędach rządu, ale i o tym, co źle w narodzie. Jestem bardzo daleka od sympatyzowania z Ważykiem i jego wierszami, i, oczywiście, każdy mówi rzeczy przykre w sposób zależny od jego temperamentu i kultury. Ważyk zrobił to niejako w sposób wymiotujący, ale, jak rozumiem, chciał tym stylem jaskrawo pokazać, do czego lud został doprowadzony przez błędy propagandy czy polityki”.
Warszawa, 28 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Na przedstawieniu „Dziadów” – przez wszystkie te lata nie dopuszczanych do sceny.
Wielki wysiłek w to włożono i wielkie to jest osiągnięcie – pełne sukcesów niewątpliwych i potknięć aż żenujących. Głosy duchów w obrzędzie dziadów wzmocniono głośnikiem, co daje fatalny efekt jakby megafonów na dworcu kolejowym. Ludność wsi biorącą udział w obrzędzie zrobiono rzeczywiście na dziadów, kiedy to przecież świąteczna uroczystość i ludność wsi powinna być w swoich najlepszych strojach. W nieuniknionych skrótach poopuszczano rzeczy, których opuszczać nie było wolno. M.in. przy zjawie Zosi – jej piosenkę „Baś, baś, mój baranku” – w tyle asocjacji obrośniętą, że bez niej niepodobna słuchać tej sceny. Kapralowi zamknięto gębę. Istnieje on u Mickiewicza tylko jako ten, co opowiada scenę z wojny w Hiszpanii („vivat defensor Mariae”).
[...]
Bal w Warszawie, jakby w innym stylu reżyserowany. Hańcza, doskonały aktor, był świetny w scenie Snu Senatora, ale w scenie przyjęcia widoczne było, do jakiego stopnia krępuje go francuszczyzna, której tak dużo właśnie w kwestiach Nowosilcowa. To mu przeszkadzało rozegrać się. Tam gdzie w starych tekstach występuje francuski, aktorzy powinni przez cały czas prób brać solidne lekcje wymowy u rodowitego Francuza.
Rewelacyjnie świetny jako Gustaw-Konrad był młody aktor Gogolewski. Podobno został usunięty z Wyższej Szkoły Teatralnej, pracował na murarce, gdzie zorganizował teatr, w którym tak zabłysnął, że wzięto go natychmiast do Teatru Polskiego.
Warszawa, 25 listopada
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Wszystko muszę przyjmować ze spokojem i muszę zdawać sobie sprawę, że to, co mnie spotyka, jest tylko wypadkową jakiejś gry taktycznej, że nie mogę chcieć niczego, co by mi się należało, bo przecież rewolucja trwa. Tacy jak Iwaszkiewicz są jedynie „właścicielami” Polski Ludowej, mają wszystko, czują się bezpiecznie i rozdzielają „dary życia”. Niesłuszne więc jest to, co pisałem [...]. Powinienem być szczęśliwy, że przetrwałem najcięższy okres i że teraz do mnie przychodzą. Przychodzą z jakiegoś musu. Ogarnia mnie wielka wdzięczność dla Boga — za wszystko. I Bogu tylko ufam. Będę pracował dalej tak, jak sobie zamierzyłem, niezależnie od tego, czy będą grać moje sztuki, czy nie. Właściwie rysuje mi się wizja nowej rzeczy, która pójdzie do szuflady. I tak jest dobrze.
Warszawa, 17 stycznia
Jerzy Zawieyski, Odwilż, „Karta” nr 63, 2010.
Dzień samych klęsk. Psuje się coś zasadniczo z wystawieniem Wysokiej ściany. Odwilż ode mnie zaczyna odpływać. Pisał z Krakowa [Jerzy] Kaliszewski, że teatr napotyka na trudności ze strony partii. Odczułem to w sposób bardzo przykry, mam obrzydzenie do wszystkiego. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza powiadomiła mnie, że pisma zebrane [Jędrzeja] Cierniaka muszą przejść przez różne ogniwa cenzur i dopiero, jak rzecz będzie uznana za możliwą i potrzebną do wydania — wówczas zrealizują ze mną umowę, czyli dostanę jakieś pieniądze. To mnie już oburza, bo to przecież wyzysk.
I tak, w poczuciu strasznej goryczy, zziębnięty, zmaltretowany mrozem — poszedłem do Ekierów, gdzie miał być [ks. Jan] Zieja. Na razie jakoby nic mu nie grozi, ale ma ostrzeżenie, aby w kazaniach nie poruszał żadnych spraw drażliwych. Wiem, że się do tego nie zastosuje.
Warszawa, 10 lutego
Jerzy Zawieyski, Odwilż, „Karta” nr 63, 2010.
W dniu dzisiejszym zostałem wezwany do Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej KC PZPR. Przewodniczący Komisji Kontroli Partyjnej tow. Doliński zawiadomił mnie o decyzji Prezydium Komisji wykluczenia mnie z Partii. Jako przyczynę usunięcia mnie z szeregów Partii podano mi ogłoszenie artykułu p.t. „Wspomnienia i refleksje” w tygodniku „Przegląd Kulturalny”. Artykuł oceniony został jako antyradziecki.
Drodzy Towarzysze!
Trudno mi przyjąć ciężki zarzut i najcięższą karę partyjną, wymierzoną mi przez Centralną Komisję Kontroli. Od dzieciństwa swojego, poczynając od piętnastego roku życia bez przerwy służyłem idei Partii, sprawie przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Obce mi są wrogie uczucia do Związku Radzieckiego, gdyż od najwcześniejszych lat wychowywano mnie w duchu miłości do ZSRR, ojczyzny proletariatu całego świata. [...]
Myślę, Towarzysze, że jeden niedobry artykuł nie może przesłonić prawdy o pisarzu partyjnym. Napisałem artykuł zły i niesłuszny. Starsi towarzysze wytłumaczyli mi błędność i szkodliwość tego artykułu, po przemyśleniu szczerze przyjąłem ich krytykę, złożyłem samokrytyczne oświadczenie w Komisji Kontroli Partyjnej.
Artykuł mój p.t. „Wspomnienia i refleksje” napisałem w atmosferze wielkiego wzburzenia uczuciowego i wstrząsu, jakie wywołały wywołały w każdym uczciwym członku Partii fakty i zdarzenia podane w referacie tow. Chruszczowa. W artykule moim, aczkolwiek usiłowałem w nim zapanować nad uczuciowym wzburzeniem, nie udało mi się zachować pełnej, komunistycznej pryncypialności, popełniłem błędy krzywdzące KPZR, inicjatorkę i przewodniczkę walki ruchu robotniczego o pełne odrodzenie ideałów Lenina oraz ich urzeczywistnienie.
Błędy moje popełnione w gorącej temperaturze dyskusji nie wynikły z antyradzieckich uczuć czy postawy, lecz ze wzburzenia i troski, z chęci szczerego udziału w walce Partii z wypaczeniami, które szkodziły ZSRR i komunizmowi.
Proszę Towarzyszy o ponowne rozpatrzenie moich przewinień i uchylenie najsurowszej kary partyjnej, wymierzonej mi przez Centralną Komisję Kontroli Partyjnej, by w szeregach Partii móc naprawić popełnione wobec niej błędy.
Warszawa, 3 maja
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Przyjmijcie do wiadomości, jako meldunek z terenu, że na prowincji nie widać prawie żadnych konkretnych oznak tych zmian, jakie powinny by nastąpić po potępieniu okresu „kultu jednostki”. We władzach politycznych na szczeblu wojewódzkim, a jeszcze bardziej w powiatach nadal stoi woda mętna, a często i cuchnąca. Głupcy, nieuki, pijaki i bezkarni kacykowie nadal kurczowo trzymają się swej władzy. Nie chcą żadnych zmian i pielęgnują nadzieję, że do nich istotnie nie dojdzie. Przyzwyczaili się do niekontrolowanego komenderowania w sprawach politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturalnych itp. dla nich nowa Polska, to ich osobiste interesy, wygody, poczucie wyższości i dążenie do przywilejów. Jeżeli góra partyjna nie złamie ostro i bezwzględnie dotychczasowych złych praktyk swoich ogniw prowincjonalnych, jeżeli nie zostanie skutecznie zahamowane tworzenie się wszechwładnej i nieomylnej biurokracji w aparacie państwowym i komunalnym, to wielki i ożywczy powiew „leninowskich norm”, praworządności, sprawiedliwości itp. pięknych haseł zostanie zmarnowany, a w powojennych losach naszego narodu dokona się n[nieczytelne] wielkie oszustwo.
Listu tego nie podpisuję z wiadomych względów. Zaufanie społeczeństwa do władz partyjnych i urzędowych nie zostało jeszcze w pełni przywrócone. Ze strony tych władz musi nastąpić jeszcze wiele doniosłych i absolutnie szczerych czynów, aby przeciętny obywatel polski przestał lękać się skutków ujawniania swych poglądów. Chcemy uczestniczyć w twórczej dyskusji krytycznej i możność takiej dyskusji uważamy za pożądany objaw w naszym życiu publicznym, ale równocześnie w prowincjonalnych środowiskach obserwujemy dość nieudolnie zamaskowane próby głuszenia wystąpień krytycznych – nawet umiarkowanych i podyktowanych szczerą treską obywatelską. Masy przeciętnych obywateli nie są jeszcze przekonane, że stare kartoteki „podejrzanych” zostały spalone, a nowych już nie zakłada się. Wreszcie z rzeczowego punktu widzenia nie jest ważne KTO pisze, lecz CO pisze.
Szary obywatel
17 czerwca
Adam Leszczyński, Sprawy do załatwienia, Listy do „Po Prostu” 1955–1957, Warszawa 2000.
Dnia 6.VII.56 r. w sklepie motoryzacyjnym przy ul. Południowej 2 nabyłem cewkę zapłonową do motocyklu, za którą zapłaciłem zł 60. Cewka ta okazała się niezdatna po założeniu do motocyklu.
Więc na II-gi dzień zgłosiłem się do sklepu, następnie do właściwej dyrekcji Miejskiego Handlu Detalicznego art. Użytku Kulturalnego przy ul. Piotrkowskiej 113, kt[óry], ten sklep podlega, kolejno odwiedzałem tam wszystkich kierowników oddziałów i w końcu dotarłem do dyrektora naczelnego tejże dyrekcj[i], wszyscy wyżej wymienione osoby włącznie z dyrektorem na czele zgodnie oświadczyli, że nie mogą dokonać wymiany sprzedaną przez nich złą cewkę, również zgodnie oświadczono mi że mogę złożyć na piśmie reklamację (bo mają takie zarządzenie odgórne) która zostanie przesłana do wytwórcy cewek, tam sprawdzą czy ja ich nie nabrałem a redakcja zdaje sobie chyba sprawę że tą drogą służbową „wg przepisu” otrzymam drugą cewkę w okresie zimowym lub w najlepszym wypadku – jesienią kiedy motocykl odstawi się do garażowania.
[...]
Nie rozumiem jednej rzeczy czy to aż tak trudno zrozumieć, że jeśli sprzedaje się komuś „świństwo” to właściciel, a w tym wypadku miejski handel tymi artykułami dokonuje wymiany, albo zwraca pieniądze, to chyba jest jasne jak słońce. Ja nabyłem cewkę w sklepie więc sklep odpowiada za sprzedany mi towar co to zwykłego śmiertelnika interesuje kto sknocił tę cewkę wytwórca czy sklep na skutek nie odpowiedniego przechowywania. Klijent powinien być z miejsca załatwiony uczciwie, a nie okradziony z ciężko zarobionych pieniędzy. A sklep jak nie chce sprowadzić aparatury i sprawdzić przy przyjmowaniu towaru z wytwórni, to niech sobie przyjmują kilku pracowników administracyjnych i niech sobie korespondują z wytwórcą. Ale na litość dlaczego klijenta robić wariata.
[...]
Jeżeli redakcja zechce umieścić w swoim tygodniku na ten temat kilka słów to prosiłbym o umieszczenie moje osobiste życzenia wszystkim miarodajnym czynnikom (którzy tak znakomicie dbają o to żeby zmniejszy chuligaństwo wśród społeczeństwa, wychodząc chyba ze słusznego stanowiska jak człowiek będzie zacharowany przy naprawie motocyklu, to nie będzie się mógł chuliganić, ale mają cierpieć ci którzy mają 18 lat „z hakiem” i już zdążyli się wyszumieć) z MHD i wytwórni, żeby mieli motocykle marki WFM i zaopatrywali się w podległych im sklepach czy korzystali ze swoich stacji naprawczych, tego życzę im z całego serca. Wątpliwe czy moje życzenia się spełnią, oni najlepiej znają wartość swojej własnej roboty, więc na wszelki wypadek zaopatrują się w zagraniczne wozy.
Łódź, 6 lipca
Adam Leszczyński, Sprawy do załatwienia, Listy do „Po Prostu” 1955–1957, Warszawa 2000.
[…] młodzi są od pewnego czasu namawiani do wydawania w kraju i robi to J[erzy] Zawieyski. Wiem tylko tyle, że bardzo na ten temat dyskutują i nie są jeszcze zdecydowani. Osobiście namawiam ich na odłożenie ostatecznej decyzji do jesieni i przypuszczam, że to zrobią. Idzie mi o zwłokę z dwóch względów: przede wszystkim trzeba będzie zastanowić się i zdecydować, jakie zająć stanowisko co do druku w kraju. W moich warunkach przedyskutowanie tak ważnego problemu ze współpracownikami rozsianymi po świecie wymaga sporo czasu. Poza tym mam nadzieję, że do jesieni wyjaśnię swoje realne możliwości wydawnicze. W tej chwili moja sytuacja wydawnicza jest nie tyle „heroiczna”, co katastrofalna, gdyż musiałem zdecydować się na wydanie kilku pozycji, które uważam za niezmiernie ważne ze względów politycznych. Jak Pan jednak wie, zapewne nie idzie tylko o paru młodych poetów z Londynu. Dziś można mówić o lawinie wśród pisarzy emigracyjnych, zarówno jeśli idzie o drukowanie w kraju, jak i „wizytowanie” kraju. Wypadki poznańskie, jeśli nie pociągną zaostrzenia kursu wstrzymają ten proces tylko na chwilę. Dla każdego, kto chciał patrzeć trzeźwo, ten proces był do przewidzenia z chwilą nastania „odwilży”. Mało kto z pisarzy oprze się pokusie wydania książki i znalezienia masowego czytelnika. Talent nie zawsze idzie z charakterem. Nie potrzebuję też podkreślać, że przy specjalnej roli pisarza w Polsce załamania na tym odcinku będą bardziej groźne niż załamania polityków. W miarę moich bardzo niewielkich możliwości starałem się już od przeszło roku alarmować i wysuwałem środki zaradcze. Nic z tego nie wyszło. Dziś – obawiam się – jest już szereg faktów, których odrobić nie będzie można. Jest już za późno.
Paryż, 7 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Uważam, że pisarz, który wchodzi w dwustronne porozumienia z przedstawicielami reżymu i przyjmuje z tego źródła wynagrodzenie pieniężne – pozbawia się swego ideowego, moralnego i prawnego statusu emigranta politycznego. […]
Powstaje oczywiście pytanie, w jaki sposób pisarz ma postępować, by bojkotując reżym, nie zrywał równocześnie swej łączności ze społeczeństwem. W interesie naszym leży oczywiście, by książka emigracyjna jak najszerzej docierała do czytelnika w Kraju. Zadanie nasze polega na tym, aby obalać, a nie wznosić Żelazną Kurtynę. Widzę różne wyjścia z tego dylematu:
1) Walka o prawo debitu dla książki emigracyjnej, wydawanej za granicą. Jeżeliby „Kultura” mogła sprzedawać książki Parnickiego na rynku krajowym i otrzymywanym z tego tytułu zyskiem dzieliła się z autorem – wszystkie zastrzeżenia wyłuszczone powyżej odpadałyby automatycznie. Pieniądze bowiem w tym wypadku pochodziłyby bezpośrednio od czytelnika, a nie od reżymu. Wątpić jednak należy, czy postulat debitu dla książki emigracyjnej ma w obecnej chwili jakiekolwiek szanse.
2) Masowe wysyłanie książek emigracyjnych do bibliotek krajowych przy pomocy Komitetu Wolnej Europy. Jest to dawny Pański projekt, który obecnie poczynił – jak już pisałem – znaczne postępy. Spodziewam się, że w najbliższym czasie zapadną wreszcie w tej sprawie zasadnicze decyzje.
3) Związek Pisarzy podejmuje uchwałę, na podstawie której zrzeszeni członkowie tej organizacji wyrzekają się swych praw autorskich w stosunku do czytelników w Polsce. Nawiasem mówiąc, rozwiązanie to podsunął mi jeden z wybitnych pisarzy polskich, przebywający obecnie w Kraju. Zapytałem go, jakie byłoby jego stanowisko, gdyby Radio Wolna Europa nadała jeden z jego utworów. Odpowiedział mi dosłownie: „Tego rodzaju nadużycie praw autorskich sprawi mi bardzo wielką przyjemność. Ale na miłość Boską niech się pan do mnie nie zwraca o copyright”. Wydaje mi się, że w tych słowach zawarta jest również recepta dla pisarzy, do których kierują swe oferty firmy wydawnicze w Kraju. Sądzę, że tego rodzaju „socjalizacja” utworów literackich, pisanych na emigracji, byłaby również śmiałym posunięciem propagandowym. Rozwiązanie to nie koliduje w najmniejszym stopniu z punktem drugim.
Marzę o tym, by porozmawiać z Panem na ten temat osobiście. Niestety, wydarzenia w Kraju wciąż trzymają mnie w Monachium i nie pozwalają na wypad do Paryża.
Monachium, 20 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Sytuacja jest naprawdę bardzo groźna. […]
[…] wizyty i wycieczki do kraju z terenu Francji, Anglii, a ost[atnio] ze Stanów Zjednoczonych dają […] rezultaty. Widziałem szereg ludzi po takich wycieczkach i mam szereg relacji od swoich współpracowników. Ludzie wracają sentymentalnie zadowoleni, czy zachwyceni nawet. Ma się rozumieć nie zamierzają wracać do kraju i rezygnować z dobrobytu, który tu sobie zdobyli. Ale gotowi są, jeśli sytuacja się nie zmieni, w przyszłym roku znów pojechać do kraju na urlop. Ci ludzie są rozbrojeni. Myślę , że o to przede wszystkim reżymowi chodzi. Nie zależy im na powrocie – idzie im, by zamienić emigrację polityczną na emigrację zarobkową, Ew. opozycję typu Frontu Morges. Do tego zmierza ofensywa, skierowana na literatów i artystów […]. Boję się, że w obecnym stanie rzeczy nie jesteśmy w stanie temu procesowi zapobiec. […] Poza momentem materialnym, który odgrywa też wielką rolę, jest ambicja pisarza, głód czytelnika, niemożność wydania posiadanych rękopisów, brak rezonansu w prasie emigracyjnej etc. Próby wyjścia, które Pan szkicuje, nie bardzo trafiają mnie do przekonania. Przede wszystkim „socjalizacja” utworów literackich emigracyjnych wydaje mi się nie tylko niemożliwa do przeprowadzenia, ale szkodliwa. Jest to nie tylko podtrzymywanie żelaznej kurtyny, ale oddanie inicjatywy całkowicie w ręce reżymu. Dziś, chcąc wydać utwór pisarza emigracyjnego, reżym musi się liczyć z konwencją berneńską, samym pisarzem etc. Z chwilą przeprowadzenia takiej uchwały ma kompletnie wolną rękę w najbardziej tendencyjnych wyborach, przedrukach.
Sprawa debitu – pomijając, że jest nierealna nie rozwiązuje niczego. Jest tylko – dla mnie przynajmniej – dodatkowym obciążeniem. Jeśli dojdzie do skutku przedruk Translantyku Gombrowicza w kraju (a są pertraktacje) i jeśli reżym wypuści wydanie emigracyjne, to ma się rozumieć na to pójdę, ale pieniędzy nie będę chciał wziąć w dewizach. Będę więc musiał dopłacić autorowi jego procent z własnej kieszeni. Z własnej, gdyż książka jest dotąd deficytowa.
Wysyłanie masowe książek do kraju jest zagadnieniem niezmiernie ważnym. Zresztą, nie tylko emigracyjnych, ale w ogóle zachodnich. Tylko, że to też w niczym nie załatwia sytuacji literatów emigracyjnych. Znów jest sprawa wydania tej książki.
Nie ma innego rozwiązania, jak stworzenie dużego domu wydawniczego, który by dał możność egzystencji i twórczości pisarzom emigracyjnym. Nie tylko – wydając ich oryginalne utwory, ale wydając tłumaczenia, antologie etc. Wtedy można być zabezpieczonym. Jeśli mam możność wydawania książek, to mam umowę z autorem (tak, jak jest to przyjęte na Zachodzie), że mam prawa autorskie w swoim ręku nie tylko na daną książkę, ale również opcję na jego następne książki. Wtedy reżym, jeśli chce coś robić musi przyjść do mnie, a nie indywidualnie kusić poszczególnego pisarza. Dopóki jednak takich możliwości nie ma – praktycznie nie mam i nie mogę mieć pisarza w ręku. Byłoby to zwykłym nadużyciem, gdyż naszą rolą jest przede wszystkim pisarzowi pomóc i nim się opiekować, a nie być jego policjantem. Ludzie są ludźmi. Pisarz na emigracji jest w ciężkiej sytuacji i nie można zbyt wiele od niego wymagać. […]
Reasumując, jedynym wyjściem jest cos w rodzaju domu wydawn[iczego] im. Czechowa. Innego rozwiązania nie ma.
Paryż, 31 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Myślę, że różnica między ludźmi, którzy przyjmują honoraria od reżymu w dewizach i tymi, którzy otrzymują je w naturze – zamiast paczek do rodzin – jest natury raczej technicznej, aniżeli zasadniczej. Wciągnięcie do układu z reżymem rodziny, jako strony trzeciej stwarza na przyszłość nieograniczone możliwości szantażu i może skuteczniej nawet uzależniać pisarza od reżymu, aniżeli jakiekolwiek więzy natury finansowej.
Myślę, że istotą rzeczy jest dwustronna umowa między pisarzem emigracyjnym a władzami komunistycznymi lub jej przedstawicielstwami. W stosunku do Zachodu reprezentujemy przecież pogląd, że jakakolwiek ugoda między aliantami zachodnimi a blokiem sowieckim przed uwolnieniem Europy Środkowowschodniej – doprowadziłaby do zupełnego defetyzmu za Żelazną Kurtyną. Pozbawimy się całkowicie nie tylko naszych argumentów, ale naszej politycznej racji bytu na Zachodzie, jeśli dopuścimy do sformułowania zasady, zezwalającej na indywidualne kontakty i porozumienia z reżymem komunistycznym.
Dlatego będę musiał iść dalej od Pana i zrywać będę kontakty z każdym pisarzem, który przyjmować będzie pieniądze od komunistów bez względu na formę wypłaty.
Monachium, 6 września
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Tow. Redaktorze!
Z racji częstych wyjazdów służbowych mam okazję namacalnie przekonać się o tym, jakiej jakości są słono opłacane usługi PKP na rzecz podróżnych. Mam tu na myśli regularność biegu pociągów.
Przekonałem się, że tak zimą jak i latem trzeba sobie tak układać plan podróży, aby na ewentualne przesiadania mieć zawsze 1 ½ do 2 godz. rozkładowego czasu, jeśli chce się w przybliżeniu przewidzieć czas przyjazdu na miejsce. Mimo wielu głosów w prasie centralnej i prowincjonalnej na temat regularności ruchu, ta skandaliczna sytuacja nic się nie poprawia. Ostatnia moja podróż do Krakowa przepełnia miarę mojej cierpliwości [...].
[...]
Zamiast jechać 13 godz. i dwa razy przesiadać się, jechałem 23 godz. i 4 razy przesiadałem się, marnując dodatkowo 1 dzień. Na przebycie 547 km przy użyciu pociągów PKP potrzeba w Polsce w XX wieku 23 godz. Szybkość godna dyliżansu pana Pickiwcka.
Ponieważ jeżdżę na różnych kierunkach, więc na podstawie obserwacji mogę powiedzieć, że nie jestem pewien, czy w całej Polsce jest 20 pociągów jadących wg. rozkładu.
Pocóż w takim razie olbrzymim nakładem kosztów wydawać K[rajowy] R[ozkład] J[azdy] P[ociągów]? Może wystarczy napisać, że np. pociąg nr. X odjedzie z Poznania między godziną 21.20 a 23.59? Nie będzie wtedy niespodzianek, łudzenia się na terminowy przyjazd, opracowanie rozkładu będzie o wiele tańsze.
A może prostszym wyjściem byłoby zapewnienie warunków punktualnego kursowania pociągów?
Uważam, że powinna być podjęta przez prasę szeroka, intensywna kampania mająca na celu zmuszenie PKP aby pociągi kursowały wg KRJP a nie od przypadku do przypadku.
[...]
Myślę, że zamiast układania bzdurnych, idiotycznych nieraz przepisów kolejowych (np. „w przechowalniach bagażu ręcznego nie przyjmuje się na przechowanie broni nabitej”), odpowiednie czynniki powinny pomyśleć jak zapewnić regularny bieg pociągów oraz wygodę podróżnemu. O tym dotychczas nie pomyślano.
A propos wygody: wsiadłem kiedyś w Zbąszynku do wagonu I kl. i okazało się, że zamiast kanap są tam zwykłe drewniane ławki, a o klasie wagonu mówiły jedynie wymalowane cyfry. Kiedy przyszedł „rewizor” (tak to się na PKP nazywa!) na moje pytanie odpowiedział: „a gdzie jest napisane, że I kl. musi mieć miękkie siedzenia?” To już jest ze strony PKP cynizm w najgorszym wydaniu, i tu jest pies pogrzebany, jeśli chodzi o wygodę podróżnych. Wszystkie przepisy zmierzają do maksymalnych zysków nic w zamian za to nie dając.
Tą sprawę należałoby także uregulować. Jeśli nie posiadamy dostatecznej ilości wagonów z kanapami, niechaj będą składy pociągów bez I kl, aby uchronić podróżnych przed zapłatą za wygody raczej iluzoryczne.
Pan Minister może nawet nie wie, że tak się dzieje, bo sam jeździ wytworną salonką. Widocznie pewna część ciała ma inną niż zwykli śmiertelnicy, wyzyskiwani po lichwiarsku przez PKP.
Gorzów Wielkopolski, 3 grudnia
Adam Leszczyński, Sprawy do załatwienia, Listy do „Po Prostu” 1955–1957, Warszawa 2000.
Od 1945 r. p. Giedroyc wydaje co miesiąc bez przerwy czasopismo rozmiarów książki. Ponadto opublikował 53 książki bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego. Niektóre z nich, jak na przykład Zniewolony umysł Cz. Miłosza, uzyskały międzynarodowy rozgłos; inne – np. wspomnienia Korbońskiego albo powieści Straszewicza stały się bestsellerami na polskim rynku i były przemycane w dużych ilościach do Polski. Co więcej – „Kulturze” udało się przebić żelazną kurtynę i wyrobić sobie wysoką opinię wśród polskiej inteligencji. To pod presją polskich pisarzy obecny reżym musiał znieść zakaz kolportażu „Kultury” w Polsce. Jest ona obecnie jedyną publikacją emigracyjną, jaką można wysyłać do Polski bez ryzyka konfiskaty. Wiem również, że siedziba „Kultury” pod Paryżem (Maisons Laffitte) stała się prawdziwą mekką polskich intelektualistów, odwiedzających Francję. W ten sposób „Kultura” jest swego rodzaju oknem na Polskę i nie ma wątpliwości, że w wyniku wysiłków oraz inicjatywy jej redaktora odgrywa ważną rolę w wymianie kulturalnej między Zachodem a moim krajem.
Jak zasugerowałem Panu w naszej rozmowie – sądzę, że istnieją trzy sposoby wspierania „Kultury” i jej działalności:
1. Pomaganie p. Giedroyciowi w wysyłaniu większej ilości egzemplarzy czasopisma do Polski.
2. Wspomaganie p. Giedroycia w spełnianiu licznych próśb gości z Polski oraz czytelników jego czasopisma w Polsce o zaopatrywanie ich w zachodnie książki naukowe i literackie.
3. Pomaganie p. Giedroyciowi w realizacji jego planu wydawniczego, który poza trzema rękopisami, wymienionymi przez niego w jego liście do Pana, obejmuje 15 innych rękopisów, które mógłby opublikować w 1957 r., gdyby posiadał wystarczające środki finansowe.
Jestem przekonany, że p. Giedroyc zawdzięcza swój wysoki prestiż w Polsce reputacji „Kultury” jako całkowicie niezależnego czasopisma. Okazuje on w tej sprawie szczególną wrażliwość. Wszelkie pozory, że stał się „amerykańskim agentem” osłabiłyby jego oddziaływanie na czytelników.
Monachium, 19 stycznia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952 – 1998, wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Pragnąc przyjść z pomocą – w miarę naszych możliwości – repatriantom ze Wschodu, Redakcja „Kultury” ofiarowuje niżej podane ilości swoich wydawnictw książkowych, proponując by Ogólnopolski Komitet Pomocy – może w porozumieniu z Zarządem Związku Literatów – zorganizował sprzedaż publiczną, a osiągnięte sumy zużytkował na pomoc repatriantom. Formę sprzedaży i ustalenie cen w złotych na poszczególne książki zostawiamy do uznania Komitetu, sugerując ze swej strony zorganizowanie wenty czy kiermaszu. Tego rodzaju forma sprzedaży książek, na określony cel, jest bardzo popularna we Francji i w takich wypadkach sprzedawcami są znani artyści teatralni i filmowi.
Proponujemy tytuły, które chyba nie powinny wzbudzać zastrzeżeń politycznych, tym bardziej że w większości są to książki, które krajowe domy wydawnicze chciałyby ponownie wydać w Polsce.
Paryż, 9 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W tej chwili sprawą najważniejszą jest zorganizowanie pomocy repatriantom ze Wschodu. Jest to zagadnienie bardzo złożone. Przede wszystkim pomoc emigracji – choćby była najofiarniejsza, a nią nie jest – byłaby niewystarczajaca. Poza tym jest zjawiskiem niepokojącym szowinizm, jaki wywołuje akcja repatriacyjna. Niewątpliwie wśród repatriantów jest bardzo poważny odsetek Żydów, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, a nawet Rosjan, którzy korzystają z okazji wyrwania się ze Zw. Sowieckiego. Niewątpliwie uzasadnieniem tego wybuchu szowinizmu jest katastrofalna sytuacja materialna kraju, który nie może sobie dać rady nawet z urządzeniem rdzennych Polaków – repatriantów. Niemniej fakt, że wśród repatriantów są nie tylko Polacy, jest dużym atutem politycznym i propagandowym, nie tylko w chwili bieżącej, ale przede wszystkim pod kątem widzenia dalszej przyszłości. Otoczenie repatriantów różnej narodowości troskliwą opieką może bardzo się przyczynić do normalizacji stosunków polsko-litewskich etc. W chwili obecnej będzie to też wielkim posunięciem propagandowym antysowieckim. Repatrianci według mojej wiadomości, po powrocie do Polski, utrzymują żywy kontakt z rodzinami, znajomymi itd., którzy pozostali na miejscu. Jest to zjawisko tak nagminne, że nawet jeńcy niemieccy, którzy wrócili, otrzymują dość masowo korespondencje ze Zw. Sowieckiego, a nawet z łagrów.
Paryż, 14 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952 – 1998, wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Szanowny Panie,
[…]
Propozycję pierwszą, tyczącą przesyłania nam „Kultury” i wydawnictw książkowych z „Kulturą” związanych – przyjmujemy oczywiście z radością i głęboką wdzięcznością. „Kultura”, zdobywana z wielkim trudem i pewnym nawet ryzykiem – była w okresie stalinizmu dla większości z nas pismem, które otwierało nam okno na inny świat. Koledzy, mający dostęp do nielicznych egzemplarzy, przysyłanych uprzywilejowanym instytucjom państwowym – „wypożyczali” je sobie na jedną noc, co celniejsze artykuły i utwory przepisywano na maszynie, filmowano itd. (Światło „dzienne” znam z fotokopii, „Umysł zniewolony” z mikrofilmu). Teraz o „Kulturę” łatwiej, ale jednak nadal cenzura konfiskuje egzemplarze, przysyłane poza urzędowym rozdzielnikiem. Między innymi znajomi z Paryża zaprenumerowali „Kulturę” dla mnie, bodajże na adres Państwowego Instytutu Wydawniczego. Żaden egzemplarz nie dotarł. Nie próbowałem u Was reklamować, bo to by nie pomogło. Dlatego propozycję pańską przyjmuję z wdzięcznością, ale i ze sceptycyzmem.
[…]
Co do propozycji drugiej, zasadniczej, stanowisko Klubu w tej sprawie jest raczej pozytywne, z tym że propozycja jest zbyt ogólnikowa, by mogła nam dać ogólne wyobrażenie o tym, jakby się współpraca w praktyce mogła układać. Chcielibyśmy znać możliwie dokładnie zamiary i postulaty „Kultury” w tej sprawie, tym bardziej że jest to sprawa wciąż jeszcze drażliwa. Kluby inteligenckie i robotnicze znajdują się wciąż pod obstrzałem elementów konserwatywnych, z nieufnością też patrzą na nas czynniki urzędowe, szczerze związane z nowym, centrowym kursem. W związku z tym, jeśliby proponowana przez Was współpraca wchodziła na tereny „cenzuralne” niebezpieczne – mogłoby to być może, stać się nawet sygnałem likwidacji ruchu klubowego. Oczywiście, przede wszystkim musimy się o to martwić my sami, ale dlatego właśnie chcemy znać dokładnie Wasze plany ułożenia tych spraw.
Uprzejmie proszę, o jak najszybsze pokwitowanie odbioru obydwóch listów, choćby przed wysłaniem zasadniczej odpowiedzi.
Łączę wyrazy szacunku i przyjaźni. Prezes Klubu Krzywego Koła
Warszawa, 8 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Drogi Panie,
Zainteresuje Pana zapewne informacja, że osoby powracające do Kraju, które zostały przez nas obdarowane ostatnimi numerami „Kultury” i egzemplarzami Dr. Żiwago nadesłały po powrocie okólnymi drogami następującą wiadomość:
„Zatrzymali nam na granicy „Kulturę” i Dr. Żiwago. Okazuje się, że wydawnictwa polskie, wydane za granicą, mogą być sprowadzane do Kraju tylko po uzyskaniu zgody woj. urzędu Kontroli Prasy. Mamy zamiar złożyć tam podanie…”.
Jednocześnie od osoby przybyłej przed kilku dniami z Polski (która miała okazję rozmawiać z dosyć dużą ilością ludzi, którzy do niedawna byli odbiorcami „Kultury”) dowiadujemy się, że środki mające na celu niedopuszczenie pisma do obiegu wewnątrz Kraju zostały ostatnio znacznie zaostrzone i że zdobycie egzemplarza jest coraz trudniejsze.
Monachium, 17 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Po południu nadzwyczajne ogólne zebranie w Związku Literatów. Przewodniczył Andrzejewski, który bardzo taktownie nawoływał do spokoju i odpowiedzialności. W imieniu komisji zdawał sprawę z represji cenzury wobec czasopism i utworów literackich Ryszard Matuszewski. W dyskusji wyrażano protest przeciwko zamknięciu tygodnika „Po Prostu”. Uchwalono w tym względzie odpowiednią rezolucję, którą przesłać ma biuro do Komitetu Centralnego partii i do redakcji pism. Ponieważ nazajutrz ma się odbywać konferencja redaktorów pism z Gomułką, proszono Broszkiewicza, który ma uczestniczyć w tej konferencji, aby odczytał uchwałę protestującą przeciwko zamknięciu „Po Prostu”. Wybrano także delegację, która ma się udać do premiera i do Gomułki, aby przedstawić postulaty w związku z represjami cenzury. Uchwalono też odpowiednie materiały przesłać do Komisji Kultury i Sztuki w sejmie — za moim pośrednictwem.
Zebranie odbywało się w napiętej atmosferze, w czasie nowych manifestacji młodzieży na mieście.
Warszawa, 4 października
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Ściśle tajne [...]
Dużo uwagi poświęcono sprawie jakości i terminowości w opracowaniu dokumentów. Prowadzono systematyczną kontrolę pracy, szczególnie na odcinku wybierania dokumentów do zamówień. [...] W wyniku kontroli ujawniono 400 dokumentów przepuszczonych bez opracowania. Jest to jeszcze duża ilość, chociaż procentowo mniejsza w porównaniu z poprzednimi okresami. [...]
Przekontrolowano po otwarciu ponad 100 tysięcy dokumentów, w wyniku czego ujawniono 13 defektów zaistniałych raczej z przyczyn obiektywnych (silny klej i słaby papier).
Po zamknięciu skontrolowano całość dokumentów i ujawniono 89 defektów, polegających na niewłaściwym złożeniu stempli lub niedokładnym sklejeniu.
Poza tym w dalszym ciągu zdarzają się braki wynikające z samego sposobu otwierania, jak na przykład fakty zamieszczenia dokumentów zawierających kalki maszynowe i techniczne oraz wkłady uczulone na podwyższone temperatury, przyklejanie się do kopert widokówek posiadających emulsję fotograficzną itp.
Warszawa, 19 kwietnia
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Obserwacja działalności kabaretu [Piotra] Skrzyneckiego budziła w Komitecie Wojewódzkim PZPR, w Krakowie i w Wydziale Kultury uzasadniony niepokój, ponieważ zdarzały się wypadki, że programy zatwierdzane przez Wojewódzki Urząd Kontroli Prasy w Krakowie bywały przez kierownictwo kabaretu samowolnie zmieniane lub uzupełniane – podkreślał niezidentyfikowany autor tych wyjaśnień. – Teatrzyk „Piwnica” działał na zasadzie klubowej. Prawo wstępu posiadali członkowie klubu i zapraszani goście, lecz i ten warunek ograniczający zasięg oddziaływania klubu nie zawsze był dotrzymywany.
W wyniku wyżej przedstawionych faktów dojrzała w Wydziale Kultury decyzja przerwania dalszej działalności teatrzyku. Ponieważ jednak klub cieszył się pewną sympatią w środowisku artystyczno-inteligenckim i licznie odwiedzający Kraków goście zagraniczni żywo się nim interesowali – innymi słowy wokół „Piwnicy” wytworzyła się swoista „legenda” – likwidacja klubu wywarłaby wrażenie decyzji o charakterze represyjnym i wytworzyłaby wokół zespołu Skrzyneckiego atmosferę „bohaterów walczących o demokrację w dziedzinie sztuki”.
Kraków, 30 czerwca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
W „Życiu Warszawy” jest komunikat Tassa, że Pasternak został usunięty ze Związku Pisarzy Radzieckich. Co za bezmiar odrażających nonsensów! Książka „Doktor Żywago” ukazała się chyba blisko dwa lata temu i nie była przeszmuglowana za granicę, lecz po prostu po XX Zjeździe Pasternak zawarł umowę i w Rosji, i na zagranicę. Zanim zdążyło to wyjść, zmienił się kurs polityki i rzecz w Rosji się nie ukazała.
Dotąd nic jednak Pasternakowi z powodu zagranicznego wydania nie zrobiono. O Nagrodę Nobla żaden pisarz sam się nie stara, starają się o niego inni, co więc zawinił tu nieszczęsny Pasternak, żeby go za Nagrodę Nobla wyrzucać ze Związku Pisarzy. Gdy wiadomo, że Rosja starała się o nagrodę dla Szołochowa. W Nagrodzie Nobla nie pieniądze są najważniejsze, ale że od razu autor jest tłumaczony na wszystkie języki. Jakaś głupota towarzyszy zawsze potędze. Zamykać drogę do światowego czytelnika swemu wielkiemu poecie dla jednej książki, która w żaden sposób nie może zaszkodzić kolosowi radzieckiemu więcej niż on sam sobie szkodzi wszystkim, choćby tym właśnie krytycznym ustosunkowaniem się do Pasternakowskiej Nagrody Nobla. I to gdy w parę dni potem trzej uczeni radzieccy otrzymują chemiczno-fizyczną Nagrodę Nobla. Dwie tegoroczne Nagrody Nobla przypadają czterem rosyjskim laureatom, a potężne państwo robi o jedną z nich awanturę jak stara, ordynarna zhisteryzowana kucharka.
Warszawa, 28 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Po południu w Inostrannoj Komisji Związku Pisarzy – spotkanie z „aktywem” moskiewskich polonistów i tłumaczy. Wbrew zapowiedziom, że spotkanie będzie miało charakter towarzyski, wszyscy snadź oczekiwali mego „wystąpienia” czy odczytu. Wchodzili nie witając się ze mną i zasiadali przy zielonym stole. Przeważnie zresztą kobiety – stare i młode. Starałam się rozładować ten nastrój humorem i lekką rozmową.
Podobnie jak w „Inostrannoj litieraturie” bardzo wypytywano o nasz grudniowy Zjazd. Odpowiadałam niezmiennie, że Zjazd był sprawozdawczy, że sprawa cenzury wynikła na nim w sposób naturalny, że wszystkie przemówienia na ten temat były świetne itp. Tu stopniowo zorientowałam się, [że] wszystkimi pytaniami na temat Zjazdu rządzi pragnienie usłyszenia szczegółów o tym, jak Polska walczyła o wolność słowa. Badając grunt opowiadam wszędzie historię niedopuszczenia do druku mojej „Gwiazdy zarannej” w Berlinie Wschodnim. Zaczynam od Dieckmanna i rozpoznania jego zdolności, mojego przyczynienia się do jego pobytu w Polsce. Potem o krzywdzie, jaka go spotkała przez niedopuszczenie jego przekładu do druku. Wreszcie o ucieczce Levy’ego na Zachód i o jego głoszeniu przez radio, że jedną z przyczyn jego wyemigrowania była niemożność wydania „Gwiazdy zarannej”. Otóż w całym tym opowiadaniu polonistów moskiewskich interesowało tylko jedno. Jak „zdobyć sympatię pani Dąbrowskiej, żeby wyjednała nam wyjazdy do Polski”. Zrazu nie zorientowałam się też, co znaczą natarczywe pytania, czy moja podróż do Moskwy ma charakter prywatny? Wreszcie rozpoznałam: dyktowane były przez zazdrość, buntowniczą zazdrość, że oto z Polski można wyjeżdżać prywatnie. Pytano mnie też, co myślę o Kafce i czy czytałam... „Cmentarze” Hłaski. Wiedzą wszystko o Kafce i Hłasce. Inna Rosja. Rosja „przyjaciół Moskali” otwarła ku mnie na chwilę swe tajemnicze, a przecież ludzkie oczy.
Moskwa, 20 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Przedwczoraj zakończył się w Warszawie Zjazd Literatów. Prezesem został Jarosław Iwaszkiewicz. Zastąpił krnąbrnego Słonimskiego. [...] Zjazd powitał wicepremier zajmujący się gospodarką, Piotr Jaroszewicz, co zapewne pisarze odebrali jako policzek. Powiedział, że nie zamierza dociekać, jakimi środkami pisarz osiąga to, że staje się ludziom bliski i potrzebny, że służy ich życiu i pracy, ich postępowej walce społecznej. Pisarze sami muszą wybierać tematy swych dzieł i... zaczął wyliczać tematy, które czekają na pióro pisarza, słowo poety, pasje satyryka. A więc przeżytki dnia wczorajszego – sobkostwo, cyniczne hasło „śmierć frajerom”, kradzież mienia społecznego, korupcja, łapownictwo, kołtuństwo, walka z gusłami i znachorami itd.
Warszawa, 5–7 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wiadomość z Warszawy. Wczoraj zebrało się jury Nagrody Hemingwaya. Spośród wielu prawie jednako godnych kandydatów otrzymali ją, w połowie Anna Kowalska za „Opowiadania greckie” i J. J. Szczepański (autor „Butów”) za „Polską jesień”. Prasa nie podała dziś o tym nawet wzmianki – pozbawiając tym sposobem nagrodzonych autorów rezonansu, za którym idzie zainteresowanie czytelników, wznowienia, przekłady itp. Nie mówiąc o despekcie wyrządzonym Hemingwayowi, który jest światową sławą i nagroda przez niego ufundowana w jakimkolwiek kraju żadnemu nie przyniosłaby ujmy. Każdy (a cóż dopiero wielki pisarz), kto ma po temu środki, ma prawo ufundować nagrodę literacką, a Hemingway nie ufundował jej wszak z nienawiści, ale z sympatii dla dzisiejszej Polski Ludowej. Jest obojętne, kto tę nagrodę otrzymał; w każdym wypadku była to szansa na zainteresowanie polską sztuką pisarską także i cudzoziemców. Szansę tę z niepojętych powodów czy przez jakiś brak przytomności utrącono. Nikt mi nie wytłumaczy, że to jest na korzyść rozpowszechniania polskiej kultury w kraju i za granicą.
Warszawa, 9 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W tej chwili towarzysze mają nowego „zajoba”. Nie podoba im się malarstwo abstrakcyjne. Mimo tłumaczenia im, że realizm socjalistyczny nie ma faktycznie przyszłości, towarzysze z BP upierają się przy lansowaniu tego kierunku. Jak gdyby od tego, jak zostanie namalowany obraz, uzależniony był rozwój socjalizmu w Polsce. W gruncie rzeczy sytuacja jest opłakana, ponieważ nie ma żadnej nadziei, że gusty tych ludzi się zmienią. Ostatnio nie zgodzili się na wyświetlenie doskonałego filmu Munka – „Zezowate szczęście”. Nikt i nic nie jest w stanie im wytłumaczyć, że film nie jest targnięciem się na socjalizm. Część członków Biura (Ochab, Rapacki, Cyrankiewicz, Zambrowski) była za puszczeniem filmu, Wiesław i Kliszko byli przeciwni. Fakt, że o takich sprawach musi decydować Politbiuro, jest także objawem nienormalnej sytuacji, jaka u nas istnieje. Dlaczego nie decydują o tym ludzie kompetentni? Chyba dlatego, że ekipa kierownicza nie ma do nich zaufania.
Warszawa, 10 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Kochany Ojcze!
Jakoś, dzięki Bogu, wszystko ostatnio mi idzie. Z mniejszym lub większym powodzeniem, ale idzie. A to grunt. Nareszcie wydostałem się z tego straszliwego duchowego marazmu, w jakim tkwiłem do niedawna. Dochodzę do wielu ciekawych wniosków i uogólnień na marginesie moich codziennych kontaktów z komunistami. Czynię to na tej zasadzie, że wszyscy jesteśmy ludźmi. I jakoś to wychodzi. Trzeba po prostu tylko ustawicznej modlitwy, by nie zatracić właściwej czujności moralnej i nie popełnić błędów. Natomiast dobra wola musi być wykazana do maksimum. Nawet jeśli po tym wszystkim, po ludzku rzecz biorąc, mielibyśmy być „wystrychnięci na dudka”. Oczywiście, nie chodzi o to, by z siebie robić jakiegoś nowego Don Kichota. Zastanawiając się nad tym głębiej, można dojść do rewelacyjnych wniosków. Ale przecież nie jest to bezpieczne zbytnio, więc na ten temat koniec.
Najserdeczniej Ojca pozdrawiam, jak zwykle polecając się modlitwie. Zawsze oddany, Jurek
Mikołów, 26 lutego
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Po południu na filmie Andrzeja Munka Zezowate szczęście. Władze zabroniły wyświetlania tego filmu. Nie wiedziałem, jaki jest powód tego „zakazu”, bo w filmie nie ma rzeczy drastycznych ani antypaństwowych. Munk wyjaśnił, że idzie o pewne sceny, które dzieją się w ubikacji. Idzie tam o napis antypaństwowy na ścianie. To, że w ubikacji i to, że napis jest antypaństwowy, stanowi powód zakazu wyświetlania filmu.
Pod względem reżyserskim film jest znakomity, jeden z najlepszych polskich filmów.
Warszawa, 5 marca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Kochany Czesławie,
[…] Do ojczyzny zajechałem dobrze, tyle że na granicy zabrali mi parę książek między innymi Rodzinną Europę Miłosza. A więc spotkanie wypadło raczej policyjnie niż sentymentalnie z matką ziemią rodzinną. […]
Instytutu Poezji chyba nie uda się nam założyć. Na razie staramy się z Tadeuszem Byrskim […] uruchomić scenkę oczywiście zwyczajem pierwszych chrześcijan i ostatnich Żydów w piwnicy (Klubu Krzywego Koła u rewizjonistów). Często Ciebie czule wspominamy ale wolimy żebyś był poza naszą chwiejną tratwą.
[…]
Bałagan i nadrealizm w życiu codziennym naszego kraju kwitnie i to jest chyba najtrudniejsze do zniesienia. Atmosfera paraliżująca, wszystkie poczynania twórcze toną w ogólnej niemożności. O ile lepiej było w minionym okresie, o ile łatwiej pisać. Teraz diabły zeszły na psy postarzały się i jeśli gnębią to bez odrobiny demonizmu.
Warszawa, 8 czerwca
Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Korespondencja, red. Barbara Toruńczyk, Warszawa 2006.
Wyjazd na drugą półkulę... Jakby symboliczny. Bo co gdziekolwiek po mnie? W Polsce moje nazwisko na pierwszym miejscu zabronień, aż dziw, jacy są zajadli, wszystkich prawie autorów emigracyjnych można wymieniać, mnie nie. [...] Mnie właściwie tylko Polska, jak wiecie, interesuje, powinienem tam pojechać, a nie pojadę – dlaczego nie, licho wie – ale przytułku tam to chyba dla mnie nie ma, narodowy to kraj, ot, być Wańkowiczem czy Mackiewiczem to co innego.
23 września
Aleksander Wat, Korespondencja, oprac. Alina Kowalczykowa, Warszawa 2005, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
W południe na godz. 13.30 wezwał mnie do Biura Prasy Preis i oznajmił kurz und bünding, że otrzymałem dymisję. Takie polecenie wydali mu nasi z Moskwy. Polecono mi przekazanie kierownictwa redakcji Michałowi Radgowskiemu. Tak więc koniec? W ten sposób po prawie czteroletniej pracy w „Polityce” żegnam się z pismem, które stworzyłem i w które włożyłem sporo serca i energii. Nie przychodzi mi łatwo żegnanie się z tygodnikiem, który w ostatnim okresie jest najlepszy w kraju. Przypuszczam – wynika to z rozmowy z Preisem – że decyzję spowodowały przede wszystkim komentarze prasy zagranicznej, choć nie jest to przecież moja wina. Wielka jednak musi być na mnie złość, skoro zdecydowano się na ten krok, mimo że pierwotnie decyzję odłożono. Obawiam się, że po powrocie do kraju zaczną mnie męczyć i zarzucać mi, że jestem odpowiedzialny za to, iż sprawa stała się znana na Zachodzie.
Warszawa, 23 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W związku z zakomunikowaniem mi dnia 23 XI br. przez z-cę kierownika Biura Prasy KC decyzji o zdjęciu mnie ze stanowiska redaktora naczelnego „Polityki” pragnę złożyć na Wasze ręce następujące oświadczenie.
[...]
Na przestrzeni ostatnich czterech lat ze wszystkich sił starałem się realizować politykę partii, zarówno jako publicysta, redaktor, jak i przewodniczący SDP. [...] Nie mogę przyjąć zarzutu zawartego w liście tow. Starewicza, że redakcja, a więc i ja, sprzeniewierzyła się zobowiązaniom złożonym Wam w sprawie kierunku pisma. Jest to zarzut najpoważniejszy i krzywdzący. [...] Gdybym posiadał jakiekolwiek poważniejsze zastrzeżenia wobec linii politycznej partii, to warunki, w jakich zostałem zdjęty z zajmowanego stanowiska, przyjąłbym bez oporów. Rzecz jednak w tym, iż takich zastrzeżeń nie posiadałem i nie posiadam. Jestem przekonany, że istnieje duża ilość dowodów świadczących o tym, iż nie mogę zrozumieć przyczyn, które sprawiły, że zostałem potraktowany jak wrzód, który trzeba natychmiast usunąć, wyciąć z całą bezwzględnością. A tak właśnie zostałem potraktowany. 4 XI br. został napisany list do redakcji „Polityki”, zawierający cały szereg poważnych zarzutów natury politycznej, zostali już zaproponowani następcy na moje stanowisko, ale nie było czasu na odbycie rozmowy ze mną, tak jakbym nie był człowiekiem, lecz jakimś martwym przedmiotem. [...]
Oto tyle, ile pragnąłem do Was napisać. Napisałem to, co czuję. Czy zganicie mnie za ten list, za jego treść? Nie wiem. Nie kierowałem się taktycznymi względami.
Warszawa, 25 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Tajne [...]
W dniu 14 grudnia 1960 został przechwycony dokument przez Biuro „W”, w którym nadawca, ob. K. Mieczysław, zamieszkały w Andrychowie, przekazuje informacje dotyczące sytuacji w kraju swojemu szwagrowi – księdzu, który [...] dostał się do Anglii.
W liście tym jest mowa, [...] że w Polsce jest prowadzona kampania zohydzeń religijnych i zakaz nauki religii w szkole. Że powracających biskupów z Rzymu na granicy polskiej kontrolowano jak oszustów – „każą im się rozebrać do bielizny, a my nic na to poradzić nie możemy” – przypuszczalnie ma tu na myśli wyznawców religii w Polsce. Daje nawet porównanie, w którym chce uwydatnić, jak wielka krzywda się dzieje wierze katolickiej ze strony rządu PRL, że „szykany za cara batiuszki w Chełmszczyźnie i na Podlasiu były igraszkami niewinnymi w porównaniu do obecności”. [...] Podaje również, że oboje z Felą – najprawdopodobniej ze swoją żoną – nauczycielką, byli wraz z dziatwą szkolną na wycieczce w „Kościerzu” i w „Wielkiej Puszczy”, podczas której pogadał sobie z chłopami o tym i o owym, że wszyscy zmartwieni są mocno zapowiedziami dużych zmian. [...] „Ano wojna się skończyła, ale dalsze przemiany życiowe jeszcze nieskończone. Trzeba będzie się znowu cieszyć...” – i w tym miejscu pozostawiono domyślnik. [...]
Biorąc powyższe pod uwagę, postanowiono wszcząć na podstawie dokumentów Biura „W” rozpracowanie K. M[ieczysława] w ramach sprawy operacyjnej obserwacji i zaplanowano następujące przedsięwzięcia:
– [...] Ustalić, czy figurant posiada telewizor lub radio oraz czy zachodzą do niego sąsiedzi na słuchanie. Pozwoliłoby to nam na wprowadzenie tajnego współpracownika w grono słuchających, a tym samym dopływ materiału o figurancie na bieżąco.
– O ile by to było nieosiągalne – zorientować się, jak wielką bibliotekę posiada K. i czy można by u niego wypożyczyć jaką książkę do czytania, co częściowo również dałoby większą możliwość kontaktowania się z figurantem TW, a zatem i częstszą możliwość przeprowadzenia rozmowy i zdobycia sobie zaufania u figuranta. [...]
– Zamówić Biuro „W” na inwigilację korespondencji przychodzącej na adres K.M. do kraju oraz wszelkiej korespondencji wychodzącej [...].
– Ustalić, kiedy wraz z żoną i dziećmi szkolnymi był na wycieczce, gdzie, z jakimi chłopami prowadził rozmowę – ustalić nazwiska. [...]
– Ustalić, z jakim Tadziem K. utrzymuje kontakty i co to za jedna jest Marysia, która dostarczyła wiadomości o krewnych ze Lwowa.
Wadowice, 11 stycznia
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Dzisiaj obchodzimy wielką uroczystość – pięć lat istnienia „Polityki”. Otrzymaliśmy z tej okazji wiele szczerych wyrazów uznania i sympatii od kolegów, zespołów redakcyjnych oraz czytelników. To już pięć lat, jak tu pracuję. Bez wpadania w zarozumialstwo muszę stwierdzić, że mam niemały wkład w rozwój pisma.
Jego nakład wynosi obecnie 72 tysiące. Stworzyliśmy nowy typ pisma w Polsce. Daliśmy przykład, że można redagować gazetę, która udzielając pełnego poparcia siłom rządzącym, jednocześnie zachowuje krytyczny stosunek wobec rzeczywistości. Autentycznie krytyczny, a nie taki, w którym krytyka sprowadza się do wytykania braków w rodzaju zepsutego kurka od gazu.
[...] Pięć lat redagowania „Polityki” to był rzeczywiście uniwersytet polityczny, a także wyższa szkoła jazdy.
Warszawa, 3 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W okresie od 25 do 30 października br. Biuro „W” i terenowe jednostki „W” skontrolowały około 160 tysięcy listów, celem wyłowienia wypowiedzi na temat sytuacji międzynarodowej, wynikłej w związku z kryzysem kubańskim. [...]
W wypowiedziach bardzo często przewijał się nastrój panikarski. Dominowały wypowiedzi o masowym wykupywaniu towarów, o brakach w aprowizacji.
W listach województwa wrocławskiego była mowa o tym, iż trudności aprowizacyjne trwają już od dłuższego czasu. Poza tym korespondenci pisali o konieczności likwidowania wkładów w PKO.
Nadawcy zamieszkali na Ziemiach Zachodnich wyrażali w listach zamiar przeniesienia się do Polski centralnej. Nastroje niepokoju zostały zwiększone faktem zabierania mężczyzn do wojska z mieszkań i dużych zakładów pracy, jak np. Pa-Fa-Wag i Elwro.
Należy podkreślić, iż listy ze środowisk inteligenckich i studenckich nacechowane były rzeczową i spokojną oceną sytuacji.
W trzech wypadkach przechwycono wrogie ulotki. Jedna z tych ulotek, pochodząca z Warszawy, a kierowana do ambasady USA w Warszawie, szkalowała polskich i radzieckich przywódców państwowych i wychwalała posunięcia Kennedy’ego. Autor tej ulotki przedstawiał się jako reprezentant robotników Warszawy, którzy na tajnych zebraniach i wiecach solidaryzują się z polityką amerykańską, potępiając politykę ZSRR i Polski.
Pozostałe dwie ulotki zostały przechwycone w Poznaniu i w treści swej oceniały w sposób szkalujący stanowisko ZSRR jako „ohydną prowokację”.
Warszawa, 5 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Radio i telewizja wszędzie na świecie są przedsięwzięciami dochodowymi. U nas są deficytowe. A że oszczędności państwowe idą głównie w kierunku obcinania budżetów na kulturę i zdrowie – więc z osłupieniem obejrzałam dziś tygodnik „Radio i Telewizja”. Nie tylko objętość zmniejszona tak, że program włazi na program, ale są to programy zmarłych. Dla oszczędności radio z żywych pisarzy nadaje tylko dawniejsze nagrania na taśmę, a poza tym nadaje głównie nagrania umarłych. Tak więc „Pan Tadeusz” będzie nadany w „dawnych nagraniach” (Leszczyński, Zelwerowicz etc.). W odcinku pomienionym, w którym nadawano także dawniej nagrane moje dwa opowiadania z „Ludzi stamtąd”, zapowiada się Żeromski: „Syzyfowe prace”, czyta A. Zelwerowicz.
To samo zjawisko na poszczególnym odcinku życia kulturalnego, co na ogólnym – upaństwowionego. To państwo funkcjonowałoby doskonale bez obywateli. Wydawcy, radio i telewizja przynosiłyby większe dochody (przynoszą tylko... 5 miliardów), gdyby nie było żyjących pisarzy, którym trzeba płacić honoraria. Państwo trupów i cieni. Państwo trumienne.
Komorów, 28 lutego
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
1. Zatrzymane przesyłki, które mogą stanowić dowód rzeczowy w sprawie karnej, jednostki „W” obowiązane są zabezpieczać przed zatarciem linii papilarnych autora oraz pozostawieniem odcisków linii papilarnych funkcjonariusza, umieszczając je w teczkach z folii.
2. Wszystkie przedmioty znajdujące się w przesyłce należy zabezpieczyć przed ich zagubieniem, uszkodzeniem lub zniszczeniem.
3. Zatrzymaną przesyłkę [...] należy natychmiast przesłać do właściwej jednostki operacyjnej w stanie zabezpieczonym w sposób określony w pkt. 1.
4. Funkcjonariusze jednostek operacyjnych i śledczych, otrzymujący do wglądu dokumenty, o których mowa w pkt. 2, obowiązani są wyjmować i przeglądać zawarte w nich wkłady w rękawiczkach lub za pomocą pincety.
5. Postanowienia pkt. 4 odnoszą się również do funkcjonariuszy dokonujących fotokopii lub badań chemicznych danych dokumentów.
6. Do czasu podjęcia decyzji w sprawie dokonania konfiskaty przesyłki funkcjonariusze przeglądający (opracowujący) zakwestionowane dokumenty obowiązani są przestrzegać zachowania pierwotnego porządku wkładów w przesyłce. Zachowanie tego stanu jest niezbędne dla zabezpieczenia konspiracji pracy „W” w przypadku wysyłania skontrolowanej przesyłki do adresata.
Warszawa, 9 stycznia
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Do Prezesa Rady Ministrów
Józefa Cyrankiewicza
Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu.
Leopold Infeld, Maria Dąbrowska, Antoni Słonimski, Paweł Jasienica, Konrad Górski, Maria Ossowska, Kazimierz Wyka, Tadeusz Kotarbiński, Karol Estreicher, Stanisław Pigoń, Jerzy Turowicz, Anna Kowalska, Mieczysław Jastrun, Jerzy Andrzejewski, Adolf Rudnicki, Paweł Hertz, Stanisław Mackiewicz, Stefan Kisielewski, Jan Parandowski, Zofia Kossak, Jerzy Zagórski, Jan Kott, Wacław Sierpiński, Kazimierz Kumaniecki, Artur Sandauer, Władysław Tatarkiewicz, Edward Lipiński, Stanisław Dygat, Adam Ważyk, Marian Falski, Melchior Wańkowicz, Jan Szczepański, Aleksander Gieysztor, Julian Krzyżanowski.
Warszawa, 14 marca
Jerzy Eisler, Zarys dziejów politycznych Polski, 1944–1989, Warszawa 1992.
Młody Lipski (ten z „Krzywego Koła”) przyniósł jakiś króciutki tekst zwracający się do Rządu o rozszerzenie wolności słowa zawarowanej Konstytucją. Było tam już dużo podpisów uczonych i pisarzy o bardzo sławnych nazwiskach. Nie palę się do takich „petycji”, bo to nic nie da, ale tak wciąż wszystkiego odmawiam, że zawsze w końcu zdarzy się coś, czemu po prostu na zasadzie prawa liczb czy prawdopodobieństwa nie odmówię. Bez dyskusji więc chciałam podpisać w przypadającej na mnie kolejności. Lipski na to: „Chciałem prosić – bo tu pod prof. Infeldem zrobił się taki odstęp – żeby to miejsce wypełnić, może tu pani podpisze” (Infelda podpis był pierwszy). Podpisałam bezmyślnie. Bezmyślność to moja największa wada. Bo to był b. naiwny manewr, żeby uzyskać mój podpis na tzw. „czołowym” miejscu. Powinnam była powiedzieć: „Nie, proszę pana, to jest niedobry manewr. Adresaci pomyślą od razu, że inni podpisali, widząc mój podpis. Tymczasem rzecz się miała odwrotnie. Ja podpisałam widząc tyle podpisów”.
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Pogoda okropna, dokoła woda i błoto – szara opona chmur – ani minuty – nie już słońca, ale choćby „przejaśnienia”. Czuję, że Anna jest znudzona i zasępiona. Mówię: „Może zaprosimy Terleckich?”. Charakterystyczna odpowiedź: „Poproś. Przynajmniej będzie pozór życia”. Natychmiast zatelefonowałam – i nie ma to jak młodzi. Telefon o jedenastej – już o pierwszej byli u nas na świątecznym śniadaniu. I było z nimi przyjemnie. Terlecki, Odojewski i inni młodzi pracują w radiu. Otóż z KC przyszła do Radia instrukcja, aby pisarze, którzy podpisali list do Cyrankiewicza, nie byli czytani w Radiu, aby skreślić ich słuchowiska, występy etc. Na razie wyłączeni z tej listy „proskrypcyjnej” są Parandowski, i... Dygat.
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Dwa głosy (Czeszki i Koziełła) usiłujące przeciwstawić się tak haniebnemu biegowi rzeczy, są tak zakamuflowane, że zaledwie kilkanaście osób jest w stanie domyślić się, o co tym dwu na pewno uczciwym, ale niezdolnym przedrzeć się przez żelazną kurtynę cenzury ludziom idzie. A przecież całą sprawę wyjaśnić i rozwikłać mogłaby tylko publiczna dyskusja. Dyskusja zarówno z żerującą na owym liście emigracją, jak z naszą tu „polityką kulturalną”. Lecz w naszej prasie ani mru mru o sprawie, o której mówi już cały kraj. Tak samo przemilczane zostały dwa wiece studenckie tym sprawom poświęcone.
I pomyśleć, że w żadnej instytucji (Radio i Telewizja), w żadnym piśmie czy wydawnictwie, którym polecono dyskryminować pisarzy, nie znalazł się bodaj jeden człowiek, który by ujął się za pisarzami pozbawionymi w trybie administracyjnym możności zarobkowania.
Wczorajsza niedziela była przyjemna. Anna przyjechała w sobotę już przed południem, a w niedzielę po południu przyjechał Dag Halvorsen, który już dobrze mówi, a wszystko rozumie po polsku. Jego zdaniem, które jest również zdaniem Anny i moim, Zachód nie ruszy palcem, nawet gdyby ludność Polski została zamknięta w obozach koncentracyjnych. Większość społeczeństwa, które nigdy nie zostało zepchnięte w taką reakcję jak obecnie, ale co gorsza wszystkie władze rządu i partii nie wiedzą nic o oczywistym fakcie, że Zachód woli Gomułkę niż Giedroycia.
Komorów, 19 kwietnia 1964
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Zwracam się z prośbą o umożliwienie mi nabycia w jakiejkolwiek formie brytyjskiego munduru żołnierskiego, tj. bluzy, spodni, beretu itp. Posiadany od 1944 roku mundur uległ po 20 latach całkowitemu zniszczeniu, żadnych innych możliwości nabycia obecnie nie mam. Jestem byłym członkiem Armii Krajowej i muszę przyznać, że tak się przyzwyczaiłem do chodzenia w takim uniformie, że jego brak nie daje mi spokoju. Dlatego z tak wielką prośbą zwracam się o pomoc w nabyciu tegoż munduru.
Choć ciężko pracuję na utrzymanie, zapłacę pełną wartość ewentualnie otrzymanych przedmiotów, byleby tylko prośbie stało się zadość. Chodzi mi tylko o to, aby rzecz, której pragnę, była w stanie dobrym, aby to był zwyczajny mundur żołnierski, podobny do używanych w czasie ostatniej wojny na szczupłą osobę, wysoką 178 cm.
Myślę, że Pan Ambasador właściwie zrozumie moje intencje. Proszę zatem o pomyślne dla mnie załatwienie sprawy. Z wyrazami szacunku, Artur Ł.
Kraków, 21 lipca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
15 lat temu w dniu święta narodowego 3 maja Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa nadała swą pierwszą inauguracyjną audycję. […]
Kiedy 3 maja 1952 po raz pierwszy przemawiałem do słuchaczy na falach naszego radia, dałem wyraz przekonaniu, że bez względu na to, jak potoczą się wypadki poza granicami Polski, losy nasze rozstrzygać się będą nad Wisłą, Odrą, Bugiem i Wartą. Naród jest bowiem tam, gdzie tysiącletnimi korzeniami wrósł w swoją ziemię i od jego postawy, jego woli zależy przede wszystkim jak ukształtuje się jego przyszłość. My tu na obczyźnie – czujemy się cząstką narodu, ale zadanie nasze polega na tym, by służyć i wspierać społeczeństwo w Kraju. […]
Ponieważ nasza rozgłośnia nadaje od rana do nocy – cenzura jest w gruncie rzeczy mało skuteczna. Godzi w twórców, ludzi pióra, dziennikarzy – utrudniając im możliwość wypowiedzi. Natomiast odbiorca masowy radzi sobie z nią łatwo, po prostu przesuwając gałkę aparatu radiowego na zachodnie fale. Władze zdają sobie z tego sprawę i w obawie przed utratą słuchacza i czytelnika muszą chcąc nie chcąc ograniczać cenzurę. […]
W pracy naszego radia za szczególnie ważne uważamy informowanie społeczeństwa o wypadkach w samym Kraju. […]
Ujawnianie nadużyć i pogwałceń prawa, ujawnianie zamachów na wolność i prawa człowieka, informowanie o szykanach, aresztowaniach i procesach politycznych o posunięciach władz wymierzonych w Kościół, w robotników, chłopów, młodzież czy intelektualistów, uważamy za rzecz najważniejszą. To są właśnie sprawy, które totalna władza chciałaby jak najstaranniej ukryć przed ludnością sądząc, nie bez racji, że dopiero wtedy miałaby wolną rękę. Przeszkadzamy jej w tym – jak się zdaje – skutecznie i stąd ta bezsilna furia w atakach przeciwko Wolnej Europie. Tu ich boli i dlatego tak usilnie i bezskutecznie próbują nas zdyskredytować, przyczepiając etykietkę „wywiadu”. […]
W piętnastą rocznicę naszej stacji Polska Zjednoczona Partia Robotnicza nie mogła złożyć nam milszego upominku, niż publicznie przyznając przez usta swego czołowego aktywisty, że Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa stała się głosem opozycji, zmuszonej do milczenia w Kraju.
Jubilatom życzy się zwykle stu lat. My z okazji naszego skromnego i całkiem prywatnego jubileuszu życzymy sobie czegoś zupełnie innego. Oby jak najprędzej przemówić mogła swobodnym głosem opozycja w Polsce. Oby jak najszybciej ta namiastka, jaką jest nasze radio przestała być potrzebna. Życzymy sobie i naszym słuchaczom, aby niedaleki już był dzień, w którym nasze zadanie dobiegnie końca, dzień, w którym nadamy naszą ostatnią, tryumfalną audycję, a głos Polski w pełni wolnej, suwerennej i demokratycznej, rozlegnie się z anten Warszawy i Wrocławia, Krakowa i Szczecina, Gdańska i Poznania oraz innych miast Polski. I oby w tej wielkiej chwili towarzyszyło nam poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
Notatka [...] o nastrojach i komentarzach występujących w korespondencji zagranicznej w obrocie z państwami kapitalistycznymi, w związku z konfliktem na Bliskim Wschodzie (za okres od 3 do 13 lipca br.).
Nadawca: S.J., Wałbrzych [...]. Adresat: Abram P., Jerozolima (tłumaczenie z języka żydowskiego):
„Odpisałem Ci na pierwszy z nich, ale niestety list mi zwrócono... Jednakowoż kilka dni później wezwano mnie do Biura Paszportów i oświadczono mi, że powinienem chwilowo przerwać korespondencję z zagranicą... Kupiłem trzy egzemplarze Tory i jeden z nich wysłałem do Niemiec, do naszego brata Arie N.; po dwóch tygodniach wezwano mnie i zapytano, co to jest, na co odpowiedziałem: Biblia. Przeprowadzili u mnie rewizję i znaleźli jeszcze dwa egzemplarze. Sądzili, że to jest szyfr szpiegowski... Bałem się jednak napisać z Warszawy, więc poprosiłem znajomego, który wyjeżdżał do Wałbrzycha, o wysłanie listu stamtąd. Również z tych samych względów nie podpisałem się swoim nazwiskiem... U nas w Polsce jest teraz taka sytuacja, że każdy Żyd jest agentem rządu izraelskiego... Nie pisz nic o wojnie... Nie wspominaj w ogóle o polityce...”.
Warszawa, 15 lipca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W dniu 9 marca br. od godz. 17.30 do godz. 21.00 wyłowiono 183 dokumenty związane tematycznie z demonstracjami studenckimi. Dokumenty te zostały wyłowione z ogólnej ilości 1190 szt[uk] przeczytanych w tym czasie. Autorami 170 dokumentów byli studenci warszawskich uczelni, 13 dokumentów pochodziło od osób z różnych innych środowisk. Przykłady:
B[ez] n[adawcy], z Warszawy. Adr[esat] – K., zam. Łomża [...].
„Tajniacy zaczęli nas rozganiać, ale wszystko, wręcz odwrotnie, przybierało na sile. W końcu na balkon wyszedł prorektor Rybicki i dał 15 minut na rozejście się. Oczywiście bałagan się zrobił jeszcze większy i domagano się dyskusji. (...) W międzyczasie tajniacy zaczęli brutalnie rozpędzać tłum, bijąc, kopiąc leżących, trzaskać dziewczyny po twarzach. Zrobiło się coś, co trudno opisać. Studenci darli się: gestapo, bandyci, zbóje, won tajniacy, wycieczka do domu, esesmani biją studentów i kobiety, pachoły, darmozjady... W międzyczasie tajniacy nieco ustąpili i zajechały trzy karetki pozbierać rannych i pobitych. [...]
Jak milicja wtargnęła, zaczęło się coś okropnego. Bili pałami na oślep, kto się nawinął (dziekana z ekonomii politycznej też pobili), deptali leżących, autokary wjeżdżały w tłum studentów. (...) Walka przeniosła się na Krakowskie, które od 12.00 było zamknięte dla ruchu kołowego. Ciągle przyjeżdżały nowe posiłki milicji. (...) Około 17.00 odbyła się znowu większa demonstracja naprzeciw «Bristolu». Znowu śpiewali Jeszcze Polska... i Międzynarodówkę, krzyczeli: biją studentów, biją dziewczyny, gestapo, konstytucja, ale skończyło się jak poprzednio – pały poszły w ruch. [...] Coś takiego to widzi się tylko na filmach z czasów okupacji. Cudzoziemcy, jak mogli, fotografowali, wszystkie kamery poszły w ruch, oczywiście z okien «Europejskiego», «Bristolu». (...)
Widziałam pobite koleżanki i kolegów. Wszyscy czekają teraz na to, co powie zagranica, u nas w domu też bez przerwy «Wolna Europa», Londyn lub Waszyngton.”
Warszawa, 10 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Tajne specjalnego znaczenia. W żadnym wypadku nie wolno wobec osób trzecich ujawniać pochodzenia tej informacji. [...]
Adresat: J. i M.P., Mielec [...]. Nadawca: Zofia (brak nazwiska i adresu). Treść:
„Nie wiem, czy poprzedni list doszedł do Was, bo widziałyśmy, jak milicja wybierała listy ze skrzynki koło akademika i prawdopodobnie mój list także. Bardzo nieprzyjemne historie są. Nie chodzimy na zajęcia, bo jest strajk w dalszym ciągu. Dzisiaj miała być manifestacja studentów, ale milicja zagroziła nam, że użyje broni i nic nie będzie. Nie bój się, Mamo, o mnie. Chciałam zadzwonić, ale przerywają rozmowy i nie pozwalają wyjeżdżać z miasta. Wczoraj był u nas w akademiku rektor i prosił nas, żebyśmy nie szli na wiec i żebyśmy chodzili na zajęcia. Nikt ich nie słucha. Nie wiem, co będzie. List ten wyśle jedna dziewczyna z Sandomierza”.
Sandomierz, 16 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
I. W szeregu czasopism naukowych przewijają się nazwiska wymienione w sensie negatywnym przez I Sekretarza KC PZPR tow. Władysława Gomułkę w przemówieniu wygłoszonym w dniu 19 bm.
[...]
Nie uważam za słuszne dopuszczania w czasopismach literackich i naukowych do cytowania w sensie pozytywnym, czy też obojętnym pisarzy wymienionych przez tow. W. Gomułkę w sensie negatywnym.
II. W Małej Encyklopedii A-Z (PWN) zwolniono już do druku hasła Andrzejewski, Jastrun, Jasienica, Kisielewski itp. W chwili obecnej zgłoszono tekst hasła: „Słonimski Antoni”. Wydaje się, że należy powtórnie ustosunkować się do wydrukowanych już haseł, takich jak: Kisielewski, Jasienica i albo je wyeliminować, albo przepracować, nadając charakter zgodny z obecną oceną tych ludzi. Jednocześnie zawiadamiam, że w zgłoszonej do nas, już poprawionej wersji encyklopedii Wiedza o Polsce (PWN) przeznaczonej na zagranicę (wersje: angielska i francuska) usuniemy hasła: Kisielewski, Jasienica, Słonimski.
III. W zwolnionej do druku ale jeszcze nie wydrukowanej książce R. Matuszewskiego pt. Literatura współczesna (PZWS, wyd. X) przewijają się wszystkie nazwiska pisarzy wymienione przez tow. W. Gomułkę w sensie określonej działalności politycznej. Ponadto ujęta jest również twórczość Wygodzkiego. W osobnych rozdziałach scharakteryzowano pisarstwo A. Słonimskiego i Andrzejewskiego, zamieszczając także wiersze Słonimskiego.
Nie uważam za słuszne, aby w obecnej sytuacji drukować teksty ukazujące w świetle bardzo korzystnym Słonimskiego i bez właściwej politycznie oceny innych pisarzy. Sprawę jednak komplikuje fakt, że książka jest podręcznikiem związanym programem szkolnym i nie mogą być dokonywane zmiany tylko drogą cenzorskich interwencji.
Przedstawiając swoje stanowisko w tych sprawach, zwracam uwagę, że konieczne są nie tylko szybkie decyzje, ale również pełna jasność, gdyż problemów tego rodzaju z dnia na dzień narasta coraz więcej.
Warszawa, 20 marca
Marta Fik, Marcowa kultura, Warszawa 1995.
W wyniku konsultacji i ustalenia ogólnych zasad postępowania przy kontroli materiałów poświęconych tegorocznym Dniom Oświaty, Książki i Prasy, w porozumieniu z Tow. Kierownikami S. Olszowskim i W. Kraśko, opracowana została nowa wersja zapisu dotycząca pisarzy i naukowców, którą niniejszym przedkładam z uprzejmą prośbą o akceptację. [...]
W sprawach obejmujących nazwiska określonych pisarzy i zwolnionych ze stanowisk naukowców przyjąć następujące kryteria:
I grupa — nie zwalniać nazwisk oraz nic absolutnie z utworów i publikacji niżej wymienionych: H. Grynberga, St. Wygodzkiego, L. Kołakowskiego, Z. Baumana, S. Morawskiego, B. Baczki, Wł. Brusa, M. Hirszowicz, J. Zakrzewskiej, J. Katza-Suchego, K. Pomiana.
II grupa — nie publikować i nie popularyzować utworów: P. Jasienicy, S. Kisielewskiego, A. Słonimskiego, J. Grzędziń-skiego, J. Andrzejewskiego.
III grupa — nazwiska twórców (autorów), które muszą być konsultowane i uzgadniane z kierownictwem GUKPPiW: W. Woroszylski, A. Międzyrzecki, A. Kijowski, W. Odojewski, M. Wańkowicz, S. Pollak, A. Słucki, Z. Mycielski, W. Leopold, T. Konwicki, J. Bocheński, S. Żółkiewski, A. Schaff.
Powyższe zasady nie dotyczą materiałów zawierających krytykę postaw politycznych wymienionych osób oraz rozprawiających się z ich działalnością (twórczością).
Zdajemy sobie sprawę z subtelności i niuansów wynikających z takiego a nie innego zestawienia nazwisk w grupach. Prosimy przy wszystkich wątpliwościach lub sprawach dyskusyjnych konsultować się z GUKPPiW.
Warszawa, 4 maja
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybór i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, Warszawa 1998.
Wstrzymałem szereg materiałów dla prasy na temat handlu zagranicznego, gdyż dotyczyły tylko tzw. sprawy żydowskiej. Tymczasem nie można milczeć na tematy afer, jakie się tam zdarzają. To nie syjoniści je robią, ale czyści Aryjczycy. Trzeba dobrać się im do skóry, nie można tego dłużej ścierpieć.
Wytworzyła się fałszywa samodzielność ponad tym gmachem [KC], nawet nie przysyła się notatek informacyjnych. W ministerstwach i Komisji Planowania panuje praktyka nieinformowania o zjawiskach ujemnych.
Podobnie ma się ze sprawą eksportu wagonów kolejowych do Związku Radzieckiego. Zła umowa, gdyż musimy teraz kupować urządzenia elektryczne do tych wagonów w krajach kapitalistycznych, ale nie mamy za co.
Jeśli są ludzie tak nieodpowiedzialni, to trzeba ich zmieniać. Sprowadzili pomarańcze, kiedy nie było potrzeba i teraz gniją. Te pomarańcze, umowa z Libią czy wagony do Związku Radzieckiego nadają się na tematy do prasy, a nie jacyś Żydzi.
Warszawa, 6 maja
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybór i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, Warszawa 1998.
Upał ogromny – ze 30 stopni w cieniu. Piszę kołysankę, wieczorem idę na koncert. Forsy nam starczy na parę miesięcy, stworzono mi więc, co mnie wciąż frapuje, osobliwą karę: życie w łagodnej próżni, w samym środku gotującej się jak kocioł Warszawy. Jak długo można żyć i pisać bez społecznego odzewu, dla siebie, po klasztornemu […]? Oto jest pytanie – jak długo? Jednak w okresie stalinowskim w Krakowie było mi łatwiej – miałem swoje środowisko, zaplecze, przyjaciół. W Warszawie jest demoniczniej, bardziej po Sowiecku. Ale cóż: żyć trzeba!
Warszawa, 8 czerwca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Przy omawianiu w prasie, radiu i telewizji tła wydarzeń marcowych i ich następstw w Polsce występuje szkodliwe, dezorientujące opinię publiczną wyolbrzymianie (m.in. w wyniku dużej częstotliwości publikacji na ten temat) problemu syjonizmu i działalności syjonistycznej w Polsce. W związku z tym należy:
1. Zaprzestać zbędnego eksponowania i nagromadzenia publikacji na ten temat w poszczególnych numerach pism, programach radiowych i telewizyjnych.
2. Artykuły i komentarze tyczące antypolskich poczynań międzynarodowego syjonizmu należy konsultować z GUKPPiW.
3. Przy omawianiu tła wydarzeń marcowych nie należy akcentować żydowskiego pochodzenia ich inspiratorów, a rozprawiać się z rewizjonizmem i z wszelkich odmian reakcją społeczną.
4. Przy omawianiu zmian kadrowych należy unikać sformułowań, które by bezpośrednio lub pośrednio podkreślały żydowskie pochodzenie osób, których zmiany te dotyczą.
5. W sprawozdaniach sądowych nie podkreślać (personalia) żydowskiego pochodzenia podsądnych.
6. Należy eliminować z prasy, radia i telewizji wszelkie materiały zniekształcające klasowe podejście do ocen przeszłości historycznej naszego narodu i historii ruchu robotniczego oraz akcenty o charakterze nacjonalistycznym. Dotyczy to w szczególności ocen dwudziestolecia międzywojennego oraz układu sił politycznych w okresie okupacji. Należy eliminować wszelkie próby wybielania sił prawicy społecznej i tendencyjnego oświetlania przeszłości ruchu robotniczego.
24 czerwca
Marta Fik, Marcowa kultura. Wokół „Dziadów”, literaci i władza, kampania marcowa, Warszawa 1995.
Wczoraj znowu byli przyjaciele z „Tygodnika”, Jacek [Woźniakowski], Pszon, Marek [Skwarnicki]. Namawiali mnie, żebym coś napisał pod nazwiskiem, że dyrektor cenzury w Krakowie pytał się, czemu dobrowolnie ze mnie rezygnują. Czyli znów miałbym wrócić do pisania „pod cenzurę” – o niczym, gdy dzieje się licho wie co. Tych cenzuralnych upokorzeń autofałszowania siebie (bo człowiek zaczyna stosować własną wewnętrzną cenzurę) najadłem się już przez dwadzieścia parę lat, a oni chcą mnie w to wtrącić na nowo, dla mojego dobra, bo myślą, że ja jestem zmartwiony niepisaniem, podczas gdy ja po raz pierwszy jestem wolny, bo mogę pisać, co chcę – w domu. Oczywiście – byle mi płacili. To jest sprawa delikatna, bo oni chcą coś mieć mojego, muszę im udowodnić, że tego, co ja chcę, cenzura nie puści. Wmawiają mi, że idzie „odwilż”. Jest rzeczywiście plenum KC, gdzie „psy gryzące się w zawiązanym worku”, jak mówi [Jerzy] Waldorff, o coś tam walczą, o czym społeczeństwo się nie dowie, tyle że uważny czytelnik dojrzy, iż nagle w prasie nie ma słowa „syjonizm” czy bzdury lub też pojawia się nazwisko, którego nie było, lub vice versa. Nie chcę korzystać z żadnej „odwilży”, chcę pisać swoje dla siebie […]. W każdym razie nabrać się już tak jak w Październiku – nie dam. Taka sztuka udaje się tylko raz.
Warszawa, 7 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
W jaki sposób okupacja Czechosłowacji może odbić się na interesach Polski? Bilans strat wypada niestety bardzo smutno. Tym smutniej, że można ich było uniknąć, gdyby partia miała inne, rozumniejsze kierownictwo. Głęboko przekonani jesteśmy, że bez aktywnego poparcia Gomułki, który parł do interwencji, prawdopodobnie w ogóle nie doszłoby do inwazji na Czechosłowację. Własnymi rękami niemądry Gomułka zniszczył największe osiągnięcie „Polskiego Października”, ograniczoną autonomię partii komunistycznych, którą on sam określił jako prawo do własnej drogi do socjalizmu.
Bezpośrednim skutkiem napaści na Czechosłowację jest osłabienie pozycji tzw. demokracji ludowych w stosunku do Moskwy. […]
Akceptowanie rosyjskiego prawa do interwencji zbrojnej ograniczyło i tak szczupłą autonomię Polski w tym samym stopniu co i Czechosłowacji. Popierając akcję przeciw sąsiadowi, Gomułka działał więc przeciwko dążeniom do suwerenności i wolności własnego kraju, nawiązując do najgorszych tradycji polskiej partii komunistycznej. […]
W najżywotniejszym interesie naszym leży chyba solidarność i przyjaźń między obu sąsiadami: Polską i Czechosłowacją. Przyjaźni tej zadał Gomułka straszliwy cios, godząc się na udział wojsk polskich w napaści na południowego sąsiada. Upłyną lata całe, zanim uda się zabliźnić tę ciężką ranę.
Monachium, 29 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W grudniu ub. roku J. Andrzejewski złożył w Wydawnictwie „Czytelnik” maszynopis utworu pt. Apelacja, proponując, aby wydawnictwo przyjęło ten utwór zamiast 15-arkuszowej powieści o tematyce współczesnej, na którą J. Andrzejewski podpisał z „Czytelnikiem” umowę jeszcze w 1959 roku.
Apelacja została przez wydawnictwo odrzucona.
Okazało się następnie, że J. Andrzejewski złożył równocześnie Apelację w miesięczniku „Twórczość”. Utwór został zgłoszony do druku w nr 2/1968 miesięcznika. Powieść została w całości zakwestionowana przez Główny Urząd Kontroli Prasy. Wydział Kultury KC decyzję tę zaaprobował.
Nowy utwór J. Andrzejewskiego jest szyderczym paszkwilem na polską rzeczywistość o wyjątkowym, wręcz patologicznym nasileniu jadu i złośliwości.
[...]
Apelację wydał w listopadzie br. Instytut Literacki w Paryżu jako kolejny, 163 tom biblioteki paryskiej „Kultury”. Fakt nawiązania przez J. Andrzejewskiego jawnej współpracy z tym dywersyjnym ośrodkiem podobnie jak wystosowanie znanego listu otwartego do E. Goldstuckera dowodzi, iż J. Andrzejewski zdecydowanie pozostaje na pozycjach otwartej walki z władzą ludową.
Wydział Kultury proponuje:
1. Utrzymać zakaz publikowania utworów J. Andrzejewskiego w kraju oraz zakaz popularyzowania jego osoby i twórczości; natomiast przeprowadzić w środowisku literackim kampanię potępiającą J. Andrzejewskiego. Wypowiedzi w ramach tej kampanii byłyby publikowane.
2. Po Zjeździe bydgoskim ZLP w oparciu o nowy statut, projekt którego przewiduje pozbawienie członkostwa ZLP za współpracę z dywersyjnymi ośrodkami, spowodować usunięcie J. Andrzejewskiego z ZLP.
3. Zbadać możliwości prawne wszczęcia przeciwko J. Andrzejewskiemu postępowania karnego. Decyzję w tej sprawie uzależnić od dalszego postępowania J. Andrzejewskiego.
Warszawa, 13 grudnia
Marta Fik, Marcowa kultura, Warszawa 1995.
W czasie naszych poprzednich kampanii wyborczych do Sejmu nadawaliśmy zawsze sylwetki kilkudziesięciu najgorszych kandydatów, wzywając ich do skreślania. W jednym wypadku odnieśliśmy poważny sukces. Bolesław Piasecki otrzymał we Wrocławiu tyle skreśleń, że przeszedł tylko niewielką ilością głosów.
Ten sam zabieg powtórzymy w czasie obecnej kampanii. Trudność polega oczywiście na tym, że wzywanie do skreślenia niektórych, sugeruje słuchaczom, że wszyscy pozostali są lepsi, co nie zawsze jest prawdą. Tym razem będziemy prawdopodobnie wzywali do skreśleń zarówno Gomułki, jak Moczara, by uniknąć wrażenia, iż przeciwstawiamy Moczarowi Gomułkę jako lepszą alternatywę. Namawianie do wpisywania kandydatów nie jest praktyczne ani też bezpieczne dla ludzi w ten sposób lansowanych.
Ogół ludności wyborami zupełnie się nie interesuje, a wrzucenie kartki wyborczej traktuje jako formalność niezbędną dla uniknięcia nieprzyjemnych konsekwencji – podobnie jak zapłacenie podatku.
Toteż nie przewiduję niestety, by nawet nasza kampania skreśleń dała jakieś poważne rezultaty. W każdym razie nie będą one znane szerszemu ogółowi. Pomimo tego eksperyment powtórzymy.
Monachium, 28 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Jesteśmy obaj zgodni co do tego, że społeczeństwo jest pogrążone w nastroju bierności i że w tej sytuacji należy podejmować próby przełamania apatii nawet, jeśli nie mają one zbyt wielkich szans powodzenia. O ile tym razem dobrze zrozumiałem Pański list – zdecydował się Pan na wezwanie ludzi do skreślania całej listy kandydatów (oddawanie białej kartki nie jest technicznie możliwe) – mnie zaś wydaje się bardziej celowe skreślanie – jak Pan to poprzednio określił „najbardziej skompromitowanych kandydatów”. Jest to różnica natury taktycznej warta przedyskutowania zarówno w moim własnym gronie redaktorskim, jak i między Panem a mną. Jeżeli kieruje Panem chęć jakiejś skoordynowanej wspólnej akcji, podjętej przez „Kulturę” i przez nas – chętnie z Panem na ten temat porozmawiam i myślę, że znajdą się formy współpracy nawet, jeżeli nasza taktyka w czasie kampanii wyborczej będzie odmienna.
Monachium, 10 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W przyszły wtorek mamy zebranie redakcyjne, na którym przedyskutujemy dokładnie naszą taktykę w czasie kampanii przedwyborczej. Będą w niej brały udział dwie stosunkowo młode i rozgarnięte osoby z Polski. Jedno jest pewne: będziemy intensywnie agitowali na rzecz skreślania i manifestowania w ten sposób opozycji. Kilka osób z Kraju odradzało skreślanie całej listy, ponieważ w każdym okręgu wyborczym jest co najmniej kilku ludzi popularnych i uchodzących za przyzwoitych. Skreślanie musiałoby objąć np.: posłów ze „Znaku” […]. Hasło skreślania wszystkich mogłoby więc nie chwycić. Istnieją możliwości: 1. Skreślania wszystkich z wyjątkiem tych, którzy cieszą się zaufaniem społeczeństwa; 2. Skreślania najgorszych; 3. Skreślania członków partii. We wtorek zdecydujemy, co z tego należy wybrać. Sylwetki „najgorszych” zaczniemy nadawać już w najbliższym czasie. Natomiast konkretne wskazanie, jak głosować, musimy zarezerwować na ostatni tydzień – w przeciwnym razie podjęte zostaną zawczasu odpowiednie środki nacisku przeciwko tym np., którzy idą za parawan.
Monachium, 23 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W Rosji trwa jednak chyba jakiś, mało z zewnątrz widoczny, sprzeciw tak zwanych intelektualistów. Dowodem tego może być wydana w… Warszawie płyta z piosenkami Bułata Okudżawy. Okudżawa to popularny w Rosji bard, autor piosenek wojskowych nader niekonformistycznych, które tam nagrywa się prywatnie na taśmy (podobno masami), ale płyt jego nie ma. Tutaj zrobiono mu za to płytę, śpiewaną po polsku przez najlepszych piosenkarzy (Młynarski, Łazuka, Przybylska), efekt jest świetny, śliczne rosyjskie melodie, coś z Wertyńskiego, a zarazem antystalinowska gorycz przebija wyraźnie – ciekawe, że to wyszło w Polsce. A jest przecież jeszcze w Rosji piosenkarz całkiem już konspiracyjny, niejaki [Włodzimierz] Wysocki, którego taśmy wręcz są zabronione. Opozycja piosenkowa, osobliwe zjawisko, jedyne w swoim rodzaju!
Warszawa, 14 września
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Najdostojniejszy Księże Kardynale,
Pragnę serdecznie podziękować za przysłanie mi „dziesięciu tez” o celibacie kapłanów, wydanych przez Biskupów Północnej Nadrenii i Westfalii.
Cieszymy się, że Biskupi Niemieccy w tej trudnej sytuacji Kościoła tak stanowczo stanęli po stronie Jego Świątobliwości Pawła VI w sprawie celibatu kapłanów Kościoła obrządku łacińskiego i że podzielają zdanie ogromnej większości Episkopatu.
Polscy Biskupi i duchowieństwo uważają celibat za zaszczyt i nieodzowny warunek skutecznej pracy duszpasterskiej. Lud polski stanowczo nie chce kapłanów żonatych. Sytuacja, w jakiej obecnie znajduje się Kościół w Polsce, wprost namacalnie wskazuje, że tylko kapłan wolny od trosk o rodzinę może oprzeć się naporowi materializmu.
Dlatego oświadczenie Biskupów Północnej Nadrenii i Westfalii uważamy za wielki wkład na rzecz jedności w Kościele i braterską pomoc dla Kościołów lokalnych.
Wasza Eminencja raczy przyjąć wyrazy mojej głębokiej czci i życzenia na Gaudia Paschalia [Wielkanoc]. Stefan Card. Wyszyński
(Odpis, sporządzony przez służby perlustracyjne, z listu Prymasa
Stefana Wyszyńskiego do arcybiskupa Kolonii Josepha Hoffnera)
Warszawa, 24 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Umarł trzy dni temu Paweł Jasienica, czyli Lech Beynar – parę dni bez reszty zaprzątała mnie Jego śmierć i pogrzeb. […]
Zaszczuli tego szlachetnego i niezwykłego człowieka. Powiedział o tym na cmentarzu z nieprawdopodobną wręcz odwagą Jerzy Andrzejewski: jego przemówienie o niewoli słowa, o fałszach i wymuszonym milczeniu pisarzy było znakomite. Pięknie, choć nie tak odważnie mówił Stomma, mocne, choć nieco zbyt krasomówcze, przemówienie wygłosił mecenas Siła-Nowicki. Od towarzyszy broni przemówił pułkownik Rzepecki, dawny szef BIP-u (Biuro Informacji Politycznej AK), oraz inny pułkownik, z 1939 roku, pod którym Lech walczył. Od literatów mówiła Auderska (prezes oddziału warszawskiego) i niepotrzebnie moim zdaniem przez Władka B. [Bartoszewskiego] zgwałcony Parandowski od Pen-Clubu. Celebrował biskup Miziołek i ksiądz Falkowski, który w białostockiej wsi Jasienica ukrył niegdyś rannego Lecha, ratując mu życie – stąd potem pseudonim „Jasienica”. Na zakończenie odśpiewano „Jeszcze Polska” – to było wzruszające, wszyscy mieli łzy w oczach. […]
Cenzura wiele pokonfiskowała w klepsydrach Jasienicy, m.in. cały nekrolog od towarzyszy broni, wzmianki wszelkie o służbie żołnierskiej oraz… że Lech był wiceprezesem Pen-Clubu. […] Nie ma się co łudzić, komuchy szerokiego gestu nie mają, łaska wielka, że w ogóle pozwolili wydrukować te nekrologi.
Warszawa, 19–23 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Jednym z najbardziej niepokojących przejawów w życiu Polaków jest straszliwy upadek umiejętności myślenia politycznego – ba, rozumienia tego, co się dzieje. Jest to, rzecz jasna, skutek nienormalności naszego życia politycznego, trwającej niemal bez przerwy przynajmniej od 1939 roku. Od tego czasu dostęp do faktów jest dla przeciętnego Polaka wybitnie utrudniony. Ze wszystkich stron podają mu gotowe selekcje [...], a ze względu na potężne naciski ekonomiczne, polityczne i moralne, jakim bez przerwy podlega, sam skłonny jest kierować się we własnym wyborze i interpretacji raczej swoimi potrzebami, cierpieniami, życzeniami i obawami niż chęcią zrozumienia tego, co się dzieje. [...] Myślenie magiczne zastępuje próby analizy. [...]
Intelektualiści powinni korzystać z możliwości „naprawy Rzeczpospolitej”, jak pisze Kisiel, po prostu starając się rozepchać granice cenzuralności i robiąc swoją konkretną robotę na konkretnych odcinkach – bez wielkiego szumu. Szum dodałby im aureoli, którą notabene lubią, ale władze skłoniłby do reakcji negatywnej (jeżeli nie od razu, to za parę miesięcy). Manifesty rozległyby się po świecie – ale co z tego, świat się lubi pogapić, a w krytycznej sytuacji i tak guzik pomoże.
Davis (Kalifornia), 2 kwietnia
PPN. 1976 – 1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Tajne [...]
W dniu 3 sierpnia 1971 I zastępca komendanta powiatowego MO do spraw Służby Bezpieczeństwa w Kołobrzegu przekazał dokument Biura „W”, z którego wynika, że ratownik Ośrodka Wypoczynkowego Przywodnego na morskiej plaży strzeżonej w Kołobrzegu G. Walter [...] utrzymuje kontakt korespondencyjny z uciekinierem P. Jerzym [...] obecnie przebywającym we Włoszech. [...] Wymieniony w 1970 roku pracował w Kołobrzegu jako ratownik razem z ob. G. Walterem.
Z treści dokumentu Biura „W” wynika, że G. Walter pochwala wyczyn uciekiniera P., z tej racji składa mu gratulacje i sam życzy sobie takiej radości. Wypowiada się, że wszyscy serdecznie go wspominają jako dobrego kolegę. Dalej mówi, że gdyby jemu szczęście dopisało, chętnie poszedłby w jego ślady, jak również prosi go o bliższe szczegóły wyjazdu z Polski.
Biorąc pod uwagę powyższe, G. Walter jest zainteresowany możliwością i sposobem ucieczki z kraju. W sprzyjających warunkach może on usiłować zrealizować swój plan. W związku z powyższym, poczynić odpowiednie przedsięwzięcia operacyjne celem niedopuszczenia ucieczki z kraju:
[...]
– ustalić skład osobowy, z którym pracuje na stanowisku ratowniczym i zorganizować źródło informacji mające bezpośrednie dotarcie do niego;
– [...] uzgodnić, aby G. Waltera nie kierować do pracy na stanowisku przywodnym molo, gdzie są większe możliwości kontaktowania się z innymi osobami oraz trudniejsze warunki zabezpieczenia sprzętu ratowniczego; [...]
– nie dopuścić do pozostawiania sprzętu ratowniczego przy nowym molo, winien on być umiejscowiony w rejonie „Morskie Oko” dla jego kontroli i zabezpieczenia; wśród dozorców nocnych zorganizować źródła k[ontaktu] o[peracyjnego] i szczególną uwagę zwrócić na ratownicze łodzie motorowe.
Kołobrzeg, 11 sierpnia
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Dwadzieścia lat temu, w dniu polskiego święta narodowego, w 161 rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja rozległ się po raz pierwszy w eterze sygnał naszej stacji, a po nim pierwsza inauguracyjna audycja, pierwsze słowa do Kraju.
[…]
Historia tych dwudziestu lat jest tak burzliwa, bogata i dramatyczna, że nie da się jej bilansu zamknąć w kilkunastu minutach. Wystarczy powiedzieć, że po 27 latach komunistycznych rządów Kościół w Polsce zachowując niewzruszoną jedność prowadzi dalej swą misję głoszenia i nauczania Ewangelii, chłop jest wciąż gospodarzem na swoim zagonie, robotnicy są siłą, z którą totalne rządy muszą się liczyć, pisarze nie zrezygnowali z walki o wolność słowa i swobodę twórczości, a co najważniejsze komunizm w swej obecnej zwyrodniałej formie poniósł całkowitą klęskę w walce o umysły młodego pokolenia. W konfrontacji z przeciwnikiem ideologicznym zabrakło idei i argumentów – pozostała tylko cenzura, stacje zagłuszające i pałka milicjanta.
Sobie samemu tylko naród polski zawdzięcza, że po dzień dzisiejszy pozostał w swym duchu wolny i niezależny. Zawdzięcza to odwadze, poświeceniu i heroizmowi milionów ludzi. Nie tylko w momentach przełomowych jak wydarzenia roku 1956 czy 1968 i 1970, ale w codziennym, szarym, monotonnym życiu. […]
W 20 rocznicę naszej Polskiej Rozgłośni nie życzymy sobie niczego bardziej niż nadejścia chwili, kiedy przestaniemy być Polsce potrzebni i będziemy mogli nadać naszą ostatnią, pożegnalną audycję. Chwila ta przyjdzie wtedy, gdy w Kraju powróci wolność słowa.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W dniu 13 czerwca 1973 r. kabaret pn. „Piwnica pod Baranami” w Krakowie w klubach środowiskowych Międzynarodowej Prasy i Książki i „Relax” w Radomiu wystąpił z programem zatytułowanym „Oskarżony, czyli wesołe przygody Wilusia i Kani”. W spektaklu tym wzięli udział: Wiesław Dymny (autor tekstów), Roman Marzec, Jerzy Kopaszewski, Adam Romanowski.
[…] Z relacji niektórych odbiorców tego programu, a zwłaszcza pełnomocnika Delegatury wojewódzkiego Urzędu Kontroli, Prasy, Publikacji i Widowisk w Kielcach wynika, że teksty wspomnianego spektaklu miały politycznie szkodliwą wymowę oraz zawierały aluzję w odniesieniu do ZSRR i polityki wewnętrznej PRL, np.:
– odnośnie granicy wschodniej: „Na rzece granicznej wybudowano dwa pokręcone mosty, gdyż każda strona chciała mieć własny, w wyniku czego ryby powypadały na zakrętach i takie to są skutki budowania na wodzie granicy”;
– Jak się kosi zboże? Z Zachodu na Wschód;
– Dlaczego nie ma mięsa w sklepach, a jest mięso armatnie;
– Dlaczego wszyscy mówią, że jest coraz lepiej, a my chcielibyśmy, aby było gorzej;
– Szukamy „20 miliardów” – w naszych kieszeniach.
Przeprowadzone wstępne ustalenia wskazują, że teksty spektaklu „Oskarżony” nie były zatwierdzone przez organa kontroli i rozpowszechnianie ich na imprezie ogólnie dostępnej jest bezprawne i niedopuszczalne.
Kielce, 29 czerwca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Tajne [...]
Przeprowadzono rozmowę z obyw[atelką] M. Joanną. Celem rozmowy było wyjaśnienie treści otrzymanego dokumentu „W” dot[yczącego] jej osoby i zamiarów ucieczki do NRF przy składaniu dokumentów na czasowy pobyt w odwiedziny. [...]
Ob. M. Joanna w rozmowie oświadczyła, że ze względu na niedobre stosunki współżycia z jej mężem Pawłem (czasowo odszedł od niej, ma kochankę, [...] pracownicę Huty „Baildon”) planuje prosić rodziców o przysłanie jej zaproszenia, by pojechać na odwiedziny do NRF. Przy wywodach tych wymieniona stwierdzała, że jak pojedzie, to do kraju powróci. W przedstawieniu jej pytań i sytuacji, że sama pozostaje w Polsce, a wszystkich z rodziny uciekinierów ma w NRF, zamilkła i nic nie umiała powiedzieć. [...]
W przeprowadzonej rozmowie z ob. M. Joanną ustalono i potwierdzono, co zresztą dokumentuje treść posiadanego dokumentu „W”, że wymieniona jest potencjalną osobą przy wyjeździe czasowym na uciekiniera z naszego kraju.
Wnioskuję w tej sytuacji wnieść do tut[ejszego] punktu paszportowego zastrzeżenie wyjazdu wymienionej poza granice kraju.
Katowice, 10 kwietnia
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
W dniu 13.01.1975 r. bez wiedzy „ESTRADY” w Białymstoku dodatkowo poza planem wyjazdów i występów zespół w składzie: M. Święcicki, E. Hajder, P. Kuźniak, A. Dąbrowski i M. Alber zaaranżował imprezę w klubie studenckim „Herkulesy” w Białymstoku.
W czasie tej imprezy M. Święcicki, pomimo uprzedniej rozmowy z Dyrektorem DGULPPiW, będąc pod wpływem alkoholu improwizował poza programem swoje wystąpienie. Na wstępie poinformował publiczność o kłopotach z „cenzurą”, która zabroniła mu wykonywania jednego z utworów, którego treść dotyczy ZSRR. Niektóre fragmenty występu M. Święcickiego przytaczam dosłownie:
„miałem dwóch dziadków, mieszkaliśmy na Wschodzie, jeden dziadek był skrzypkiem, a drugi carem Mikołajem-Kacapem”;
„… chciałbym teraz Wam zaśpiewać coś, ale nie wiem co tu śpiewać, czy cenzura pozwoli? „Polesia czar” – nie można, a to dlatego, że w tej piosence wyrażona jest tęsknota za naszymi ziemiami, które tam pozostały (wskazanie ręką na wschód)”. […]
„… mówiąc na temat ZSRR, stwierdził, że jest to ciekawy kraj, są tam robotnicy, gwiazdy, a na niebie 16… 16… 16 i „Sojuz”. Ale to nie te gwiazdy, które dawniej były, dziś czerwone gwiazdy zagarniają cały świat. One wszędzie są przed nami”.
Białystok, 13 stycznia
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Nasz spektakl jest skrótowym ucieleśnieniem procesu ewolucji jego twórców. Pierwszym krzykiem rodzącej się świadomości jest odczucie siebie jako jednostki pozostającej w konflikcie z normą zbiorową, z rzeczywistością, której ciśnieniu podlega, i płynąca z tego odkrycia niezgoda na świat upozorowany, wrogi. Ale to tylko bunt podyktowany raczej emocjonalnym odruchem sprzeciwu wobec zła niż racjonalnym rozpoznaniem świata i praw rządzących społecznymi mechanizmami. Bunt nieświadomy do końca swych celów poza żarliwym łaknieniem wolności (pojmowanej zresztą jako absolut), mimo iż podjęty w imię odwetu, więcej ma wspólnego z metafizyką niż ze społecznym, zorganizowanym ruchem w określonym „tu i teraz”.
Poznań, ok. 28 lutego
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Uczestnicy warsztatu nie będą zdobywać „techniki aktorskiej”, uczyć się „środków wyrazu”, „języka teatralnego”, „metod ekspresji”. Poznają – i to w sposób wyrywkowy i skrócony – metodę pracy stosowaną w Teatrze Ósmego Dnia; jeden z wielu możliwych sposobów pracy w zespole teatralnym nad samym sobą, nad kontaktem między ludźmi – w dalekiej perspektywie także nad przedstawieniem.
Sens warsztatu sprowadzi się do poznania samego siebie: własnego organizmu, spontanicznych, nie skrępowanych „życiowymi” konwencjami reakcji, i do poznawania i przełamywania barier, które uniemożliwiają pełną organiczną ekspresję wobec grupy innych ludzi.
Pustelnia, 1 lipca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
Wyłączyć z obiegu przesyłki pocztowe, w których kolportowane są wrogie treści w postaci ulotek, anonimów, paszkwili i inne dywersyjne materiały propagandowe lub publikacje kierowane do osób indywidualnych, instytucji lub zakładów pracy:
a) za zgodą kierownictwa konfiskować przesyłki, których treść nosi znamiona formowania różnego rodzaju antysocjalistycznych programów politycznych, nielegalnych związków, klubów czy organizacji oraz w których kolportuje się określone niepokoje społeczne, szkodliwe plotki;
b) ujawniać i zapobiegać w wykorzystywaniu kanałów łączności pocztowej do wrogiej działalności przez hierarchię i kler katolicki, zakonny, duszpasterstwo akademickie i inne niekatolickie związki wyznaniowe, a szczególnie zwracać uwagę na zamierzenia i formułowanie programów i planów działania oraz kierunków inspirowania i wywoływania konfliktów i napięć;
c) zwracać uwagę na dokumenty, w których jest mowa o zaopatrzeniu rynku w artykuły pierwszej potrzeby, o nastrojach, napięciach, niezadowoleniach, pogłoskach w środowiskach, grupach społecznych – społeczeństwie;
d) prowadzić badania niektórych osób, grup i interesujących nas środowisk od strony ich wypowiedzi, opinii i komentarzy związanych z okresem poprzedzającym, jak i VII Zjazdem Partii.
Katowice, 10 października
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
W okresie poprzedzającym VII Zjazd PZPR i w czasie trwania Zjazdu, wszelkie zdjęcia I Sekretarza PZPR Towarzysza Edwarda Gierka, proponowane na okładki czasopism (tygodników, dwutygodników, miesięczników itd.) należy ― przed zwolnieniem ― konsultować z kierownictwem GUKPPiW.
Warszawa, 19 listopada
Czarna Księga Cenzury PRL, NOWa, Warszawa 1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Pełniąc dyżur w portierni DS nr 9 o godzinie 2 zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, zobaczyłam trzech obcych mężczyzn i jedną dziewczynę. Nie chciałam ich o tej porze wpuścić do akademika. Jeden z nich rzekomo, który miał ich przyprowadzić, usiłował tłumaczyć, że oni są z Poznania z Teatru Ósmego Dnia i że mają u nas zarezerwowany pokój. Żądając ode mnie klucza od pokoju gościnnego, zażądałam od nich dokumentów. Powiedzieli, że nie mają się komu legitymować. Ta pani wyzwała mnie w wulgarny sposób, zaczęła mówić, żeby wytłuc mnie po ryju, miała w ręku zwinięty z brystolu rulon i tym rulonem zaczęła mnie trącać w twarz. Jeden z nich był porządnie pijany, też mi ubliżał, kiedy telefonicznie wzywałam kierownika DS nr 9 i przewodniczącego, jeden z nich mi uciekł i ten drugi z tą dziewczyną też chcieli uciec. Zamknęłam drzwi, kazałam zaczekać, aż przyjdzie kierownik. Ten, co ubliżał mi, zaczął kopać w drzwi, tłuc z całej siły, wyrażając się w wulgarny sposób. Kierownik przyszedł i przewodniczący i był z Parlamentu Wtorek Jerzy, częściowo to widzieli. Kierownikowi też nie wylegitymowali się. Poszli do DS nr 10. [...]
Jednym słowem utalentowani ludzie odegrali teatr, którego przez 22 lata mojej pracy w portierni takiego czegoś nie widziałam, kosztem mego zdrowia.
Uprzejmie proszę nasze Władze Uczelni, żeby takich ludzi nauczyć szacunku i ludzkiego zachowania się.
Gdańsk, 22 lutego
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Niniejszym zgłaszam, że w dniu 20 lutego 1976 r. na podstawie pisma Kierownika Osiedla Studenckiego w DS-10 w pokoju gościnnym nr 6 zostały zakwaterowane trzy osoby (kobiety), aktorki Teatru Ósmego Dnia. W dniu 21 lutego jeden z członków ww. teatru wtargnął siłą do akademika i będąc pijanym wszczął awanturę ze studentami i portierką DS-10. Naubliżał Przewodniczącemu Rady Mieszkańców, kol. Bogdanowi Światowi, wulgarnie odnosił się do Przewodniczącego Sądu Osiedlowego ob. Wojtkowskiego Witolda oraz do ob. Libik Reginy, portierki DS-10. Będąc nie zameldowanym jako gość w DS-10, spał bez zezwolenia w pokoju nr 6.
Gdańsk, 23 lutego
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Cofa się Zarządowi Wojewódzkiemu Socjalistycznego Związku Studentów Polskich – Teatrowi Ósmego Dnia uprawnienia do dalszego zajmowania pomieszczeń piwnicznych o pow. 300 m2 w budynku przy ul. Śniadeckich 12, przyznanych decyzją b. Naczelnika Dzielnicy Poznań-Grunwald z dn. 4 kwietnia 1974 r.
Wzywa się ZW SZSP – Teatr Ósmego Dnia do zdania kluczy i przekazania ich administracji obiektu w terminie 14 dni od daty doręczenia decyzji. W przypadku niepodporządkowania się wezwaniu, wszczęte będzie postępowanie przymusowe w formie grzywny w celu przymuszenia.
Z tytułu wydanej decyzji, ZW SZSP nie przysługuje prawo do lokalu zamiennego.
Poznań, 10 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Mimo iż nie rozpoczęły się jeszcze prace przy adaptacji, pomieszczenia są przez Teatr Ósmego Dnia wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem, choć w wąskim z konieczności zakresie i bez udziału widzów, gdyż na to nie pozwalają przepisy. Niemniej w piwnicach odbywają się już próby, a w dniach 2–8 lutego br. odbywała się też część akcji prowadzonego przez Teatr warsztatu teatralnego.
Ponieważ fakty przeczą uzasadnieniu decyzji pozbawiającej nas prawa do korzystania z lokalu przy ul. Śniadeckich 12; ponieważ w realizację planu adaptacji piwnicy na klub teatralny został włożony poważny i bezinteresowny wysiłek, społeczna praca kilkudziesięciu działaczy; ponieważ Przedsiębiorstwo Projektowo-Badawcze Budownictwa Ogólnego „Miastoprojekt” wykonało już część prac projektowych; ponieważ Teatrowi Ósmego Dnia niezbędny jest lokal; ponieważ decyzja Wydziału Spraw Lokalowych przeczy wcześniejszym ustaleniom z Prezydentem Miasta – Zarząd Wojewódzki SZSP nie może przyjąć omawianej decyzji i wnosi odwołanie.
Poznań, 23 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Wielce Szanowny Panie Ministrze,
Sporo moich listów przychodzących do mnie z zagranicy nadchodzi albo w folii, albo z napisem: „przesyłka nadeszła z zagranicy w stanie uszkodzonym”.
Jestem oczywiście bardzo wdzięczny za taką troskę o moją korespondencję, ale uważam ją jednak za zbyteczną. O wszystkich moich kontaktach z zagranicą i o wszystkich sprawach przeze mnie za granicą załatwianych czy prowadzonych systematycznie informuję właściwe władze w kraju i bez zezwolenia właściwych władz nie prowadzę żadnej działalności.
Sądzę, że po trzydziestu kilku latach mojej służby publicznej władze mogły wyrobić sobie pogląd na charakter mojej działalności. Oczywiście rozumiem, że ktoś musi otrzymywać pensję za troskę o korespondencję zagraniczną obywateli PRL
– ale można by dokonać pewnej oszczędności, wyłączając moją korespondencję z zakresu tej troski.
Warszawa, 26 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Aż do odwołania nie należy dopuszczać żadnych informacji (artykułów, wzmianek) dotyczących ceny i warunków sprzedaży nowych polskich telewizorów kolorowych. Zakaz publikowania dotyczy również ewentualnych przedruków z „Monitora Polskiego” nr 3/77 i „Kuriera Polskiego” z dnia 16 lutego br. (gdzie opublikowano cenę i warunki przedpłat dla przyszłych nabywców polskiego, kolorowego telewizora).
Warszawa, 19 lutego
Czarna Księga Cenzury PRL, NOWa, Warszawa 1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ekscelencjo, Najczcigodniejszy Księże Biskupie,
Bardzo dziękuję za przesłany mi wraz z listem odpis pisma do p. E[dwarda] Gierka podpisanego przez wszystkich Księży Biskupów i Dziekanów Diecezji Katowickiej, a postulującego zaniechanie niedzielnej pracy górników i związaną z tym nadmierną eksploatację człowieka pracy. List ten odczytałem wspólnie w Księżmi Biskupami Archidiecezji Krakowskiej. Wszyscy uznają głęboką słuszność zajętego w nim stanowiska. Te same sprawy były przedmiotem wymiany myśli na zebraniu rejonowym dekanatów północno-zachodnich naszej Archidiecezji (rejon przemysłowo-górniczy).
Duszpasterze stwierdzili to samo, co znalazło wyraz w piśmie do p. Gierka, przesłanym mi w odpisie przez Waszą Ekscelencję. W tej chwili wyjeżdżam do Rzymu. Jednakże sprawa jest tej wagi, że musimy w dalszym ciągu zastanawiać się nad zajęciem stanowiska w szerszym wymiarze. Łączę wyrazy braterskiej czci. Kardynał Wojtyła
Kraków, 3 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Niniejszym stwierdzam, iż w dniu 16.03. 1977 r. przy przeszukiwaniu dokonanym u Lecha Raczaka zabrałam następujące przedmioty:
1. „Taniec śmierci i pomyślności” - St. Barańczak (1 kartka);
2. „Dezorientujący przewodnik po Berkeley” (2 kartki);
3. Grochowiak - „Epigramy poważne” (4 kartki);
4. Konwicki - „Nic albo nic” (1 kartka);
5. Tekst zaczynający się od słów: „Pluskwą jestem” (1 kartka);
6. Tekst zaczynający się od słów: „Zrozumieliśmy, że jesteśmy” (1 kartka);
Poznań, 16 marca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Niniejszym stwierdzam, iż w dniu 16.03.1977 r. przy przeszukaniu dokonanym u Romana Radomskiego zabrałem następujące przedmioty:
1. George Orwell - „Animal Farm”;
2. Umberto Silva – „Ideologia e arte del fascismo”;
3. Kartka z zapiskiem;
4. „Rozmówki polskie” nr 8.
Poznań, 16 marca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Teatrowi Ósmego Dnia przytrafił się kolejny nieszczęśliwy wypadek: rewizja [...]. Rewizja wykazała, że członkowie Teatru Ósmego Dnia czytają zbyt dużo książek w szarych okładkach, mają maszynopisy młodych (niedawno poetów), fragmenty zbędnych już scenariuszy, kartki z tekstami w obcych językach, notatniki, maszynę do pisania, trochę biżuterii i (zapomniałbym) jakieś komunikaty jakiegoś KOR i jeszcze trochę innych, najwyraźniej zbędnych rzeczy. Więc im to wszystko zabrano.
Poznań, 21 marca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Masz zupełna rację, że trzeba nieustannie samokontrolować władne myślenie. To zresztą od dawna było obowiązkiem w naszych polskich warunkach – od rozbiorów poczynając. Ta podwójna bariera trudności, niestety, nie sprzyjała wyrobieniu się indywidualności samodzielnych, sprzyjała z to lenistwu zbiorowemu, które zasłaniało się tysiącem szczytnych (też zbiorowych) pojęć.
Kraków, 1 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Dotarł do mnie wiarygodne wiadomości, iż w czasie szkolenia nauczycieli przekazuje się informacje, z których jednoznacznie wynika, że Teatr Ósmego Dnia jest grupą przestępców, którzy brali po 7000 zł miesięcznie za pracę, która nie została wykonana. Na informacje podobne w treści i również formułowane w trybie dokonanym powołują się w służbowych rozmowach moi przełożeni w SZSP.
Źródłem takich wiadomości – według mojego rozeznania – może być jedynie Prokuratura lub KMMO w Poznaniu (pokrywają się bowiem z zarzutem, który stanowił podstawę przeszukania mieszkań członków Teatru Ósmego Dnia, a ponawianym przez funkcjonariuszy MO prowadzących przesłuchania – łącznie z wymienianiem 7000 zł), zaś sposób przekazywania podejrzeń o przestępstwach jako nie podlegających weryfikacji faktów (nazywanie świadków – bo w takim charakterze ja i moi koledzy byliśmy przesłuchiwani – winnymi) pozostaje w rażącej sprzeczności zarówno z ustawodawstwem PRL, jak i ratyfikowanymi przez Polskę Paktami Praw Człowieka, dlatego też zmuszony jestem prosić o podjęcie kroków zmierzających do powstrzymania dalszych tego typu nadużyć.
Poznań, 13 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
W „Polityce” z 9 kwietnia br. (nr 15) w sprawozdaniu z Łódzkich Spotkań Teatralnych („Przerwa w grze”) p. Adam Krzemiński sugeruje jakoby Teatr Ósmego Dnia przestał istnieć. Ponieważ jednak Teatr działa, pracuje, przygotowuje właśnie nową premierę i był gotów do występów na ŁST, co uniemożliwia zespołowi jedynie podyktowana względami pozaartystycznymi decyzja Wydziału Kultury ZG SZSP, proszę o sprostowanie informacji.
13 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Lech Raczak do Elżbiety Matyni:
Dziś dostaliśmy negatywną opinię z cenzury, choć jeszcze przedwczoraj moje rozmowy w Urzędzie Kontroli wskazywały na zupełnie inne rozwiązanie. [...] Jest jednak jeszcze szansa na wywalczenie spektaklu. Potrzebuję jednak także od Ciebie małej przysługi. Rzecz sprowadza się do... pozytywnej opinii. Nie mamy – bo skąd – recenzji; reżyser zapewniający, iż spektakl jest dobry, nie jest osobą w pełni wiarygodną – stąd ta prośba, z którą zwracam się do wszystkich, którzy widzieli nasze przedstawienie. [...] Zdaje się z rozmów z Tobą, iż możesz ze spokojnym sumieniem napisać, że spektakl jest dobry.
Poznań, 24 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Doszły mnie ostatnio słuchy, że przedstawienie „Przecena dla wszystkich” spotyka się z trudnościami – mimo zaakceptowania przez cenzurę. Jeżeli chcecie znać moje zdanie w tej sprawie, uważam, że czynienie tych trudności wyrządza szkodę nie tylko Teatrowi, ale kulturze polskiej. „Przecena dla wszystkich” jest spektaklem wybitnym pod względem artystycznym i wstrzymywanie jego oficjalnych prezentacji wydaje mi się działaniem nieprzemyślanym i szkodliwym. Działanie to ponadto mija się z celem – fama spektaklu „zakazanego” rośnie i z pewnością w tej chwili liczba potencjalnych widzów, którzy chcą go zobaczyć, znacznie się zwiększyła.
ok. 24 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Zwracamy się z prośbą o poparcie starań Teatru Ósmego Dnia o uzyskanie zgody Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk na prezentację spektaklu „Przecena dla wszystkich”. Jesteśmy przekonani, że spektakl ten, będący efektem rocznej pracy Zespołu, jest wybitnym wydarzeniem artystycznym, wpisującym się nie tylko w dorobek kulturalny środowiska, lecz również stanowi autonomiczną wartość w kulturze narodowej.
126 podpisów
27 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Teatr Ósmego Dnia prosi o wydanie zgody na publiczne prezentacje przedstawienia pt. „Przecena dla wszystkich”, którego scenariusz wraz z pismem przewodnim Zarządu Wojewódzkiego SZSP w Poznaniu złożyliśmy w Waszym Urzędzie w pierwszych dniach mają br. i które zostało obejrzane przez przedstawicieli poznańskiej Delegatury GUKPPiW w dniu 18 mają i po uzgodnieniu poprawek zaakceptowane do wystawienia. Musimy tu podkreślić, że jedyną podstawą orzekania o spektaklu, który jest wydarzeniem międzyludzkim, a nie utworem literackim, może być tylko i wyłącznie udział w nim; wszelkie orzekanie na podstawie informacji z drugiej ręki jest więc nieprawomocne. Stąd też dziwi nas i niepokoi podjęta przez Was zmiana decyzji kompetentnego pracownika Delegatury GUKPPiW.
Jednocześnie dla wyjaśnienia ewentualnych niejasności oświadczamy, że przedstawienie „Przecena dla wszystkich” nie narusza w niczym żadnego z celów zapobiegawczej działalności. GUKPPiW wymienionych w dotychczasowych dekretach regulujących działalność tego urzędu, tj. nie godzi w ustrój PRL, nie ujawnia tajemnic państwowych, nie działa na szkodę PRL, nie narusza prawa i dobrych obyczajów, nie wprowadza w błąd potencjalnej widowni przez podawanie fałszywych informacji, nie służy propagandzie wojennej. Celem spektaklu jest natomiast upowszechnienie pryncypiów ideowych socjalizmu i demokracji, obrona podstawowych wartości etycznych europejskiej kultury.
Poznań, 29 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Bardzo dziękuję za list, za poparcie sprawy naszego spektaklu… Stało się, jak liczyliśmy: nie trzeba było nikomu demonstrować listów, wystarczyła wiadomość, że w Poznaniu ponad sto osób podpisało poparcie dla nas, że z kraju nadeszło kilka listów pod naszym oficjalnym adresem i nadchodziły co dzień następne, aby anonimowe władze się ugięły.
Poznań, 9 czerwca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W toku opracowania materiału w obrocie krajowym w dalszym ciągu notujemy indywidualne opinie o sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju, a także wypowiedzi, które najczęściej dotyczą zaopatrzenia ludności w artykuły spożywcze. [...]
– Ob. Joanna R., zam. Sosnowiec [...], informuje matkę Jadwigę R., zam. Legnica [...], że „zaopatrzenie fatalne, w sklepach pustki, nawet pieczywa zaczyna brakować, warzywa drogie i mało, tylko na targu o 7.00 rano jest trochę większy wybór. Może Janek załatwiłby z konwojentem, który rozwozi mięso, żeby nam przynosił trochę wędlin. Będzie wtedy mniej powodów do nerwów”.
– Ob. Leokadia G., zam. Katowice [...], informuje ob. Wiktorię Z., zam. Rawicz [...], że „nie uwierzycie w to, ale od szeregu tygodni Śląsk jest prawie bez mięsa, co się robi, wydzieranie, kłótnie, krzyki w sklepach, nawet zwyczajnej są minimalne ilości, do historii przeszły dni, kiedy wisiała cały dzień”.
– Anonimowy autor z Katowic informuje ob. L., zam. w Gdańsku [...], że „zaopatrzenie w Katowicach było ostatnio rozpaczliwe, gorzej nie było w czasie okupacji, człowiek bardzo zniechęcony, cały dzień chodzenie, żeby coś do garnka kupić. Od rana dnia 28 września poprawiło się wydatnie, bo podobno trzy kopalnie stanęły. Dobrze, niech ludzie ocenią wyższość gospodarki socjalistycznej nad kapitalistyczną. Huta Katowice zupełnie nas wykończy”. Dokument wyłączono z obiegu i przekazano do Wydz[iału] III „A”.
Katowice, 30 września
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
To przedstawienie [„Przecena dla wszystkich”] ogromnie jednak człowieka z jego „dobrze wyżłobionego stanowiska ducha i materii” wyważa. Budzi niepokój, gorycz, czułość i ogromną potrzebę „ustalania tego wszystkiego”! Rozmawiania jeszcze „o tym dookoła”, a może przede wszystkim „o tym – w nas”? O tym wszystkim i to w bardzo szerokiej – społecznej (ale i intymnej), ideologicznej i filozoficznej skali. W końcu też o teatrze.
Wasza postawa i określenie jej przez tę właśnie formułę budzi jakże pożądaną zazdrość! – Bo człowiek myśli: „Ktoś to zrobił za mnie! To Oni, właśnie to i tak, wydarli to z siebie! Tylko że to nie ja, a Oni to zrobili!”. I to jest ta zazdrość, która cieszy i konstruuje. Taką zazdrość chciałbym odnajdywać w sobie.
To przedstawienie budzi gorycz. Bo człowiek myśli: „Więc nie sam? Nie tylko Ci, których dotąd znałem. I oni, i tamci więc są takimi, do których może jestem trochę podobny? Może czasami? Może jeszcze? Może takim kiedyś byłem? Może jeszcze chciałbym być? – Pozostać?”.
Chciałoby się więc rozmawiać. Na przykład – jak ja to rozumiem? […]
Nie potrafię bliżej tego w tej chwili określić, ale tak to może sobie tłumaczę: „To trochę zabolało, ale nic, nic, tak lepiej, czyściej”.
Kraków, 13 października
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Obywatel PRL ma dziś ograniczone możliwości kształtowania losu własnego i losu kraju. Możliwości te są jeszcze bardziej zacieśniane przez niewiedzę o tym, co się dzieje dokoła i jak żyją ludzie w innych systemach politycznych. [...] Ilu z nas wiedziało w ostatnich dniach czerwca 1976 o ścieżkach zdrowia, którymi przepędzano robotników? Kto zna prawdę o masakrze bezbronnych na Wybrzeżu w grudniu 1970 – masakrze, za którą nikt nie został ukarany? Setki tysięcy Polaków dało się w sierpniu 1968 nabrać na cyniczne brednie o rzekomej groźbie interwencji niemieckiej w Czechosłowacji. [...] Polak, pozbawiony rzetelnych informacji nie tylko o wydarzeniach za granicą, ale przede wszystkim o tym, co się naprawdę dzieje w kraju, co myślą, czują i robią jego rodacy – coraz mniej rozumie otaczający go świat, a nawet własne społeczeństwo. O to właśnie idzie władzy totalitarnej: aby uczynić naród bezrozumnym stadem dającym się manipulować i biernie wykonującym polecenia. Tak nas otumanić, abyśmy stracili świadomość, że możemy i mamy prawo żyć inaczej.
Przeciwdziałanie temu ogłupianiu jest jednak możliwe i znacznie łatwiejsze, niż się na ogół uważa. Każdy z nas jest w stanie różnymi sposobami docierać do wiadomości o tym, co się dziś dzieje w Polsce i na świecie.
Warszawa, listopad
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
- Stanisław Barańczak jest wybitnym artystą, autorem wielu utworów poetyckich, był współtwórcą spektakli Teatru Ósmego Dnia, którego jestem członkiem;
- jest znanym krytykiem i cenionym naukowcem, cieszącym się uznaniem studentów;
- znam go jako prawego i uczciwego człowieka;
- uważam, że podpisywanie prośby o przywrócenie praw nauczycielskich dr. St. Barańczakowi jest zgodne z interesem społecznym, z prawodawstwem PRL; nie koliduje z moimi obowiązkami studenta i działacza SZSP, a przede wszystkim odpowiada podstawowym wymogom etycznym.
Poznań, 16 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Wróciłam właśnie z rozmowy z naszymi SKS-owcami. Skomplikowana to sprawa formalnych z nimi współzależności. Chociaż może chodzi o prostą, nie uświadomioną przez nich potrzebę autorytetu – powodowaną niedostatkami świadomości, wewnętrznej siły i jasności swoich dążeń. Że łatwiej im przychodzi rozrzucanie ulotek, niż rozmowa o sensie czynienia tego – jakież to kalectwo żałosne, niepełność taka, tych i tak jednych „z dziesięciu tysięcy” na miliony. Nie umiem nie ubolewać nad nimi i nie umiem nie czuć się za to winna, bo nie umiem nie pamiętać o swoich chorobach, fobiach, słabości. O tym, że żyję nadal, gdyż mam w teatrze możliwość istnienia pełnego czy raczej możliwość poszukiwania form i dróg do tej pełności, możliwość odkrywania człowieka i jego sensów w innym wymiarze niż ten skarlały do szczurzej egzystencji świat mój pierwszy.
Poznań, 26 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Dziś zobaczyłem na pokazie film Wajdy „Człowiek z marmuru”. Film śmiały, prawda, na bezrybiu… – ale jednocześnie jakiś dziecinny, naiwnawy, pokazani są ludzie niczego nie rozumiejący, a to przecież nieprawda, było inaczej – oczywiście to się pokazać nie da. Ale i taki cud, że film puścili. Strzępek przemilczanej historii.
Warszawa, 12 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Cenzura państwa była zawsze i nadal jest bronią systemów totalitarnych. Przy pomocy cenzury chce się nie tylko kierować życiem duchowym społeczeństwa, opinią publiczną, ale nawet paraliżuje się życie kulturalne i religijne całego Narodu. Życie społeczne „wymaga jawności i wolności opinii publicznej. „Cenzura nakłada okulary na oczy ludzi — mówił Prymas Polski w swoim kazaniu wygłoszonym 6 stycznia w katedrze warszawskiej. Dezinformuje ich, a co gorsza — zwalnia od odpowiedzialności za sytuację w życiu społecznym, gospodarczym czy moralnym. Ograniczenie — a nawet zniesienie ingerencji cenzury — jest nakazem chwili. Wysuwany jest on dzisiaj przez wszystkich ludzi myślących kategoriami dobra Narodu niezależnie od orientacji światopoglądowej czy społeczno-politycznej”.
Warszawa, 17 września
Kościół w PRL: Kościół katolicki a państwo w świetle dokumentów 1945-1989, red. P. Raina, Poznań 1994.
Od około tygodnia nieznani sprawcy rozrzucają w budynkach uczelni i domów studenckich na terenie Poznania, a także rozsyłają pocztą do szeregu osób (m.in. do dyrektorów instytutów i kierowników zakładów na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza) wykonane techniką światłokopii ulotki, przypisane memu rzekomemu autorstwu oraz podpisane moim imieniem i nazwiskiem. […]
Na treść ulotki składają się przede wszystkim insynuacje i zarzuty pod adresem wybitnego poznańskiego polonisty i poety, dra Stanisława Barańczaka, a także znanego w środowiskach akademickich absolwenta polonistyki Jerzego Nowackiego oraz niektórych członków zespołu Teatru Ósmego Dnia. […]
W tej sytuacji oświadczam raz jeszcze, że tekst wspomnianej ulotki nie ma nic wspólnego z moim rzeczywistym stosunkiem do wymienionych w niej osób, że ulotka ta została sfabrykowana bez jakiegokolwiek mego udziału i całkowicie poza moją wiedzą, a podpis mój pod nią jest sfałszowany.
Poznań, 12 lutego
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Teatr Ósmego Dnia prosi o pomoc w dalszej realizacji swoich przedstawień w środowiskach studenckich. W ostatnich dniach odwołano przygotowane wcześniej nasze występy w Łodzi oraz w klubie „Karuzela” w Warszawie. W obu przypadkach przedstawienia odwoływano na kilka dni przed terminem i – o ile nam wiadomo – wbrew woli organizatorów.
Poznań, 6 marca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Teatr Ósmego Dnia informuje, że w dalszym ciągu nie są zrealizowane ustalenia dotyczące profesjonalizacji naszego zespołu. Trwające już od ponad trzech miesięcy oczekiwanie na zatrudnienie postawiło cały zespół w krańcowo trudnej sytuacji materialnej. Dotyczy to zwłaszcza kol. kol. Tadeusza Janiszewskiego, Marcina Kęszyckiego, Małgorzaty Przystanowicz, Adama Pohla, Tomasza Stachowskiego i Małgorzaty Walas, którzy od początku roku pozbawieni są stałych źródeł dochodu. Dziś wymienieni wyżej koleżanki i koledzy, posiadając poważne długi, nie mają podstawowych możliwości utrzymania: środków na opłacenie mieszkań, zakupu najniezbędniejszej odzieży, a ostatnio nawet pieniędzy na jedzenie. Zwracamy przy tym uwagę, ze fakt podjęcia w tej chwili jakiejś stałej pracy niczego nie rozwiązuje, gdyż wypłat można się spodziewać dopiero z końcem miesiąca. Dlatego zwracamy się z prośbą o pilne przyznanie finansowej zapomogi, choćby w formie pożyczki. […]
Naszą prośbę adresujemy do Was, jako inicjatorów profesjonalizacji Teatru Ósmego Dnia, którzy nie szczędzili zapewnień, iż realizacja tego planu jest kwestią dni, pierwszych dni bieżącego roku.
Poznań, 9 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Chcielibyśmy Wam bardzo podziękować za dotychczasowe interwencje w naszej sprawie. Tym bardziej, iż rozumiemy doskonale, jak wiele czasu zajmował Teatr Ósmego Dnia na Waszych posiedzeniach. […] Zaznaczamy zatem na wstępie, że list ten jest wyłącznie informacją, nie zaś prośbą o dalszą pomoc.
Sytuacja Teatru nie zmieniła się jak dotąd zupełnie; mnożą się jedynie skwapliwe obietnice i zobowiązania – z jednej strony oraz męczące ograniczenia i represje – z drugiej. Aktualnie stoimy w obliczu kolejnego procesu i jest rzeczą oczywistą, także dla środowiska prawniczego w Poznaniu, że jest to proces przygotowywany tendencyjnie i jego celem jest najwyraźniej uniemożliwienie członkom Teatru działalności twórczej.
Wobec tak nie skrywanego cynizmu – w trwającej już od trzech lat akcji represyjnej wobec nas – nie znajdujemy już w sobie wiary w kolejne obietnice i propozycje pozytywnych rozwiązań, do których należy także koncepcja profesjonalizacji. I jeśli do końca maja bieżącego roku nie przyobleką one realnej postaci, nie będziemy mogli nie traktować tego jak jawnej prowokacji, wobec której zdecydowani jesteśmy podjąć wszelkie konieczne środki samoobrony – aż do publicznego protestu włącznie.
Poznań, 25 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
1. Grono kierowników teatrów obecnych na III KMT postanowiło przyznać nagrodę w wysokości 30.000 zł, ufundowaną przez Ministerstwo Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki, Teatrowi Ósmego Dnia z Poznania za spektakl „Ach, jakże godnie żyliśmy”. Przedstawienie to zdecydowanie wyróżnia się na tle ogółu prezentacji walorami intelektualnymi i artystycznymi. […] Najważniejszy jest fakt, że nie jest to tylko rozpoznanie intelektualne, ale kreowanie artystycznej wizji rzeczywistości, która dzięki temu nabiera cech ostrości niedostrzegalnych na co dzień. Pierwszym wrażeniem po obejrzeniu spektaklu jest nieodparte przekonanie, że pozostanie on na trwałe w naszej kulturze, nie tylko jako wyraz świadomości pokolenia, ale też jako wybitny spektakl w historii teatru.
2. Dziennikarze akredytowani przy III KMT przyznają swoją nagrodę Teatrowi Ósmego Dnia z Poznania, uznając przedstawienie „Ach, jak godnie żyliśmy” za najlepszy spektakl festiwalu; podkreślając głębokie wartości etyczne tego przedstawienia, doskonały kształt artystyczny i nadanie uniwersalnego wymiaru problemom naszej współczesności.
Lublin, 13 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Co znaczy ten spektakl dla innych ludzi? Czy zachodzi coś (pytania, wypowiedzi, opinie), co świadczyłoby o zrozumieniu głębokiego przesłania – zapytania o sens życia głębokiego, zwróconego ku prawdziwszym perspektywom niż uczestnictwo w społeczności manipulowanej przez materializm i ograniczoność świata (metafizyki brak), przez chore emocje zneurotyzowanego i zredukowanego moralnie, duchowo tłumu? Czy ten tragiczny głos napotyka dobry rezonans? Czy chociażby realizm postaci przez Was kreowanych odczuty, odebrany głębiej niż ponura groteska, czarny humor, bolesna drwina? Czy przedzieracie się z głębszymi sensami spektaklu w świadomość odbiorców?
Lozanna, 19 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
To, w czym Wy wszyscy tak bardzo jesteście mi drodzy, i to, co robicie – a są to sprawy nieoddzielne – dojście do samych siebie, do własnych pytań o los człowieka, które nie są unikiem ani „opuszczeniem” rzeczywistości. Prześlijcie całą szkołę niewoli, nie kryliście się za niczym. Kontynuowaliście siebie, swoje myślenie – mimo wszystko. Mimo szykan, prześladowań i plugastwa. I co jest wspaniałe – wznieśliście się ponad to wszystko ze swoimi pytaniami, nie zniekształconymi przez niewolę, przez męczeńskie urazy. Lekko – jakby tamto zniewalające, okaleczające w ogóle nie istniało. Podobnej nadziei i radości rzadko zdarza się doświadczać. Pamiętam ją z lektury „Mistrza i Małgorzaty” – triumf linoskoczka nad bestią. Wiem, jak ciężko zdobyty. Tym piękniejszy.
Kraków, 3 września
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
W związku z tym, że Teatr Ósmego Dnia nie jest związany już ze środowiskiem studenckim, nie wyrażamy zgody na dalsze kontynuowanie Waszej działalności w lokalach mieszczących się w Domu Studenta im. Hanki Sawickiej. Decyzja powyższa obowiązuje z chwilą otrzymania niniejszego pisma.
Poznań, 7 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Proszę o cofnięcie decyzji zakazującej działalności Teatru Ósmego Dnia w Sali Ośrodka Teatralnego SZSP UAM „Maski”, który mieści się w Domu Studenta im. H. Sawickiej. Wprawdzie w bieżącym roku Teatr ósmego Dnia został państwową jednostką organizacyjną działającą pod nadzorem Estrady Poznańskiej i Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, to jednak nie znaczy, że przestał być związany ze środowiskiem studenckim. Część zespołu Teatru, obok aktorów z uprawnieniami zawodowymi, stanowią w dalszym ciągu studenci. Teatr współpracuje z SZSP, np. ostatnio uczestniczył w Dniach Kultury UAM.
Ponadto porozumienie między SZSP a Urzędem Wojewódzkim w Poznaniu przewiduje, że do czasu zakończenia adaptacji pomieszczeń dla Teatru (co nastąpi najprawdopodobniej w czerwcu 1980), Teatr Ósmego Dnia będzie mógł korzystać z sal, w których organizacja studencka prowadzi działalność programową.
Poznań, 26 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Byliśmy we Wrocławiu. Dobrze się tam grało, mnóstwo ludzi, ostatnio jakby coraz bardziej nas lubią. Ale dziwne, piękne to miasto, ten Wrocław, tam łatwo zwariować, zapić się, powiesić. Wiesz, powiesił się jeden taki chłopak, przyjaciel Guru.
Poznań, 20 marca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Popadłem w Petersburg. Olbrzymie, wspaniałe, smutne miasto. Wygubić szarańczę, puścić dorożki – i byłoby jak w XIX wieku. Przepiękne pałace, ogromne kamienie z rzędami ciemnych okien, bardzo szerokie ulice i szarzy ludzie, przemykający pod ścianami.
Przyglądam się i staram zrozumieć. Chodzę szlakami Dostojewskiego (na pl. Siennym – dziś „Drużby” – z cerkwi zrobiono stację metra), zbaczając od czasu do czasu do Marmieładowskich traktierni (w każdym sklepie „butyłoczka” na trzech).
Piję szampana i tłumaczę „Saszce” istotę egoizmu, a on mi opowiada o miłości (że niby „trzeba wierzyć w przyrodzoną dobroć człowieka”). A po ulicach kursują ciężarówki z ciemnymi budami i nie wiem, jaki rodzaj „mięsa” jest w nich zapakowany.
Przedziwne miasto, w którym można chyba tylko zapić się, zatłuc młotkiem staruszkę albo napisać historię o księciu Myszkinie.
Miasto bez Boga (baseny w kościołach) i bez duszy, w którym architektura przerasta ludzi, nie uśmiechających się wcale. I nawet vodka niewiele pomaga.
Leningrad, 3 kwietnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Na godzinę przed ostatnim z zaplanowanych spektakli, przed klubem pojawiła się grupa osób znanych z uczestnictwa w przedsięwzięciach, których wspólną cechą jest ich antysocjalistyczny charakter; grupie tej przewodził Adam Michnik (który widział tę sztukę poprzedniego dnia). […]
Wieczór w „Stodole” stracił wszelkie cechy imprezy kulturalnej. W tej sytuacji kierownictwo klubu zaapelowało do Teatru o właściwe zachowanie się, zaprzestanie działań powodujących bałagan i rodzących napięcie wśród zebranych. W odpowiedzi na to kierownik organizacyjny Teatru oświadczył, że działania te będą kontynuowane podczas spektaklu bądź zespół nie wystąpi. W obliczu tego szantażu […] kierownictwo klubu zdecydowało się odwołać spektakl. […]
Podsumowując przebieg piątkowego wieczoru w „Stodole”, musimy stwierdzić, że stworzona przez naszą organizację platforma szerokiej prezentacji artystycznej została nadużyta w celu nie majacym nic wspólnego z kulturą studencką, w celu tworzenia incydentów i sensacji politycznej nie do pogodzenia ze zwyczajami i interesem środowiska studenckiego.
Warszawa, ok. 16 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Z ubolewaniem zawiadamiamy o skandalicznym incydencie, jakim jest niedopuszczenie do odbycia przedstawienia pt. „Ach, jakże godnie żyliśmy” w dniu 16 maja br. o godz. 22.30 w klubie „Stodoła” w Warszawie, co stało się wbrew zawartym wcześniej kontraktom, mimo oficjalnej informacji, rozesłaniu zaproszeń i sprzedaniu części biletów, a nadto bez próby porozumienia się z kierownictwem Teatru Ósmego Dnia.
Incydent zaczął się dla zespołu teatru na ok. 10 minut przed zapowiedzianym terminem rozpoczęcia przedstawienia. Wtedy to na moją prośbę, aby wyłączyć dyskotekowe głośniki, których głośność wypróbowano przed chwilą w Sali, gdzie niebawem miało rozpocząć się przedstawienie i gdzie od ok. pół godziny zespół przygotowywał się do spektaklu, p. Wietecha, kierownik „Stodoły”, odpowiedział mi, że spektaklu nie będzie, gdyż to ja właśnie przed chwilą spektakl odwołałem. Nie zdążyłem jeszcze ochłonąć ze zdziwienia spowodowanego tak bezczelnie sformułowanym kłamstwem, gdy usłyszałem, że jest ono powtarzane części publiczności, która w liczbie ok. 50 osób została wcześniej wpuszczona do klubu. Tym razem informację tę powtarzał p. Zieliński, kierownik ds. programowych „Stodoły”. Wyjaśniłem oczekującym w klubie, iż informacja o odwołaniu przedstawienia przez Teatr jest nieprawdziwa, że zespół jest gotów w każdej chwili rozpocząć przedstawienie. […]
Obaj odpowiedzialni działacze (pp. Pawłowski [przewodniczący Komisji Kultury ZSt SZSP] i Wietecha) udali się do któregoś z pomieszczeń klubowych, rzekomo na naradę, przy czym już do końca opisywanych wydarzeń nikt z obsługi nie chciał lub nie potrafił wskazać mi miejsca ich pobytu. Rozumiejąc, że ich nieobecność może oznaczać jedynie brak zgody na realizację spektaklu i nie chcąc dopuszczać do powstania zamętu wśród oczekującej publiczności, poprosiłem widzów wpuszczonych wcześniej do klubu o opuszczenie go. Jednak wówczas obsługa porządkowa klubu nie odblokowała drzwi wejściowych.
Tymczasem […] przedstawiciele „Stodoły” innym wyjściem wyszli przed klub, aby poinformować oczekujących tam ludzi, w liczbie ok. 300 […], o odwołaniu przedstawienia. Podali przy tym szereg fałszywych i nawzajem wykluczających się powodów.
Poznań, 20 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
W istocie owego wieczoru wiało grozą. Niezależnie od posiłków z Rakowieckiej silna grupa chłopców wyćwiczonych na akcjach w domu Kuronia opanowała „Stodołę” i prowadziła konsekwentną prowokację w kierunku mordobicia. Cudem, dzięki zimnej krwi Leszka, udało się tego uniknąć. Konsekwencje i widoki na przyszłość raczej niewesołe. Amsterdam został odwołany (jeszcze nie na piśmie) z powodu wątłych walorów artystycznych naszych spektakli oraz ich niesłusznej wymowy społeczno-politycznej. Możemy się też spodziewać wzmożonej opieki artystyczno-administracyjnej Estrady lub wręcz rozwiązania umów. Chwilowo myślimy nad doborem środków zaradczych.
Poznań, 23 maja
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Pod koniec tego tygodnia materiału do dyskusji na Festival of Fools dostarczyła grupa, która na tym festiwalu jest nieobecna, a mianowicie Teatr Ósmego Dnia z Poznania (Polska). Zawdzięczaliśmy to kilku zwolennikom, którzy w prosty, ale skuteczny sposób wyrazili, dlaczego zespół musiał zrezygnować z przyjazdu: kilka stojących na małym czarnym podium dziewcząt w czerni z ustami zawiązanymi białymi chustkami rozrzucało ulotki, w których można było przeczytać, że Teatr Ósmego Dnia nie otrzymał pozwolenia na opuszczenie kraju. (…) Dziewczyny na podium dostały posiłki w postaci nagiego mężczyzny związanego sznurem. Ten środek – zdaje się – dał pożądany efekt.
Amsterdam, 9 czerwca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Kiedy usłyszałem, ze Teatr Ósmego Dnia ma przyjechać do Holandii, zdziwiony zadzwoniłem do moich przyjaciół z KOR-u, by zapytać, czy to prawda. Polacy odpowiedzieli rycząc ze śmiechu. Nie tylko nie ma mowy o paszportach i podróżach zagranicznych, ale istnienie samego teatru jest niepewne. Napaści bojówek policyjnych stały się nie do zniesienia.
W międzyczasie Festival of Fools prosił, by nie publikować tych faktów, ponieważ wciąż jeszcze prowadzone są rozmowy z władzami polskimi odnośnie przyjazdu Teatru. Polacy początkowo odmówili całkowicie. Potem powiedzieli, że Teatr Ósmego Dnia będzie mógł przyjechać, jeśli przyjedzie również pupilek oficjalnej polskiej „sztuki alternatywnej” – Teatr STU. Teatr ten gra sztuki bardzo oryginalne, ale apolityczne. Dyrektor (główny reżyser) Jasiński jest czołowym członkiem krakowskiego komitetu partyjnego. […]
Następstwa są znane: nie przyjechali. Jeszcze tylko drobny szczegół: ludzie z Teatru STU prosili usilnie, by nie nadawać rozgłosu nieobecności Teatru Ósmego Dnia, ponieważ „mogło by to tylko jeszcze bardziej zaszkodzić ich pozycji”.
Amsterdam, 13 czerwca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Pracujemy tu, już od pierwszych dni sierpnia, nad nowym spektaklem. Pracujemy improwizacjami i (odpukać!) wyjątkowo twórczy to chyba okres, powstało bowiem wiele pełnych, rozbudowanych etiud. Nie wiem, o czym ten spektakl będzie, z całą pewnością wyrasta jednak z bardzo optymistycznego przekonania o niepodległości ducha ludzkiego.
[...]
Nie sposób przewidzieć, kiedy skończymy, myślę, że nie przed zimą, a zupełnie nie wiem, gdzie je będziemy grać. W Poznaniu nie mamy bowiem żadnej właściwie możliwości, aby pracować.
Bardzo przeżywamy tę strajkową epopeę. Myślałam wybrać się do Gdańska, a tu dowiadujemy się, że wszystko się przesuwa, a raczej – rozpala coraz powszechniej. Ten straszliwy dziennik z przemówieniem wodza! Na szczęście, okazuje się, komuniści dzisiejszej doby są cholernie tępi i nie potrafią grać dyskretniej i bardziej przebiegle. Bydgoszcz, Świnoujście, Nowa Huta – oto odpowiedź na ich zabiegi. Ale co ja Ci o tym, jakbyś nie wiedział sam.
Gorzyń, 20 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Zwracamy uwagę, że kłamliwe przedstawianie sytuacji na Wybrzeżu oraz intencji strajkujących robotników podrywa resztki zaufania do ocenzurowanej prasy, radia i telewizji i nie przyczynia się do uspokojenia nastrojów społeczeństwa. Żądamy przedstawienia wszystkim Polakom pełnej i prawdziwej informacji o naszych postulatach.
Gdańsk, 23 sierpnia
Zapis wydarzeń. Gdańsk – Sierpień 1980. Dokumenty, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Warszawa 2000, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Myślę, i nie jest to zarozumialstwo, że jeśli jest coś, co nas wybitnie różni od innych, podobnych grup teatralnych, to właśnie sposób pracy. Improwizacje. Przynosimy propozycje tematów. Czasem nie trzeba więcej słów, impuls jest dość silny i wspólny, by zacząć od razu realizować go w działaniu. Czasem zwierzamy się wzajemnie ze skojarzeń, jakie w nas wywołuje. Tematem bywają hasła („Piosenka dla Wybrzeża”, „Tańce wojenne”, „Ci, którzy odwiedzają nas w snach”), fragmenty tekstów – cytaty z literatury i z naszych literackich dokonań, twórczość ikonograficzna (sporo prób wobec „Caprichos” Goyi). Dziś improwizujemy już nie tylko sytuacje międzyludzkie, stać nas na świadome budowanie sytuacji znakowych i na wielopiętrowe struktury teatralne – co nie odbiera pełni emocji i przeżycia.
Potem gadamy o tym, nazywamy, dookreślamy niejako, wyjaśniamy nieporozumienia. Ustalamy – czy powtarzać od razu, czy zapamiętać. Mówimy o swych przeczuciach: jaki kostium, czy jakiś rekwizyt, czy potrzeba mi w tym działaniu tekstu, czy wiem jakiego itp. Czasem te teksty powstają w próbach, rzadko są to dłuższe wypowiedzi. Najczęściej piszemy je obok.
Poznań, 28 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Pojawia się teczka z napisem NOWY SPEKTAKL, do której wszyscy wpinają swoje teksty: wiersze i opisy pomysłów teatralnych i życiowych sytuacji... Wreszcie na kolejnym spotkaniu zespołu ustala się zestaw propozycji tematów do improwizacji. I w tym momencie można sobie powiedzieć, że zaczynamy systematyczną pracę nad nowym przedstawieniem [...].
Tak więc zaczynamy pracę od stanu niewiedzy. Jesteśmy w czasie improwizacji. Formułując tematy odwołujemy się zarówno do własnych tekstów, jak i do najistotniejszej dla nas literatury (bywał to Dostojewski, Camus, Lowry, Miłosz, Biblia, Krynicki), w której odnajdujemy własne duchowe doświadczenie. Tematem improwizacji może być też dzieło sztuki, obraz (próbowaliśmy Boscha, Goyi, Hoggarta i in.). Temat jest tu próbą wskazania wspólnego impulsu, który pozwoli na stworzenie rzeczywistości międzyludzkiej, systemu znaków i kontaktów, powołanie zdarzeń, akcji, wyrazu dla wspólnego doświadczenia.
Kilka zrealizowanych improwizacji tworzy podstawowy teatralny materiał przyszłego przedstawienia. Określa międzyludzką (co znaczy też – aktorską) koncepcję spektaklu. Powołane zostają do życia postacie bohaterów przyszłego spektaklu. Owo „życie” bohaterów istnieje od razu w teatralnym kształcie. Równocześnie z rzeczywistością teatralną rodzi się wiedza o rzeczywistości, precyzują się główne problemy, które będziemy stawiać wobec widzów.
Poznań, 28 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Prawdopodobnie Pan mnie nie pamięta. Był Pan u mojego ojca w 1977 roku, kiedy graliście w Toruniu „Przecenę dla wszystkich”. Miałam wtedy 15 lat i nie wszystko zrozumiałam, ale wywarło to na mnie ogromne wrażenie. To był dzień mojego wyboru, pierwszego i najważniejszego. Jestem za to Teatrowi bardzo wdzięczna. [...]
Jest Pan członkiem Teatru, który jest jakąś nadzieją w tej beznadziejności. Z Wami, jak z Kleyffem, Kelusem, Kaczmarskim czy poetami Nowej Fali – lżej. I jak długo Wy będziecie pamiętać, że macie prawo mówić, tak my będziemy korzystać z tego, że mamy prawo słuchać. I jakoś łatwiej będzie nam wszystkim z tym się nie zgadzać.
Toruń, 31 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Nie jest łatwo zebrać myśli w obliczu tego wszystkiego, czego byłem świadkiem, a raczej w liczbie mnogiej – co przeżywaliśmy wspólnie z robotnikami Wybrzeża, tramwajarzami Wrocławia i tymi od Cegielskiego. Przed chwilą dwukrotnie wysłuchałem tekstu Porozumienia, które można śmiało nazwać największym wydarzeniem w dziejach polskiej klasy robotniczej. Nie najmądrzej jest uderzać w patos, ale wierzcie mi – miałem poczucie, że tak właśnie rodzi się Historia, że mój syn będzie się o tym uczył z podręczników, a 31 sierpnia będzie w kalendarzach zaznaczony zawsze na czerwono. Także z krótkiej i bardzo egoistycznej perspektywy patrząc, jest to zwycięstwo w naszej sprawie, mojej i Krystyny – i z tej radości postanowiliśmy mieć jeszcze córkę (zwłaszcza w świetle sformułowań 18-go punktu Porozumienia).
Wrocław, 1 września
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Ewo!!!!!!
Nie głodujcie. To się na nic nie zda. A ja myślę, że paszporty dostaniecie jeśli nie dziś to jutro, albo parę dni później. Może to pismo z ministerstwa jeszcze nie doszło. Proszę Was, nie głodujcie. Proszę Was w imieniu „Solidarności”.
Poznań, 5 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Najczęściej poruszane tematy: Jaruzelski premierem; reglamentacja mięsa, wędlin i masła; walka „Solidarności” o dostęp do środków masowego przekazu („Solidarność” zacznie niedługo wydawać własny tygodnik); jej walka z cenzurą.
W całym kraju lokalne władze utrudniają ruch związkowy, jak mogą. O krok od strajku są górnicy, którzy nie mogą dojść do porozumienia z Komisją Krajową co do długości czasu pracy. W Bielsku Białej ogłoszono strajk przeciwko wojewodzie, a „Gazeta Krakowska” pyta „Czy wojewoda bielski wart jest dziennie 400 milionów?” Rośnie niezadowolenie wsi.
„Krakowska Kuźnica” przypisuje sobie kontynuowanie „stuletniej tradycji polskiej lewicy” - polskość, socjalizm i demokracja. [...] Ale Wielkim Sternikiem, Wielkim Koryfeuszem ciągle jeszcze jest, przynajmniej częściowo – partia. Nie wierzę, żeby wkrótce przestała być wielką monopolistyczną spółką akcyjną z nieograniczoną odpowiedzialnością.
Kraków, 13 lutego
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Kilka dni temu wróciłam do Mediolanu z Santarcangelo, gdzie miałam okazję obejrzeć spektakl „Ach, jakże godnie żyliśmy”. Zostałam głęboko zafascynowana Waszymi metodami pracy, wyobraźnią, intensywnością nastroju, emocjami, akcentami humanistycznymi i zbuntowaniem. Jeśli bylibyście Włochami, myślę – pracowałabym już z Waszą grupą. Na podstawie tego, co już widziałam i przeczytałam na Wasz temat, wiem, że pojmujecie teatr i jego dzisiejsze zadania właśnie w ten sposób, jak i ja go pojmuję.
Tu, we Włoszech – jak zapewne wiecie – działa teatr klasyczny (inaczej: zgodny z ustrojem), o treściach mieszczańskich i konserwatywnych, ale jest też teatr polityczny, nawet rewolucyjny, oddziałujący swoją formą i metodami poszukiwań. Myślę, że właśnie polski teatr, a Wasz w szczególności, byłby dzisiaj tym najbardziej postępowym i liczącym się.
Mediolan, 16 lipca
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Ostatnio czytałem w miesieczniku wydawanym w Polsce w języku francuskim i angielskim duży artykuł o waszym teatrze. Czytam z wielkim zainteresowaniem i cieszę się szczerze, gdyż wasza działalność, wasz wysiłek, wasza odwaga, poświęcenie i wasz urok młodzieńczy i entuzjazm są mi bardzo bliskie. Zachowaliśmy w pamięci waszą grupę jako coś, co powinno być przykładem dla innych grup. Wyście przygotowali fundament pod dzisiejszość. Wiem, że o tym wszystkim sami wiecie i inni wam o tym mówili, ale musiałem wypowiedzieć co mi leżało od dawna na sercu.
Hollywood, 23 sierpnia
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Podczas przedstawienia [„Przecena dla wszystkich”] język polski nie stwarzał przeszkody utrudniającej nawiązanie kontaktu z publicznością. Aktorzy przekazali wściekłość i bunt narodu walczącego o swoją wolność. Dzisiaj można mówić o konkretnym fakcie: od 1976 do chwili obecnej w Polsce dokonały się już zmiany społeczne.
ok. 17 października
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Bez wątpienia, gdy chodzi o Kolokwium, szczytowym dziełem Spotkań jest „Przecena dla wszystkich” grupy teatralnej „Ósmego Dnia” z Polski, wystawiona w piątek wieczorem w byłej świątyni świętego Augustyna. Przedstawienie to zebrało najbardziej burzliwe oklaski, najdłużej trwające, szóstego dnia po rozpoczęciu działalności niezależnych grup teatralnych. Korzenie tego przedstawienia sięgają wydarzeń czerwcowych 1976 roku, kiedy to milicja stłumiła brutalne strajki robotnicze w mieście Radomiu i fabryce Ursusa...
ok. 18 października
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
Wysunięta przez naszą partię idea porozumienia narodowego wystawiona została na ciężką próbę. Z jednej strony zdobywa ona coraz szersze społeczne poparcie, z drugiej zaś spotyka ją atak sił, które oczywiście żadnego porozumienia nie chcą, z którymi porozumieć się nie można. Mają miejsce wystąpienia o charakterze antysocjalistycznym i antyradzieckim. [...]
Napięcia, konflikty, działalność skierowana przeciwko partii i socjalistycznemu państwu zaostrza się. A przecież niezwykle złożony proces budowy porozumienia dokonywać się musi w warunkach niezbędnego spokoju. Strajki, incydenty, napięcia tworzą ze swej istoty stan z tą ideą sprzeczny. Są siły, którym idea ta stała się solą w oku, czynią one wszystko, by ją storpedować, zatruć atmosferę. [...]
Suma i tendencje tych wszystkich zjawisk wskazują, iż obecnego stanu utrzymywać dłużej nie można, proces rozkładowy musi być zatrzymany.
Warszawa, 28 listopada
Zbigniew Gluza, Ósmego Dnia, Wydawnictwo KARTA, wyd. II, Warszawa 1994.
W Teatrze Narodowym na spektaklu Wesele publiczność zbojkotowała aktora – Janusza Kłosińskiego, witając każde jego wejście na scenę huraganem braw, które nie milkły w czasie wypowiadania przez niego kwestii. Następnego dnia zrezygnował ze wszystkich ról […]. W ten sposób został ukarany za kolaborację, wystąpił bowiem w programie telewizyjnym popierając działania junty.
Warszawa, 29 stycznia
„KOS”, 1982, nr 4, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Stan wojenny obnażył […] trudną i skomplikowaną sytuację polityczną w środowisku teatralnym. Na scenach dramatycznych zaczęły dominować przedstawienia o charakterze kontenstacyjnym. W wielu inscenizacjach próbuje się nawiązać do obecnej sytuacji w kraju, lecz czyni się to w sposób powierzchowny, a czasami wręcz nieodpowiedzialny. Skutki społeczne tego rodzaju działań są po prostu szkodliwe. Teatr nie może być miejscem podtrzymywania napiętej atmosfery społecznej […] i wrogiej socjalistycznemu państwu agitki politycznej.
Warszawa, 19 marca
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W tej konfrontacji niekontrolowanej władzy ze zniewolonym społeczeństwem jestem po stronie internowanych i uwięzionych, usuniętych z pracy i uczelni, po stronie wyzutych z prawa do strajku i protestu, po stronie zmuszonych do milczenia i krycia się. W takiej sytuacji ogólnej i osobistej nie mogę kierować państwową instytucją.
Kraków, 31 marca
„Wezwanie” 1982, nr 1, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Układ tekstów, opis inscenizacji i scenografii zawarty w scenariuszu wzbudził moje poważne obawy co do jego wymowy politycznej […]. Reakcja publiczności na poszczególne fragmenty potwierdziła zasadność naszych zastrzeżeń. Na domiar złego spektakl otrzymał nagrodę ufundowaną przez prezydenta Szczecina [na Ogólnopolskim Przeglądzie Teatrów Małych Form] – co otwiera mu drogę na kraj. Uważam, że wymowa tego spektaklu jest politycznie szkodliwa, wyszydza bowiem PZPR i ideały przez nią propagowane.
Szczecin, 8 kwietnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Od pięciu miesięcy środowisko nasze poddawane jest wyłącznie administracyjnemu sterowaniu i żyje w pełnym poczuciu zagrożenia swego elementarnego prawa do autonomicznego rozwiązywania swoich […] problemów. W tej nienormalnej sytuacji […] uruchomiły się spontaniczne systemy presji i samoobrony. One z kolei spowodowały w niektórych publikacjach prasowych oraz pewnych ośrodkach opiniotwórczych szereg niewybrednych ataków, bądź na całe środowisko, bądź na zawieszony w swych czynnościach ZASP [Związek Artystów Scen Polskich], lub też na poszczególne, wytypowane do zdyskredytowania osoby. […] Poczynania te w prostacki sposób mistyfikują społeczną rzeczywistość. […] Apelując o przywrócenie prawa do podjęcia statutowej działalności ZASPu, zebrani tu członkowie tej twórczej organizacji wyrażają głębokie przekonanie, że potrafi ona – w partnerskim i nie pozorowanym dialogu z organami władzy, powołanej do kierowania życiem kulturalnym naszego kraju – przyczynić się nawet w tak trudnych , jak obecne warunkach do stabilizacji tego życia i osiągnięcia […] porozumienia narodowego.
Warszawa, 25 maja
Protokoły z posiedzeń ZG ZASP, arch. ZASP, t. 82, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Kabaret „Piwnica”, który od 13 grudnia nie ma prawa grać, prezentuje swoje pierwsze przedstawienie w stanie wojennym w kaplicy u Dominikanów. Zbił się tam trzystuosobowy tłum. Dużo młodych, studentów. Ludzie stoją nawet w korytarzu. Jerzy Turowicz zajmuje miejsce w pierwszym rzędzie. Piotr Skrzynecki wdział czarną szatę. Ojciec dominikanin, który wita zespół, przypomina z uśmiechem, że wszystko jest dozwolone, oprócz nagich kobiet i aluzji politycznych. […]
Za witrażami krążą cienie. Leszek Wójtowicz śpiewa swoje teksty o śmierci Stalina i grobie Lenina […]. Piotr figluje i stroi sobie żarty, wykręca piruety w swej czarnej szacie, uderza w gong. Gdy spektakl dobiega końca, ojciec dominikanin prosi o modlitwę i minutę ciszy dla internowanych i skazanych. Przed rozejściem się tłum zaintonował pieśń staropolską. Piotr odprawia nas tubalnie i z sarkazmem: „A teraz idźcie do domu, jeśli możecie!”.
Kraków, 5 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Decyzją władz reaktywowano ZASP. Akt ten został ogłoszony niespodziewanie 25 VI. […] Okres półroczny wyznaczony datami 13 XII 1981–25 VI 1982 stanowił cezurę w statutowej działalności ZASP, lecz mimo restrykcji stanu wojennego nie stworzył próżni w teatrach i nieobecności ludzi teatru w społecznej świadomości. Przeciwnie. I dlatego Prezydium ZASP uważa dziś za swoją powinność skierowanie słów najwyższego uznania do olbrzymiej większości naszej społeczności teatralnej, za wspaniałą postawę w trudnym i dramatycznym okresie po 13 grudnia. […] ZASP jest kolejnym stowarzyszeniem, które zostaje reaktywowane, ale nie do pomyślenia jest nasza egzystencja, jeśli w tej samej sytuacji nie znajdzie się Związek Literatów i Stowarzyszenie Filmowców. […] Ten krótki komunikat kończymy z umiarkowaną nadzieją, że nowy sezon 1982/1983 przyniesie oczekiwane zmiany nie tylko w polskim teatrze i kulturze narodowej, lecz również w życiu społeczno-politycznym. Nie mogą one istnieć rozdzielnie.
Warszawa, 25 czerwca
Protokoły z posiedzeń ZG ZASP, arch. ZASP, t. 82, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Jestem kimś z drugiej strony. Jestem za uczestnictwem, mimo licznych oporów i wątpliwości, przeciw bojkotowi. I może powinno by się powiedzieć trochę o losie takich, jak ja. Jest nas niewielu 60–70 aktorów. […] Z nami nie chce się grać. Dyrektorzy i reżyserzy nie obsadzają nas. […] Reżyser jest po stronie opozycji, więc nie chce pracować z aktorem, który ma inne poglądy. Nie obsadza go. Obsadza za to tego, który wystąpił z partii. W nagrodę. […] Wstydzimy się także siebie. Bo mówi się o nas „miernoty”. […] Przy mnie pada zdanie: „Wieszać takich na latarniach”. Za kilka dni anonim. Mowa o moim kilkunastoletnim synu i o tym, co z nim zrobią, jeśli nadal będę chodzić do radia. Przestaję, odmawiam. […] nasi „liderzy” nie przebierają w środkach, niszcząc przeciwników bojkotu.
Warszawa, 24 listopada
„Tu i Teraz” nr 26, 24 listopada 1982, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Lublin. Cenzura adaptacji teatralnej „Szewców” Stanisława Ignacego Witkiewicza w Teatrze im. Osterwy
Z przygotowanego […] spektaklu [w reżyserii Wowo Bielickiego] usunięto kilka elementów nie związanych z treścią sztuki, odnoszących jej przesłanie ideowe do realnie istniejącej rzeczywistości. Zakwestionowano: − Fragment scenografii przedstawiającej sylwetkę Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie; − Część kostiumów kilku postaci scenicznych: medale na piersi Sajetana Tempe, wojskową pałatkę-pelerynę Gnębona Puczymordy, czapki zwane komisarzówkami u Czeladników; Scenę pojednania Sajetana Tempe z Kmieciem, stanowiącą parodię powitania oficjalnych delegacji.
Lublin, 10 grudnia
AAN, GUKPPiW, t. 1690, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W ostatnim dniu dyrekcji Hanuszkiewicza odbyła się ostatnia przezeń wyreżyserowana w Narodowym premiera Śpiewnik domowy [Stanisława Moniuszki]. Zakończyła się wielką owacją na rzecz odchodzącego dyrektora […]. Czyż mógł o czymś takim marzyć Hanuszkiewicz, kiedy w 1968 roku w atmosferze infamii obejmował dyrekcję Narodowego, zwolnioną przez wyrzuconego po Dziadach z hukiem Dejmka.
Warszawa, 31 grudnia
„Nowy Zapis”, nr 2/3, 31 grudnia 1982, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
3. Przyjęta do realizacji koncepcja funkcjonowania cenzury w okresie obowiązywania stanu wojennego generalnie okazała się słuszna i w przypadku zaistnienia sytuacji społeczno-politycznej, uzasadniającej ponowne jej wprowadzenie, może być wdrożona w oparciu o praktycznie sprawdzone założenia organizacyjne, przy zastosowaniu niewielkich modyfikacji. [...]
10. Praktyczne doświadczenia wynikające z technologii pracy cenzorskiej wskazują, że stosowanie dwóch pieczęci cenzorskich stanowiło utrudnienie w szybkim i sprawnym oznakowywaniu kontrolowanych przesyłek pocztowych. Nasuwa się wniosek, że należałoby wprowadzić jeden stempel, zawierający wszystkie cechy (napisy: „Ocenzurowano”, „Urząd Cenzury” oraz numer identyfikacyjny cenzora) oraz wykonany w mniejszym formacie.
Warszawa, 10 lutego
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Przy współudziale KW PZPR, w wyniku długotrwałych dyskusji wprowadzono zmiany inscenizacyjne, zmierzające do usunięcia realiów polskich. […] Usunięto nadawanie z telewizora i przez głośniki komunikatów o stanie zarazy i wezwań do podporządkowania się zarządzeniom władz; usunięto z epilogu sztuki anonimowy song powstały w 1980 na Wybrzeżu Boże jak długo jeszcze; wyeliminowano sceny rewidowania księdza, zakończonej wyjęciem grypsu z brewiarza oraz tańca-walki szczurów-kelnerów ze szczurami-strażnikami symbolizującymi władzę. […]
Władze wojewódzkie postanowiły ograniczyć ilość spektakli (tylko dla kręgów profesjonalnych) oraz zrezygnować ze zwyczajowej oprawy propagandowej wokół tej inscenizacji.
Wrocław, 6 maja
AAN – GUKPiPW, t. 1726 oraz t. 3609, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W dniu wczorajszym Wydział „W” KSMO odnotował pierwsze opinie i komentarze na temat wizyty papieża w Warszawie. Przeważała w nich troska o spokojny i godny przebieg tej wizyty. [...] Poniżej wybór ciekawszych fragmentów listów:
„Przemówienie Ojca Św. było wręcz genialne. Wysłuchałem go dwukrotnie. Jakże żałosne było to zestawienie dwóch przemówień dwóch profesorów: [Henryka] Jabłońskiego i Wojtyły. Mówili dwaj mężowie stanu: słuchając pierwszego, miało się wrażenie, że jego myśli i wyobrażenia wybiegają na dwa tygodnie naprzód, a drugiego – na tysiąc lat, przy czym ten drugi chwilę bieżącą widzi jak najdokładniej, ale przez pryzmat jakiejś rzeczywistej, przez miliony aprobowanej idei – i przez pryzmat umożliwiający dostrzeganie celów dalekosiężnych”.
[...]
„Wczoraj Papież przyjechał. Obrazek w zasadzie smutny i bezmyślny z ulic Warszawy. Na trasie przejazdu już 3–4 godziny przed zgromadziły się tłumy, tysiące ludzi. Wystali się, poniszczyli, co się dało, trawniki, klomby, co popadło, tylko po to, by widzieć Papieża przez dosłownie 2 sekundy. Tłum ludzki to jednak bezmyślne, rozhisteryzowane bydło. Lepiej tego nie oglądać – ma się wtedy zdrowsze nerwy.”
„Piszę ten list w radiowozie, w czasie pełnienia służby, którą teraz pełnimy prawie non stop. Dochodzi godzina dwunasta, a służbę zaczęliśmy o szóstej i prawdopodobnie skończy się ona późnym wieczorem, podobnie jak wczoraj. Po wczorajszych uroczystościach dość liczne grupy młodzieży wywołały zamieszki uliczne. Wszystko skończyło się jednak dobrze, ale sytuacja zaostrzyła się i między innymi dlatego wciąż działamy. Nastrój mam dość podły, gdyż we Wrocławiu już po wyjeździe papieża spodziewane są uliczne demonstracje, a Wrocław to nasz rejon.
Takie ekscesy mogą opóźnić mój urlop, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle i wszystko ułoży się tak, jak powinno.”
Warszawa, 19 czerwca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Spektakl odbywa się niedaleko Wisły, w sali muzeum episkopalnego. Udaje nam się wejść bez biletów, dzięki Marynie Barfuss, Oli Maurer i Piotrowi Skrzyneckiemu. Wielu ludzi zostało na zewnątrz. Duchowni są bardzo czujni. Piotr włożył swoją najpiękniejszą pelerynę. Scena jest bardzo mała. W pierwszym rzędzie siedzi jakiś duchowny, widzimy tylko jego plecy. Chwilę przed rozpoczęciem przedstawienia ktoś, wymieniwszy z Piotrem dowcipy polityczne porównujące zasługi Krakowa i Warszawy, ogłosił „Jest tu ksiądz Popiełuszko!”. Natychmiast wznoszą się długie owacje i oklaski. Ksiądz wstał, odwrócił się z uśmiechem, pozdrowił zebranych i podziękował ruchem głowy, po czym usiadł. Przedstawienie zaczęło się w wyjątkowym podnieceniu. Wysłuchałem znów piosenek, które słyszałem już w Krakowie u Dominikanów w czerwcu 1982 roku. Nie ma Haliny Wyrodek, ale jest piękne trio zuchwałych demonów: Anna Szałapak, Ola i Maryna. W skeczu o przyszłych wyborach do rad narodowych człowiek w łachmanach czołga się przed dobrze ubraną postacią, podającą mu kiełbasę na wędce. Jeden z aktorów doskonale imituje Ewę Demarczyk, byłą divę kabaretu. Inny wyśpiewuje milicyjne przejścia Piotra, „syna Mariana”. Kilkakrotne bisy piosenek. Pod koniec spektaklu z ostatniego rzędu, cudem jakby wyrósł bukiet biało-czerwonych kwiatów i przewędrował z rąk do rąk na scenę, aż do kruchej sylwetki księdza Popiełuszki, który dołączył do sław kabaretu, milcząco udzielając im błogosławieństwa – wszystko to jak gdyby po to, by opanować tę szczególną, bo wykradzioną wrogowi radość, której fala zalała widownię, i przed opuszczeniem sali powierzyć ją ludziom bardziej widocznym, którzy na zewnątrz będą musieli przekazać ją innym.
Warszawa, 12 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Po konsultacji i przy współudziale Wydziału Kultury Urzędu Miasta st. Warszawy, z repertuaru Teatru Dramatycznego usunięto dramat Stefana Żeromskiego Róża, w adaptacji i reżyserii Macieja Wojtyszki. […] Mimo zabiegów cenzorskich, jak również starań twórców spektaklu, pragnących wyeksponować przesłanie o konieczności i racji pracy u podstaw, a nie postawy romantyczno-rewolucyjnej, problematyka sztuki uniemożliwiła sytuowania jej w ścisłych historycznie ramach, co stwarza niebezpieczeństwo wielu współczesnych skojarzeń, a tym samym zachodziła obawa przed możliwością niepożądanej reakcji widzów na sceniczny przekaz dramatu Żeromskiego.
Warszawa, 5 lipca
AAN – GUKPPiW, t. 1772, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W lipcu bieżącego roku Wojewoda Poznański działając w porozumieniu z Ministrem Kultury i Sztuki cofnął dotację dla Teatru Ósmego Dnia. W ten sposób nasz zespół utracił materialne podstawy działania: zostaliśmy pozbawieni sali, sprzętu, elementów scenografii, kostiumów oraz stałego wynagrodzenia za pracę. Obawiamy się też, że to posunięcie władz jest kolejnym krokiem – po zakazie wyjazdów zagranicznych – zmierzającym do ograniczenia lub całkowitego uniemożliwienia prezentacji naszych przedstawień. Mimo tego – przekonani o społecznym sensie i potrzebie kontynuowania naszej pracy twórczej – zdecydowani jesteśmy nadal prowadzić działalność artystyczną.
12 września
„Wezwanie” 1985, nr 8, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
23 bm. na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu w Warszawie pojawiła się grupa kilkunastu członków tzw. ruchu Wolność słowa — studentów UW. Przez kilkadziesiąt minut trzymali transparenty: „Żądamy zniesienia cenzury”, „Dość represji wobec wydawnictw niezależnych”, „Żądamy zmiany ustawy prasowej”,. „Dostęp do radia i telewizji”. Pod tymi hasłami sprzedawano nielegalne wydawnictwa.
Jak poinformowali dziennikarze PAP — musieli wyjść poza teren UW, gdyż tam coraz słabiej sprzedają się ich wydawnictwa, poza tym jest duża konkurencja. Specjalnie wybrali punkt w rejonie PAP, być może następnym razem odwiedzą min. Urbana. Demonstrowane hasła ani sprzedawana na ulicach „bibuła” nie wzbudziły większego zainteresowania przechodniów w tym ruchliwym punkcie stolicy.
Warszawa, 23 lutego
„Sztandar Młodych” nr 40, 24–26 lutego 1989.
Na widowni Teatru Powszechnego – jak przy okrągłym stole. Z jednej strony opozycja (członkowie Solidarności Polsko-Czechosłowackiej, wydawcy z NOWej, negocjatorzy „S”), z drugiej – premier Rakowski z małżonką. Poza tym dziennikarze zagraniczni, zachodni dyplomaci i oczywiście – przedstawiciele milczącej większości. […] Trzeci akt dopisuje życie. Gdy zapada kurtyna i milkną brawa, na scenę wskakuje Adam Michnik. Słyszymy tylko pierwsze zdanie: „Nazywam się Adam Michnik. Jestem przedstawicielem Havla”. Premier Rakowski przepychając się opuszcza salę. Z głośników leci piosenka Karela Gotta (tak było zaplanowane w inscenizacji), ale po pierwszych słowach Michnika głośniki zaczynają grać na pełny regulator (ktoś podjął taką decyzję „dla dobra teatru”) […]. Adam bohatersko czyta dalej swój protest przeciwko uwięzieniu Havla”.
Warszawa, 25 lutego
„Tygodnik Mazowsze” 1989, nr 284, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
W związku z Zarządzeniem nr 0116 ministra spraw wewnętrznych z dnia 10 maja 1989, dotyczącym reorganizacji działań resortu spraw wewnętrznych w zakresie obrotu pocztowego w komunikacji międzynarodowej i krajowej pion kontrwywiadu przejmuje w ograniczonym zakresie dotychczasowe zadania realizowane dotąd przez pion „W”. [...]
W związku z powyższym należy wykonać, co następuje:
Z dniem otrzymania niniejszych wytycznych Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych zaprzestaje jakiejkolwiek pracy dotyczącej dokumentów „W”.
Zlikwidować wydział i sekcję „W”, a także referaty i grupy pracujące poza obszarem miasta wojewódzkiego.
Zabezpieczyć w sposób stały, na przykład zamurować punkt wymiany korespondencji w pomieszczeniach obiektowych oraz zlikwidować system sygnalizacji dźwiękowej lub świetlnej. [...]
Przeprowadzić przegląd pozostałej dokumentacji pod kątem zniszczenia lub złożenia w archiwum.
Przejąć przez Wydział II osobowe źródła informacji i lokale w obiektach specjalnych oraz mieszkania i lokale konspiracyjne wraz z całością dokumentacji. Powyższe podyktowane jest koniecznością utrzymania warunków do ewentualnego reaktywowania tam pracy.
Protokolarnie przejąć przez Wydział II całość sprzętu specjalistycznego, środki transportu i łączności oraz finansowe przewidziane na rok 1989, pozostające w dyspozycji byłych komórek „W”, a także pomieszczenia służbowe wraz z wyposażeniem. [...]
Należy zwrócić uwagę, aby wszystkie czynności związane z reorganizacją działań w zakresie operacyjnej kontroli obrotu pocztowego zostały przeprowadzone przy zachowaniu szczególnych zasad konspiracji.
Warszawa, 6 czerwca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Zniesiono urząd cenzury na ul. Mysiej, cenzura w Polsce przestaje istnieć, ograniczając się tylko do tajemnic państwowych i obyczajności. Męka skończona. Ileż spustoszeń poczynił ten urząd w historii, literaturze, w sercach pisarzy...
Warszawa, 12 kwietnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.