Po zmierzchu wychyliłem się z okna. Jasna od ognia ulica była pusta i rozbrzmiewało w niej od czasu do czasu echo eksplozji. Z lewej strony płonęła Marszałkowska, za mną Królewska i plac Grzybowski, na wprost zaś ulica Sienna. Ciężkie krwistoczerwone kłęby dymu ciągnęły nisko nad domami. Jezdnie i chodniki zasypane były kartkami niemieckich ulotek, których nikt nie podnosił, gdyż — jak opowiadano — były zatrute. Pod jedną z latarń leżały dwa martwe ciała [...].
Żelazną od Wielkiej powoli nadjeżdżała dorożka. [...] Na skrzyżowaniu z ulicą Sosnową dorożkarz zatrzymał konia, zastanawiając się, którędy ma jechać dalej. Po krótkim namyśle wybrał drogę na wprost, cmoknął i koń ruszył stępa przed siebie. Zdołali przejechać chyba z 10 metrów, gdy rozległ się gwizd i huk. Oślepił mnie silny błysk, a gdy znów przyzwyczaiłem się do ciemności, nie było już dorożki. Roztrzaskane drewno, resztki dyszla, części tapicerki i rozszarpane ciała mężczyzny i konia leżały porozrzucane pod ścianami domów. A mógł skręcić w Sosnową...
Warszawa, 23 września
Władysław Szpilman, Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939–1945, oprac. Andrzej Szpilman, Kraków 2002.
Była godzina ósma rano, kiedy obudził mnie gwałtowny wstrząs powietrza. Gdzieś w pobliżu wybuchła bomba. [...] Wychodzę na dziedziniec. Pusto, żandarmi w bramie przylepieni do ścian, w oczach przerażenie. Nad nami już nie warkot, lecz wycie pikujących samolotów i eksplozja za eksplozją. [...] W prawo cała ulica zasypana gruzem. [...] Skręcam wobec tego w lewo, by jechać przez Traugutta. Wprost przede mną straszliwy płomień i olbrzymi słup czarnego dymu. To wyrżnęła bomba gdzieś koło „Europejskiego” czy Trębackiej [...]. Pusto, świsty bomb i nieustanne, jedna po drugiej, eksplozje.
Warszawa, 25 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
Wychodzę na Marszałkowską, jest późna godzina wieczorna. Widno, przeraźliwie widno, na dodatek zerwał się suchy, gorący wiatr, który niesie iskry, żar i gorący, rozpalony popiół. [...] Co chwila z przeraźliwym trzaskiem pękają granaty. Biją dalej na nieszczęsne miasto, na palące się ulice, na oszalałą z przerażenia ludność... [...] Nikt nie ratuje, więc ogień przenosi się z miejsca na miejsce, z domu do domu, niektóre całe już ulice, jak Traugutta, Wierzbowa, Świętokrzyska, Nowy Świat, stoją w ogniu, palą się dziesiątki i setki domów. [...]
Chcę iść w stronę Wielkiej, Bagna, dzielnicy żydowskiej, bo tam podobno największe zniszczenie i pożary. [...] Wśród rozżarzonych ogniem ulic biegną ludzie. Krzyczą coś przeraźliwie, w rękach jakieś tobołki, walizki, rozpaczliwy szloch małych, bezbronnych dzieci. Ci ludzie uciekają z kamienicy do kamienicy, z domu do domu, stąd ich wyrzuca przenoszący się ogień, zamykają przejścia walące sie domy. Biją w tych oślepłych, oszalałych z przerażenia ludzi nowe serie, nowe pociski.
Warszawa, 25 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
I wreszcie ten dzień pamiętny, gdy czterysta samolotów bez przerwy bombardowało miasto. Ciemno było od dymu pożarów i sadzy, domy się chwiały i waliły. Ludzie jak w obłędzie biegali od domu do domu, ze schronu do schronu. Na ulicach zabici, ranni, konie obok ludzi. Tak chyba wyglądać będzie koniec świata.
Ale mimo grozy, mimo śmierci, która w każdej chwili mogła spotkać każdego, ludzie żyli jak w zapamiętaniu. Wszyscy mieli świadomość, że walczy się o coś nieskończenie ważniejszego niż życie indywidualne, że walczy się o honor narodu.
Warszawa, 25 września
Józef Hirszfeld, Historia jednego życia, Warszawa 1977.
Dzisiejszy nalot nieprzyjacielski, z niezwykłą furią niszczący miasto wszystkimi możliwymi środkami, obliczony jest niewątpliwie do wzniecenia popłochu i strachu wśród ludności stolicy, celem załamania jej ducha. [...] Zniszczenie naszej stolicy jest już faktem dokonanym. Nic gorszego spotkać już nas nie może. W imię Boga i Ojczyzny — przetrwamy.
W warunkach, jakie się dziś wytworzyły, zarządziłem doraźną rozwózkę po mieście produktów żywnościowych, celem udostępnienia jej w ten sposób ludności. Wzywam wszystkich obywateli, aby współdziałali w spokojnym i sprawiedliwym ich rozdziale, zwłaszcza najbardziej potrzebującym. Czynione są wszelkie możliwe wysiłki celem najszybszej naprawy uszkodzeń wodociągów i elektrowni. Na razie, celem umożliwienia ludności zaopatrywania się w wodę, zarządziłem rozstawienie w różnych punktach miasta kadzi z wodą, dostarczenie wody do szpitali... [...]
Obywatele! Pamiętajcie, że oczy całej Polski i całego świata zwrócone są obecnie na Warszawę. Wytrwamy i zwyciężymy.
Warszawa, 25 września
Archiwum Prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, red. nauk. i wstęp Marian Marek Drozdowski, Warszawa 2004.
Dzisiaj Niemcy wystrzelili na Warszawę dziesięć wagonów amunicji. Możecie, cholery, wystrzelać dziesięć razy więcej, a Warszawy i tak nie zdobędziecie, gdyż nic nie jest w stanie złamać ducha naszego oporu.
Po raz ostatni odwołuję się do naszych sojuszników. Już nie proszę o pomoc. Na to już nie czas. Żądam pomsty. Za spalone kościoły, za zniszczone zabytki, za łzy i krew niewinnie pomordowanych, za mękę rozrywanych bombami, palonych ogniem pocisków fosforowych, uduszonych w zawalonych schronach i piwnicach.
A wy, zbrodniarze, barbarzyńcy, którzy napadliście na nasz kraj, niosąc z sobą pożogę i śmierć — wiedzcie o tym, że istnieje sprawiedliwość, że istnieje sąd, przed którym wszyscy stanąć musimy, aby zdać sprawę i ponieść odpowiedzialność za nasze czyny.
Warszawa, 26 września
Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939. Dokumenty, materiały prasowe, wspomnienia, relacje, oprac. zespół pod red. Stanisława Płoskiego, Warszawa 1964.
Panował wśród nas nastrój niepokoju. Ostrzał znacznie osłabł, ale czuło się, że dzieje się coś bardzo ważnego. Starzyńskiego nie było, był w Dowództwie. [...]
Od niego dowiedzieliśmy się definitywnie o kapitulacji. Po raz pierwszy i jedyny widziałem Starzyńskiego załamanego. Co więcej — zdumionego i skonsternowanego. To nie tylko była boleść z powodu konieczności kapitulacji, zrozumiała u wodza obrony, ale to istotnie była konsternacja, że mógł nastąpić fakt kapitulacji. [...]
Usiadł za jakimś stołem i po kolei prosił swoich współpracowników. [...] Ciemnię piwnicy usiłowało rozjaśnić kilka świec; wśród zebranych panowało milczenie, tylko przy stole toczyły się szeptem rozmowy. Gdy usiadłem przy Starzyńskim, powiedział do mnie: „Musimy kapitulować. Co chce pan ze sobą zrobić?”. — „Nie wiem — odpowiedziałem. — A pan?” „Nie wiem — odrzekł Starzyński — chyba palnę sobie w łeb.” Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Warszawa, 26 września
Aleksander Ivànka, Wspomnienia skarbowca 1927–1945, Warszawa 1964.
Dzisiejsze wiadomości, poczynając od rozgłaszanego przez megafony komunikatu mówiącego o zbombardowaniu Reichstagu i Akademii Sztuk, poprzez wiadomości gazet berlińskich, mówiące o niszczeniu przez Anglików dzielnic mieszkalnych miasta, aż do komunikatów angielskich wymieniających przedmioty bombardowań w Niemczech — wszystko to obudziło nową falę optymizmu. Istotnie, załamywania się ducha w Anglii dotąd nie ma, natomiast prasa niemiecka jest w coraz większej pasji, odpowiadającej chyba zaniepokojeniu wywołanemu angielskimi nalotami i wpływem ich na nastroje ludności.
Sytuacja, w której ludność Berlina oraz szeregu miast niemieckich spędzać musi noc za nocą w schronach, przedstawia dla ustroju opartego na terrorze niebezpieczeństwa większe niż dla ustroju demokratycznego; jeśliby ten stan rzeczy miał się przeciągać — może by wreszcie demokracja wykazała swoje dodatnie strony przy prowadzeniu wojny. Jedno wydaje się pewne: że po zakończeniu wojny Europa będzie zniszczona w nieprawdopodobny sposób.
Warszawa, 11 września
Ludwik Landau, Kronika lat wojny i okupacji, Warszawa 1962.
Lenę, razem z kolorowymi grzechotkami, wyniosłam do ogrodu. Słońce panoszyło się już tam na całego.
Nagle słyszę lament, brzęk tłuczonego naczynia. Wzdłuż daczy biegnie zapłakana gospodyni. Mijając mnie krzyczy:
- Jeleno Josifowna, wojna z Niemcami! Właśnie nadali przez radio! Wojna! Mam trzydzieści cztery lata. To czwarta wojna w moim życiu.
Leningrad, 22 czerwca, rano
Jak wszystko od razu się zmieniło! Rano zachwycałam się wschodem słońca, a tymczasem Niemcy bombardowali już nasze lotniska. Najbardziej ucierpiała Białoruś.
Leningrad, 22 czerwca, północ
Jelena Koczyna, Dziennik czasu blokady, „Karta” 8/1992.
Dziś sześciokrotnie zgłaszano alarm powietrzny.
Płoną szpitale: Kujbyszewski i Aleksandrowski. Rozdzierające wycie sygnałów alarmowych, ryki parowozów i jęki syren fabrycznych zlewają się w jeden desperacki skowyt. Dwie bomby rąbnęły w Szpital Moskiewski, nieopodal naszej kamienicy, i obudziły sforę patrolujących niebo zenitówek. Ulica się zatoczyła, a ciężka brama wejściowa, przy której przycupnęłam z Leną, spadła z zawiasów i jak listeczek podfrunęła w górę. Dygotałam ze strachu.
Leningrad, 19 września
Jelena Koczyna, Dziennik czasu blokady, „Karta” 8/1992.
Bombardowania zaczynają się o dziewiątej wieczorem, trwają zwykle dwie godziny. Cały dzień żyjemy w wyczekiwaniu śmierci. Wieczorem paniczny strach, uciekam do schronu z dzieckiem na ręku. Zawsze mam przy sobie walizeczkę z fotografiami i pamiętnikami. Samoloty, artyleria, gwizd bomb. Odruchowo chowam głowę w ramiona, tulę dziecko. Bomba spada gdzieś bardzo blisko. Ludzie modlą się do Matki Boskiej, ktoś mdleje. Okazuje się, że to jeszcze nie koniec.
Lwów, 4 maja
Alma Heczko, Pożegnanie Lwowa, „Karta” nr 13/1994.
W Linzu pracowałem przy odgruzowywaniu fabryki Herman Göring Werke po amerykańskich bombardowaniach. 28 kwietnia były ostatnie naloty. Bomba trafiła dokładnie tam, gdzie się znajdowałem. Zostałem ciężko ranny. Leżałem pod gruzami do następnego dnia. Grupa austriackich cywilów, która przyszła tam pracować, wydobyła mnie spod gruzów. Dawałem jeszcze oznaki życia. Jakimś sposobem ściągnęli ze mnie pasiak, owinęli w koc czy płaszcz wojskowy i wydostali z terenu fabryki.
Miałem ogromne szczęście, bo tam pod gruzami zostawali cywile, których nikt nie wyciągnął. Gdyby zabrano mnie z powrotem do obozu, trafiłbym do krematorium — nikt by się już mną w tym czasie nie zaopiekował, nie zaniósł na rewir. A ci Austriacy, którzy mnie wyciągnęli, wiedzieli, gdzie mnie zawieźć — trafiłem do szpitala w Linzu prowadzonego przez siostry zakonne.
Linz, 29 maja
Mauthausen-Gusen. Przejście przez śmierć, „Karta”, nr 40/2004.