W dalszym ciągu skłonny jestem twierdzić, że nie powinniśmy przejmować inicjatywy w bombardowaniu, z wyjątkiem strefy działania wojsk francuskich, którym zobowiązani jesteśmy udzielić pomocy. W naszym interesie leży, byśmy prowadzili tę wojnę zgodnie z humanitarnymi zasadami i raczej naśladowali Niemców, niż wyprzedzali ich — w moim zdaniem nieuniknionej — eskalacji okrucieństwa i przemocy.
Londyn, 10 września
Winston Churchill, Druga wojna światowa, t. 1, ks. 2, przeł. Krzysztof Filip Rudolf, Gdańsk 1995.
26 sierpnia o 10.55 Churchill przybył w towarzystwie gen. Alexandra do dowództwa Korpusu. Por. Lubomirski sporządził z rozmowy ze mną następujący protokół.
[...]
Churchill: Nie byliśmy przygotowani do akcji nad Warszawą, ale obecnie czynimy, co jest w naszej mocy, by dać pomoc drogą lotniczą.
Anders: Bolszewicy od trzech lat ciągle nawoływali do powstania. Posuwając się w głąb Polski, zwiększyli jeszcze swoją w tym kierunku propagandę, ogłaszając niedawno, że już są na przedmieściach Warszawy. Lecz od chwili wybuchu powstania, tj. od 1 sierpnia, zupełnie zamilkli i ani palcem nie ruszyli, by Armii Krajowej okazać najdrobniejszą pomoc.
Churchill: Wiem o tym dobrze, nawet Amerykanie zgłosili gotowość lotów z Anglii na Warszawę (50 lotów) z lądowaniem na terenie sowieckim w Połtawie.
Dodał również, że Rosjanie mają zaledwie 30 kilometrów do Warszawy i że nie mieliby żadnych trudności w niesieniu pomocy, podczas gdy Anglicy muszą lecieć aż 780 mil z baz włoskich. [...]
Anders: Nasz żołnierz ani na chwilę nie stracił wiary w Wielką Brytanię. Rozumie, że przede wszystkim Niemcy muszą zostać pobite i wykona każde zadanie prowadzące do tego celu. [...] Ale do Rosji nie możemy mieć zaufania, gdyż ją dobrze znamy i zdajemy sobie sprawę, że wszelkie oświadczenia Stalina, iż chce Polski wolnej i silnej, są kłamliwe i fałszywe. Pragną naszych ziem wschodnich, aby nas łatwiej zniszczyć i przeniknąć głębiej do Europy, którą chcą skomunizować. Sowiety, wchodząc do Polski, aresztują i wywożą w głąb Rosji, tak samo jak w roku 1939, nasze kobiety i dzieci, rozbrajają żołnierzy naszej Armii Krajowej, rozstrzeliwują naszych oficerów i aresztują naszą administrację cywilną, niszcząc tych, którzy przeciw Niemcom bezustannie od roku 1939 walczyli i walczą. My w Warszawie mamy nasze żony i dzieci, ale wolelibyśmy, by raczej zginęły, aniżeliby miały żyć pod bolszewikami. My wszyscy wolimy zginąć walcząc, aniżeli żyć na klęczkach.
Churchill (bardzo wzruszony, stanęły mu łzy w oczach): Powinniście mieć zaufanie do Wielkiej Brytanii, która nigdy was nie opuści — nigdy. Wiem, Niemcy i Rosjanie tępią cały wasz najlepszy element, szczególnie sfery intelektualne. Głęboko wam współczuję. Ale ufajcie, my was nie opuścimy i Polska będzie szczęśliwa.
26 sierpnia
Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939–1945, Londyn 1983.
Radiogram
Londyn — Naczelny Wódz gen. broni Sosnkowski do rąk własnych
Melduję, że w czasie natarcia Korpusu w dniu 26 sierpnia odwiedził mnie w Kwaterze Polowej Premier [Winston] Churchill. Rozmowa trwała 45 minut. Rozmawiał na tematy polityczne najbardziej nas obchodzące. Powiedziałem Mu otwarcie wszystko to, co nas nurtuje. Z przebiegu rozmów jestem zadowolony.
Pobyt Premiera w Korpusie wpłynął w wysokim stopniu dodatnio na morale żołnierzy.
Poruszyłem z Premierem, a także osobno w dniu 24 sierpnia z Marszałkiem Broock[iem], sprawę pomocy dla Warszawy. Obydwaj zapewnili mnie, że pomimo wyjątkowo wysokich strat i trudności będzie zrobione wszystko, co jest możliwe.
Anders
27 VIII 44
Orzym[ane] 29 VIII, g[odzina] 16.30
Zaszyfr[owane] 18.55
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
W tej chwili przelatują nad naszą głową liczne eskadry samolotów, a ulicami ciągną ludzie powracający z pochodu, dość licznego. Jadą również pod naszymi oknami bardzo zabawne i dobrze zrobione karykatury Trumana, Churchilla, de Gaulle’a itp. ogromnych rozmiarów, które też defilowały na pochodzie. Warszawa mocno zarumieniona, pierwszy raz wojsko wzięło udział w uroczystościach. Przemówienia, których słuchaliśmy przez radio, dziwnie słabe i napaści na Kościół nacechowane bezsilną złością, że pomimo wszystko ludzie do Pana Boga coraz bardziej się garną i kościoły coraz pełniejsze, a aktywność katolickich działaczy się nie zmniejsza. Niebo przez cały ranek było ponuro-czarne, okazując swe niezadowolenie z tego, co się dzieje na ziemskim padole — wstrzymało się od grożącego deszczu, nie chcąc widocznie dokuczyć wielu niewinnym ofiarom, marznącym od wczesnego rana w letnich, odświętnych strojach. (Po wczorajszej burzy bardzo się oziębiło.) Teraz, gdy wszystko się skończyło, słońce zabłysło na rozpogodzonym niebie. Ponieważ dużo ludzi nie mogło być rano na mszy św. — we wszystkich kościołach mają się odprawić msze św. o siódmej wieczorem...
Warszawa, 1 maja
Centralne Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (CA MSWiA), 17/IX/71, t. 3, k. 84–87.
Nasza prasa w ogóle nazywa ten Festiwal Festiwali Filmowych najważniejszym ze wszystkich. Anna, która chodziła na większość filmów, nie jest nim aż tak zachwycona.
Obie za to przeżyłyśmy wstrząsające wrażenie oglądając w sobotę o 10.45 rano bezpośrednio z TV BBC – pogrzeb Churchilla. To się patrzyło jakby na pogrzeb całej epoki, pogrzeb Imperium – a zarazem słuchało się jak spisu osób ze sztuki Szekspira: Królowa Matka, Książę i Księżna Gloucester, Książę i Księżna Kentu, Księżniczka Małgorzata i Lord Snowdon, Królowa Brytyjska Elżbieta II, następca tronu, Karol ks. Walii, Filip, Książę Mountbatten etc.
Lord Mayor Londynu w średniowiecznym stroju, Arcybiskup Canterbury w stroju odwiecznym, bardzo podobnym do naszych arcybiskupich.
Powóz jak z Lampedusy, wiozący lady Churchill. Lśniące limuzyny Królowej i świty były jedynym nowoczesnym akcentem w tej uroczystości, no i stroje trójki królewskiej. Zgodnie z życzeniem Churchillaszły przedstawicielstwa wszystkich ulubionych jego pułków i innych jednostek wojsk lotniczych, lądowych i marynarki – wszystko w paradnych strojach – i szło to jak jakiś zmechanizowany balet. Ale jakie to musiało być w kolorach!!
De Gaulle przewyższający wszystkich głową; król duński, król belgijski, królowa holenderska i jeszcze różne głowy panujące.
Wojsko według odwiecznych zapewne zwyczajów broń trzymające odwróconą lufami nie tylko na dół, ale i do tyłu. Tak samo oficerowie cały czas nieśli dobyte szable ostrzami do dołu i do tyłu.
Mnóstwo historycznych ubiorów. Przy ordynarnej chamskości naszych czasów i przy ciągłej zmienności wszystkiego – ta śmiałość w pokazaniu przeżytych gdzie indziej form dawała także wrażenie pięknej epoki.
Komorów, 1 lutego 1965
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.