Nasza kampania o obce języki „Obywatele, nie jąkać się” wzbudziła wielkie zainteresowanie zarówno w prasie, jak i w różnych środowiskach, i to nie tylko wśród nauczycieli szkół średnich i akademickich, ale także w miejscach, w których się nie spodziewaliśmy. W „Ursusie” dyrekcja uruchomiła pięć kursów językowych.
Warszawa, 17 września
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W redakcji zjawiłem się kilka minut po ósmej. W fabryce jest tak, że robotnicy z pierwszej zmiany zaczynają pracę o 6.00, pracownicy umysłowi – o 7.00, a my w redakcji o 8.00. [...]
W pokoju redaktorów nie było nikogo, wszyscy siedzieli u szefowej. Postawiłem neseser na krześle i wszedłem do sąsiedniego pokoju.
„Słyszy pan?” — spytała szefowa i wszyscy wlepili oczy we mnie. Próbowałem coś usłyszeć, bezskutecznie. „Nie słyszy pan tej ciszy?” — zdziwiła się. „Strajk, panie Jurku, żadna maszyna nie została włączona. No, niech pan posłucha tej ciszy”.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
25 czerwca 1976 miałem pierwszą zmianę. [...] Pociągi były zatrzymane. Siedzieliśmy na trawie [...] Przyleciał helikopter. […] Dołączyła do nas druga zmiana. Komuś przyszło do głowy, żeby rozkręcić szyny. Ale trudno rozkręcać szyny, kiedy się nie ma odpowiednich narzędzi.
Wtedy powiedziałem o moim bracie — Ireneuszu Majewskim. Cięty był na komunę [...]. Kiedy zjawiłem się u niego i powiedziałem, co się dzieje, zatarł z radości ręce. „No, wreszcie skończy się!” — powiedział. Załadowaliśmy butlę z tlenem i palnikiem acetylenowym na starego forda z lat 50. i pojechaliśmy pod fabrykę. Nawet nie musieliśmy ciąć szyn, tylu było chętnych. Tyle, że w butli było mało tlenu, ledwo nadcięli szynę. Musieliśmy jechać po nową butlę. Kiedy wróciliśmy po raz drugi, to ci na torach jakoś sobie poradzili; rozkręcili szyny, odłączyli elektrowóz od pociągu i zepchnęli z szyn.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Jechał pociąg, zatrzymał się pod sygnałem. To był pociąg na linii Żyrardów–Warszawa. Więc wszyscy zaczęli dziurą przechodzić na tory. Pyta się kolejarz, co się dzieje. „Strajk” — mówimy. „To siadajcie na torach” — no i myśmy usiedli na torach. [...]
Ludzie zaczęli zatrzymywać samochody jadące od strony Włoch. Nie dali nikomu przejechać, tylko karetki były przepuszczane. Jechał samochód z chlebem. Młodzież skoczyła na ten samochód, zaczęła rabować chleb. [...] potem jaja — drugi samochód. Trzeci samochód jechał z cukrem, 5 toreb zrzucili. Ja zaczęłam krzyczeć: „Panowie to nie jest strajk, to jest czyste złodziejstwo! Dlaczego to robicie?”. Więc wszyscy do mnie i zaczęli wyzywać. [...] „Komunistko” — tak na mnie krzyczeli. A przecież ja nigdy nie należałam do partii, nie byłam komunistką — no, ale krzyczeli. [...] Potem jechał samochód z płytami betonowymi na budowę. Zatrzymali.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Było już po zachodzie słońca, dobrze szaro, prawie ciemno, gdy przyjechało ZOMO. Wszystko rozegrało się na placu między budynkiem dyrekcyjnym a torami kolejowymi. W pewnej chwili zobaczyłem zomowców wysypujących się z bud. Byli w pełnym rynsztunku — w hełmach z przezroczystymi przyłbicami, mieli pałki i tarcze. Było jakieś wezwanie do rozejścia się. Takie ultimatum. […]
Zaczęli od gazu. Część ludzi siedziała w zatrzymanym pociągu. Pociski gazowe rozbijały szyby i wpadały do środka. Zapalił się wagon. Z naszej strony leciały kamienie z podtorza, naturalna amunicja. Były pod ręką, to się strzelało. Wreszcie milicjanci ruszyli do szturmu.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Zmiana cen detalicznych podstawowych artykułów spożywczych jest, oczywiście, sprawą bardzo trudną, dotyczy bowiem każdej rodziny, każdego obywatela. Proponując — mimo to — tę zmianę kierowaliśmy się nieodpartymi koniecznościami, a przede wszystkim niełatwą sytuacją, jaka istnieje od długiego czasu, w dziedzinie zaopatrzenia w mięso i jego przetwory. [...]
Opracowany przez rząd projekt rozwiązań przedstawiliśmy Sejmowi i całemu społeczeństwu jako propozycję, a nie ostateczną decyzję. Decyzję uzależniliśmy od przebiegu i wyników dyskusji, od stanowiska, jakie wobec tych problemów i wobec tego projektu zajmą ludzie pracy. W ciągu dnia dzisiejszego w większości zakładów pracy w całym kraju odbywały się konsultacje w tej sprawie.
Wśród przeważającej części ich uczestników motywy i intencje rządowego projektu znalazły zrozumienie. Równocześnie jednak zgłoszono wiele wniosków i uwag co do proponowanej zmiany struktury cen, do zakresu zmian, jak również do zasad podziału rekompensaty.
Złożono ogromnie dużo konkretnych propozycji zasługujących na bardzo wnikliwe rozpatrzenie.
W tej sytuacji rząd uważa za niezbędne ponowne przeanalizowanie całości sprawy. Wymaga to dłuższej, co najmniej kilkumiesięcznej pracy. W związku z tym i w imieniu Rady Ministrów i po zasięgnięciu opinii Prezydium CRZZ zwróciłem się do Prezydium Sejmu o wycofanie obecnie rządowego projektu.
Równocześnie Rada Ministrów zarządziła utrzymanie dotychczasowych cen detalicznych artykułów żywnościowych. [...]
Jestem pewien, że całe społeczeństwo, a przede wszystkim klasa robotnicza przyjmie tę decyzję, jako jeszcze jedno potwierdzenie demokratycznych zasad, którymi partia i rząd kieruje się w swej polityce społecznej.
Warszawa, 25 czerwca
Trybuna Ludu, nr 151/152, 26–27 czerwca 1976
Ktoś krzyknął, że robią z helikoptera zdjęcia. Nie wiem kto, ale ktoś zauważył. Spuszczaliśmy wtedy głowy. Jak tylko helikopter nadlatywał, każdy patrzył w dół i nie zadzierał z ciekawości głowy do góry.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie. Dokumenty, relacje, zdjęcia. June 1976 in Ursus. Documents, Reports, Photographs, Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Powiedziałem, że trzeba szybko znaleźć i wystawić telewizor. Dwóch ludzi z tłumu pobiegło, aby przenieść go z sali konferencyjnej Komitetu Fabrycznego na dach stołówki. Ponieważ gdzieś nie można było otworzyć okna, wybito szybę. [...] Zaczyna się „Dziennik Telewizyjny”, a pierwsza wiadomość była poświęcona pogarszającej się jakości obuwia z fabryki w Radomiu. Stałem i dygotałem. Byłem głodny, zmęczony fizycznie i psychicznie. [...] Kilka tysięcy osób czekało na informację o odwołaniu podwyżki, a w telewizji gadali o butach. Ludzie się wściekli, zaczęli rzucać kamieniami w telewizor.
Wreszcie Jaroszewicz przemówił. Wtedy dopiero zaczęła się rozróba. Zamiast się uspokoić i rozejść, ludzie zaczęli krzyczeć; były pogróżki i epitety. Nie było żadnych okrzyków o zwycięstwie, krzyczano: „Wy skurwysyny! Wy czerwone chuje! Ruska hołota!”.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przyjechało kilkanaście samochodów. Zomowcy wychodzili z nich już z tarczami, pałami i resztą wyposażenia. Wzywali do rozejścia się. Tłum się nie rozchodził, ale nie był agresywny. Wydawało mi się, że jeszcze chwila i ludzie rozeszliby się do domów. Ludzi było jeszcze dużo, kilkaset osób na pewno. Może były jakieś okrzyki. W pewnym momencie zomowcy ruszyli do ataku. Z tłumu poleciały w ich stronę kamienie. Milicjanci strzelali jakimiś pociskami, gazem, także pociskami świetlnymi. [...] Widziałem [...] pociski wybijające szyby w wagonach pociągu dalekobieżnego, do którego schroniła się część ludzi.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
25 czerwca przyjechałem do pracy na godzinę 7.00. Ggdy wchodzi się do dużego zakładu przemysłowego, to zawsze słychać stukot, hałas. Tym razem, gdy wszedłem do „Ursusa”, było cicho. Tylko szum, syk powietrza ze zniszczonych przewodów z instalacji pneumatycznej, którego normalnie w ogóle nie słychać. To była pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Coś się dzieje. Podszedłem do bramy i usłyszałem, że jest strajk.
Ursus, 25 czerwca
Paweł Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Warszawa 2006.
Zomowcy wychodzili już z nich [z samochodów], już z tarczami, pałami i resztą wyposażenia. Wzywali do rozejścia się. Tłum się nie rozchodził, ale nie był agresywny. Wydawało mi się, że jeszcze chwila i ludzie rozeszliby się do domów. Ludzi było jeszcze dużo, kilkaset osób na pewno. Pewnie były jakieś krzyki. W pewnym momencie zomowcy ruszyli do ataku. Z tłumu poleciały w ich stronę kamienie. Milicjanci strzelali jakimiś pociskami, gazem, także pociskami świetlnymi. Nie wiem, czy strzelali celowo, czy to przez przypadek, w każdym razie pociski te spowodowały pożar w wagonie. Potem oskarżano protestujących o podpalenie wagonu. Widziałem na własne oczy pociski wybijające szyby w wagonach pociągu dalekobieżnego, do którego schroniła się część ludzi.
Ursus, 25 czerwca
Paweł Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Warszawa 2006.
Nie muszę towarzyszom mówić, jakie hasła tam podnoszono. W każdym razie było to zaprzeczenie demonstracji, było to zaprzeczenie czegokolwiek, co może być tolerowane w normalnie szanującym się państwie. […]
Ja uważam, że trzeba będzie od jutra odbyć we wszystkich województwach masowe wiece, wiece na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, nawet sto czy ponad sto tysięcy, tam gdzie towarzysze mają takie możliwości, żeby to były wiece złożone z ludzi dobranych […].
Towarzysze, mnie to jest potrzebne jak słońce, jak woda, jak powietrze. […] I my nie możemy pozwolić na to, żeby w tym kraju byle jaki chłystek narzucał swoją wolę ogromnej ilości ludzi, członkom partii. […]
I trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem, a nawet jeśli zażądacie wyrzucenia z zakładu elementów nieodpowiedzialnych — tym lepiej dla sprawy. […]
Tylko moja zimna krew, towarzysze, pozwoliła zachować spokój i uchronić od przelewu krwi. Gdybym był bardziej emocjonalny, gdybym mniej panował nad nerwami, to prawdopodobnie polałaby się krew i nie wiadomo, ilu ludzi by zginęło.
Warszawa, 26 czerwca
Wypowiedź Edwarda Gierka [w:] Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, 1996−97, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Następnego dnia przyszłam do pracy rano. Przysłali po mnie kogoś. Powiedział, że jest egzekutywa i że jestem proszona. Poszłam. Już tam cała świta siedziała. Spytali mnie, gdzie byłam wczoraj, co robiłam. „Byłam tam, gdzie byli wszyscy” — powiedziałam. I tłumaczę: „Tylko patrzyłyśmy”. „A po torach pani latała?”. Mówię: „Nie, po torach nie latałam”. „No to co pani robiła?”. Zdenerwowałam się trochę. „Wzięłam flagę i z tą flagą latałam” — zażartowałam. Kierownik podniósł się i mówi tak: „Za przewinienie jest pani zwolniona w trybie natychmiastowym, paragraf 52, proszę oddać przepustkę. Nie wolno pani wchodzić na zakład”.
Oddałam przepustkę. Nie wolno było mi nawet zdać narzędzi, nic — potraktowali mnie jak bandytę. Od razu na wózek. Za bramę mnie wywieźli jak jakiegoś bandziora i koniec.
Ursus, 26 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Wróciłem do Warszawy 2 lipca rano, zupełnie nieprzytomny ze zmęczenia [...]. Padłem więc zupełnie nieprzytomny i Gajka wyłączyła telefon. O te wyłączenia często spieraliśmy się. Ja uważałem, że pod żadnym pozorem nie wolno, Gajka, że czasem trzeba. [...] usnąłem jak kamień i dopiero po południu obudził mnie Henio Wujec. Trzecia była czy czwarta, a on na mnie z krzykiem:
— Co się dzieje! Nie przyjmujecie telefonów!
— Co się stało?
— Strajk w „Ursusie”!
No tak, kiedy po raz pierwszy wyłączam telefon, to właśnie zaczyna się strajk.
Warszawa, 2 lipca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas: „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991.
Zaczęto jak zwykle od gróźb. „Pracownicy nie są niezastąpieni i winni o tym pamiętać” — powiedział sekretarz. W odpowiedzi robotnicy dołączyli do postulatów strajkowych żądanie pisemnej gwarancji, że za strajk nikt nie będzie represjonowany. Kierownik obiecał więc, że przedstawi żądania „na górze” i wezwał do podjęcia pracy. Ponieważ nikt się nie ruszył, wskazywał palcem znanych mu robotników i wzywał ich imiennie. Był to moment przełomowy. Nikt się nie wyłamał i stało się jasne, że strajkujący muszą wygrać.
Ursus, 4 lipca
„Robotnik” nr 57, 1980, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jedziemy [z Geremkiem] do „Ursusa”. Przed główną bramą flagi, plakaty: „Czekamy na Janka Narożniaka”, „Nie stosować bezprawia — uwolnić Jana Narożniaka”, „Stop bezprawiu, prowokacjom, represjom”. Wpisujemy się na listę. Wchodzimy na teren zakładu, idziemy do lokalu „Solidarności”. Lokal składa się z małego pokoju i salki konferencyjnej. W obu typowy rozgardiasz strajkowy: odezwy, plakaty — wiszą i walają się po podłodze, skrzynki z wodą mineralną i jabłkami, dym papierosów, pełne popielniczki ogryzków, niedopałków, kapsli. Są: Wujec, Bujak, Macierewicz, całe prezydium „Mazowsza”. Potem przyjeżdża jeszcze sporo znajomych: Romaszewscy, Ewa Milewicz, mecenasi Siła-Nowicki, Olszewski. Macierewicz zwraca się do mnie z troską: „Popatrz, co ci komuniści robią z krajem”.
Warszawa-Ursus, 26 listopada
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002.
„Ursus” to dwadzieścia zakładów rozrzuconych na dużym obszarze. Od rana ludzie gromadzili się w głównych halach, u siebie. Ale kiedy zaczęto wydawać karty urlopowe, bardzo wielu z nich skorzystało. Początkowo ludzie brali i mówili:
„To tylko tak, na wszelki wypadek, dla bezpieczeństwa”. Z godziny na godzinę było nas jednak coraz mniej, w poszczególnych zakładach i wydziałach zostało po kilkanaście osób.
Zbliżała się noc. Komitet strajkowy kilkanaście razy głosował — wychodzimy czy zostajemy? I zostaliśmy. Czterysta osób z piętnastu tysięcy, bo tyle pracuje w „Ursusie”.
Warszawa-Ursus, 14 grudnia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Stanęliśmy w kole. Wcześniej postanowiliśmy, że zachowujemy się spokojnie, strajkujemy, ale nie walczymy. Wdarli się przez okna. Było ich ze trzydziestu–czterdziestu, na początek. [...] Jedni z „kałasznikami”, inni z nożami, wygląd raczej bandycki. Major, który nimi dowodził, wskoczył na jakąś hałdę i powiedział, żebyśmy się nie ruszali, bo oni nie chcą z nami walczyć. [...]
Gdy dowódca grupy „antyterrorystycznej” zobaczył, że walki nie będzie, to krzyknął i do hali weszli zomowcy w normalnym oporządzeniu, z tarczami, pałami i przyłbicami. Utworzyli „korytarz”, przez który kazano nam przechodzić. Bicia nie było.
Warszawa-Ursus, 14/15 grudnia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Koniec procesu „Ursusa”. Kaniewski dostał trzy lata i sześć miesięcy, Czerwiński trzy lata, Kaszuba trzy lata, Filoda — dwa lata z zawieszeniem na trzy lata.
Gdy odczytywano uzasadnienie wyroku ktoś z publiczności w ostatnim rzędzie powiedział dosyć cicho: wyjdźmy. I wszyscy podnieśli się z krzeseł.
Po wyjściu z sali staliśmy na korytarzu, czekając na oskarżonych. Jakkolwiek oddzielała nas od nich kordon milicji, nikt się tym nie przejmował. Biliśmy brawa, a potem długo i głośno śpiewali: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy, co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy”. Przy ostatnich słowach kilku mężczyzn wzniosło do góry pięści.
Wielu płakało.
Warszawa, 20 stycznia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.