Jakaż gorycz wzbiera w sercu, gdy pomyśli się o tysiącach, dziesiątkach tysięcy naszych ludzi, którzy w dziesięć lat po wojnie gniją w różnych obozach rozrzuconych po całej Rosji bez nadziei powrotu. Co przeżywać musi jakiś zapomniany Polak na widok Austriaka wracającego do swego ukochanego Wiednia, gdy on, polski żołnierz drugiej wojny światowej pozostaje nadal za drutami. Wracają Niemcy, Austriacy, Włosi, wracają dawni żołnierze armii nieprzyjacielskiej i pokonanej. Na miejscu, w głębi Rosji pozostają Polacy, bo nikt się o nich nie upomni. Nie ma radosnych scen powitania na dworcach kolejowych Warszawy, Poznania czy Krakowa.
[…]
W Polsce głucho jest o tysiącach deportowanych do Rosji w czasie wojny i po wojnie, i marny byłby los śmiałka, który odważyłby się przerwać to milczenie w obronie swych braci.
Dowiedzieliśmy się w ubiegłym tygodniu, że Bierut przyjął w pięknych salonach urzędu Rady Ministrów w Warszawie wycieczkę uchodźców polskich z Francji, Belgii, Holandii i Niemiec Zachodnich. „Powtórzcie rodakom za granicą” – powiedział Bierut – „że naród nasz ceni bardzo każdego rodaka, gdziekolwiek zamieszkuje. Polska ludowa – dodał tonem dobrotliwego włodarza – to jest Polska, w której władzę sprawuje cały naród, a naród polski jest wspaniałomyślny. Nie pamiętamy i nie chcemy pamiętać popełnionych win i przekroczeń. Każdy kto szczerze tęskni za ojczyzną, kto chce wrócić – może spokojnie i bez żadnej obawy wrócić do swego kraju i pracować dla rozkwitu Polski”.
[…]
Polacy wolni, żyjący na Zachodzie, korzystający ze wszystkich dobrodziejstw swobody, mają wracać jak najszybciej do Polski, pod komunistyczne rządy. Do nich to przemawia od rana do nocy rozgłośnia z Warszawy. Do nich to kieruje dobrotliwe słowa Bolesław Bierut. O tych drugich, tych setkach tysięcy uwięzionych w sowieckich łagrach – woli nie pamiętać. Niechże ich zakryje na zawsze grobowa płyta milczenia. Niechże ich dalej dziesiątkuje cynga, gruźlica i tyfus. Dla tych „przestępców” nie ma „amnestii” wybaczenia i powrotu.
Proszę państwa. W chwili, kiedy komuniści rozpoczynają obłudną propagandę na rzecz powrotu uchodźców polskich z Zachodu – radiostacja nasza, Głos Wolnej Polski – zbierać będzie i nadawać wszelkie informacje na temat losu Polaków uwięzionych w Rosji. Nasze SOS rozsyłać będziemy do całej wolnej prasy polskiej w zachodnim świecie. Gdziekolwiek dziś jesteśmy – niechaj po całym świecie rozlegnie się wołanie tak mocne, by usłyszeli je zarówno sprzymierzeńcy jak nieprzyjaciele:
Żądamy powrotu do kraju Polaków z łagrów i więzień sowieckich. Cierpią oni i umierają za jedną tylko zbrodnię: walczyli o niepodległą Polskę.
Monachium, 31 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Można by dzisiaj powiedzieć, że dywersja komunistyczna, pozbawianie kolejno przez Sowiety szeregu narodów wolności i niepodległości, jak i ujawniona chęć komunizmu do panowania na całym świecie nie pozwalały długo światu demokratycznemu spać w spokoju. Trzask wyłamywanych drzwi i zbrojna napaść na Koreę, żagiew zapalonych ogni w Azji, chrzęst manewrów sowieckich w Europie obudziły całkowicie świat demokracji, stawiając go na nogi.
[…]
Nikt nie jest w stanie przewidzieć wypadków, które nam niesie Rok Nowy, ale jedna rzecz jest pewna: świat wolnych ludzi, ze Stanami Zjednoczonymi na czele, jest w pełni świadom niebezpieczeństwa i w szybkim tempie mobilizuje swoje pogotowie.
Świat wolnych ludzi, jego solidarność i zrozumienie wspólnoty interesów w obronie przed komunizmem nie zaczyna się i nie kończy się na sztucznych granicach żelaznej kurtyny, zbudowanych przez komunizm. Jest on wszędzie tam, gdzie żyją ludzie, którzy wierzą w Boga, pragną wolności i chcą budować współżycie między ludźmi i narodami na miłości bliźniego.
Komunizm nie uznaje Boga, zaprowadza niewolę, na kłamstwie i nienawiści chce budować swoje panowanie nad światem. I dlatego, mimo że nas dzielą chwilowo ogromne przestrzenie, druty kolczaste i bagnety naszych gnębicieli i oprawców, jesteśmy razem. Razem w swojej wierze, w swojej nadziei, w swoich pragnieniach, związani wspólnymi celami.
Gdy agresja sowiecka, narzucając dyktaturę komunistyczną, pozbawiła państwo polskie niepodległości, a naród polski wolności, gdy Wy musicie milczeć, trwając w biernym oporze, my, którzy znaleźliśmy się na emigracji, uważamy za swój obowiązek działać w miarę naszych możliwości.
Powoławszy w starym roku w Waszyngtonie, na wolnej ziemi amerykańskiej, Polski Narodowy Komitet Demokratyczny […] – za cel działania Komitetu postawiliśmy między innymi: walkę o uwolnienie Polski spod komunistycznej przemocy, wprowadzenie i ugruntowanie w niej ustroju pełnej demokracji, reprezentację i obronę sprawy polskiej na terenie międzynarodowym, współpracę z wolnymi przedstawicielami krajów zza żelaznej kurtyny, informowanie wolnego świata o istocie zagadnień polskich i prawdziwych dążeniach narodu polskiego oraz informowanie Kraju o osiągnięciach Zachodu w walce o wyzwolenie świata od komunistycznej tyranii.
Monachium, 6 stycznia
„Jutro Polski” nr 3, 11 lutego 1951, cyt. za: Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Drodzy Rodacy, Bracia i Siostry!
Przemawiając przez Radio Wolna Europa, które ma na celu głoszenie prawdy i niesienie otuchy tam, gdzie panoszy się kłamstwo i sączy się nienawiść w sercu ciemiężonych mas ludzkich, chciałbym poświęcić uwagę – jednemu specjalnie zagadnieniu, a mianowicie, na czym my Polacy możemy budować swoją wiarę w to, że Polska znowu będzie wolna i niepodległa.
Gdy niebezpieczeństwo komunizmu, nieprzyjaciela wolności, głównej podstawy trwałego pokoju został[o] rozpoznan[e], a jego metody i fałszywa propaganda zdemaskowana, świat zachodni coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że nie zazna prawdziwego pokoju przy podziale świata na wolnych ludzi i niewolników straszliwej dyktatury komunistycznej.
Stąd też sprawa polska nie jest odosobniona, stała się ona częścią wspólnej sprawy światowej. Wspólnym sojusznikiem jest każdy naród, opierający się komunizmowi lub walczący z komunizmem, a zdążający do trwałego pokoju, opierając się na wolności i demokracji, jak wspólnym wrogiem dla każdego są komuniści, gnębiący nie tylko nasz naród, ale setki milionów ludzi i dziesiątki innych krajów, zagrażając pokojowi całego świata.
W tym leży dodatkowe źródło naszej nadziei i otuchy, gdyż nie jesteśmy ani odosobnieni, ani nie możemy być zapomniani, czy pominięci, jeśli tylko potrafimy w najcięższych warunkach przetrwać i dotrwać.
Państwo polskie jest tam, gdzie leży ziemia i żyje naród polski, który chwilowo okupuje i którego gnębi komunistyczna przemoc sowiecka.
[…]
Wiem, jak jest Wam ciężko i śpieszno do wolności. Wierzcie! Niech wiara wzmocni się nadzieją wypływającą ze świadomości, że Zachód przejrzał zamiary wroga ludzkości, ocenił należycie niebezpieczeństwo – zdeterminowany jest na siłę – odpowiedzieć siłą. Naszym wspólnym wrogiem jest świat komunistyczny, który wolność, główną podstawę pokoju światowego, niszczy – nie dając milionom ludzi żyć i tworzyć w pokoju. Niech Waszą wiarę również wzmacnia uczucie, żeście zarówno w czasie wojny, jak i w czasie pokoju uczynili wszystko, co było w waszej w mocy – by żyć jako naród wolny i niepodległy i macie moralne prawo żądać pomocy i targać sumieniem świata wolnych ludzi.
Stoją przed wami jeszcze ciężkie dni doświadczeń i walk. Ale naród polski doczeka się znowu wolności. Powstanie znowu do nowego życia Polska, wolna od komunizmu, demokratyczna, nie uznająca elity lub przywilejów i stanie się sprawiedliwą matką swoich dzieci.
Monachium, ok. 14 stycznia
„Jutro Polski” nr 1, 14 stycznia 1951, cyt. za: Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Święto 3 Maja było w naszym domu zawsze obchodzone uroczyście, nawet w najtrudniejszych czasach. Także wtedy — 3 maja 1952 — ojciec ubrany był w elegancki garnitur i krawat. Uczyłam się, kiedy obcesowo mi przerwał. Sądziłam, że chce, abyśmy okupacyjnym zwyczajem odmówili litanię loretańską i zanucili Witaj majowa jutrzenko. A on zaprowadził mnie do swojego sekretnego pokoiku, a raczej komórki, w której słuchał radia. Okno od strony lasu nie dość, że było zamknięte okiennicą, to jeszcze uszczelnione moją pierzynką. Mrugający kolorowymi lampami przedwojenny odbiornik usadowiony był na poduszce. Tego majowego dnia, pośród pisków i szumów, po raz pierwszy usłyszałam głos, który na mój umysł i serce podziałał z wyjątkową siłą, głos Jana Nowaka: „A teraz do was zwracam się, drodzy rodacy, którzy mnie słuchacie na polskiej ziemi”.
3 maja
Relacja Eleonory Kosior-Zbierskiej, [cyt. za:] Maciej Drygas, Fale w eter, „Karta” nr 38, 2003.
Przyjmuję z rąk Pana [prezesa Komitetu RWE Harolda Millera] tę nową radiostację, dar społeczeństwa amerykańskiego, w głębokim przekonaniu, że stanowić ona będzie mocną więź łączności między wolnym światem a uwięzioną Polską. [...]
Wolność świata jest niepodzielna! Ludzkość nie może być podzielona na narody wolne i narody w niewoli. Szczęśliwi, którzy korzystają z największego skarbu człowieka, jakim jest wolność, nie mogą przyglądać się obojętnie z bezpiecznego brzegu, jak na ich oczach tonie połowa Europy, zalewana falą wschodniego barbarzyństwa, jak na ich oczach miliony ludzi konają powolną śmiercią w łagrach, obozach i więzieniach bezpieki. [...]
A teraz do Was się zwracam, Rodacy, którzy słuchacie mnie na ziemi polskiej. [...]
Wszystko, co Was boli i gnębi, jest i naszym bólem. Przeżywamy jak i Wy uczucie zniewagi i upokorzenia, gdy w imieniu Polski przemawia dziś szajka renegatów, a stary szpicel NKWD nazwiskiem Bierut ośmiela się występować jako prezydent Rzeczpospolitej.
[...] Rosja chce z nas wyłuskać wszystko co twarde i nieugięte, by zamienić naród polski w plastelinę, która pozwoli się urobić w rosyjskich łapach na bolszewicką modłę. Nie wolno jej tego ułatwiać.
Będziemy przedstawiali Wam polską niezależną myśl polityczną, która zdławiona została w ujarzmionym Kraju, lecz rozwija się dalej swobodnie w warunkach wolności.
[...] Rodacy! Gdziekolwiek jesteście — pamiętajcie: Polska żyje, Polska walczy, Polska zwycięży!
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Dzięki uprzejmemu zaproszeniu Amerykańskiego Komitetu Wolnej Europy przypadł mi w udziale, przy okazji otwarcia nowej rozgłośni Radia Wolna Europa ten miły obowiązek przemówienia do Was, drodzy Bracia i Siostry w Kraju.
Warszawscy słudzy moskiewskiego czerwonego cara, pozbawiają naród polski wszelkich wolności, izolując go od wolnego, demokratycznego świata, nakładając mu łańcuchy niewoli komunistycznej, nie potrafili i nie potrafią wyrwać Polakom z serc miłości Ojczyzny i dążenia do Polski niepodległej, ani też zniszczyć wolnej myśli w umysłach ludzkich.
I dlatego, kiedy ta myśl patriotyczna i wolnościowa żyje i żyć będzie, zadania i możliwości Radia Wolna Europa są przeogromne. Zarówno w roli łącznika wolnego Zachodu z więźniami ustroju komunistycznego, posłańca prawdy i obiektywnego informatora o rozgrywających się wypadkach dziejowych, jak i w roli rzeźbiarza i współtwórcy wizji lepszej przyszłości, która zaryta głęboko w serca milionów sprawi, że naród jako całość silny i niezłamany doczeka się chwili, kiedy niepodległość, wolność i demokracja zwyciężą i zapanują na trwałe na ziemi polskiej.
Życzę Radiu Wolna Europa, by to przeogromne zadanie spełniło jak najlepiej, jak i życzę Wam słuchaczom, byście mogli jak najwcześniej doczekać się od tegoż Radia wiadomości, że dzień wolności i niepodległości Polski już nadchodzi.
Monachium, 3 maja
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Zasady wolnościowe i demokratyczne Konstytucji 3 Maja wreszcie weszły do fundamentów Polski, uwidocznione w demokratycznej Konstytucji 1921 roku.
Stąd też dzisiaj obchody świąt narodowych, związanych z uchwaleniem Konstytucji 3 Maja, są zakazane w Polsce. Nie tylko zakazano obchodów, nie tylko zdzierano flagi polskie, strzelano do studentów w Krakowie, rozpędzano i bito młodzież szkolną, wychodzącą z kościołów, ale gwałtem narzuca się Polsce konstytucyjny ustrój sowiecki o pańszczyźnianym, ludobójczym i antychrześcijańskim charakterze.
Ta narzucona gwałtem sowiecka konstytucja zniknie z pierwszym dniem wyzwolenia Polski od dyktatury komunistycznej. Padnie komunizm i nadejdzie znowu moment, że Polska powstanie do niepodległego bytu. I znowu te same zasady wolności, demokracji i sprawiedliwości społecznej, te same zasady, które dawniej wśród Polaków stanowiły siłę i wolę do przetrwania obcych zaborów, które dzisiaj stanowią w Polsce podstawę i siłę do oporu i walki z dyktaturą komunistyczną, a które również są podstawą siły i potęgi demokracji Zachodu – staną się podstawą ustroju demokratycznego wolnej, niepodległej Polski, zastępując dyktaturę, pańszczyznę, ateizm i ludobójstwo ustroju komunistycznego bierutowskiej konstytucji.
Niechże więc inauguracja nowej [rozgłośni] Radia Wolna Europa, właśnie w rocznicę Konstytucji 3-Majowej, która tak bardzo przyczyniła się do przetrwania niewoli obcych i odzyskania Polski Niepodległej, będzie również zapowiedzią, że te trwałe i wieczne zasady niepodległości, wolności i demokracji, które dzisiaj dają siłę do przetrwania i stanowią gwarancję zwycięstwa, jutro stanowić będą równocześnie o wolności, szczęściu i rozwoju narodu polskiego, będąc równocześnie podstawą współpracy i pokojowego współżycia wszystkich wolnych narodów świata.
Monachium, 3 maja
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Nie wierzcie ślepo temu, co mówią Wam i czego uczą Was w szkole, w organizacji, na zebraniach. Szukajcie prawdy o Polsce i o świecie, o wypadkach obecnych i minionych, szukajcie jej w naszej literaturze ojczystej, poezji naszych wieszczów, szukajcie jej w starych książkach, pytajcie o nią rodziców, starszych braci i siostry. Nie traćcie żadnej okazji, żadnej sposobności, którą znaleźć możecie w obecnej sytuacji, by wzbogacić własną wiedzę fachową i ogólną.
Korzystajcie z każdej okazji, by sposobić się do roli organizatorów i budowniczych przyszłej Polski.
Monachium, 22 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Wojna w eterze, Kraków 2000, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Czytelnik „Kultury” (Nr 11/61) dowiaduje się z artykułu Zygmunta Nagórskiego, jr., pt. Sprawa polska w USA, że Radio Wolna Europa jest radiostacją par excellence amerykańską, jeszcze jedną imprezą, której zadaniem jest „to sell the Europeans the American way of life”. Twierdzenie to odbiega od prawdy tak daleko, że domaga się sprostowania. Należy się ono tym czytelnikom, którzy nie mając okazji słuchania naszej rozgłośni, nie mogą wyrobić sobie własnego osądu o jej programie.
Nikt nie zaprzecza, że Radio Wolna Europa powstało z inicjatywy i za pieniądze amerykańskie. Inicjatywę tę podyktował Amerykanom dobrze zrozumiany własny interes, oparty na amerykańskiej zasadzie obrony wolności. Stworzenie dla Polaków na Zachodzie możliwości swobodnego przemawiania do Kraju z własnego, polskiego punktu widzenia, nawet jeśli nie jest on zawsze identyczny z amerykańskim – stanowi samo przez się najskuteczniejszą propagandę wolności. Z tego podstawowego założenia wywodzą się zasady, na których oparta została współpraca między Polakami i Amerykanami w Radio Wolna Europa.
Programy nie podlegają cenzurze i inicjatywa redakcyjna i polityczna należy całkowicie do Polaków. Żaden z nas – ani w Nowym Jorku, ani w Monachium – nie spotkał się z nakazem nadania takiej lub innej audycji. Ramowe instrukcje są przedmiotem dyskusji z polskim kierownictwem, zanim staną się obowiązujące. W spornych sprawach obie strony szukają rozwiązania, które byłoby do przyjęcia dla jednych i dla drugich.
Czy Radio Wolna Europa jest zatem radiostacją par excellence amerykańską – jak twierdzi p. Nagórski? Czy też jest ono radiostacją polską w pełnym tego słowa znaczeniu?
Najuczciwszą i najbliższą prawdy odpowiedzią na to pytanie będzie stwierdzenie, że w obecnym stanie rzeczy Radio Wolna Europa jest imprezą polsko-amerykańską – „Polish American Partnership”. Polacy, zatrudnieni przez RWE, traktowani są bowiem jako partnerzy, a nie płatni urzędnicy, zobowiązani do wykonywania instrukcji i rozkazów.
Polski zespół rozgłośni Wolna Europa nie rości sobie żadnych pretensji do odgrywania roli ośrodka politycznego. Uważa natomiast, że misja jego polega m.in. na utworzeniu pomostu i odbudowaniu łączności między rzeszą polską, rozsianą po świecie, a okupowanym Krajem.
Monachium, ok. 3 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Dzień 4 marca pozostanie dla nas z pewnością datą pamiętną. Świat dowiedział się z radia moskiewskiego, że atak apoplektyczny powalił Józefa Stalina – jednego z najgroźniejszych tyranów i zbrodniarzy, jakich znają dzieje ludzkości.
Nie wiemy, czy Stalin umarł już pierwszego marca, a komunikat był tylko przygotowaniem do ogłoszenia tej wiadomości – czy też należy jeszcze do żyjących. Ale nie to jest istotne. W świetle komunikatu jasne jest, że nawet jeśli Stalin jeszcze nie umarł – jego rolę polityczną można uznać za skończoną.
Na przestrzeni ostatnich lat kilkudziesięciu można to wydarzenie porównać tylko ze śmiercią w berlińskim bunkrze innego zbrodniarza i tyrana: Adolfa Hitlera. Ale jest tu jedna zasadnicza różnica. Śmierć Hitlera oznaczała koniec hitlerowskiej Rzeszy. Odejście Stalina – to jeszcze nie koniec stalinizmu. To dopiero początek końca. […]
Stalin nie pozostawia żadnego następcy. Formalnie biorąc władza spoczywa dziś w rękach grona ludzi, którzy do niedawna tworzyli Politbiuro. Stalin pozostawia im potworną pamięć walki o władzę i morderstw, których sam dokonał jako następca Lenina. Pozostawia im więc w spadku wzajemną nieufność, podejrzliwość i śmiertelną obawę jednego przed drugim.
[…]
Koniec tyrana może być również źródłem pewnych nadziei na przyszłość dla społeczeństwa polskiego. Oznacza poważne osłabienie tych sił, które trzymają dziś Polskę w jarzmie. Jest zapowiedzią nieuniknionych przemian i wstrząsów.
Monachium, 4 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Za godzinę usłyszą państwo właśnie dwusetny „Podwieczorek Przy Mikrofonie”. Wydaje mi się, że warto na ten jubileusz zwrócić uwagę naszych przyjaciół-słuchaczy.
[…]
Wydaje mi się, że nasz „Podwieczorek Przy Mikrofonie” odegrał w naszej rozgłośni podobną rolę, co niegdyś „Lwowska Fala” w dawnym prawdziwie polskim radio w przedwojennej, niepodległej Polsce. Wytworzyła się jakaś nić sympatii między postaciami tej audycji, a słuchaczami w Kraju. Zespół artystów „Podwieczorku” otrzymał z Polski 160 listów. Zdawałoby się – niewiele – jeśli porównać z korespondencja, jaką otrzymuje każda rozgłośnia działająca we własnym kraju. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności, wówczas tę skromną cyfrę 160 listów należałoby pomnożyć przez tysiące. Bo proszę tylko zważyć: muzyka i piosenki „Podwieczorku Przy Mikrofonie” muszą przedzierać się przez jazgot zagłuszeń i pokonywać zakłócenia związane z odbiorem na krótkich falach. Każdy słuchacz, który decyduje się na napisanie listu, skierowanego do Radia Wolna Europa, pokonać musi obawę ryzyka, jakie z tym się wiąże. I wreszcie – każdy z tych 160 listów zaadresowanych do „Podwieczorku Przy Mikrofonie” – dotarł tylko dzięki temu, że cudem uniknął uwagi czujnego kordonu cenzorów.
[…]
Wiadomo, że kto słucha Głosu Wolnej Polski, ten się tym przed znajomymi nie chwali. Wiadomo, że słucha nas się w czterech ścianach, przy zamkniętych drzwiach i oknach. […] mimo odległości i zagłuszania udało nam się przecież stać się ogniwem łączącym słuchaczy w Polsce w jedną wielką radiową rodzinę. „Podwieczorki Przy Mikrofonie” mają w tym niemałą zasługę.
Monachium, 18 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Uważam, że pisarz, który wchodzi w dwustronne porozumienia z przedstawicielami reżymu i przyjmuje z tego źródła wynagrodzenie pieniężne – pozbawia się swego ideowego, moralnego i prawnego statusu emigranta politycznego. […]
Powstaje oczywiście pytanie, w jaki sposób pisarz ma postępować, by bojkotując reżym, nie zrywał równocześnie swej łączności ze społeczeństwem. W interesie naszym leży oczywiście, by książka emigracyjna jak najszerzej docierała do czytelnika w Kraju. Zadanie nasze polega na tym, aby obalać, a nie wznosić Żelazną Kurtynę. Widzę różne wyjścia z tego dylematu:
1) Walka o prawo debitu dla książki emigracyjnej, wydawanej za granicą. Jeżeliby „Kultura” mogła sprzedawać książki Parnickiego na rynku krajowym i otrzymywanym z tego tytułu zyskiem dzieliła się z autorem – wszystkie zastrzeżenia wyłuszczone powyżej odpadałyby automatycznie. Pieniądze bowiem w tym wypadku pochodziłyby bezpośrednio od czytelnika, a nie od reżymu. Wątpić jednak należy, czy postulat debitu dla książki emigracyjnej ma w obecnej chwili jakiekolwiek szanse.
2) Masowe wysyłanie książek emigracyjnych do bibliotek krajowych przy pomocy Komitetu Wolnej Europy. Jest to dawny Pański projekt, który obecnie poczynił – jak już pisałem – znaczne postępy. Spodziewam się, że w najbliższym czasie zapadną wreszcie w tej sprawie zasadnicze decyzje.
3) Związek Pisarzy podejmuje uchwałę, na podstawie której zrzeszeni członkowie tej organizacji wyrzekają się swych praw autorskich w stosunku do czytelników w Polsce. Nawiasem mówiąc, rozwiązanie to podsunął mi jeden z wybitnych pisarzy polskich, przebywający obecnie w Kraju. Zapytałem go, jakie byłoby jego stanowisko, gdyby Radio Wolna Europa nadała jeden z jego utworów. Odpowiedział mi dosłownie: „Tego rodzaju nadużycie praw autorskich sprawi mi bardzo wielką przyjemność. Ale na miłość Boską niech się pan do mnie nie zwraca o copyright”. Wydaje mi się, że w tych słowach zawarta jest również recepta dla pisarzy, do których kierują swe oferty firmy wydawnicze w Kraju. Sądzę, że tego rodzaju „socjalizacja” utworów literackich, pisanych na emigracji, byłaby również śmiałym posunięciem propagandowym. Rozwiązanie to nie koliduje w najmniejszym stopniu z punktem drugim.
Marzę o tym, by porozmawiać z Panem na ten temat osobiście. Niestety, wydarzenia w Kraju wciąż trzymają mnie w Monachium i nie pozwalają na wypad do Paryża.
Monachium, 20 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Myślę, że różnica między ludźmi, którzy przyjmują honoraria od reżymu w dewizach i tymi, którzy otrzymują je w naturze – zamiast paczek do rodzin – jest natury raczej technicznej, aniżeli zasadniczej. Wciągnięcie do układu z reżymem rodziny, jako strony trzeciej stwarza na przyszłość nieograniczone możliwości szantażu i może skuteczniej nawet uzależniać pisarza od reżymu, aniżeli jakiekolwiek więzy natury finansowej.
Myślę, że istotą rzeczy jest dwustronna umowa między pisarzem emigracyjnym a władzami komunistycznymi lub jej przedstawicielstwami. W stosunku do Zachodu reprezentujemy przecież pogląd, że jakakolwiek ugoda między aliantami zachodnimi a blokiem sowieckim przed uwolnieniem Europy Środkowowschodniej – doprowadziłaby do zupełnego defetyzmu za Żelazną Kurtyną. Pozbawimy się całkowicie nie tylko naszych argumentów, ale naszej politycznej racji bytu na Zachodzie, jeśli dopuścimy do sformułowania zasady, zezwalającej na indywidualne kontakty i porozumienia z reżymem komunistycznym.
Dlatego będę musiał iść dalej od Pana i zrywać będę kontakty z każdym pisarzem, który przyjmować będzie pieniądze od komunistów bez względu na formę wypłaty.
Monachium, 6 września
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Oczekuje się powszechnie, że VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR wprowadzi z powrotem do władz partyjnych, być może na stanowisko Pierwszego Sekretarza – Władysława Gomułkę. Człowiek, który do niedawna jeszcze był więźniem Bezpieki, człowiek, którego imię stało się w ustach przywódców partii symbolem odstępstwa i zdrady, powraca dziś na stanowisko, z którego strącono go brutalnie 8 lat temu. Z jakim programem przychodzi Gomułka? Jakie są jego poglądy po latach niemal całkowitej izolacji? […]
Wszystkie te pytania są dziś zagadką. Gomułka dotychczas nie odsłonił swych kart, nie mógł, czy też nie chciał wypowiedzieć się publicznie. Z prywatnych rozmów z jego otoczeniem wiadomo tylko, że jest w dalszym ciągu zdecydowanym przeciwnikiem kolektywizacji wsi. Kołchozy na wzór rosyjski uważa za nonsens w kraju, dążącym do porozumienia.
[…]
Najbliższe miesiące pokażą wreszcie, czy mit Gomułki odpowiada rzeczywistości i czy spełni on pokładane w nim oczekiwania. Inaczej mówiąc, czy dążyć będzie do pogłębienia i utrwalenia niezależności partii komunistycznej od Moskwy i czy poprze te dążenia, które tak potężnie wystąpiły w całym społeczeństwie. Jeśli bowiem Gomułka oczekiwania te zawiedzie – obecna jego popularność ustąpi miejsca wrogości, mit rozpłynie się szybko, a kredyt zaufania ulegnie zniszczeniu.
Monachium, 18 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
19 października z perspektywy lat 10 jest rocznicą wielkiego zwycięstwa. Zwycięstwa, które odniósł nie żaden [Władysław] Gomułka czy [Edward] Ochab, czy jakakolwiek grupa albo jednostka, lecz cały naród. Gomułka i towarzysze byli wtedy niczym więcej jak tylko wyrazicielami woli społeczeństwa. […]
„Polski Październik” nie był więc – jak chcą niektórzy – jeszcze jednym nieudanym wybuchem polskiego romantyzmu, jeszcze jedną klęską zawiedzionych nadziei, jeszcze jednym rozdziałem z dziejów polskiej głupoty. Październik był zwycięstwem. Tym większym, że bezkrwawym; tym większym, że osiągniętym przez odwagę połączoną z poczuciem realizmu politycznego szerokich mas. Było to zwycięstwo „za waszą i naszą wolność”, bo z owoców jego korzystają dziś inni.
Monachium, 19 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Rozumiemy aż nadto dobrze te nastroje, które osiągnęły dziś punkt wrzenia. Dzieliliśmy te uczucia zawsze z naszymi słuchaczami. A jednak dziś właśnie manifestowanie zrozumiałych uczuć nienawiści do sowieckiego ciemiężyciela na publicznych wiecach, zebraniach i pochodach stanowi groźne niebezpieczeństwo i może być z łatwością wykorzystane jako pretekst do ataku na tę ograniczoną niezależność, która stała się zdobyczą ostatnich kilku tygodni.
[...]
Busolą dla całego patriotycznego społeczeństwa polskiego, a zwłaszcza dla młodzieży, będą dziś słowa bohaterskiego arcypasterza — kardynała Wyszyńskiego, wzywającego do spokoju i opanowania.
Nakazem chwili na dziś jest unikanie wszystkiego, co mogłoby zagrozić Polsce nową katastrofą, unikanie wszystkiego, co mogłoby pogłębić wewnętrzny chaos i pogorszyć jeszcze bardziej fatalne położenie gospodarcze.
Monachium, 9 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Od 1945 r. p. Giedroyc wydaje co miesiąc bez przerwy czasopismo rozmiarów książki. Ponadto opublikował 53 książki bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego. Niektóre z nich, jak na przykład Zniewolony umysł Cz. Miłosza, uzyskały międzynarodowy rozgłos; inne – np. wspomnienia Korbońskiego albo powieści Straszewicza stały się bestsellerami na polskim rynku i były przemycane w dużych ilościach do Polski. Co więcej – „Kulturze” udało się przebić żelazną kurtynę i wyrobić sobie wysoką opinię wśród polskiej inteligencji. To pod presją polskich pisarzy obecny reżym musiał znieść zakaz kolportażu „Kultury” w Polsce. Jest ona obecnie jedyną publikacją emigracyjną, jaką można wysyłać do Polski bez ryzyka konfiskaty. Wiem również, że siedziba „Kultury” pod Paryżem (Maisons Laffitte) stała się prawdziwą mekką polskich intelektualistów, odwiedzających Francję. W ten sposób „Kultura” jest swego rodzaju oknem na Polskę i nie ma wątpliwości, że w wyniku wysiłków oraz inicjatywy jej redaktora odgrywa ważną rolę w wymianie kulturalnej między Zachodem a moim krajem.
Jak zasugerowałem Panu w naszej rozmowie – sądzę, że istnieją trzy sposoby wspierania „Kultury” i jej działalności:
1. Pomaganie p. Giedroyciowi w wysyłaniu większej ilości egzemplarzy czasopisma do Polski.
2. Wspomaganie p. Giedroycia w spełnianiu licznych próśb gości z Polski oraz czytelników jego czasopisma w Polsce o zaopatrywanie ich w zachodnie książki naukowe i literackie.
3. Pomaganie p. Giedroyciowi w realizacji jego planu wydawniczego, który poza trzema rękopisami, wymienionymi przez niego w jego liście do Pana, obejmuje 15 innych rękopisów, które mógłby opublikować w 1957 r., gdyby posiadał wystarczające środki finansowe.
Jestem przekonany, że p. Giedroyc zawdzięcza swój wysoki prestiż w Polsce reputacji „Kultury” jako całkowicie niezależnego czasopisma. Okazuje on w tej sprawie szczególną wrażliwość. Wszelkie pozory, że stał się „amerykańskim agentem” osłabiłyby jego oddziaływanie na czytelników.
Monachium, 19 stycznia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952 – 1998, wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Szanowny Panie,
[…]
Propozycję pierwszą, tyczącą przesyłania nam „Kultury” i wydawnictw książkowych z „Kulturą” związanych – przyjmujemy oczywiście z radością i głęboką wdzięcznością. „Kultura”, zdobywana z wielkim trudem i pewnym nawet ryzykiem – była w okresie stalinizmu dla większości z nas pismem, które otwierało nam okno na inny świat. Koledzy, mający dostęp do nielicznych egzemplarzy, przysyłanych uprzywilejowanym instytucjom państwowym – „wypożyczali” je sobie na jedną noc, co celniejsze artykuły i utwory przepisywano na maszynie, filmowano itd. (Światło „dzienne” znam z fotokopii, „Umysł zniewolony” z mikrofilmu). Teraz o „Kulturę” łatwiej, ale jednak nadal cenzura konfiskuje egzemplarze, przysyłane poza urzędowym rozdzielnikiem. Między innymi znajomi z Paryża zaprenumerowali „Kulturę” dla mnie, bodajże na adres Państwowego Instytutu Wydawniczego. Żaden egzemplarz nie dotarł. Nie próbowałem u Was reklamować, bo to by nie pomogło. Dlatego propozycję pańską przyjmuję z wdzięcznością, ale i ze sceptycyzmem.
[…]
Co do propozycji drugiej, zasadniczej, stanowisko Klubu w tej sprawie jest raczej pozytywne, z tym że propozycja jest zbyt ogólnikowa, by mogła nam dać ogólne wyobrażenie o tym, jakby się współpraca w praktyce mogła układać. Chcielibyśmy znać możliwie dokładnie zamiary i postulaty „Kultury” w tej sprawie, tym bardziej że jest to sprawa wciąż jeszcze drażliwa. Kluby inteligenckie i robotnicze znajdują się wciąż pod obstrzałem elementów konserwatywnych, z nieufnością też patrzą na nas czynniki urzędowe, szczerze związane z nowym, centrowym kursem. W związku z tym, jeśliby proponowana przez Was współpraca wchodziła na tereny „cenzuralne” niebezpieczne – mogłoby to być może, stać się nawet sygnałem likwidacji ruchu klubowego. Oczywiście, przede wszystkim musimy się o to martwić my sami, ale dlatego właśnie chcemy znać dokładnie Wasze plany ułożenia tych spraw.
Uprzejmie proszę, o jak najszybsze pokwitowanie odbioru obydwóch listów, choćby przed wysłaniem zasadniczej odpowiedzi.
Łączę wyrazy szacunku i przyjaźni. Prezes Klubu Krzywego Koła
Warszawa, 8 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Drogi Panie,
Zainteresuje Pana zapewne informacja, że osoby powracające do Kraju, które zostały przez nas obdarowane ostatnimi numerami „Kultury” i egzemplarzami Dr. Żiwago nadesłały po powrocie okólnymi drogami następującą wiadomość:
„Zatrzymali nam na granicy „Kulturę” i Dr. Żiwago. Okazuje się, że wydawnictwa polskie, wydane za granicą, mogą być sprowadzane do Kraju tylko po uzyskaniu zgody woj. urzędu Kontroli Prasy. Mamy zamiar złożyć tam podanie…”.
Jednocześnie od osoby przybyłej przed kilku dniami z Polski (która miała okazję rozmawiać z dosyć dużą ilością ludzi, którzy do niedawna byli odbiorcami „Kultury”) dowiadujemy się, że środki mające na celu niedopuszczenie pisma do obiegu wewnątrz Kraju zostały ostatnio znacznie zaostrzone i że zdobycie egzemplarza jest coraz trudniejsze.
Monachium, 17 lipca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Nazwa „Głos Wolnej Polski” podkreślała od początku polski charakter tej stacji [...]. W miesiącach poprzedzających pamiętny Październik sytuacja zaczęła ulegać zmianie. [...] Z chwilą, gdy Kraj wywalczył sobie choćby ograniczone prawo przemawiania własnym głosem, nazwa naszej stacji mogła się stać dla wielu źródłem nieporozumień. [...]
I dlatego dziś, w szóstą rocznicę „Głosu Wolnej Polski”, przyjmujemy nazwę prostszą: Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Niechaj ta zmiana będzie wyrazem naszego hołdu i uznania dla tych wszystkich, którzy w Kraju, w warunkach o ileż cięższych od naszych, umieli tak wiele wywalczyć i zdobyć dla społeczeństwa.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska z oddali. Wojna w eterze — wspomnienia, t. II, 1956–1976, Londyn 1988, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Według jednomyślnej oceny obserwatorów zagranicznych w Polsce, zachowanie społeczeństwa polskiego charakteryzuje zupełny brak zainteresowania akcją wyborczą. Gigantyczna i kosztowna kampania nie zdołała przełamać ochronnego muru obojętności, jakim ludzie odgradzają się od propagandy.
[…]
Zapewne, ten indyferentyzm u różnych ludzi różnie się objawia. Jedni lekceważącym machnięciem ręki odpowiedzą na natrętne nalegania i do głosowania nie pójdą. Inni – z tym samym gestem rezygnacji, dla świętego spokoju wrzucą kartkę wyborczą nawet na nią nie spojrzawszy. Najmniej będzie tych, którzy powezmą decyzję w przekonaniu, że głosując albo nie głosując mogą w jakiś sposób oddziałać na sprawy publiczne zgodnie ze swoimi poglądami. I to jest właśnie najsmutniejszy aspekt wyborów bez wyboru.
Monachium, 15 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Kochany Czesławie,
[…]
Smażę się w nieludzkim upale, przeklinam muzea, łuki tryumfalne i katakumby, ale wiem, że gdy wrócę do Warszawy do mojego Muranowa, gdzie są tylko budki z porterem i smutek będę oglądał kartki, sprawdzał plany i to będzie moja druga szczęśliwa podróż (ucieczka).
[…]
Nie wiem co zrobić z tym bagażem który tu gromadzę. Będę za to chyba musiał płacić drogie cło. Ale nie ma wyjścia. W Polsce są tylko dwie partie: Zawodowych Opluwaczy Zachodu i Nieszczęśliwych Kochanków tegoż. Znalezienie jakiegoś własnego punktu widzenia i próba wyeksplikowania jest równie niemożliwe jak dla pracownika radia „Wolna Europa” uwikłanie. Naród słucha, kupuje wiersze ale chce aby nie burzyć jego mitów. Śni o Zachodzie, którego nie rozumie. Na szczęście. Niech śpi.
Rzym, 28 lipca
Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Korespondencja, red. Barbara Toruńczyk, Warszawa 2006.
15 lat temu w dniu święta narodowego 3 maja Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa nadała swą pierwszą inauguracyjną audycję. […]
Kiedy 3 maja 1952 po raz pierwszy przemawiałem do słuchaczy na falach naszego radia, dałem wyraz przekonaniu, że bez względu na to, jak potoczą się wypadki poza granicami Polski, losy nasze rozstrzygać się będą nad Wisłą, Odrą, Bugiem i Wartą. Naród jest bowiem tam, gdzie tysiącletnimi korzeniami wrósł w swoją ziemię i od jego postawy, jego woli zależy przede wszystkim jak ukształtuje się jego przyszłość. My tu na obczyźnie – czujemy się cząstką narodu, ale zadanie nasze polega na tym, by służyć i wspierać społeczeństwo w Kraju. […]
Ponieważ nasza rozgłośnia nadaje od rana do nocy – cenzura jest w gruncie rzeczy mało skuteczna. Godzi w twórców, ludzi pióra, dziennikarzy – utrudniając im możliwość wypowiedzi. Natomiast odbiorca masowy radzi sobie z nią łatwo, po prostu przesuwając gałkę aparatu radiowego na zachodnie fale. Władze zdają sobie z tego sprawę i w obawie przed utratą słuchacza i czytelnika muszą chcąc nie chcąc ograniczać cenzurę. […]
W pracy naszego radia za szczególnie ważne uważamy informowanie społeczeństwa o wypadkach w samym Kraju. […]
Ujawnianie nadużyć i pogwałceń prawa, ujawnianie zamachów na wolność i prawa człowieka, informowanie o szykanach, aresztowaniach i procesach politycznych o posunięciach władz wymierzonych w Kościół, w robotników, chłopów, młodzież czy intelektualistów, uważamy za rzecz najważniejszą. To są właśnie sprawy, które totalna władza chciałaby jak najstaranniej ukryć przed ludnością sądząc, nie bez racji, że dopiero wtedy miałaby wolną rękę. Przeszkadzamy jej w tym – jak się zdaje – skutecznie i stąd ta bezsilna furia w atakach przeciwko Wolnej Europie. Tu ich boli i dlatego tak usilnie i bezskutecznie próbują nas zdyskredytować, przyczepiając etykietkę „wywiadu”. […]
W piętnastą rocznicę naszej stacji Polska Zjednoczona Partia Robotnicza nie mogła złożyć nam milszego upominku, niż publicznie przyznając przez usta swego czołowego aktywisty, że Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa stała się głosem opozycji, zmuszonej do milczenia w Kraju.
Jubilatom życzy się zwykle stu lat. My z okazji naszego skromnego i całkiem prywatnego jubileuszu życzymy sobie czegoś zupełnie innego. Oby jak najprędzej przemówić mogła swobodnym głosem opozycja w Polsce. Oby jak najszybciej ta namiastka, jaką jest nasze radio przestała być potrzebna. Życzymy sobie i naszym słuchaczom, aby niedaleki już był dzień, w którym nasze zadanie dobiegnie końca, dzień, w którym nadamy naszą ostatnią, tryumfalną audycję, a głos Polski w pełni wolnej, suwerennej i demokratycznej, rozlegnie się z anten Warszawy i Wrocławia, Krakowa i Szczecina, Gdańska i Poznania oraz innych miast Polski. I oby w tej wielkiej chwili towarzyszyło nam poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Aktyw społeczno-polityczny Warszawy z niepokojem i oburzeniem śledzi poczynania reakcyjnej grupy członków Warszawskiego Oddziału ZLP, która występując pod płaszczykiem obrońców kultury polskiej z coraz większym zacietrzewieniem i wrogością atakuje Partię i Władzę Ludową. [...] musi oburzać nas fakt, iż niektórzy członkowie ZLP, jak np. S[tefan] Kisielewski, pozwalają sobie na używanie takich określeń pod adresem naszej partii i naszej polityki kulturalnej, jak „dyktatura ciemniaków” — i tym podobnych niewybrednych epitetów, żywcem zapożyczonych od propagandystów Radia „Wolna Europa”.
Organizatorzy wrogiej działalności w środowisku literackim usiłują w ślad za ośrodkami dywersji politycznej wzniecać antyradzieckie nastroje, godząc tym samym w żywotne interesy narodu, integralność naszego terytorium, nasze Ziemie Zachodnie.
Warszawa, 2 marca
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
W chwili gdy żołnierz polski wbrew własnej woli zmuszony został do udziału w haniebnej napaści na wasz kraj — my, Polacy, odczuwamy głęboko wewnętrzną potrzebę, by zawołać do was głośno: Naród polski w przygniatającej większości jest dziś całym sercem z wami, po waszej stronie — przeciwko najeźdźcy. [...]
Autentyczny, niesfałszowany głos polski słyszeliście przed kilku miesiącami — w marcu tego roku, gdy cała nasza młodzież manifestowała na ulicach polskich miast wznosząc okrzyki: „Niech żyje Czechosłowacja”, a kraj nasz jak długi i szeroki obiegło powtarzane z ust do ust hasło: „Cała Polska czeka na swego Dubczeka”.
I dziś także, jak donoszą z Warszawy korespondenci zachodni, w samym sercu naszej stolicy wymalowano na murach wielkimi literami nazwisko Dubczek. Na głównej arterii miasta, na ulicy Marszałkowskiej przed Czechosłowackim Ośrodkiem Kultury ludzie składają kwiaty, a czechosłowacka ambasada otrzymuje nieustannie telefony i listy zawierające wyrazy solidarności z wami, a potępienia inwazji i udziału w niej naszych wojsk. To jest prawdziwy i nie sfałszowany głos Polski. [...]
Polska nigdy nie daruje Gomułce jego udziału w zamachu na wasze dążenie do niezależności, wolności i demokracji. W długich latach naszej walki o niepodległość wypisaliśmy na naszych sztandarach hasło: „Za naszą wolność i waszą”. Dziś wy, Czesi i Słowacy, walczycie o wolność nie tylko waszą, ale i naszą.
Monachium, 22 sierpnia
Marzec 1968. Dokumenty, odezwy i ulotki, Warszawa 1981.
W chwili, gdy żołnierz polski wbrew własnej woli zmuszony został do udziału w haniebnej napaści na Wasz kraj — my, Polacy, odczuwamy głęboko wewnętrzną potrzebę, by zawołać do Was głośno: naród polski w przygniatającej większości jest dziś całym sercem z Wami, po Waszej stronie — przeciwko najeźdźcy. [...]
To nie naród polski wysłał nasze wojsko na tę nikczemną wyprawę. [...] Jest on w tym momencie Waszym sojusznikiem i przyjacielem, a nie wrogiem. Autentyczny, niesfałszowany głos polski słyszeliście przed kilku miesiącami — w marcu tego roku, gdy cała młodzież manifestowała na ulicach polskich miast, wznosząc okrzyki: „Niech żyje Czechosłowacja”. [...]
Dziś z głębi serc naszych wołamy do Was: nie zginie Czechosłowacja!
Monachium, 25 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
W jaki sposób okupacja Czechosłowacji może odbić się na interesach Polski? Bilans strat wypada niestety bardzo smutno. Tym smutniej, że można ich było uniknąć, gdyby partia miała inne, rozumniejsze kierownictwo. Głęboko przekonani jesteśmy, że bez aktywnego poparcia Gomułki, który parł do interwencji, prawdopodobnie w ogóle nie doszłoby do inwazji na Czechosłowację. Własnymi rękami niemądry Gomułka zniszczył największe osiągnięcie „Polskiego Października”, ograniczoną autonomię partii komunistycznych, którą on sam określił jako prawo do własnej drogi do socjalizmu.
Bezpośrednim skutkiem napaści na Czechosłowację jest osłabienie pozycji tzw. demokracji ludowych w stosunku do Moskwy. […]
Akceptowanie rosyjskiego prawa do interwencji zbrojnej ograniczyło i tak szczupłą autonomię Polski w tym samym stopniu co i Czechosłowacji. Popierając akcję przeciw sąsiadowi, Gomułka działał więc przeciwko dążeniom do suwerenności i wolności własnego kraju, nawiązując do najgorszych tradycji polskiej partii komunistycznej. […]
W najżywotniejszym interesie naszym leży chyba solidarność i przyjaźń między obu sąsiadami: Polską i Czechosłowacją. Przyjaźni tej zadał Gomułka straszliwy cios, godząc się na udział wojsk polskich w napaści na południowego sąsiada. Upłyną lata całe, zanim uda się zabliźnić tę ciężką ranę.
Monachium, 29 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Pół wieku mija od chwili wybłaganej u Boga w słowach hymnu-modlitwy: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. Po 123 latach niewoli odzyskaliśmy Ojczyznę wolną i zjednoczoną w niepodległym państwie. […]
Odzyskanie państwa zawdzięczamy temu właśnie, że naród z niewolą nie pogodził się nigdy. Najpomyślniejszy splot wydarzeń międzynarodowych nie zdałby się na nic, gdyby w momencie historycznej koniunktury zabrakło w Polsce woli czynu i woli walki o zdobycie, utrzymanie i utrwalenie niepodległości. Społeczeństwo nie czekało biernie, aż mu wolność przyniosą wypadki. Już od początku stulecia dążenia do niepodległościowe nie tylko przybierały na sile, ale przyjmowały kształt konkretnych programów i przygotowań organizacyjnych, aby w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej zamienić się w czyn polityczny i orężny. […]
Największą zdobyczą dwudziestolecia było wychowanie w wolnej Polsce wspaniałego pokolenia, które próbę krwi i ognia przeszło w latach drugiej wojny światowej. Dziś, gdy Polską znów rządzą ludzie podporządkowani obcej woli, a szkoła i środki masowego przekazu służyć muszą doktrynie narzuconej siłą z zewnątrz – to pokolenie wychowane w Polsce niepodległej stało się z kolei prawdziwym wychowawcą i nauczycielem tych, którzy urodzili się w Polsce Ludowej. […]
Dziś kierownictwo PZPR udzielając swej sankcji rosyjskiej doktrynie interwencji zbrojnej – utożsamiając bez zastrzeżeń polską rację stanu z wielkomocarstwowym interesem Rosji, powróciło do swej antyniepodległościowej tradycji. […]
Przeżywamy dziś ciężkie chwile, ale rozpamiętywując rocznicę odzyskania niepodległości wiemy z własnej historii, że nie ma nigdy sytuacji beznadziejnych. Warunkiem odbudowy państwa polskiego pół wieku temu był nie tylko sam upadek wszystkich trzech mocarstw zaborczych. Upadek ten musiał nastąpić jednocześnie. Realistom taki zbieg wydarzeń wydawał się nieziszczalnym marzeniem.
Obecnego położenia nie można nawet porównywać z beznadziejnością sytuacji w dobie rozbiorów. Nie mamy dziś suwerenności państwowej, ale Polska zachowała odrębny organizm państwowy. Państwo nasze odzyska znowu całą swą niezawisłość, jeśli naród tak jak przed pół wiekiem liczyć będzie nie na obcych, lecz na własne siły, jeśli nie podda się zwątpieniu, apatii i bierności, jeżeli zachowując gotowość i wolę do walki, będzie chciał i umiał skorzystać z nowej historycznej koniunktury, jaką przyszłość nam przyniesie.
Monachium, 10 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W bieżącym roku mają się odbyć w PRL wybory. Sądząc po obecnych nastrojach społeczeństwa odbędą się w nastroju apatii i rezygnacji. Zastanawiam się, czy nie warto zorganizować kampanii ze skreślaniem najbardziej skompromitowanych kandydatów, czy za oddawaniem białych kartek. Wydaje mi się, że jest wskazane podniesienie temperatury walki, i że trzeba wybierać formy demokracji, które nie narażałyby zbytnio ludzi i byłyby względnie popularne.
Rzucenie więc np. hasła bojkotowania wyborów zapewne by nie chwyciło. Jest ma się rozumieć szereg wariantów, jak np. skoncentrowanie się na kilku osobach specjalnie niepopularnych. Będę również próbował wysondować (jeśli mi się uda) wśród „aktywu” studenckiego, czy byłby klimat, by studenci np. spróbowali wysunąć swoich kandydatów, jak to miało miejsce w wyborach [19]57 r. z Tejkowskim w Krakowie. Ciekaw jestem Pana zdania w tej sprawie, tym bardziej że o skuteczności można myśleć jedynie w wypadku, gdyby radio taką akcję podjęło.
Paryż, 25 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Jesteśmy obaj zgodni co do tego, że społeczeństwo jest pogrążone w nastroju bierności i że w tej sytuacji należy podejmować próby przełamania apatii nawet, jeśli nie mają one zbyt wielkich szans powodzenia. O ile tym razem dobrze zrozumiałem Pański list – zdecydował się Pan na wezwanie ludzi do skreślania całej listy kandydatów (oddawanie białej kartki nie jest technicznie możliwe) – mnie zaś wydaje się bardziej celowe skreślanie – jak Pan to poprzednio określił „najbardziej skompromitowanych kandydatów”. Jest to różnica natury taktycznej warta przedyskutowania zarówno w moim własnym gronie redaktorskim, jak i między Panem a mną. Jeżeli kieruje Panem chęć jakiejś skoordynowanej wspólnej akcji, podjętej przez „Kulturę” i przez nas – chętnie z Panem na ten temat porozmawiam i myślę, że znajdą się formy współpracy nawet, jeżeli nasza taktyka w czasie kampanii wyborczej będzie odmienna.
Monachium, 10 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
W przyszły wtorek mamy zebranie redakcyjne, na którym przedyskutujemy dokładnie naszą taktykę w czasie kampanii przedwyborczej. Będą w niej brały udział dwie stosunkowo młode i rozgarnięte osoby z Polski. Jedno jest pewne: będziemy intensywnie agitowali na rzecz skreślania i manifestowania w ten sposób opozycji. Kilka osób z Kraju odradzało skreślanie całej listy, ponieważ w każdym okręgu wyborczym jest co najmniej kilku ludzi popularnych i uchodzących za przyzwoitych. Skreślanie musiałoby objąć np.: posłów ze „Znaku” […]. Hasło skreślania wszystkich mogłoby więc nie chwycić. Istnieją możliwości: 1. Skreślania wszystkich z wyjątkiem tych, którzy cieszą się zaufaniem społeczeństwa; 2. Skreślania najgorszych; 3. Skreślania członków partii. We wtorek zdecydujemy, co z tego należy wybrać. Sylwetki „najgorszych” zaczniemy nadawać już w najbliższym czasie. Natomiast konkretne wskazanie, jak głosować, musimy zarezerwować na ostatni tydzień – w przeciwnym razie podjęte zostaną zawczasu odpowiednie środki nacisku przeciwko tym np., którzy idą za parawan.
Monachium, 23 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Sytuacja międzynarodowa i układy sił nie są czymś statycznym i niezmiennym. Ulegają nieustannym fluktuacjom. Przyjdzie chwila, w której Polska będzie mogła ująć znowu swe losy we własne ręce. Pod jednym warunkiem: że naród polski w chwili dziejowej koniunktury nie będzie bierny. Nawet narody małe w sensie swej siły materialnej nie mogą zdawać się wyłącznie na dobrą wolę i pomoc zaprzyjaźnionych mocarstw, nie mogą czekać, aż inni przyniosą im wolność w darze. Muszą zachować wewnętrzną wolę odzyskania niezależności, gdy sposobna chwila nadejdzie i zająć tę czynną postawę, jaka cechowała nasze społeczeństwo w chwili dziejowej koniunktury w latach I wojny światowej. Renegatom, którzy decyzje Jałty pozbawiające Polskę wolności nazywają ostatecznymi i nieodwołalnymi, odpowiadamy: nieprawda! Nie są i nie będą ostatecznymi, bo naród polski nigdy ich za takie nie uzna.
Monachium, 10 lutego
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Obraz trzęsienia ziemi, które wstrząsnęło Polską między 13 i 20 grudnia br., wciąż jeszcze nie jest pełny. Uzupełniają go nieustannie relacje napływające z Polski. [...]
W ciągu tygodnia runął pieczołowicie od wielu lat montowany mit o wszechwiedzy i wszechmocy bezpieki. [...]
Doświadczenia grudniowe udowodniły, że w XX wieku [...] zatajenie rewolty lokalnej i ograniczonej do kilku sąsiadujących ze sobą miast prowincjonalnych nie jest możliwe. Stąd paroksyzm bezsilnej wściekłości, skierowanej przeciwko naszej radiostacji. [...]
Są inne środki przekazu, które na nieszczęście dla totalnej dyktatury przenikają graniczne bariery, zamykające kraj od świata zewnętrznego zasiekami z drutów kolczastych. Nawet gdyby nie było „Wolnej Europy”, Polska z innych źródeł dowiedziałaby się o buncie na Wybrzeżu. [...]
Polscy robotnicy, a wraz z nimi całe społeczeństwo, wyniosło z ostatnich doświadczeń poczucie dumy i własnej siły. Przekonało się, że istnieją formy oporu, które bez uciekania się do gwałtu mogą okazać się skuteczne i zmusić dyktaturę do ustępstw i kompromisów. Od tej chwili kierownictwo partii będzie musiało w nieporównanie większym stopniu liczyć się z wolą i postulatami społeczeństwa. Chyba że zechce powtórzyć te same błędy, których ofiarą padły obie poprzednie ekipy rządzące.
Monachium, 29 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Na tych licznych zakrętach historii partia pozbywała się nie tylko kolejnych przywódców, ale utraciła wszelki kredyt zaufania w szeregach własnego aktywu. Monologu partii nikt już dziś nie słucha. Dialog wymaga dopuszczenia do głosu autentycznej opinii publicznej.
Polscy robotnicy a wraz z nimi całe społeczeństwo wyniosło z ostatnich doświadczeń poczucie dumy i własnej siły. Przekonało się, że istnieją formy oporu, które bez uciekania się do gwałtu mogą okazać się skuteczne i zmusić dyktaturę do ustępstw i kompromisów. Od tej chwili kierownictwo partii będzie musiało w nieporównanie większym stopniu liczyć się z wolą i postulatami społeczeństwa. Chyba, że zechce znowu powtórzyć te same błędy, których ofiarą padły obie poprzednie ekipy rządzące. Chyba, że znowu w niepamięć pójdą lekcje roku 1956 i 1970.
Monachium, 29 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
W czasach największej biedy i niedostatku, kiedy polskiemu robotnikowi własną krwią przyszło zapłacić za wołanie o chleb dla swych dzieci – właśnie w tych najcięższych chwilach naród polski w ciągu 90 dni uzbierał ponad 30 milionów złotych na odbudowę Zamku Królewskiego. Nie towarzyszy tej daninie żaden przymus. Jak zgodnie świadczą głosy z kraju, zbiórka ma charakter samorzutny i spontaniczny. Swe groszowe datki składają najubożsi; z głodowych rent przysyłają złotówki inwalidzi i emeryci, na listach ofiarodawców znaleźli się ludzie okrutnie dotknięci nędzą mieszkaniową, od lat marzący daremnie o zdobyciu własnych czterech ścian. Budulcem stał się więc przysłowiowy wdowi grosz. Niezwykła i powszechna ofiarność przybrała postać jakiejś powszechnej demonstracji całego społeczeństwa.
Demonstracji za czym, czy może – przeciw czemu? Co pragnie wyrazić naród pozbawiony swobody wypowiedzi tym zbiorowym i szerokim gestem ofiarności?
Zacznijmy od stwierdzenia, że decyzja odbudowy Zamku została władzom komunistycznym narzucona przez naród. Wzbraniały się one przed nią przez długie 26 lat. Za czasów Bieruta kosztem milionowych sum wzniesiono w sercu Warszawy stalinowską ohydę – Pałac Kultury, Zamek Królewski pozostawiając w gruzach. Za panowania Gomułki rozpoczął nieomal swoje urzędowanie od zapowiedzi, że Zamek będzie odbudowany. Było to widome ustępstwo wobec nacisku społeczeństwa, podyktowane koniecznością ratowania się w kryzysowej sytuacji pogrudniowej. Społeczeństwo słusznie uznało w niej zwycięstwo swojej woli nad przemocą.
Monachium, 18 kwietnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Dwadzieścia lat temu, w dniu polskiego święta narodowego, w 161 rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja rozległ się po raz pierwszy w eterze sygnał naszej stacji, a po nim pierwsza inauguracyjna audycja, pierwsze słowa do Kraju.
[…]
Historia tych dwudziestu lat jest tak burzliwa, bogata i dramatyczna, że nie da się jej bilansu zamknąć w kilkunastu minutach. Wystarczy powiedzieć, że po 27 latach komunistycznych rządów Kościół w Polsce zachowując niewzruszoną jedność prowadzi dalej swą misję głoszenia i nauczania Ewangelii, chłop jest wciąż gospodarzem na swoim zagonie, robotnicy są siłą, z którą totalne rządy muszą się liczyć, pisarze nie zrezygnowali z walki o wolność słowa i swobodę twórczości, a co najważniejsze komunizm w swej obecnej zwyrodniałej formie poniósł całkowitą klęskę w walce o umysły młodego pokolenia. W konfrontacji z przeciwnikiem ideologicznym zabrakło idei i argumentów – pozostała tylko cenzura, stacje zagłuszające i pałka milicjanta.
Sobie samemu tylko naród polski zawdzięcza, że po dzień dzisiejszy pozostał w swym duchu wolny i niezależny. Zawdzięcza to odwadze, poświeceniu i heroizmowi milionów ludzi. Nie tylko w momentach przełomowych jak wydarzenia roku 1956 czy 1968 i 1970, ale w codziennym, szarym, monotonnym życiu. […]
W 20 rocznicę naszej Polskiej Rozgłośni nie życzymy sobie niczego bardziej niż nadejścia chwili, kiedy przestaniemy być Polsce potrzebni i będziemy mogli nadać naszą ostatnią, pożegnalną audycję. Chwila ta przyjdzie wtedy, gdy w Kraju powróci wolność słowa.
Monachium, 3 maja
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Każdemu, jak to się mówi, wolno marzyć. Otóż ja pamiętam [...] 3 maja 1952 w studiu numer 1, kiedy nadaliśmy do kraju naszą pierwszą audycję, nasz pierwszy manifest. To był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu. [...]
Byliśmy niesłychanie szczęśliwi, kiedy mówiliśmy, że teraz będziemy Wam pomagali w walce, która nie będzie walką na barykadach, nie będzie walką w podziemiu, ale będzie walką w Waszych duszach, w Waszych umysłach, ta walka zadecyduje o przyszłości Polski. [...]
Zawsze sobie marzyłem, że może spotkamy się znowu w tym studiu numer 1, żeby nadać naszą ostatnią audycję, pożegnalną, ponieważ przestaniemy być potrzebni. Ponieważ od tej chwili to wolne słowo będzie szło na Polskę z anten Warszawy, Wrocławia, Krakowa, Lublina, Poznania. I że wtedy pójdziemy razem do tego polskiego kościółka
św. Barbary na Infanteriestrasse, gdzieśmy z Bogiem zaczynali w 1952 roku i później pojedziemy razem na lotnisko [...] i stamtąd samolotem do Warszawy, by pijani ze szczęścia dotknąć stopami polskiej wolnej ziemi.
Tego szczęścia już nie przeżyję, ale jestem głęboko przekonany, że ta szczęśliwa chwila nadejdzie. [...] Dlatego, że te pierwsze słowa naszego Hymnu Narodowego to nie jest frazes, to nie jest metafora poetycka, to jest nasza prawda, to jest prawda naszej przeszłości i naszej przyszłości. To jest nasza nadzieja, to jest nasza wiara i to jest nasza największa miłość.
Londyn, 1 stycznia
Mówi Radio Wolna Europa (płyta CD, Ośrodek KARTA), Warszawa 2003, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
W żydowskiej części KOR [Komitet Obrony Robotników] [...] eksponować należy tzw. narodowy charakter ROPCZiO [ROPCiO - Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela], który, mówiąc prościej, jest antysemicki.
Tajni współpracownicy [TW] przekazujący powyższe informacje członkom i sympatykom KOR winni podkreślać:
a) pilną konieczność uprzedzania ludzi związanych z ROPCZiO o prowokacyjnej działalności kierownictwa tej grupy;
b) konieczność poinformowania zagranicy o faktycznej roli ROPCZiO i spowodowania, by RWE zbojkotowała tę grupę, gdyż wielu uczciwych ludzi zostanie wprowadzonych w błąd i staną się oni ofiarami prowokacji politycznej.
Warszawa, 18 czerwca
Kolekcja ROPCiO, zbiory Archiwum Opozycji, sygn. AOIV/7.
A więc moja przepowiednia nie sprawdziła się — na szczęście. Z racji amnestii zwolniono Michnika, Kuronia i innych, a także wszystkich robotników, co jeszcze siedzieli — tych nawet, którzy mieli wyroki po 10 lat. Prasa podała rzecz ogólnie, nie wspominając o „kontestatorach”, za to „Wolna Europa” trąbi o tym bardzo głośno, twierdząc zresztą niezbyt mądrze, że to początek „dialogu ze społeczeństwem”. Żadnego „dialogu” oczywiście nie będzie, dialog byłby, gdyby doszło do procesu, i tego prawdopodobnie Gierek chciał uniknąć. Rozmawiałem już telefonicznie z Adamem, bo aż mi się wierzyć nie chciało, ale był przy telefonie, bardzo rześki i wesoły. Po prostu cud — nic innego!
Co się za tym kryje? Pierwsza moja myśl była, że śledztwo w sprawie krakowskiego studenta wykazało udział w całej sprawie UB, i Gierek, zrozumiawszy, że go robią w konia, postanowił z nich zrobić wariatów. Albo też po prostu nie chciał mieć kłopotów przed przyjazdem do Polski Helmuta Schmidta, przed swoimi podróżami, przed Belgradem itp.
Sopot, 26 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Przed chwilą „Wolna Europa” nadała komunikat Bujaka. Powiedział, że „Solidarność” zdaje sobie sprawę, że 31 sierpnia mogą paść trupy, niemniej apeluje o udział w demonstracji, bo inaczej przepadnie szansa powstania niezależnej „Solidarności”. To znaczy: potrzebne są trupy. Ludzie, dajcie się zabić dla dobra sprawy! Moim zdaniem, nie można namawiać ludzi do śmierci, nie dając im broni, czyli jakiejkolwiek szansy obrony. Z drugiej strony wiem, że władza powinna się bać, aby nie czuła się bezkarna.
Warszawa, 28 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
1 stycznia 1988 zaprzestano zagłuszania Radia Wolna Europa. Siedząc z kieliszkiem przed telewizorem i słuchając śmiechów moich dzieci, rozmyślałem o cierniach czekających jeszcze rodaków na drodze ku pełnej demokracji. Pod koniec minionego roku przyjmowałem całe stada ekip telewizyjnych, zadających mi setki mądrych i głupich pytań. Pogryzając teraz jakiś kawałek szynki czy białej kiełbasy, zastanawiałem się, ile z moich przepowiedni czy metafor wytrzyma próbę czasu.
Gdańsk, 1 stycznia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Wiadomość o śmierci Jerzego Giedroycia [14 września] wstrząsnęła mną głęboko, choć w jego późnym wieku nie jest czymś nieoczekiwanym. W moim przekonaniu odszedł najbardziej zasłużony działacz emigracji żołnierskiej, a może nawet więcej – jedna z czołowych postaci historycznych ubiegłego wieku.
Mówiłem już nieraz, że przez 55 lat jego "Kultura" była latarnią morską, która rzucała z oddali, spod Paryża, światło na Polskę pogrążoną w mroku. Tytan pracy, wulkan wyrzucający z siebie nieustannie setki inicjatyw i pomysłów, bardzo często kontrowersyjnych. Przez pół wieku szliśmy obaj dwoma zupełnie niezależnymi torami biegnącymi w tym samym kierunku. Ileż razy spieraliśmy się ze sobą, gniewaliśmy się na siebie. Ileż razy zgrzytałem zębami po przeczytaniu jakiegoś ataku „„Kultury” na Wolną Europę. A jednak od początku do końca nie było między nami antagonizmów. W ciągu pół wieku wymieniliśmy między sobą ponad 700 listów, ostatni faks – w ubiegłym tygodniu.
Odszedł ostatni obywatel Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Polak i Litwin w mickiewiczowskim tego słowa znaczeniu, a raczej Rzeczypospolitej złączonej wspólną przeszłością Polaków, Litwinów, Ukraińców i Białorusinów.
Tylko człowiek, który dożywa bardzo późnego wieku, potrafi zrozumieć uczucie rosnącej samotności, gdy coraz częściej odchodzą jeden po drugim ludzie jego pokolenia. W ciągu ostatnich kilku miesięcy: Gustaw Herling-Grudziński, Jan Karski, a teraz Jerzy Giedroyc.
Przeżyliśmy wspólnie zarówno wielki polski dramat dwudziestego stulecia, jak i odzyskanie niepodległości i demokrację.
Umarł Giedroyc, ale powstanie wiele prac poświęconych jego dorobkowi i będzie można powiedzieć o Nim, że żyje nadal po śmierci.
16 września
„Gazeta Wyborcza” nr 217, 16 września 2000.