I my, robotnicy Polski i Litwy, już od lat 12 przyjmujemy udział w świętowaniu 1 Maja, i my już od lat 12 zanosimy protest przeciwko okrutnemu wyzyskowi pasożytów kapitalistów, przeciwko brutalnej tyranizacji rządu carskiego.
U nas wyzysk i ucisk są stokroć gorsze, jak u naszych braci za granicą. My jesteśmy wyzyskiwani, oszukiwani, ciemiężeni i nie mamy prawa się bronić. Nie posiadamy prawa zbierać się, naradzać, tworzyć związki dla samoobrony, wydawać naszych pism robotniczych. My nie posiadamy prawa kształcić [się] i uświadamiać w zrozumiałym dla nas języku, nie posiadamy prawa wierzyć, jak nam nakazuje sumienie. My wreszcie nie posiadamy udziału w rządzie, który wydaje dla nas prawa i kieruje całym naszym życiem. Jednym słowem, kapitaliści i sfora carskich opryszków obdzierają nas z ostatniej koszuli, mordują, katują nas i każą nam pokornie znosić wszystkie gwałty i bezprawia!
Lecz im szybszy jest wyzysk, im okrutniejsze znęcanie się nad nami, tym ściślej łączmy się z braćmi naszymi, robotnikami całego państwa rosyjskiego, których gnębi i morduje wspólny nam wróg — carat, tym raźniej wstępujmy w szeregi międzynarodowej armii robotniczej, tym energiczniej i wytrwalej walczmy w tych szeregach o socjalizm, tym gromadniej i solidarniej występujmy w dzień 1 Maja, żądając:
1. 8-godzinnego dnia roboczego;
2. konstytucji ludowej: a) wolności zebrań, słowa, druku, strajków, związków, języka, b) zamiany despotycznego rządu carskiego na parlament i sejmy, wybierane przez powszechne, tajne, bezpośrednie głosowanie. [...]
Śmiało więc, zgodnie, jak jeden mąż wychodzimy w dniu 1 Maja z fabryk i warsztatów na ulice z okrzykiem:
Niech żyje 8-godzinny dzień roboczy!
Niech żyje konstytucja!
Niech żyje międzynarodowa solidarność robotnicza!
Niech żyje międzynarodowa socjaldemokracja!
Warszawa, 28 kwietnia
Archiwum Zakładu Historii Partii, zespół 9, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. I, 1893–1903, cz. II, 1899–1901, Warszawa 1962.
Towarzysze piekarze! Wszyscy świadomi robotnicy w państwie rosyjskim szykują się do demonstracji i świętowania 1 Maja.
Towarzysze! I w naszym fachu w dniu tym niech nikt się nie waży iść do roboty! Niech zamilkną brutalne słowa naszych wyzyskiwaczy nad nami, niech mury ich wysłuchają! My zaś ucieszymy się naszym świętem robotniczym! Nie bójmy się wydalenia z roboty, gdyż sama bojaźń powoduje wydalenie! Bądźmy solidarni! Niech stoją piekarnie po 24 godziny pustkami, tak żeby każda zmiana miała 36 godzin święta. A my pójdziemy, gdzie nowe wschodzi słońce. Dalej więc, dalej więc, ulice niechaj się zaroją.
Niech żyje sprawa robotnicza! Niech żyje solidarność! Niech żyje 8-godzinny dzień roboczy! Niech żyje konstytucja! Niech żyje Socjaldemokracja i socjalizm! Niech żyje święto 1 Maja!
Warszawa, 28 kwietnia
Archiwum Zakładu Historii Partii, zespół 9, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. I, 1893–1903, cz. II, 1899–1901, Warszawa 1962.
Towarzysze i towarzyszki!
Zbliża się uroczysta chwila, w której powitamy święto robotnicze, dzień 1 Maja. [...]
Nasi towarzysze zagraniczni wywalczyli już sobie prawo zakładania stowarzyszeń robotniczych, w mowach wygłaszanych na zebraniach i w pismach wolno jest im wypowiadać żądania swoje, krytykować rozporządzenia rządu, wybierają spośród siebie posłów do parlamentu, którzy biorąc udział w postanawianiu praw, mają na względzie potrzeby proletariatu.
Uroczysty i wspaniały wygląd ma tam święto 1 Maja; praca po fabrykach i warsztatach ustaje, robotnicy urządzają tłumne pochody przez miasto, niosąc sztandary czerwone, śpiewając pieśni rewolucyjne. W mowach wygłaszanych przez siebie zachęcają do wytrwałości w walce, póki istnieją różnice klasowe, póki trwa nędza obok rozkoszy, nienawiść obok chciwości. A teraz my wszyscy, robotnicy polscy, żydowscy, litewscy i rosyjscy w państwie despotycznego cara, zastanówmy się nad naszym położeniem. Znosimy biedę. Czy wolno nam, jak naszym towarzyszom za granicą, zakładać związki robotnicze lub organizować strajki w celu ułatwiania sobie walki z kapitałem, który wysysa krew roboczą [...]?
Do dzieła więc, towarzysze! Zlejmy się w jedną duszę, w jedno ciało! A za pomocą wielkiego, zbiorowego wysiłku, za pomocą parcia całej klasy postawmy społeczną tamę uciskowi ekonomicznemu i politycznemu. Z okazji święta 1 Maja w licznym wystąpieniu wyrażamy protest przeciwko wszelkim gwałtom i bezprawiom popełnianym na nas przez rząd, stawiając żądania: konstytucji, 8-godzinnego dnia roboczego. [...]
Niech żyje święto 1 Maja!
Niech żyje socjalizm!
Precz z rządem samowładnym!
Warszawa, 18 kwietnia
Archiwum Zakładu Historii Partii, zespół 9, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. II, 1902–1903, Warszawa 1962.
Towarzyszki i towarzysze!
[...] niech wie zbrodniczy rząd carski i jemu pokrewna klasa bogaczy, że niedługo wybije im ostatnia godzina panowania nad ludem i gnębienia tegoż, niech wiedzą tyrani nasi, że nie wiecznie ten milionowy lud robotniczy będzie pogrążony w ciemnocie umysłowej, nie zawsze będzie chciał znosić w pokorze i bez szemrania potwarze i prześladowania od wrogów i katów swoich i choć rząd carski wytęża wszystkie swe siły, ażeby nie dopuścić oświaty do ludu, choć najniewinniejszych z niewinnych, tych naszych towarzyszy, którzy swoich współbraci nauczają [...], zamyka do więzień, zapełnia nimi dzikie pustynie Syberii i głuche tajgi Oceanu Lodowatego, to jednak najdziksze orgie tegoż nikczemnego rządu nie są w stanie powstrzymać ludu w swoim pochodzie do celów na sztandarze o barwie czerwonej wypisanych. Tłumnie więc, towarzysze i towarzyszki, spieszmy w bojowe szeregi socjalizmu — poznajmy swą siłę, poznajmy potęgę, która w nas leży, wszak nas są miliony, a naszych tyranów nieliczna garstka [...]. Niech więc dzień 1 Maja będzie dniem wesela i uciech dla nas, a dniem smutku i trwogi dla ciemięzców naszych (rządu i kapitalistów). A więc świętujmy, manifestujmy!
Niech żyje dzień 1 Maja!
Precz z despotycznym rządem samowładnym!
Niech żyje rewolucja socjalna!
Warszawa, 22 kwietnia
SDKPiL. Materiały i dokumenty, t. II: 1902–1903, Warszawa 1962.
Łódź. Odezwa Komitetu Łódzkiego SDKPiL w sprawie udzielenia pomocy rodzinom aresztowanych robotników
Bracia robotnicy!
Tydzień temu, w nocy z czwartku na piątek 26 marca, gdy już sen objął mieszkańców nędznych dzielnic robotniczych, setki siepaczy carskich z krzykiem i klątwami rozsypały się jak stado zgłodniałych wilków po całym mieście. Wyłamując drzwi w mieszkaniach wyrwanych ze snu towarzyszy, wywracając wszystkie sprzęty do góry nogami, przetrząsając najmniejsze kątki i zakątki, szukali oni dowodów winy, broszury lub gazety nielegalnej. Rezultatem najścia tej hordy mongolskiej było wtrącenie do więzień carskich przeszło 200 robotników. Strach przed 1 Maja, międzynarodową uroczystością świadomego proletariatu, a głównie chęć rozbicia naszych organizacji były przyczyną tego najazdu nocnego. [...]
My, których żandarmi już tyle razy prześladowaniami zniszczyć myśleli, stoimy niewzruszeni jak skała, gotowi do dalszej walki na śmierć lub życie z naszymi wrogami, pełni wiary w zwycięstwo naszej idei. Nie inaczej niż my myślą nasi towarzysze, którzy w danej chwili jęczą w niewoli carskiej. [...] Zostawili oni liczne rodziny, które, gdy ich jedyny karmiciel został wtrącony do ciemnicy, znoszą głód i nędzę. Z żądaniem pomocy dla nich zwracamy się do wolnych towarzyszy i jesteśmy pewni, że spełnią oni swój obowiązek i nie dadzą marnie zginąć w nędzy rodzinom tych, którzy padli ofiarą za świętą sprawę socjalizmu.
Łódź, 3 kwietnia
SDKPiL. Materiały i dokumenty, t. II: 1902-1903, Warszawa 1962.
Główne siły policyjne i wojskowe skoncentrowane były na Marszałkowskiej oraz w Alei Ujazdowskiej i koło Nowego Światu, gdyż na Marszałkowskiej zapowiedziały demonstrację trzy organizacje: Socjalna Demokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Bund oraz „Proletariat”, a w Alei Ujazdowskiej PPS. Około 5. godz. po południu [dn.] 26 na Marszałkowskiej zaczęły się ukazywać grupy robotników i robotnicy pojedynczy. Około godz. 5.30 ruszył pochód z placu Zielonego do Świętokrzyskiej. Około domu nr 145 rozwinięto dwa czerwone sztandary, rozległy się okrzyki i śpiewy rewolucyjne. Policja rzuciła się na demonstrantów. Ci ostatni, stanowiąc olbrzymią masę, odparli jej atak, bijąc policjantów i rewirowych. Policja i kozacy zjawili się w większej liczbie i znowu rzucili się na naszych. Kilkudziesięciu manifestantów wparli w podwórze domu nr 145 i zamknęli bramę. Wewnątrz policja zaczęła bić i popychać manifestantów, ale zdumiona oporem, jaki po raz pierwszy manifestanci okazywali (bo dotąd biernie znosili znęcanie się i przemoc), zachowywać się poczęła oględniej. [...] W parę chwil po tym szturmie manifestanci potrafili się znowu zorganizować i w liczbie blisko 1000, z czerwonymi sztandarami pośrodku, ruszyli znów ku Świętokrzyskiej. Tu rzucił się na nich oddział kozaków z policją i część (około 150 osób) wepchnął w bramę narożnej kamienicy (róg Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej). Wywiązała się tu energiczna bójka, w której raniono silnie rewirowego i policjantów. Jednocześnie robotnik jeden silnym uderzeniem sękatego kija o łeb kozaka zrzucił go z konia.
Wstrzymano dorożki i tramwaje, śpiewano i wydawano okrzyki socjalno-demokratyczne. Aresztowano sporo robotników polskich i żydowskich, sporo kobiet, trochę młodzieży szkolnej i studentów.
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, z kwietnia 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, pod Feliks Tych, Warszawa 1962.
Koło godz[iny] 5 na ul. Marszałkowską poczęły napływać grupy dość niezwykłych, jak dla tej pierwszorzędnej ulicy Warszawy „spacerowiczów”: robotnicy polscy i żydowscy z żonami, siostrami [...].
Koło godziny 6, niedaleko rogu Świętokrzyskiej skupiła się garstka demonstrujących, jednak nieliczna jeszcze. Ale zwróciło to uwagę bliżej znajdujących się osób i w tejże chwili rozbiegła się gawiedź i dziesiątki osób nie mających nic wspólnego z demonstracją, uciekając we wszystkie strony, byle dalej... od demonstrujących. Ci, skupiwszy się w większej liczbie, z okrzykami rewolucyjnymi: „Precz z caratem!”, „Niech żyje 8-godzinny dzień roboczy!”, „Niech żyje socjalizm!”, „Precz z militaryzmem!” — ruszyli w stronę Świętokrzyskiej, wywieszając jednocześnie sztandar, na którym widniały napisy srebrnymi literami — z jednej strony po polsku, z drugiej w żargonie. Grupa liczyła w tej chwili zapewne nie więcej jak 250 osób; skupiło się jednak wkrótce koło niej znacznie więcej demonstrujących i ruszono dalej z okrzykami rewolucyjnymi. Po chwili wyrzucono w górę drugi sztandar: piękna czerwona wstęga jedwabna z napisem: „Niech żyje święto robotnicze!”, „Precz z caratem!”. Zadrżało w powietrzu od okrzyków rewolucyjnych, na podobieństwo przedśmiertnego znaku caratowi. Demonstranci z okrzykami kierowali się w stronę ul. Świętokrzyskiej, ale zawrócili w stronę Ogrodu, po paru minutach jednak skierowano się znów w stronę Alei Jerozolimskiej.
Teraz demonstranci stanowili już tłum tysięczny, posuwający się w dość karnych szeregach około 15 minut, gdy nagle od strony Świętokrzyskiej natarli nań kozacy. Tłum demonstrujących szybko się podzielił i rozproszył i w chwilę potem na placu boju panowali już... kozacy. [...]
Rozpoczęło się tratowanie ludzi pod kopytami, bicie nahajkami i pałaszami, jednym słowem — znęcanie się, do jakiego jest zdolna tylko dzikość azjatyckiej tłuszczy w usługach caratu. Demonstranci bronili się kijami, niektórzy nożami. Zatrzymanych wepchnięto na podwórze domu na rogu ul. Świętokrzyskiej, skąd wszystkich (nawet i mieszkańców domu, którzy się w owej chwili przypadkiem na podwórzu znaleźli) po zapisaniu nazwisk i dokonaniu ścisłej rewizji osobistej przeprowadzono po czterech przeszło godzinach na podwórze domu nr 145, gdzie zgromadzono już wszystkich zatrzymanych na ulicy z jednej strony i oprawców z drugiej — kozaków, policję, żandarmów. [...]
Po godz[inie] 11 wszystkich 42 aresztowanych, otoczonych kordonem kozaków konnych i żandarmów, dostawiono do cyrkułu na Twardej ulicy, skąd już transportowano ich dalej do Pawiaka i ratusza.
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, z kwietnia 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Kozak uderzył mnie nahajką z całego rozmachu — i powalił mnie na trotuar, ale w tej samej chwili podniosłem się i pozostałem na miejscu. W ów moment nieopisanego entuzjazmu nie czułem najmniejszego bólu i dopiero późno wieczór poczułem, że mnie jednak plecy porządnie bolą...
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, VI 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Od samego rana w dzień święta robotniczego główne ulice zapełnione były spacerującymi, odświętnie ubranymi robotnikami. Policja prowokowała robotników i naturalnie nie obeszło się bez utarczek. Postanowiliśmy w tym dniu nie urządzać jeszcze demonstracji, a bezrobociem zamanifestować swą solidarność z międzynarodowym proletariatem socjalistycznym, swą gotowość do walki świadomej z despotyzmem i kapitalizmem. W mieście był popłoch ogromny, wojsko było przygotowane w koszarach i w każdej chwili gotowe zabijać i zamęczać tych ludzi, co walczą o równość i sprawiedliwość dla każdego uciemiężonego i wyzyskiwanego; policjanci jak psy latali po całym mieście, węsząc „bunt”. W dniu samym święta udało się nam jednak rozrzucić odezwy Głównego Zarządu SDKPiL w ilości 3000 egzempl[arzy], co do reszty odebrało policjantom spokój: sądzili, wystraszeni, że zbliża się już koniec ich panowania. Jeden z prystawów [komisarz policji] tak się odezwał: „Dwie noce nie spaliśmy — wytrzymaliśmy, a trzeciej nocy bez snu nie wytrzymamy, a oni bunt urządzą, źle z nami!”. Nie sprawdził się jednak strach ich na razie, nie wszyscy jeszcze robotnicy nasi są uświadomieni, nie mogliśmy jeszcze otwarcie wystąpić, lecz chwila już się zbliża, gdy cały lud roboczy powstanie jak jeden mąż [...].
Białystok, 1 maja
„Czerwony Sztandar” nr 7, z lipca 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
U nas święto majowe odbyło się w tym roku po raz pierwszy. Świętowaliśmy wszyscy. Dnia tego odbyło się wielkie zgromadzenie demonstracyjne w pobliskim lesie, w którym brało dział kilkuset robotników. Po zgromadzeniu urządziliśmy pochód ze śpiewem i okrzykami: „Niech żyje międzynarodowy socjalizm!”, „Niech żyje 1 Maja!”, „Precz z caratem!”. W dniu tym rozrzucone były odezwy Głównego Zarządu SDKPiL.
Krynki, k. Białegostoku, 1 maja
„Czerwony Sztandar” nr 7, z lipca 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Wyszedłem z domu dość wcześnie, aby udać się na poszukiwania miejsca demonstracji. [...]
Wziąwszy pod połę nieodłącznej, sakramentalnej peleryny paczkę odezw majowych, które dostałem od tow. Siwego Bochna [ps. Teodora Breslauera], wybiegłem na ulicę. W dzielnicach burżuazyjnych były pustki — pozamykane bramy i nieliczni, śpiesznym krokiem idący przez ulice przechodnie, świadczyli o tym, że dzień nie należy do zwykłych. Nie tylko tramwajów, lecz i dorożek nie było zupełnie. Obrazu dopełniały patrole piesze i zwłaszcza konne, które pędziły poprzez na wpół wymarłe ulice.
Co pewien czas wyjmowałem zza poły peleryny odezwę i podrzucałem tak, by dostała się w czyjeś ręce. [...]
Udałem się co prędzej w dzielnice robotnicze. [...] Zbliżyłem się do jednej z grup robotniczych na ulicy Wroniej. Na ulicy tej mieszkało bardzo wielu towarzyszy; były tam niektóre domy kompletnie — jak mawiał Siwy — „zaesdeczone” [pod wpływem SDKPiL]. Tam więc spodziewałem się spotkać kogoś znajomego.
Wtrąciłem się do rozmowy. Aby zaś nie wzbudzić nieufności do swej osoby, wyciągnąłem resztę odezw i zacząłem rozdawać robotnikom mówiąc, że to są odezwy SDKPiL. Ledwie wyciągnąłem odezwy, zbiegło się [...] wielu nowych robotników i grupa nasza powiększyła się znacznie. Powstała zaimprowizowana masówka. Ni stąd ni zowąd, zacząłem przemawiać do tych nieznanych mi robotników, tłumacząc im znaczenie 1 maja, rozwijając obszerniej to, co było napisane w odezwie.
Czy wtedy, gdy rozdawałem odezwy, czy też, gdy przemawiałem do zebranej garstki robociarzy — przejechał przez ulicę patrol z kilku żołnierzy czy kozaków złożony. Dostrzegli oni, rzecz prosta, naszą grupę i zwolnili biegu, gdy nas mijali. Nie wiem, czy zdążyli się zorientować, że w grupie robotniczej znajduje się inteligent, bo robotnicy w jednej chwili wzięli mnie za siebie i stanęli w pozycji wyczekującej, zwróceni twarzami do kozaków. Ci zaś spojrzeli w milczeniu po robociarzach i nie odezwawszy się ani słowem, pognali dalej. A ja jeszcze goręcej zacząłem przemawiać do zebranych — jakieś serdeczne uczucie bliskości, przyjaźni ogarnęło mnie w stosunku do tych ludzi, którzy widząc mnie po raz pierwszy w życiu, bronili w mojej osobie idei, bronili partii, którą miłowaliśmy nade wszystko w życiu.
Warszawa, 1 maja
Aleksander Krajewski, Wspomnienia z lat 1905–1907, „Z pola walki” Moskwa nr 4/1927, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Ruszyliśmy całą grupą [z robotnikami] na spotkanie demonstracji. Nie szukaliśmy długo; w okolicy Żelaznej zbierały się już liczne tłumy robotnicze. Nie zdążyliśmy się obejrzeć, a już powiewały nad nami wielkie czerwone sztandary, już pochód szedł przez miasto.
Pochód rósł i potężniał. Bo zewsząd zbiegli się robotnicy, posłyszawszy dźwięki Czerwonego i Warszawianki. Raz po raz otwierały się bramy i wybiegały z nich grupki ludzi chcących przyłączyć się do demonstracji. I wkrótce pochód stał się olbrzymi; około dwudziestu tysięcy głów ludzkich szło pod czerwienią sztandarów, z piersi tłumów dobywały się niestrojne, kłócące się z sobą, a mimo to potężne i porywające dźwięki pieśni rewolucyjnych. [...]
Obok mnie szli nieznani mi towarzysze — tuż obok widziałem kobietę z dzieckiem pięcio–sześcioletnim. Prowadziła je ostrożnie, dbając o to, by mu się w tłumie krzywda nie stała, a jednocześnie co pewien czas wznosiła entuzjastyczne okrzyki rewolucyjne, które podchwytywały najbliższe szeregi. Co pewien czas pochód zatrzymywał się i wznoszono na rękach mówców, którzy w paru gorących słowach wskazywali na wielkie zadania stojące przed klasą robotniczą i zagrzewali do nieugiętej walki. Przemawiali najlepsi mówcy organizacji warszawskiej, jak Cios i Janina. [...] w pewnym momencie pochód zatrzymał się przed koszarami żołnierskimi, gdyż stamtąd wyglądali przez okna zaciekawieni żołnierze i tow. Zygmunt, uniesiony w górę, rzucił tym żołnierzom kilka słów okrzyków w języku rosyjskim.
W pewnej chwili pochód się zatrzymał. Naprzeciw nam jechał patrol konny i to dość liczny. Chwila napięcia — tłum rozstąpił się w milczeniu, dając pośrodku ulicy drogę żołnierzom. Ci przejechali wolno, stępa, jakby ociągając się. Miarowo dudniły po bruku kopyta końskie, a myśmy stali w milczeniu, przyglądając się żołnierzom badawczo, szukając w ich twarzach przyjaznego uśmiechu lub też wyrazu nienawiści. Ale twarze te nie mówiły nic. Żołnierze nie zaczepiali nas — jednakże tłum był zbyt wielki. Dopiero, gdy minęli nas, ktoś z tłumu rzucił im jakiś okrzyk.
Następne patrole, które zetknęły się z nami, witaliśmy już przyjaznymi okrzykami. Tu i ówdzie zdarzyło się, że któryś żołnierz kiwnął nam po przyjacielsku głową; nieliczni policjanci ze strachu zdejmowali przed pochodem czapki.
Warszawa, 1 maja
Aleksander Krajewski, Wspomnienia z lat 1905–1907, „Z pola walki” nr 4, Moskwa 1927, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Doszliśmy [z robotnikami] przez Żelazną, czy też Towarową do Alej Jerozolimskich i skręciliśmy w Aleje. Tam miał się rozegrać ostatni akt demonstracji. Ledwie uszliśmy paręset kroków, usłyszeliśmy tętent kopyt końskich i granie trąbki. To szedł naprzeciw nam wielki, kilkuset żołnierzy liczący oddział wojska.
Tym razem widzieliśmy wszyscy, że starcie jest nieuniknione. Tłum drgnął, zatrzymał się, ale się nie rozpierzchnął. Byłem w pierwszych szeregach demonstracji, sam nie wiem, kiedy z dalszych szeregów przesunąłem się ku pierwszym. Widziałem twarz oficera, widziałem pierwszy szereg żołnierzy, jak mur nieruchomy i milczący.
[...] słyszałem jakiś okrzyk oficera, po tym suchy trzask strzałów karabinowych. W pierwszej chwili tłum nie drgnął — staliśmy wszyscy jak wryci w ziemię — raczej jeszcze trwał rytm pochodu, jeszcze nogi rwały się naprzód. Nikt się jednak naprzód nie rzucił. Gruchnęła nowa salwa, następna rozsypała się już w urywany terkot poszczególnych karabinów.
Tłum runął w bok, zanim zdążyłem zdać sobie sprawę, czy są ranni i zabici. Porwała mnie fala ludzka. W jednej chwili napór masy wywalił drewnianą bramę w oparkowaniu nowo budującego się domu [...] i pierwsze szeregi pochodu znalazły się w ogromnym podwórzu. Dalsze szeregi rozpierzchły się w jakimś innym kierunku. Tłum, który znalazł się w podwórzu, zaczął gorączkowo szukać schronienia. Kilkunastu nas schroniło się do budynku mularskiego stojącego pośrodku podwórza. Siedzieliśmy tak kilka czy kilkanaście minut, jak gdybyśmy musieli z początku uporać się z przebytymi wrażeniami.
Obejrzałem się wokół siebie — znów same nieznane twarze. Kilkunastu mężczyzn i parę kobiet, z których jedna głośno płakała. Po krótkiej chwili otrząsnąłem z siebie bezwład [...]. Wyszedłem z naszego schronienia, by ruszyć na zwiady i szukać wyjścia.
Ale u wyjścia z budynku murarskiego uderzył mnie nieoczekiwany widok; na schodach, prowadzących do budynku, leżał w poprzek robotnik, w kałuży krwi. Nachyliłem się nad nim — już nie żył.
Warszawa, 1 maja
Aleksander Krajewski, Wspomnienia z lat 1905–1907, „Z pola walki” nr 4, Moskwa 1927, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Dziś 1 maja, ale fiasco ogromne – a raczej nic nie ma. Koło dziewiątej rano usłyszałem śpiew, więc poszedłem do okna. Niesiono w stronę Plant czerwony sztandar, w otoczeniu gromady złożonej ze starszych i młodszych drapichrustów w liczbie koło... 20, wyraźnie dwudziestu. O 12-stej w południe poszedłem na Rynek zobaczyć, czy tam nie ma gromad. Owszem – były, ale targowe. Ludzi z czerwonymi przepaskami i krawatami ani dudu! ani jednego sztandaru, sklepy pootwierane, fiakry i omnibusy w ruchu – koło kramów chłopi i chłopki – słowem wygląd miasta najzwyklejszy. Po południu ogłaszają jakiś festyn ludowy w parku, ale festyn to nie manifestacja uliczna – i zresztą kto wie, czy się uda, zwłaszcza jeśli deszcz, którego do tej chwili nie ma, zacznie padać, jak zwykle po południu. Śmierć namiestnika, ludowców do Koła i zadrażnione stosunki z Rusinami podniosły tak temperaturę patriotyczną, że dla socjalnych manifestacji nie ma miejsca. Zresztą były sztuczne i same przez się się sprzykrzyły.
Kraków, Galicja, zabór austriacki, 1 maja
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 2, Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1908–1913), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Robotnicy! W dniu 1 Maja porzucicie wszyscy solidarnie pracę, by przyłączyć się do międzynarodowego święta robotniczego.
Solidarnym wystąpieniem waszym wykażecie wobec świata całego swą siłę, swą solidarność, swą rewolucyjność!
W dniu 1 Maja powiecie kapitalistom-wyzyskiwaczom i oprawcom carskim, że pomimo mordów, sądów polowych i katorgi nie zamarł w was wieczny ogień buntu i że Warszawa robotnicza gotuje się z powrotem do walki.
Niech żyje Święto Majowe! Niech żyje socjalizm!
Warszawa, 1 maja
Archiwum Zakładu Historii Partii 14/III — 5/1911/4, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. 2, 1911–1914, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Towarzysze! Towarzyszki!
Nigdy jeszcze położenie polskiego ludu pracującego nie było tak ciężkie jak obecnie. Nigdy bieda nie dawała się tak we znaki, jak w dzisiejszych czasach przymusowego bezrobocia, wywołanego przez barbarzyńskie zniszczenie polskiego przemysłu. Nigdy pieniądz, w krwawym pocie zarobiony, nie miał tak nikłej wartości, jak teraz, kiedy ceny regulowane są przez bandycką spółkę okupantów oraz paskarzy. I nigdy […] nie ciężyła nad nami tak srogo, tak bezwzględnie, łapa obcego zdobywcy. […]
Korzystajmy więc z każdej sposobności demonstrowania przeciwko zbrodniom okupantów. A taką sposobnością jest Święto Majowe!
Warszawa, 25 kwietnia
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, Materiały ze spuścizny Ignacego Peszke, rps 1744.
Po raz czwarty w ciągu wojny międzynarodowy proletariat socjalistyczny obchodzi dzień 1 Maja. Zbrodnicze kliki imperialistów i dyplomatów, które wywołały krwawą zawieruchę, co więcej, pragną na ostrzach bagnetów utrwalić na długo swoje panowanie. [...]
Ale próżne są wysiłki obrońców starego porządku rzeczy...
W dniu 1 Maja klasa robotnicza na całym świecie przerywa pracę, sprawia szeregi, wstępuje do walki. W roku bieżącym musimy pokazać międzynarodowemu sojuszowi kapitalistów, imperialistów i dyplomatów, że Rewolucja nie jest zwyciężona, że Międzynarodówka socjalistyczna istnieje i wierzy w jasną, szczęśliwą przyszłość.
Warszawa, 1 maja
„Robotnik”, nr 288, z kwietnia-maja 1918.
Pierwszy maja, święto robotnicze, przeminął w zupełnym spokoju, w pochodzie wzięły udział liczne deputacje robotnicze, ze sztandarami i tablicami, na których wypisano hasła, dyktowane chwilą, domagające się głównie zawarcia pokoju korzystnego dla proletariatu, a protestujące przeciw dalszej wojnie. W Sali Sokoła przemawiał pos. Daszyński i p. Kluszyńska, przedstawiający ciężkie położenie klasy robotniczej i całego naszego kraju w ogóle, podając projekty środków zaradczych, odnośnie do gospodarki społecznej i państwowej. W rezultacie uchwalono jednogłośnie rezolucję, domagając się rychłego zawarcia pokoju, na podstawie prawa samostanowienia narodów. Uroczystość zakończyły po południu popisy muzyczno-wokalne.
Kraków, 1 maja
„Kurier Poznański”, nr 111, z 16 maja 1918.
Sobota, chłód. Naturalnie tramwaje, dorożki — wszystko stoi. Pochód socjalistyczny bardzo liczny. Większy jak w roku zeszłym. Były napisy: „Niech żyje Polska sowiecka”, „Niech żyją rady robotnicze”, „Precz z sejmem” itd. Ale to wszystko nieśli ludzie dobrze ubrani (mimo dzisiejszej drożyzny), syci, uśmiechnięci. [...] Tłum szedł wyjątkowo spokojnie, bez zrzucania kapeluszy przechodniom, bez przeszkadzania w pracy tym, co pracować chcieli. Po biurach i sklepach żadnych łazików, nakazujących strajk, nie było. Jednak napisy „Niech żyje Lenin”, „Precz z wojną”, „Precz z Francją” (!) każą wnioskować, że to obce pieniądze i wpływy są w ruchu. [...] Ale co to ciągłe świętowanie kraj kosztuje. Pojutrze trzeba znowu kontrdemonstrację urządzać. Płacimy za poglądowe obuczanie obywateli.
Warszawa, 1 maja
Juliusz Zdanowski, Dziennik, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 14023/II.
Byłem na placu Teatralnym, gdzie się zgromadzili robotnicy ze swoimi sztandarami z rozmaitych fabryk i zakładów. Były dwie mównice. Pochód był olbrzymi. Pogoda dotrzymała, chociaż przez chwilę chmury groziły ulewą. Jadłodajnie miejskie zamknięte.
Warszawa, 1 maja
Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1919–1928, Warszawa 1973.
W dniu międzynarodowego święta robotniczego zbierajcie się wszyscy pod sztandarami PPS Lewicy, aby dać należytą odprawę polskiej socjalugodzie i ich bojówkarzom, którzy znowu szykują się do rozlewu krwi robotniczej.
Mało pepesowskim dygnitarzom krwi przelanej w roku ubiegłym na ulicach Warszawy, oni tegoroczne święto robotnicze chcą krwią bratnią splamić. Nasze sztandary nie uginają się przed rodzimymi faszystami, toteż czołowi nasi bojownicy już znaleźli się za kratami.
Więc protestujcie przeciwko prześladowaniom politycznym i prześladowaniom najlepszych synów klasy robotniczej. [...]
Groźba śmierci głodowej i degeneracji młodszego pokolenia zmusza nas do szykowania się do walki strajkowej.
Toteż w dniu dzisiejszej manifestacji majowej na naczelne miejsce wysunąć musimy hasła:
Niech żyje jednolity front robotniczy!
Precz z rozbijaniem strajków na poszczególne gałęzie pracy!
Precz z arbitrażem!
Niech żyje rząd robotniczo-chłopski!
Precz z dyktaturą faszystowską! [...]
Precz z militaryzmem!
Domagamy się całkowitego rozbrojenia!
Domagamy się zniesienia stałych armii!
Precz z klerykalizmem!
Żądamy zerwania konkordatu i oddzielenia Kościoła od państwa!
Precz z represjami politycznymi!
Uwolnić więźniów politycznych!
Dąbrowa Górnicza, 1 maja
PPS Lewica, 1926–1931. Materiały źródłowe, oprac. Ludwik Hass, Warszawa 1963.
Krwawe zajścia. Wiadome było, iż komuniści gotują się do wystąpienia. PPS podjęła się wobec rządu zlikwidowania na własną rękę tych wystąpień. Pochód PPS odbywał się według wszelkich reguł strategii. Oddziały bojowe uzbrojone, częściowo umieszczone na autach ciężarowych. Doszło dwukrotnie do starcia – na Krakowskim Przedmieściu i koło kościoła Aleksandra. Strzały – w wyniku: 5 osób zabitych, 11 ciężej i lżej rannych. Policja pilnowała „reguł boju”, nie zachowując zresztą obiektywizmu: w momentach niebezpiecznych wkraczała, oddzielając PPS od napierających komunistów. Podobno wśród bojówki PPS byli i członkowie tajnej policji, a jeden z nich zginął.
Warszawa, 1 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Żydowskie partie robotnicze, tj. Bund, lewica Poalej-Syjonu i prawica Poalej-Syjonu, obchodzą święto 1 maja samodzielnie bez jakiejkolwiek łączności nie tylko wzajemnej, ale także z PPS. Pochody te przejdą jedynie dzielnicą żydowską (pl. Muranowski). Przewidziana frekwencja nie przekroczy liczby 5500, z czego na Bund wypadnie przypuszczalnie 3000 osób, lewicę Poalej-Syjonu 1800–2000, a prawicę Poalej-Syjonu około 500 osób.
Warszawa, 30 kwietnia
Rafał Żebrowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1918-1939, Warszawa 1993.
Pierwszy Maja jest tym dniem, w którym masy ludu pracującego – chłopi i robotnicy – zaprotestują przeciw polityce burżuazji, odpowiedzą protestem na wyzysk i gnębienie mas pracujących przez burżuazję, wyrażając gotowość w każdej chwili do walki z wyzyskiwaczami.
Wyjdźmy śmiało z chat naszych! Łączmy się pod czerwonym sztandarem z rewolucyjnymi organizacjami robotniczymi!
Zademonstrujmy swą gotowość do walki o lepsze jutro.
Młodzieży chłopska!
Ty, jako najbardziej wystawiona na wyzysk i poniewierkę, Ty, którą burżuazja całego świata przygotowuje na mięso armatnie w niedalekiej już wojnie przeciw jedynemu państwu, gdzie rządzą chłopi i robotnicy – Związkowi Socjalistycznych Republik Radzieckich, Ty, Młodzieży, wystąp jak najliczniej w dniu 1 Maja, by okazać burżuazji, że nie będziesz już więcej narzędziem w jej rękach, że nie pójdziesz mordować na jej rozkaz takich chłopów i robotników, jak wy jesteście.
Wyjdźmy w tym dniu wszyscy gnębieni i wyzyskiwani przez burżuazję. Wyjdźmy w tym dniu wszyscy gnębieni i wyzyskiwani przez burżuazję. Wyjdźmy na ulicę czy gościniec i ramię przy ramieniu, ojcowie i dzieci – łącznie z robotnikami – śmiało wysuwajmy swoje żądania, które musimy być gotowi poprzeć walką.
Żądamy ziemi bez wykupu dla chłopów bez- mało- i średniorolnych, przez wywłaszczenie obszarników!
Zniesienia ciężarów podatkowych niezamożnym chłopom i robotnikom!
Zaprzestania zbrojeń!
Żądamy bezzwrotnych zapomóg dla chłopów mało-, średnio- i bezrolnych dotkniętych klęskami żywiołowymi!
Żądamy uwolnienia chłopów mało- i średniorolnych od pańszczyzny szarawarcznej!
Precz z terrorem i prześladowaniami politycznymi!
Żądamy wolności słowa, druku, zgromadzeń i organizacji dla chłopów i robotników!
Uwolnienia więźniów politycznych!
Precz z faszyzmem, socjal-faszyzmem i zdradziecką ugodą!
Lublin, 1 maja
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Wiec [pierwszomajowy] miał się odbyć na obszernym błoniu [...]. Wejście na plac zagradzała zwarta masa ludzi, którzy posuwali się krok za krokiem, niosąc niezliczone sztandary ze swastykami i transparenty z napisami na cześć Führera. Grały orkiestry, wznoszono okrzyki, a gdańscy policjanci, wspierani przez umundurowanych hitlerowców, torowali drogę przybywającym na plac oddziałom. [...]
Na pole wjechał czarny otwarty mercedes i zatrzymał się przed mównicą. Powitany ogłuszającym: „Heil!” – wysiadł z samochodu Albert Forster [przywódca gdańskiego NSDAP]. Towarzyszyli mu dwaj rośli adiutanci. Las rąk wyrzuconych w górę – Hitlergruss dla Gauleitera – osaczył mnie w jednej chwili ze wszystkich stron, podczas gdy ja stałem nieruchomo z głową pochyloną, trzymając ręce opuszczone wzdłuż tułowia i ściągając na siebie zgorszone, a nawet zdecydowanie wrogie spojrzenia otaczających mnie uczestników manifestacji. 80 minut przemawiał Forster na owym wiecu, a każda minuta jego wystąpienia kosztowała mnie niemało trudu, aby przetrwać i nie popełnić jakiegoś głupstwa. Forster bowiem wzywał otwarcie do antypolskiej rewolty.
Gdańsk, 1 maja
Leopold Marschak, Byłem przy tym. Wspomnienia 1914–1939, Warszawa 1976.
Cały dzień przeszedł mi na chodzeniu z mydłem. Obleciałem wszystkie sklepy w Milanówku i dwa razy byłem w Grodzisku. Aż sobie stopy poodparzałem. Ale udało mi się sprzedać pięć kilo. W mieście nic prawie nie wskazywało, że dziś jest przecie święto oficjalne Trzeciej Rzeszy. Flagi wisiały, te co zwykle, bo było tego rodzaju rozporządzenie, targ odbywał się normalnie, częściej jedynie spotykało się postrojonych oficerów i rano po raz pierwszy usłyszałem sygnał trąbki, a potem śpiew żołnierski. Pojawiło się też dwóch gestapowców, jeden mundurowy, a drugi po cywilnemu.
Grodzisk Mazowiecki, 1 maja
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Tymczasem nadszedł dzień 1 Maja. Miało to być dla nas prawdziwe święto i pierwszy raz dzień wolny od pracy. Tego dnia zaczynała pracę nasza łaźnia. W przeddzień ustalono już kolejność grup do kąpieli (po 20 osób). W ciągu kilku dni mieliśmy wszyscy skorzystać z tego dobrodziejstwa. Czekaliśmy na tę chwilę niecierpliwie, gdyż wszy nas żarły, a brud pokrywał nasze ciała grubą warstwą.
[...]
Jednakże nie była nam jeszcze sądzona kąpiel. Na skutek wad w instalacji łaźnia spłonęła wkrótce po wpuszczeniu do niej pierwszej grupy. Szczęśliwie nikt nie odniósł obrażeń. Dwudziestu golasów wyskoczyło z płonącego już obiektu na dwór i na tym skończyły się nasze marzenia o myciu. Uratowani z płomieni znaleźli się w krytycznej sytuacji. Ich odzież, oczywiście, spłonęła razem z łaźnią, a kierownictwo obozu nie mogło im niczego zaoferować, bo [...] nie było tu żadnej zapasowej odzieży. Chwilowo okryli się łachmanami pożyczonymi od kolegów, a następnego dnia przywieziono dla nich tylko niekompletną bieliznę i jakieś stare prześcieradła. [...] Od tej pory spotykaliśmy na terenie obozu „duchy” okryte prześcieradłami. [...]
Tak skończyły się nasze marzenia o umyciu i święto 1 Maja.
Saratów, 1 maja
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
Żydzi wystąpili tłumnie, a więc „Bund” i „Szomrszy” w specjalnych mundurach, Komitet Żydowski. Wszyscy ze sztandarami i transparentami w językach polskim i żydowskim. Poza tym nikt inny tylko Żydzi, nieśli transparenty z napisami: „Niech żyje tow. Stalin”, „Niech żyje sojusz polsko-radziecki” itp. Nikogo prócz nich nie było słychać wznoszących okrzyki w tejże materii.
Wałbrzych, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Było to przede wszystkim święto radości, ludzie cieszyli się przeogromnie z faktu, że są wolni, zniknęła bezpowrotnie groza gestapo, ulicznych łapanek i najść o świcie. Wojna kończyła się, Wojsko Polskie u boku Armii Czerwonej wkroczyło do Berlina, lada dzień oczekiwano ostatecznego upadku III Rzeszy. A wokół rozkwitały bzy, było ciepło i słonecznie, wszyscy gwałtownie nadrabiali wojenne zaległości, szkoły pękały w szwach, nie nadążano dawać ślubów.
1 maja
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
Dziś pojechałem do ambulansu, ale przesyłek nie roznosiłem, gdyż jest święto państwowe. Wracając do domu znalazłem się przed mocno udekorowanym magistratem, w tłumie ludzi słuchających przemówienia burmistrza, który jest równocześnie sekretarzem PPR w Zawichoście. Kończył już, ale zorientowałem się, że mówił o walce politycznej w kraju. Dużo o niej w gazetach, a także w poczynaniach niektórych ludzi w mieście – jedni namawiają, aby zapisać się do PPR, drudzy do PSL. Mnie też proponowano. Tym od PSL powiedziałem, że nie jestem rolnikiem, a tym drugim – że do wielu z tych, co już się zapisali, mam sporo zastrzeżeń i wiem, że poszli tam dla interesu. Jedni i drudzy obiecywali płaszcze amerykańskie, ale potem dawało je tylko PSL i to nie wszystkim, gdyż mieli ich mało; w miasteczku było z tego powodu sporo kłótni i wycofywania się z organizacji.
Wygląda na to, iż partie i ich władza są ważniejsze od rządu. Dziwi mnie to. O ile pamiętam, przed wojną było odwrotnie. Ale nie angażuję się w to, gdyż po moich codziennych, męczących wędrówkach trochę odpoczywam, albo idę na ryby czy za drewnem opałowym na wydmy.
Zawichost, 1 maja
Michał Starzyk, Pocztylion, „Karta” nr 13/1994.
Dlaczego na dzień pierwszego maja stosowany był terror i przymus dla biorących udział w pochodzie? Dlaczego kazali nam podpisywać listy obecności? Dlaczego zmuszali nas do brania udziału w pochodzie? Dlaczego gwałtem chcą z nas zrobić PPR-owców?
Radom, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Dzisiaj w Łodzi odbył się pochód 1-majowy – wypadł dość dobrze, trwał 4 godziny przeszło, był to największy pochód, jaki widziałem. Nie wiem, ile w tym pochodzie było z własnej woli, czy przekonani, bo po fabrykach i różnych przedsiębiorstwach większych stosowany był przymus pod groźbą odebrania kartek żywnościowych I kat., co się równa prawie całej pensji miesięcznej.
Łódź, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Święta Pierwszomajowe w Polsce, w Polsce wyzwolonej miały zawsze swój określony polityczny charakter. Każde z nich zamykało niejako okres poprzednich naszych walk, a zarazem wytyczało wskazania na rok najbliższy. Przypomnę je kolejno: w roku 1945 pierwsze święto Majowe po wyzwoleniu obchodziliśmy pod znakiem zwycięstwa w wielkiej walce narodów o demokrację i niepodległość, o zwycięstwo nad hitleryzmem […]. Rok 1946 – Pierwszy Maj – zamykał już okres wstępnych wysiłków budowania podstaw Polski Ludowej, a zarazem ostatecznej stabilizacji powojennego układu sił w skali międzynarodowej. […] Święto majowe mijało wówczas pod znakiem walki z siłami reakcji, które się okopały po lasach i przygotowywały kontratak na zdobycze demokracji ludowej. […] Manifestacja majowa stała się wielką mobilizacją mas do rozprawy z reakcją wewnętrzną, […] do wykorzenienia spod płaszczyka PSL mikołajczykowskiej obcej agentury. Wstępowaliśmy wówczas w okres kompanii wyborczej […]. To zwycięstwo wyborcze 19 stycznia 1947 r. świętowaliśmy 1 maja 1947 r. Nie osłabiając napięcia gotowości mas do dalszej walki z niedobitkami reakcji polskiej i wzmagając czujność na niebezpieczeństwo potęgującej się ofensywy reakcji międzynarodowej – zmierzaliśmy jednocześnie do uwypuklenia bieżących zadań gospodarczych w ramach bitwy o produkcję, o realizację planu 3-letniego, o złamanie fali spekulanckiej.
Warszawa, 3 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Święto Pracy, ale nie poszłam na pochód. Nie lubię takich masówek. Nie wiem, jak w innych klasach, ale w mojej – poza Ritą – prawie nikt nie chodzi na pochody pierwszomajowe. Te, które chodzą, mówią, że się boją o dostanie się na studia. Ja uważam, że z moim pochodzeniem nic mi już nie pomoże ani nie zaszkodzi. Jedyna nadzieja, że znakomicie zdam.
Warszawa, 1 maja
Krystyna Kisielewska, W normalność, „Karta” nr 13/1994.
W obchodach, które będą odbywały się na terenie wiejskim, przewidywany jest udział delegacji rocznicowych i tak samo w obchodach miejskich będą brali udział chłopi. Należy zwrócić uwagę, czy w planach wrogów nie ma zamierzeń wykorzystywania tej okoliczności dla przeciwstawienia chłopów robotnikom poprzez organizowanie zajść, prowokacyjnych okrzyków itp. Specjalną uwagę zwrócić na przebieg zabaw ludowych, które będą się odbywały w godzinach popołudniowych, a na których może być dużo „okazji” do wywołania zajść.
Warszawa, 16 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W tej chwili przelatują nad naszą głową liczne eskadry samolotów, a ulicami ciągną ludzie powracający z pochodu, dość licznego. Jadą również pod naszymi oknami bardzo zabawne i dobrze zrobione karykatury Trumana, Churchilla, de Gaulle’a itp. ogromnych rozmiarów, które też defilowały na pochodzie. Warszawa mocno zarumieniona, pierwszy raz wojsko wzięło udział w uroczystościach. Przemówienia, których słuchaliśmy przez radio, dziwnie słabe i napaści na Kościół nacechowane bezsilną złością, że pomimo wszystko ludzie do Pana Boga coraz bardziej się garną i kościoły coraz pełniejsze, a aktywność katolickich działaczy się nie zmniejsza. Niebo przez cały ranek było ponuro-czarne, okazując swe niezadowolenie z tego, co się dzieje na ziemskim padole — wstrzymało się od grożącego deszczu, nie chcąc widocznie dokuczyć wielu niewinnym ofiarom, marznącym od wczesnego rana w letnich, odświętnych strojach. (Po wczorajszej burzy bardzo się oziębiło.) Teraz, gdy wszystko się skończyło, słońce zabłysło na rozpogodzonym niebie. Ponieważ dużo ludzi nie mogło być rano na mszy św. — we wszystkich kościołach mają się odprawić msze św. o siódmej wieczorem...
Warszawa, 1 maja
Centralne Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (CA MSWiA), 17/IX/71, t. 3, k. 84–87.
Odpisuję późno, bo chcę Ci coś wspomnieć o uroczystości 1-go maja w Warszawie. Otóż Kochanie, nie wyobrażasz sobie, jak było strasznie „czerwono”. Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy defilowały po ulicach Warszawy, głównie na Marszałkowskiej, gdzie była trybuna. Nie było organizacji bez czerwonych flag, i to tylko czerwonych, aż naprawdę rozpacz ogarniała na tak straszne widoki. Teraz coś Ci napiszę o naszej szkole, a więc na tym punkcie było jeszcze gorzej. Jest u nas kilkuosobowe tylko koło ZMP. Na pochodzie, [w] którym niestety i ja musiałam iść, wystawili na przód znak ZMP i dziewczęta, które tu należą, z opaskami czerwonymi. Ponieważ nie wszystkie należały i nie wszystkie miały opaski, więc szedł pierwszy cały szereg udekorowany opaskami i po każdej stronie po dwie [dziewczęta] także z opaskami ZMP. Możesz sobie wyobrazić, jakie było oburzenie wśród dziewcząt, które nie należały, tym bardziej że do opasek dodano nam czerwone flagi. Wyglądało to na ogół strasznie, ale niestety nie było na to rady, trzeba było iść i nic nie mówić...
Warszawa, 1 maja
Centralne Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (CA MSWiA), 17/IX/71, t. 3, k. 84–87.
Pierwszy dzień zmarnowałam na pochód pierwszomajowy. Mówię Ci Mamo, ileż było ludzi. Dosłownie oczy bolały patrzeć na tę płynącą falę z czerwienią. Tendencyjnie zarządzili wszędzie zbiórkę od godz. 7–8.00 rano, by nikt nie mógł pójść do kościoła, ale im się to nie bardzo udało, gdyż we wszystkich kościołach msze św. odprawiały się — łącznie z majowym — po obiedzie. U nas np. była o godz. 7.30 wieczorem, przy tym ks[iądz] miał tak śliczną naukę, która była jedną wielką skargą na to, co się dzieje — krzykiem zrozpaczonych wołających o pomoc. Mówię Ci Mamo, do domu wróciłam wzruszona do głębi...
Olsztyn, 1 maja
CA-MSWiA,17/IX/71, t. 3, k. 88–91.
Na pochodzie, na który niestety i ja musiałam iść, wystawili na przód znak ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] i dziewczęta, które tam należą, z opaskami czerwonymi. Ponieważ nie wszystkie należały i nie wszystkie miały opaski, więc szedł pierwszy cały szereg udekorowany opaskami i po każdej stronie [następnych szeregów] po dwie także z opaskami ZMP. Tak że to wyglądało w ten sposób, że cała szkoła to jednolite ZMP. Może sobie wyobrazić, jakie było oburzenie wśród dziewcząt, które nie należały, tym bardziej że do opasek dodano nam czerwone flagi. Wyglądało to na ogół strasznie, ale niestety nie było na to rady, trzeba było iść i nic nie mówić.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Ubawiłem się jak rzadko kiedy. Ponieważ ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] szło osobno, u nas została sama reakcja i wygłupialiśmy się okropnie. Staliśmy naprzeciwko trybuny i nie biliśmy braw, ani też nikt nie wzniósł bojowego okrzyku. Natomiast po trzech godzinach stania gremialnie wołaliśmy: „My chcemy jeść, my chcemy do domu, my nie idziemy więcej na pochód, my mamy tego dość!”. […] Zaśpiewaliśmy marsza żałobnego, za co dostaliśmy od publiczności niezliczone brawa.
Lublin, 1 maja
„Biuletyn Informacyjny”, 14 maja 1949, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Odczuwało się coraz silniejsze naciski na zakłady pracy ze strony PZPR, aby publicznie manifestować nasze przywiązanie do socjalizmu i ZSRS [sic!] oraz miłość do naszych przywódców. Okazją do tego miało być święto 1 maja 1949 roku. [...] Nasza jednoosobowa komórka partyjna (już nie PPR, lecz PZPR), czyli pan Józio Włodarczyk, który coraz częściej przebywał w Komitecie Miejskim oraz wyraźnie tracił humor i pogodę ducha (zabierano nam samochód), naciskał, abyśmy czynnie uczestniczyli w pochodzie. Powstał jednak problem, kogo mamy na tym pochodzie reprezentować, skoro zostaliśmy podzieleni i przydzieleni do trzech różnych przedsiębiorstw handlu zagranicznego.
Ustaliliśmy ostatecznie, że powinniśmy zamanifestować na pochodzie obecność trzech naszych delegatur. Sporządzono więc z dykty trzy tablice z napisami „Varimex”, „Metalexport” i „Minex”, które przybito do dosyć długich żerdzi, i z tymi tablicami ruszyliśmy na pochód w trójkę, to znaczy Adam Kwieciński, Tadeusz Szumański i ja. Będąc dosyć słabą reprezentacją, gdyż nasi podwładni zostali w domach, włączyliśmy się do tylnej części pochodu gdzieś w okolicy skweru Kościuszki i dzielnie ruszyliśmy w górę ulicą Świętojańską. Gdy znaleźliśmy się na wysokości kina „Warszawa”, olbrzymi pochód zatrzymał się. Oczekiwaliśmy w skupieniu na transmisję przemówienia prezydenta Bolesława Bieruta.
Po przeciwnej do kina stronie ulicy Świętojańskiej [...] znajdował się spory skwer. Na ten skwer zajechały niespodziewanie dwa lub trzy ciężarowe samochody z pierwszomajową kiełbasą. Rzuciliśmy się wszyscy jak jeden mąż razem z naszymi tablicami, jednak napór był ogromny, więc niewiele udało nam się osiągnąć. Usiedliśmy jednak później na trawie, słońce przypiekało, a w megafonach skrzeczał głos Bieruta. Później pochód ruszył już bez nas, a tablice z żerdziami zabraliśmy do domu, czyli do „Różanego Gaju” na Kamiennej Górze, gdzie tablice te zostały przez nasze żony wykorzystane na podpałkę do kuchenek i piecyków w łazienkach. Ten pochód pierwszomajowy, który rozpoczynał ponury dla mnie okres stalinizmu, zapamiętałem więc jako wyjątkowo pogodny.
Gdynia, 1 maja
Jan Łopuski, Pozostać sobą w Polsce Ludowej. Życie w cieniu podejrzeń, Rzeszów 2007.
W tym roku w manifestacjach uczestniczyło 9,5 miliona robotników i chłopów, inteligentów i młodzieży, wobec 6,5 miliona w zeszłym roku. A więc wzrost w ciągu jednego roku bardzo znaczny, bo niemal o 50%. A więc udział dochodzący do prawie 40% ogółu ludności. Poważny wzrost manifestantów mieliśmy w miastach – ogółem wzrost ten przekraczał 1 milion.
[…]
Gdzie jest, towarzysze, przyczyna takiego ogromnego wzrostu aktywności mas i skupienia się tak wielkich mas wokół sztandarów 1-szo majowych [sic!], wokół sztandarów naszej Partii i Bloku Demokratycznego? U podstaw tego wzrostu aktywności szerokich, najszerszych mas pracujących niewątpliwie leżą ogólne sukcesy ekonomiczne, polityczne, kulturalne naszego kraju, łatwiejsze życie, wzrost świadomości szerokich mas pracujących, wzrost autorytetu klasy robotniczej wśród chłopstwa, wśród inteligencji i wzrost autorytetu naszej partii.
[…]
W tym roku w większym stopniu niż w latach poprzednich nasza Partia i masy ludowe napotykały na jawny upór [sic] wroga, przeciwnika, który – mówię o reakcyjnej części kleru – usiłował odciągnąć masy wierzących od manifestacji 1-majowych, który prowokacyjnie w wielu miejscach zapowiadał procesje i nigdy w przeszłości nie stosowane przez kler, codzienne nabożeństwa, który usiłował wreszcie 1 maja uczynić próbą sił między kościołem i obozem demokracji ludowej. […] Ta próba sił – jak wiemy skończyła się dla kościoła dotkliwą porażką. Procesje zostały przez kler odwołane, a w niedzielę 1-majową frekwencja była wyjątkowo niska.
Warszawa, 7 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Ściśle tajne [...]
Na 270 tysięcy opracowanych przez Wydział II w kraju dokumentów napotkaliśmy 725 wyp[owiedzi] o dniu 1 maja. [...]
Gdańsk
„[...] Mamusiu, mam straszny kłopot, co zrobić, żeby nie iść defilować 1 maja. Wymyśliłam takie wyjście, żeby Mamusia przysłała jakiś telegram z tragiczną wieścią, że ktoś jest ciężko chory albo umarł i ja muszę natychmiast przyjechać. Ja bym im wtedy pokazała telegram, trzy dni nie wychodziłabym na dwór i tak, aż by 1 maj przeszedł. Przecież w tym roku nie pójdę się wygłupiać publicznie. Ja już gdzie mogę, to się im wykręcam i nic nie robię, a raczej szkodzę, a oni mnie mimo to uważają za aktyw. Może jak nie przyjdę na defiladę, to się trochę ode mnie odczepią.” [...]
Kraków
„Radosne wiosenne święto pracy... Przed chwilą wróciłam z pochodu i tak mi jakoś... Pod wpływem tego 1 maja nie mogę inaczej sformułować dziś moich życzeń, jak tak: chciałabym, Tatuśku, abyśmy mogli doczekać chwili, kiedy szczęście narodów, jutro świetlane i upragniony pokój staną się już rzeczywistością, żebyśmy mogli wierzyć, że naprawdę nikomu na świecie nie dzieje się krzywda, że spełniły się marzenia tysięcznych bojowników poległych w walce o szczęście ludzkości i sprawiedliwość społeczną. Prawie że powinniśmy tego doczekać. No, a jak nie my, to nasze dzieci już na pewno.”
Warszawa, 14 maja
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
U nas teraz bardzo uroczyście było obchodzone święto pierwszomajowe, z całej gminy zjechali się ludzie... Lecz pożar przerwał tę całą uroczystość, bo na pewno ktoś specjalnie podpalił las, syrena zaczęła trąbić i rozprzęgł się cały pochód. U nas dużo jest takich ludzi, co im się ten rząd nie podoba...
Lublin, 1 maja
CA-MSWiA,17/IX/71, t. 3, k. 100–104.
U nas w mieście dzieją się niesłychane rzeczy przed tym świętem komunistów, w całym mieście aż się roi od tych Żydów — oczywiście to wszystko jest tylko na obrazkach, ale aż nieprzyjemnie patrzeć. Jak się zejdzie do rynku, to tak jak gdyby się zeszło do rzeźni, dosłownie ani jednej chorągwi nie ma polskiej, tylko wszystko czerwone, a poza tym nic więcej nie zobaczycie, tylko gwiazdy, sierpy, młotki, Leniny, Staliny itd...
Katowice, 1 maja
CA-MSWiA,17/IX/71, t. 3, k. 100–104.
W pochodzie niesiono 745 sztandarów, 3222 szturmówek oraz 1438 transparentów, w tym 583 z hasłami obrony pokoju, 324 z hasłami mobilizującymi do wykonania planu 6-letniego, 107 z hasłami przyjaźni i sojuszu ze Związkiem Radzieckim i 35 z hasłami sojuszu robotniczo-chłopskiego. Ponadto niesiono w pochodzie 73 portrety Stalina, 328 portretów innych przywódców klasy robotniczej oraz 144 karykatury podżegaczy wojennych.
Katowice, 1–2 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Specjalną uwagę zwraca symboliczna grupa przedstawiająca łączność ruchu sportowego z masami pracującymi miast i wsi w walce o pokój. Między robotnikiem, chłopem i sportowcem umieszczony jest glob ziemski, stojąca na nim kobieta symbolizuje pokój, z rąk jej przed trybuną ulatuje w górę biały gołąb.
Warszawa, 1 maja
„Życie Warszawy”, 2 maja 1950, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Objazd zacząłem o godz. 0.10, a zakończyłem o godz. 2.15. W pierwszym rzędzie skontrolowałem trasę przy trybunach. Przy trybunach trwają prace dekoracyjne. Trybuny strzeżone są przez posterunki KBW, oraz otoczenie prowizorycznymi barierkami, aby cywilni przechodnie nie mogli podejść do trybun.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Obecność każdego robotnika na pochodzie jest obowiązkowa. Tylko bardzo starzy wiekiem są zwolnieni. Najgorzej będzie z obecnością na pochodzie robotników z nocnej zmiany. […] Nieważnym jest to, czy będą listy obiegowe, ważnym jest to, aby była frekwencja na pochodzie.
Łódź, 27 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Mimo drobiazgowych przygotowań sprawność pochodu szwankowała. Na skutek opóźnienia się kolumny grochowskiej musiano puścić jako pierwszą Pragę Północ, co wniosło dużo komplikacji w dalszy układ pochodu. Bardzo poważnym niedociągnięciem było przerwanie kolumn jednej z dzielnic grupami z innych dzielnic, tak że tylko Praga Północ, Mokotów, Wawer i Praga-Śródmieście szły w całości. Inne kolumny szły „kawałkami”. Nie udało się również zaplanowane prowadzenie Al. Jerozolimskimi dwóch dzielnic jednocześnie przez całą szerokość Alei. Liczne były kolumny maszerujące pojedynczo tylko na części szerokości Alei, powstawały również często luki i przerwy w pochodzie. Kolumny starały się maszerować od strony trybuny głównej, co powodowało dużo zatorów i nieregularności w pochodzie. Stwierdziło się, że o ile szyk pochodu sprawnie skręcał z Marszałkowskiej i Kruczej w Aleje całą szerokością jezdni, to już na odcinku Bracka – Nowy Świat kolumny usiłowały się przestawić dla przemaszerowania przed trybuną, w jak najlepszym dla nich układzie. Niektóre z nich szły w znacznie szybszym tempie, co było jeszcze jednym powodem przerw i luk w pochodzie, oraz niepełnego zajmowania całej szerokości jezdni przez wiele kolumn.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Na 1 maja ustawiono nad blokami nowego placu MDM olbrzymią czerwoną gwiazdę, wewnątrz oświetloną. Wieczorem, gdy się ściemniło, widok tej ogromnej purpurowej gwiazdy na czarnym niebie był czymś tak złowrogim, że patrzyłam na to w trwodze i przerażeniu, jak na jakiś monstrualny znak zagłady. Dzień pierwszy maja spędziłam w domu pisząc te notatki i załatwiając moc zaległej korespondencji. Dzień święta pracy, który uznawałam od najwcześniejszej młodości (choć nigdy nie uczestniczyłam w jego obchodach), uczciłam pracą. Przez okno widziałam ciągnącą snadź na miejsce głównej trasy ogromną część pochodu, wlokącą się przez 6 Sierpnia chyba z półtorej godziny. Głównie młodzież w koszulach sportowych i kusych szortach. Moc ohydnie brzydkich wozów propagandowych i nie lepszych karykatur antyamerykańskich, chorągwie, sztandary. Szło to wszystko nieskładnie, grupy starszych wręcz ociężale; nie, nie uda się z nas wydobyć mechanicznego drylu hitlerowsko-sowieckiego.
Warszawa, 1 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Święto. Wstaliśmy wszyscy podnieceni, a szczególnie Juleczek. Idzie razem z nami na pochód. Mamy zaroszenie na trybunę. To znaczy ja idę razem z kolegami mówić na trybunie wiersze, a Elżunia [Elżbieta Barszczewska] jako widz. […] Dzień prześliczny. Ciepło. Słońce. Radość. […] Punkt dziesiąta przyjechał Bolesław Bierut. Przed nim Rokossowski i inni. Staliśmy z Juleczkiem o kilka kroków od nich. Co chwila zajeżdżało jakieś auto. […] Bolesław Bierut, obecnie premier, rozpoczął przemówienie, a potem ruszył pochód. […] Ja mówiłem fragment Majakowskiego ze Słonecznej chorągwi, fragment Ważyka Lud wejdzie do śródmieścia i na zakończenie pochodu koniec Słowa o Stalinie. Koło godziny piętnastej było po wszystkim.
Warszawa, 1 maja
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.
Atmosfera na wiecu nie przygotowana, nie było widać radosnej, bojowej postawy młodzieży, nie było widać kierowniczej roli ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] wśród młodzieży. Nawet w czasie grania hymnu narodowego i Międzynarodówki poszczególne grupy młodzieży chodziły po placu.
Białystok, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Poczytuję sobie za zaszczyt, a zarazem i obowiązek przyczynić się dziś do uczczenia ofiar oporu i walki robotników środkowej i wschodniej Europy, znajdującej się w niewoli komunizmu.
My, reprezentanci stronnictw chłopskich i agrarnych tej samej części Europy, zorganizowanych w Międzynarodowej Unii Chłopskiej, łączymy się z Wami w obchodzie 1 maja 1954 roku zorganizowanym przez Uchodźczy Komitet Pracy, gdyż pod straszliwą dyktaturą komunistyczną los milionów chłopów jest ten sam, co i robotników.
Z całego serca podzielamy Wasze rezolucje i Manifest 1 mają, który skierowaliście do robotników za żelazną kurtyną.
Jestem pewny, że Wasze pragnienie, aby dzień 1 mają – dzień robotników – święcić jako symbol walki o wyzwolenie z kleszczy eksploatacji, jako wyraz pragnienia wolności i jako manifestację indywidualnej niezależności oraz międzynarodowej solidarności i braterstwa – spotka się z gorącym przyjęciem i poparciem ze strony wszystkich narodów uciemiężonych i pozbawionych przez komunistów wolności i niepodległości.
Nowy Jork, 1 maja
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Poczytuję sobie za zaszczyt, a zarazem i obowiązek przyczynić się dziś do uczczenia ofiar oporu i walki robotników środkowej i wschodniej Europy, znajdującej się w niewoli komunizmu.
My, reprezentanci stronnictw chłopskich i agrarnych tej samej części Europy, zorganizowanych w Międzynarodowej Unii Chłopskiej, łączymy się z Wami w obchodzie 1 maja 1954 roku zorganizowanym przez Uchodźczy Komitet Pracy, gdyż pod straszliwą dyktaturą komunistyczną los milionów chłopów jest ten sam, co i robotników.
Z całego serca podzielamy Wasze rezolucje i Manifest 1 mają, który skierowaliście do robotników za żelazną kurtyną.
Jestem pewny, że Wasze pragnienie, aby dzień 1 maja – dzień robotników – święcić jako symbol walki o wyzwolenie z kleszczy eksploatacji, jako wyraz pragnienia wolności i jako manifestację indywidualnej niezależności oraz międzynarodowej solidarności i braterstwa – spotka się z gorącym przyjęciem i poparciem ze strony wszystkich narodów uciemiężonych i pozbawionych przez komunistów wolności i niepodległości.
Nowy Jork, 1 maja
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Nad pochodem pojawiają się monstrualnej wielkości karykatury. Oto [Allen] Dulles ściska gorąco dłoń Czang Kai-Szekowi, to samo czyni [Konrad] Adenauer i [Władysław] Anders. Nie mają czego szukać na warszawskiej, pogodnej majowej ulicy, która opowiada się za pokojem i współpracą między narodami. A oto pojawia się inna karykatura: człowiek w marynarce o jednym rękawie zbyt krótkim, jednym zbyt długim, o pokracznych spodniach. „Tak wyglądam dzięki tobie, brakorobie – głosi napis. Tak nie chcemy się ubierać”.
Warszawa, 1 maja
„Trybuna Ludu”, 2 maja 1955, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W związku z pytaniami w sprawie dekoracji portretami miast i pochodów 1-majowych wyjaśniamy: miasto można dekorować portretami przywódców KPZR, tow. [Nikity] Chruszczowa, tow. [Nikołaja] Bułganina, tow. [Klimenta] Woroszyłowa, przywódców naszej partii i państwa, tow. [Józefa] Cyrankiewicza, tow. [Edwarda] Ochaba, tow. [Konstantego] Rokossowskiego, tow. Zawadzkiego. […] Portretów należy używać w miarę możliwości mniej niż w latach ubiegłych. Szczególnie w dekoracji pochodów należy ograniczyć się do portretów [Karola] Marksa, [Włodzimierza] Lenina, [Bolesława] Bieruta.
Warszawa, ok. 15 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Święcimy tegoroczny 1 maja w warunkach wielkiego ożywienia politycznego i społecznego w całym kraju. […] Walczymy nieugięcie z wszelkimi przejawami kacykostwa, tłumienia krytyki, biurokratyzmu i obojętności w stosunku do człowieka pracy i jego potrzeb, walczymy o pełne rozwijanie demokratycznych zasad życia partyjnego i państwowego, o umocnienie praworządności ludowej. […] Przez cały kraj przebiega twórcza i ożywcza fala krytyki braków w naszym życiu, wciągają się do polityki, budzą się do aktywnego udziału w życiu społecznym setki tysięcy dotąd biernych, wychowują się na nowo setki tysięcy aktywistów i działaczy partyjnych i bezpartyjnych, uczą się po nowemu patrzeć na wiele spraw.
Warszawa, ok. 15 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Przy organizowaniu pochodów 1-majowych konieczne jest bezwzględne przestrzeganie zasady pełnej dobrowolności udziału w pochodzie. Należy zdecydowanie przeciwstawić się jakimkolwiek próbom nacisku administracyjnego w tej sprawie. W większych miastach należy ograniczyć ilość uczestników pochodu do odpowiednich delegacji zakładów pracy i instytucji oraz licznych grup młodzieży tak, aby czas trwania pochodu nie przekraczał 2–3 godzin .
Warszawa, ok. 15 kwietnia 1956
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W roku ubiegłym tego dnia wylatywałem do Paryża. Dziś brałem udział w uroczystościach 1 Maja, zajmując miejsce na trybunie honorowej. Przed rozpoczęciem uroczystości chwila rozmowy z Gomułką, który był w dobrym usposobieniu i żartował na temat mojego beretu. Ktoś zauważył, że wyglądam jak ambasador ze zgniłego Zachodu.
W toku rozmowy Gomułka wyraził się niechętnie o wystawie projektów na pomnik powstańca. Stąd zeszła rozmowa na sztukę nowoczesną. Usiłowałem przekonać Gomułkę i osoby biorące udział w rozmowie (Wycech, Albrecht, Podedworny), że sztuka nowoczesna ma sens, chociaż nie jest komunikatywna. Nadszedł później Zawadzki, który nawiązał do mojego wstrzymania się od głosu w sprawie zwolnienia Kuryluka. Powiedział, że Kuryluk został zwolniony, ponieważ cały resort kultury jest w stanie rozkładu. Później weszliśmy na trybunę.
Gomułka wygłosił przemówienie, które mną wstrząsnęło. Znów poruszył temat wojny i groźby prób z bronią atomową. W mowie Gomułki były akcenty prawdziwej rozpaczy. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Tym razem, wydaje mi się, nie są to propagandowe nastroje przed konferencją na najwyższym szczeblu. Technika zapanowała nad ludźmi. Najmniejszy błąd może sprowadzić nieszczęście. Samoloty amerykańskie bez przerwy lecą w kierunku granic Związku Radzieckiego z bronią wodorową na pokładach. Są one odwoływane tuż przed granicą. Ale gdy zawiedzie jakieś ogniwo techniczne i samoloty nie dolecą do punktów przeznaczenia ze zrzutem bomb? Albo jeśli coś w drodze się im stanie? Już dwukrotnie samoloty amerykańskie gubiły głowice wodorowe.
Warszawa, 1 maja
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Nareszcie znalazłem trochę czasu na spisanie tego, co działo się w ostatnich dniach. [...]
Jak zwykle 1 maja wielki pochód. Na trybunie całe naczalstwo. Wiesław wygłosił przemówienie, na moje wyczucie, zbyt długie. Główny motyw – bomba wodorowa wisi nad ludzkością. [...]
Pochód jak to pochód. Tłumy. Zainteresowanie publiczności wzbudziła grupa harcerzy przebrana za powstańców warszawskich. Studenci, tak jak słyszałem, dawali wyraz swej – delikatnie mówiąc – opozycyjności.
Warszawa, 1–10 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Brak pierwszomajowego pochodu w Warszawie w tym roku spowodował lawinę komentarzy. Niektórzy ludzie czuli się po prostu zawiedzeni. Inni pytali, dlaczego nie ma pochodu? Przecież przyzwyczailiśmy się już do tego święta. Ot, ironia losu. Kiedy po piętnastu latach, dzięki usilnym staraniom partii, ludziom weszło to w krew, my uczyniliśmy krok wstecz. Diabli wiedzą, dlaczego. Prasa zachodnia twierdzi, że decyzja ta podyktowana była obawą przed możliwością wykorzystania demokracji przez niezadowolone elementy. Być może. Zamiast pochodu odbył się więc na placu Defilad. Gomułka wygłosił potężne przemówienie naszpikowane wskaźnikami. Ludzie opuszczali plac w trakcie przemowy. Chwilami odnoszę wrażenie, że ten człowiek żyje w jakimś śnie, jakby utracił wszelki kontakt z rzeczywistością.
Warszawa, 1–2 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W tym roku pochód pierwszomajowy nie był udany. Zimno było piekielnie. Tłumy przechodziły przed trybuną honorową apatyczne, obojętne. Zapewne każdy chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Już od kilku lat mówi się, że trzeba zmienić charakter obchodów 1 Maja, odejść od nudnych, nic nikomu nie dających, pochodów. Cóż jednak zrobić, skoro przyzwyczajenie jest silniejsze od życia. Gomułka wygłosił okolicznościowe przemówienie, nie różniące się od wygłaszanych corocznie.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Już po manifestacji. Trudno mi ocenić jej przebieg, czy była dostatecznie radosna, a może zbyt ponura? Nie wiem. Wiem natomiast sporo na temat kulis obchodów 1 maja. W Białym Domu (KC) obawiano się tego dnia, zwłaszcza w Warszawie. […]
W przeddzień 1 maja w Warszawie i w innych miastach pojawiły się ulotki z żądaniami podwyżki płac dla pracujących (do 50 proc.), wystąpienia Polski z Układu Warszawskiego i ogłoszenia się krajem neutralnym oraz zmian w rządzie w celu usunięcia nieudolnych facetów. Twierdzono, że ulotki to sprawka środowiska studenckiego. Na trzydziestego ogłoszono wiec studencki przed politechniką, nikt jednak się nie zjawił, jeżeli nie liczyć auta pełnego pracowników ambasady amerykańskiej. Potem rozeszła się pogłoska, że 1 maja o godz. 11.00 ma się odbyć ten sam wiec przed KC. Jak się dowiedziałem, podjęto specjalne środki ostrożności. M.in. zatrzymano 800 osób, z tego szesnaście osadzono w areszcie. Prawie jak przed 1 maja przed wojną.
1 maja rozmawiałem na placu Defilad z płk. Kozłowskim, szefem MO na Warszawę. Mówił mi, jak jest zorganizowana kontrola całego pochodu. W Pałacu Kultury znajdowały się ekrany telewizyjne, które kontrolowały wszystkie punkty zborne. Ani na chwilę więc nie wypuszczono nikogo spod czujnej opieki.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne, t. 2: 1963-1966, Warszawa 1999.
W dniu święta majowego serdecznie pozdrawiamy:
– naszą uczącą się i pracującą młodzież, dzisiejszych i jutrzejszych kontynuatorów dzieła swych ojców — budowniczych socjalizmu,
– żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego, zawsze wiernych Polsce Ludowej, stojących na straży bezpieczeństwa jej granic,
– milicjantów, ORMO-wców, pracowników organów bezpieczeństwa wewnętrznego, którzy, służąc narodowi, strzegą ładu i porządku publicznego.
Warszawa, 1 maja
„Trybuna Ludu” nr 120, z 2 maja 1968.
Część z nas wróciła równoległą ulicą na jeszcze jedną manifestację, gdyż urodził się taki pomysł, aby wrócić, wejść od ulicy Świdnickiej i pokazać prawdziwy pochód. To była grupa międzyuczelniana, było nas może 2–3 tysiące. Udało nam się wkroczyć i rozerwać oficjalny pochód, na początku było hasło: „Żądamy uwolnienia aresztowanych!”. Nie było napisów, które mogły władzę ludową wprost atakować. To były raczej hasła typu: „Chcemy prawdy”, „Prasa kłamie”. Ochrona pochodu zgłupiała i puściła tę grupę pod samą trybunę główną.
Wrocław, 1 maja
Jerzy Zając, relacja nagrana przez Jacka Kisiela w lipcu 2003, ze zbiorów Ośrodka KARTA.
Nasza manifestacja czekała przy Dworcu Głównym na swoją kolej, by włączyć się do pochodu. Pod oficjalnymi transparentami z Marksem, schowaliśmy te z hasłami „Uwolnić aresztowanych studentów” czy „Precz z cenzurą”. Kiedy włączyliśmy się w tłum, wykładowcy zauważyli transparenty, ale nie mogli już nic zrobić. Zaczęliśmy wykrzykiwać: „Precz z cenzurą”. Przechodnie odpowiadali oklaskami.
Pierwsze przejście przed trybuną honorową tak nam się spodobało, że włączyliśmy się w pochód jeszcze raz. Szliśmy z większą werwą. Przed trybuną zatrzymaliśmy się, kierując transparenty w stronę notabli. Wśród nich był generał radziecki, który zaczął nam klaskać, ale ktoś szepnął mu na ucho, o co chodzi — i przestał.
Kiedy wracaliśmy do akademików, w bocznych ulicach czekała na nas milicja w ciężarówkach.
Wrocław, 1 maja
Andrzej Kazimierski, relacja nagrana przez Mateusza Sidora w czerwcu 2007, ze zbiorów Ośrodka KARTA.
Na bocznej trybunie. Pochód przeszedł normalnie. Nie było incydentów, których się obawiano. Dzień przedtem byłem w Białym Domu i zauważyłem, że wszyscy byli tam w „ogromnych nerwach”. Najbardziej zabawne było obserwowanie niektórych towarzyszy. Otóż za trybuną — jak co roku — gromadzą się różni towarzysze. W tym roku także, ale każdy ze swoimi. To już nie jest jedna partia. W moim przekonaniu nastąpiło rozczłonkowanie tej „jednolitej partii”.
Stałem na trybunie i słuchałem, jak Wiesław protestował przeciwko pomawianiu nas o antysemityzm, a stojąca obok mnie tow. Pelowska (kierownik Biura Listów KC) opowiadała mi o jednej tragedii za drugą, o ludziach usuwanych z pracy i z partii tylko dlatego, że są Żydami. Ten człowiek, który przemawiał, nic nie wie o tym, co się faktycznie dzieje w kraju.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław M. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967-68, Warszawa 1999.
Na 1 maja w Szczecinie robotnicy szli w pochodzie z czarnymi opaskami, potem na cmentarzu była manifestacja nad grobami poległych w Grudniu (raczej nie na cmentarzu, tylko gdzieś za miastem). O mało nie doszło do hecy z milicją, ale ta się w końcu cofnęła. A więc ferment dalej jest — Gierek poprawi rolnictwo, ale co z przemysłem?! To za duży kraj na dojutrkowanie, co zrobić z gigantycznymi hutami i stoczniami? Ubrał nas ten Gomułka, nie ma co!
Warszawa, 14 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Tutaj przeszedł 1 Maja, można było oszaleć, patrząc w telewizji, jak tłumy defilują, a na trybunach stoją niezmiennie faceci o tępych twarzach – skąd oni biorą taką „elitę”? To chyba Gomułka mianował swoich „ciemniaków” – wszyscy mają w twarzach coś wspólnego, jakąś uniformistyczną sztywność. Myślałem sobie, że ten nowy, chłopski naród trzeba wychować, ale że komuniści są tu wychowawcami jak najgorszymi, bo ich frazeologia w tym kraju nie chwyta – nie pasuje do jego historii, rozwoju, typu narodowego.
Warszawa, 3 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Na 1 maja byłem już w Warszawie. Masę kwiatów, kolorów, ludzie łażą w słońcu, zabawy, „atrakcje”, tyle że jest to dziś u nas święto bez haseł i treści. […] Zdumiewające, że w kilkanaście miesięcy po masakrze na Wybrzeżu już ma być tak dobrze, już nigdzie ani cienia, żadnych wątpliwości czy niemiłych wspomnień. Jakżeż się ci ludzie boją wszelkiej kontrowersji i opozycji „ci ludzie” to znaczy komuniści. Widocznie wiedzą, czego się boją — są pesymistami, no a jeszcze Rosja na karku i pamięć o Dubczeku. Chcieliby więc, żeby nikt o niczym nie pamiętał, o nic nie pytał, zamienić ludzi w defilujące marionetki.
Warszawa, 3 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Jesteśmy przed 1 maja, miasto już udekorowane, Gierek wyłazi ze skóry, żeby zrobić z Warszawy „drugie Katowice”. Trzeba przyznać, że ruch tu jest jak diabli […]. Koło nas też praca wre, Aleje Ujazdowskie już jutro będą otwarte, tunel pod nimi gotowy, zarys Trasy Łazienkowskiej w stronę Myśliwieckiej już wyraźny. Jutro też oddają do użytku podziemne przejście pod Krakowskim Przedmieściem, na wprost Uniwersytetu. A do tego ogromne roboty przy budowie Dworca Centralnego, dzielnice mieszkaniowe rosną, stare się burzy […], hotel szwedzki się wykańcza, inne w przygotowaniu, trasa na Woli w budowie etc. Robi wszystko, żeby przekonać i zjednać ludzi. [...] Wiem, to z braku reform „modelowych” całe dziedziny usług wciąż są zawalone przez idiotyczne, marksistowskie obliczanie dochodu narodowego, tego wliczającego doń tylko produkcję. Wiem, że Gierek boi się reform, bo boi się Rosji i polityki. Ale nawet gdyby te reformy przeprowadził, to wyłoni się cała olbrzymia dziedzina braków wolności „duchowo-politycznych”, o których w ogóle się już zapomina: my, starsi, bo dawno pogodziliśmy się z faktem, że komunizm je kasuje, młodzi, bo dobrze już nie wiedzą, co to jest. Rośnie pokolenie bez ideałów, bo ten „socjalizm” werbalny jest tylko przykrywką dla pragmatyzmu, egoizmu, ideowego zobojętnienia.
Warszawa, 28 kwietnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Jesteśmy przed 1 Maja, miasto już udekorowane, Gierek wyłazi ze skóry, żeby zrobić z Warszawy „drugie Katowice”. Trzeba przyznać, że ruch tu jest jak diabli, aż mi się serce do tego rwie, bo przyznać, że ruch tu jest jak diabli, aż mi się serce do tego rwie, bo zawsze krzyczałem o plaże i tereny zabawowe nad Wisłą, a oni to robią niezwykle szybko, za Gomułki ani się o czymś podobnym śniło. Koło nas też praca wre, Aleje Ujazdowskie już jutro będą otwarte, tunel pod nimi gotowy, zarys Trasy Łazienkowskiej w stronę Myśliwieckiej już wyraźny. Jutro też oddają do użytku podziemne przejście pod Krakowskim Przedmieściem, na wprost Uniwersytetu. A do tego ogromne roboty przy budowie Dworca Centralnego, dzielnice mieszkaniowe rosną, stare się burzy (mój kochany Targówek!), hotel szwedzki się wykańcza, inne w przygotowaniu, trasa na Woli w budowie etc. Robi wszystko, żeby przekonać i zjednać ludzi.
Warszawa, 28 kwietnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
W sklepach o godz[inie] 18[.00] – 19[.00] nie było absolutnie nic. W Sezamie ekspedientki mówiły, że nie miały wcale dostawy mięsa i wędlin, nie było nawet drobiu, nie było chleba. Ludzie mówili głośno: „No cóż, będzie można wołać w pochodzie «chleba»!”. Musi być bardzo ciężko, skoro nie znaleźli tej żywności nawet na 1 maja. Na Świętokrzyskiej [...] Kawiarenki — głównie z bigosem. Porcja „bigos z bułką” kosztuje 10,40. Oddzielnie są podane na dole „Karty” ceny talerzyków i widelców (widocznie plastikowych) nie wiem, czy te ceny trzeba dodać do ceny dania, czy nie — ale zapewne tak, bo po co by je podawano.
Do sklepu na rogu Marszałkowskiej i Rysiej akurat przywieziono chleb, ludzie cieszyli się bardzo, mówiąc: „To trzeba mieć szczęście!”. Pomyślałam sobie — do wszystkiego trzeba mieć szczęście — i powiedziałam to głośno. [...] A swoją drogą, ciekawa jestem, czy jutrzejszy pochód przejdzie gładko? Rogi ulic już obstawione ławkami, skąd one się biorą?
Warszawa, 30 kwietnia
Wanda Gadzinowa, Dzienniki w zbiorach Biblioteki Narodowej, RPS BN 10233.
Pochód był dość pogodny, naturalny, nie krzykliwy, ale i nie milczący, choć sekretarz Warszawy Kępa pytał z trybuny: „Dlaczego tak smutno idziecie?” Hasło dnia, skandowane przez młodzież ze Żmichowskiej: „Miłość i praca to nasz cel”.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Mieszkańcy Warszawy! Mieszkańcy Województwa Stołecznego!
Za kilka dni pójdzie[cie] w pochodzie 1-majowym, aby w dniu międzynarodowej solidarności ludzi pracy zamanifestować nasz stosunek dla bohaterstwa i wytrwałości pokoleń bojowników walczących o sprawę robotniczą, wolność i sprawiedliwość społeczną, o socjalizm i pokój, wyrazić uznanie dla współczesnych budowniczych kraju, satysfakcję z wyników naszej walki i pracy osiągniętych pod przewodnictwem Zjednoczonej Partii Robotniczej. [...] W dniu Międzynarodowego Święta Pracy przesyłamy gorące pozdrowienia naszym najbliższym przyjaciołom — narodowi radzieckiemu i jego bohaterskiej partii robotniczej. [...] Niech się święci 1 maja!
26 kwietnia
„Sztandar Młodych” nr 99, 26 kwietnia 1979.
30 kwietnia 1979 miałem zamiar wyjechać na rewizję do Sobieszyna, ale kierownik powiedział, że mogę jechać dopiero w środę [2 maja]. Zrozumiałem, że będę musiał przyjść na pochód pierwszomajowy. Witold Z. jako sekretarz organizacyjny Zakładowego Komitetu PZPR dbał o frekwencję na defiladzie.
1 maja zgłosiłem się na zbiórkę przed gmachem Urzędu Wojewódzkiego. Ledwo dołączyłem do innych, wyszedł Witold Z. z Jerzym K. Obaj aktywiści partyjni nieśli plik czerwonych szturmówek. Jedną z nich wetknięto mi zaraz do ręki. Byłem zły, ale nie mogłem się od tej wątpliwej ozdoby uwolnić.
Lublin, 1 maja
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Jako członkowi egzekutywy POP i jednocześnie sekretarzem ds. organizacyjnych powierzono mi organizację pochodu w dniu 1 maja 1979 roku. Energetycy nie byli wtedy tak widoczni w Bełchatowie jak dziś. Przede wszystkim było nas mało. Bełchatów kojarzył się przede wszystkim z górnikami, mniej natomiast z energetykami. Chodziło wtedy dyrekcji i kierownictwu politycznemu, by w tym pochodzie było nas „widać”. By nasza elektrownia w pochodzie czymś się wyróżniła. Wpadłem wtedy na pewien pomysł. Wiedziałem, że w 1978 roku w Turku na pochodzie Elektrownia „Adamów” zaprezentowała chłodnię, z której przed trybuną wypuszczono białe gołębie. Nawiązałem kontakt z kolegami. Zgodzili się wypożyczyć. Wysłałem samochód do „Adamowa” i chłodnia została przywieziona. [...] Załatwiliśmy też skrzynkę i gołębie. [...]
Rano 1 maja chłodnia została przetransportowana na stadion i tam czekała, aż zbierze się załoga elektrowni. Wzbudzała dużą sensację wśród uczestników pochodu i gapiów. Zwłaszcza dzieci masowo ją oblegały.
Na kilka minut przed godz[iną] 10.00 miejsca w chłodni zajęli: kierowca Bolesław Szurgot i opiekun gołębi Julian Górski. Wreszcie pochód ruszył. [...] Zbliżamy się do trybuny. Oczy wszystkich na trybunie zwrócone na naszą chłodnię i na nas. Z chłodni wylatują białe gołębie. Brawa na trybunie. Szliśmy dalej dumni z tego, że nas tak owacyjnie przywitano, że nas, energetyków, wtedy jeszcze bez mundurów, w tym pochodzie i w tym mieście zauważono.
Bełchatów, 1 maja
Mirosław Gieras, Wspomnienia w zbiorach Ośrodka KARTA.
Moje dziecko po raz pierwszy szło w pochodzie pierwszomajowym. 4 godziny wyczekiwania przy ulicy E. Plater i nareszcie upragniona trybuna, a na niej najwyższe władze państwowe. Przechodziliśmy obok trybuny w szeregach LOT-u — bardzo wolno. O dziwo, tow. Gierek rzucił we mnie tulipanem, a Premier Jaroszewicz pięknym goździkiem. Oba kwiaty złapałam. Stoją w butelce, bo nie mam dzbanka.
Warszawa, 1 maja
Maria Reiss-Suchanek, Dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
Zazwyczaj manifestacja majowa kończyła się o godzinie 13.30. Dziś trwała do godz[iny] 15.40. Władze warszawskie z inspiracji KC uczyniły wszystko, aby pochód w roku 1979 był wyjątkowo imponujący w związku ze zbliżającą się wizytą papieża. Jeszcze jeden przykład głupiego psucia atmosfery. I co z tego, że na ulicy było więcej ludzi, skoro wszyscy poddani zostali presji, a większość i bez tego pojawiłaby się na pochodzie na zasadzie tradycji.
Warszawa, 1 maja
Józef Tejchma, W kręgu nadziei i rozczarowań. Notatki dzienne z lat 1978-1982, Warszawa 2003.
Odgłosy ogłuszających orkiestr mają zagłuszyć myśli ludzkie... Wielu, u nas niestety, nie umie już mieć indywidualnych myśli. Otępiali w szumie bezmyślnych, kłamliwych sloganów padających bez przerwy z ust ludzi rządzących bądź ich sprzedajnych popleczników, prostytuujących się za pieniądze, za stanowiska, za karierę, za wspaniałe dacze, budowane z publicznych funduszów. Wielu takich maszeruje w tym skłębionym pierwszomajowym tłumie, machając entuzjastycznie rękami, mając przylepiony urzędowy uśmiech na tępych twarzach. Tak wygląda naród, któremu odebrano tożsamość.
Warszawa, 1 maja
Teresa Konarska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, AO II/176, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jak zwykle na manifestacji, imprezie już od dawna przestarzałej. Na trybunie całe kierownictwo oraz żony Gierka, Jabłońskiego i Babiucha. Pani Stasia szalenie rozbawiona rozrzucała wśród publiczności kwiaty. Z czego tak się cieszy? Czyżby uważała, że te przechodzące przed trybuną tłumy ogromnie kochają ją i jej męża, i o niczym innym nie marzą, jak o przedefilowaniu przed nimi?
Warszawa, 1 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Obowiązkowy pochód trwa od ósmej rano do południa. Wzniesiono trybuny dla władz, rozwieszono transparenty, uprzątnięto ulice, przemalowano przejścia dla pieszych, linie ciągłe i przerywane. Urzędnicy, robotnicy, profesorzy i artyści mają swoje wyznaczone miejsce w pochodzie, ze swoim zakładem pracy, biurem, szkołą czy teatrem. Podtrzymuje się atmosferę beztroski – milicjanci uśmiechają się (lub prawie), głośniki przemawiają swojsko, po bratersku: „A oto nadchodzą nasi towarzysze, pracownicy umysłowi z Teatru im. Słowackiego!” W tym samym czasie spora część grupy poprzedzającej rozprasza się pod drzewami w poszukiwaniu bufetu. Nieobecni poniosą karę. Dyrektor jednej z krakowskich szkół zarządził wczoraj, że 2 maja będzie dniem wolnym, a ci, którzy nie byli na pochodzie będą myli okna w szkole.
W tym roku 1 maja odznaczył się w Krakowie inną uroczystością, nieoficjalną – na studzience, gdzie popełnił samobójstwo Walenty Badylak złożono biało-czerwoną szarfą i bukiety żonkili.
Kraków, 1 maja
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Wszędzie biało-czerwono, na Pomniku napis: „Solidarność”, mnóstwo kwiatów. Śpiewamy „Jeszcze Polska...”, a transparenty z napisem „Solidarność” szumią na silnym wietrze. Unosimy dwa palce do góry — znak V — zwycięstwo. Nie wiadomo tylko, kto go doczeka. „Oddać Lecha!” — skanduje tłum. „Precz stan wojenny!”, „Dość bezprawia!”. Patrzę wokoło — choć młodych jest sporo, są i starsi, i rodziny z dziećmi, niektórzy niosą w klapie znaczek „Solidarności”. Tłum rusza ku bazylice Marii Panny. Na przedzie transparent: „Solidarność nie zginęła, póki my żyjemy”. Idziemy okrężną drogą, nigdzie ani jednego zomowca ani milicjanta. Dziwne.
„Zwyciężymy” — skanduje tłum. Ale kiedy? — myślę, choć i mnie porywa entuzjazm.
Pochód oficjalny był o wiele, wiele większy od naszego.
Gdańsk, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Plac Grzybowski. Mowa Jaruzelskiego, oklaski skąpe, rusza pochód. Na wysokości „Zachęty” kordon. Cały kwartał obu placów niedostępny, pochód idzie pustymi ulicami. Kursuję Królewska–Senatorska; nie kryją tu kulis. Suki, opancerzone armatki i dużo policji. Około 150 tysięcy ludzi, bardzo podobnie jak przed Sierpniem. Bardzo liczne FSO, kolejarze. Tłum poza grupami trudny do zidentyfikowania. Ani śladu entuzjazmu — tępy marsz. Ale sukces niewątpliwy, dużo ludzi, szturmówki, portrety, hasła. „Solidarność” nie istnieje — tylko dwa hasła przeciw „opozycji”. Znaczki PZPR, kokardy, czerwono i nijako.
Warszawa, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Przygotowywane od marca i nakazane pochody 1-majowe pokazano w TV jako triumf partii. Spędzonym robotnikom wetknięto do rąk czerwone sztandary, tak że w tej oprawie kilkanaście osób, odpowiednio sfilmowanych, mogło wydawać się tłumem; wszakże z Warszawy i Gdańska nie było dłuższych obrazów, a z rozgłośni zachodnich dowiedziałam się, dlaczego: oto na Starym Mieście i w 3 innych punktach Warszawy (przy kościele św. Stanisława, Żoliborz, Huta „Warszawa”) odbyły się manifestacje „Solidarności”, rozproszone przez brutalne ataki ZOMO. W Gdańsku pochód „Solidarności” z Wałęsą na czele włączył się jak gdyby nigdy nic do pochodu oficjalnego; przed trybuną robotnicy rozwinęli nagle swe sztandary i wznieśli ręce w znak „V”. Milicja osłupiała! To był świetny, odważny, nawet dowcipny pomysł! Brawo!
Warszawa, 2 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W o ile lepszej niż kilka lat temu atmosferze obchodzimy dziś 1-majowe święto. Jak wielką wykonaliśmy pracę. Ile przybyło w Polsce spokoju i nadziei. A jednocześnie na ile nas jeszcze stać.
Warszawa, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
W 1985, kulminacyjnym roku działalności RSA, zaczęliśmy zdobywać dość duże poparcie, przede wszystkim wśród grup mniej upolitycznionych: „lumpenproletariuszy” czy kibiców „Lechii”. W ramach działającego wówczas porozumienia młodzieżowych grup niezależnych postanowiliśmy jeszcze raz przygotować demonstrację — na 1 maja. Poinformowaliśmy Region […]. Dzięki starannemu przygotowaniu i tysiącom ulotek demonstracja udała się o tyle, że kompletnie rozwaliliśmy bolszewikom pochód rządowy.
1 maja
Wolność i Pokój, „Karta” nr 6, 1991.
Przy Stołecznej trafiliśmy na dużą zaporę — ZOMO, armatki wodne. Wzywali nas do rozejścia się. Minęliśmy ich. Przy placu Grunwaldzkim następne oddziały milicji tak skutecznie zablokowały nas ze wszystkich stron, że nawet gdybyśmy chcieli, nie było jak się rozejść. Odcięli nam wyjścia na wszystkie ulice, za nami też się zamknęło i stop. Stoimy, a milicyjne głośniki ryczą, że jak natychmiast się nie rozejdziemy, to użyją środków. Przepchałem się na czoło pochodu. [...]
Dowodził pułkownik. Przedstawiłem się i wytłumaczyłem mu, że nie jesteśmy w stanie podporządkować się wezwaniu do rozejścia, bo mamy z przodu milicję, z tyłu milicję, a po bokach bloki. W końcu coś razem wymyśliliśmy i oni pożyczyli mi głośnik, żebym mógł to ludziom powiedzieć. Cel demonstracji został osiągnięty, nie było powodu dawać im jeszcze tej satysfakcji, że nas stłuką za frajer. Ludzie powoli znikali z ulicy, kiedy stanął przy mnie starszy sierżant: „Pan idzie ze mną, dowódca coś jeszcze panu powie”. Domyślałem się, co ma do powiedzenia, ale nie chciałem przecież awantury, więc spokojnie, na luzie, poszedłem dać się zamknąć.
Warszawa, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Najpierw pojechałem do centrum. Tutaj rzucili między lud bezkartkową czekoladę. Widziałem warszawskiego łyczka dumnie niosącego przed sobą kilka tabliczek. Skonstatowałem, że nic tu po mnie i wróciłem na Żoliborz. Z autobusu wyproszono pasażerów na ulicy Stołecznej, dalej do placu Wilsona musiałem pójść pieszo.
Na placu zobaczyłem tłum ludzi z transparentami. Tłum rósł w oczach. Na jego czele widziałem młodych ludzi, w tym dziewczęta niosące przez całą szerokość ulicy transparent z jednym hasłem: UWOLNIĆ POLITYCZNYCH. Dużo było ludzi starszych. Nie było widzów, bo chodniki też zostały zajęte przez manifestantów. Jedynie z balkonów i okien płynęły słowa i gesty poparcia. Czerwone autobusy i tramwaje utknęły w tłumie. Przyłączyłem się do pochodu. Szliśmy ulicą Słowackiego w kierunku północnym, całą szerokością jezdni. Ktoś powiedział, że pochód nasz kieruje się do Huty „Warszawa”. Młodzi wspinali się na mury domów i zrzucali z nich czerwone flagi. Ludzie natychmiast reagowali: „Nie robić tak!” Kamery, kamery, aparaty fotograficzne pstrykały bez ustanku. […]
Milicji nie było widać, aż dopiero przy skrzyżowaniu Słowackiego ze Stołeczną była blokada. Stali w poprzek ulicy rośli zomowcy z tarczami i tymi słynnymi cholernie długimi pałami. Młodzież miała przyjąć na siebie pierwsze razy — tak to zostało pomyślane. A że droga do Huty została zablokowana, pochód skręcił w ulicę Stołeczną.
Po piętnastu minutach marszu pojawiła się kolejna zapora na kolejnym skrzyżowaniu Stołecznej z Krasińskiego. Skręciliśmy na prawo w Krasińskiego. Ludzi przybywało. Ktoś z tłumu powiedział, że jest nas 20 000. Mnie się wydawało, że nawet więcej — tyle narodu! Ulica Krasińskiego prowadzi na Powązki, ale ludzie chcieli skręcić w ulicę Broniewskiego. Tędy też można przejść do Huty. Tam stał następny kordon zomowców. Zobaczyłem, jak z milicyjnych samochodów wyskakiwali kolejni, by w pośpiechu zablokować niezabudowane tereny. Tłum stanął. Rozpoczęły się negocjacje. Wiele osób usiadło na ulicy w oczekiwaniu co dalej. Bałem się, że będzie pałowanie.
Po godzinie nastąpiło samorozwiązanie pochodu, a szczegółów dowiedziałem się z radia BBC. W wywiadzie [rzecznik rządu Jerzy] Urban komentował to tak: „Grupa wyrostków pokręciła się z godzinę po bocznych ulicach Żoliborza”.
Warszawa, 1 maja
Krzysztof Jastrzębski, Wspomnienia żoliborskiego antykwariusza, Warszawa-Puławy 2009.
Przed moim domem odbywa się właśnie olbrzymia manifestacja „Solidarności”. Setki ludzi, nadchodzących zapewne od kościoła św. Stanisława, zatrzymuje się na skwerach na rogu Broniewskiego i Krasińskiego, wznosząc okrzyki przeciw komunistom. [...] W centrum trwa „oficjalny masowy pochód 1-majowy” spędzonych robotników z czerwonymi sztandarami. W telewizji nie wygląda on tak masowo, szeregi są przerzedzone, twarze smutne, zacięte, obojętne.
Warszawa, 1 maja
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W sobotę 26 kwietnia 1986 roku wszyscy przygotowywali się już do święta 1 maja. Ciepły, pogodny dzień. Wiosna. Kwitną sady. Mój mąż, kierownik odcinka regulacji sieci wentylacyjnej, zamierzał po pracy pojechać z dziećmi na daczę. Ja rano uprałam i rozwiesiłam na balkonie bieliznę. Pod wieczór nazbierały się na niej miliony cząsteczek promieniotwórczych.
Większość budowlanych i monterów nic jeszcze nie wiedziała. Potem przeciekły jakieś informacje o pożarze i awarii w czwartym bloku. Ale co się dokładnie stało, nie wiedział właściwie nikt.
Dzieci poszły do szkoły, maluchy bawią się w piaskownicach, jeżdżą na rowerach. [...] Niedaleko od nas na ulicy sprzedawano smaczne pączki. Zwykła wolna sobota.
Budowlańcy poszli do pracy, ale szybko zawrócono ich z powrotem, gdzieś około dwunastej. Mój mąż też pojechał do pracy, wrócił i powiedział: „Awaria, nie wpuszczają. Otoczyli elektrownię kordonem...”.
Postanowiliśmy pojechać na daczę, ale posterunki milicji nie wypuściły nas z miasta. Wróciliśmy do domu. To dziwne, ale awarię cały czas odbieraliśmy jako coś co nas bezpośrednio nie dotyczy. Przecież awarie zdarzały się i przedtem, ale dotyczyły tylko samej elektrowni.
Po obiedzie zaczęto zmywać miasto. Ale i to nie zwróciło naszej uwagi. Zwykłe zjawisko w letni upalny dzień. [...] Kątem oka zauważyłam tylko, że na poboczach osiada biała piana, ale nie przywiązywałam do tego wagi. Pomyślałam sobie, że to od silnego strumienia wody.
[...]
Po obiedzie wróciły ze szkoły nasze dzieci. Uprzedzono je w szkole, żeby nie wychodziły na ulicę, żeby sprzątały dom na mokro. Wtedy po raz pierwszy do naszej świadomości dotarło, że sprawa jest poważna.
Różni ludzie o awarii dowiadywali się w różnym czasie, pod wieczó 26 kwietnia wiedziano już prawie o wszystkim, ale mimo to nie zareagowano: wszystkie sklepy, szkoły i urzędy pracowały. Myśleliśmy, że to nie jest takie niebezpieczne.
Im bliżej wieczoru, tym silniejszy był niepokój. Ten niepokój brał się nie wiadomo skąd – albo z głębi duszy, albo z powietrza, które zaczęło wydzielać mocny metaliczny zapach. Jaki on był, nie potrafię nawet dokładnie określić. Ale metaliczny...
Prypeć, 26 kwietnia
Grigorij Miedwiediew, Raport z Czarnobyla, przeł. Anita Tyszkowska-Gosk, Tadeusz Gosk, Warszawa 1991.
Z wściekle zagłuszanych zachodnich radiostacji dowiedziałam się o licznych niezależnych pochodach we Wrocławiu, Gdańsku, Łodzi, Warszawie, gdzie robotnicy nieśli transparenty „Żądamy demokracji”, a rozpędzani i bici przez milicję, podejmowali pochód na nowo. Z Kościoła św. Stanisława płynęły rzesze ludzi ulic obok mojego domu.
Są aresztowania. […] Rozpaczliwa jest ta ciągła walka.
Warszawa, 1 maja
Józefa Radzymińska, dziennik ze zbiorów Biblioteki Narodowej.
Weszliśmy w okres przełomowy. Rozstrzygnie on na całe dziesięciolecia o przyszłości Polski i Polaków. Trzeba w nią patrzeć odważnie, odrzucać jałowy pesymizm i zwątpienia. Współczesny świat nie zna litości dla ślamazarnych, załamujących ręce, zniechęconych... Idziemy drogą przemian. Od linii socjalistycznej odnowy odwrotu nie ma i być nie może... Przezwyciężenie opóźnień jest konieczne, jest również możliwe... Stajemy dziś w jednym szeregu ze wszystkimi, którzy walczą o zażegnanie groźby powszechnej zagłady, o zwycięstwo ideałów postępów i humanizmu... Gorąco popieramy pokojową ofensywę Związku Radzieckiego. Widzimy w niej także drogę ku Europie silnej swą tożsamością, wolnej od konfliktów, trwale bezpiecznej.
Warszawa, 1 maja
„Przekrój” nr 2187, z 10 maja 1987.
W związku z niezależnymi uroczystościami 1 i 3 Maja w Krakowie funkcjonariusze MO i SB pobili bestialsko 6 osób. Są to: Zbigniew Romanowski, Jacek Smagowicz, Janusz Mięka, Ryszard Bocian, Mariusz Malinowski, Zbigniew Brzozowski. Kolegia ds. wykroczeń ukarały 31 osób, wymierzając im grzywny w łącznej wysokości 1.866.000 zł. Najczęściej wymierzano grzywny w maksymalnej wysokości tj. 80.000 plus 1.000 kosztów. Informujemy, że wszystkie grzywny zostały niezwłocznie refundowane. Komisja Interwencji i Praworządności w porozumieniu z Regionalnym Komitetem Solidarności prosi świadków wydarzeń, a w szczególności świadków wyjątkowo brutalnego pobicia kilku członków naszej komisji celem dania świadectwa prawdzie. Ponadto prosimy członków i sympatyków Związku o kontynuowanie zbiórki pieniędzy na fundusz grzywien, wnosząc wpłaty tam, gdzie udzielana jest pomoc finansowa.
5 maja
„Kronika Małopolska” nr 102, z 19 maja 1987.
1 maja w kilkunastu miastach Polski doszło do gwałtownych, niezależnych wystąpień, podczas których wyrażano gorące poparcie dla strajkujących hutników. W Gdańsku przed mszą w kościele św. Brygidy (była to akurat niedziela) przemówiłem dynamicznie do paru tysięcy zgromadzonych osób, wyrażając zaniepokojenie sytuacją materialną ludzi pracy. Jednocześnie ponowiłem apel pod adresem rządu o rzeczywistą, potrójną reformę w Polsce — ekonomiczną, społeczną i polityczną. Powiedziałem także między innymi: „Żądam od was solidarnej postawy wobec Nowej Huty!”, na co zebrani odpowiedzieli mi owacjami i skandowaniem: „Jutro strajk!”. Nie byłem tym zachwycony. Po zakończeniu mszy zaatakowały wiernych silne oddziały ZOMO, wobec czego doszło do walki na pały i kamienie. Dwaj zomowcy w bitewnym zapale wpadli nawet do wnętrza świątyni, gdzie jednak rozbrojono ich w pięć sekund.
Gdańsk, 1 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Uroczysty i podniosły nastrój towarzyszył tradycyjnym pochodom, wiecom, manifestacjom, jakie odbyły się wczoraj w miastach, wsiach i osiedlach całego kraju. Tegoroczne Święto Pracy obchodziliśmy w 40. rocznicę powstania PZPR, w 70. rocznicę powstania KPZR oraz 70. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Przy słonecznej pogodzie w manifestacjach, pochodach i wiecach wzięło udział ponad 9 milionów osób.
Warszawa, 2 maja
„Trybuna Ludu” nr 101, z dn. 2 maja 1988.
Wyciągnąłem długopis i od razu zaczynam: „Ile?” (jak w Brygidzie rozmawiałem z Wałęsą, mówił: „Aloś, robotnikowi postaw najpierw pieniądze”). „No, trzy dychy” — mówią. „Bądźcie poważni!” — „A, złociutki, co to dzisiaj jest”. Ja mówię: „Piętnaście do dwudziestu, zgoda?”. Zapisałem: „Podwyżka zarobków o 15.000-20.000 zł”. I dalej: „A jako drugie proponuję «Solidarność», gwarant, że będzie można powalczyć o dalsze pieniążki”. — „A, tak jest, «Solidarność»!” — „W Nowej Hucie mogło tego postulatu nie być, czaili się, ale w Stoczni?...”. „Przywrócenie NSZZ «Solidarność» w Stoczni Gdańskiej” — zapisałem. […] I: „Zwolnienie więźniów politycznych”. „I żeby mogli wrócić do Stoczni nasi koledzy, co?”. Zanotowałem: „Przyjęcie do pracy zwolnionych za przekonania”. A jako piąte: „Nierepresjonowanie strajkujących”. […]
Było gdzieś kwadrans po pierwszej. Dyrektor [Czesław] Tołwiski zaprosił mnie do gabinetu. „Ale ci panowie — nie” — mówi. Wepchnąłem ich, chodziło o świadków. W gabinecie siedziało dwóch ubeków, opasłych dobrze, najpewniej pułkownicy, bo tacy nażarci. […]
Dyrektor dostał telefon. „Co to ma znaczyć, panie Szablewski, bramy zamykają”. Ja mówię: „Przecież jest strajk, mają być otwarte?”. — „Ale sprawę podwyżek jutro wyjaśnimy.” — „Panie dyrektorze, wobec tego do jutra postrajkujemy, do widzenia”.
Stocznia Gdańska, 2 maja
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
W dniu 1 maja, święta ludzi pracy, zamanifestujemy naszą wole życia w prawdzie i niepodległości, naszą solidarność z ludźmi gnębionymi przez komunizm. Żądajmy:
— wolnych wyborów;
— likwidacji nomenklatury i usunięcia PZPR z zakładów pracy;
— godziwej zapłaty i warunków pracy.
Uczcijmy również publicznie na mszach i pochodach polskie święto rocznicy Konstytucji 3 maja.
7 kwietnia
„Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, nr 14/125, 24-30 kwietnia 1989.
1 maja odbyła się msza na Wawelu, tradycyjnie praktykowana od pierwszego roku stanu wojennego, a po niej manifestacja ludzi „Solidarności”. Ulicą Grodzką na Rynek Główny popłynął ogromny, kilkunastotysięczny tłum ludzi, spowity setkami sztandarów, flag i transparentów. Była nawet orkiestra! W Rynku odbył się wiec wyborczy. Nasi kandydaci przemawiali, wzbudzając wielki aplauz zgromadzonych ludzi. [...] Mówili naszym językiem.
Kraków, 1 maja
Wybory ’89 w Krakowie. Wspomnienia, relacje i dokumenty z kampanii wyborczej Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, red. Tomasz Gąsowski, Kraków 1999.
Ulica Nowotki w dniu 1 maja 1989, godz. 12.22. milicyjna Nyska wjeżdża w tłum ludzi, stojących na chodniku vis a vis „Gwardii”. Wpada z impetem, uderzając frontalnie spacerowicza, udającego się z dwojgiem dzieci (11 i 13 lat) na plac Wolności. Uderzenie poszło na twarz. Utrata przytomności, wciągnięcie pod auto, które cofając się przejeżdża ofiarę po raz drugi. Przechodnie próbują zawiadomić pogotowie, telefony nie reagują. Po pół godzinie nadjeżdża wreszcie karetka i odwozi poszkodowanego do Szpitala Wojewódzkiego. […] Jest nim Zbigniew Wojtczak, lat 36, pracownik Wrocławskich Zakładów Wyrobów Papierniczych. Tłum ludzi rusza pod szpital, gdzie następuje ponowna interwencja milicji i próba rozpędzenia. Grupa kilkunastu osób dostaje się na podwórko szpitalne, gdzie postanawia czekać – najpierw na wynik operacji, potem – pikietować budynek ortopedii do południa dnia następnego. Rozkładają się na trawniku przed wejściem, z transparentami, z którymi przedtem byli na manifestacji. […] Wieczorem dzwoni szpital MSW proponując przejęcie chorego. Dyżurny lekarz stanowczo odmawia. Przed północą, od strony ul. Ks. Witolda, podjeżdża do bocznego, strzeżonego przez pikietujących wejścia nyska milicyjna. Próbują zabrać ze sobą jednego z chłopców lecz dają się przekonać pozostałym i zostawiają go. Trzech milicjantów dostaje się na teren szpitala przez płot i spisuje pozostałych członków pikiety. Próby milicji wtargnięcia na teren samego budynku szpitalnego nie odnoszą skutku – nie zostają wpuszczeni.
Wrocław, 1 maja
„Z dnia na dzień” nr 11, 5 maja 1989.
W dniu 1 maja 1989 r. na chodniku przy ul. Nowotki we Wrocławiu został przejechany milicyjną nysą przypadkowy przechodzień. Nie był to zwykły wypadek. Rozpędzony samochód celowo wjechał w tłum ludzi na chodniku zdążających na pobliski kiermasz oraz wracających z zakończonej już, pokojowej demonstracji pierwszomajowej. Było to przyczyną wzburzenia zgromadzonych i późniejszych starć ZOMO z ludźmi.
Finał tego wydarzenia poruszył wszystkich. Nie wolno milczeć. Tylko pełne ujawnienie wszystkich odpowiedzialnych za to wydarzenie i pociągnięcie ich do odpowiedzialności sądowej będzie wskaźnikiem intencji władz. Brak nadzoru społeczeństwa nad MO i SB nieraz już owocował tragicznymi skutkami. [...] RKS z niepokojem zauważa, że potwierdzają się niestety nasze prognozy o wzrastającym napięciu społecznym. Wizja lipcowej trzystuprocentowej podwyżki cen żywności, uzgodnionej przy okrągłym stole, każe nam kolejny raz powtórzyć apel o tworzenie silnej struktury związkowej. Wyrażamy głębokie przekonanie, że tylko silny Niezależny Samorządny Związek Zawodowy, a nie mniejszościowy Sejm, jest w stanie zapewnić skuteczną obronę społeczeństwa.
Wrocław, 2 maja
„Z dnia na dzień” nr 11, z 5 maja 1989.