[Podczas wiecu polskiego] Żandarmi czescy [...] wszczęli na swoich gwizdkach służbowych rozdzierający uszy alarm. Na ten znak tłum Czechów, stojący na drodze za parkanem, odpowiedział wrzaskiem ogłuszającym. Gdy minął pierwszy szał tego krzyku, pan Kegel oświadczył: „Witam was na tym wiecu w Polskiej Ostrawie...”. Nie dano mu zdania dokończyć, dzikim wrzaskiem: „Nie Polska, a Slezska Ostrawa...”. [...] Gdy stanąłem na trybunie, Czesi zaczęli śpiewać: „Kde domov muj...”. [...]
Na znak dany przez Sztablę [kierownika szkoły czeskiej], zgromadzeni Czesi zaczęli śpiewać: „Hej, Slovane...”, a gdy doszli do refrenu, zawierającego groźbę, że „hrom a peklo” uderzy wroga, podniósł się wkoło mnie las kijów, lasek i kołków, wyrwanych z drzewek w ogrodzie. [...] Ponieważ chciałem ułatwić kobietom, bitym przez Czechów pałkami po głowach, wycofanie się z ogrodu, przeto opóźniłem na krótką chwilę własne odejście. Z tego skorzystali Czesi i, ująwszy mnie z tyłu, usiłowali w tył wywrócić, tak zdeptać i uśmiercić. [...] W tej chwili jakiś niewielki człowiek, stojący obok mnie z lewej strony, wyciągnął bagnet i pchnął nim w kierunku poza moje plecy. [...]
Liczni świadkowie stwierdzają, że komisarz policji czeskiej [...], zebrawszy wkoło siebie gromadę czeskich zbójów, namawiał ich głośno: „Pamiętajcie, abyście mi wszyscy zgodnie mówili, że Reger bagnet wyciągnął”. [...] Zacząłem uciekać w stronę Michałkowic. Gdy ubiegłem kilkanaście kroków, dopadli mnie znowu Czesi, otoczyli zewsząd i zaczęli bić. [...] Jakiś nieznajomy człowiek przyszedł mi z pomocą — zagroził zbójom rewolwerem. Wtedy kaci rzucili się za nim, a ja po chwili wstałem i schroniłem się w bezpieczne miejsce.
Śląska Ostrawa, 15 lutego
Książnica Cieszyńska, Teki Regera, t. 18, sygn. 55.