My, Ślązacy, żądamy niezwłocznego, szybkiego wysiedlenia wszystkich przybyszów galicyjskich, bez różnicy pozycji społecznej czy zawodu, i stwierdzamy, że:
Wymówienie musi nastąpić w trybie natychmiastowym, nie zdzierżymy żadnych przeciwnych interpretacji, z jakimi zawsze spotykamy się w podobnym wypadku, lecz domagamy się szybkiego wypełnienia tego uzasadnionego żądania, jako że nasi ludzie osiedli w Polsce muszą opuścić swoje majątki i wyprowadzić się w ciągu 48 godzin. Żaden Czech nie jest w Polsce pewny swojego życia. Nasi ludzie są napadani, ograbiani, bici — bez przyczyny, tylko dlatego, że są Czechami. [...]
Jeżeli tak chcą, niech tak mają!
Żadnego więcej uzasadniania! Polacy też nie uzasadniają.
Wysiedlenie! To musi się stać jak najprędzej!
Tego chcemy w imię spokoju tej ziemi, w imię bezpieczeństwa naszych rodzin i od tego nie ustąpimy.
Orłowa, 2 marca
ZAO, f. Policejní Ředitelství Moravská Ostrava, kartón 1165 (tłum. Bohdan Małysz).
W marcu 1942 mój ojciec odmówił przyjęcia trzeciej grupy narodowościowej.
29 maja około 20.00 przyszedł do nas gestapowiec, miał ze sobą dwie tabliczki z jakimiś numerami, jedną zawiesił na płocie, drugą na wozie stojącym na podwórzu. Wszedł do domu, przywitał się z tatą i powiedział: „Od tej chwili jesteście wywłaszczeni. Nie macie już nic. Proszę się przygotować, zabiorę was ze sobą. Każda osoba może wziąć 12 kilo”. Nikt tego nie ważył. Moja mama każdemu z nas włożyła do worka trochę chleba, słoniny, mydła, proszku, jakąś odzież. Wzięliśmy też pierzyny. Ten gestapowiec nie był zły. Jak przyszedł po raz drugi, około 23.00, już byliśmy spakowani. A on się zdziwił: „To wy tu jeszcze jesteście? No to muszę z wami jechać”.
Bo dużo z tych ludzi, co mieli być wywiezieni, pouciekało.
Załadowali nas do pociągu i wywieźli całą rodzinę — rodziców wraz z sześciorgiem dzieci — do obozu w Potulicach. Kiedy weszliśmy do obozowego baraku, gdzie wydzielono nam kawałek podłogi zasłanej słomą, mama zawołała: „Boże, jak my tu wytrzymamy do jutra!”. Byliśmy tam uwięzieni prawie trzy lata.
Stara Kiszewa, 29 maja
Relacja Józefa Gołuńskiego w zbiorach Archiwum Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Była to ciężka zima. W niedzielę [31 stycznia] wracając od koleżanki dowiedziałam się, że w budynku dawnego Czerwonego Krzyża są jakieś dzieci zabrane z transportu, że kto może, bierze je do siebie.
Kiedy weszłam do domu, zobaczyłam dwóch chłopców, brudnych, wygłodzonych i zapłakanych. Zapłakanych dlatego, że moja matka, mając czworo własnych dzieci, chciała wziąć tylko jednego, ale podnieśli taki lament, iż musiała wziąć obu, bo przecież nie można było ich rozdzielić. Zwłaszcza że Niemcy już ich [rodzinę] rozdzielili, bo jak potem opowiadali, najpierw zabrali im ojca, prawdopodobnie do Niemiec, a matkę z siostrą, taką małą, na rękach, przeznaczono do innej grupy, nie wiadomo dokąd. Oni dwaj ze starą babcią czy ciotką dotarli transportem do Siedlec. [...]
Młodszy nazywał się Stefek, starszy Edek, a ich nazwisko to Patyjasek. [...]
Pierwszą rzeczą było nakarmić chłopców, a potem pomyć i ubrać. Ich ubrania trzeba było spalić, bo się trzęsły od wszy. Długi czas płakali trzymając się za ręce i nie można się było od nich niczego dowiedzieć. Spać położyliśmy ich razem, bo na pewno nie daliby się rozdzielić. Dopiero na drugi dzień zaczęli pomału opowiadać, jak wyglądało wysiedlanie i długa podróż w bydlęcych wagonach, przy wielkich mrozach. To od nich dowiedzieliśmy się o zmarłych dzieciach, które nie wytrzymały trudów; leżą w kostnicy i będą pochowane w Siedlcach.
Przy ulicy Floriańskiej było więcej dzieci z Zamojszczyzny. Sąsiadka, która miała dwóch synów, wzięła dziewczynkę, tamci chłopcy nazywali ją swoją siostrzyczką.
Siedlce, 31 stycznia
Zofia Wójcik, Widzę to wszystko jakby wczoraj, w: Dzieciństwo i wojna, wybór i oprac. Joanna Mazurczyk, Krystyna Zawanowska, Warszawa 1983.
Ludność zostaje wypędzona, wygoniona z domów i prowadzona przez most. [...] Przed bramami domów stoi polska milicja, wywołuje ledwie obudzonych mieszkańców na ulicę, zatrzymuje ich, nie pozwala wrócić. [...]
Kobiety, dzieci i staruszkowie z naszej ulicy stoją na dole, otoczeni przez strażników, niekompletnie ubrani. […] Pod ścisłą obstawą wypędza się ich w stronę mostu. Zatrzymują się na drugim brzegu i teraz dopiero zaczynają się krzyki, przekleństwa i bezbronne pogróżki. [...] Czekają na powrót – do wieczora, do jutra i znowu do jutra... Wielu z nich, wygłodzonych, załamuje się. Ale most na wschód już nie zostanie otwarty.
Görlitz [Zgorzelec], 21 czerwca
Franz Scholz, Dziennik niemieckiego księdza, „Karta” nr 21, 1997.
Ja, niżej podpisany proszę uprzejmie Urząd Repatriacyjny w Kościerzynie o przyznanie mnie [na własność] 3,5-hektarowego gospodarstwa po Niemcu Neubauer Wilhelmie w Nowych Polaszkach z nast[ępujących] powodów:
Ja, urodzony 11 stycznia 1902 w Olpuchu pow. Kościerzyna, jestem męczennikiem wraz z moją rodziną, ponieważ Niemcy po zwolnieniu mnie z niewoli wygnali mnie na roboty w głąb, a moją rodzinę nad Bug. Ojca mojej żony zamordowali, a mnie jako gorliwego Polaka poszukiwali, chcąc mnie też zamordować. Wszystko, co posiadałem, mnie zrabowali, a gdy w marcu 1945 roku wróciłem do domu, nie zastałem nic z mojego mienia. Wtenczas, nie mając innego wyjścia, zwróciłem się do Zarządu Gminnego w Starej Kiszewie o przyznanie mnie gospodarstwa po Niemcu, co też zrobiono i przyznano mnie 3,5-hektarowe gospodarstwo po Niemcu Neubauer Wilhelmie w Nowych Polaszkach, gdzie od tego czasu sumiennie i wzorowo gospodarzę i wywiązuję się z moich obowiązków i chciałbym dalej pracować szczerze i sumiennie dla dobra Państwa i rodziny.
Nadmieniam, że jestem Polakiem nie eindeutorowanym [prawdopodobnie błąd, chodziło raczej o słowo ‘eindeutschowany’, czyli zniemczony — przyp. red.]. Mam dwoje dzieci: Jan, lat 17 i Paweł, lat 15. Wobec tego proszę jeszcze raz o przychylne załatwienie mego wniosku i przyznanie mnie tego gospodarstwa.
Nowe Polaszki, 22 sierpnia
Podanie Lucjana Narlocha do Urzędu Repatriacyjnego w Archiwum Urzędu Gminy Stara Kiszewa, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.
Ja, niżej podpisana Marianna Narloch, Wdzydze, poczta Olpuch, pow. Kościerzyna, proszę bardzo uprzejmie o przydzielenie mnie gospodarstwa poniemieckiego po Niemcu Adolf Schwonke w Nowych Polaszkach, na którym jest jako opiekun, czyli administrator Franciszek Szramka, obszar wynosi około 140 mórg. Mam rodzinę z 14 osób, w tym 10 dzieci we wieku od 1 do 18 lat, posiadam własny inwentarz, jako to 2 konie robocze, 3 krowy, 3 owce i 2 maciorki oraz drób i jestem w stanie to 140-morgowe gospodarstwo dobrze obrobić i wszelkim wymaganiom gospodarczym podołać.
Moje gospodarstwo w Wdzydzach, około 95 ha, oddałam dnia 26 lipca 1945 na ręce Skarbu Państwa, w zamian za to proszę o równowartościowe gospodarstwo poniemieckie w powiecie kościerskim, a że to gospodarstwo po Niemcu Adolf Szwonke w Nowych Polaszkach uważam za sposobne, dlatego proszę uprzejmie o przydział tegoż.
Nadmieniam, że jestem Polką bez żadnej grupy niemieckiej, tak samo i mój mąż, i rodzina pomimo gróźb i dręczeń hitlerowskich pozostaliśmy Polakami. Mój mąż siedział 1 rok w więzieniu, a ja 6 miesięcy, i w marcu 1944 zostaliśmy wywłaszczeni z naszego gospodarstwa i zmuszeni na szarwark u Niemca pracować, cierpieliśmy bardzo.
Wdzydze, 30 października
Podanie Marianny Narloch do Urzędu Repatriacyjnego w Kościerzynie w zbiorach Archiwum Urzędu Gminy Stara Kiszewa, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.