Tak! „dzień wolny od pracy”! Dla mnie to oczywiście sprawa nieistotna. Ale nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich te dni, mające być „dobrodziejstwem” i „zdobyczą socjalistycznego ustroju”, stały się normalną udręką, z powodu niesamowitych problemów, które stwarzają trudności w kupieniu czegokolwiek na dwa dni. Jeszcze nie dorośliśmy do tego. Z pewnością — wolne soboty są gdzieindziej rzeczą cenną, ale nie w naszych warunkach, nie przy tych brakach zaopatrzeniowych. O zdobyciu kawałka mięsa — nie ma praktycznie mowy. Wczoraj na Koszykach rzucono jakieś kawałki schabu, ale nie usiłowałam nawet tam dojść — krzyki, wrzaski, rozpychania, jedna kobieta mdleje, druga — rzyga — brrr!! Okropność! Jakże upokarzające jest bicie się o kawałek nędznego mięsa. Do czego można doprowadzić ludzi — do jakiego upodlenia! Stanie w długich kolejkach bądź też kupowanie prywatnie od pokątnych sprzedawców, po cenach niewiarygodnych: 1 kg cielęciny — ponad 100 złotych, polędwica wołowa — 180 złotych. Obie alternatywy nie do przyjęcia. Kupuje się byle co.
Warszawa, 29 czerwca
Teresa Konarska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.