Przetrzymywanie nas pod strażą po odbyciu wyznaczonego terminu (3 lata łagrów sołowieckich i 3 lata zesłania) jesteśmy zmuszeni odbierać nie jako zwyczajne nieporozumienie (jak rodzaj niezwykłej sytuacji polegającej na tym, że w Krasnojarskiej Sekcji Operacyjnej Pełnomocnego Przedstawiciela OGPU na Kraj Wschodniosyberyjski brak informacji o naszych wyrokach), lecz jako zamierzone, świadome i systematyczne znęcanie się nad nami jako sługami kultu religijnego.
Kategorycznie protestujemy przeciwko niezasłużonym represjom, jakimi jesteśmy nieustannie poddawani, i przetrzymywaniu nas pod strażą po odbyciu wyznaczonej resocjalizacji.
Jeżeli z powodu naszych poglądów jesteśmy „obcy” społeczności radzieckiej, jeśli dla nas, oprócz więzienia, nie ma miejsca w kraju budującego się socjalizmu, to dlaczego by nie uczynić zadość naszej prośbie (zwracaliśmy się do PP OGPU ds. WSK) i nie pozwolić nam wyjechać raz na zawsze z terytorium ZSRR, choćby do Polski, skąd w swoim czasie przybyliśmy. Wątpliwe, czy w interesach władzy radzieckiej leży poddawanie nas nieskończonym i niezliczonym represjom?
Wielokrotnie oświadczaliśmy, iż jesteśmy apolityczni, że żadnego kontaktu z kontrewolucją nie mieliśmy i nie mamy. W czasie wszystkich prób i doświadczeń, jakim byliśmy i jesteśmy poddawani, organa polityczne władzy radzieckiej mogły perfekcyjnie sprawdzić i przekonać się, jak dalece bezpodstawne jest, jak bezcelowe trzymanie nas jak jakichś przestępców lub wrogów władzy radzieckiej, na równi i w jednakowych warunkach z elementem przestępczym. Ośmielamy się mieć nadzieję, że jeśli z jakichkolwiek bądź względów nie otrzymamy pozwolenia na wyjazd z terytorium ZSRR, to pojawi się z waszej strony decyzja o natychmiastowym uwolnieniu nas spod straży.
Krasnojarsk, 3 lipca
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Następnego dnia, a jest to 10 marca, od rana formują kolumnę na podwórzu więziennym [w Łukiszkach]. Jest mroźny dzień. [...] Kolumna liczy pewnie parę tysięcy osób i już nie mieści się na podwórzu. Otwierają się więc bramy i wychodzimy na ulicę otoczeni wojskiem i psami.
Nagle wszyscy przytomniejemy, jak przebudzeni z długiego snu. Powodem tego jest widok tłumu kobiet, który nas w pewnej odległości otacza ze wszystkich stron. Widocznie do miasta przeciekła wiadomość, że dzisiaj wywożą z Łukiszek. [...] Zaczynają się poszukiwania bliskich. Odbywa się to w ten sposób, że z tłumu dochodzi wołanie, np.:
— Czy jest tu Janek Kowalski?
Nam nie wolno odzywać się, ani rozglądać się na boki, ale ten Janek akurat jest między nami i nie wytrzymuje:
— Zosiu, jestem tu! — woła.
Konwojent wpada w szereg i wali kolbą Janka w plecy, ale wiadomość dotarła. Krzyk z tłumu potęguje się, każda woła swego, chwilami trudno rozszyfrować, o kogo chodzi, ale co jakiś czas z kolumny przychodzi odzew. Jestem na jej końcu i widzę z przerażeniem, że dołącza do nas duża grupa kobiet. A więc je też wywożą!
Nareszcie kolumna rusza. Część konwojentów z psami idzie przed nami i zgania przechodniów z ulicy do bram. Nic to nie pomaga, cały czas słyszymy wołanie kobiet i rzadziej odpowiedzi więźniów. [...] Biegniemy pod Górę Bouffałową, ul. Słowackiego i na bocznicę kolejową. Tu przed wagonami wszyscy klękają w śniegu i czekamy na załadunek.
Po paru godzinach przychodzi kolej na nas. Ciągle trzymamy się razem z Kazikiem. Reszta to więźniowie, z którymi jeszcze się nie znamy. Ładują nas do małych wagonów towarowych po 45 osób, a więc nadal jest ciasno, tym bardziej że tu też nie ma prycz. W środku wagonu stoi żelazny piecyk tzw. „koza”, a przy drzwiach wycięto otwór o wymiarach około 15 x 15 cm — to jest nasza ubikacja. Próbujemy rozlokować się w miarę możliwości na podłodze, ale chociaż zahartowani jesteśmy w nieogrzewanych pomieszczeniach w więzieniu, tutaj dokucza nam zimno dotkliwie. Wagon ma okna zabite deskami, drzwi nieszczelne i dziurę w podłodze.
Wilno, więzienie na Łukiszkach, 10 marca
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
W końcu dojechaliśmy do Saratowa. Było to w Wielki Czwartek. [...] nie podano nam ani jedzenia, ani picia. Podobnie było w Wielki Piątek. Niektórzy z nas zwracali na ten fakt uwagę, mówiąc, że pościmy jak przystało na dobrych chrześcijan. Inni natomiast sądzili, że tu czeka nas śmierć głodowa, tym bardziej że nasz transport stał gdzieś na uboczu. [...]
Wreszcie w nocy, a było to 30 marca 1945 r., rozpoczęto rozładunek. Samochody odwoziły nas do łaźni w mieście, a następnie do łagru znajdującego się kilkanaście kilometrów za miastem, koło miejscowości Jełszanka. W tej łaźni czynny był wodociąg, więc nareszcie wody mieliśmy pod dostatkiem. Niektórzy, mimo ostrzeżeń, zapragnęli wykorzystać okazję i napić się do syta i na zapas. Skutki okazały się opłakane. Nasze zagłodzone żołądki nie wytrzymywały takiej kuracji. Ludzie padali na posadzkę nieprzytomni.
Saratów, 30 marca
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 31 maja 1946 r. zostałam skazana na karę śmierci. Mam 22 lata, jestem Polką i nigdy nie myślałam, że koleje mojego życia tak się tragicznie ułożą. Upraszam Obywatela Prezydenta o łaskę i zamianę wyroku na karę więzienia. Dziś widzę z przerażeniem, że niedoświadczenie pchnęło mnie w niewłaściwym kierunku, tym samym w niewłaściwe otoczenie i w nim do upadku.
Do bandy „Rudego” zostałam wzięta przemocą przy użyciu podstępu. Na zabawie w Chróścinie podszedł do mnie nieznany mi wojskowy i zażądał, ażebym poszła z nim do najbliższego domu celem sprawdzenia dokumentów. Po wyjściu sterroryzował mnie bronią i zaprowadził do swojej kryjówki, gdzie targnął się na moją cześć kobiecą. On kazał mi należeć do bandy i groził śmiercią mnie i rodzinie, gdybym wycofała się lub zdradziła bandę. Do bandy tej należałam tylko 14 dni i cały czas byłam bezbronnym narzędziem w ich rękach. Faktu bezpośredniego zabicia kogokolwiek przewód sądowy mi nie udowodnił i przysięgam, że nikogo nie zabiłam i nad nikim się nie znęcałam. I choć dziś zdaję sobie sprawę z winy i konieczności poniesienia odpowiedzialności, bo mogłam przecież ryzykować ucieczkę, to jednak wyrok śmierci wydany na mnie uważam za zbyt surowy. Nadmieniam jeszcze, że dotychczas żadnego wyrobienia politycznego nie miałam. W kraju ścierają się różne prądy mające swoich zwolenników. Nieszczęściem moim było to, że zły los rzucił mnie w ręce ludzi, którzy działali na szkodę Polski Demokratycznej. Z reakcją nie mam żadnej naturalnej łączności. Rodzice moi to drobnorolni włościanie – obecnie repatrianci ze wschodu. W rodzinie naszej nigdy nikt nie był przestępcą. […] Proszę Obywatela Prezydenta o łaskę życia, a przysięgam, że w przyszłości, po odcierpieniu kary, będę starała się odrobić błędy i być pożyteczną dla Ojczyzny.
Wrocław, 2 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 31 V 1946 r. zostałem skazany na karę śmierci za przynależność do oddziału leśnego działającego na terenie powiatu wieluńskiego, który to oddział dokonał napadu na pociąg w Czastarach, zabijając kilku żołnierzy sowieckich.
[…]
W oddziale S. P. przebywałem tylko 1 tydzień, tj. od 11 do 18 lutego 1946 r., w którym to dniu zostałem aresztowany. Razem z tym oddziałem brałem udział w zatrzymaniu pociągu w Czastarach, powiat Wieluń, w nocy z 17 na 18 lutego 1946 r. Wyjechaliśmy o godz. 1 w nocy. dowódca nie objaśnił większości uczestników o celu tej akcji, prawdopodobnie wiedziała o nim jedynie mała grupa. Ja także nie miałem pojęcia do czego akcja ta zmierza. Zostałem tak postawiony z automatem, że gdy nadjechał pociąg stałem przy ostatnim wagonie. Co się wtedy działo nie mógłbym powiedzieć, gdyż słyszałem tylko strzały i niczego nie widziałem. Gdybym miał świadomość, że celem tej akcji mają być zabójstwa żołnierzy sowieckich, to raczej uciekłbym, aniżeli dałbym się do tego użyć. Nigdy nie miałem na sumieniu żołnierzy sprzymierzonych. Jedynie kompletny brak wiadomości o zamierzeniach dowództwa pozwoliły mu na wykorzystanie mnie, który byłem w stopniu starszego strzelca.
Proszę gorąco Obywatela Prezydenta, aby wziął pod uwagę mój młody wiek, zupełnie zrozumiały strach przed zemstą organizacji podziemnej za zerwanie kontaktu oraz fakt, że byłem pionkiem, ślepą ręką wykonującą rozkazy dowództwa, że nie zabiłem żadnego człowieka, jak również to, że nie zabierałem żadnych przedmiotów dla siebie. Wierzę, że Obywatel Prezydent wczuje się w moje ówczesne położenie i korzystając z przysługującego mu prawa łaski, zamieni karę śmierci na karę więzienia.
Wrocław, 4 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu, na sesji wyjazdowej w Jaworze w dniu 13 VIII 1946 r. oskarżony z art. 27 i 28 KKWP w związku z art. 3 Dekretu z 16 XI 1945 r. zostałem skazany na karę śmierci.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z usilną prośbą o ułaskawienie. Prośbę swą motywuję następująco: popełnione przestępstwo nie było moją inicjatywą, gdyż zostałem wciągnięty do organizacji i sterroryzowany przez S. C., który obecnie zbiegł w niewiadomym kierunku, a Sąd uznał mnie za głównego winowajcę.
Jestem oficerem służby stałej Wojska Polskiego od 1937 r. Brałem czynny udział w wojnie z Niemcami w 1939 r. Zupełnie zniszczony moralnie i materialnie, tracąc ojca i matkę dostaję się do obozu koncentracyjnego w Niemczech, gdzie przebywałem do 1945 r. Oswobodzony przez Armię Czerwoną wróciłem do kraju. Podczas powrotu do Warszawy zatrzymałem się w biurze Pełnomocnika Rządu w Jaworze i jako pionier rozpocząłem organizowanie administracji cywilnej, pełniąc funkcję Kierownika Referatu Wojskowego. Za pracę na tym polu zostaję odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi w dniu 9 V 1946 r.
Skazany na karę śmierci pozostawiam żonę i trzymiesięczne dziecko bez żadnych środków do życia.
Mając zaledwie 31 lat mogę w przyszłości, po odbyciu kary, pracować dla dobra Ojczyzny.
Jedynie łaska Obywatela Prezydenta może uratować mi życie i zdecydować o przyszłości mojej i drogiej mi rodziny.
Jawor, 14 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu, na sesji wyjazdowej w Jaworze z dnia 13 VIII 1946 r., oskarżony z art. 1 i 3 Dekretu z dnia 16 XI 1945 r., zostałem sazany na karę śmierci.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z gorącą prośbą o darowanie mi życia. Prośbę swą motywuję następująco:
Podczas okupacji niemieckiej brałem czynny udział w walkach szeregach oddziałów partyzanckich, by jako młody chłopak z narażeniem wielokrotnym życia – wykuwać zręby niepodległości Ukochanej Ojczyzny.
Po oswobodzeniu Państwa Polskiego przez Armię Sowiecką przyjechałem na Ziemie Odzyskane, by w spokoju uczciwie pracować w Wolnej i Demokratycznej Polsce.
Mając zaledwie dziewiętnasty rok życia zostałem w mej pełnej nieświadomości wciągnięty przez elementy wywrotowe (jak się okazało) do nielegalnej organizacji. Elementy te całkowicie wykorzystały mój młody wiek, moją całkowitą nieświadomość i niewyrobienie społeczno-polityczne i użyły mnie jako pionka do swych podstępnych i skrytobójczych zamiarów. W wyniku tego popełniłem tak straszny w skutkach czyn, którego cały ogrom dziś odczuwam i, który stał się dla mnie niemytą hańbą całego mojego nieszczęśliwego życia. Obywatelu Prezydencie! Ty jako Włodarz Wolnej, Demokratycznej Polski, która wyszła zwycięsko z tak wielkiego kataklizmu i świeci blaskiem odradzającej się potęgi – racz spojrzeć na życie dziewiętnastoletniego człowieka! Życie, które przez ogrom tej wojny już tyle wycierpiało. Niechaj ta ogromna łaska darowania mi życia spłynie na mnie, abym w szczerej i uczciwej pokucie – sumienną pracą dla społeczeństwa zmył tę hańbę, która na mnie spadła.
Jawor, 15 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Niniejszym proszę uprzejmie o ułaskawienie i uwolnienie, lub zmniejszenie wymiaru kary dla mojego syna H., odbywającego karę więzienia w Dzierżonowie. Syn mój ur. 17 IV 1929 r. w Wałbrzychu, nie mając pracy i środków do życia, został namówiony przez swych kolegów pochodzenia niemieckiego do przejścia granicy niemieckiej, aby tam znaleźć pracę. Przed wykonaniem tego zamiaru został aresztowany w Wałbrzychu. Po osądzeniu został skazany na 15 lat więzienia, z tego 1 rok już odbył, a 5 lat zmniejszono w wyniku amnestii; pozostało do odbycia jeszcze 9 lat.
Ja, jego matka, wdowa, autochtonka, Polka – proszę gorąco Obywatela Prezydenta o częściowe lub całkowite darowanie kary mojemu synowi. Nadmieniam, że syn mój nigdy nie należał do organizacji „Hitler-Jugend” i był wychowany w duchu demokratycznym. Z kolei ja przez 10 lat należałam do Partii Socjalistycznej – wrogiej dla ustroju hitlerowskiego. Mój mąż również do w/w partii należał, za co został karnie wcielony do wojska niemieckiego i wysłany na front wschodni, gdzie zginął.
Jeszcze raz gorąco proszę Obywatela Prezydenta o przychylne rozpatrzenie mojej prośby i wypuszczenie na wolność mojego syna i żywiciela rodziny zarazem.
Wałbrzych, 7 lipca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
My niżej podpisani Niemcy jako rodzice uwięzionych szesnastu dzieci prosimy najuprzejmiej Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o ułaskawienie i darowanie im reszty kary.
Prośbę motywujemy następująco: w okresie Świąt Wielkiej Nocy w roku 1946, z niewiadomych nam przyczyn zostały aresztowane nasze dzieci w poszczególnych mieszkaniach i my nie władając językiem polskim musieliśmy podpisać protokół o niewiadomej nam treści. Aresztowania dokonały organa Urzędu Bezpieczeństwa w Wałbrzychu. […]
Hitler wszczepił swoją manię „Wielkości” przeważnie w podatne jednostki młodej generacji. I w mózgownicy przejętego tą manią małoletniego S. uroiła się myśl odegrania roli asystenta policji politycznej. Do zrealizowania tej myśli jest mu pomocny kolega drukarz, zatrudniony w drukarni poniemieckiej, zajętej przez wojska sojusznicze i dostarcza mu 1 formularz poniemieckich druków. Formularz ten S. wypełnia 22 I 1946 r. fałszując podpis doktora i zaopatrzył ten formularz w pieczątkę niemiecką, również podrobioną. Legitymacja ta – jako sfałszowana – nie ma absolutnie żadnego znaczenia, ani w Polsce, ani w Niemczech i dlatego nie można tej legitymacji brać poważnie jako dowód, gdyż pochodzi tylko od S., a nie od jakiejś organizacji zewnętrznej. Dalej S. stwarza (bardzo nieudaną zresztą) pieczątkę o treści: „Pełnomocnik Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na obwód XVIII Dolnego Śląska” i drugą o treści „Brit. Empire Secret Service 515”. Poza tym wydaje kartki z napisem: „10 MRZ 1946 – Green-Cross 31 DEZ 1946”. Mając to wszystko w ręku S w swej manii wielkości czuje się przez samego siebie upoważniony do czynu, puszczając kartki „Green-Cross” pomiędzy swych najbliższych kolegów i wmawiał im przy tym, że przy okazaniu tego świstka papieru przedostaną się bez przeszkód przez granicę i natychmiast otrzymają pracę.
Drugi zaś jego kolega prowadzi dokładną imienną ewidencję wydanych kartek. Nie dość tego to jeszcze każdy posiadacz takiej kartki chwali się wokół, że w każdej chwili może otrzymać pracę w Niemczech. Ci zaś, którzy chwalili się i pokazali tę kartkę rodzicom, to musieli ją spalić na ich oczach i otrzymali nie tylko naganę, ale i rodzice zabronili im kontaktować się nadal z kolegami, od których otrzymali kartki. Chwaląc się publicznie, zostali zdemaskowani i przy aresztowaniu ich wpadła imienna lista wszystkich szesnastu w ręce władz, bo i wpaść musiała. Niektórzy z nich mieli jeszcze kartki „Green-Cross” i oddali je władzom, inni zaś nie mieli, bo je spalili.
Naiwność i głupota tych małoletnich chłopców nie miała granicy, nie byli świadomi, że kartki te dostali od „fałszywego” asystenta policji politycznej; nie zbadali tego, gdyż i badać nie umieli.
[…]
Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu przyjął ten zespół zupełnie się nieznających chłopców jako nielegalną organizację, działającą na szkodę Państwa Polskiego. Stało się to na podstawie wyzej przytoczonych sfałszowanych i nieprawdziwych dowodów.
[…]
Wierzymy jeszcze w Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i w udzielenie łaski dla naszych synów, którzy nie są żadnymi zbrodniarzami wojennymi, ani powojennymi i wierzymy, że przez ułaskawienie i darowanie reszty kary naszym synom, Pan Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, dla której pracowaliśmy i jeszcze niektórzy pracują, ułatwi nam tak ciężkie nasze życie.
Wałbrzych, 14 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Mąż mój S.S. ur. dn. 10 III 1923 r. we Włodzimierzu Wołyńskim, został w dniu 19 I 48 r. skazany przez Rejonowy Sąd Wojskowy we Wrocławiu na karę śmierci.
Mąż mój przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa, to jest do podpalenia sklepu spółdzielni „Włókniarz” w G., pow. Wałbrzych, jednak ja oraz cały szereg osób znających skazanego i okoliczności przestępstwa przekonani jesteśmy, że w sprawie tej wina skazanego S. sprowadza się do tego, iż wdawszy się w intymne stosunki z kierowniczką tegoż sklepu spółdzielni – Z. S. (współoskarżona w tej sprawie) jako jej zwierzchnik nie umiał zawładnąć sytuacją, choć niewątpliwie wiedział o systematycznych kradzieżach tejże kierowniczki Z. S.
Z. S. starsza o cztery lata od skazanego, pragnąc go oderwać ode mnie i dzieci – urządzała często wystawne przyjęcia, szafując majątkiem spółdzielni.
Z. S. opanowała całkowicie psychikę i wolę skazanego S. tak dalece, że tenże przyznał się do niepopełnionego przestępstwa, aby w ten sposób ratować ukochaną kobietę.
Ujawnił mi to skazany podczas dwukrotnego widzenia się z nim (zaraz po aresztowaniu i drugi raz po wyroku) zastrzegając, że nie podejmie obrony, bo obciążyłoby to Z. S.
W sprawie tej zachodzi niewątpliwie ów niezwykły wypadek, gdzie słabość ludzka czyni z uczciwego człowieka przestępcę.
Skazany S. przyjąwszy winę na siebie nie ujawnił nic Sądowi, nie usprawiedliwiał się i co gorsze – nie okazał skruchy.
Lecz jakże mógł okazać skruchę, gdy nie czuł się winnym, a padł tylko ofiarą swojej słabości i uczuć, jakie miał dla Z. S.
[…]
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie kierują mną żadne motywy osobiste; po prostu muszę ratować ojca naszych dzieci, i mają prawo mieć ojca, aby nie powiększać wielotysięcznej rzeszy sierot w Polsce.
[…]
Dlatego mam przeświadczenie, że kara jest niewspółmierną do winy, jeżeli uwzględnić okoliczności łagodzące, a w szczególności jeśli uwzględnić nienaganną przeszłość skazanego, jego postawę obywatelską, wyjątkowe tło przestępstwa i bardzo młody wiek.
W tym stanie rzeczy ośmielam się gorąco prosić Obywatela Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o łaskę dla skazanego na śmierć S. S. – o życie dla ojca naszych maleńkich dzieci, których wdzięczność będzie opromieniała Głowę Pana Prezydenta przez całe życie.
Warszawa, 24 lutego
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Syn mój K. M., już jako 16-letni chłopiec wychowany w zasadach demokratycznych, jako syn robotnika kolejowego, członka PPS-u, w czasie okupacji z najeźdźcą hitlerowskim wystąpił do walki, zaciągając się w szeregi partyzantki sowieckiej pułkownika Kalinowskiego, by nadal walczyć o Polskę Demokratyczną – Polskę Ludową. W czasie, gdy Armia Czerwona toczyła najcięższe boje o Stalingrad, syn mój na tyłach okupanta prowadził dywersję – wysadzając mosty i linie kolejowe, utrudniając w ten sposób dostawę broni, amunicji i żywności armiom niemieckim walczącym na wschodzie – będąc sam dwukrotnie rannym. Po oswobodzeniu Polski przez Armię Czerwoną, syn mój wstępuje ochotniczo do Wojska Polskiego, by nadal utrwalać potęgę Polski Ludowej. Zdrowie jednak, które nadwyrężył w lasach Podhala, nie pozwoli mu pełnić służby w szeregach Armii Polskiej i zostaje zwolniony z Jej szeregów. Po zwolnieniu z W.P. udaje się na Ziemie Odzyskane do m. Nowy Sad i tu jako niedoświadczony życiowo chłopiec, spotyka się z prowokatorami reakcji i nieświadomie wciągnięty zostaje do nielegalnej organizacji. Czeka na dzień ogłoszenia Amnestii, by od tego czasu móc pracować normalnie dla dobra Polski Ludowej, pod swym prawym nazwiskiem, lecz niedanym mu było tego doczekać, gdyż zostaje w grudniu 1946 r. aresztowany. Dowódcy syna i prowokatorzy – jedni zbiegli za granicę, a drudzy korzystając z dobrodziejstwa Amnestii, chodzą po wolności i nadal studiują. Syn mój w organizacji był pionkiem, spełniał rozkazy d-cy pod karą śmierci, nie mógł wystąpić z organizacji, ani ujawnić w obawie o swe własne życie, chociaż zdawał sobie sprawę, że jego postępowanie nie zgadza się z jego demokratycznymi zasadami, - i dziś zamiast uczyć się i być pożyteczny dla Narodu Polskiego – siedzi i swe młode lata marnuje w więzieniu. Ja ojciec, jako stary PPS-owiec zawsze wszczepiałem w duszę syna zasady demokratyczne i ideę walki proletariatu o wolność klasy robotniczej.
Dziś jako ojciec zbałamuconego, niedoświadczonego syna zwracam się do Ciebie Obywatelu Prezydencie o ułaskawienie lub wydatne obniżenie kary więzienia dla mego syna – by syn mógł nadal pracować dla Polski Ludowej – kształcić się i propagować nadal ideę walki proletariatu, o którą walczył w szeregach partyzantki sowieckiej.
Ze swej strony zapewniam Cię Obywatelu Prezydencie, że dołożę wszelkich starań i sił, aby syn mój po powrocie z więzienia – powrócił do normalnego życia i wyrósł na jednego z budowniczych Polski Demokratycznej – Polski Ludowej.
J., woj. krakowskie, 5 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Prezydencie! W dniu 13 VIII 1948 r. odbyła się rozprawa sądowa w mojej sprawie, w której to zostałem skazany na karę śmierci. Rozprawa ta odbyła się w trybie doraźnym.
[…]
W roku 1946 spotkałem się z jednym z moich kolegów z trzeciej klasy szkoły powszechnej, z którym nie widziałem się 10 lat. Kolega ten namówił mnie do wstąpienia do bandy rabunkowej i ja 20-letni chłopiec nie mając jeszcze silnej woli – uległem jego namowom i pokusom.
W 1946 r. dokonaliśmy trzech napadów z bronią w ręku, którą dostałem od tamtych, którzy nie są jeszcze ujęci przez władze bezpieczeństwa. Ponadto dokonaliśmy jeszcze jednego napadu w marcu 1947 r. Tak więc wszystkich napadów dokonaliśmy przed ogłoszeniem amnestii.
W roku 1947 zostałem zatrzymany przez funkcjonariusza MO, mając jednak przy sobie pistolet wystrzeliłem na postrach i zbiegłem, gdyż obawiałem się odpowiedzialności za posiadanie broni.
Z napadów tych ja otrzymałem ok. 120 tys. zł, i nikt nie został w nich zabity i nikogo nie mam na swoim sumieniu.
[…]
Do zarzucanych mi czynów sam się przyznałem po słowach, które powiedział mi oficer śledczy: „miałeś odwagę popełnić, miej odwagę przyznać się”.
Obywatelu Prezydencie! Gdy popełniałem przestępstwo miałem 20 lat, a dziś mam 22 lata. Wszystkiego czego się dopuściłem złego, uczyniłem tylko z namowy kolegów, dlatego że pochodzę z rodziny, która ma bardzo dobrą opinię, i nikt nigdy nie był w niej karany.
Mam ojca, matkę i dwie siostry, jestem jedynakiem. Wykonanie wyroku na mnie byłoby bardzo bolesnym ciosem dla mojej rodziny, dla mnie i dla kochającej mnie narzeczonej, która czeka na mój powrót i na założenie sobie gniazda rodzinnego. Dlatego bardzo proszę Obywatela Prezydenta o darowanie mi życia i o zamianę tego wyroku na karę więzienia.
Bardzo bym pragnął żyć jeszcze i stanąć wraz z innymi ramię przy ramieniu przy młocie i kowadle, i przyczynić się do odbudowy naszej Ojczyzny, tak zniszczonej przez okupanta.
[…]
Jeszcze raz błagam Obywatela Prezydenta o wejście w moje położenie. Dopraszam się łaski i darowania mi życia, abym z czasem mógł wstąpić w szeregi mas ludu uczciwie pracującego.
Wrocław, 15 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Prezydencie!
Zwracam się z gorącą prośbą o uratowanie życia mojemu jedynemu synowi E. P. z Wrocławia, skazanemu na karę śmierci w dniu 13 VIII 1948 r.
Dzieckiem był, jak poszedł z domu, z dala od mojej opieki. Zepsuła i zdemoralizowała go wojna, partyzantka i złe towarzystwo ludzi, którzy choć starsi i mądrzejsi – popychali go ciągle do zła. Mój syn jest bardzo młody, ma dopiero 22 lata i jest z natury bardzo dobry.
Moja jedyna nadzieja w Panu, Obywatelu Prezydencie. Chłopiec zrozumiał teraz, że źle postąpił. Praca, choćby długoletnia w więzieniu – przywróci go do przytomności i naprowadzi na dobrą drogę, aby mógł służyć Ojczyźnie.
Niech wzruszą Pana łzy matki wylewane w dzień i nocy. za tę jedyną łaskę uzyskaną – modlić się będę, aby dobry Bóg dał Panu, Obywatelu Prezydencie jak najwięcej sił i zdrowia do rządzenia naszym krajem.
Jarosław, 20 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Uprzejmie proszę o rozpatrzenie sprawy i ułaskawienie mojego brata J. U. ur. dn. 1 listopada 1927 r. od winy i kary.
Nadmieniam, że brat mój został skazany na lat 6 więzienia przez Wojskowy Sąd we Wrocławiu w listopadzie 1947 r., pod zarzutem współpracy z Armią Andersa. Przebywa on we Wrocławiu w więzieniu nr 1 przeszło rok czasu.
Powodem tego wyroku było to, że brat mój, jako niepełnoletni, w roku 1947 wraz ze swoją kochanką Niemką, która musiała opuścić Polskę, wyjechał nieprawnie do Niemiec. Wyjazd jego spowodowała choroba i lekkomyślność mojego młodocianego brata, który nie zdawał sobie sprawy z obecnie wynikłych konsekwencji. Przebywał w Niemczech niedługo, iż w tym samym roku, tj. 1947 wracając z powrotem nieprawnie do kraju, został przyłapany na granicy przez MO i oddany do dyspozycji Prokuratury Wojskowej we Wrocławiu, która skazała go na wyżej wspomniany wyrok.
Wobec tego uważam, że wyrok, jaki zapadł oraz zarzuty są niesłuszne, gdyż mój niepełnoletni brat J. nie umiałby się zdobyć na tak haniebny czyn przeciw swojej Ojczyźnie. Dowodem wrogiego stosunku mojego brata do okupanta było to, że cały czas okupacji, jako dziecko, był poniewierany przez barbarzyńskich hitlerowców i wykorzystywany ciężką pracą na roli.
[…] Przejście przez granicę takiego młodego chłopca nie było niczym więcej jak tylko fantazją i wypływem niedostatecznego wychowania przez rodziców, które spowodowała długoletnia wojna i oddalenie go od domu.
[…]
Proszę o rozpatrzenie sprawy i przychylne załatwienie mej prośby.
Opole, 25 listopada
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Jako matka moich synów: Teofila i Kazimierza M. skazanych przez Wojskowy Sąd we Wrocławiu: Teofil na 7 lat a Kazimierz na 6 lat więzienia – zwracam się do Ciebie Obywatelu Prezydencie, abyś raczył ułaskawić moich synów i zwolnić ich z więzienia.
[…]
Ktoś (bo nazwiska nie znam), kto był ścigany przez Władze, przyszedł do mego starszego syna Teofila we Wrocławiu, u którego przypadkowo znalazł się młodszy syn Kazimierz.
I za to, że synowie nie zameldowali o tym, że ten ktoś był u nich, skazani zostali na tak straszne kary.
Jako ich matka zapewniam, że synowie moi zawsze cieszyli się z obecnego ustroju Polski i posiadali dobrą opinię, co poświadczają wszyscy mieszkańcy wsi W. i Gminny Komitet Polskiej Partii Robotniczej w W.
Synowie moi skazani zostali we Wrocławiu w dniu 25 marca 1948 r. i siedzą już z górą rok w więzieniu w Rawiczu.
Wczoraj byłam u nich i stwierdziłam, że bardzo źle wyglądają, bo siedzą w tych murach i nie są zatrudnieni pracą.
Jako matka nieszczęśliwych moich synów, gorąco proszę Cię Obywatelu Prezydencie, któryś dał nam Polskę taką za jaką tęskniliśmy, abyś raczył ulżyć doli moim synom.
Za niepiśmienną F. M. z jej upoważnienia podpisuje się H. W.
Konin, 18 lutego
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 17 III 1949 r. zostałem skazany w trybie doraźnym za przestępstwo z art. 4 & 1 i 259 KK na karę śmierci. Ze względu na to, że przestępstwa dopuściłem się nieświadomie, jak też pod wpływem drugich zboczonych kolegów – przeto śmiem zwrócić się z gorącą prośbą do Obywatela Prezydenta o darowanie mi życia.
Oskarżenie zarzuca mi, że począwszy od 1947 roku dokonałem szeregu napadów z bronią w ręku na terenie Gdańska i Szczecina oraz, że od roku do chwili aresztowania, bez prawnego zezwolenia władz byłem w posiadaniu broni.
Obywatelu Prezydencie! Przestępstwo, za które będę musiał zapłacić życiem popełniłem nieświadomie, a raczej nie zdając sobie sprawy z jego znaczenia. Stało się tak dlatego, że byłem ciągle w otoczeniu zboczonych kolegów, których to właśnie namowom uległem i z nimi dokonywałem tych napadów.
Obywatelu Prezydencie! Jestem na bardzo niskim poziomie umysłowym, skutkiem czego nie mogłem nad sobą zapanować a przestępstwa dopuściłem się jedynie na skutek namowy innych zboczonych kolegów. Do napadów sprowokowała mnie bieda, gdyż bardzo mało zarabiałem i w żaden sposób nie mogłem się z tego utrzymać. Ponadto w 1947 r. ciężko zachorowałem, a po wyzdrowieniu nie mogłem wrócić do pracy, gdyż tam trzeba było ciężko pracować.
Obywatelu Prezydencie! Zgrzeszyłem, że rzucałem tak wielkie kłody pod nogi ludziom pracy, ale pragnąłbym naprawić swój błąd w inny sposób, w sposób, który przyniósłby pożytek odrodzonej Ojczyźnie Ludowej, rehabilitując się w ten sposób.
Obywatelu Prezydencie! Przyrzekam stanowczą poprawę, przyrzekam, że odtąd nie popełnię już żadnego przestępstwa, a świecić będę przykładem dla innych. Starać się będę oddać przysługi Ojczyźnie za popełnione przestępstwa i w ten sposób stać się godnym noszenia imienia obywatela.
Przedstawiając powyższe zwracam się z uprzejmą prośbą do Ojca Narodu Polskiego o darowanie mi życia, a ja ten Wielki Akt Łaski należycie docenię i swe młode siły poświęcę ku Chwale Polsce Ludowej.
Wrocław, 22 lutego
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Pracowałem jak zwykle. Było już późne popołudnie, gdy usłyszałem głośne wołanie do strażnika: „Słuchaj, czy tam u ciebie są fryzjerzy?”. Strażnik odkrzyknął, że tak. Po pewnej chwili zjawił się jeden ze współpracowników Urbaniaka i zapytał o moje nazwisko. Sam widok speca powodował, że serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Zbliżał się wieczór, więc byłem więcej niż pewny, że mam przed sobą karcer lub pojedynkę. [...] Zainteresowany moim nazwiskiem spec pokazał klawiszowi jakąś kartkę. Ten skinął głową, kazał zostawić narzędzia i natychmiast iść do celi, w której przebywałem.
Cela była pusta. Koledzy pracowali, więc była zamknięta tylko na zasuwę. Podszedł do niej, otworzył z trzaskiem i powiedział: „Zabieraj swoje rzeczy”. Stał w otwartych drzwiach, potem oparł się plecami o barierkę i patrzył na mnie, jak bazyliszek.
Koce pochwyciłem dwa pierwsze z brzegu, żeby nie burzyć łóżkowej kostki. Miska i łyżka wypadały mi kilkakrotnie z rąk. Wziąłem suchary i ostatnie dwie cebule, a ręcznik i kawałek mydła nie mogły mi się zmieścić do już zawiązanego tobołka. Przez chwilę myślałem, czy nie lepiej rzucić to wszystko w twarz milczącemu zwiastunowi cierpień. Jednak instynkt samozachowawczy, a może czysty strach, kazał mi zdławionym głosem powiedzieć: „Jestem gotów”.
Nie wiem, jak wyszedłem. Łoskot zasuwy dotarł do mnie jak z zaświatów. Szedłem pierwszy. Skierował mnie w stronę skrzydła D. [...] Mój opiekun [...] poprowadził mnie do wyjścia z pawilonu. Tą samą drogą, którą przebyłem w roku 1946, potykając się o swoich kolegów, wyprowadził mnie do obszernej sali, gdzie za barierką urzędowało dwóch cywilów i jeden mundurowy. Pokazano mi zwinięty w koc tobołek z zapytaniem, czy poznaję swój depozyt.
Skądże miałem poznawać. Musiałem wpierw rozwinąć zawartość koca, aby stwierdzić, że to były rzeczywiście moje rzeczy. Brak było wełnianego swetra i ciepłych kalesonów. Pozostały natomiast m.in. spleśniałe buty z cholewami, krótki kożuch, bluza tzw. zrzutówka i czapka papacha. O dziwo uchowała się także koszula, która składała się z kołnierzyka, fragmentów rękawów i przodu. Plecy koszuli były spękane w poziomie. Skośne otwory wskazywały kierunek uderzeń z okresu śledztwa.
Kiedy już byłem ubrany, kazano mi podejść do barierki i podpisać zobowiązanie, że nie zdradzę tajemnicy państwowej, a zatem to co tu przeżyłem i widziałem, zachowam dla siebie. Potem powoli, jakby z ociąganiem się, wręczono mi kartę zwolnienia więźnia karnego [...].
Po pewnym czasie wszedł podoficer dyżurny i powiedział: „Chodźcie!”. Buty były ciasne, więc szedłem jak na szczudłach — był to kierunek do bramy wyjściowej, a więc: „Witaj nadziejo!”. Zapamiętałem przestrogę strażnika: „Idźcie i nie oglądajcie się na więzienie”. Po chwili mrok ogarnął wszystko, co mnie otaczało. Odurzony śweżym powietrzem zacząłem przeżywać nowy niepokój, a mianowicie, czy wystarczy mi sił, aby dojść do dworca. Wystarczyło!
Wronki, k. Poznania, 30 kwietnia
W złowieszczych murach Wronek i Rawicza lat 1945–1956. Wspomnienia więźniów politycznych, Poznań 1995.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z uprzejmą prośbą o łaskawe darowanie mi reszty (5 lat) kary więzienia w drodze łaski. Pragnę stanąć do żmudnej, codziennej pracy dla naszej Ojczyzny, odnowionej w ludowym, postępowym, kroczącym ku lepszemu jutru socjalizmie. Pragnę przystąpić do tych obywateli, którzy swą wytężoną pracą zdecydowanie przystąpili do realizowania wielkiego dzieła odbudowy Państwa i postępu, a tym samym do utrwalania pokoju, by wygrać bitwę o życie. Pragnę wytężyć swoje jeszcze młode siły i wiedzę w kierunku uzyskania takich owoców, które stanowiłyby dla mnie chlubę i były wyróżnieniem w społeczeństwie. Pragnę powrócić do swojej rodziny, do żony i moich niewinnych dzieci, które pragnę wychować w duchu prawdziwie socjalistycznym, w duchu demokratycznym.
Prośbę swą pozwalam sobie uzasadnić w następujących słowach: Wyżej wymienionym wyrokiem zostałem skazany za to, że miałem należeć do nielegalnej organizacji o nazwie Narodowe Siły Zbrojne, która to miała mieć placówkę w S., powiat Ząbkowice Śl. oraz za to, że wskazałem członkom tej bandy miejsce, gdzie mogli nabyć broń palną.
Z całą stanowczością stwierdzam, że nie tylko, że nie należałem do żadnej nielegalnej organizacji, ale nawet nie wiedziałem, że taka organizacja istnieje, ani też nie wiedziałem, że poszczególni oskarżeni do niej należą. […]
Obywatelu Prezydencie!
Jestem synem chłopa, sam jestem rolnikiem posiadającym tylko 3 klasy szkoły powszechnej i jako taki oddawałem się powszechnej i uczciwej pracy w rolnictwie. Nigdy nawet nie myślałem o tym, aby być członkiem jakiejś bandy, jestem przecież ojcem małoletnich dzieci, dla których żyję i pracuję.
[…]
Brat mój w listach do mnie pisanych jawnie uświadamiał mnie politycznie pouczając mnie o komunizmie, przez co stałem się jeszcze bardziej uświadomionym socjalistą i demokratą. Listy te posiadam w domu i mogą one służyć jako dowód.
Nigdy więc nie mogłem być źle ustosunkowany do rzeczywistości, przeciwnie, jestem jej gorącym zwolennikiem. Dlatego też zawsze należał będę do tych obywateli, którzy likwidują w zarodku elementy reakcyjne i elementy te będę pomagał likwidować Władzom. Nigdy nie byłem karany sądownie, ani dyscyplinarnie.
[…] Nie jestem zdegenerowanym obywatelem, lecz lojalnym, uczciwym i dobrym patriotą, i jako taki pragnę powrócić do swej rodziny i dzieci. Pragnę swoją wytężoną pracą pomóc w odbudowie zniszczonego wojną kraju. Pragnę ponadto stanąć w szeregu obrońców ojczyzny przed zakłamaną, kapitalistyczną reakcją. Chcę udowodnić, że oświadczenia moje nie są czcze, lecz prawdziwe.
Dlatego jeszcze raz proszę i błagam Obywatela Prezydenta o łaskawe darowanie mi reszty kary w drodze łaski.
Wrocław, 25 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z uprzejmą prośbą o łaskawe darowanie mi reszty (5 lat) kary więzienia w drodze łaski. Pragnę stanąć do żmudnej, codziennej pracy dla naszej Ojczyzny, odnowionej w ludowym, postępowym, kroczącym ku lepszemu jutru socjalizmie. Pragnę przystąpić do tych obywateli, którzy swą wytężoną pracą zdecydowanie przystąpili do realizowania wielkiego dzieła odbudowy Państwa i postępu, a tym samym do utrwalania pokoju, by wygrać bitwę o życie. Pragnę wytężyć swoje jeszcze młode siły i wiedzę w kierunku uzyskania takich owoców, które stanowiłyby dla mnie chlubę i były wyróżnieniem w społeczeństwie. Pragnę powrócić do swojej rodziny, do żony i moich niewinnych dzieci, które pragnę wychować w duchu prawdziwie socjalistycznym, w duchu demokratycznym.
Prośbę swą pozwalam sobie uzasadnić w następujących słowach: Wyżej wymienionym wyrokiem zostałem skazany za to, że miałem należeć do nielegalnej organizacji o nazwie Narodowe Siły Zbrojne, która to miała mieć placówkę w S., powiat Ząbkowice Śl. oraz za to, że wskazałem członkom tej bandy miejsce, gdzie mogli nabyć broń palną.
Z całą stanowczością stwierdzam, że nie tylko, że nie należałem do żadnej nielegalnej organizacji, ale nawet nie wiedziałem, że taka organizacja istnieje, ani też nie wiedziałem, że poszczególni oskarżeni do niej należą. […]
Obywatelu Prezydencie!
Jestem synem chłopa, sam jestem rolnikiem posiadającym tylko 3 klasy szkoły powszechnej i jako taki oddawałem się powszechnej i uczciwej pracy w rolnictwie. Nigdy nawet nie myślałem o tym, aby być członkiem jakiejś bandy, jestem przecież ojcem małoletnich dzieci, dla których żyję i pracuję.
[…]
Brat mój w listach do mnie pisanych jawnie uświadamiał mnie politycznie pouczając mnie o komunizmie, przez co stałem się jeszcze bardziej uświadomionym socjalistą i demokratą. Listy te posiadam w domu i mogą one służyć jako dowód.
Nigdy więc nie mogłem być źle ustosunkowany do rzeczywistości, przeciwnie, jestem jej gorącym zwolennikiem. Dlatego też zawsze należał będę do tych obywateli, którzy likwidują w zarodku elementy reakcyjne i elementy te będę pomagał likwidować Władzom. Nigdy nie byłem karany sądownie, ani dyscyplinarnie.
[…] Nie jestem zdegenerowanym obywatelem, lecz lojalnym, uczciwym i dobrym patriotą, i jako taki pragnę powrócić do swej rodziny i dzieci. Pragnę swoją wytężoną pracą pomóc w odbudowie zniszczonego wojną kraju. Pragnę ponadto stanąć w szeregu obrońców ojczyzny przed zakłamaną, kapitalistyczną reakcją. Chcę udowodnić, że oświadczenia moje nie są czcze, lecz prawdziwe.
Dlatego jeszcze raz proszę i błagam Obywatela Prezydenta o łaskawe darowanie mi reszty kary w drodze łaski.
Wrocław, 25 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu zostałem skazany na 10 lat więzienia. Ja faktycznie dopuściłem się zarzucanych mi czynów, lecz nie sam, tylko z kolegami, od których otrzymałem wynagrodzenie. Przestępstwa dopuściłem się jedynie na skutek namowy kolegów. Dziś mocno żałuję swego postępku, lecz wtedy nie zdawałem sobie sprawy z krzywdy, którą wyrządzam.
Wszystko to spowodowała chęć zysku w postaci wysokiego wynagrodzenia, a, że jestem młody (22 lata) to dałem się w to wciągnąć; szczególnie, że oczekiwałem na dokumenty i zezwolenie na wyjazd do Ojczyzny w USA, które to obywatelstwo otrzymałem po swym ojcu. Z tego powodu, że dokumenty te miałem mieć już lada dzień wyrobione, nie przyjmowałem żadnej stałej pracy, a zgodziłem się tylko aby w ten sposób zarobić na swoje utrzymanie.
To, co mnie spotkało jest dla mnie bardzo bolesne. Dziś, kiedy zostałem pozbawiony tak drogiej mi wolności i po rozważeniu swego czynu bardzo tego żałuję. Zdaję sobie sprawę z tego, że źle zrobiłem, i że zasługuję na karę.
Dziś pragnę wyjść na wolność, gdyż rozmyśliłem się z wyjazdu do USA. Czytając prasę nabrałem wyobrażenia o USA i nie chcę tam za nic jechać. Chcę pozostać obywatelem sprawiedliwej Polski Demokratycznej, gdyż ten ustrój podoba mi się. Nabrałem też przekonania, że jest najlepszy. Do tej pory byłem bez obywatelstwa i dlatego brat starał mi się o obywatelstwo amerykańskie, przysługujące mi po ojcu, lecz obecnie chcę pozostać obywatelem polskim. Pragnę wyjść, aby uczciwie pracować dla dobra Polski i ustroju demokratycznego. Zastanawiałem się nad tym wszystkim i wierzę, że jeżeli będę uczciwie postępował i żył oraz będę gorliwie pracował – to będę miał bardzo dobrze, gdyż Rząd jest sprawiedliwy i takich obywateli zawsze wynagrodzi.
[…]
Zwracam się z najgorętszą prośbą, aby Obywatel Prezydent zechciał skorzystać z przysługującego Obywatelowi Prezydentowi prawa łaski i dał mi możność jak najprędzej wyjść na wolność, abym mógł naprawić swój wielki błąd. Wierzę, że Obywatel Prezydent mą prośbę załatwi przychylnie, i że pozostanę wdzięczny Ojczyźnie i Obywatelowi Prezydentowi do końca swego życia.
Goleniów, 26 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 30 XI 1948 r. zostałem ukarany pozbawieniem wolności na przeciąg 3 lat, i utratę praw na okres 2 lat, za „szeptaną propagandę”.
Aczkolwiek przestępstwo powyższe zostało popełnione przeze mnie pod wpływem nadmiernego spożycia alkoholu, a słów wypowiedzianych nie przypominam sobie do chwili obecnej, to jednak zdaję sobie całkowicie sprawę z tego, że już sam fakt doprowadzenia siebie do takiego stanu jest czynem karygodnym i niegodnym człowieka, który nosi imię dobrego obywatela Polski Ludowej.
[…]
Wskrzeszając i podnosząc produkcję w powierzonych mi przedsiębiorstwach, cieszyłem się dobrą opinią swoich władz partyjnych i przełożonych. Aresztowany zostałem 25 X 1948 r. pozostawiając na utrzymaniu żony troje dzieci w wieku 13, 8 i 2 lat oraz dwoje starców 80-letnich. Całkowicie zgadzając się z przykładnym ukaraniem mnie przez I instancję sądową, zwracam się do Jego Ekscelencji Obywatela Prezydenta z uniżoną prośbą o złagodzenie wyroku, a w szczególności tak bolesnej kary dla mnie – pozbawienia praw.
Ja ze swej strony daję uroczyste przyrzeczenie, że swoim zachowaniem, postępowaniem i lojalnością – naprawię swoją winę i będę wiernie pracować przy budowie i odbudowie Polski Ludowej.
Wrocław, 30 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Prezydencie!
W dniu 6 VII 1949 r. Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu, w postępowaniu zwykłym skazał mnie za to, że jako I Sekretarz Komitetu Powiatowego b. PPS w Legnicy nie zdałem swego czasu zdeponowanej w sekretariacie krótkiej broni palnej, i za to skazał mnie na 3 lata więzienia.
[…]
Obywatelu Prezydencie! Chcę pracować tam, gdzie pośle mnie Partia. Czuję się pokrzywdzony takim wyrokiem! Jako Sekretarz Powiatowy pracowałem po 16, 20 godzin dziennie, gdyż nie miałem potrzebnego przygotowania do tak zaszczytnej funkcji. Sąd nie chciał mi uwierzyć, że w nawale pracy mogłem zapomnieć o zdaniu broni. Jest mi z tego powodu bardzo przykro – ja nie kłamię, jestem synem robociarza, i sam jestem robociarz-marksista. Niech już kara, którą odbyłem, będzie mi nauką za niezdanie broni.
Było by mi bardzo przykro siedzieć w więzieniu w doniosłą rocznicę Kongresu, zamiast pracować na wyznaczonym odcinku przy budowie fundamentu Socjalistycznego gmachu Polski.
Proszę o łaskawe darowanie mi kary i zwolnienie mnie z więzienia. […]
Całe swe życie oddam do dyspozycji Partii, Ludu pracującego oraz wszechświatowego Komunizmu!!!
Wrocław, 1 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z gorącą prośbą o darowanie, ewentualnie o częściowe umorzenie pozostałej mi do odbycia reszty kary więzienia. Dnia 5 XI 1947 r. zostałem pozbawiony wolności i od tego czasu przebywam w więzieniu.
[…]
W kwietniu 1947 r. wstąpiłem do organów Bezpieczeństwa Publicznego. Tu przystąpiłem natychmiast do odpowiedzialnej pracy, nie otrzymawszy żadnego przeszkolenia fachowego. Pracę swoją wykonywałem przez okres 5 miesięcy. W listopadzie 1947 r. aresztowano mnie za przestępstwo popełnione podczas pracy w UB.
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że za czyn, który popełniłem powinienem był ponieść i poniosłem zasłużoną karę. Jednakże jestem przekonany, że gdybym był w większym stopniu zapoznany z charakterem pracy oraz gdyby mnie należycie przeszkolono – może nie dokonałbym przestępstwa i nie siedział dziś w więzieniu. Oprócz tego pragnę zaznaczyć, że posiadam na swoim utrzymaniu starą matkę, której do chwili mego aresztowania byłem jedyną podporą i żywicielem.
Kieruję swe myśli z ufnością i nadzieją, wierząc niezachwianie, że Obywatel Prezydent zechce przychylnie rozpatrzeć moją prośbę. Czuję się obecnie niemal zupełnie załamany psychicznie. […] Za winy moje pragnę zrehabilitować się przed Ludem. Dlatego proszę Obywatela Prezydenta o łaskę umożliwienia mi powrotu do normalnego życia. Pragnę gorąco i zdecydowanie wstąpić w szeregi skupiające się pod sztandarem walki o pokój. Chcę pracować dla Polski Socjalistycznej. Stanąć do ofiarnej pracy właśnie teraz, gdy cała klasa robotnicza wszystkimi siłami walczy o wzniesienie zrębów Socjalizmu w naszym kraju.
Barczewo, 10 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wychowany w warunkach hitlerowskich, w duchu nienawiści do wszystkiego co polskie, dałem się obałamucić i wciągnąć do niecnej roboty przeciwko Państwu Polskiemu. Miałem wtedy 17 lat. Osobiście nie kierowała mną żadna zemsta, żadna realna myśl. W momencie dokonania przestępstwa, tj. w roku 1946, stosunki polsko-niemieckie były jeszcze nieuregulowane. Młody i niedoświadczony stanowiłem podatny grunt dla niecnej, kreciej roboty – i takich właśnie osób potrzeba było wrogom polskiej i niemieckiej demokracji.
Dziś dobiegają 4 lata mojego pobytu w więzieniu polskim. Ten okres wystarczył, aby przekonać się jak fałszywymi przesłankami kierowała się wroga Polsce propaganda hitlerowsko-faszystowska w latach 1945–1946. W miejsce tego wszystkiego co ona głosiła – spotkałem typowo polski realizm, prawdziwie polski zapał do pracy – dla Narodu, dla Państwa.
Dziś, kiedy stosunki polsko-niemieckie są już uregulowane, kiedy w miejsce hitleryzmu została powołana do życia Niemiecka Republika Demokratyczna – zrozumiałem, że miejsce każdego uczciwie myślącego Niemca jest po stronie demokracji niemieckiej, po stronie Obozu Postępu. Serca wszystkich prawdziwych Niemców, do których i ja należę, napawają się dumą i radością z powodu tego doniosłego, historycznego momentu. […]
Obywatelu Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej!
Życzeniem moim jest, aby pracować w swej Ojczyźnie, dla dobra Niemieckiej Republiki Demokratycznej, dla Dobra Postępu i Pokoju. Pragnę powrócić do ojczystych stron, aby Rodakom swoim przedstawić prawdziwe oblicze Polskiej Sprawiedliwości, Polskiej Kultury, aby przedstawić Wielkość i Potęgę Polski Demokratycznej.
Strzelce Opolskie, 3 grudnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Jestem matką jedynego syna K. S., który przez brak świadomości, a może przez swoją lekkomyślność, popadł w niełaskę państwa i został skazany na karę dożywotniego więzienia. Karę tą odsiaduje w Centralnym Więzieniu Karnym w Goleniowie.
Obywatelu Prezydencie i Ojcze Ukochanej Naszej Ojczyzny Ludowej – często patrzę na Twój portret i widzę w nim tyle dobroci, tyle spokoju w Twoich oczach. Dziś uciekam się z wielką prośbą o zlitowanie się nad moim synem. Kochany Nasz Ojcze, racz wysłuchać nieszczęśliwą matkę. Wysłuchaj mnie łaskawie.
Wiem, że tylko Wy Obywatelu Prezydencie możecie pomóc mojemu dziecku, darowując mu karę dożywotniego więzienia i przez to uleczyć ból matczynego serca. Przebacz mu Obywatelu Prezydencie!
Sądzę, że Wy Obywatelu Prezydencie też mieliście ukochaną matkę i rozumiecie jak cierpi serce matki. Matka gotowa jest oddać życie za dziecko swoje, tak i ja błagam Obywatela Prezydenta z całych swych sił, aby uzyskać chociaż trochę łaski z Waszego serca sprawiedliwego.
Ojcze Prezydencie – pozwólcie się z bliska ujrzeć, a wówczas rzucę się do nóg Waszych i nie puszcze ich, dopóki nie otrzymam przebaczenia dla mego dziecka.
Muszę jeszcze zaznaczyć, że syn mój był sądzony przez Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu.
Kalisz, 22 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Jestem matką jedynego syna K. S., który przez brak świadomości, a może przez swoją lekkomyślność, popadł w niełaskę państwa i został skazany na karę dożywotniego więzienia. Karę tą odsiaduje w Centralnym Więzieniu Karnym w Goleniowie.
Obywatelu Prezydencie i Ojcze Ukochanej Naszej Ojczyzny Ludowej – często patrzę na Twój portret i widzę w nim tyle dobroci, tyle spokoju w Twoich oczach. Dziś uciekam się z wielką prośbą o zlitowanie się nad moim synem. Kochany Nasz Ojcze, racz wysłuchać nieszczęśliwą matkę. Wysłuchaj mnie łaskawie.
Wiem, że tylko Wy Obywatelu Prezydencie możecie pomóc mojemu dziecku, darowując mu karę dożywotniego więzienia i przez to uleczyć ból matczynego serca. Przebacz mu Obywatelu Prezydencie!
Sądzę, że Wy Obywatelu Prezydencie też mieliście ukochaną matkę i rozumiecie jak cierpi serce matki. Matka gotowa jest oddać życie za dziecko swoje, tak i ja błagam Obywatela Prezydenta z całych swych sił, aby uzyskać chociaż trochę łaski z Waszego serca sprawiedliwego.
Ojcze Prezydencie – pozwólcie się z bliska ujrzeć, a wówczas rzucę się do nóg Waszych i nie puszcze ich, dopóki nie otrzymam przebaczenia dla mego dziecka.
Muszę jeszcze zaznaczyć, że syn mój był sądzony przez Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu.
Kalisz, 22 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Prezydencie! Przestępstwo moje zostało popełnione na skutek chwilowego osłabienia czujności klasowej, wynikłego z okoliczności życiowych, w jakich się ostatnio znalazłam. Nie było i nie mogło być tutaj mowy o złej woli lub o świadomym przestępstwie, co zresztą Sąd wziął pod uwagę. Sam fakt aresztowania mnie, odebrania mi najcenniejszego dokumentu, jakim dla mnie jest legitymacja naszej Partii – były dla mnie dostatecznym wstrząsem i karą za lekkomyślność. Jestem wdową po robotniku łódzkim, żołnierzu Armii Czerwonej, który w 1942 r. zginął pod Stalingradem.
[…]
Zdaję sobie sprawę z mojego błędu i gorąco pragnę go naprawić rzetelną i świadomą pracą dla dobra naszej robotniczej Ojczyzny.
W tym celu zwracam się do Obywatela Prezydenta R. P. i zarazem Przewodniczącego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej z najgorętszą prośbą o łaskawe darowanie mi reszty kary, jaka pozostała mi do odbycia, tj. do dnia 18 II 1951 r.
Będę bardzo szczęśliwa mogąc już w pierwszym roku realizacji Planu 6-letniego wciągnąć się z powrotem do pracy zawodowej i społecznej, i w ten sposób wnieść cząsteczkę swojego trudu w dzieło budowy fundamentów socjalizmu w naszym kraju.
Z uwagi na podane przeze mnie motywy – bardzo proszę o łaskawe, przychylne załatwienie mojej prośby.
Wrocław, 8 marca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Zwracam się z uprzejmą prośbą do Obywatela Prezydenta o skorzystanie z prawa łaski i darowanie mi reszty kary więzienia.
W dniu 28 I 1949 r. wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu zostałem skazany na 4 lata więzienia z art. 18 & 1 Dekretu z dnia 13 VI 1946 r., za niedoniesienie władzom Bezpieczeństwa Publicznego o wiadomym mi fałszywym nazwisku mojego kolegi z lat dziecinnych. Wiadomym mi było wprawdzie, że kolega mój nie skorzystał z amnestii w roku 1947 i przebywał we Wrocławiu pod fałszywym nazwiskiem, byłem jednak przekonany, że po osiedleniu się we Wrocławiu zerwał on zupełnie z przestępczą przeszłością.
W czasie mojego pobytu w więzieniu zachorowałem poważnie na gruźlicę płuc. Stan mojego zdrowia wymagał natychmiastowego, intensywnego leczenia sanatoryjnego, toteż udzielono mi 6-miesięcznej przerwy w odbywaniu kary. Po upływie tego terminu zgłosiłem się do więzienia, lecz ponieważ stan mojego zdrowia jest nadal bardzo poważny, ponownie udzielono mi 6-miesięcznego urlopu w odbywaniu kary. Ponowny mój powrót do więzienia przerwie rozpoczętą kurację i grozi przekreśleniem dotychczasowych wyników leczenia.
Dlatego uprzejmie proszę Obywatela Prezydenta o darowanie mi reszty kary, abym mógł uratować swe młode życie, które postanawiam oddać Nowej Polsce Ludowej.
Wrocław, 22 kwietnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 3 XII 1946 r. jako oskarżony o przestępstwa: nielegalnego posiadania broni i sianie wrogiej propagandy przeciwko Państwu Polskiemu, skazany zostałem na łączną karę więzienia w wysokości 15 lat; w tym na 1 rok za posiadanie broni i na 14 lat za propagandę. Karę powyższą odbywam od 12 XI 1946 r.
[...]
Inkryminowane mi czyny przestępcze są niewątpliwie poważne i noszą cechy zbrodni godzącej w Ludową Polskę, ale z drugiej strony (jak to zresztą sam sąd raczył na przewodzie zauważyć), nie zostało mi udowodnione bym przechowywał broń, której w rzeczywistości nie mogłem ukrywać, gdyż jej nie posiadałem. Wymierzenie mi kary w wysokości 1 roku więzienia za tak poważne przestępstwo, świadczy o tym, że byłem niewinny. Odnośnie drugiego zarzutu jakobym głosił słowa godzące w dobro Państwa Polskiego, czuję się w obowiązku wyjaśnić, że nigdy nie starałem się wpływać swoją pracą duszpasterską na masy wiernych w kierunku siania nastrojów antagonistycznych przeciwników Rzeczypospolitej Polskiej.
[...]
Niejednokrotnie poddawałem szczegółowej analizie wypadki minionego okresu i starałem się wczuć w wielkość krzywdy jaką Naród mój wyrządził Polsce i szczerze wstydzę się za mych rodaków, tak jak wstydzę się za słowa, które mogły paść z mych ust, godząc w Państwo Polskie.
Ostatnia wieść o rewizjonistycznych dążeniach części kleru niemieckiego, popieranego przez odpowiednie koła najwyższej hierarchii Kościoła Rzymsko-Katolickiego, napawają mnie dzisiaj wstrętem do tych wszystkich, którzy głoszą takie hasła, do tych, którzy kwestionują słuszność zachodnich granic Państwa Polskiego, leżącej na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Jako kapłan rzymsko-katolickiego Kościoła Niemieckiego – bowiem prawa do takiego tytułowania się nie odebrano mi – jestem przeświadczony, że utrwalenie granic tych jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, gwarantującą szczere i przyjazne współżycie Narodów Polskiego i Niemieckiego, której pragnę i której jestem zwolennikiem.
Zawarte ostatnio pomiędzy Państwem Polskim, reprezentowanym przez Rząd Rzeczypospolitej a Kościołem Katolickim porozumienie, zdecydowało, że ośmieliłem się zwrócić do Jego Ekscelencji Czcigdnego Obywatela Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z niniejszą prośbą o darowanie mi kary. Pragnę u schyłku mego życia wrócić do opuszczonej pracy, aby nią przyczynić się do zacieśnienia przyjaźni pomiędzy Narodem Niemieckim a Polskim. Przyrzekam użyć wszelkich wpływów i dać z siebie maksimum wysiłku w celu wpłynięcia na wiernych i tym sposobem utrwalić istnienie obecnych granic pomiędzy moją Ojczyzną a Rzecząpospolitą Polską. Wytężę wszelkie siły w walce przeciwko imperialistycznym podżegaczom do nowej wojny – po stronie sił pokoju ze Związkiem Radzieckim na czele. W ich skład – z czego jestem dumny – wchodzi Niemiecka Republika Demokratyczna, ramię w ramię z Polską Rzecząpospolitą Ludową.
Nowogard, 23 kwietnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 22 III 1949 r. zostałem skazany za działalność antyrządową na karę 10 lat więzienia, przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa oraz na pozbawienie praw obywatelskich i honorowych na okres 3 lat. Niniejszym proszę uprzejmie o okazanie mi łaski i zmniejszenie wymierzonej mi kary.
[...]
W latach 1946–1947 parokrotnie udzieliłem pomocy osobom ściganym za nielegalną działalność. W miarę jak obserwowałem rozwój wypadków – nabierałem coraz większego przekonania do linii politycznej Rządu i przodujących partii politycznych. Pod wpływem prasy i literatury stopniowo zacząłem krystalizować swój pogląd polityczny na zupełnie nowej platformie. Dlatego też na kolejne propozycje współpracy z nielegalną organizacją odpowiadałem odmownie. Natomiast nie mogłem zdobyć się na to, ażeby poinformować o tym władze bezpieczeństwa. Przypadkowo zostałem aresztowany w lipcu 1948 r. Po przyznaniu się do winy, której doniosłości nie mogłem sobie uświadomić, oczekiwałem łagodniejszego wyroku, aniżeli otrzymałem. Zaznajomienie się w więzieniu z ogromem przestępczości, z zażartą walką o siły posiadania klasy upadającej, zaznajomienie się z obliczem tej pozbawionej jakiejkolwiek ideologii klasy – ostatecznie utrwaliło mój światopogląd. [...]
W wyniku tego:
1. potępiam wszelką nielegalną działalność, jako szkodliwą dla państwa i w wysokim stopniu demoralizującą naród,
2. radykalną akcję organów bezpieczeństwa w postaci aresztowania mnie uważam za nieodzownie potrzebną, tak samo jak bolesne przecięcie powstającego wrzodu,
3. upadek systemu kapitalistycznego uważam za fakt dokonany i nieodwracalny, a wszelkie próby ożywienia go to tylko przedłużanie agonii,
4. uważam, że reformy przeprowadzone w Polsce i te, które dopiero będą przeprowadzone na wzór pierwszego socjalistycznego państwa na świecie – niosą narodowi szczęśliwą przyszłość,
5. na zmianie granic Polska zyskała zarówno ekonomicznie, jak i politycznie, i strategicznie,
6. porozumienie Rządu z Episkopatem wyzwoliło wreszcie nasz Episkopat z wiekowej dyktatury Watykanu, co może tylko dodatnio wpłynąć zarówno na sytuację duchowieństwa, jak i wierzących katolików.
Reasumując to wszystko, przypuszczam, że dostatecznie zmądrzałem, aby włączyć się w nurt budownictwa nowej przyszłości.
Rawicz, 6 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Mąż mój jako pracownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w T. – W. M., ur. 4 IX 1927 r., skazany został wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu na 1 rok więzienia za zawarcie związku małżeńskiego bez uzyskania uprzedniego zezwolenia swoich władz przełożonych.
Dotychczas, mąż odbył już część kary, a mianowicie 4 miesiące. Dlatego mam zaszczyt prosić Obywatela Prezydenta o darowanie mu nieodbytej jeszcze części kary. Na uzasadnienie prośby pozwalam sobie przytoczyć następujące okoliczności.
Zaszczytną służbę w Urzędzie Bezpieczeństwa mąż pełnił – jak mi się wydaje – dobrze. Do służby tej wstąpił z pobudek ideowych, jako członek PZPR. Jestem przekonana, iż po wyjściu z więzienia będzie nadal pracował dla dobra Odrodzonej Polski Ludowej. Błąd, za który został mój mąż skazany, popełnił pod wpływem wzajemnej, gorącej miłości. Życie w konkubinacie uważaliśmy za niemożliwe.
Mąż mój przebywa w Więzieniu nr 1 we Wrocławiu.
Woj. wrocławskie, 15 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Ojcze Narodu!
Łaski Twej doprasza się człowiek nieszczęśliwy przez swą lekkomyślność i brak zastanowienia. Lekkomyślność uczyniła mnie przestępcą, i jakkolwiek przyszło opamiętanie, to jednak zbyt późno, aby uchronić się przed odpowiedzialnością.
[...]
Drogi Ojcze! Idąc za popędem swych uczuć związałem się dozgonnie z kobietą, która warta jest wszystkiego, co świat ma najlepszego. Obdarzyła mnie dzieckiem, odwzajemniając w pełni moje uczucia. Zaś ja nieszczęsny – cóż uczyniłem? Na Nią niewinną swą lekkomyślnością ściągnąłem niesławę, zdeptałem jej uczucia, szczęście rodzinne, wpędziłem w niedostatek – pozostawiając bez zaopatrzenia. [...]
Ślubuję całe swe życie poświęcić dla jak najbardziej wytężonej pracy, aby pracą tą dać zadośćuczynienie Ojczyźnie i Społeczeństwu. Jestem synem małorolnych wieśniaków, znam biedę i wiem, co mi przyniosła Polska Ludowa. Dlatego też mam gorące pragnienie, aby dziecko swe wychować na uczciwego i wartościowego Jej Obywatela.
Łaską swą Drogi Ojcze daj mi możliwość zrealizowania tego marzenia. Jam nieszczęśliwy – Tyś mocen wrócić mi moje szczęście. Błagam wróć.
Nowogard, 21 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Drogi Ojcze, piszę do Was z wielkim bólem serca. Możecie mnie odepchnąć i nie wysłuchać, ale wiem, że tego nie uczynicie, tak samo jak nie uczyniliście tego tym wszystkim innym, co mają jeszcze większe przestępstwa na sumieniu, niż mój mąż.
[...]
Drogi Ojcze, otóż mąż mój S. S. został aresztowany przez władze bezpieczeństwa w Kłodzku. Siedział w więzieniu do dnia 21 VIII 1950 r., kiedy to odbyła się jego rozprawa. Sądzono go za to, że w 1946 r., gdy wysiedlano Niemców z jego wioski, to poszedł on dwa razy zdobyć jakieś rzeczy, a z nimi poszli i inni, starsi od niego, co go do tego namówili. Mąż mój mając tak mało lat nie zwracał uwagi na to, że popełnia przestępstwo, lecz słuchał tylko swoich kolegów. Obywatel Prokurator powiedział, że napad na Niemców, to jest to samo, co napad na Polaków, i osądził mojego męża na straszną karę, bo aż na 10 lat więzienia.
[...]
Drogi Ojcze, ożenił on się ze mną 1 II 1950 r., a już 27 III 1950 r. został aresztowany. Zostałam sama, w ciąży i bez pracy, bo z powodu ciąży dostałam przykrej choroby. Żyjąc już tak siódmy miesiąc, bez żadnej opieki, zmuszona byłam wszystko wysprzedać, bo nie miałam na życie. Za dwa miesiące spodziewam się dziecka, nie mam środków do życia, ani ubezpieczenia, ani znikąd grosza, i jeszcze męża osadzono mi na tyle lat do więzienia. Nie wiem Drogi Ojcze co mam robić ze sobą, czy mam odebrać sobie życie, ażeby się dłużej nie męczyć, a kiedyś i dziecko moje. Bo i na co mam rodzić, gdy nie widzę przed sobą nic, tylko mękę straszną.
Najdroższy Ojcze ulituj się nade mną i pociesz mnie w nieszczęściu. Przysięgam Ci Ojcze, że to co mój mąż popełnił, to było to ostatni raz, i więcej się to w jego życiu nie powtórzy. On sam mając już rodzinę zrozumiał, że trzeba żyć inaczej. Ja też mu więcej nie pozwolę, wszak jestem jego żoną. [...]
Nie opuśćcie mnie Drogi Ojcze, bo jesteście przecież ojcem wszystkich biednych sierot polskich, który nikogo nie opuszcza i każdego pocieszy w nieszczęściu.
Bielawa, 27 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Jestem narzeczoną J. M., który w 1948 został przez sąd wojskowy skazany na 5 lat więzienia za nielegalne posiadanie broni.
Obywatelu Prezydencie - wiem, że wyrok był słuszny, gdyż jako 21-letni wówczas młodzieniec powinien był wiedzieć, że tego czynić nie wolno. Ale wierzaj mi Obywatelu Prezydencie, że on zrobił to ze zwyczajnej głupoty, chcąc pozować na odważnego, i nie miał poza tym żadnych innych celów.
Dzisiaj po dwóch latach kary zmądrzał, zrozumiał i chciałby naprawić swój błąd przez sumienną i rzetelną pracę dla dobra Polski Ludowej.
Obywatelu Prezydencie – kocham go bardzo i bardzo dobrze znam. Podaruj mu resztę kary, pozwól nam pobrać się, pozwól nam być szczęśliwymi, pracować i uczyć się, a całym naszym życiem dowiedziemy Ci Obywatelu Prezydencie, że zasłużyliśmy na Twą łaskę. Będziemy pracować ze wszystkich sił, aby być wzorem dla innych, aby być godnymi miana obywateli naszej wielkiej Ojczyzny Ludowej.
Dotychczas w szkole uczono nas szanować Ciebie za Twoje bohaterskie życie dla dobra klasy robotniczej. Odtąd, oboje będziemy Cię kochać i czcić jak Ojca dobrego, który zrozumiał, że młody może popełnić błędy, i dlatego podarował i uwierzył.
Obywatelu Prezydencie zlituj się nad nim i nade mną. Od Ciebie zależy nasza szczęśliwa przyszłość.
Od chwili wysłania tego listu będę liczyła dni i godziny do Twojej odpowiedzi, bo wiem, że Ty nie odmówisz.
Bytom, 7 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Zwracam się z gorącą prośbą do Obywatela Prezydenta o darowanie mi kary, którą odbywam w Więzieniu Karno-Śledczym we Wrocławiu. [...]
Po objęciu stanowiska Szefa PUBP w Jaworze zauważyłem, że niektórzy pracownicy innych jaworskich urzędów jak: były starosta H. K., były burmistrz S. G. i inni – byli w stosunku do mnie nieprzychylnie ustosunkowani. Powodem tego był fakt, że na moje polecenie Komisja Specjalna aresztowała 10 osób za popełnione przez nich nadużycia w Cukrowni Jawor. Osoby te skazane zostały na kary więzienia od 3 do 12 lat.
W tym czasie wszyscy wyżsi urzędnicy jaworscy, zajmujący kierownicze stanowiska posiadali plantacje buraków. Do osób takich należał również poprzedni Szef PUBP w Jaworze i Naczelnik Więzienia Z. P., który to dawał administratorowi majątku więziennego C. Z. (a zarazem swemu kumowi) więźniów w ilości do 50 ludzi, którzy za bardzo małą opłatą pracowali na plantacjach buraczanych powyższych osób.
Urzędnicy ci starający się mnie utrącić – pisali różne anonimy i pisma prowokacyjne, aby w ten sposób ukarać mnie za wykrycie ich nadużyć. [...]
W akcie oskarżenia przedstawiono mi zarzuty o popełnienie wielu przestępstw, do których się przyznałem; jednak przedstawiono mi również wiele zarzutów przestępstw, co do których nie przyznaję się.
Miałem rzekomo uderzyć funkcjonariusza MO, którego nie uderzyłem. [...]
Odpowiadam również za to, że przywłaszczyłem sobie kręgle z restauracji we wsi R. Pragnę wyjaśnić, że swego czasu Komendant Posterunku MO w Jaworze J. J. Oświadczył mi, że w porozumieniu z restauratorem weźmie kręgle od niego i w ten sposób jego funkcjonariusze będą mogli korzystać z kręgielni, która dotąd była w restauracji. Po Święcie Ludowym razem z J. J. I jeszcze jednym funkcjonariuszem UB pojechaliśmy do wspomnianej restauracji, gdzie poleciłem mojemu człowiekowi wziąć kręgle jako wzór.
Ponadto posądzono mnie o przywłaszczenie sobie kwoty 50 tys. zł zabranych zatrzymanemu administratorowi majątku więziennego C. Z. Zeznał on, że stało się to na korytarzu, gdzie był sam, co nie jest prawdą, gdyż jako zatrzymany nie mógł być sam na korytarzu. [...]
W akcie oskarżenia przedstawiono mi wiele innych zarzutów, których już jednak nie pamiętam. Zaznaczam, że do win, które popełniłem, przyznałem się bez żadnych wykrętów. Chciałbym jednak dodać, że nie miałem łatwego życia: miałem bardzo odpowiedzialne stanowisko, nikt mi nie pomagał, nie odpowiadano na moje prośby i raporty, przelewałem krew i utraciłem zdrowie – to wszystko wpłynęło na fakt, że przestałem panować nad sobą, zacząłem pić i dopuściłem się do popełnienia przestępstwa. Nie wynikały one jednak ze złej woli. Proszę mi wierzyć, że oddałem z siebie wszystko, co mogłem dla Odbudowy Polski Ludowej i dla Budowy Socjalizmu.
[...]
Po częściowym opisie przestępstw popełnionych i niepopełnionych – zwracam się po raz drugi do Obywatela Prezydenta R. P. z prośbą o darowanie kary, którą odbywam od 9 XI 1950 r.
Ze swej strony przyrzekam uroczyście przyczynić się do wykuwania Planu 6-letniego i do Budowy Socjalizmu, żeby Partia i Rząd Ludowy byli zadowoleni z mojej pracy, i abym dalej mógł nosić znaczek partyjny, który został mi odebrany w więzieniu.
Wrocław, 18 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Skazana zostałam za propagandę antybolszewicką na 4 lata więzienia. Wyrok został oparty na sprzecznych zeznaniach świadków. Świadkowie działali z namowy B. S., który pełnił funkcję woźnego szkolnego, był miejscowym sekretarzem partyjnym i zastępcą komendanta ORMO – pałającego do mnie nienawiścią za zdemaskowanie jego działalności demoralizującej, i za moje starania w Inspektoracie, celem usunięcia go ze szkoły. Do winy nie poczuwam się, gdyż nigdy nie działałam ani na szkodę Państwa, ani też Związku Radzieckiego, gdyż uważałam, że moim obowiązkiem jest podporządkować się racji stanu.
Z radością powitałam słowa Pana Ministra Finansów Hilarego Minca, który w swoim ostatnim referacie opublikowanym w prasie oznajmił, że na terenie Śląska zostały ograniczone niezdrowe tendencje do zastępowania organizacji państwowych i gospodarczych przez organizacje partyjne, i podważanie zasady jednoosobowego kierownictwa. Uległam właśnie przemocy takiej ingerencji. [...]
Uprzejmie proszę Pana Prezydenta o skorzystanie z prawa łaski i darowanie mi kary oraz przywrócenie praw obywatelskich.
Fordon, 9 marca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Proszę gorąco Obywatela Prezydenta jak ojca, którego nie mam już od 10 lat – o zrzucenie mi pół roku z mojej kary. Wtedy wiedziałbym, że nie jestem wyrzutkiem społeczeństwa, a byłbym z tą myślą, że mam podaną rękę i inaczej wychodziło by mi się na wolność. W 1945 r. znalazłem się w otoczeniu złych ludzi. Przyszło to pieruństwo, gdzieś z łódzkiego województwa. Byli to ludzie wykolejeni, zdemoralizowani i źle ustosunkowani do ZSRR. Nie zależało im na życiu. Ja właśnie stałem się ofiarą tej głupiej, wściekłej bandy. [...] Myślałem, że będzie prawdą to co oni mi naopowiadali, a ponadto nie znałem obecnej Rzeczywistości, bo i skąd? W naszych stronach w 1945 r. nie było jeszcze żadnej partii, żadnego uświadomienia. Każdy wie, jak nas w szkole za sanacji uczyli. [...]
Przez 5 lat pobytu w więzieniu miałem możność poznać obecną rzeczywistość. Wiem już co dobre, a co złe. Wiem na czym polega życie człowieka. Rozumiem też, że za mój czyn dotknęła mnie ręka sprawiedliwości.
Proszę Obywatela Prezydenta o przychylne rozpatrzenie mojej prośby.
Potulice, 13 marca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Prezydencie! Pamiętasz zapewne Polskę sanacyjną i chłopa biednego, który żył z pól hektara ziemi, i z tego musiał wyżywić całą swoją rodzinę. Żył on w biedzie i nędzy, bo Polska sanacyjna nie pozwoliła mu się kształcić, a gdy dorósł, nie dała mu pracy. Licząc na Twoją mądrość, którą odznaczyłeś się jako najwierniejszy syn Polski Ludowej – ośmielam Ci się przypomnieć barbarzyńskie mordy, których dokonywali najeźdźcy faszystowsko-hitlerowscy. W te to dni właśnie mąż mój padł ofiarą losu i został skazany na długą niewolę, gdzie stracił 75% swego zdrowia.
[...]
Wybacz mi najdostojniejszy i najczulszy z ludzi moją słabość, miej wzgląd na mojego męża i na moje dzieci, których mam 3 synów, a jeden z nich to wcale jeszcze ojca swego nie zna. Pozwól mu poznać swego ojca!
Drogi Obywatelu Prezydencie – z krwawiącym sercem błagam Cię o litość i o darowanie memu mężowi reszty kary.
Nysa, 15 kwietnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 16 XII 1946 r. zostałem skazany na 15 lat więzienia. Na podstawie amnestii z 1947 r. wyrok mój został złagodzony do 10 lat. W związku z powyższym zostało mi do odsiedzenia 4 lata i 6 miesięcy. Podczas mego przebywania w więzieniu nie byłem ani razu karany dyscyplinarnie. Ze względu na to zwracam się do Obywatela Prezydenta o łaskawe darowanie mi reszty kary. Przez to, że moi rodzice zamieszkują w NRD to z otrzymanych do nich listów zorientowany jestem, że w NRD jest dobrobyt, istnieje możliwość kształcenia się, i możliwość awansu społecznego ludzi prostych. Jedynym moim marzeniem jest kształcić się dla dobra klasy robotniczej, co jest możliwe tylko w NRD, gdzie został z korzeniami wyrwany faszyzm i pruski militaryzm, jak również na zawsze zlikwidowany wyzysk człowieka przez człowieka.
Nowogard, 15 lipca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Proszę w dniu jubileuszowym mego brata Feliksa Dzierżyńskiego o uwzględnienie jedynej naszej – mojej i siostry Aldony – prośby a mianowicie prośby o ulżenie losu bratankowi mej żony Władysławowi Nowickiemu synowi Aleksandra, odbywającemu dożywotnią karę więzienia w Rawiczu. Nowicki już odsiedział cztery lata.
20 lipca
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Obywatelu Prezydencie! Decyzją Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu zostałam skazana na 7 lat więzienia za udział w nielegalnej organizacji.
W więzieniu siedzę już ponad rok i miałam czas, aby przejrzeć swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Dziś w pełni zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam, i przyznaję, że wyrok był słuszny, i kara ta należała mi się. Dziś rozumiem, że w Polsce Ludowej nie może być ludzi, którzy są wrogami naszego ustroju, a jeżeli są, to muszą być izolowani od społeczeństwa, i tak też stało się ze mną.
[...]
Mam lat 18, rok temu mając lat 17 byłam młodą i niedoświadczoną dziewczyną, nie znającą zdobyczy socjalizmu i walki klasowej całego Narodu Polskiego. I tą moją nieświadomość wykorzystał P. G., aby oderwać mnie od życia, aby złamać moją przyszłość, aby mnie i moją rodzinę pogrążyć w hańbie, rozpaczy i szaleństwie.
Obywatelu Prezydencie, siedząc w więzieniu w zupełności zrozumiałam swój błąd, zdałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam źle, i jedynym moim marzeniem jest naprawić to, co zrobiłam. Jedynym moim celem w życiu jest to, aby moją pracą dla Polski Ludowej naprawić krzywdę, jaką jej wyrządziłam, i dlatego zwracam się do Was Obywatelu Prezydencie z prośbą, która krzyczy z dna mojego serca. Puśćcie mnie z powrotem do Narodu! [...] Pozwólcie mi demaskować na każdym kroku wroga! Tego wroga, który uczynił mnie nieszczęśliwą, który złamał moje serce.
Wrocław, 20 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Dnia 27 IX 1950 r. zostałam wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu skazana na 5 lat więzienia. Mając lat 16 zapoznałam się z jednym chłopakiem, w którym po pewnym czasie zakochałam się, nie wiedząc jednak o tym, że ten należał do nielegalnej organizacji. Po pewnym czasie zaproponował mi, ażebym się zapisała do tej organizacji. O mojej z nim znajomości, jak też o jego propozycji ażebym zapisała się do nielegalnej organizacji, byłam na tyle głupia i niedoświadczona, że nie zwierzyłam się z tego moim rodzicom. Również nie zawiadomiłam o tym żadnej władzy o zaistnieniu takowej organizacji na naszym terenie. Dziś, z powodu mojej nieświadomości znajduję się w więzieniu. [...]
Obywatelu Prezydencie! Bardzo proszę o to, ażebym mogła się odwdzięczyć swojej Ojczyźnie za krzywdy jej wyrządzone. Puśćcie mnie na wolność! Żebym mogła demaskować tych, za których cierpię. Wierzę Obywatelu Prezydencie – Ojcze polskich dzieci, że prośba moja zostanie wysłuchana.
Wrocław, 7 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Ja, niżej podpisana udaję się do Naszego Pierwszego Obywatela Polski Ludowej i Opiekuna sprawiedliwego i wyrozumiałego z wielką prośbą w sprawie mojego syna, w sprawie, której ja pojąć ani zrozumieć nie mogę.
[...]
Oto spada na nas wielkie nieszczęście – syn nasz zostaje zatrzymany za przestępstwo i skazany na 6 lat więzienia.
Obywatelu Prezydencie Nasz! Moje dziecko tak pokarane! On był tak daleko ode mnie i ja nie wiem czyim wpływom on uległ. Byłam pewna, że jest pod dobrą opieką. Teraz płaczę i dręczę się myślą jaka będzie przyszłość mojego dziecka. [...] Obecnie przebywa on w Jaworznie. Będąc tam widziałam, że Sprawiedliwy Rząd Naszej Polski Ludowej nie chce jego zguby. Syn pracuje tam i wraca do dawnego wyglądu. Ale jaka jest dla mnie z tego pociecha? [...]
Jeżeli mój syn zawinił, to chyba dziś bardzo tego żałuje. Jestem pewna, że już tylko ten ból, który rodzicom sprawił, będzie dla niego nauką, jak ma dalej postępować w życiu. Proszę gorąco Obywatela Prezydenta, żeby mnie pocieszył w tym wielkim nieszczęściu i okazał nam swoją łaskę i opiekę, a mocą swoją ułaskawił swojego syna.
Międzyrzec Podlaski, 6 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z dnia 29 III 1949 r. zostałem skazany z art. 259 & 1 na karę śmierci. Prezydent RP skorzystał z prawa łaski zamieniając mi ją na karę dożywotniego więzienia. Karę powyższą odbywam od dnia 2 II 1949 r. zwracam się z prośbą do Obywatela Prezydenta o złagodzenie tak surowej kary, która nie daje mi możliwości naprawienia wyrządzonego zła i powrotu do starych rodziców, względem których mam do spełnienia poważny dług wdzięczności.
[...]
Po zakończeniu działań wojennych, jako obywatel Związku Radzieckiego zostałem powołany do odbycia czynnej służby wojskowej w szeregach Armii Radzieckiej stacjonującej w strefie wschodniej byłych ziem hitlerowskich. Nieodpowiedni wpływ środowiska stał się powodem samowolnego rozwiązania stosunku służbowego z moją jednostką wojskową. Wpływ ten pogłębił się z biegiem czasu, wyrazem czego jest popełnione przestępstwo i kara, którą odbywam.
Mając za sobą pewien balast wyrzeczeń przy jednoczesnym 3-letnim okresie pobytu w więzieniu – zdałem sobie już sprawę ze swego postępowania i należycie je oceniłem jako rzecz karygodną, niską i pozbawioną najmniejszej godności, a pełną ohydy. [...] Jestem głęboko przekonany, że już nigdy nie wróciłbym na śliską drogę występku, a za to uczyniłbym wszystko, aby zrehabilitować się przed moją wielką Ojczyzną – Związkiem Radzieckim, jak również wobec Polski Ludowej, na ziemiach której zaistniało moje przestępstwo.
Racibórz, 23 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Kochany Prezydencie!
[...]
Życie swe poświęcasz dla Ojczyzny drogiej, kochasz ją serdecznie i bronisz przed wrogiem. Więc prosimy szczerze wypuść nam naszego tatusia, co w więzieniu siedzi, niech nie płacze już mamusia, niech się cieszą dzieci.
Ja Marylka mam 7 lat, Ala 6 lat, Benia 5 lat.
Kochany Prezydencie.
Ja matka tych dzieci składam Ci serdeczne życzenie na tą 60-tą [sic!] rocznicę Twoich urodzin. Życzę Ci Kochany Prezydencie wszystkiego najlepszego i długiego życia.
Jak ojca swego błagam o zmiłowanie. Wiem, że mój mąż źle uczynił. Mam nadzieję, że będzie w przyszłości dobrym obywatelem i będzie dobrze służył i dopomagał Polsce Ludowej. [...]
Mąż mój siedzi już w więzieniu 3 lata i 4 miesiące. Karę odbywa we Wrocławiu przy ul. Kleczkowskiej. Mąż mój posiadał broń i dlatego siedzi w więzieniu, ma karę 6 lat.
Kochany Prezydencie! Jeżeli widzisz, że za to mógłby być zwolniony, to proszę gorąco o darowanie mu reszty kary. Przez to będziemy mogli oboje pracować i zobowiązujemy się w 100% odstawić trzodę chlewną.
Powiat Krotoszyn, 10 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Wnoszę w historyczną godzinę urodzin Pierwszego i Najdostojniejszego Obywatela, który lat 60 ukończył i wkroczył w progi Polski Ludowej na mocy Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, która zapewnia pokój narodowi polskiemu.
Ja, żona i matka dwojga nieletnich dzieci, które mąż pragnął wychować na uczciwych i pożytecznych obywateli Państwa Ludowego – proszę o wysłuchanie mej prośby.
Mąż mój pochodzi z rodziny bardzo biednej i robotniczej. Za byłej okupacji niemieckiej wiele wycierpiał i stracił zdrowie. Dotąd nie był karany sądownie ani administracyjnie. Cieszył się najlepszą opinią i nieskazitelną czcią wśród miejscowego społeczeństwa. Mąż obecnie składa swój młody żywot w murach więziennych nie z jego winy, lecz z winy P., gdyż mąż działał całkowicie nieświadomie i wina jego z prawnego punktu nie powinna być w ogóle brana pod uwagę.
[...]
Najdostojniejszy Obywatelu Prezydencie, Czcigodny oraz Dobry Ojcze Narodu Polskiego – uciekam się do Twojej łaski, by w historyczną godzinę urodzin projektu konstytucji oraz nieprzebrzmiałego echa święta pierwszomajowego – raczył ułaskawić drogiego mi męża i ojca moich dzieci.
Świdnica, 17 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Na dziedzińcu wewnętrznym mokotowskiego więzienia zebrano nas około sześćdziesięciu w celu przetransportowania do innego więzienia. Z grupą przypadkowo dobranych więźniów, zostałem załadowany do tzw. suki, tj. samochodu specjalnie skonstruowanego do transportowania więźniów. Tych, którzy się nie zmieścili, usadowiono w skrzyni zwykłego samochodu ciężarowego, zarzucając na głowę plandekę. Obok umieszczono konwojentów z ustawionym na stojaku karabinem maszynowym. Tak ulokowanych przewieziono na dworzec towarowy w rejonie Włochów, gdzie na bocznym torze był podstawiony wagon-więźniarka. W przedziałach normalnie przewidzianych dla dwu osób, umieszczono po sześciu. Było więc ciasno i duszno. [...]
Po otwarciu wagonu znaleźliśmy się, otoczeni gromadą strażników więziennych z bronią i psami, na stacji kolejowej Wronki. Strażników ustawiono czwórkami. Następnie doprowadzono przed bramę więzienia i kazano usiąść na bruku i czekać. Po jakimś czasie bramę otwarto i wprowadzono nas na dziedziniec. Tu sprawdzano personalia, a potem partiami wprowadzano przez kolejną bramę do ogólnego pawilonu. W jednym z pomieszczeń przeprowadzono bardzo szczegółowo rewizję osobistą, połączoną z rozebraniem do naga i zaglądaniem we wszystkie otwory ciała.
Nadzy, z zawiniątkami swoich rzeczy w rękach, musieliśmy przejść przez jeszcze jedną kratę, a następnie korytarzem, wzdłuż którego ustawieni byli klawisze z psami. W trakcie biegu każdy z nas otrzymał swoją porcję uderzeń. Po zapędzeniu do każdej z cel sześciu więźniów z trzaskiem zamykano drzwi.
W taki sposób znalazłem się w celi nr 6 oddziału pierwszego A Centralnego Więzienia Karnego we Wronkach. W pomieszczeniu o wymiarach około 2,5 na 4,5 metra, przeznaczonym i wyposażonym przed wojną na jednego człowieka, było nas teraz sześciu.
Wronki, k. Poznania, 22 czerwca
W złowieszczych murach Wronek i Rawicza lat 1945–1956. Wspomnienia więźniów politycznych, Poznań 1995.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu, na jego sesji wyjazdowej w Złotoryi, mąż mój J. R. jako strażnik Ośrodka Pracy w Wilkowie, skazany został na trzy i pół roku więzienia. Skazano go 23 stycznia 1953 r. za to, że w czasie pełnienia służby w nocy ośmiu więźniów odebrało mu broń i uciekło. Karę więzienia odbywa od dnia 23 września 1951 r. w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu.
Ja, jako jego żona proszę Obywatela Prezydenta o ułaskawienie i darowanie mu odbywania reszty kary.
Prośbę swą motywuję tym, że:
1. Mąż mój jest robotnikiem rolnym i posiada zaledwie dwie klasy szkoły powszechnej,
2. Służbę strażnika pełnił stosunkowo krótko, bo zaledwie od trzech miesięcy przed tym wydarzeniem,
3. Jest chory i dalsze jego pozostawienie w więzieniu grozi mu śmiercią.
4. Zdrowie stracił na wojnie z hitlerowskim najeźdźcą, gdyż w roku 1941 został powołany z Buczacza, woj. tarnopolskie, do Armii Czerwonej i jako żołnierz radziecki walczył w obronie Stalingradu, skąd wzięty do niewoli niemieckiej został sponiewierany przez zbirów hitlerowskich, którzy do reszty odebrali mu zdrowie.
Złotoryja, 8 lipca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Najdostojniejszy Obywatelu Prezydencie i droga mi Ojczyzno Ludowa – zwracam się do Was w tym tak uroczystym dniu 60-tych urodzin Drogiego Prezydenta, który pracą, walką i czynem wyzwolił polski lud robotniczy z jarzma faszyzmu hitlerowskiego.
Pozdrawiam Was również na uroczystości Wielkiego Dnia 22 lipca, który w powiązaniu z Wielką Konstytucją PRL, zapewnia narodowi dobrobyt, pokój i równouprawnienie.
[...]
Proszę o ułaskawienie jedynego mojego żywiciela Edwarda K., który wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z listopada 1950 r. skazany został na 13 lat więzienia. Było podejrzenie, że należał do nielegalnej organizacji.
[...]
Największym nieszczęściem syna było to, że zbrodnicze elementy wplątały go w swoje komórki nielegalnej organizacji i w ten sposób syn przez rok pełnił poniżającą funkcję członka ohydnej komórki.
Czyn jego powinien być jednak usprawiedliwiony, gdyż dotychczas nie był karany sądownie, ani też administracyjnie. Ponadto wśród miejscowego społeczeństwa i organów bezpieczeństwa publicznego – cieszył się zawsze najlepszą opinią, nieskazitelną czcią i godnością.
W największe nieszczęście wpadł z powodu podłości ludzi, którzy tylko czekali na zdradę Ludowej Ojczyzny.
Najdostojniejszy Obywatelu Prezydencie i Dobry Ojcze Narodu Polskiego – błagam o ułaskawienie mojego syna; zapewniam Cię, że po opuszczeniu więzienia syn mój będzie gorliwie i wiernie pracował na pożytek nasz i chlubę Ojczyzny Ludowej.
Woj. wrocławskie, 29 lipca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Aresztowano mojego 17-letniego syna Józefa. Wiadomość ta poraziła mnie całego, a gdy jeszcze dowiedziałem się, że syn mój należał do jakiejś organizacji, która chciała burzyć to, co my budujemy, powiedziałem: to nie syn, gdy w ojca rzuca kamieniem, nie chcę go też i znać! Nie poszedłem też na rozprawę, na której dostał zasłużoną karę piętnastu lat więzienia. Od tego czasu mija dwa lata. Długo myślałem nad tym i dziś jestem przekonany, że syn mój nie jest taki zły. Przecież to ja go w końcu wychowałem, a to, że poszedł na złą drogę, to nie wina jego, ale tych co go obałamucili. Myśl ta nie daje mi dziś spokoju, odbiera siły do dalszej pracy. Dlaczego ja, wiejski biedny wyrobnik, jestem tak przez los pokiwany?
Obywatelu Prezydencie! Z gazet dowiedziałem się o Waszym pochodzeniu, co dodało mnie otuchy, bo tylko ten potrafi mnie zrozumieć, kto sam żył w nędzy i widział na własne oczy jak ten biedny chłop na własnych siłach musi iść przez życie. Słyszałem, że piszą do Was Prezydencie listy, że jak ojciec rozstrzygacie sprawy, że błądzącym podajecie życzliwą rękę. Zwracam się i ja do Was Prezydencie z gorącą prośbą o łaskę dla mojego syna, o darowanie mu choć części zawinionej kary. On jest młody i może się jeszcze przydać Polsce Ludowej, a odbyta kara stanie się dla niego i dla mnie nauką, a nie przekreśleniem całego życia.
Powiat trzebnicki, 5 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Mąż mój od 1945 r. pracował w Organach Bezpieczeństwa, w których przeszło 5 lat pracował na terenie Białostocczyzny – biorąc czynny udział w walkach przeciwko bandom – sługusom anglo-amerykańskim. Za swą ofiarną pracę w Organach Bezpieczeństwa awansował do stopnia porucznika, był kilkakrotnie nagradzany premiami pieniężnymi, pochwałami itp. Lecz po tylu latach pracy w UB mąż mój zrobił się nerwowym do niemożliwości. Świadczy o tym zajście, za które mąż został ukarany. Obecnie żałuje tego co zrobił. On przecież rwał się do każdej pracy, cieszył się z każdego osiągnięcia – co przyczyniło się do szybszej realizacji Planu 6-letniego. Teraz również pracuje w Zarębie Górnej, powiat Lubań, w Ośrodku Pracy. Jestem jednak pewna, że praca męża na wolności byłaby wydajniejsza. [...]
Prosiłabym bardzo jako żona i matka o zawieszenie, względnie przerwanie drugiej połowy kary. Niech mąż mój Obywatelu Prezydencie skorzysta z Waszej łaski. Wówczas i ja będę mogła więcej z siebie dać dla naszej Partii i dla Ligi Kobiet. Proszę mi wybaczyć jeśli coś jest nie tak napisane, ale ja mogłabym raczej więcej powiedzieć niż napisać, bo nie jestem taka wykształcona. Tym bardziej, że na codzień [sic!] obcuję z robotnicami i chłopkami – posługując się prostym, robociarskim językiem.
Strzegom, 15 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Skazano mnie z art. 4 & 1 i art. 16 & 1, za posiadanie broni oraz za utrzymywanie kontaktu z nielegalną organizacją.
W rzeczywistości jestem winien zarzucanych mi przestępstw, jednak tylko w odniesieniu do pierwszego zarzutu, tj. posiadania broni. Oświadczam kategorycznie, że nie należałem do żadnej organizacji i nigdy nie było mi wiadomym o istnieniu takowej w moich okolicach, i w kręgu moich znajomych. Zaświadczam dalej, że posiadana przeze mnie broń służyła w okresie jej posiadania, tj. w latach 1945–1946, jedynie celom nielegalnego łowiectwa, i nigdy nie istniała nawet koncepcja innego użytkowania i zastosowania posiadanej broni. Broń ta została w czasie okupacji porzucona w mojej miejscowości, i ja wobec chwilowej nieobecności właściwej władzy skorzystałem z tej okazji, by w drodze nielegalnego łowiectwa zapewnić sobie i swojej rodzinie środki żywnościowe. [...] Przestępstwo moje stało się znacznie bardziej poważne w chwili, gdy po objęciu władzy przez organa Państwa Polskiego, nie zdałem posiadanej broni, przez co wszedłem w konflikt z art. 4 & 1 KKWP.
Postępowanie moje było wynikiem skandalicznej lekkomyślności i nieposzanowania przepisów prawa oraz wojennej demoralizacji. [...] Muszę z całą stanowczością oświadczyć, że nie miałem zamiaru podejmować żadnej działalności politycznej, i w rzeczywistości nie miały miejsca żadne usiłowania w tym kierunku. [...]
Polskie Władze Więzienne zapewniły mi nie tylko humanitarne warunki odbywania kary, ale i wspaniałomyślnie pozwoliły mi kształcić moją świadomość polityczną, umożliwiając mi pracę, naukę języka, korzystanie z biblioteki, oglądanie filmów, co w rezultacie pozwala mi dzisiaj, po prawie siedmiu latach, inaczej patrzeć na świat i życie.
Wiedząc już dzisiaj jak wspaniałego rozkwitu doznaje moja Ojczyzna – NRD, gdzie żyje moja żona i całą moja rodzina, rozumiem istotę przeobrażeń mojego narodu.
[...] I dlatego zwracam się do Ob. Prezydenta z gorącą i usilną prośbą o ułaskawienie mnie i umożliwienie mi powrotu do życia, rodziny i pracy.
Goleniów, 5 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Ja, matka J. W. skazanego wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu, na sesji wyjazdowej w Jeleniej Górze na 13 lat więzienia i pozbawienia praw obywatelskich, błagam Obywatela Prezydenta o złagodzenie kary.
[...]
Chłopięce lata spędził w okresie okupacji hitlerowskiej, bez żadnej opieki rodzicielskiej, przebywając poza domem w złym otoczeniu, które zupełnie zdeprawowało jego i tak już zwichnięty umysł. Po wyzwoleniu Polski przez Armię Radziecką, Rząd Polski Ludowej umożliwił mnie danie mu chleba do ręki poprzez ukończenie szkoły i zdobycia zawodu radiomechanika. Lecz i tutaj wpadł w złe towarzystwo. Jako radiomechanik miał możliwość słuchania szczekania radiostacji anglo-amerykańskich, które pchnęły go do tak złych czynów, za które został surowo ukarany. Wiem, że syn mój zasłużył na karę. Jako Polka rozumiem, że podczas gdy klasa pracująca, do której należę, walczy o lepsze jutro, nie może być pobłażania dla jej wrogów. Boli mnie jednak, że to mój syn odsunął się od niej.
Jako matka swego syna zwracam się do Was Prezydencie z bardzo błagalną prośbą, jako do Ojca wszystkich nas, o ojcowski wymiar kary, abym mogła mieć nadzieję, że dziecko moje będzie podporą mej starości.
Bytom, 29 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Mąż mój M. R. urodzony 15 VIII 1924 r. we wsi W. w powiecie poznańskim, został uwięziony 15 X 1951 r. i przebywa w Więzieniu Karno-Śledczym nr 2 we Wrocławiu.
Do dnia dzisiejszego nie ma prawomocnego wyroku w jego sprawie. Ja wraz z mężem moim wyrażamy Wam Kochany Obywatelu dużo czci, a w dniu wyborów nie wahałam się głosować jawnie na listę Frontu Narodowego, bo wiem, że pracą swoją dążymy do rozkwitu i rozbudowy naszej Polski Ludowej.
[...]
Ja piszę w imieniu swojego męża, który przyrzekł, że po wyjściu z więzienia dokąd tylko sił mu wystarczy, to pracą swoją przyczyni się do rozbudowy naszej Polski Ludowej.
Mąż mój nigdy już nie ulegnie namowom, jak bywało dotychczas, lecz będzie starał się wskazywać Organom Państwa drogę do tych, którzy zabrnęli w to ohydne błoto.
Mąż mój bardzo żałuje, że raz w życiu uległ namowom, ale przyrzekł, że już nigdy drugi raz tego nie uczyni.
Drogi Obywatelu Ministrze, już tylko do Was droga mi pozostała, dlatego proszę gorąco – proszę pomóc mnie biednej i pozwolić wyjść mężowi z więzienia.
Jelenia Góra, 30 listopada
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Jestem matką jedynego dziecka I. C., ur. 8 XI 1928 r., który od 1948 r. przebywa w więzieniu w Goleniowie, koło Szczecina. Dzieciak mój wyjechał na Ziemie Odzyskane i tam pod wpływem złego otoczenia i namowy wyrodnych ludzi – popełnił przestępstwo, które mnie matce nie jest znane. Zwróciłam się do Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu z prośbą o wyjaśnienie i otrzymałam odpowiedź, że syn mój skazany został na dożywotnie więzienie, i nie przysługuje mu prawo do amnestii.
[…]
Ja jako matka jedynego dziecka błagam i proszę Was, Ukochany Ojcze i Prezydencie naszej Ojczyzny Ludowej o zniesienie mojemu nieszczęśliwemu synowi kary dożywotniego więzienia. Czy człowiek ciemny, wówczas jeszcze dzieciak, pchnięty podstępem do złego – mógł tak strasznie obrazić Państwo Ludowe, że ono nie ma dla niego żadnego przebaczenia?
[…]
Ile razy słyszałam w radiu i czytałam w gazetach jak przebaczałeś winy i pomyślałam sobie, że nasz Prezydent jest naprawdę dobry i sprawiedliwy – nie żąda On śmierci lecz poprawy, i przez to wielu ludzi mogło naprawić swe błędy i dziś pracują gorliwie dla Polski Ludowej.
Drogi Ukochany nasz Prezydencie, Ojcze Sprawiedliwy – nie odpychaj mnie, pukającą do drzwi Twoich, lecz wspomóż mnie, podaj mi Ojcze swą sprawiedliwą dłoń.
Woj. łódzkie, 18 marca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Drogi Ojcze Wdów i Sierot oraz Opiekunie całego Proletariatu!
[…]
Otóż, syn mój w 1947 roku został skazany na 15 lat więzienia. Już zdążył odsiedzieć lat 6. Obecnie jest on bardzo chory i dlatego zachodzi uzasadnione podejrzenie, że może on w krótkim czasie umrzeć. Dlatego proszę wysłuchaj mnie starego i zrzuć ten ciężki kamień z mego serca – uwolnij mego syna, niech i ja przed śmiercią ujrzę swego ukochanego syna. […] Do mej prośby dołączam oświadczenie mieszkańców naszej wsi, że syn mój nigdy nie był źle ustosunkowany do obecnego ustroju. Zawinił z powodu swojej nieświadomości i dlatego, że był młody i przez to niedoświadczony. Dlatego bardzo Cię proszę o jak najszybsze załatwienie mojej prośby.
Jednocześnie nadmieniam, że jestem członkiem spółdzielni produkcyjnej i nie pracuję, gdyż żona moja zmarła, a ja nie mam z kim pracować.
Powiat Ząbkowice Śląskie, 25 lipca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Pragnę prosić Was z całego serca, szczerze i prosto, jak nauczyła mnie matka Polka chłopka. Jestem młoda, mam 19 lat. Kocham chłopca naprawdę, który niestety pozbawiony jest wolności. Przebywa w więzieniu, obecnie w Raciborzu, początkowo był we Wrocławiu, gdzie był sądzony. Z przykrością musze napisać, że dostał wyrok 12 lat. Upłynie we wrześniu rok jak przebywa w więzieniu, ale czy słusznie dostał taki wyrok? Nie zabił, nie zamordował, nie okradł nikogo, ale jak każdy młody jest chwiejącego charakteru i uległ namowom kolegów. Wiedział o tem, że oni posiadają broń, wiedział o tem również, że kryje się organizacja. Dostarczał im od czasu do czasu żywności, a nie dał znać [UB]. Winien był w tym – to prawda, ale czy można zabrać młode lata (ma obecnie 22 lata)? Przecież nie należał do niczego, nie działał na rzecz [obcego] państwa, a dlaczego tak sromotnie został ukarany? Uczęszczał do X klasy i nie pozwolono mu ukończyć szkoły. A zdolny był bardzo. Szkoda, że taki talent marnuje się. z niego może być człowiek naprawdę pożyteczny. Nie pozwól mu młodych lat spędzać w murach więziennych.
Zgorzelec, 3 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Zwracam się do Was w następującej sprawie: mąż mój, oficer WP został aresztowany i przebywa w areszcie śledczym Głównego Zarządu Informacji WP.
W ubiegłym miesiącu zwróciłam się do Instytutu Leków w Warszawie, w sprawie zatrudnienia mnie w charakterze laborantki (mam 3 lata studiów biologicznych). Po pewnym czasie odpowiedziano mi, że nie mogę być przyjęta do pracy, ponieważ (cytuję słowa kierowniczki personalnej: „Ponieważ mąż Pani jest aresztowany boję się przyjąć Panią do Pracy, bo niewiadomo co będzie, a i dyrektor wraz z radcą prawnym uważają, że lepiej „takiej” nie przyjmować. Oczywiście, jest to stanowisko bardzo wygodne dla kierownictwa, uważam jednak, że niesłuszne i niesprawiedliwe.
Obecnie rozpoczęłam starania o przyjęcie do pracy laboratoryjnej w Państwowym Zakładzie Higieny. Dotychczas nie podałam faktu aresztowania męża, ponieważ obawiam się, żeby znowu nie spowodować odmowy.
Chciałabym prosić o wyjaśnienie, czy rzeczywiście żona aresztowanego nie może być uważana za pełnoprawnego obywatela, a jeżeli tak nie jest, to w jaki sposób przekonać o tym kierowników kadr?
Mam na utrzymaniu czteroletnią córkę, co potęguje moją ciężką sytuację. Dlatego pozwoliłam sobie zwrócić się do Was, nie bacząc na „małość” sprawy.
Warszawa, 4 listopada
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Błagam Pana Prezydenta o łaskę dla mojego syna, który odsiaduje swoją karę w Iławie. Dostał 7 lat więzienia słusznej kary. On by tego nigdy nie uczynił, gdyby nie zły wpływ jego kolegów. Chowałam go na dobrego i uczciwego obywatela Polski Ludowej, lecz gdy wyjechał na Ziemie Odzyskane, gdy został sam – to zabrakło mu silnej woli i koledzy go wciągnęli do złego. A kiedy się zorientował, że źle robi i kiedy chciał się wycofać – to koledzy zagrozili mu śmiercią jeżeli ich zdradzi lub uchyli się od organizacji.
Panie Prezydencie, jak matka błagam Pana Prezydenta o łaskę skrócenia kary synowi mojemu T. M., a ja przysięgam Panu Prezydentowi, że syn mój pracować będzie wiernie dla Polski Ludowej i Socjalistycznej.
Drogi Panie Prezydencie – odwołuję się do serca Twego Litościwego i wierzę, że Ty Drogi Panie Prezydencie nie zechcesz, ażeby twoi poddani cierpieli i wysłuchasz prośbę moją.
Radom, 16 listopada
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Zwracamy się do was z prośbą. Jesteśmy sierotami, ponieważ ojciec nasz w imię sprawiedliwości został skazany na 10 lat więzienia. Przestępstwo jego było wielkie, ponieważ godził w oblicze Polski Ludowej, naszej ukochanej Ojczyzny, lecz mamusia nasza o tym nie wiedziała. Ojciec nasz poszedł do partyzantki, pozostawiając nas bez jakichkolwiek środków do życia. Obywatelu Prezydencie, my dzieci wyrodnego syna Ojczyzny, zwracamy się do Was o pomoc, ponieważ Wy jesteście Ojcem wszystkich synów Ojczyzny, również i tych wrodzonych. Więc prosimy Cię Obywatelu Prezydencie o zwolnienie naszego ojca, bo nie on, lecz my cierpimy. Ojciec ma jedzenie i ciepło, a my dzieci cierpimy głód i zimno.
Mam 10 lat i chodzę do czwartej klasy, brat mój ma 5 lat, a siostrzyczka 2 lata. Mama nasza zarabia 300 zł na miesiąc i jak my możemy żyć? Nie mamy chleba i jest nam zimno. A jeżeli Wy Obywatelu Prezydencie zlitujecie się nad nami sierotami, to ojciec nasz wróci i będzie już teraz dobrym synem naszej kochanej Polski Ludowej, a my będziemy mieli chleb i ciepło. Dlatego też prosimy Cię Obywatelu Prezydencie – pozwól, by nam zwrócili ojca, byśmy i my mieli tatusia, który nam zapracuje na chleb i dołoży starań, aby wykonać Plan 6-letni.
Powiat Dzierżoniów, 15 stycznia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Dziś w szóstą rocznicę darowania mi życia przez zacnego i ukochanego I Sekretarza PZPR, obywatela Bolesława Bieruta, zwracam się z uprzejmą prośbą do Rady Państwa o darowanie mi części kary. W więzieniu jestem od 18 XII 1947 r., i w tym oto długim czasie zdążyłem zrozumieć, że swoim postępowaniem zrobiłem wielką krzywdę Polsce Ludowej. Zmieniłem również stosunek do naszego Sąsiada – Przyjaciela ZSRR, który krwią przelaną swych walczących Żołnierzy – oswobodził naszą kochaną Ojczyznę od hitlerowskiego najeźdźcy. [...] Tu w więzieniu po zapoznaniu się z literaturą marksistowsko-leninowską, a szczególnie po przeczytaniu „Kapitału”, zrozumiałem całą ohydę imperializmu. Zapewniam, że już nigdy nie dam się namówić do jakichkolwiek usług imperialistom anglo-amerykańskim i ich poplecznikom, tej największej zgniliźnie moralnej żyjącej z pracy prostego człowieka.
Po odzyskaniu wolności pragnąłbym ze wszystkich sił naprawić swój błąd i być wiernym sługą mojej Ojczyzny i Narodu, który kroczy do Socjalizmu pod przewodem szlachetnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
[...]
Ostatnio z wielkim zaciekawieniem czytałem i śledziłem przebieg Zjazdu PZPR. Czytałem też Statut Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Widzę tę piękną drogę wytyczoną przez Partię i dlatego proszę Radę Państwa o umożliwienie mi również włączenia się do tak szlachetnej pracy.
Wronki, 30 marca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Mąż mój przebywa w więzieniu od 22 XII 1950 r., przy czym z dniem 10 XI 1953 r. został zatrudniony w Obozie Pracy nr 3 w Warszawie, gdzie jest przodownikiem pracy. Jako architekt mógłby oddać duże zasługi w Planie 6-letnim, na polu odbudowy naszej wielce zniszczonej Ojczyzny.
Jednak dla owocnej pracy tworzenia trafnych projektów, dla wnikania w poważne problemy nowoczesnej urbanistyki – niezbędna jest wolność osobista, a co za tym idzie, otoczenie rodziny, do której mąż jest bezgranicznie przywiązany – stało by się bodźcem dla twórczej pracy.
[...]
Nadmieniam również, że mój mąż został aresztowany pełne dwa lata po zawarciu związku małżeńskiego, posiadamy jedyne dziecko, a pragnę mieć więcej potomstwa, co jest wskazane zarówno ze względów wychowawczych, jak i też pilne z uwagi na nasz wiek (mąż 50 lat, ja 38).
Wobec wyżej przytoczonych motywów proszę uprzejmie o darowanie reszty kary mojemu mężowi w drodze łaski.
7 czerwca
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Gdy miałem 16 lat wybuchła wojna, i ja chcąc wnieść swój wkład w walkę z barbarzyńskim okupantem, a będąc pozbawionym jakiegokolwiek wychowania i uświadomienia ideologiczno-politycznego – wstąpiłem do Armii Krajowej.
Teraz zaczynają się normalne koleje losu młodego chłopca, który przez walkę z najeźdźcą, będąc w nieodpowiednim towarzystwie – wykoleja się. Minęły lata okupacji, a ja byłem nadal posłuszny swoim dowódcom, i nie zaprzestawałem walki. I to było moim największym błędem. Będąc w więzieniu zacząłem zastanawiać się nad genezą swojego postępowania. Zacząłem dużo czytać, zwłaszcza literatury marksistowskiej, i zobaczyłem, że dotychczas miałem oczy zasłonięte bielmem. Moje skromne wykształcenie (7 klas) i mój młody wiek oraz jak już wspomniałem, brak opieki moralnej, nie pozwoliły mi w okresie sanacyjnym ujrzeć prawd i horyzontów prawdziwego socjalizmu. Dopiero odbywając karę więzienia, pod wpływem literatury i prasy, a zwłaszcza prasy – poczułem się jak człowiek ślepy, któremu zaczął wracać wzrok.
[...]
Wiem, że sam pochodząc ze środowiska proletariackiego, zdradziłem ideę, za którą walczył mój Naród. Ale również z nienawiścią dochodzę do wniosku, że niemało przyczyniły się do tego warunki i wychowanie w ustroju faszystowskim sanacyjnej Polski.
[...] Ponieważ mam jeszcze przed sobą 7 lat więzienia, co praktycznie równa się zestarzeniu w murach więziennych, bardzo proszę o zmniejszenie wyroku, abym jak najprędzej mógł znaleźć się w gronie uczciwych ludzi z mojej klasy, którzy z uporem i radością budują swe nowe i szczęśliwe życie. Chciałbym w praktyce wykazać, że największym skarbem naszej ery socjalistycznej jest człowiek, i abym mógł kiedyś mówić tak jak myślę teraz, a jak powiedział Pierwszy Obywatel Naszej Rzeczypospolitej Ludowej Bolesław Bierut: „człowiek, to brzmi dumnie”.
Goleniów, 1 sierpnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
W lutym ukończyłam 12 lat. Chodzę do klasy VI szkoły podstawowej i do V klasy szkoły muzycznej. Nauka w obu szkołach idzie mi bardzo dobrze. Bardzo bym chciała uczyć się dalej w obu szkołach, lecz obecnie warunki moje bardzo się pogorszyły.
Mój tatuś M. F. w lutym tego roku został aresztowany za popełnienie jakiegoś nadużycia, i ma siedzieć w więzieniu 2 lata.
Ja muszę opiekować się młodszą siostrzyczką, która dopiero co zaczęła chodzić do szkoły, i braciszkiem, który ma cztery i pół roku. Tak, że brakuje mi czasu na ćwiczenia muzyczne i przygotowanie się do szkoły podstawowej, bo mamusia nasza pracuje i nie ma czasu się nami zająć. Rano mamusia budzi nas o 6 godzinie, i wtedy muszę ubrać i zaprowadzić do przedszkola braciszka i pomóc ubrać się siostrzyczce, i wyprowadzić do szkoły ją i siebie. W lecie to było jeszcze pół biedy, ale teraz jest coraz dłuższa noc i jest coraz zimniej. Widzę, że i mamusia jest bardzo przemęczona pracą w domu po nocach i zmartwieniami – jak nas wyżywić i odziać na zimę. Bardzo Cię proszę Obywatelu Bolesławie Bierucie o pomoc w uwolnieniu mojego tatusia.
Znam Obywatela Bolesława Bieruta z filmów, czasopism i książek, i wiem, że Obywatel Bierut jest wielkim przyjacielem dzieci i młodzieży. Dlatego zwracam się z gorącą prośbą o uwolnienie mojego tatusia, aby mnie i mojemu rodzeństwu było łatwiej żyć, i abym z nastaniem srogiej zimy nie musiała porzucić szkoły muzycznej, czego bym bardzo nie chciała.
Wrocław, 11 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Nasz Nauczycielu – mamy dużą prośbę do Ciebie. Ja Stasio, Boguś i Romuś. My jeszcze mali. Mamę mamy chorą. Prosimy Cię bardzo, żebyś miał litość nad naszym braciszkiem, który siedzi w więziennych murach już 2 lata, a jeszcze 5 zostało. Nam tak jest ciężko, bo tato nasz robi tylko na lekarzy, bo mama nasza choruje na serce i na głowę. Leży w łóżku. Żyje tylko samymi zastrzykami.
Ja, Stasiu mam lat 10. Chodzę do 4 klasy. Piątki mam ze wszystkiego. Dostałem nagrodę od pana kierownika. Boguś chodzi do 2 klasy, ma 8 lat. Romuś ma 6 lat. Nasza pani w szkole mówi nam, że jesteś tak dobry i nikomu nie dajesz zginąć. Miej litość nad naszym braciszkiem i nad nami. Brat nam zostawił twoje portrety. My zawsze patrzymy na nie i mówimy, że nie zginiemy. Jeszcze raz cię prosimy uwolnij nam braciszka, za którym tak płaczemy.
Powiat Wschowa, 28 listopada
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Obywatelu Sekretarzu!
W czasie działań wojennych roku 1939 utraciliśmy trzech synów. Michał Trondowski – lat 30, zginął na froncie pod Iłżą we wrześniu 1939. Bogusław Trondowski – lat 33 zginął w Katyniu. Od Stanisława Trondowskiego uwięzionego w Brześciu w roku 1944 otrzymaliśmy pierwszą wiadomość po dziesięciu latach, kartę pocztową przez Moskiewski Czerwony Krzyż, w której donosi nam z obozu o swym życiu i zdrowiu. W ślad za pierwszą kartą nadeszła następna, w której syn nasz prosi o wiadomości z kraju których nie otrzymał w odpowiedzi na swoją pierwszą karę z września 1954 roku.
Obywatelu Sekretarzu zwracamy się do Was z naszą najgorętszą prośbą, jaką mamy u schyłku swego życia, ludzi już bardzo starych, niedołężnych i zdruzgotanych zbyt wielkimi ciosami, których życie nam nie oszczędziło, abyście chcieli wyjednać powrót do domu naszego ukochanego syna.
W głębokim przeświadczeniu o Waszym głęboko ludzkim stosunku do spraw człowieka, wierzymy że uczynicie wszystko, aby pomóc nam doznać w naszym tragicznym życiu tej największej radości jaką matka i ojciec doznaje w odzyskaniu straconego dziecka.
Prośba ta jedyna, jaką kierujemy do Was Sekretarzu, jest i będzie naszą jedyną nadzieją życia, nadzieją która nie może zawieść starców tak bardzo samotnych i pokrzywdzonych.
Nisko, 6 grudnia
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Korzystając z 10 rocznicy objęcia przez robotników i chłopów władzy w PRL oraz utrwalenia się ustroju socjalistycznego – zwracam się z uprzejmą prośbą o zastosowanie wobec mnie aktu łaski w przedmiocie darowania mi pozostałej kary 8 miesięcy więzienia.
[...] Faktycznie, wyraziłem się obraźliwie o portretach osobistości rządowych. Nic więcej. I za to zostałem skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu aż na 10 lat więzienia. Uznaję, że zasłużyłem na karę, lecz nie na tak dotkliwą. [...] Sąd nie wziął pod uwagę braku świadomości politycznej z mojej strony oraz braku możliwości ugruntowania się we mnie patriotyzmu polskiego. Urodziłem się bowiem w Berlinie i wychowany byłem pod niemieckim knutem. Dopiero przez ostatnie 4 lata przed aresztowaniem, spotkałem na drodze mojej tułaczki za chlebem prawdziwą Polskę.
Nie można zatem żądać ode mnie, abym w przeciągu 4 lat stanął na poziomie patriotycznym Polaków z krwi i kości, a w szczególności tych o marksistowskim światopoglądzie. Zbyt krótka była moja droga do Ojczyzny, a jeszcze krótsza do socjalizmu. [...]
Dzisiaj zrozumiałem ciężar gatunkowy swojego błędu, lecz w 1948 r. nie miałem tej świadomości politycznej co teraz.
Potulice, 12 grudnia
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Najdroższy mój Ojcze! Mam do Ciebie wielką prośbę i myślę, że mi nie odmówisz. Chociaż znam Cię tylko z portretów i ze szkoły – to wiem, że jesteś Opiekunem całej Polski, a nas dzieci w szczególności. Jestem W. R., córka F. R. Uczę się w II klasie szkoły podstawowej. Piszę do Ciebie wraz ze swymi młodszymi braciszkami i z matką, która jest chora na płuca. Bardzo Cię prosimy najdroższy Ojczulku w imieniu ojca, który został zasądzony na śmierć, ale potem go ułaskawiono i skazano na dożywocie.
A teraz to o co będę Cię Ojczulku prosiła. Mój tatuś sądzony był we Wrocławiu, a obecnie przebywa w więzieniu w Goleniowie koło Szczecina. Trwa to już rok, więc my to co mieliśmy do życia to już zużyliśmy, i teraz jesteśmy bez żadnych środków do życia. Prosiłbym Cię bardzo byś był tak dobry i zmniejszył mojemu tatusiowi wyrok. Wtedy tatuś mógłby pójść do pracy i pomóc nam w życiu. Najdroższy Ojczulku dopomóż mnie i nie wyrzucaj mojego listu do kosza.
Oleśnica, 14 lutego
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Proszę bardzo o wyrażenie zgody na wcześniejsze zwolnienie mnie z aresztu i danie mi możliwości pracy w normalnych warunkach.
[...]
Boleję i bolałem bardzo nad tym, że zawiodłem Partię i Was Pierwszy Sekretarzu KC PZPR osobiście na powierzonych mi odpowiedzialnych odcinkach pracy, dlatego pragnąłem i pragnę ze wszystkich sił wykazać, że jak najofiarniej chcę odrobić choć część swych win i że do gruntu wyrzekłem się wpływów poglądów i obciążeń nacjonalistycznych i obcych Partii, z których moje winy wynikły.
Przysięgam Wam Pierwszy Sekretarzu KC PZPR, a w Waszej Osobie sprawiedliwym, wielkim, humanistycznym ludowym celom, które reprezentujecie, że wszystkie swe siły i możliwości będę oddawał z największym poświęceniem w użyczonym mi mym drobnym udziale osobistym przy wykonywaniu w natężonej pracy i walce przez wszystkich pracujących, wskazań i zadań stawianych przed całym Narodem przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą i Władzę Ludową.
Proszę bardzo o polecenie zadysponowaniem tym moim życiem, które nie do mnie a jedynie do Was Pierwszy Sekretarzu KC PZPR należy, tak abym z łaski Waszej został włączony do zaszczytnych szeregów milionów ludzi pracujących i budujących szczęśliwą przyszłość ludzkości – socjalizm.
Tak w pracy o wykonanie planów gospodarczych, jaka zostanie mi dana, jak i w walce z wszelkimi przejawami obcości, czy wrogości w stosunku do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, do Frontu Narodowego, do Polski Ludowej i jej nienaruszalnych braterskich sojuszów ze Związkiem Radzieckim, krajami demokracji ludowej i wszystkimi walczącymi o wolność i pokój oddziałami międzynarodowej klasy robotniczej i ich ludźmi aż do oddania życia, którego dla tych celów nie będę oszczędzał – nie zawiodę. Przysięgam Wam Pierwszy Sekretarzu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Warszawa, 7 marca
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Radomsko. List do nowo wybranego I sekretarza KC PZPR - Władysława Gomułki - z prośbą o ułaskawienie
Z wielką uciechą i zadowoleniem przyjęliśmy wiadomość o wybraniu Was towarzyszu na I Sekretarza KC PZPR. Prosimy o przebaczenie, że pozwolimy sobie wraz z rodziną złożyć Wam serdeczne gratulacje i życzenia długiego życia, dobrego zdrowia oraz pomyślnej i owocnej pracy na tak poważnym stanowisku.
Wiemy i zdajemy sobie sprawę z hartu ducha i wytrzymałości w przeżyciu Waszym, jakie mieliście Towarzyszu w swym życiu ostatnich lat. Nie tylko my, ale i cały naród zadowolony jest z waszego wyboru. Znamy tę mękę i łzy, bo my właśnie jesteśmy jedną z tych rodzin, gdzie codziennie przelewa się łzy o syna naszego L. B., który ósmy rok przebywa w więzieniu. Obecnie przebywa w szpitalu w Łodzi, gdyż jest ciężko chory. Prosimy wniknąć w nasze położenie i w nasze serca. W łzy ojca i matki.
Radomsko, 23 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Jest 21 marca, niedziela – tutaj dzień pisania listów. Jak tu jest? No, trudno powiedzieć, że dobrze, ale w każdym razie można żyć. Jem (na koszt państwa), śpię (w państwowej pościeli), palę (sąsiedzi z celi mają papierosy), no i oczywiście prowadzę bardzo miłe konwersacje z funkcjonariuszami państwowymi. Traktujmy tę historię jak mój urlop.
Żałuję tylko, że nie zdążyłem Ci powiedzieć, jak bardzo Ciebie kocham i jak bardzo się cieszę, że jesteśmy razem. W tej chwili najtrudniej jest Tobie, ale wiem, że jesteś pogodna i dajesz sobie radę. To wszystko, czego nie zdążyłem Ci powiedzieć przed wyjazdem, powiem po powrocie, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że kiedy znów będziemy razem, po pewnym czasie przyzwyczaję się i znów nie będę Ci mówił tego tak czę sto, jak powinienem, czy raczej – jak bym teraz chciał.
Może powiesz Maćkowi, że jestem w wojsku, on zresztą pewnie wcale się nie zdziwił, że taty nie ma. Obiecuję, że po powrocie opowiem mu długą i bardzo ciekawą historię o dalekich podróżach. Czytam teraz Vernego o Afryce i nawet wyobrażam sobie, jak to można opowiedzieć Maćkowi.
Nie wątpię, że niedługo wrócę, w każdym razie nie później niż obiecałem, wychodząc z domu. Tyle jest tego, co chciałbym Ci powiedzieć, o tym co myślę i co czuję, bo przecież wiesz, że jesteś moją siłą, nadzieją, wszystkim. Ale chciałbym mówić tylko do Ciebie i dlatego kończę.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 21 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Złożyłem dziś podanie o paszport do Francji (!), a przy okazji zwiedziłem muzeum Pawiaka i byłem wstrząśnięty… bezczelnością komunistów. Pawiak przedwojenny, „sanacyjny” jest tam postawiony na równej stopie z hitlerowskim, komuniści przedwojenni, odsiadujący śledztwo czy sądowe kary zrównani z ofiarami terroru okupacyjnego, a także z „Grotem” Roweckim czy Starzyńskim. Do tego w życiorysach takich dawnych komunistów, jak Sochacki, Dąbal, Łańcucki, nic nie napisano, że zostali oni zamordowani w stalinowskiej Rosji – ta sprawa w ogóle nie istnieje. W rezultacie panującego tam „pomieszania z poplątaniem” Bogu ducha winny nowy człowiek nic nie skapuje poza tym, że Pawiak to była wspólna mordownia sanacyjno-hitlerowska w jakichś nieznanych bliżej czasach faszyzmu i że mordowano tam zawsze komunistów (nawet tych, co zginęli w Rosji…), którzy stali zawsze na czele wszelkich polskich ruchów wolnościowych. Robić z miejsca straszliwej kaźni, której świadkowie jeszcze żyją, narzędzie do kłamliwej walki z nie istniejącą już sanacją – to już tylko komuchy potrafią. I jakież straszne lekceważenie ludzi, prawdy, historii, jaki cynizm.
Warszawa, 7 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Oświadczamy, że po zatrzymaniu po zajściach 25 czerwca 1976 byliśmy bici przez funkcjonariuszy MO. Każdy z nas co najmniej jeden raz przechodził tzw. ścieżkę zdrowia, to znaczy kordon umundurowanych i cywilnych funkcjonariuszy, którzy bili i kopali przechodzących. Przy każdym transporcie wsiadając i wysiadając z samochodów, byliśmy bici i kopani. W czasie przesłuchań zeznania od nas wymuszano torturami. Przebywając w więzieniu radomskim i w areszcie Komendy Wojewódzkiej MO, byliśmy bici przez funkcjonariuszy MO i służbę więzienną.
Radom, 30 listopada
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. IV, cz. I, Lata 1956-1989, Pułtusk 2004.
My, rodziny oskarżonych w procesach radomskich, które odbyły się po zajściach 25 czerwca 1976 roku, oświadczamy, że procesy odbywały się bez należytego materiału dowodowego. Na rozprawy sądowe nas nie wpuszczono, mimo że rozprawy były jawne. Zezwolono tylko na wysłuchanie aktów oskarżenia i wyroków jednej lub dwu osobom z rodziny. Wówczas widzieliśmy naszych synów i mężów, którzy nosili wyraźne ślady bicia. Na widzeniach mówili oni nam, że biciem i torturowaniem wymuszono na nich zeznania. W czasie rozpraw sądowych funkcjonariusze MO mieli pogardliwy stosunek do oskarżonych i ich rodzin.
Warszawa, 1 grudnia
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. IV, cz. I, Lata 1956-1989, Pułtusk 2004.
Znowu listy z daleka, więzienie, wojsko, więzienie, więzienie – i to ma być ten los, który wybrałem. No dobrze, wybrałem sobie, ale z jakiej racji Tobie. A jednak to więzienie – to teraz, tu – było potrzebne. [...] Piszę: potrzebne, a pomyślałem sobie o tym już parę dni temu – dwa albo trzy. Przez ten tydzień, który minął, zrozumiałem, przemyślałem i wiem już teraz z całą pewnością, że jestem tylko Twoją połową i po prostu, zwyczajnie nie umiem bez Ciebie żyć. Nie przestrasz się tylko. Ja to więzienie przeżyję: godnie i dobrze.
Mam już w tym względzie niezłą rutynę, to po prostu kwestia rutyny i nic więcej. Więc przeżyję, bez względu na to, jak wiele tego wypadnie. Z tego jednak przeświadczenia, o którym jest w tym liście, wynika jeden tylko wniosek i tym razem nie waham się go wyciągnąć: nie wolno mi, pod żadnym pozorem nie wolno, robić czegokolwiek, co może mnie od Ciebie oddzielić. Tyle i to cała mądrość. Jak to się stało, że nie wymyśliłem jej dotąd? [...] Moja tęsknota do Ciebie – ta z Wałcza, Wrocławia, Łodzi, Sztumu, Wronek, Mokotowa, Białegostoku nie przemijała, tylko kumulowała się. To znaczy, że w każdym kolejnym rozdzieleniu silniej tęskniłem, trudno było ją dźwigać i uśmiechać się. Ot, i wszystko.
Przyszedłem tutaj [do więzienia na Mokotowie] w stare dobre, znajome kąty i zrozumiałem, że to już ostatni raz będę mógł ten cały ciężar znieść. Choć to pewnie przesada. Nieograniczone są możliwości człowieka – móc to pewnie mógłbym jeszcze wiele razy, ale nie chcę. Dotyczy to oczywiście nie tego, co minęło, a tym samym i nie tego, co jest teraz. Minionego się nie cofnie i, szczerze mówiąc, nawet bym nie chciał cofnąć. Ty rozumiesz, wiesz i czujesz przecież to, co ja. Czas teraźniejszy jest prostą konsekwencją czasu minionego. Oczywiście – czas teraźniejszy tutaj – nic w nim nie można zmienić i, jak łatwo zgadnąć, wcale nie chcę. Kiedy jednak wrócę, to skończą się rozstania raz na zawsze. Nie chcę, nie chcę i już. Tak wygląda moje postanowienie.
Ten list będzie krótki. Piszę pożyczonym długopisem na pożyczonym papierze. Chyba już jutro będzie wypiska. W przyszłą niedzielę napiszę więc zwyczajny, długi list – rozmowę z Tobą, moje szczęście, moje sumienie, moje wszystko. Wiem, że teraz nieprędko dostanę list od Ciebie. Będę więc sobie wymyślał to, co powiem. Choć wcale nie potrzebuję wymyślać.
Rozmawiam z Tobą stale. Wciąż jesteś ze mną. Mój wielki, cudny Boże.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 22 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
No ale dość uciechy, teraz muszę na Ciebie trochę poburczeć – i to wciąż na ten sam temat – skąd ten ton ciężaru trosk w twoich listach. Jak korespondencja z Oświęcimia. Piszesz, że wszystkim wam tak strasznie ciężko – czemu? [...] Co was tak drogie dziewczyny gniecie? Ja naprawdę pytam z całą powagą i nie rozumiem. W przyzwoitych warunkach, z wysoką stopą życiową, człowiek ma wreszcie czas, żeby używać szarych komórek w spokoju i zaraz dramat. [...] Próbuję zrozumieć co to jest – jakaś epidemia?
Mam parę pomysłów na podstawie samej korespondencji. Zacznijmy od tego, ze Twój list jest cały w nastroju: już, już wychodzę na wolność [...]. To oczywiste psychiczne samobójstwo. Gdybym sobie kiedykolwiek na takie pomysły pozwolił, to już parę lat temu bym się leczył w zamkniętym zakładzie. Pod żadnym, ale to żadnym pozorem nie wolno przeżywać swojego uwolnienia. Nie wolno!!! To wcale nie znaczy, że masz się nastawiać na wieczne siedzenie. Przeciwnie, jak mówią złodzieje: to tylko zamknąć cię nie musieli – wypuścić muszą. No ale właśnie skoro masz [to] jak w szwajcarskim banku, to nie zawracaj sobie tym głowy. Konkretnie myśleć musisz w kategoriach – co przeczytasz, napiszesz, zrobisz – już, pojutrze, w czwartek... ale tu, to jest żelazna zasada! Nie wolno czekać!
Białołęka, 28 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Po spacerze klawisze kazali spakować się dwóm chłopakom, nie mówiąc, dokąd ich zabierają. Nie chcieli wyjechać, domagali się jakiegoś dokumentu. Daliśmy wsparcie waląc przez piętnaście minut miskami o kraty. Nagle przez bramę walą oddziały w hełmach, z tarczami, pałkami, wyrzutniami granatów. Powoli cichniemy i zaczyna się generalny kipisz. Gabryś i Stefan byli w świetlicy, gdy wracali do celi, stał już kordon na korytarzu. Jeden z nich uderzył Gabrysia od tyłu pałką w głowę. Wyprowadzili nas do pustej celi. Zomici byli bardzo nerwowi, chcieli nas rozbierać do naga, ale nie daliśmy się. Inne cele same się rozbierały.
Otrzymaliśmy wiadomość, że Białołęka jest otoczona zomowcami, stoją budy i czekają na decyzję, aby nas wywieźć. Atmosfera się zagęściła. Mundurowi byli bardzo nerwowi, machali pałkami, czekali wprost na najmniejszy pretekst. Ich dowódcy klęli tylko, że nie otrzymali rozkazu. Dzikie twarze w hełmach, migające pały, stwarzały niesamowicie groźną sytuację. Dla wzmocnienia dramatyzmu, niektórzy z nich walili pałami o parapety lub inne sprzęty. Trzeba było naprawdę silnej woli, aby powstrzymać psychicznie to bydło, aby sparaliżować ich i nie dopuścić do wybuchu z ich strony.
Białołęka, 11 czerwca
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Bo kiedy Ciebie boli, bo kiedy cierpisz, to ja chromolę ojczyznę, wszystkie idee. Nie chcę, nie chcę, nie chcę... A przecież Ciebie boli zawsze, jak mnie nie ma. No prawda? Chcę tego straszliwie i boję się tego. [...] No i co ja mam zrobić do cholery? Podpisałbym współpracę z UB, ale wtedy Tobie bym zrobił krzywdę. Może byś mnie nawet wyrzuciła.
Dziewczyny wolą ułanów niż księgowych... i co ja, mały piesek, na to poradzę. Nie urodziłem się na Don Kichota, nie ma już wiatraków, a ja [...] próbuję walczyć ze smarkaczami...
Białołęka, 7–8 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Niedziela. Nareszcie mam chwilę spokoju, aby usiąść i pisać. Nie jest to już moja dobra „wolna cela 11”. Nic nie zapowiadało wydarzeń, które miały miejsce w obozie. Trzy dni temu rano około siódmej klawisz otworzył drzwi i ogłosił: „Panowie pakują się”. Postanowiliśmy nie wychodzić, dopóki nie dostaniemy dokumentu stwierdzającego, dokąd jedziemy. Na wszelki wypadek spakowaliśmy się, z odgłosów wnosiliśmy, że inni też dobrowolnie nie wyjdą. Przyszedł oficer dyżurny, nie wiedział, dokąd jedziemy, więc odmówiliśmy wyjścia. Pierwsze cele zaczęły wychodzić, pojedynczo, do sali widzeń, tam kipisz, jeden odważny krzyknął nam, że zabierają notatki, więc zaczęliśmy z ciężkim sercem robić przegląd i drzeć. Przyszedł komendant, też odmówiliśmy, zostaliśmy w baraku my i cela 23. Przyszedł naczelnik więzienia, powiedział, że jedziemy do dwóch różnych obozów, ale nie wie gdzie, odmówiliśmy, więc zagroził siłą.
Wpadła atanda w hełmach, wybierali pojedynczo, wykręcając ręce. Najpierw Gabrysia, Arka, Wojtka i Heńka. Mnie wyciągnęło dwóch oficerów i wrzuciło do świetlicy. Tam było już dziewięciu — Sierański i Kledzik z MO, Wolicki, Bielicki, Paweł Mikłasz, Heniek, Łukomski, Janek Lityński i jeden nowy. Około siedemnastej dali nam dwie cele z początku baraku, od strony muru. Jestem teraz w celi 27 — ponura, wilgotna, zimna, okno na mur. Dali nam nową pościel i szybko poszliśmy spać. Gdzie pojechała reszta, nie wiemy. Wszyscy zdenerwowani. Jestem razem z milicjantami, Mikłaszem i Bielińskim. Strasznie trafiłem, wszyscy palą po 30 sztuk, każdy ma inne zwyczaje wyniesione ze swoich cel. Nie ma dyżurnego, ja tylko wstaję rano, jem śniadanie, reszta w godzinę po mnie. Siedzą za to po nocy.
Warszawa, ośrodek internowania w Białołęce, 29 sierpnia
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Kipisz! Cela poprzewracana do góry nogami. Przeglądali wszystkie książki, zeszyty, rozpakowali mi mydło i wszystko wyrzucili z pudła i worka. Nigdy dotąd nie miałem tak rozwalonych i przejrzanych rzeczy. Zabrali mi baterię i gumkę z napisem „Bez cenzury” oraz stary zeszyt z adresami ludzi z obozu, datami urodzin i imienin. Chcieli zabrać zacier w wiadrze, ale Paweł tak manewrował i ciągle go przestawiał, że w końcu zapomnieli.
Warszawa, ośrodek internowania w Białołęce, 30 września
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Zorganizowaliśmy apel poległych. O godzinie wpół do piątej po południu wszyscy zebrali się w świetlicy, zapalono świece i kaganki ustawione pod ścianami. Uroczystość prowadził Seweryn Jaworski. Miał ładną mowę, przeczytał kilka wierszy Miłosza i Baczyńskiego, odczytał apel, wymieniając poległych począwszy od Insurekcji Kościuszkowskiej poprzez wszystkie powstania, aż do dzisiaj. Na koniec odmówiliśmy litanię i odśpiewaliśmy Boże, coś Polskę. Bardzo nastrojowo.
Warszawa, ośrodek internowania w Białołęce, 2 listopada
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Rano, przy śniadaniu [klawisz] „Wątrobiana” powiedział, abym się pakował, ale nie wiedział, po co. Wyszedłem, żegnając długim spojrzeniem baraki Białołęki. Na drugim dziedzińcu czekała na mnie nysa. Wsiadłem, w środku konwojent z moją teczką obozową i kopertą z depozytem. Nie chciał powiedzieć, dokąd jedziemy. Z Białołęki wyjechaliśmy na Wisłostradę, trasą „Ł” i na Rakowiecką. Wjechaliśmy na podwórko, a ja od pewnego już czasu myślałem, jak się zachowywać w areszcie, kogo spotkam z prokuratorów i uboli. Spotkało mnie miłe rozczarowanie. Przesiadłem się do drugiej nysy, z nowym konwojentem z Żytniej (tam jest Batalion Konwojowo-Ochronny), doszedł jeden skazany i pojechaliśmy do Kielc.
Sądziłem, że obóz internowanych jest na zamku, gdzie było więzienie. Okazało się jednak, że obóz jest na peryferiach, w nowym zakładzie karnym. Komendant przyjął mnie bardzo uprzejmie. Porozmawialiśmy o przyczynach internowania i na koniec zadał mi pytanie, dlaczego mnie tu przeniesiono i co zamierzam robić. Zaczął przeglądać moją teczkę, bąkać, że jestem zbyt aktywny, coś organizuję i chciał deklaracji, że nie będę burzył spokoju Kielc. W końcu zgodził się z moim przypuszczeniem, że to czysta złośliwość uboli spowodowała mój przyjazd. Poszedłem z klawiszem „do siebie”. Jest to długi, typu „tasiemiec”, wielopiętrowy blok, blindy na oknach.
Weszliśmy na piętro, oddział VI, cela 608. Maleńka kliteczka, dwuosobowa, małe okno, szaro, zaduch, kalifaktorzy przynoszą łóżko — istna rozpusta, bo ze sprężynami — i montują je nad jakimś chłopakiem. Witam się, ten pode mną to Zbyszek Zimoch, rolnik spod Sieradza, członek prezydium „S” RI, znajomy Gabrysia. Drugi, Wojtek, to starszy facet ze Skarżyska. Kładę się na łóżku, bo jest zbyt ciasno i ponuro. Wieczorem zaczynają się rozmowy przez okno, a raczej okrzyki. Każde okno jest zabezpieczone koszem z bardzo drobnej siatki i nie ma mowy o rzuceniu „kobyły”. Nawiązuję kontakt głosowy z warszawiakami — jest czterech chłopaków z Białołęki. Wrzeszczymy do siebie z radości i szybko zasypiam.
Warszawa-Kielce, 8 listopada
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Dzień dobry Ci moja przenajświętsza Dziewczynko. Mój Boże słodki. [...] W tym liście szóstym to coś córeczko najdroższa pokręciłaś. Bo piszesz naprzód, że zdrowiejesz powoli, ale systematycznie. Następnie, że tego Twojego zdrowienia nie uwzględnia prześwietlenie, które „ani drgnie”. A następnie, że na podstawie prześwietlenia różni koledzy Marka obawiali się, że umrzesz (mówił Ci to Marek). W pierwszej chwili myślałem, że mnie sparaliżuje ze strachu. Uprzytomniłem sobie jednak, że gdyby tak to było, jak Ci się napisało, Marek powiedziałby Ci, że na podstawie Twego „obrazka” sądząc – umrzesz. A tego on powiedzieć nie mógł. Ergo coś Kochanie moje w tym liście pokręciłaś – dzięki Bogu. Tylko Słoneczko moje najcudowniejsze nie zmartw się tym, że mnie przestraszyłaś. Jak widzisz tamto już sobie wytłumaczyłem, a fakt, że Marek opowiada Ci o tym, co było, nim „niebezpieczeństwo minęło”, już mnie ucieszył na długie zimowe wieczory.
[...] Ale przede wszystkim to Ciebie kocham. Tego nie sposób opisać ani nawet nazwać, to jest ze mną w każdym momencie, w każdym oddechu i wtedy, kiedy robi się mroczno, bo bywa mroczno, i wtedy, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy słonecznie. Bo dzięki Tobie słońce tu świeci także w pochmurne dni.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 21 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zwolniono dwóch, gorące pożegnanie, piosenki. Mają tu stały program — coś w rodzaju hymnu „Solidarności” z refrenem: „Lepiej umrzeć na stojąco, niż na kolanach żyć” oraz taką bardziej kapeenowską, z refrenem: „Za Katyń, za Grodno, za Wilno i Lwów zapłaci czerwona hołota”. Śpiewane jest to z całą mocą, echo odbija się od ścian, huczy po piętrach, klawisze patrzą w podłogę.
Nie liczymy na szybkie wyjście, została tu opozycja z korzeniami z lat siedemdziesiątych, wychodzą na razie tylko nowi.
Kielce, 26 listopada
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2004.
Dla zwolenników działania metodą faktów dokonanych – osobiście podzielam ten punkt widzenia – sytuacja [po powołaniu Rady Konsultacyjnej 6 grudnia 1986] zmieniła się zasadniczo. Oparta na zmianie ustaw polityka unikania sądowej represji karnej stwarza możliwość działania na znacznie szerszą skalę niż przed 11 września [uwolnieniem więźniów], zwłaszcza działania jawnego. Dość powszechne i uzasadnione obawy, że osłabienie represji jest krótkotrwałe, w żadnym razie nie mogą być traktowane jako argument przeciwko jawnej działalności.
Uwolnienie więźniów politycznych, które z punktu widzenia zwolenników dialogu jest tylko jednym z warunków umożliwiających działanie (czyli właśnie dialog z władzą), dla nas jest warunkiem wystarczającym. Uważamy, że wszelkie ustępstwa trzeba dopiero wymusić.
[...] Po 11 września wołanie o program stało się naprawdę dramatyczne. Do tego czasu niemało dynamiki ruchowi dodawała walka o uwolnienie więźniów, zaś konspirację ożywiała legenda, która oczywiście zbladła w momencie, gdy grozi nie parę lat więzienia, lecz 50 tysięcy złotych grzywny.
[...] Możliwość działania, jaka się otworzyła dzięki ograniczeniu represji, stanowi wyzwanie i tak jest powszechnie odczuwana. [...]
Wrażliwość na nacisk społeczny można sprawdzić tylko w jeden sposób: podejmując działanie. Nie możemy czekać, aż władze zaproponują dogodne warunki, bo same nie zaproponują nam ich nigdy.
10 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Do chwili obecnej przebywa w więzieniu w Nowym Sączu ostatni więzień polityczny Regionu Małopolska — Kazimierz Krauze. Przypominamy, że Kazimierz Krauze, kierowca MPK, w dniu 13 grudnia 1985 roku, kiedy to został ogłoszony strajk, przeciął pasy klinowe w 30 autobusach, uniemożliwiając ich wyjazd. Za czyn ten został skazany na 5 lat więzienia. [...] Wobec uwolnienia we wrześniu 1986 roku więźniów politycznych przetrzymywanie Kazimierza Krauzego nadal w więzieniu jest szczególnym okrucieństwem i pozostaje w rażącej sprzeczności z deklaracjami „dobrej woli” ze strony władzy. Apelujemy do wszystkich działaczy opozycji o podjęcie energicznych starań o uwolnienie tego zasłużonego działacza.
ok. 28 lipca
„Opinia krakowska” nr 33, z 28 lipca 1987.
Nazywam się Kazimierz Krauze, syn Mieczysława. Ukończyłem szkołę zawodową jako hydraulik i kierowca. Byłem komandosem i honorowym dawcą krwi. Przez siedem lat byłem pracownikiem MPK i, jak sąd udowodnił, byłem dobrym pracownikiem. Od 13.12.1985 jestem więźniem ZK Montelupich i obecnie Nowego Sącza — rzekomo za „terroryzm”. Do odsiedzenia mam jeszcze 3,5 roku. W domu została żona niepracująca, gdyż zajmuje się 5-letnią Izabelą i 16-miesieczną Moniką. Jestem dość twardy, wyrok wytrzymam, choć administracja ZK trochę mi dokucza — okradanie paczek, odbieranie widzeń, nierozpatrywanie moich skarg. Martwię się tylko o żonę, czy da sobie radę z wychowaniem córeczek, z samotnością, z nachodzącym ją komornikiem. Sądzę, że koledzy z brygady pamiętają o mojej rodzinie i że zamykać to mnie nie musieli, ale wypuścić muszą. Pozdrawiam wszystkich solidarnych, a zwłaszcza Andrzeja Izdebskiego, z którym dzieliłem celę na Monte. Cieszę się też, że Jacek [Żaba] jest na wolności.
Kraków, więzienie Montelupich, ok. 9 grudnia
„Hutnik” nr 17/148, z 9 grudnia 1987.
Bojownik o wolność i niepodległość narodu kurdyjskiego Abdullah Ocalan został skrycie pojmany w wyniku tajnej operacji służb specjalnych i przywieziony do Turcji jako terrorysta.
Każdy, komu bliskie są najwyższe wartości, tj. walka o wolność i godność własnego narodu, powinien zareagować na ten brutalny akt ich pogwałcenia. Turcja wypowiedziała i kontynuuje totalną wojnę przeciw Kurdom walczącym o swe elementarne prawa do życia i wolności, sięgając do wszelkich metod z eksterminacją, ludobójstwem, gwałtami i torturami oraz wysiedlaniem ludności cywilnej.
Na oczach całego cywilizowanego świata dokonuje się w końcu XX wieku systematyczna likwidacja narodu kurdyjskiego.
Nie pozwólmy Turcji zabić Ocalana, bo wyrok śmierci na niego byłby podeptaniem świętych idei wolności, demokracji i praw człowieka. Bo taki wyrok znieważyłby każdy naród, który walczył o swoją niepodległość.
Iluż takich „bandytów” i „terrorystów” zawisło na szubienicach Cytadeli Warszawskiej, kiedy Polska była pod zaborami? Iluż zginęło z rąk hitlerowskich okupantów i stalinowskich oprawców?
Ocalan prosił o sprawiedliwy proces, który pokazałby światowej opinii publicznej, gdzie jest granica między walką narodowowyzwoleńczą a terroryzmem. Na taki proces w Turcji Ocalan ani nikt inny z pewnością liczyć nie może. Ocalan prosił też o zapewnienie mu bezpieczeństwa te państwa, które odmówiły mu udzielenia azylu, przyglądać się teraz będą, jak Turcja zorganizuje pokazowy proces polityczny i w całym majestacie swego prawa skaże go na śmierć lub dożywotnie więzienie.
Wołajmy o sprawiedliwość dla Abdullaha Ocalana, bojownika o wolność Kurdów, który wielokrotnie apelował do tureckich władz i do społeczności międzynarodowej o podjęcie dialogu w celu pokojowego uregulowania problemu kurdyjskiego.
Zwracamy się do wszystkich Polaków o solidarność z narodem kurdyjskim. Apelujemy do władz Rzeczypospolitej Polskiej, partii politycznych oraz wszelkich polskich i międzynarodowych organizacji rządowych i pozarządowych, do mediów, a także do osób cieszących się szerokim autorytetem społecznym o podjęcie wszelkich możliwych działań i wywarcie presji na rząd turecki w celu sprawiedliwego rozwiązania problemu kurdyjskiego oraz uwolnienia Abdullaha Ocalana.
Towarzystwo Polsko-Kurdyjskie, 16 lutego
„Gazeta Wyborcza” Olsztyn nr 41, 18 lutego 1999.