Kiedy zamknięto „Po Prostu” i zaczęły się uliczne demonstracje, znowu zbiegliśmy się na Uniwersytet, żeby ustalić, co robić. Przyjechał do nas Władysław Bieńkowski z poleceniem od szefa, żebyśmy potępili „chuliganów”, czyli demonstrantów. I my się twardo postawiliśmy, to znaczy „chuliganów” nie potępiliśmy, ale też głosu nie zabraliśmy w ogóle.
[...] Od początku mieliśmy świadomość, że społeczeństwo akceptuje Gomułkę, i jeśli przeciw niemu wystąpimy, to przegramy. Do tego momentu, przez cały ruch październikowy, nauczyliśmy się politykować i także w tym momencie chcieliśmy politykować dalej. Trzeba było czasu, aby zrozumieć, że nie w każdych okolicznościach obowiązuje taka logika.
Polityka to rachunek zysków i strat. Obowiązuje zatem tylko wówczas, gdy można jeszcze coś zyskać czy utrzymać to, co się już uzyskało. Kiedy taka możliwość się kończy, zaczyna się zupełnie inny wymiar. Powiedziałbym, że w tym momencie dla każdego z osobna, indywidualnie, zaczyna się wolność. Oto w momencie kiedy kończy się politykowanie, kiedy nie ma szans na powodzenie, zaczynamy odpowiadać już tylko za prawdę. Już wtedy w „czarnym październiku” 1957 należało sobie uświadomić, że jako ruch przestaliśmy istnieć. Jedyne, co możemy zrobić, to wypowiedzieć głośno swoje prawdy, zginąć z rozwiniętym sztandarem. Byłby to nie tylko gest, byłby to przede wszystkim testament Października.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Klimat Października zmienił się radykalnie pod wpływem dwóch czynników: po pierwsze na oczach całego polskiego społeczeństwa zarżnięto rewolucję węgierską, wszyscy to przeżywaliśmy, czytając znakomite reportaże w oficjalnej prasie, i mieliśmy świadomość, że cała ta lawina może w każdej chwili spaść na nas – była to ważna przyczyna paraliżu społeczeństwa; drugim było masowe, nieograniczone zaufanie do Gomułki. [...]
Ruch nie wypracował jednoczących społeczeństwo zadań, wykraczających poza powstrzymywanie drastycznych metod stalinizmu i związanych z tym form instytucjonalnych. W związku z tym nie umiał uniezależnić się od kierownictwa partyjnego czy tych jego frakcji, które w pierwszej fazie go wspierały i – dodajmy – manipulowały nim, korzystając z jego poparcia. Wszystko to wspierało autorytet Gomułki i czyniło praktycznie niemożliwą kontrolę nad polityką władzy. Nie jest to jednak wystarczająca odpowiedź.
Dlaczego wtedy, kiedy Październik był tłumiony, nie odezwali się ci ludzie, te środowiska, które były inicjatorami, ideologami, animatorami ruchu październikowego? Dlaczego milczeliśmy w 1957, 1958, 1959 roku? Nie ulegaliśmy autorytetowi Gomułki, jeśli zaś chodzi o radzieckie czołgi, to przecież należało [...] pytać o dopuszczalne granice reform – a myśmy milczeli.
Myślę, że w tym miejscu trzeba mówić o odpowiedzialności lewicy. Październik, w moim przekonaniu, jest zasługą i zarazem winą polskiej lewicy. Ściśle – lewicy, która wyszła ze stalinowskiej szkoły i dopiero zaczęła stawiać pierwsze samodzielne kroki. Myślę, że w tym przede wszystkim tkwi tajemnica naszego milczenia.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.