Od jakiegoś czasu od wstąpienia na tron Mikołaja II pojawił się u nas prąd niebezpieczny tak zwanych ugodowców [...]. Ugoda oznacza zmiany i obustronne ustępstwa. My, Polacy, czym wkupić się możemy w zaufanie rządu, co mamy? Co nam zostawili? Bijemy się jeszcze o wiarę i mowę, czy i te oddamy? Czy możemy [...] w prawdę obietnic wierzyć, a oni, czy zaufają tym, których krzywdzą i okłamują od lat stu? Jak dotąd panowie ugodowcy biegają do Petersburga, żyją z Moskalami, po rosyjsku z nimi mówią, ale czy który [...] wyjednał ulgę choćby dla pojedynczego człowieka, czy jednego unitę zdołał oficjalnie przy wierze ojców utrzymać albo czy jakikolwiek urząd dla Polaka otrzymał? Ci panowie nie mogą, jak mówią, pozycji swojej i przyszłości narażać dla drobnego szczegółu, ale zachowując się dla spraw wielkich, godność swoją, a co gorsza i narodową tracą.
Wola, k. Warszawy, 1 listopada
Maria Górska, Gdybym mniej kochała. Dziennik lat 1896–1906, Warszawa 1997.
Dziś rano, jak to już wczoraj przepowiadaliśmy, wkroczyły do naszego miasta oddziały wojsk rosyjskich, witane owacyjnie przez miejscową ludność. Ustały trwoga i niepokój, wzbudzone wtargnięciem najeźdźców, którzy tylko dlatego chyba nie rozstrzelali kilkuset mieszkańców, lub nie nałożyli na miasto jakiejś niemożliwej kontrybucji, gdyż nie mieli na to czasu. Ogorzałe twarze żołnierzy znad Donu i Kaukazu, wśród których spotyka się też wielu naszych poczciwych kmiotków spod Częstochowy i Sieradza, miłe sprawiają wrażenie. Zachowanie się wojska nad wyraz przyzwoite, nie ma żadnych wybryków, żadnych wykroczeń. Ciągnęły długim szeregiem bratnie hufce słowiańskie na walkę, na bój śmiertelny z groźną nawałą teutońską. Ludność nosiła im, co kto miał: papierosy, wódkę, wędliny. Wielu niosło zwoje kwiatów, którymi darzyły ich nasze panie.
Łódź, 26 sierpnia
Wacław Pawlak, Na łódzkim bruku 1901–1918, Łódź 1986.
Zaszły wielkie, straszne zmiany. Jesteśmy pod panowaniem Rosji!... – Po dwukrotnym, bezpodstawnym popłochu, fałszywym alarmie (27-go [sic!] i 31 sierpnia), istotnie, faktycznie weszło zwycięsko do Lwowa, po ustąpieniu wojska austriackiego, rosyjskie, z naczelnym wodzem von Rhode, który później zginął, z gubernatorem wojennym Szeremetiewem i zajęło miasto. To było 3-go [sic!] września, we czwartek, o 10-ej przed południem stanęły patrole na Placu Bernandyńskim i na rynku. Ja widziałam ich dopiero na drugi dzień. Nigdy tej chwili nie zapomnę. I potem… To pierwsze wyjście moje… Boże!
Zaczęły się dziwne, nieopisanie ciężkie dni…, walka wrzała, kipiała, tuż koło Lwowa, w niesłychanie długiej linii – padały setki tysięcy ludzi z obu stron, rannych i zabitych… Straszliwe! Raz przez półtora dnia i całą noc słychać było nieustający huk armat i grzmot karabinów maszynowych. Obawiano się bombardowania miasta. Ciężko było oddychać – zdawało się, że jakiś kamień olbrzymi leży na piersiach, że nieustannie dusi nas zmora. Ulice na przemian ze wzmożonym, gorączkowym ruchem, albo puste, głuche, martwe. Ciągła trwoga, ucisk, tępy a nieznośny ból. Oni przecież zachowywali się i zachowują dotąd wcale przyzwoicie i grzecznie – nieuniknione poszczególne wybryki są natychmiast karane – planuje porządek, rozporządzenia są rozsądne i słuszne przeważnie – ach! ale te okrutne sądy wojenne za lada co… i to wszystko, wszystko, takie okropne!... Pełno po murach coraz nowych obwieszczeń, nakazów, zakazów, w dwóch językach…
Lwów, Galicja Wschodnia, 20 września
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Przemyśl wzięty [22 marca]! Co dalej?... Boże, Boże!... Zdawało się to niepodobieństwem, a stało się. kosztowało tysiące istnień ludzkich, strumienie krwi… A owoce? Jakie będą i dla kogo?... Podobno już w niedzielę wiele osób wiedziało – ja nie – jeszcze wczoraj w południe ktoś mi mówił najlepsze wieści, a w godzinę później ta wiadomość. Nie chciałam wierzyć, dziś stwierdzają to dzienniki i manifestacje: chorągwie, śpiewy, pochody. Oni się cieszą, a nam serca ściskają się nieznośnym bolem. Co dalej?!...
Lwów, Galicja Wschodnia, 22–23 marca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Radość! radość nareszcie! Przed godziną weszły do miasta wojska austriackie – na Grodeckie wyszła witać ich delegacja – na ratuszu powiewa chorągiew… czarno-żółta… o! czemuż nie biało-amarantowa, prawdziwie „nasza”, bo polska?! Ale tymczasem i tym się tak cieszę, tak cieszę, że nie posiadam się z radości!
Lwów, Galicja Wschodnia, 22 czerwca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Nie pisałam dotąd jeszcze ani słówka o rewolucji, o Rosji, a przecież to taka wielka rzecz! Czym to będzie wobec zakończenia wojny, czy je przyspieszy czy opóźni, czym wobec naszej, polskiej sprawy, nie wiem – ja tak mało rozumiem politykę, a mówią różnie. Ale ze stanowiska ogólnoludzkiego ucieszyłam się gorąco. Nareszcie i ten niewolnik, tak bezmiernie długo deptany carską stopą, zerwał się, podniósł głowę i chce żyć, być człowiekiem, być narodem, a nie hordą ujarzmioną i ciemną.
Lwów, Galicja Wschodnia, 31 marca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Wolna, niepodległa, zjednoczona Polska niech żyje!
Oto w dniu następującej dla Polski wolności, my ludowcy z Królestwa wyciągamy dłoń bratnią do Was bracia chłopi spod byłego zaboru austriackiego.
Przez długie lata dzielił nas kordon i różne były formy naszego życia, kształtowanego przez dwie różne obce państwowości. Ale tak jak ziemia matka nasza, od Karpat do Bałtyku, choć pokrajana przed wiekiem jedna i cała w sobie pozostała, tak i lud polski na niej jeden. Dziś wobec losu naszego odmiany, trza nam się skrzyknąć do gromady i całą gromadą stanąć do budowy nowego życia w Polsce. I w dotychczasowych, niewolnych warunkach istnienia miał lud polski w Królestwie i w Galicji swoje ugrupowania, w których skupiał się do walki o swe prawa. My w Królestwie broniliśmy dusz naszych przed zalewem rosyjskiej obczyzny, dźwigaliśmy z trudem życie nasze na wyższy stopień zamożności i lepszego obyczaju, wyzwalaliśmy się spod przewagi społecznej innych stanów. Wy w Galicji korzystaliście z możności udziału w waszym życiu politycznym, wysyłając przedstawicieli do sejmu krajowego i do wiedeńskiego parlamentu.
Ale tak dla nas, jak i dla Was dziś dopiero nastąpiła chwila rozpoczęcia ludowej polityki. […]
My Królewiacy wydźwignąć się musimy z bierności w sprawach ogólnych, w której grzęźliśmy długo, gdy szersze życie polityczne było dla nas niedostępne. Wy zaś bracia w Galicji wytępicie u siebie ten trąd politycznego szachrajstwa, wyborczego zepsucia i krętactwa jednostek żądnych wyniesienia, co rozwijał się u was w sprzyjających warunkach austriackich swobód politycznych. Nie zniesie go już dzisiaj państwowa godność sięgającego po władzę ludu polskiego.
Bywajcie bracia!
We wspólnym solidarnym wysiłku nasza przyszłość – przyszłość wolnej Polski Ludowej.
Ok. 2 listopada
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Sąd Historii zapadł. Teraz chodzi tylko o to, jakie będą formy dalszego pochodu rewolucji, jakie będzie jego tempo. To zależy najbardziej od stopnia świadomości pierwszych oddziałów czołowych. [...] Z punktu widzenia politycznego, ekonomicznego i wojennego, Polska i Litwa nabiera szczególnego znaczenia dla rewolucji międzynarodowej. Kraje te mogą stanowić mur chiński między Niemcami a Rosją. [...] krążenie soków między Niemcami a Rosją powinno stawać coraz szybsze. [...] Nadzieja leży w tym, iż przy najściślejszym sojuszu broń możemy otrzymać od Niemców, i przy liczebnej gotowości armii obronę dać.
Wszystko to jest możliwe jedynie wtedy, gdy nie zostanie wbity między kraje rewolucyjne klin, głównie w postaci Polski. [...] Dlatego też Polska nabiera tu szczególnego międzynarodowego znaczenia. [...] Wzięcie władzy tam jest historycznym zadaniem i historycznym obowiązkiem proletariatu z punktu widzenia potrzeb rewolucji międzynarodowej; w Polsce należy tę władzę podtrzymać więc wysiłkami proletariatu niemieckiego i rosyjskiego. Naszej partii wypadło w udziale władzę tam wziąć w swoje ręce. Wobec jednak słabości proletariatu polskiego widzimy, iż bez ciężkiej walki się nie obejdzie. Nam nie wolno się spóźnić z podaniem pomocy, gdyż proletariat może być rozgromiony. Czekają nas krwawe walki.
[...] sądzę, że w interesie Rosji Sowieckiej jest, byśmy szli do kraju; oczywiście powinniśmy robić to w sposób zorganizowany, by nie wprowadzić zamętu tu i aby tam, do Polski, wejść zorganizowanymi. [...] Potrzebne też jest jądro wojskowe w Rosji; kroki ku temu zostały już przedsięwzięte. Może będą to jakie tylko dwa pułki, ale siła doskonała bojowo i politycznie, na którą bezwzględnie będzie można liczyć. Akcją tą trzeba tylko umiejętnie i energicznie pokierować, aby dać pomoc własnymi siłami, nie czekając na to, aż dać będzie musiał pomoc proletariat rosyjski i niemiecki.
12 listopada 1918
Biała Księga. Fakty i dokumenty z okresów dwóch wojen światowych, zebrał, częściowo przełożył i w przypisy zaopatrzył Wiktor Sukiennicki, Paryż 1964.
Podczas gdy w Rosji już ponad rok powiewa czerwony sztandar, a na Zachodzie, w Niemczech i na Austro-Węgrzech, wybuchy proletariackich powstań rozrastają się z godziny na godzinę — w okupowanych obwodach, w Finlandii, Estonii, na Łotwie, Litwie, Białorusi, w Polsce, Besarabii, na Ukrainie i Krymie nadal wloką swój nędzny żywot burżuazyjno-nacjonalistyczne „rządy” z łaski przeżywających swój okres schyłkowy imperialistów Zachodu.
Podczas gdy zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie „wielcy” królowie i „mocarstwowi” imperialiści zostali już strąceni do piekieł — to w okupowanych obwodach w dalszym ciągu gospodarują mali królowie i karłowaci drapieżcy, którzy stosują przemoc wobec robotników i chłopów, pastwią się nad nimi, aresztują ich i rozstrzeliwują.
Ponadto „rządy” te, które się już przeżyły, gorączkowo organizują swoje „narodowe” białogwardyjskie „pułki”, przygotowują się do „wystąpień”, prowadząc konszachty z niezlikwidowanymi jeszcze na razie rządami imperialistycznymi i snując plany „rozszerzenia” „swojego” terytorium.
Te rozkładające się za życia cienie obalonych już „wielkich” królów, te karłowate „rządy narodowe”, które zrządzeniem losów znalazły się między dwoma ogromnymi ogniskami rewolucji Wschodu i Zachodu, marzą teraz o stłumieniu powszechnego pożaru rewolucyjnego w Europie, o zachowaniu swojej śmiesznej egzystencji, o zawróceniu wstecz koła historii!...
To, czego nie udało się dokonać „mocarstwowym” królom „wielkich” Niemiec i Austro-Węgier, ci mali „królikowie” pragną zrobić „jednym uderzeniem”, za pomocą paru zdezorganizowanych białogwardyjskich „pułków”.
17 listopada
„Żizń Nationalistiej” nr 2, z 17 listopada 1918, [cyt. za:] Stalin, Dzieła, t. 4, Listopad 1917-1920, Warszawa 1951.
Nie ulega wątpliwości, że wyprawa jaśniepańskiej Polski przeciwko robotniczo-chłopskiej Rosji jest w swej istocie wyprawą Ententy. Chodzi nie tylko o to, że Liga Narodów, której kierownikiem jest Ententa i której członkiem jest Polska, najwidoczniej aprobowała wyprawę Polski na Rosję. Chodzi przede wszystkim o to, że Polska bez pomocy Ententy nie mogłaby zorganizować swego napadu na Rosję, że przede wszystkim Francja, ale również i Anglia z Ameryką udzielają ofensywie Polski pełnego poparcia w postaci broni, umundurowania, pieniędzy, instruktorów. [...]
[...] Na razie Polska stoi wobec Rosji sama, bez poważnych sojuszników bojowych.
[...]
Ani jedna armia na świecie nie może zwyciężyć (mowa oczywiście o trwałym i stanowczym zwycięstwie) bez mocnego zaplecza. [...]
Zaplecze wojsk polskich jest jednolite i zwarte narodowo. Stąd jego jedność i odporność. Decydujący nastrój zaplecza: „poczucie ojczyzny” przenika wieloma kanałami na polski front, tworząc w oddziałach więź narodową i hart. Stąd odporność wojsk polskich. Zaplecze Polski nie jest oczywiście jednorodne (i nie może być jednorodne!) w sensie klasowym, ale konflikty klasowe nie nabrały jeszcze takiej siły, aby mogły przełamać poczucie jedności narodowej i zarazić przeciwieństwami różnorodny pod względem klasowym front. Gdyby wojska polskie działały w rejonie samej Polski, walka z nimi byłaby niewątpliwie trudna.
Ale Polska nie chce ograniczyć się do własnego rejonu, pcha wojska dalej, podbijając Litwę i Białoruś, wdzierając się w głąb Rosji i Ukrainy. Ta okoliczność zasadniczo zmienia sytuację na przeważną niekorzyść dla odporności wojsk polskich. [...]
Na razie Polska prowadzi wojnę z Rosją w pojedynkę. Ale byłoby naiwnością sądzić, że jest ona osamotniona. Mamy tu na myśli nie tylko wszechstronne poparcie, którego niewątpliwie udziela Polsce Ententa, ale i tych bojowych sojuszników Polski, których po części Ententa już znalazła (np. resztki oddziałów Denikina), po części zaś ku chwale europejskiej „cywilizacji” najprawdopodobniej znajdzie. Nie jest rzeczą przypadku, że ofensywa polska zaczęła się w czasie konferencji w San Remo, dokąd nie dopuszczono przedstawicieli Rosji. Nie jest rzeczą przypadku i to, że Rumunia schowała pod sukno sprawę rokowań pokojowych z Rosją... Jest przy tym rzeczą zupełnie możliwą, że polska ofensywa, która na pierwszy rzut oka wydaje się awanturą, w rzeczywistości zakłada szeroko zakrojony plan stopniowo realizowanej, kombinowanej wyprawy.
Mimo wszystko trzeba jednak powiedzieć, że jeśli Ententa, organizując trzecią wyprawę na Rosję, liczyła na to, że ją pokona, to się przeliczyła, bo w 1920 r. szanse klęski Rosji są mniejsze, znacznie mniejsze niż w roku 1919.
25-26 maja
„Prawda” nr 111 i 112, z 25 i 26 maja 1920.
Jakież te dnie się przeżyło, Boże, Boże! i straszne i cudne razem. Sytuacja bojowa była okropna, niebezpieczeństwo dla Ojczyzny naszej wciąż niesłychane, ale też z drugiej strony niesłychany wywołany nim zapał i ofiarność – wszystko co żyje i czuje (ach! i jeżeli może) rzuciło się i do szeregów i do pracy dla nich – stowarzyszenia połączyły się w jeden wielki Komitet p.n. „Wszystko dla frontu”… Posypały się najrozmaitsze, rozliczne odezwy, wezwania, oświadczenia się z gotowością wszystkich urzędów i instytucji, zwolniono od innych obowiązków, zawezwano bardzo młodych, dziewczęta i chłopaków, wprost dzieci, do rozmaitego rodzaju służby – posypały się obficie składki na wojsko, ustanowiono podatek powszechny od okien, itd., itd. Słowem, wytężenie wszystkich sił na ratunek Ojczyzny. Tak było parę dni, gorąco i jasno i pięknie, tak jak być powinno. Wtem nagle (we środę! [14 lipca]) ciemna czy krwawa plama – jest źle, bardzo źle, bolszewicy o krok od nas, przyjdą do Lwowa – urzędy się pakują, któryś poleca wysłać jak najprędzej rodziny, bo potem w ostatniej chwili ich nie wezmą – popłoch, panika szalona. Koło mnie już się pakują…
Lwów, woj. lwowskie, 14–17 lipca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Zbliżenie się naszych wojsk do Warszawy dowiodło niezbicie, że gdzieś w jej pobliżu znajduje się środek ciężkości całego systemu światowego imperializmu, systemu opierającego się na traktacie wersalskim. Polska, ostatnia twierdza przeciw bolszewikom, znajdująca się całkowicie w rękach ententy, jest tak potężnym czynnikiem tego systemu, że kiedy Armia Czerwona zagroziła tej twierdzy — cały system się zachwiał.
22 września
Przewrót majowy 1926 roku w oczach Kremla, red. Bogdan Musiał, przy współpracy Jana Szumskiego, Warszawa 2009.
Armia nasza przekroczyła o 80 kilometrów linię wskazaną przez rząd na południowym froncie, zajęła Zwiahel i projektuje rajd kawalerii na Korosteń i Koziatyn, ostatnie węzłowe stacje przed Kijowem. Rząd obojętnie na to patrzeć nie może, będąc odpowiedzialnym za rozbicie pokoju i obruszenie opinii świata. Grupa nieprzyjacielska między Brześciem a Grodnem została rozbita. Dalsze maszerowanie na wschód byłoby błędem nie do darowania. Z Paryża nadchodzą wiadomości, że pożyczki przed lutym lub marcem otrzymać nie będzie można. Nadzieje na pomoc w aprowizacji również upadły, bo skarb jest pusty. Za dwa miesiące musielibyśmy ogłosić bankructwo i stanąć wobec braku przedmiotów pierwszej potrzeby. Teraz zaś zmuszeni bylibyśmy zabezpieczyć 14-dniowe pożywienie dla armii działającej na Podolu, odejmując chleb mieszkańcom rdzennej Polski. Łódź otrzymała po 1 f[uncie] chleba na miesiąc na głowę. Według opinii ministra kolei wobec zburzenia mostów na tyłach naszej armii jest ona zawieszona w powietrzu. Trzeba przystąpić do sfinalizowania akcji pokoju [...].
Kilkakrotnie się spiekliśmy na zwlekaniu: raz gdy straciliśmy korzystne koniunktury, spierając się o Borysów, drugi raz — gdyśmy nie zaproponowali pokoju po wzięciu Kijowa. Błąd taki nie może się powtórzyć raz jeszcze. Należy wykorzystać bez zwłoki obecną korzystną sytuację i w żadnym razie nie dopuszczać do trzeciej kampanii zimowej.
1 października
Traktat ryski 1921 roku po 75 latach. Studia pod red. Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
My, jeńcy Polacy w Smoleńskim obozie jeńców zgromadzeni, zadajemy głosem pełnym oburzenia kłam obłudnym słowom przez panów szerzonym, jakoby nas tu męczono, jakoby nas po barbarzyńsku traktowano.
Podnosimy protest przeciwko temu fałszowi na ogłupienie mas obliczonemu, protest tak głośny, by go słyszał cały świat. Z niewoli wielkopańskiej kazaniami o „ojczyźnie, Polsce od morza do morza” i innymi smakołykami słodzonej, dostaliśmy się tutaj do otoczenia pełnego prawdziwej wolności robotniczej.
Braterskie przyjęcie, jakiego tu doznaliśmy, po raz pierwszy usłyszane słowa, które nam całą zgniliznę stosunków społecznych, w których dotychczas żyliśmy, odkrywają, wszystko to skuwa nas silnym łańcuchem braterstwa z proletariatem rosyjskim. I każdy z nas pragnie wziąć oręż, by stać się bojownikiem nie kapitalizmu (jak dotąd), lecz nowego ustroju świata, którego treścią: dyktatura proletariatu, powszechny obowiązek pracy, równość, swoboda i braterstwo. [...]
Niech żyje III Międzynarodówka komunistyczna!
Niech żyje Armia Czerwona!
Niech żyje Polska Sowiecka!
Niech żyją nasi wodzowie Lenin, Trocki i Marchlewski!
Wiedeń, 7 listopada
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Delegacja rozejmowa po przybyciu do Mińska zajęła się losem jeńców wojennych Polaków, znajdujących się w miejscowych szpitalach. Znaleziono ogółem 45 chorych, względnie uzdrowieńców po przebytych chorobach zakaźnych, po tyfusie plamistym lub powrotnym, po dyzenterii, tyfusie brzusznym. Wielu z nich przechodziło po kolei wszystkie te choroby, które stale w tutejszych stronach panowały.
Stan tych chorych musi się nazwać opłakanym, Szpitale tutejsze, chociaż w domach do innych celów przeznaczonych, są dość dobrze urządzone. Szpital dla chorób zakaźnych wprost wzorowo zbudowany. Szpitale te są wcale dobrze zaopatrzone w bieliznę i pościel, po przybyciu Delegacji wydano czystą bieliznę. Cierpią jednak na zupełny brak opału i żywności w ogóle, dietetycznej w szczególności.
Mińsk, 10 listopada
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
[...] bez wątpienia dzień najradośniejszy w krótkiej, bo niespełna dwuletniej naszej niepodległości narodowej [...]. Na podstawie tych preliminariów w Rydze Polska uzyskała na wschodzie, na wschód od linii Curzona z okresu byłego imperium rosyjskiego, obszar ziemi nie mniejszy niż 130 tys. km2 z ludnością — już po odliczeniu strat spowodowanych wojną — przeszło 5-milionową [...]. Radość nasza z rezultatu osiągniętego w Rydze jest tym większa, że rezultat ten mamy do zawdzięczenia przede wszystkim sobie.
15 listopada
Traktat ryski 1921 roku po 75 latach. Studia pod red. Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
Dziesiątego grudnia w Stołbcach miała nastąpić wymiana ostatniej serii naszych jeńców w liczbie siedemnastu stop Ksiądz [Bronisław] Ussas przedstawiciel Czerwonego Krzyża przydzielony do delegacji odprowadzał ich i przybył do Stołbców o godzinie 12[.00], pomimo zawiadomienia odnośnych władz naszych ani garnituru dla naszych jeńców, ani jeńców bolszewickich, którzy z obozu jeńców w Baranowiczach przybyć mieli, a których oczekiwał w Stołbcach przedstawiciel sowieckiej Białorusi pan Kagan nie było stop Czekano do jedenastego godzina 13[.00], w którym to czasie po wielokrotnych interwencjach delegacji garnitur i jeńcy bolszewiccy przybyli stop Jeńców bolszewickich odprowadził podchorąży medyk Jan Falikowski z obozu jeńców w Baranowiczach stop Pomijając już bardzo znaczne a nieusprawiedliwione opóźnienia, które panu Kaganowi musiała dać bardzo niepochlebne pojęcie o funkcjonowaniu naszego aparatu, jeńcy bolszewiccy, przeważnie chorzy, przybyli w stanie godnym opłakania i urągającym prymitywnym pojęciom o humanitarności stop Wagon był pełen kału i cuchnął, także się do niego zbliżyć nie było można stop Fakt ten wywarł jak najgorsze wrażenie na panu Kaganie i będzie z pewnością na naszą szkodę wykorzystany stop Chcąc przeciąć wszelkie dalsze protesty, udałem się jedenastego wieczorem zaraz po powrocie księdza Ussasa do przewodniczącego rosyjskiej delegacji pana Jordańskiego i oznajmiłem mu, że winni tego karygodnego zaniedbania będą pociągnięci do odpowiedzialności stop.
Stołbce, 10-11 grudnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Uchodźcy w Mińsku żyją w najgorszych warunkach higienicznych i [...] leży w naszym interesie, żeby im powrót jak najprędzej umożliwić. Pominąwszy to, że oni i tak, w pojedynczych grupach, przekradają się tajemnie przez grancie, unikając przez to wszelkiej kontroli, tak politycznej, jak i sanitarnej, to należy wziąć i te momenta w rachubę, że ci ludzie, czekając całemi tygodniami w Mińsku w najgorszych warunkach higienicznych, tracą swoją odporność zdrowotną, pozbywają się swego mienia i wydają resztki swoich pieniędzy, i dopiero obdarci ze wszystkiego, przemęczeni i schorowani, niezdolni do prac, dostaną się do kraju, i będą tylko dla nas ciężarem. Ponieważ tak czy tak będą oni musieli z czasem powrócić do kraju, należałoby im w tym dopomóc i powrót ich przyspieszyć [...]. Powtarzam ponownie zatem mój wniosek, że tych ludzi należy zaraz zacząć przyjmować, bo jest to jedynie w naszym, dobrze zrozumianym, interesie państwowym.
Ryga, 3 stycznia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Zawarcie pokoju w Rydze będzie dalszym krokiem do umocnienia naszej budowy państwowej. Płynność granic na wschodzie zniknie, niepewność i pogotowie wojenne ustali się do norm najniezbędniejszych, a siły narodu będą mogły skierować się do pracy twórczej pokojowej nad odbudową tego, co zniszczyła wojna. Hasłem narodu jest: pokój i konstytucja! Kto jest przeciw temu hasłu, działa na szkodę narodu i na korzyść wrogów Polski.
23 lutego
„Słowo Pomorskie”, nr 42, z 23 lutego 1921, [cyt. za:] Traktat ryski 1921 roku po 75 latach. Studia pod red. Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
Za wspólnym porozumieniem wykreśliliśmy granice i postanowiliśmy nie mieszać się w sprawy wewnętrzne drugiej strony; zapewniliśmy jak najszersze prawa mniejszościom narodowym, daliśmy jak najszerszą możność wyboru obywatelstwa na rzecz jednej i drugiej strony, porozumieliśmy się co do szeregu zawiłych kwestii gospodarczych i rozrachunkowych i stworzyliśmy podwaliny przyszłych stosunków gospodarczych i politycznych. Staraliśmy się wszystkie kwestie rozstrzygnąć w sposób słuszny i sprawiedliwy, ustępowaliśmy sobie wzajemnie, nie tylko aby dojść do porozumienia, lecz aby ułatwić przyszłe nasze stosunki.
Ryga, 18 marca
Biała Księga. Fakty i dokumenty z okresów dwóch wojen światowych, zebrał, częściowo przełożył i w przypisy zaopatrzył Wiktor Sukiennicki, Paryż 1964.
Żaden z traktatów pokojowych, jakie były zawarte przez Rosję i Ukrainę, nie dopuszcza przygotowań do nowej wojny, ponieważ żaden z tych traktatów nie pozostawia nierozstrzygniętym żadnego zagadnienia ani też nie rozstrzyga żadnego zagadnienia na zasadzie prostego stosunku sił, jak się to działo zawsze dawniej ze szkodą dla tych narodów, z którymi pokój był zawierany. Same narody, otrzymując to wszystko, co dla nich jest konieczne, dbają i dbać będą o to, aby taki pokój był trwały.
Przez podpisanie pokoju z Polską zamyka się krąg pokojowych stosunków pomiędzy wszystkimi państwami, które wchodziły dawniej w skład b. Imperium Rosyjskiego, likwiduje się politykę gwałtu caratu i bez gniewu i nienawiści rozłączone narody z uczuciem szczerej przyjaźni mogą i winny rozwijać obecnie na zasadzie dobrych sąsiedzkich stosunków te więzy gospodarczego zbliżenia i wspólnoty, które powstały między nimi w rezultacie kilku wieków wspólnej jedności państwowej.
Z największym zadowoleniem wysłuchałem tutaj słów Szan. Przewodniczącego Delegacji Polskiej [...] i ze swej strony w imieniu Rosji i Ukrainy mam szczęście oznajmić, że, o ile rzeczywiście żadne obce narodowi polskiemu interesy nie będą kierować polską polityką, pomiędzy państwami, zawierającymi tutaj Traktat Pokojowy, wytworzą się niewątpliwie te przyjazne dobre sąsiedzkie stosunki, o jakich mówił Szan. Przewodniczący Delegacji Polskiej.
Ryga, 18 marca
Biała Księga. Fakty i dokumenty z okresów dwóch wojen światowych, zebrał, częściowo przełożył i w przypisy zaopatrzył Wiktor Sukiennicki, Paryż 1964.
Traktat ryski jest silnym ogniwem łańcucha wysiłków narodu dla obrony państwowych ram Rzeczypospolitej. Wschodnie granice państwa ustala traktat ryski w sposób zdecydowany, usuwający wszelkie wątpliwości, bo ustala je na podstawie ugody między zainteresowanymi państwami.
Ryga, 18 marca
Traktat ryski 1921 roku po 75 latach, studia pod redakcją Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
Wszyscy jeńcy powracający z Rosji są przez bolszewików zaopatrzeni obficie w bibułę agitacyjną, przez cały czas podróży do granicy uprawia się wśród jeńców silną propagandę i agitację komunistyczną. Przy każdym pociągu znajduje się wielki wagon pulmanowski, [w] którym przez czas podróży odbywaja się mityngi i pogadanki agitacyjne.
Jeńcom odbiera się na punkcie wymiany cały zapas przywiezionej bibuły komunistycznej, rozdając w zamian broszury i książki o treści patriotycznej oraz gazety polskie. Pisma te są rozchwytywane przez przybyłych spragnionych wiadomości z kraju.
Pożądane jest jak najobfitsze zaopatrzenie punktu wymiany jeńców w pisma i broszury treści aktualnej i propagandystycznej.
Warszawa, 9 kwietnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Akcja wymiany jeńców prowadzona przez PWJ Baranowicze przybiera powoli charakter normalnej pracy. Poszczególne oddziały obznajomiły się już ze swoimi zadaniami i wykonują swe czynności dużo intensywniej, niż to dało się zauważyć na początku. W dniu 2 kwietnia br. bolszewicy wstrzymali przesyłanie i przyjmowanie transportów wymiennych do dnia 7 kwietnia, tłumacząc to potrzebą skoncentrowania naszych jeńców w Rosji, ogółem systematycznego przysyłania nam ich w przyszłości. Po upływie tego terminu władze nasze rozpoczęły wysyłanie transportów wymiennych do Rosji i już w dniu 8 kwietnia br. wysłano do Rosji dwa transporty, zaś w dn. 9 kwietnia jeden transport. Bolszewicy dotychczas nie zapowiedzieli ani jednego transportu. W dn. 8 kwietnia odszedł z PWJ Baranowicze do Dęblina transport byłych jeńców Polaków w sile 19 oficerów i 831 szeregowców. Transport ten odszedł w przepisanym czasie po pięciodniowym pobycie w PWJ Baranowicze.
Baranowicze, 9 kwietnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
My, jeńcy Polacy, zwracamy się do Polskiego Biura przy CK KPR o polepszenie naszego bytu w rożdiestwienskim obozie. Mamy wprawdzie w obozie instruktora politycznego, t. Szarka, który jednakże nam, jeńcom, w naszej biedzie nie może, jak sam się wyraża, pomóc. Tak na przykład, nie zmienili jeńcy w przeciągu 3 miesięcy bielizny, jedni, ponieważ drugiej pary nie mają, a drudzy, ponieważ bielizna jest tak porwana i zużyta, że wprost niemożliwem jej dalej używać. Gdy więc jeńcom proponowano iść do łaźni, to jeńcy, wielka część tychże przynajmniej, zrezygnowała całkowicie z łaźni. [...]
Kilkakrotnie nie wydawano na obiady masła z powodu, że w magazynie obozowym przejściowo masła na składzie nie było. W miejsce masła jednakże nam tak samo nie wydano innych produktów. A gdy później przywieziono masło do magazynu, na ten czas nam również masła za czas zaległy nie wydano, ponieważ, jak buchalter się tłomaczy, masła za zaległy czas nie można wydawać.
Staszesik, Grankowski, Woglaszewski, jeniec pol. Szmidt.
Moskwa, 28 kwietnia
Polscy jeńcy wojenni w niewoli sowieckiej w latach 1919-1922. Materiały archiwalne, Warszawa 2009.
Wierzę, że stosunki wzajemne pomiędzy Polską a ZSRR mogą być nie tylko znośne, ale i dobre w pełnym znaczeniu tego słowa, i winny być ustanowione jak najprędzej. Im szybciej to nastąpi, tym lepiej dla obu stron. [...] dotychczasowe stosunki po traktacie ryskim to historia małych konfliktów, małych niepotrzebnych utarczek z zatraceniem spraw najistotniejszych. Nie należy sobie zaprzątać głowy małostkami, a zająć się sprawami generalnymi — jak umowa handlowa, kwestia tranzytu, konwencja konsularna [...]. Uregulowanie tych spraw pozwoli reaktywować silne i naturalne związki ekonomiczne.
12 lutego
„Izwiestija” nr 36, 12 lutego 1924, [cyt. za:] Wojciech Materski, Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939, Warszawa 1994.
Pierwotną rolą współczesnej Polski jest stawianie barier na drodze do przenikania na Zachód idei komunistycznych. Jest to pierwszy i najważniejszy wniosek przy określaniu międzynarodowej sytuacji Polski. [...]
Obecna imperialistyczna Polska to ropiejący wrzód na Wschodzie, państwo, którego przeznaczenie polega na odizolowaniu rosyjskiego proletariatu od niemieckiego oraz na powstrzymaniu rozwoju ruchu rewolucyjnego nad Berezyną. Właśnie dlatego likwidacja kapitalistycznej burżuazyjnej Polski, przekształcenie jej na robotniczo-chłopską i sowiecką stanowi obecne zadanie całego proletariatu międzynarodowego. [...]
Mamy do rozwiązania w Polsce dwa podstawowe zdania w kwestii narodowościowej: po pierwsze, powinniśmy dążyć do rozerwania państwa polskiego wzdłuż szwów narodowościowych, nie dając mu czasu na umocnienie i ustabilizowanie się. Jednocześnie musimy realizować to zadanie w taki sposób, aby nie odpychać od siebie szerokich warstw pracującej rdzennej polskiej ludności. [...] Wewnętrzna sprzeczność w tym dwoistym zadaniu zagraża poważnymi komplikacjami w partii. Partia ma przed sobą dwa niebezpieczeństwa: albo zbudować swoją orientację na nastrojach Kresów i wpaść w rewolucyjne awanturnictwo, albo nastawić się na średnie warstwy bezpośrednio w Polsce i wpaść w nacjonalistyczny oportunizm. Właściwa taktyka znajduje się gdzieś pośrodku. [...] My, komuniści, nie tylko przyznajemy sobie prawo, ale uważamy za święty obowiązek, gdy powstanie odpowiednia sytuacja, nasadzić nasz bagnet [na broń] w służbie polskich i europejskich pracujących mas. [...]
30 stycznia
Przewrót majowy 1926 roku w oczach Kremla, red. Bogdan Musiał, Warszawa 2009.
Istnieje pogląd, że ruch, na którego czele stoi Piłsudski, jest ruchem rewolucyjnym. Powiadają, że Piłsudski broni sprawy rewolucji w Polsce, sprawy chłopów przeciwko obszarnikom, sprawy robotników przeciwko kapitalistom, sprawy wolności dla uciskanych w Polsce narodowości, przeciwko polskiemu szowinizmowi i faszyzmowi. Powiadają, że wobec tego Piłsudski zasługuje na to, by komuniści go poparli.
Jest to całkowicie niesłuszne, towarzysze!
W rzeczywistości w Polsce toczy się obecnie walka pomiędzy dwoma odłamami burżuazji: odłamem wielkoburżuazyjnym z Poznaniakami na czele i odłamem drobnomieszczańskim z Piłsudskim na czele. Celem walki jest wzmocnienie, stabilizacja państwa burżuazyjnego, a nie obrona interesów robotników i chłopów oraz interesów uciskanych narodowości. Walka toczy się o metody wzmocnienia państwa burżuazyjnego. Idzie o to, że państwo polskie wkroczyło w fazę zupełnego rozkładu. Finanse lecą na łeb, na szyję. Złoty spada, przemysł jest sparaliżowany.
Narodowości niepolskie są uciskane. A na górze, w kołach zbliżonych do warstw rządzących, panuje orgia nadużyć, jak o tym zresztą mówią bez żenady przestawiciele wszystkich bez wyjątku frakcji sejmowych. [...] Polska w chwili obecnej stanowi splot szeregu zasadniczych sprzeczności, które w dalszym swym rozwoju w sposób nieunikniony doprowadzić muszą w Polsce do bezpośrednio rewolucyjnej sytuacji.
8 czerwca
Józef Stalin, Dzieła, t. 8, Warszawa 1950.
Przetrzymywanie nas pod strażą po odbyciu wyznaczonego terminu (3 lata łagrów sołowieckich i 3 lata zesłania) jesteśmy zmuszeni odbierać nie jako zwyczajne nieporozumienie (jak rodzaj niezwykłej sytuacji polegającej na tym, że w Krasnojarskiej Sekcji Operacyjnej Pełnomocnego Przedstawiciela OGPU na Kraj Wschodniosyberyjski brak informacji o naszych wyrokach), lecz jako zamierzone, świadome i systematyczne znęcanie się nad nami jako sługami kultu religijnego.
Kategorycznie protestujemy przeciwko niezasłużonym represjom, jakimi jesteśmy nieustannie poddawani, i przetrzymywaniu nas pod strażą po odbyciu wyznaczonej resocjalizacji.
Jeżeli z powodu naszych poglądów jesteśmy „obcy” społeczności radzieckiej, jeśli dla nas, oprócz więzienia, nie ma miejsca w kraju budującego się socjalizmu, to dlaczego by nie uczynić zadość naszej prośbie (zwracaliśmy się do PP OGPU ds. WSK) i nie pozwolić nam wyjechać raz na zawsze z terytorium ZSRR, choćby do Polski, skąd w swoim czasie przybyliśmy. Wątpliwe, czy w interesach władzy radzieckiej leży poddawanie nas nieskończonym i niezliczonym represjom?
Wielokrotnie oświadczaliśmy, iż jesteśmy apolityczni, że żadnego kontaktu z kontrewolucją nie mieliśmy i nie mamy. W czasie wszystkich prób i doświadczeń, jakim byliśmy i jesteśmy poddawani, organa polityczne władzy radzieckiej mogły perfekcyjnie sprawdzić i przekonać się, jak dalece bezpodstawne jest, jak bezcelowe trzymanie nas jak jakichś przestępców lub wrogów władzy radzieckiej, na równi i w jednakowych warunkach z elementem przestępczym. Ośmielamy się mieć nadzieję, że jeśli z jakichkolwiek bądź względów nie otrzymamy pozwolenia na wyjazd z terytorium ZSRR, to pojawi się z waszej strony decyzja o natychmiastowym uwolnieniu nas spod straży.
Krasnojarsk, 3 lipca
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Art. 1. Obie umawiające się strony, stwierdzając, że wyrzekły się wojny jako narzędzia polityki narodowej w ich wzajemnych stosunkach, zobowiązują się wzajemnie do powstrzymywania się od wszelkich działań agresywnych lub od napaści jedna na drugą zarówno samodzielnie, jak łącznie z innymi mocarstwami.
Za działania sprzeczne z zobowiązaniami niniejszego artykułu uznany będzie wszelki akt gwałtu, naruszający całość i nietykalność terytorium lub niepodległość polityczną drugiej umawiającej się strony, nawet gdyby te działania były dokonane bez wypowiedzenia wojny i z uniknięciem wszelkich jej możliwych przejawów.
Art. 2. W razie gdyby jedna z umawiających się stron została napadnięta przez państwo trzecie lub przez grupę państw trzecich, druga umawiająca się strona obowiązuje się nie udzielać ani bezpośrednio, ani pośrednio pomocy i poparcia państwu napadającemu przez cały czas trwania zatargu. […]
Art. 3. Każda z umawiających się stron obowiązuje się nie brać udziału w żadnych porozumieniach z punktu widzenia agresji jawnie dla drugiej wrogiej.
Moskwa, 25 lipca
Wybór tekstów źródłowych z historii Polski i powszechnej 1918-1945, red. Halina Parafianowicz, Białystok 2004.
Dnia 15 IX rano wraz z przedstawicielkami Oddziału PCK w Baranowiczach wyjechałam za otrzymaną przepustką do Kołosowa, gdzie w stanicy KOP miał być przygotowany pierwszy posiłek dla więźniów. Wszystkie produkty wiozłyśmy ze sobą. Dzięki uprzejmości dowódcy baonu KOP-u w Stołpcach, w Kołosowie zastałyśmy przygotowaną salę i otrzymałyśmy wszelką potrzebną pomoc (wodę gorącą na herbatę, przygotowane mleko, naczynia itp.). Oprócz posiłku dla powracających Polaków byłyśmy gotowe do wydania śniadań wyjeżdżającym do Rosji komunistom, którzy jednak z naszej gościnności nie skorzystali, ponieważ byli zaopatrzeni na drogę przez p. Sempołowską.
Około godziny 2-ej pani Pieszkowa, Delegatka PCK w Rosji Sowieckiej, przewiozła bezpośrednio pociągiem przez granicę do Stołpców rodziny więźniów, które przebywały w Rosji i otrzymały pozowlenie powrotu do Polski. W niektórych wypadkach więźniowie od kilku lat nie mieli styczności ze swymi najbliższymi.
O godz. 5-ej po poł. oczekiwaliśmy na więźniów pod strażnicą w Kołosowie; wracało 40 osób, wśród nich 18 księży. Niezmiernie wzruszającą była chwila, gdy więźniowie przechodzili w głębokim milczeniu pas graniczny, kobiety kroczyły naprzód, księża i mężczyźni szli za nimi. Jednocześnie 40 komunistów przechodziło w kierunku odwrotnym na terytorium sowieckie. Gdy już Polacy stanęli na ziemi ojczystej, otoczyli ich przedstawiciele władz i PCK i wszyscy przeszli razem do strażnicy, gdzie był przygotowany posiłek w postaci herbaty, mleka, tartinek, biszkoptów itp. Na przywitanie orkiestra KOP-u odegrała hymn narodowy. Wielu wśród powracających rzewnie płakało. Była to chwila bardzo podniosła, o której nie zapomną wszyscy obecni.
Kołosowo, 15 września
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
ZSRR i Polska występują ze wspólną deklaracją o ich kategorycznym zdecydowaniu ochraniania i bronienia pokoju we wschodniej Europie. Oba państwa nadmieniają, że koniecznym warunkiem tego pokoju jest nienaruszalność i pełna gospodarcza i polityczna niezawisłość nowych państw, które wyszły ze składu byłego imperium rosyjskiego, oraz że niezawisłość ta stanowi przedmiot troski obu państw. Na wypadek zagrożenia niezawisłości państw bałtyckich ZSRR i Polska zobowiązują się nawiązać natychmiast kontakt między sobą i omówić powstałą sytuację.
13 grudnia
Wojciech Materski, Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939, Warszawa 1994.
Droga Pani Pyszkowa,
Wpersz posyłam powienkszowanie Bożego narodzenia. Wenuszuje szczeńściem zdrowiem tym bożym narodzeniem. Kochana pani K. Pyszkowa. Ja jestem brat Ksiendza Bronisława (Dunin) Wonsowicza młodszy brat. Jestem wysłany w Siew-Kraj. Jako politycznyj po statji 58-6 y 58-10. W domu u mnie zostałaś mama 80 lat y siostra chora, niemam żadnej zdomu pomocy. Otże droga pani Pyszkowa bardzo proszę jeżeli można jakie kolwiek podczymanie iż czerwonego krzyża.
Bo ja zostałem się zupełnie bossy y goły niema co wzucie y odziaćsie bieliny niemam wolonek też niemam.
A tutaj bardzo zimno mruz bardzo wielki nu wprost bieda że ja niewiem jak ja tutaj wyczymam cierpiem głodem i chłodem. Kochana pani Pyszkowa bende prosić jako rodzoną Matkę żeby nie odżuciła moje proźbę y wysłać mnie bieliznę iż jedne parę wolonky czapkię y jak można to proszę wysłać jakichkolwiek sucharuw.
Do widzenia całuje Was w renkie.
Lonek Wąsowicz
Piermiłowo, Północny Archangielsk, 21 grudnia
[pisownia oryginalna]
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Pani Pełnomocnik Polskiego Czerwonego Krzyża!
W odpowiedzi na Pani dwa telegramy dotyczące mego wolnego zamieszkania informuję, że oficjalnie mi wyjaśniono, że nikt nie zabraniał mi mieszkać wolno we wszystkich wyznaczonych mi oddalonych miejscowościach, ale dla znającego prawo radzieckie, dla mnie bycie wolnym zależy od zdjęcia z listy specjalnej i nabycia obywatelstwa, ponieważ dotychczas jestem poza jakimkolwiek obywatelstwem. W związku z tym wszystkim położenie, w którym się znajduję, na razie pozostaje bez zmian.
Z pełnym szacunkiem,
28 stycznia
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Wielce Szanowna Jekatierina Pawłowna!
Proszę przyjąć słowa najgłębszej wdzięczności za przesyłkę. Przysłany przez Panią ryż to moje szczęście, dlatego że mam czym ratować dziecko. Już miesiąc choruje na dezynterię, a u nas nigdzie nie można dostać ryżu, tylko jęczmień. Lekarze stale zalecali kleik ryżowy, ryżu nigdzie nie można było zdobyć i dlatego zdecydowałam się prosić Panią o pomoc. Jestem bardzo wdzięczna i brak mi słów, by wyrazić to, co czuję.
Zwracam się jeszcze raz z prośbą do Pani — u nas chodzą słuchy, że zostanie zawarta umowa pomiędzy Polską i ZSRR co do wymiany więźniów politycznych. Jeśli to prawda, to błagam Panią o umieszczenie na liście do wymiany mnie i mojego brata, on już jest przecież stary, ile mu zostało życia! Będę Pani całe życie wdzięczna, oczywiście takie ziarenko piasku jak ja niczym nie może Pani się odwdzięczyć za opiekę nad nami.
Jednak proszę nam nie odmawiać i zawiadomić mnie, czy to prawda, czy tylko fałszywe pogłoski. Od brata otrzymałam pocztówkę 30 IX 34 r., pierwszą od roku i dwóch miesięcy jego pobytu na Sołowkach, Pisze, że wysyła listy regularnie trzy razy w miesiącu, ale otrzymaliśmy dopiero pierwszy list, jak to można wytłumaczyć?
Wdzięczna całe życie.
Derażnia, obw. winnicki, 5 października
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Jekatierino Pawłowna!
Otrzymałam od mego syna Bronisława Dunina-Wąsowicza list, który mnie zabija. On po dziś dzień znajduje się w okropnych warunkach więzienia, pomimo otwartej gruźlicy. Pani zna położenie mojego syna, wszak od dziesięciu lat nie wychodzi z zesłań i więzień. Według słów syna jego nadal oskarża się o przekroczenie granicy i rozpowszechnianie literatury polskiej. Ale, o ile wiem, on rzeczywiście przekroczył granicę w 1922 roku, wracając po ukończeniu studiów w Polsce do swoich krewnych, do ojczyzny.
Nie ukrywał tego. Ale teraz, z jakiegoś powodu czyn niemający wtedy żadnych antyradzieckich tendencji, obecnie jest klasyfikowany jako akt antypaństwowy, skierowany przeciwko władzy sowieckiej i partii i pociąga za sobą najwyższy wymiar kary.
Jak widać ze słów syna, on całkowicie uświadomił sobie swoje nietaktowne naruszenia dyscypliny, czasami dokonując rytuału, ale postępków i działań skierowanych przeciwko władzy sowieckiej z jego strony nie było. Wobec niej był on całkowicie lojalny. Usilnie Panią proszę, aby biorąc za podstawę moje słowa, zwróciła się Pani w moim imieniu, cierpiącej matki, zarówno do konsula polskiego, jak i do NKWD i do CIK-u, by mu na czas, przy pierwszej możliwości, pozwolono na wyjazd do Polski, jeśli tu, w ZSRR, nie zasługuje na wolność.
Gruźlica, której nabawił się w strasznej nędzy 10-letniego zesłania, katastrofalnie skraca dni jego szybkiego uciekającego życia.
Pomocy! Proszę Panią o wysłanie załączonej prośby do polskiego konsula oraz o zadanie sobie trudu powiadomienia o otrzymaniu naszych próśb, a w przyszłości, o wynikach mojej prośby.
Wołyń, 12 kwietnia
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937,
red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Stosunki polityczne między nami nie mogłyby być gorsze. My pracujemy nad umocnieniem prestiżu Ligi Narodów i nad bezpieczeństwem zbiorowym, zwalczamy wszelkie formy agresji i wszelkie formy faszyzmu. Prowadzimy obecnie antyniemiecką, antywłoską i antyjapońską politykę. Polska prowadzi politykę diametralnie przeciwną, starając się osłabić Ligę Narodów, zwalczając próby stworzenia bezpieczeństwa zbiorowego, popierając Włochy i sympatyzując z Japonią. Polska jest w orbicie polityki niemieckiej.
2 lipca
Wojciech Materski, Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939, Warszawa 1994.
Jako sześcioletni więzień sowiecki, skazany i utrzymany stale w najsurowszej izolacji, stwierdzam, że bez opieki Polskiego Czerwonego Krzyża, którą rozatczała nade mną pełnomocniczka jego na Rosję p. Katarzyna Pieszkowa, na pewno nie doczekałbym się dnia wolności i samo przebywanie w więzieniach byłoby dla mnie o sto procent cięższem. To Ona swą troskliwością o moje potrzeby nie dała mi zginąć w nędzy, a swoimi nawiedzeniami i ułatwianiem korespondencji z rodziną i przyjaciółmi broniła od ostatecznej depresji ducha, która w warunkach więziennych tak gnębi ludzi. Skasowanie instytucji pełnomocnistwa PCK [1 kwietnia 1937] w Rosji potęguje ogromnie niedolę Polaków więzionych w Sowietach.
1 kwietnia
Bez sądu, świadków i prawa... Listy z więzień, łagrów i zesłania do Delegatury PCK w Moskwie 1924-1937, red. Roman Dzwonkowski SAC, Lublin 2002.
Szereg rozmów odbytych ostatnio między komisarzem ludowym spraw zagranicznych ZSRR [Maksimem] Litwinowem a ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie [Wacławem] Grzybowskim doprowadziły do wyjaśnienia, że:
1. Podstawą stosunków między Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Rad są i nadal pozostają w całej swej rozciągłości wszystkie istniejące umowy, łącznie z paktem o nieagresji polsko-sowieckim z dnia 25 lipca 1932 r. i że ten pakt zawarty na pięć lat, a sprolongowany dnia 5 maja 1934 r. na termin dalszy do 31 grudnia 1945 r. posiada dostatecznie szeroką podstawę, gwarantującą nienaruszalność stosunków pokojowych między obu państwami.
2. Oba Rządy ustosunkowują się przychylnie do zwiększenia wzajemnych obrotów handlowych.
3. Oba Rządy są zgodne, co do konieczności pozytywnego załatwienia szeregu spraw wypływających ze wzajemnych stosunków umownych, a zwłaszcza spraw zaległych, oraz likwidacji powstałych w ostatnich czasach incydentów granicznych.
Moskwa-Warszawa, 26 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zgodnie z poleceniem, które otrzymałem przez radio, że moje poczynania mam uzgadniać z ambasadorem włoskim, przed południem go odwiedziłem.
Baron [Pietro Arone di] Valentino i teraz zachował spokój. Według niego panował całkowity chaos. Nikt niczego nie wiedział. Oprócz tego wobec nas — państw zaprzyjaźnionych z Niemcami — panowała w dużym stopniu nieufność.
W czasie naszej rozmowy poruszyłem kwestię dalszego rozwoju stosunków sowiecko-niemieckich i sowiecko-polskich. Ambasador Włoch wyraził swój pogląd, że Związek Sowiecki nie przeoczy nadarzającej się okazji do zajęcia części Polski, czego obecnie może właściwie dokonać w każdej chwili bez żadnego ryzyka. Na moje pytanie dotyczące sytuacji dyplomatów w przypadku niespodziewanej inwazji sowieckiej, która spotkałaby nas w bezpośredniej bliskości granicy, baron Valentino, z charakterystyczną dla niego flegmatycznością, oświadczył: „Włochy mają stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Sowieckim, więc my nie mamy powodu bać się napaści sowieckiej. Jedynie nuncjusz znajdzie się w kłopotliwej sytuacji, ale przebierzemy go za kamerdynera i wyjeżdżając stąd, zabierzemy ze sobą. Sytuacja Węgier jest inna — wy nie macie stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Można więc wnioskować, że sytuacja poselstwa węgierskiego może być niepewna”.
Okolice Krzemieńca, 10 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.
Późnym popołudniem zaskoczyła mnie moja gospodyni:
— Czy słyszał pan, że pan ambasador rosyjski [Nikołaj Szaronow] wyjechał?
— Kto pani to powiedział?
— Proszę pana, sama widziałam. Kufry wyniesiono z mieszkania i wszystko pakowano do samochodów stojących przed gmachem. Pan ambasador i inni panowie wsiedli i odjechali.
— Kiedyś wrócą — odpowiedziałem uspakajająco, ale naprawdę nagły odjazd ambasadora sowieckiego uważałem za zły znak.
Krzemieniec, 11 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.
Bardziej prowizorycznie i pierwotnie mieszkać nie możemy. Jest to szałas, górska koliba o ścianach z pletni i dachu z siana, które trzyma się na rusztowaniu z gałęzi. Przyjechaliśmy tutaj wczoraj niby to na miesiąc, ale wszyscy spodziewają się, że ta robota będzie trwała ze dwa. Jest nas około 40 osób, niektórzy porobili sobie osobne „bałagany” (tak tutejsi nazywają tego rodzaju chatki). My w czwórkę śpimy w największym, gdzie mieszka 20 osób. W czwórkę, bo od 18 czerwca jesteśmy razem ze Stefankiem, który po półtoramiesięcznej rozłące powrócił na łono rodziny. Bardzo się nabiedował przez ten czas — pracował w polu na traktorze na zmianę po 5 dni i 5 nocy. Tutaj ma jeździć na grabiarce, a my będziemy układać siano w sterty. Robota to lżejsza niż poprzednia, przyjemniejsza i czystsza.
Na utrzymanie tu nie wydajemy, bo nas karmią, za co po ukończonych sianokosach mają odciągnąć sobie część wynagrodzenia. Dostajemy po 30 dkg chleba, 1 litr mleka kwaśnego, tzw. ajranu, rano kipiatok [wrzątek] zakropiony mlekiem, w południe zupę mięsną. Oby tak, nie gorzej, było do końca. Okolica śliczna. Rozległa dolina otoczona zewsząd górami, tylko straszne upały. Jesteśmy bardzo poopalani. Do roboty mamy wychodzić o 4.00 i siedzieć do 11.00, a po południu od 4.00 do 7.00. Wszystko byłoby dobrze — tylko okropne komary dokuczają i nie ma na to rady. Nudzić się nie nudzimy, bo zawsze coś jest do naprawienia czy do zmajsterkowania. Nie mamy prawie żadnych naczyń oprócz czajnika, aluminiowej litrowej ryneczki i dwulitrowego słoja kamiennego po smalcu — pozostałości dobrych czasów. Śniadania pijemy w puszkach po konserwach, a obiad — na raty.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 21 czerwca
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
Co do budowy „bałaganu” — powoli nabieramy wprawy, zmieniamy już piąty raz miejsce koczowania. Zapowiadają, że do 20 sierpnia wszystko musi być skończone i ganiają nas pierwszorzędnie. [...] Bardzo tu ciężko coś kupić, zresztą już nawet prawie nie mamy za co, bo to, co wzięliśmy ze sobą, już prawie wyszło — ot, przecież cztery miesiące za parę dni miną, jak opuściliśmy Lwów. [...]
Wszyscy jesteśmy zupełnie zdrowi i — mimo że mało śpimy i licho jemy — dobrze wyglądamy. Pewno przyczynia się do tego opalenie. Mamusia nie chodzi po południu na robotę i stara się nam coś przygotować na kolację. [...] Nasze ubrania są w stanie opłakanym. Od kamieni i ściernisk powycierały się tak strasznie buty, że choć podeszwy jeszcze całe, to skóra na wierzchu z dziurami na wylot. Palce kompletnie wyłażą. [...] Wszystko dobrze, dopóki jest ciepło, ale co będzie w zimie? Mamusia ma tylko delikatne lekkie buciki, my ze Stefankiem na szczęście wzięliśmy narciarki. Są też wszystkie zimowe płaszcze, bo wybieraliśmy się na Sybir.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 8 sierpnia
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
Będąc zwolniona od pracy, mam teraz sporo swobody, ale mimo to jestem ciągle zajęta, bo albo zbieram kiziaki [wysuszony nawóz] na opał, albo ceruję, gotuję z wielką biedą na ognisku w piecu, przy którym po kolei wszystkie siedzimy, a jest nas w baraku 16 osób. Same kobiety — z wyjątkiem Stefanka i Jureczka Prochowskiego. Ogniska są dwa między cegiełkami. Pozycja niewygodna, bo siedzi się w kucki albo klęczy i ciągle trzeba dmuchać. Dzieci odstępują mi część chleba, bo jako roboczy kupują 600 gramów, a ja 200; ponadto przynoszą mi wieczorem kawałek swojego mięsa, rosół i kipiatok. Dodawszy mąki, mam już obiad. Znajduję też pieczarki, które należą do przysmaków. [...]
Ludzie nasi wszyscy pomęczeni pracą i starsi zgnębieni, bo warunki na zimę okropne. O kwaterach mówią, ale dotąd mało kto ma odpowiednią izbę. Dopiero jak przyjdą mrozy, to może coś obmyślą. Nie mamy pieców, podłoga jest wylepiona gliną z wiórami. Śpimy od kilku dni nie na ziemi, jak dotąd, ale na deskach, na wysokości metra. [...] Wszyscy się męczą w tych warunkach, ale ani przebłysku nadziei.
Wysyła się właśnie pismo do wyższej władzy z zażaleniem i prosi się, aby przyjechał ktoś dla zbadania naszych warunków życiowych. Opału żadnego na zimę zakupić nie można ani kiziaków nie było czasu sobie przygotować, bo całe lato trzymali nas na sianokosach. Teraz bąkają, że można by iść wycinać siekierą gałęzie — na jedną kwaterę trzeba 12 fur. Trudno, ja bym nic nie wyrąbała, bo nie miałam nawet siły wyciąć na „bałagan”, a dzieci ustawicznie poza domem. Jeszcze na zakończenie sianokosów idą do pracy na 10 dni — bez powracania do domu. Jutro rano wychodzą, ale nie wiem, jak będzie, bo pada deszcz i dziś wrócili całkiem zmoczeni. To nie do pomyślenia, jacy my sponiewierani. Jedna z najprzyjemniejszych chwil to układanie się do snu, bo nam wtedy ciepło i można myśleć o tym, co minęło. Boję się zimy, bo to najgorsze. Przyznaję, że jak ciepło i słońce świeci, to zaraz weselej na duszy i wszystko inaczej się przedstawia.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 16 września
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
Dziś, choć słońce przyświeca, bardzo zimno. Mimo to z wielkim gwałtem wyprawiono znów kilkanaście osób na oranie, między nimi Anielkę i Stefanka, a wrócili dopiero w sobotę po południu, po paru dniach spędzonych w polu. [...] Robota polega na tym, że trzeba poganiać byki, które ciągną pług. Teraz to już strasznie przykra robota z powodu tego zimna. [...] Wańdziunia niezmordowana poszła zbierać kiziaki, bo idzie tego masami. Ale co będzie w zimie — nie mamy pojęcia. Jako witaminę jemy jarzębinę.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 25 września
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
Piszę na stepie w przerwie obiadowej. Pomyśl sobie, że po sianokosach, które skończyły się 21 września, był jeden dzień wolny i zaraz posłali nas na oranie. Po awanturze pozwolili nam dochodzić z fermy parę kilometrów na miejsce pracy. Chcieli, abyśmy dalej spali w „bałaganach”, ale w końcu ustąpili, bo nocą jest już porządny mróz, więc pomarzlibyśmy. Dziwny klimat, w południe można pracować w sukni, rano i wieczór w futrze nie jest za gorąco. [...]
Najgorzej teraz z myciem, gdy wychodzimy, woda w potoku zamarznięta, wieczorem też lodowa. Bierzemy ręcznik i mydło, i myjemy się na stepie w przerwie obiadowej. [...] Pracuję z Kazakiem, przy każdym pługu jeden Kazak i jeden Polak, nawet nie można porozmawiać. [...]
Dziś deszcz i błoto po wczorajszym słonecznym dniu. Anielka i Stefanek siedzą w domu i odpoczywają, a wokół ruch, bo wczoraj zabito krowę, więc wszyscy są zaopatrzeni w mięso i każda z pań coś przyprawia. Teraz już po obiedzie i Anielka w ogromnym żelaznym kazackim moździerzu tłucze opalony jęczmień. Wielka szkoda, że nie można robić zdjęć z naszego życia. Byłyby ciekawe obrazki na później. [...]
Plagą w baraku są kazackie kury, które skaczą po stołach i porywają, co się da, z garnków. Zaprzeczenie wszelkiej estetyki i czystości, bo z myciem i praniem wielkie trudności. Jest jedna miednica, toteż wzdycham, abyście nam przysłali drugą w paczce kolejowej. Życie codzienne składa się z ciągłych starań o jedzenie, drobnych kobiecych zatargów, narzekań, tęsknot za dawnymi i przyszłymi czasami.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 27 września
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
U nas już idzie pod zimę. Wiatr przeraźliwy wieje, aż huczy w baraku. Kwatery nowe jeszcze się remontuje, ściany i podłoga świeżą gliną wylepione, drzwi nie ma, opału żadnego na zimę ani odrobiny — więc nie wiem, co to będzie. Najstraszniejsze, że pełno osób, między nimi Anielka i Stefanek, poszło w pole na oranie. Przez 10 dni wracali na noc, potem — ponieważ im nic jedzenia nie dawali — przychodzili na 6.00, a od wczoraj kazali im wziąć pościel i znowu spać w „bałaganie”, aż do śniegu, bo jest dużo jeszcze do orania. Nie pomogły żadne sprzeciwy na zebraniu. Na wszelkie mówienie ze strony naszych, odpowiedział jeden z władz: „Zdechniecie, ale zostać musicie”. Wandzia pracuje na fermie, nosi glinę, miesza z kiziakiem, biega i zbiera kiziak dla nas do palenia, chodzi daleko za zbieranym mlekiem i serem, który Kazacy tylko ukradkiem dają, bo im nie wolno sprzedawać, myje w strumieniu naczynia, tak że właściwie nigdy nie siedzi.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 9 października
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
W ogóle oszczędności na każdym kroku. Tylko sił nie możemy oszczędzać, bo nam nie dają, a markować pracę bardzo trudno. Moja robota niby na oko nietrudna ani męcząca, ale po 5–6 godzinach jestem zmęczona. Mamy nosić w 30-litrowych starych bańkach po mleku wodę, co najmniej 200 metrów, mieszać motyką z gliną i świeżymi łajniakami, a potem oblepiać tym ściany, podłogę. Tym to przykrzejsze, że ręce w niemożliwy sposób marzną, grabieją, a potem pękają do krwi. Myć się w ciepłej wodzie nie możemy, bo ledwie jest czas i dostęp, by obiad ugotować, a po drugie żadnej miednicy czy większego naczynia znikąd wydostać nie można.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 9 października
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
Przeżywamy tu teraz bardzo ciężkie dni. Zima już zagnieździła się na dobre, tym przykrzejsza, że szalone panują tu wichury i zamiecie. Tylko nieliczne dni są od nich wolne i wtedy, choć mróz jest solidny, ma się wrażenie, że jest bardzo łagodnie. Na szczęście jedna Kazaczka pożycza nam wiadro, tak że po wodę chodzi się tylko raz. Poczciwy Stefanek wziął ten obowiązek na siebie, ale naprawdę aż płakać się chce, gdy się go widzi z powrotem w domu. Wraca cały ośnieżony, oblodzony, z oczu, z nosa cieknie. Na domiar złego tak śnieg zasypał koryto rzeczne, że tu, gdzie wodę brało się dawniej, w ogóle się dostać nie można. Wyprawa trwa do pół godziny, a w drodze powrotnej to po prostu zapasy z wiatrem. Naturalnie, że teraz o praniu nawet małych rzeczy mowy być nie może, a i mydła jest już tylko jeden kawałeczek. Nie myjemy się codziennie, najwyżej ręce. [...]
Siano z dachu naszej sioneczki prawie całkiem zwiało, wobec czego nasypało się i nawiało śniegu solidnie. Dla najmniejszego nawet wyjścia trzeba się ubierać w płaszcz, czapkę, śniegowce. [...] Jest strasznie głodno, na nic sił nie mamy. W łóżku leżymy do przeszło 9.00, a od 4.30, gdy już całkiem ciemno, znowu leżymy, tyle że nie rozebrani. Bo i do czego się śpieszyć? Leżąc, opowiadamy sobie różne zdarzenia, wspominamy dawne czasy, ale najczęściej omawiamy najrozmaitsze przepisy.
Sowchoz Krasny Skotowod, Kazachstan, 29 listopada
Janina, Aniela i Wanda Dzierżanowskie, Odejście Generałowej, „Karta” nr 65, 2011.
Bezpośrednia przyczyna, która rzekomo skłoniła rząd sowiecki do zerwania stosunków dyplomatycznych z Polską, faktycznie przestała istnieć. Rząd polski więcej nie podtrzymuje swego apelu do Czerwonego Krzyża o zamordowanych oficerach polskich.
Nie bacząc na to, ze strony rządu sowieckiego nie tylko nie nastąpiło polepszenie stosunków z Polską, lecz, odwrotnie, zaostrzenie, co znalazło swój wyraz szczególnie w utworzeniu na terenie Rosji Sowieckiej własnych, od Sowietów zależnych rzekomo polskich instytucji, a nawet własnej „polskiej” dywizji wojskowej w ramach armii sowieckiej. Te kroki rządu sowieckiego mogą, bez wątpienia, stać się niebezpieczeństwem dla samodzielnej egzystencji naszego kraju.
Sprawa granic wschodnich Polski winna być odłożona do końca wojny. Aneksja wschodniej części Polski, która została przeprowadzona w oparciu o pakt między Rosją Sowiecką i hitlerowskimi Niemcami, oraz plebiscyty, które później zostały przeprowadzone na tych terenach zdobytych za zgodą Niemiec, nie mogą być uznane za ważne. Jeśli, po wojnie, nie będzie można znaleźć rozwiązania dla zagadnienia granicy polsko-sowieckiej w zgodzie z bezpośrednio zainteresowanymi stronami – powinno zgodnie z prawem samostanowienia narodów rozstrzygnąć głosowanie. Wierzymy, że Polska, w której wszyscy obywatele będą się czuli, jako pełni i równo[u]prawnieni współgospodarze państwa, i gdzie wszyscy będą korzystali z pełnych praw swobodnego narodowego rozwoju – taka Polska przyciągnie i zachowa wszystkie mniejszości narodowe naszego kraju.
W obliczu poważnej międzynarodowej sytuacji, która powstała wskutek zatargu rosyjsko-polskiego, uważa Amerykańska Delegacja „Bundu” w Polsce za swój obowiązek stwierdzić:
1) Prawa Polski do rzeczywiście niepodległej i samodzielnej egzystencji państwowej jest i musi pozostać bezsprzeczne.
2) Każdy zamach na wolność i niezależność Polski jest niebezpieczeństwem dla wolności i przyszłości powojennej Europy i stanowi poważną przeszkodę dla europejskiego ruchu robotniczego na drodze do realizacji jego wielkich zadań historycznych.
3) Dobrosąsiedzkie stosunki między Rosją i Polską, które „Bund” zawsze popierał, są teraz i będą po wojnie ważniejsze, niż kiedykolwiek. Takie dobrosąsiedzkie stosunki między Rosją i Polską mogą jednak istnieć tylko na zasadzie wzajemności i równego traktowania obu stron.
4) Konflikt rosyjsko-polski osłabia spoistość Zjednoczonych Narodów i tym samym utrudnia mobilizację wszystkich sił, by jak najszybciej wygrać wojnę. Likwidacja tego konfliktu i przywrócenie normalnych rosyjsko-polskich stosunków dyplomatycznych na podstawie równości obu stron jest palącym nakazem chwili.
Londyn, 15 września
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Do Radości doszłam dość znużona. Jakiś jegomość we flanelowej koszuli i miękkich, domowych pantoflach powiedział mi z udaną obojętnością: „Mamy już bolszewików!”. Spojrzałam jak na wariata. Przecież nigdzie nie widziałam frontu.
Tuż koło domu, w którym mieszkała moja bratowa, stał rzeczywiście czołg. W oddali, między drzewami, drugi i trzeci. Zbliżyłam się osłupiała. Na wielkim czołgu siedzieli żołnierze. Wyglądali na zmęczonych i podnieconych walką. Otoczyła ich grupa mężczyzn. Sprawdzali godzinę. Jeden z żołnierzy, nie próbując przełamać zmęczenia malującego się na zakurzonej twarzy, ujrzawszy mnie, rzucił mechanicznie „Zdrastwujtie” [Dzień dobry!]. Czułam, że zbliżam się do prawdziwej wojny, tam, gdzie się ludzie zabijają.
Zabrałam drobiazgi małego do plecaka i szybko puściłam się w drogę powrotną.
Radość koło Warszawy, 30 lipca
Jadwiga Czajka, Pamiętnik mieszkanki Pragi, Warszawa 2006.
Sowieci na Pradze!
Szary żołnierz wkroczył na oszołomione różnymi wiadomościami podwórko. [...]
Entuzjazm! Polskie orzełki i chorągiewki, polscy żołnierze!
Przed domem, na chodniku zaparkowali wojacy ogromną ciężarówkę. Wokół niezmordowana widownia. Tłumy wyległy aż na Targową. Wracali rozpromienieni.
Warszawa, 14 września
Jadwiga Czajka, Pamiętnik mieszkanki Pragi, Warszawa 2006.
Szłam ulicą Św. Wincentego. Bliżej bramy cmentarnej gromada kobiet i wyrostków rozwalała barykadę. [...]
Po ominięciu bramy cmentarnej ujrzałam idących w moim kierunku żołnierzy radzieckich. Było ich coraz więcej. Szli pojedynczo, grupami, zmęczeni i zakurzeni. Nie widziałam nigdzie cywilów. Żołnierzy witałam przyjaznym „Dzień dobry”. Odpowiadali mi „Zdrastwujtie”. Czułam dla nich wdzięczność, że wreszcie przychodzą, że nareszcie coś się zmienia. Przepędzili Niemców, a wszystko inne wydawało mi się proste, jasne i do rozwiązania. Witałam ludzi, którzy uwolnią Warszawę!
Warszawa, 16 września
Jadwiga Czajka, Pamiętnik mieszkanki Pragi, Warszawa 2006.
11 października 1944 r. zostałem aresztowany. Wiedziałem, że poprzedniego dnia aresztowano kolegę Osmankiewicza („Listera”), byłem tym bardzo zaniepokojony. Poszedłem do szkoły (radzieckiej dziesięciolatki). Na przedostatniej lekcji fizyki, 15 minut po dzwonku, wszedł do klasy zastępca dyrektora i wywołał mnie z klasy. Powiedział, żebym poszedł do dyrektora. Zapytałem, w jakim celu. Popatrzył na mnie i powiedział: „Wejdziesz, to zobaczysz...”. To był dla mnie bardzo ważny moment, bo przecież ten polski nauczyciel mógł mnie uprzedzić. [...]
W kancelarii dyrektora zastałem dwóch lejtnantów NKGB, za biurkiem siedział dyrektor Tchórzelski bardzo zdenerwowany, obgryzał palce. Kazali mi się ubrać i poszliśmy do domu. W domu przeprowadzili gruntowną rewizję. Nie znaleźli żadnej broni, mimo to kazali mi się ubrać i pójść z nimi. Ojciec rozpaczał, matka strasznie płakała. Pocieszałem matkę, że to na pewno pomyłka.
Drohobycz, 11 października
Małgorzata Giżejewska, Kołyma 1944-1956 we wspomnieniach polskich więźniów, Warszawa 2000.
Z moją dzielną zastępczynią otrzymałyśmy zaproszenie na Akademię Narodową. Ogromna sala zatłoczona po brzegi. W pierwszych rzędach polscy dygnitarze i rosyjscy generałowie. Oczywiście sojusznicze przemówienia, z których niewiele do nas dociera. Słabe oklaski jak na te tłumy.
Część artystyczna na wysokim poziomie. Wspaniały rosyjski, umundurowany chór. Dobra orkiestra. Tym razem ludzie nie szczędzili braw.
Oczywiście był hymn narodowy i... Rota.
Warszawa, 11 listopada
Jadwiga Czajka, Pamiętnik mieszkanki Pragi, Warszawa 2006.
Spontanicznie wyrażana wdzięczność swym wyzwolicielom była tego dnia widoczna na każdym kroku. Nie trzeba było nikogo mobilizować ani zachęcać zarówno do udziału w manifestacji na cześć Armii Radzieckiej, jak i do składania wizyt czerwonoarmistom. Nie zapomnę nigdy pewnej staruszki, która przyniosła przyniosła przebywającym na leczeniu żołnierzom własnoręcznie upieczone ciasto z resztek mąki, jaką jeszcze posiadała.
Będzin, 23 lutego
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
Następnego dnia, a jest to 10 marca, od rana formują kolumnę na podwórzu więziennym [w Łukiszkach]. Jest mroźny dzień. [...] Kolumna liczy pewnie parę tysięcy osób i już nie mieści się na podwórzu. Otwierają się więc bramy i wychodzimy na ulicę otoczeni wojskiem i psami.
Nagle wszyscy przytomniejemy, jak przebudzeni z długiego snu. Powodem tego jest widok tłumu kobiet, który nas w pewnej odległości otacza ze wszystkich stron. Widocznie do miasta przeciekła wiadomość, że dzisiaj wywożą z Łukiszek. [...] Zaczynają się poszukiwania bliskich. Odbywa się to w ten sposób, że z tłumu dochodzi wołanie, np.:
— Czy jest tu Janek Kowalski?
Nam nie wolno odzywać się, ani rozglądać się na boki, ale ten Janek akurat jest między nami i nie wytrzymuje:
— Zosiu, jestem tu! — woła.
Konwojent wpada w szereg i wali kolbą Janka w plecy, ale wiadomość dotarła. Krzyk z tłumu potęguje się, każda woła swego, chwilami trudno rozszyfrować, o kogo chodzi, ale co jakiś czas z kolumny przychodzi odzew. Jestem na jej końcu i widzę z przerażeniem, że dołącza do nas duża grupa kobiet. A więc je też wywożą!
Nareszcie kolumna rusza. Część konwojentów z psami idzie przed nami i zgania przechodniów z ulicy do bram. Nic to nie pomaga, cały czas słyszymy wołanie kobiet i rzadziej odpowiedzi więźniów. [...] Biegniemy pod Górę Bouffałową, ul. Słowackiego i na bocznicę kolejową. Tu przed wagonami wszyscy klękają w śniegu i czekamy na załadunek.
Po paru godzinach przychodzi kolej na nas. Ciągle trzymamy się razem z Kazikiem. Reszta to więźniowie, z którymi jeszcze się nie znamy. Ładują nas do małych wagonów towarowych po 45 osób, a więc nadal jest ciasno, tym bardziej że tu też nie ma prycz. W środku wagonu stoi żelazny piecyk tzw. „koza”, a przy drzwiach wycięto otwór o wymiarach około 15 x 15 cm — to jest nasza ubikacja. Próbujemy rozlokować się w miarę możliwości na podłodze, ale chociaż zahartowani jesteśmy w nieogrzewanych pomieszczeniach w więzieniu, tutaj dokucza nam zimno dotkliwie. Wagon ma okna zabite deskami, drzwi nieszczelne i dziurę w podłodze.
Wilno, więzienie na Łukiszkach, 10 marca
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
W końcu dojechaliśmy do Saratowa. Było to w Wielki Czwartek. [...] nie podano nam ani jedzenia, ani picia. Podobnie było w Wielki Piątek. Niektórzy z nas zwracali na ten fakt uwagę, mówiąc, że pościmy jak przystało na dobrych chrześcijan. Inni natomiast sądzili, że tu czeka nas śmierć głodowa, tym bardziej że nasz transport stał gdzieś na uboczu. [...]
Wreszcie w nocy, a było to 30 marca 1945 r., rozpoczęto rozładunek. Samochody odwoziły nas do łaźni w mieście, a następnie do łagru znajdującego się kilkanaście kilometrów za miastem, koło miejscowości Jełszanka. W tej łaźni czynny był wodociąg, więc nareszcie wody mieliśmy pod dostatkiem. Niektórzy, mimo ostrzeżeń, zapragnęli wykorzystać okazję i napić się do syta i na zapas. Skutki okazały się opłakane. Nasze zagłodzone żołądki nie wytrzymywały takiej kuracji. Ludzie padali na posadzkę nieprzytomni.
Saratów, 30 marca
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
Tymczasem nadszedł dzień 1 Maja. Miało to być dla nas prawdziwe święto i pierwszy raz dzień wolny od pracy. Tego dnia zaczynała pracę nasza łaźnia. W przeddzień ustalono już kolejność grup do kąpieli (po 20 osób). W ciągu kilku dni mieliśmy wszyscy skorzystać z tego dobrodziejstwa. Czekaliśmy na tę chwilę niecierpliwie, gdyż wszy nas żarły, a brud pokrywał nasze ciała grubą warstwą.
[...]
Jednakże nie była nam jeszcze sądzona kąpiel. Na skutek wad w instalacji łaźnia spłonęła wkrótce po wpuszczeniu do niej pierwszej grupy. Szczęśliwie nikt nie odniósł obrażeń. Dwudziestu golasów wyskoczyło z płonącego już obiektu na dwór i na tym skończyły się nasze marzenia o myciu. Uratowani z płomieni znaleźli się w krytycznej sytuacji. Ich odzież, oczywiście, spłonęła razem z łaźnią, a kierownictwo obozu nie mogło im niczego zaoferować, bo [...] nie było tu żadnej zapasowej odzieży. Chwilowo okryli się łachmanami pożyczonymi od kolegów, a następnego dnia przywieziono dla nich tylko niekompletną bieliznę i jakieś stare prześcieradła. [...] Od tej pory spotykaliśmy na terenie obozu „duchy” okryte prześcieradłami. [...]
Tak skończyły się nasze marzenia o umyciu i święto 1 Maja.
Saratów, 1 maja
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
Nadszedł dzień 9 maja. Dzień radości dla całego wolnego świata i dzień czarnej rozpaczy dla nas. Tego dnia nie było normalnej pobudki. Spaliśmy dłużej, nieświadomi przyczyny tej frajdy. Ważne było tylko to, że nie budzą nas. Dopiero około południa zarządzono apel, na którym uroczyście ogłoszono o zakończeniu wojny. Zapanowała nieopisana radość, szeregi połamały się, wznoszono okrzyki... Byliśmy — jak się okazało — bardzo naiwni. Wydawało się nam, że skoro wojna zakończyła się, to jesteśmy wolni. Dziś, jutro, otworzą bramy i wrócimy do domu. Naszą radość natychmiast zamroził komendant. Wystąpił z długim przemówieniem o konieczności jeszcze solidniejszej pracy, bo kraj jest zniszczony, że trzeba szybciej budować, szybciej kontynuować pracę przy gazociągu. Nie ma mowy o powrocie do domu, bo musimy wykonywać plany nakreślone przez partię. Zresztą, przypomniał nam jeszcze raz, że nasze domy, nasze miasta są zniszczone i wygłodzone, a tu mamy dom, pracę i wyżywienie. [...] Na zwolnienie mogą liczyć tylko ci, którzy wykażą się solidną i wydajną pracą.
Staliśmy dalej w grobowej ciszy jak odurzeni. [...] Rozchodziliśmy się do namiotów w najgorszym nastroju, całkowicie załamani. Koniec wojny stał się dla nas końcem nadziei na odzyskanie wolności.
Saratów, 9 maja
Ryszard Kłosiński, Byłem więźniem łagru nr 0321 w Saratowie, Bydgoszcz 1996.
W czasie drogi, 9 maja, pociąg zatrzymał się na stacji Zima i tam dowiedzieliśmy się, że zakończyła się wojna. Pociąg stał i każdy z nas miał nadzieję, że nas zwolnią i że wrócimy do Polski. W czasie tego postoju pociąg, który jechał ze wschodu na zachód, miał napisy na wagonach: „Priwiet bratniej Polsze”. Postój na stacji Zima trwał 2-3 dni i pociąg ruszył, ale niestety nie na zachód, tylko na wschód.
Orsza-Nachodka, 9 maja
Małgorzata Giżejewska, Kołyma 1944-1956 we wspomnieniach polskich więźniów, Warszawa 2000.
Przemówienie ob. Prezydenta [miasta] zostało przyjęte entuzjastycznie, po czym przy pochyleniu sztandarów odegrano hymn narodowy polski i radziecki. […] Po manifestacji uformował się pochód głównymi ulicami miasta, ustrojonymi we flagi narodowe, aż do miejsca, w którym ustawiona była trybuna, na której [zasiadali] przedstawiciele państwowi i samorządowi, oraz Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej w osobie Komendanta Wojennego majora Rudakowa. Przed trybuną odbyła się imponująca defilada, w której maszerujące oddziały Wojska Polskiego tłumnie zebrana publiczność przyjęła szczególnie entuzjastycznie.
Gliwice, 22 lipca
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
W ramach programu nastąpiło uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej na Starym Rynku w miejscu masowej egzekucji Polaków, którzy zginęli od kuli barbarzyńskich najeźdźców. Uroczystość rozpoczęła się o godz. 11.30, transmitowana przez Rozgłośnię Pomorską Polskiego Radia, poprzedzona nabożeństwem w kościele Farnym. Dalszy ciąg smutnej uroczystości odbył się na pięknie przystrojonym barwami narodowymi Starym Rynku. Na straży przy osłoniętej kirem płycie stanęła młodzież. Po obu stronach mównicy powiewały na wietrze dwa długie szeregi sztandarów organizacji społecznych i młodzieżowych, cechów rzemieślniczych i partii politycznych. Przed trybuną zaś stanęła kompania honorowa i orkiestra kolejowa pod bat. Dyrygenta Preibisza. […] W dalszym ciągu nastąpiło przemówienie prezydenta miasta, zakończone minutową ciszą. […] Wśród ciszy słychać było łkanie rodzin i przyjaciół poległych. Na zakończenie uroczystości delegacje przy dźwiękach marsza żałobnego Chopina złożyły na płycie wieńce. Po południu na wszystkie cmentarze bydgoskie podążyły nieprzebrane tłumy, by złożyć hołd poległym i zmarłym. […] Przy grobach poległych bohaterów polskich i radzieckich liczna młodzież z ZWM, ZHP i szkół zajęta była uzupełnianiem dekoracji grobów, które były również rzęsiście oświetlone. Przy grobach żołnierzy polskich i radzieckich wystawione były warty honorowe.
Bydgoszcz, 1 listopada
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Rosja. […] Kościół szaleje! Uniwersytety (Bójcie się Boga! prawie tak jak przed wojną). Więc co robić? Nie mówię, że to najlepiej. Ale co robić?! Kto daje nam gwarancję, że ten ustrój, który umożliwia wolność i postęp, przejdzie przez wszystkie niebezpieczeństwa? Na kim się opieramy? Górnicy, część robotników i nawet Żydów (myślę, że nie więcej jak 20%). Że większość jest jeszcze przeciw nam, to dlatego mamy zrezygnować z takiej szansy historycznej. No więc i ja czasem celowo daję się ponieść temperamentowi: My sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji. A co będzie, jeżeli w Rosji zwycięży nowy [Andriej] Żdanow? Czy ja twierdzę, że nie ma ryzyka? Ależ jest! Dlatego [tekst nieczyt.] musimy podnieść (raczej stworzyć) polską kulturę marksistowską, bo bez niej (jak i bez sztuki na najwyższym poziomie) przyjdzie klęska nieuchronna. Czy tak, czy tak [wyr. nieczyt.]. Czy Rosja będzie chciała „połykać” czy nie. ale jedno jest tu niecelowe, zbrodnicze. Humor polski (wisielczy humorek warszawski: nie damy się). Dalej: myślenie o Rosji w kategoriach alienowanych (szlachecko-romantycznych). Dalej – résistance. Dalej: krytykowanie ustroju. Że poeta nie lubi kopać pobitych? Naprawdę nie odnoszę wrażenia (niestety), żeby opozycja była zdławiona. Jest, i to jest bezczelna, i tylko czyha na sposobność potężniejszego Żdanowa (nie mówią już o wojnie). Opozycja ta jest wrogiem prawdy i piękna i musi być zdławiona. Poza tym – zdławiony powinien być antyintelektualizm polski, romantyzm, sentymentalizm, ksenofobia, katolicyzm… […]
Jeżeli wyrzucić empirię, to czy to nie jest alienacja? Jaką empirię? Taką, że „człowiek” w Polsce nie jest „wolny”? nie, bo to jest empiria plus alienacja kapitalistyczno-feudalna. Konkretnie wygląda to tak. Albo: 1). przemysłowiec nie może założyć fabryki, albo 2). inteligencik opozycyjny czy krypto opozycyjny (jakiś Sandauer) nie może dostać paszportu za gr.[anicę], 3). inteligencik nie może głosować na ONR, 4). Tatarkiewicz ma mniejsze wpływy, 5). studenci nie mogą bić Żydów itd. a w tym przekładzie „dramat wolności” wygląda zupełnie inaczej. Ja żądam dowodów (faktów) konkretnych! Artysta musi zajmować się tym, co widzi.
Sceux, Francja, 7 grudnia
Czesław Miłosz, Zaraz po wojnie. Korespondencja z pisarzami 1945–1950, red. Jerzy Illg, Kraków 1998.
Ta rocznica jest bardzo uroczyście obchodzona w ZSRR. Będzie również uroczyście obchodzona w klasie robotniczej u nas, bo stanowi ten moment, który my chcemy nawrócić, podkreślić historyczną rolę i znaczenie Lenina jako przewodnika międzynarodowych sił robotniczych, jako wodza zwycięskiej rewolucji socjalistycznej w ZSRR. W naszych wszystkich miastach wojewódzkich odbędą się akademie, które organizować będzie nasza partia. W Warszawie odbędzie się centralna akademia, na której będzie przemawiał tow. Bierut. Na wojewódzkich konferencjach powinni przemawiać czołowi aktywiści wojewódzcy. Akademia taka powinna być połączona z częścią artystyczną – pod hasłem „Lenin żyje”. […] Tam gdzie nasza organizacja partyjna na kołach partyjnych będzie mogła przeprowadzić specjalne zebrania, to oczywiście będzie bardzo dobrze. Głównie należy kłaść nacisk na to, aby to znalazło oddźwięk na wieczorach specjalnie zorganizowanych w świetlicach Związków Zawodowych, gdzie odbędą się wieczory poświęcone 25-lecia śmierci Lenina. A więc pogadanki o życiu Lenina.
Warszawa, 13 stycznia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Olbrzymia aula Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej nie mogła pomieścić wszystkich przybyłych 22 bm. na uroczystą akademię ku czci Włodzimierza Lenina. Okolicznościowy referat wygłosił tow. prof. Schaff. Mówił on o zagadnieniach marksizmu-leninizmu. W głębokim skupieniu słuchają go licznie przybyli rektorzy. Dziekani uczelni warszawskich, studentki i studenci. Prelegent poświęca szczególnie dużo miejsca analizie wkładu Lenina w rozwój filozofii marksistowskiej. Podkreśla on twórczy charakter tej filozofii, zdecydowaną walkę Lenina ze wszystkimi odmianami filozofii idealistycznej, wkład Lenina w rozwój teorii poznania marksistowskiej dialektyki, materializmu dziejowego. Zebrani wstają i spontanicznie śpiewają „Międzynarodówkę” w chwili, gdy tow. prof. Schaff kończy referat.
Warszawa, 22 stycznia
„Trybuna Ludu”, 23 stycznia 1949, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Dlaczego się tak dobrze w Polsce mamy, że jak od godz. 6-tej rano pójdzie kobieta do sklepu lub do piekarni i do masarni, więc są takie kolejki, że można zemdleć. Tak za chlebem, mięsem, a o kiełbasę, to w ogóle nie trzeba było pytać, bo nie ma. [...] Tyle transportów świń i bydląt przejeżdża przez naszą stację więc gdzie to wszystko idzie, gdzie tyle wszystkiego widzimy jak transporty wiozą, a w naszym państwie nie ma nic, ani chleba, ani słoniny, ani mięsa, cukru itp. To znaczy, że te transporty, które widzimy idą zagranicę do Związku Radzieckiego, państwa gdzie te pomarańcze produkują.
Starachowice, 20 sierpnia
Księga listów PRL-u. [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
Imię wielkiego geniusza rewolucji towarzysza [Józefa] Stalina, jego słowa i nauki są natchnieniem również dla polskich mas ludowych, które radosny dzień urodzin wodza postępowej ludzkości czczą wytężoną pracą i walką o pokój, postęp i socjalizm, łącząc się z setkami milionów ludzi pracy w okrzyku rozbrzmiewającym dziś poprzez wszystkie kontynenty: Niech żyje długie, długie lata towarzysz Stalin, geniusz myśli, płomienne serce i stalowa wola rewolucji proletariackiej! Pozdrawiamy Cię nasz wielki nauczycielu, który wzbogacasz nieustannie genialną naukę Marksa, Engelsa i Lenina gigantyczną pracą Twojej głębokiej dalekowzrocznej myśli, oświetlając drogi walki klasy robotniczej i mas pracujących – wszędzie na całym świecie. Twoje imię stało się światowym sztandarem wszystkich bojowników walczących o wyzwolenie człowieka pracy, o wolność narodów, o prawdę i pokój.
Warszawa, 18 grudnia
„Trybuna Ludu”, 22 grudnia 1951, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Jestem uczennicą kl. III-a Szkoły im. Małgorzaty Fornalskiej. Kochałam Towarzysza Józefa Stalina, a ponieważ umarł Józef Stalin, to niech będzie zastępcą syn Józefa Stalina. Towarzysze, i dajcie mi odpowiedź, czy się zgadzacie, żeby był zastępcą syn Józefa Stalina. Pisałam sama od siebie, swoją własną ręką. Mam lat 9. Tatusia nie mam, tylko mamusię.
Łódź, 9 marca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
Wstrząs był dla mnie ogromny. Wraz z jego śmiercią runęły marzenia moich lat dziecinnych i młodzieńczych, zginęła ostatnia nadzieja, zobaczenia Jego. Towarzysz Stalin nie żyje. Jakiż tragizm kryją te słowa. Ile smutku i boleści, ile łez przelanych uczci pamięć Wielkiego Nauczyciela.
Józef Stalin nie żyje.
Kochano Falo. Może wyda Ci się naiwnym mój list. Może nie uczone te słowa, ale Towarzysz Stalin był dla mnie jak Ojciec, był dla mnie drogowskazem w życiu. I nagle nie stało tego człowieka. Siedzę przy oknie i kreślę te słowa. Przede mną cudne Tatry. To dzięki Stalinowi mogę przebywać na wczasach, mogę poznawać piękno naszych ojczystych ziem.
I chociaż smutek i boleść moja jest ogromna, chociaż nieraz ogarnia mnie zwątpienie, to jednak wierzę bezgranicznie w wielką naukę Stalina, wierzę w komunizm.
Warszawa, 9 marca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
Gdy dowiedziałam się, że nasz ukochany Wódz Stalin przestał dla nas żyć, płakałam i poszłam dowiedzieć się, jakie wrażenie odniosły kobiety z naszej fabryki. Weszłam do laboratorium. Starsza siostra sanitarna miała oczy czerwone od łez. I tak obie płakałyśmy: ja, młoda zetempówka i ona starsza, bezpartyjna. Ale słów nam zabrakło.
I płakały kobiety na hali i padło wiele wypowiedzi.
Koleżanka Rakowska płakała i mówiła: „umarł Stalin, nasz wódz, kto teraz potrafi zachować pokój świata?”. I było nam bardzo smutno.
Czy to prawda, że nikt nie potrafi zachować pokoju?
Warszawa, 12 marca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
Świadomi niezawodnej pomocy Związku Radzieckiego w budowie naszej nowej, wielkiej metalurgii, świadomi, że pracą naszą tworzymy podstawy dobrobytu ludu pracującego w Polsce, likwidujemy resztki starego ustroju wyzysku, wzmacniamy siły pokoju na całym świecie – zapewniamy Partię i Rząd, zapewniamy towarzysza Bieruta o niezłomnej woli wykonania naszego planu 6-letniego.
Ok. 6 maja
„Trybuna Ludu”, 12 maja 1953, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia 1953 r. Obchodzono je w innym nastroju niż w poprzednich głodowych latach. Była nawet choinka cedrowa, dość ciekawie przybrana, bo wieszano na niej wiele rzeczy niezwiązanych z tradycją. Oprócz waty, więźniowie wieszali na niej napisy z życzeniami w różnych językach oraz kartki i listy od rodzin. Była to pierwsza wigilia przy choince — wielonarodowościowa. [...] Nie było już w naszym obozie wielkiego reżimu, ale nadal pracowaliśmy po 10 godzin na dobę i 2 godziny „udarnika” (prac dla obozu).
Obóz Łazo na Kołymie, 24 grudnia
Małgorzata Giżejewska, Kołyma 1944-1956 we wspomnieniach polskich więźniów, Warszawa 2000.
Gdy dowiedzieliśmy się, że Związek Radziecki podarował Polsce Pałac Kultury i Nauki pomyśleliśmy, że dobry przyjaciel podarował swemu przyjacielowi to czego mu najbardziej brakuje. Po zastanowieniu doszliśmy do wniosku, że byłaby lepsza zamiast PKiN odpowiednia ilość nowoczesnych bloków mieszkalnych, stanowiących całą dzielnicę nazwaną im. Stalina, byłby to piękny podarunek, podanie ręki przyjacielowi w jego ciężkim położeniu po zburzeniu przez nieprzyjaciela. Obecnie gdy musimy współdziałać przy budowie PKiN i urządzać jego całe otoczenie, co pochłania olbrzymie środki deficytowych materiałów, których nam brakuje w budownictwie, wydaje nam się ten podarunek całkiem nie–przyjacielski. Mogliśmy przecież poczekać jeszcze kilka lat na taki monument. Nic byśmy przez to jako naród nie stracili. Mamy gdzie podziać choć skromnie naszą naukę i kulturę, zaś za olbrzymie środki, jakie teraz musimy dokładać do „podarunku”, uratowalibyśmy dla naszego narodu tysiące zagrożonych złymi warunkami mieszkaniowymi obywateli – tych właśnie, którzy w przyszłości sami by taki monument dla Polski zbudowali.
Warszawa, 12 lutego
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
Mówi się dużo o budowie Pałacu Kultury przez radzieckich ludzi i o ich czynach, że oni sami i tylko oni budują bardzo szybko.
A dlaczegóż się nie mówi, że na tej budowie pracuje 5000 Rosjan i 2000 Polaków i jeszcze boczne skrzydła oddano także Polakom do obróbki. Według mnie to co się mówi, to jest fałsz, bo ja pracuję na budowie i widzę, że jeden Polak zrobi tyle co czterech Rosjan, a dlaczego nie docenia się polskich bohaterów pracy PKiN?
Wy ich wywyższacie, a ich ludzie o Polakach źle się wyrażają i mówią, że tylko Rosjanie żyją kulturowo i mieszkają w ładnych domach, a Polacy w budach takich, jak u nich psy.
Dlaczego robotnik rosyjski może zarobić 2 razy tyle co Polak? Ja uważam jak przyjaźń i braterstwo, to tego być nie powinno. Pracuję tam jako technik i widzę dziejącą się niesprawiedliwość.
Warszawa, 24 marca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
[...] powietrze w Polsce jest zatrute. Zatrute Rosją, tym bazyliszkiem narodów. Na kim spoczną oczy Rosji, na tym wyrok konania. Powietrze jest też zatrute nienawiścią, jaką żywi 95% pracującego ludu Polski do Rosji i do ustroju. Przez blisko 10 lat nie spotkałam człowieka, co by był nie już zachwycony, ale choćby zadowolony. Nawet ci, co przyznają pozytywne znaczenie wielu dzisiejszych osiągnięć, czują, że ceną ich jest obroża. I to deprymujące, duszne kłamstwo. Przecież wszyscy kłamią, a ja sama nie wiem już, co się ze mną dzieje, co myślę, co czuję.
Warszawa, 24 września
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Z wielką uwagą obserwuję IX Wyścig Pokoju Warszawa–Berlin–Praga. Wyniki XI etapu Tabor–Brno wprowadziły mnie co najmniej w zdumienie.
Nie trzeba być wielkim znawcą sportu, aby domyśleć się, że XI etap był po prostu z góry „zrobiony”. Dnia poprzedniego prasa donosiła z wielkim optymizmem, że nasi wszyscy kolarze czują się doskonale, są w formie i szykują się do zaciętej walki na dwóch ostatnich etapach. I nagle – o dziwo, tak biedacy osłabli w ciągu nocy, że w ogóle nie próbowali pogoni za czołówką.
Jasno widać, że na XI etapie, nasi sympatyczni zawodnicy jechali wg zasady: „nam jechać nie kazano”. Jeszcze jednym dowodem, że drużyna radziecka musiała wygrać zespołowo, jest fakt, że Kolombet, który jest również w doskonałej formie i który miał tylko o niecałe dwie minuty czas gorszy od Królaka, nagle zrezygnował ze zwycięstwa indywidualnego na poprzednim etapie i uplasował się na tzw. drugiej linii. To jest skandal nie wymagający wielu komentarzy, bo i po cóż? Co się zmieni? Fakt pozostanie faktem.
Dziwię się tylko naszym kolarzom, którzy poszli na tego rodzaju „machlojki”. Tłumaczy ich tylko to, że warunki życia są bardzo ciężkie, a tego rodzaju „występ” musiła się im doskonale opłacić. Niepoślednie znaczenie odegrał tu również czynnik wychowawczy. Nasi sportowcy przyzwyczajeni są do tego, że zawodnicy radzieccy muszą być zawsze lepsi od nich.
Warszawa, 16 maja
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]
Słyszałem wypowiedzi różnych ludzi, partyjnych i bezpartyjnych, robotników i inteligentów – zdania ich są równe. Wystąpienia poznańskie nazywają po prostu rewolucją głodową. Ja ze spokojnym sumieniem przyłączam się do ich zdania. Nieprawdą jest, że ludzie potępiają wystąpienia w Poznaniu.
Czy nie mogłoby być inaczej po jedenastu latach wolności? Powiem – nie. Bo dopóki Polska będzie tą dojną krową, której w Warszawie dają żreć, a w Moskwie będą doić, dopóty będzie nędza, głód i dojdzie do bezrobocia, a wynikiem tego będzie rewolucja w całym kraju. Widzi się ludzi, którzy mają pięcioro dzieci, a zarabiają 780 zł (fakt z mego zakładu). Czy tacy ludzie mogą potępiać tych, którzy występowali również w ich sprawie? Sądzę, że nie. Nie będzie Nidy dobrze w Polsce, dopóki nie przestaniemy być kolonią Rosji Sowieckiej.
Grudziądz, 5 lipca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów] ‘
Udział w składaniu wieńców przy Pomniku Żołnierzy Radzieckich. Widziałem z bliska Woroszyłowa i całą delegację radziecką. Woroszyłow stary, ma lat 77 — i głuchy. Ale rusza się żwawo. Po złożeniu wieńca biegł, by obejrzeć pomnik, za nim sunęła cała delegacja. Wszystkiego był ciekaw. Rozmawiał też z ludźmi i oczywiście nie pominął dzieci, jak przystało na wysokiego dygnitarza. Mają z nim kłopot nasi, bo wywraca nieraz ustalony porządek. Wstaje skoro świt i już o 5.00 z rana spaceruje po Warszawie, po pustych ulicach. Zostaje jeszcze aż tydzień w Warszawie.
Warszawa, 21 kwietnia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Z powodu święta 22 lipca składanie wieńców przed mauzoleum żołnierzy radzieckich na Pradze i na Okęciu. „A dlaczego nie składa się wieńców na Grobie Nieznanego Żołnierza?” — zapytałem dyrektora Regulskiego z kancelarii Rady Państwa. „Nie ma takiego zwyczaju” — odpowiedział, a ktoś dorzucił: „Jeszcze nie w tym roku”.
Byłem oburzony, ale tak wygląda nasza rzeczywistość.
Warszawa, 21 lipca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Przeprowadziłem w telewizji wywiad z majorem Gagarinem, który przyjechał do Polski. Nie jestem zadowolony. Zbyt mało czasu, za wielkie skrępowanie wywołane obecnością wielu ludzi w studio. Podobno nie wypadłem najgorzej. [...] Gagarin jest sympatycznym, skromnym chłopakiem. Sprawia wrażenie zażenowanego sławą, jaka go otacza.
Warszawa, 22 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Powinnam umieć znieść samotny los i samotną śmierć w kraju.
I wszystko by się zniosło, żeby tu nie było panowania Rosji. Nie jestem w stanie żyć ani pisać pod panowaniem Rosji. Jaka męka była pisać w niewoli za młodu. Wyszło się z tego – znów się pod to weszło, pod to moskiewskie jarzmo.
Mój Boże, rozpadło się cesarstwo austriackie, jedyne, które miało w sobie zalążki na przyszłe Stany Zjednoczone Europy, jedyne mające naród sympatycznych Niemców. A panoszy się Rosja, która nawet z socjalizmu zrobiła tylko nowe wcielenie dawnego imperium rosyjskiego. Mój Boże! Gdybym była w stanie uwierzyć w jakąkolwiek możliwość odrodzenia się Rosji, nie byłabym tak strasznie nieszczęśliwa, nie zmarnowałabym tak okropnie tych dwudziestu lat przeżytych pod okiem bazyliszka.
Komorów, 6 lutego
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Profesorka pani dr Stanisława Mazurek wykłada język niemiecki i angielski. Jest osobą bardzo niebezpieczną dla naszego ustroju. Ma doktorat, oczywiście jest znaną osobą w całym środowisku miasta Opola, a nawet ma znajomości w Warszawie. Wszyscy mówią, że jest zasłużoną działaczką śląską. Może już dawno być na emeryturze.
Czy można jej zaufać? Odpowiemy zdecydowanie, że nie i to kategorycznie nie. Na wykładach wyraża się, że język rosyjski jest językiem narodu o niskiej kulturze. Magister filologii polskiej czy fizyki i innych dyscyplin będzie mógł korzystać z bogatej literatury narodu niemieckiego. Na wykładach swoich sieje nienawiść do narodów Związku Radzieckiego. Tak niestety pani dr Mazurek zakorzeniła swoją nienawiść w studentach Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, już przez kilka lat. Oczywiście dziś się zbiera plony. Kto pała nienawiścią do kraju rad, ten jest naszym jawnym wrogiem. Jak taką osobę można dopuścić do wykładów tam, gdzie się sieje prawdę, uczucia patriotyzmu do naszych przyjaciół i wychowuje pedagogów. Dlaczego prześladuje studentów mówiących akcentem wschodnim? Kto mówi po niemiecku, to zaraz jej łzy lecą. My chcemy, żeby nas wychowywano w duchu socjalizmu, a nie przeciw socjalizmowi.
Następnym profesorem dr docentem mającym dopiero być jest pan K. Kwaśniewski — socjolog godny uwagi. Jest rzeczą oczywistą, iż przemyślał przebieg wydarzeń na naszej uczelni ze studentami potajemnie z Wasilewskim. Na swoich wykładach okropnie krytykuje system władzy państwowej. Daje masę przykładów, biorąc to za wzorowe z gospodarki Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Mówi, że obecnie w Polsce Ludowej jest gorsza biurokracja, aniżeli na zachodzie. System władzy socjalistycznej chyli się ku upadkowi. Studenci to łykają. Prowadzi szkodliwą działalność polityczną swoimi docinkami pod adresem Partii i Rządu. Robi to w bardzo umiejętny sposób. Przy omawianiu zagadnień socjologicznych ustroju socjalistycznego tu dokonuje precyzyjnej krytyki. No i cóż sama uczelnia wychowuje studentów wrogo do Polski Ludowej. Później będą lepiej obalać władzę.
Tutaj przyczynił się też magister filozofii Czermiński. Nas serca bolą, jak pan Czermiński szkaluje ustrój Polski Ludowej. Wychwala filozofów burżuazyjnych, a potępia doktrynę marksistowską.
Apelujemy o oczyszczenie naszej uczelni z tych szkodników.
Zatroskani Opolanie
Opole, 13 marca
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybów i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
Marszałek (od 1975) Breżniew za zasługi wobec ZSRR i komunizmu został uhonorowany: Orderem Lenina, Medalem Złotej Gwiazdy, honorową szablą ze złotym godłem ZSRR. [...] Przywódcy [...] krajów socjalistycznych przywieźli dary i najwyższe odznaczenia ich krajów. Na pierwszym miejscu Gierek po wymianie obowiązkowych pocałunków z jubilatem, do udzielonych dawniej odznaczeń [...] dołączył Krzyż Wielki Odrodzenia Polski oraz dyplom Honorowego Budowniczego Huty Katowice. Przemawiając, powiedział Gierek: „Wy, towarzyszu, osobiście uczestniczyliście w wyzwalaniu umęczonej Polski!” (Czego się nie mówi na jubileuszach!).
Z polskiej telewizji i radia oraz z prasy znów popłynęła rzeka wyrazów hołdu, uznania, czci dla największego człowieka naszych czasów. Dano wyraz pogłębiającej się, bezustannie wzmacnianej przyjaźni, braterstwa, współpracy i spójni radziecko–polskiej. [...] Łza się kręci w oku tysięcy Polaków, nieotumanionych oficjalną propagandą, gdy wspominają niedawne czasy, kiedy na szali stosunków radziecko-polskich ważyły się z jednej strony pakt Stalin-Hitler o IV rozbiorze Polski, wkroczenie Armii Czerwonej w granice Polski, zabór wschodniej połowy kraju i martyrologia milionów Polaków [...]. Te gorzkie uwagi muszą się nasunąć Polakowi nieprzekupnemu i niewrażliwemu na godności i materialne korzyści.
Moskwa-Warszawa, 19 grudnia
Paweł Mucha, Czasy wielkich przemian: ludzie–zdarzenia–refleksje, t. 3: [Lata 1956–1977], dziennik w zbiorach Ossolineum, 15637/II/t. 3.
Leonid Breżniew:
Logika życia jest następująca: im dalej posuwamy się drogą współpracy, tym szersze otwierają się przed nami horyzonty. Widać to zwłaszcza teraz, kiedy nasze kraje stoją u progu nowej pięciolatki. Ogromnego rozmachu nabierają prace w dziedzinie kooperacji, w szczególności w budowie maszyn i chemii, w dziedzinie tworzenia wspólnym wysiłkiem wielkich przedsiębiorstw, w dziedzinie wymiany osiągnięć myśli naukowej i technicznej. Wszystko to niewątpliwie wpłynie pozytywnie na gospodarkę, na dobrobyt ludzi pracy obu krajów. [...] W tym roku socjalistyczna Polska obchodzi swe 35-lecie. Gratulując naszym polskim przyjaciołom z okazji tego chlubnego jubileuszu, życzymy im szczęścia, pomyślności, rozkwitu.
Edward Gierek:
Przyjaźń naszych narodów rodziła się we wspólnych walkach klasowych polskich i rosyjskich rewolucjonistów, scementowała ją wspólnie przelana krew na polach bitew z hitlerowskim najeźdźcą. Dziś stanowi ona doniosły czynnik bezpieczeństwa i rozwoju Polski, a jej pogłębianie — naczelną wytyczną naszej polityki. [...] My, Polacy, tak samo jak ludzie radzieccy, opowiadamy się niezłomnie za polityką odprężenia politycznego i militarnego, przeciwko siłom zimnowojennym forsującym wyścig zbrojeń i podsycającym ogniska zapalne w świecie.
Moskwa, 12 marca
„Trybuna Ludu” nr 59, 14 marca 1979.
Dalszy ciąg festiwalu filmów krótkometrażowych. Idę obejrzeć nagrodzony film radziecki. Zaraz na początku dwadzieścia osób ostentacyjnie opuszcza salę. Wielu wychodzi w czasie projekcji. Wciąż skrzypią drzwi wyjściowe. Do Sali wpadają promienie słońca, a na ekranie rosyjskie kobiety piorą kalesony żołnierzy spod Stalingradu.
Kraków, 1 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Andriej Sacharow, ostatnia ofiara w ciągnącym się łańcuchu prześladowań, został aresztowany i deportowany za swą wiarę w wolność. [...] Sacharow utrzymywał zawsze, że obojętność świata zachodniego wzmacnia prześladowania w ZSRR, że wolni ludzie powinni czynnie angażować się i stale domagać się zmniejszenia ucisku. W chwili kiedy jego apele zaczynały odnosić skutek, kiedy Zachód zaczął wykazywać, iż nie jest dłużej gotów biernie znosić antydemokratycznych praktyk Kremla, właśnie w tym momencie nałożono mu knebel na usta. [...]
Apelujemy do włoskiej i międzynarodowej opinii publicznej, by nie pozostawała obojętna wobec kurtyny gwałtów i nadużyć, w ZSRR, z jaką od lat zderzają się podstawowe prawa człowieka, wobec ciężkiej obrazy, jakiej doznają najszlachetniejsze uczucia ludzkie. Przypominamy, że bez poszanowania wolności religijnej, znajdującej się w centrum człowieka, wszystkie inne prawa ludzkie i obywatelskie w ZSRR będą nadal bezkarnie łamane.
Ewgenij Wagin, filolog prawosławny — Rosja
Ks. prałat Vincas Mincevicius, red. biuletynu „Elta-Press” — Litwa
Dominik Morawski, publicysta, współpracownik prasy i telewizji włoskiej — Polska
Ks. Karel Skalicki, docent teologii na papieskim uniwersytecie laterańskim — Czechosłowacja
Mihalyj Geza, dziennikarz, prezes Akcji Katolickiej na wychodźstwie — Węgry
Cicerone Vernogura, literat — Rumunia
Rzym, 25 stycznia
Przedwczoraj, w piątek, wczesnym rankiem, siedemdziesięcioletni Walenty Badylak przywiązał się do studzienki na Rynku, oblał benzyną i podpalił. Zmarł w płomieniach. Obok umieścił transparent przypominający dokonany przez Rosjan w lesie katyńskim pod Smoleńskiem zbiorowy mord piętnastu tysięcy polskich oficerów, uwięzionych podczas radzieckiej agresji na Polskę.
[…]
Na Rynku było niewielu świadków i milicja pośpiesznie usunęła transparent Walentego Badylaka. Komentarze oficjalne: staruszek był nienormalny, dotknięty „chroniczną chorobą psychiczną”, leczył się. A jednak Badylak dobrze wybrał moment – dzisiaj, w dniu wyborów, mówi się tylko o jego śmierci.
Kraków, 18–20 marca
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Na początku nie zdawałem sobie sprawy, jak to zostało odebrane. Pamiętam, że po zawodach poszliśmy — [Tadeusz] Ślusarski, który zdobył ex aequo z [Konstantinem] Wołkowem srebrny medal, [Mariusz] Klimczyk, który był piąty, i ja — do studia telewizyjnego. Program prowadził [Tomasz] Hopfer. My opowiadamy, a telewidzowie jeszcze raz widzą nasze skoki. No i wał też leci. W tym momencie mówię: „A to było dla…” — i czuję, jak Hopfer kopie mnie pod stołem. [...]
Awantura zaczęła się dzień po konkursie. Dowiedziałem się, że Borys Aristow, ambasador sowiecki w Warszawie, zadzwonił z pretensjami, że obraziłem cały naród radziecki i trzeba mnie dożywotnio zdyskwalifikować i odebrać medal. Gierek zadzwonił do szefa naszej ekipy Mariana Renke z pytaniem, co się stało, dlaczego pokazałem tego wała. Zresztą, Gierek był kilka dni wcześniej u nas w wiosce olimpijskiej i rozmawialiśmy przez chwilę. Życzył sukcesów...
Renke wezwał mnie do siebie i mówi: „Co teraz? Mamy duży problem”. Wspólnie zastanawiamy się, co tu robić. [...] Przecież nie mogli mi odebrać medalu! Oficjalna wersja w końcu poszła taka, że ja tak normalnie robię, zawsze. Zawsze do poprzeczki, oczywiście. [...]
Na placu Czerwonym byłem dzień po konkursie olimpijskim, Leszek Fidusiewicz robił mi sesję zdjęciową. Jak mnie zobaczyli polscy turyści, to złapali i zaczęli podrzucać na rękach. I jeszcze do tego śpiewając: „Jeszcze Polska nie zginęła...”. Przy Mauzoleum Lenina! Tam przecież nie można było nawet głośno rozmawiać. Lecąc tak w górę, widziałem, jak w naszą stronę biegną milicjanci, żeby sprawdzić, co się dzieje. Jestem drugim Polakiem w historii, którego podrzucano na rękach na placu Czerwonym. Pierwszym był hetman Stanisław Żółkiewski.
Moskwa, 30–31 lipca
„Gazeta Wyborcza” nr 175, z 28 lipca 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Gierek zaczął od optymistycznej oceny sytuacji w kraju, którego rozwój idzie w bardzo dobrym tempie. Z zachwytem mówił o budowie Huty Katowice. [...] Potem już spokojniej, ale z naciskiem, ustosunkowywał się do trzech głównych spraw, które przedstawił Breżniew: „Opozycja? Towarzyszu Breżniew, cała ta nasza opozycja jest w naszej garści — mówił Gierek. — Ich wszystkich można na palcach policzyć, a poza tym Staszek Kowalczyk, nasz minister spraw wewnętrznych, członek Biura, na każdego opozycjonistę ma czterech swoich ludzi, którzy wszystko wiedzą o całej tej opozycji”.
Krym, 31 lipca
Piotr Kostikow, Bohdan Roliński, Widziane z Kremla. Moskwa–Warszawa gra o Polskę, Warszawa 1992, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wczoraj wróciłem z Mazur do Warszawy. W redakcji nie ma ani jednego z moich zastępców, zatem sam będę musiał doglądać tego, co daje się do numeru, ponieważ czasy są nadal bardzo niespokojne. Strajki trwają bez przerwy od 40 dni. Kierownictwo partii i rządu milczy. Gierek jest na Krymie, opala się. To wprost niewiarygodne. Tutaj z dnia na dzień pogłębia się kryzys polityczny, a ten wygrzewa się pod słońcem Południa.
Warszawa, 11 sierpnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Ambasador Aristow złożył w imieniu kierownictwa [ZSRR] oficjalne oświadczenie, wyrażające zaniepokojenie rozwojem sytuacji w Polsce. Uważają, że nasza kontrofensywa jest mało skuteczna, nie widać działania aktywu, ton prasy samooskarżycielski lub obronny. Na Wybrzeżu dużo zachodnich dziennikarzy, którzy jeszcze podjudzają. Dziwią się, że do tej pory nie zamknęliśmy granicy z Zachodem. [...]
Ton wypowiedzi był dość kategoryczny, brzmiał jak ostrzeżenie, że grozi niebezpieczeństwo. [...] Trzeba porozumieć się z tow. [Mieczysławem] Jagielskim i zapytać, jak przebiegają rozmowy, i kierować nimi tak, aby winą za zerwanie ich obarczyć w odpowiednim momencie. [...]
W propagandzie mocno podkreślić, że robotnicze postulaty już rozpatrzyliśmy i załatwiliśmy, postulatów ludzi wrogich socjalizmowi rozpatrywać nie będziemy.
Warszawa, 28 sierpnia
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W związku z realną groźbą agresji Związku Radzieckiego, odczuwam poważny niepokój o własną skórę. Gdyby Sowieci wkroczyli, zacznie się aresztowanie wszystkich przeciwników socjalizmu i partii, wysyłka ich na Sybir. Pewien jestem, że nasza milicja ma przygotowane listy i że ja na takiej liście figuruję, ponieważ oddałem legitymację partyjną. [...] Zastanawiam się, co robić w razie inwazji. Siedzieć na miejscu i czekać, aż po mnie przyjdą, czy uciekać? [...]
Aresztowanie, załadunek tłumu ludzi do wagonów towarowych i długa, bardzo długa podróż na wschód. Co ze sobą zabrać? A co ja w ogóle zdążę zabrać? Buty mam dobre — „taterniki” — wystarczą na 3–4 lata. Płaszcz zielony z podpinką jest ciepły i nieprzewiewny. Ale co z ubraniem? Ciepłą bielizną? [...] Za tydzień, miesiąc będę jeńcem — brudnym, głodnym, zawszonym.
Tuchola, 4 grudnia
Andrzej Mieczkowski, dziennik ze zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Nu, charaszo, nie wajdiom. A kak budiet usłażniat’sia, wajdiom. No bez tiebia — nie wajdiom. [No, dobrze, nie wejdziemy. A jak będzie się komplikować, wejdziemy. No, bez ciebie — nie wejdziemy.]
Moskwa, 5 grudnia
Stanisław Kania, Zatrzymać konfrontację, Warszawa 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przed chwilą był telefon ze Szwecji. Wywiad amerykański ostrzega, że wchodzą Rosjanie. W mieszkaniu jest liczne towarzystwo. Między innymi Andrzej Gwiazda i kilku znanych działaczy, bawiących przejazdem w Warszawie. Trwają gorączkowe poszukiwania alkoholu. Witek rozśmiesza wszystkich do łez opowieścią o Heniu Wujcu, który na wiadomość o szykującej się interwencji sowieckiej ukrył gdzieś powielacz [...].
Zauważam, że śmiejemy się z człowieka, który postąpił rozsądnie, my natomiast zachowujemy się jak szaleńcy. Przyjdą wkrótce po północy i wezmą nas jak owce. Wszyscy na chwilę milkną, ale nikt się nie rusza z miejsc. Było już tyle fałszywych alarmów i komu by się teraz chciało z ciepłych, przytulnych mieszkań przenosić do „piwnic”.
Warszawa, 7 grudnia
Tomasz Jastrun, Zapiski z błędnego koła, „Przedświt”, [Warszawa] 1983, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Na Zachodzie trwa histeria. Całe przedpołudnie spędzam [...] przy głośniku, nasłuchując, czy już idą. Jednak coraz bardziej wygląda mi cała ta afera na wojnę nerwów. Niewykluczone, że po uspokojeniu w Polsce Rosjanom zaświtała nadzieja, że nie będą musieli wejść. Zachowują się zaś tak, jakby już, już zaczynali interwencję, po to, aby nas zastraszyć. To sprawia wrażenie teatru.
Warszawa, 8 grudnia
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W całej Polsce obchodzono uroczyście 41. rocznicę podpisania polsko-radzieckiego Układu o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej. Centralnym akcentem tych obchodów był koncert w sali Teatru Polskiego w Warszawie. Rocznica ta łączy się z 116. rocznicą urodzin Włodzimierza Lenina [22 kwietnia]. Manifestacja pokojowa w Poroninie otwarła XIX Nowosądeckie Dni Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. A w Krakowie — tradycyjne spotkanie w Alei Róż pod pomnikiem Lenina w Nowej Hucie.
ok. 27 kwietnia
„Przekrój” nr 2133, z 27 kwietnia 1986.
Strona radziecka zapewni, po oddaniu do eksploatacji w 1988 roku gazociągu magistralnego Jamburg – zachodnia granica ZSRR, poczynając od 1989 roku dostawę gazu ziemnego z ZSRR do PRL: w 1989 roku – 0,5 miliarda metrów sześciennych, w 1990 roku – 0,9 miliarda metrów sześciennych, w 1991 roku – 1,4 miliarda metrów sześciennych, w 1992 roku – 1,8 miliarda metrów sześciennych, w latach 1993–2008 – po 2,5 miliarda metrów sześciennych rocznie.
Moskwa, 29 stycznia
www.msz.gov.pl, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Następnie wymieniliśmy uwagi na temat wizyty p. Gorbaczowa. Pan Ciosek powiedział, że strona radziecka zwróciła uwagę na ich zdaniem nazbyt nachalne przedstawianie osoby p. Gorbaczowa w telewizji (chodziło o programy biograficzne), zaleciła większy umiar w przedstawianiu Sekretarza Generalnego KPZR. W związku z tym Rakowski powiedział, że choć nie chce dyrygować telewizją i prasą, tak jak to robił jego poprzednik, ale będzie musiał w to wkroczyć. Wyraził także pewne niezadowolenie z treści przemówienia Gorbaczowa, zarzucając mu, że skupił się na sprawach europejskich i światowych, a mniej na polskich. Rakowski miał także uwagi do przemówienia gen. Jaruzelskiego, jego zdaniem było ono zbyt układne, gdy tymczasem Gorbaczow nic nie powiedział w sprawie Katynia i układu Ribbentrop-Mołotow; przedstawił tylko swoją koncepcję wobec Europy Zachodniej i załatwia swoje interesy, nie wspominając o planie Jaruzelskiego.
Warszawa, 12 lipca
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989, Warszawa – Ząbki 2006.
Wezwał mnie dowódca i zażądał wyjaśnień, kto mi dał prawo spotykać się z konsulem [generalnym PRL w Mińsku] i zapraszać go do Grodna. Paradoksalne. Oficer w armii ma takie prawa jak chłop pańszczyźniany. Konstytucja nie jest dla nas prawem, uzupełniają ją instrukcje i zarządzenia resortowe. Zgodnie z nimi, w ciągu 24 godzin od spotkania, lub jak to określają, kontaktu z obcokrajowcem, oficer powinien o tym zameldować swojemu bezpośredniemu zwierzchnikowi. Nie zameldowałem, sądząc, że to poniża i obraża moją godność. Dziki stalinizm. Rezultat – ostra nagana za pozasłużbowy kontakt z cudzoziemcem. Ta kara była zastosowana w porozumieniu z obwodowym kierownictwem partyjnym, przede wszystkim w tym celu, aby jeszcze raz spróbować mnie złamać, zmusić do porzucenia pracy społecznej.
W Komitecie Obwodowym Partii są mocno zaniepokojeni wzrostem świadomości narodowej wśród Polaków.
Grodno, 11 października
Tadeusz Gawin, Ojcowizna (Pamiętniki – 1987–1992), Grodno–Lublin 1992.
Chciałbym poruszyć pewną konkretną kwestię, a mianowicie kwestię Polaków radzieckich. Według oficjalnej statystyki, osób tej narodowości mieszka u nas około półtora miliona (przeważnie na terenach, które do roku 1939 należały do Polski. Ale nie tylko.) Faktycznie jest ich znacznie więcej, bowiem w niektórych regionach kraju (między innymi w obwodach grodzieńskim i mińskim BSRR) w dowodach osobistych Polaków – wbrew ich woli – władze stawiają częstokroć inną narodowość. Do mnie, jako do deputowanego, zwróciło się już dziesiątki ludzi ze skargami z powodu podobnego bezprawia.
W ogóle sytuacja Polaków w ZSRR jest krytyczna. Faktycznie nie ma w tym języku prasy, publikacji książek, język ostał się tylko w kościołach (tam, gdzie one w ogóle zachowały się). Zniszczono i niszczy się tysiące polskich świątyń i cmentarzy. Szkoły z polskim językiem wykładowym działają faktycznie tylko na Litwie, ale i tam jest tendencja do ich powolnego zwijania. Z 263 szkół polskich na Litwie zostało obecnie tylko 88. Wielokrotnie mniej na tysiąc mieszkańców jest wśród Polaków osób z wyższym wykształceniem, studentów, kierowniczych pracowników niż wśród ich współobywateli innych narodowości. Polaków w wielu przypadkach poważnie ogranicza się w niektórych prawach obywatelskich i socjalnych (zwłaszcza w sferze języka, kultury, oświaty), wywiera się na nich wzmożoną, systematyczną presję asymilacyjną i dyskryminacyjną ze strony biurokracji narodowej republik związkowych. Faktycznie spycha się ich ciągle do poziomu obywateli trzeciej kategorii.
Dlatego zwracamy się o pomoc do Moskwy. Prosimy Radę Najwyższą ZSRR odwołać wszystkie stalinowskie akty prawne, na podstawie których Polacy radzieccy byli przedmiotem masowych represji i eksterminacji fizycznej w latach 30–50 (w sumie około dwóch milionów ofiar). Prosimy oficjalnie zrehabilitować nasz naród i pozwolić pozostałym przy życiu przedstawicielom jego, którzy dzisiaj mieszkają na zesłaniu, wrócić tam, skąd w swoim czasie bezprawnie zostali wywiezieni, prosimy także zezwolić nam utworzyć obwody autonomicznie w składzie ZSRR. I wreszcie jest najwyższy czas powiedzieć narodom prawdę o masowym bestialskim mordzie popełnionym przez wojska NKWD na 15 tysiącach jeńców wojennych – oficerach polskich w lasach pod Smoleńskiem i w innych miejscowościach na wiosnę roku 1940. Lepsza jest gorzka prawda, niż słodkie kłamstwo, w które nikt nie wierzy.
Moskwa, 4 sierpnia
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Zainicjowana przez Pana polityka przynosi owoce w postaci uzdrowienia stosunków społecznych, coraz to nowych ujawnianych faktów historycznych, zdejmuje tabu i zakazy z nietykalnych tematów, ludzi i problemów.
Jeden problem wciąż jeszcze jednak objęty jest zakazem: problem bestialskiego mordu popełnionego w latach II wojny światowej na oficerach polskich. Zakazem tym bardziej dziwnym i niewytłumaczalnym, że motywy zbrodni i jej sprawcy są przecież od dawna znani światu. Żadne względy natury politycznej czy ideologicznej nie wydają się być usprawiedliwione wobec ogromu popełnionej na całym narodzie krzywdy, wobec bezsensownej w swoim bestialstwie masakry. Co więcej, uparte pomijanie milczeniem niezbicie dowiedzionego przez autorytatywnych historyków i potwierdzonego przez świadków wydarzenia przynosi ujmę tym, od których decyzji zależy potwierdzenie prawdy, jak też wpływa ujemnie na całokształt stosunków między narodami rosyjskim i polskim. Pomijanie bowiem milczeniem prawdy historycznej równe jest świadomemu jej fałszowaniu.
Istnienie katyńskiej „białej”, a raczej „krwawej” plamy na płótnie historii ostatniej wojny nie wpływa dodatnio również na współżycie narodów w Związku Radzieckim: wielu spośród pomordowanych w Katyniu pochodziło z Wilna i okolic, z Grodzieńszczyzny i Lwowszczyzny. Wiele rodzin nie doczekało powrotu ojców, braci, synów. […]
W związku z powyższym uważamy za niezbędne poinformować Pana o konieczności podjęcia pilnych kroków dla rozwiązania następujących problemów dotyczących okresu ostatniego półwiecza:
1. Podanie do wiadomości publicznej i obiektywna ocena motywów i sprawców zbrodni katyńskiej.
2. Postawienie przed sądem morderców – zarówno bezpośrednich wykonawców, jak i ich inspiratorów i rozkazodawców.
3. Naprawienie krzywd moralnych i materialnych, jakich doznali członkowie rodzin pomordowanych, poddawani represjom i wywózkom, niezależnie od obecnego miejsca ich zamieszkania.
4. Godne upamiętnienie wszystkich miejsc masowych mordów i zesłań Polaków z napisami i datami zgodnymi z prawdą.
Katyń, 1 września
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Nigdy nie negowaliśmy prawa Niemców do samookreślenia. Jednakże perspektywa zjednoczenia dwóch państw niemieckich, nie tylko na Wschodzie, a również na Zachodzie rodzi uczucia mieszane, zaniepokojenie możliwością powstania w centrum Europy nowego, potężnego państwa niemieckiego, jego przyszłą orientacją oraz miejscem w bilansie polityki zagranicznej i militarno-politycznym.
Zainteresowanie narodów Europy zapobieżeniem niebezpieczeństwu niemieckiemu jest historycznie uzasadnione.
Rozumiemy głębokie zaniepokojenie Rzeczypospolitej Polskiej w związku z koniecznością zapewnienia nienaruszalności jej granic zachodnich na Odrze i Nysie Łużyckiej. Nie bacząc na uznanie przez RFN tych granic, zanotowane w układzie dwustronnym 7 grudnia 1970 roku i niezależne od Aktu Końcowego KBWE z Helsinek, obecni przywódcy RFN nie zdecydowali się na obowiązującą prawno międzynarodową rejestrację polskiej granicy zachodniej jako ostatecznej.
W pełni podzielamy Pańską opinię, że ten, kto podaje w wątpliwość nienaruszalność granic, występuje przeciwko bezpieczeństwu i współpracy w Europie.
W Związku Radzieckim jesteśmy głęboko przekonani, iż ani sam proces zbliżenia pomiędzy RFN i NRD, ani zjednoczone Niemcy nie powinny stanowić zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego oraz interesów sąsiadów, zachowania stabilizacji oraz bilansu sił w Europie.
30 marca
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, oprac. red. Teresa Pawlak-Lis, Warszawa 2000.
Obecnie Armia Radziecka jest wykorzystywana do zbrodniczych akcji. Jeżeli otrzymacie rozkaz udziału w takich akcjach, nie strzelajcie do bezbronnej cywilnej ludności, unikajcie stosowania przemocy. Nie dajcie się użyć jako narzedzie do dławienia wolności i demokracji. Bądźcie wierni historycznemu hasłu Polaków: „Za wolność naszą i Waszą”.
15 stycznia
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Potrzeba nam dużo zrozumienia. W Smoleńsku zawsze wiedzieliśmy, że zrobili to nie Niemcy, ale Rosjanie. Moja mama, gdy byłem dzieckiem, powiedziała mi: „Polaków zabili nasi w 1940 roku”. To, że nasze władze i społeczeństwo nie rozumieją, że Polakom trzeba wybudować cmentarz, spowodowane jest tym, że my, Rosjanie, sami nie potrafimy godnie uczcić naszych ofiar stalinizmu.
Katyń, 4 czerwca
Paweł Wroński, Wczoraj w Katyniu, „Gazeta Wyborcza” nr 129 z 5 czerwca 1995.
Polska i Rosja przezwyciężą złą przeszłość. [...] Polskim żołnierzom, wziętym do niewoli w wyniku zdradzieckiej napaści Sowietów w 1939 r., obiecywano, że nic złego im się nie stanie, że internowano ich tylko chwilowo. 5 marca 1940 r. kilka podpisów na lakonicznym dokumencie skazało na śmierć ponad 20 tys. niewinnych ludzi. [...]
Wolna, demokratyczna Polska i wolna demokratyczna Rosja przezwyciężą złą przeszłość i oba narody nie będą ustawać w odsłanianiu prawdy i wynagradzaniu krzywdy. Oba kraje dadzą Europie przykład budowania międzyludzkich mostów.
Katyń, 4 czerwca
Paweł Wroński, Wczoraj w Katyniu, „Gazeta Wyborcza”, nr 129 z 5 czerwca 1995.
„W Europie drugiego takiego kontraktu nie ma i nie było” – mówił tuż po złożeniu podpisu na historycznym, jak to określił, dokumencie prezes rosyjskiego koncernu Gazprom Rem Wiachiriew. Przypomniał, że przez powojenne 52 lata Polska sprowadziła z Rosji ok. 140 miliardów metrów sześciennych gazu – teraz w dwa razy krótszym okresie kupi go dwa razy tyle. „Cieszmy się wszyscy Polacy, bo nie ma lepszego i tańszego gazu niż rosyjski” – skomentował podpisanie umowy minister przemysłu Klemens Ścierski. Przypomniał, że przygotowywano ją od sześciu lat, a negocjowano twardo od dwóch. Podziękował „wszystkim kolejnym rządom, premierom i Sejmom”, że umowy z Rosjanami nie zerwano.
Warszawa, wrzesień
„Gazeta Wyborcza”, nr 225 z 26 września 1996, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Zarząd Główny Stowarzyszenia Polska-Rosja zwraca się z apelem o pomoc humanitarną dla dzieci z domów dziecka, przedszkoli i szkół podstawowych obwodu kaliningradzkiego. Pomóżmy im przetrwać ciężką zimę. W Rosji brakuje żywności, odzieży i innych podstawowych artykułów, a podczas kryzysu gospodarczego najbardziej cierpią właśnie dzieci.
Każda złotówka wpłacona na ten cel może uratować czyjeś życie. Za zebrane pieniądze zakupimy żywność oraz odzież i w porozumieniu z Kaliningradzkim Towarzystwem Rosja-Polska rozdzielimy je wśród najbardziej potrzebujących.
Zarząd Główny
Stowarzyszenia Polska-Rosja
13 listopada 1998
„Gazeta Wyborcza” Kraków nr 266, 13 listopada 1998.
Fundacja Pomocy Zesłańcom Polskim kieruje wielką prośbę i apel do wszystkich gmin w Polsce. Pomóżmy tym Rodakom, którzy sami sobie pomóc nie mogą.
Szukamy ludzi i instytucji, a szczególnie władz gmin, które otwarte są na współdziałanie na rzecz pomocy zesłańcom polskim.
Jeżeli w Waszej gminie znajduje się dom, mieszkanie, zabudowa gospodarcza, jakikolwiek dach nad głową - który można wyremontować – dajcie nam znać. W zabudowaniach tych mogą zamieszkać polscy zesłańcy.
Mamy szczęście, że nie dosięgnął nas los katorgi, głodu, nędzy, prześladowań, upokorzeń – tysiące Polaków, naszych braci, nie zaparło się Ojczyzny, naszej tożsamości narodowej, historii, języka – dlatego niech będzie naszą powinnością udzielenie im jakiejkolwiek, choćby minimalnej formy pomocy.
Jeżeli chcesz informacji prawnych, jeżeli możesz doradzić nam, pomóc, jeżeli możecie wskazać zabudowę, w której można ulokować polskie rodziny – porozum się z nami.
Są już gminy, które przyjęły Polaków ze Wschodu. Twoja gmina niechaj również będzie na Honorowej Liście Pomocy Zesłańcom Polskim.
Wdzięczność za przyjęcie wyrażają rodziny przebywające już w kraju, błagają o to, by pomóc podobnym jak oni, pozostającym nadal na Wschodzie, którzy nie wyparli się Polski i którzy nie wyparli się nas.
Założyciel Fundacji, Halina Borek, Prezes zarządu Fundacji, inż. Antoni Wiatr,
17 listopada
„Gazeta Wyborcza” Kraków nr 269, 17 listopada 1998.