Od siebie więc i od tych, od których chwilowo zależymy, domagajmy się Sejmu polskiego i tylko Sejmu! Nie zastąpią go żadne ochotnicze i nakazane pobory do rządu, żadne „koalicje” stronnictw, żadne naprędce zlepiane „rady” […]. Dopóki tego nie uczynimy, będziemy ciągle kręcić się beznadziejnie w wirze politycznego bezładu, gryźć wzajemnie swoje głodne egoizmy, przekuwać polemicznymi szpilkami swoje wydęte próżnością ambicje, a świat z szyderstwem pytać się będzie: „Quo vadis, Polonia?”. I nie przyzna nam tego, co nam się słusznie należy, ale tylko to, co nam udzieli jego interes i miłosierdzie.
Stara dewiza rządów zmieniła się i brzmi dziś inaczej: Voluntas populi suprema lex esto. [Wola ludu niech będzie najwyższym prawem.]
Warszawa, 15 października
„Przegląd Poranny” nr 252, z 15 października 1918.
Mówi się o tym, że do sejmu ustawodawczego wybierać będą i kobiety, że nawet będą mogły być wybrane na posłów. Ale wielu jeszcze mamy przeciwników. Powiadają, że powinno być jak dawniej: niechże już wybierają robotnicy, chłopi, nawet analfabeci, ale zbrodniarzom, wariatom i kobietom głosu dać nie można. Drogie czytelniczki, w ładnym jesteśmy towarzystwie! I dlaczego? Nie szkodzimy społeczeństwu jak zbrodniarze i wariaci.
Kraków, 10 listopada
„Na posterunku”, nr 33, z 10 listopada 1918.
Art. 1. Obejmuję jako Tymczasowy Naczelnik Państwa, Najwyższą Władzę Republiki Polskiej i będę ją sprawował aż do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego.
Art. 2. Rząd Republiki Polskiej stanowią mianowani przeze mnie i odpowiedzialni przede mną, aż do zebrania się Sejmu, Prezydent Ministrów i Ministrowie.
Art. 3. Projekty ustawodawcze, uchwalone przez Radę Ministrów, ulegają mojemu zatwierdzeniu i uzyskują moc obowiązującą, o ile nie będą przedstawione na pierwszym posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego do jego zatwierdzenia.
Art. 4. Akty rządowe kontrasygnuje Prezydent Ministrów.
Art. 5. Sądy wydają wyroki w imieniu Republiki Ludowej.
Art. 6. Wszyscy urzędnicy Państwa Polskiego składają przysięgę na wierność Republice Polskiej według ustalić się mającej przez Radę Ministrów roty.
Art. 7. Mianowanie wyższych urzędników państwowych zastrzeżone w myśl przepisów dotychczasowych Głowie Państwa, wychodzić będzie ode mnie, na propozycję Prezydenta Ministrów i właściwego Ministra.
Art. 8. Budżet Republiki Polskiej na pierwszy okres budżetowy uchwali Rząd i przedłoży mi do zatwierdzenia.
Dan w Warszawie, 22 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Do komendanta Piłsudskiego
Polski Sejm Dzielnicowy, zgromadzony w dniach 3, 4 i 5 grudnia w Poznaniu, zwraca się do obecnej głowy państwa polskiego, p. Komendanta Piłsudskiego, z oświadczeniem, że Polacy, zamieszkali w dotychczasowych granicach Rzeszy Niemieckiej, uważają za bezwarunkowo konieczne, aby w chwili obecnej stał na czele państwa rząd silny, mający bezwzględny za sobą posłuch całego narodu. Takim rządem może być tylko rząd koalicyjny, złożony z przedstawicieli wszystkich głównych kierunków politycznych w Polsce i z wszystkich trzech dotychczasowych zaborów.
Poznań, 5 grudnia
„Kurier Poznański”, nr 279, z 5 grudnia 1918.
Sąsiedzi nasi, z którymi pragnęlibyśmy żyć w pokoju i zgodzie, nie chcą zapomnieć o wielowiekowej słabości Polski, która tak długo stała otworem dla najazdów i była ofiarą narzucania jej obcej woli przemocą i siłą. Nie chcemy mieszać się do życia wewnętrznego któregokolwiek z naszych sąsiadów, lecz pozwolić nie możemy, aby pod pozorem rzekomego dobrodziejstwa naruszano nasze prawo do samodzielnego życia. Nie oddamy ani piędzi ziemi polskiej i nie pozwolimy, by uszczuplono nasze granice, do których mamy prawo. Dążności naszych sąsiadów sprawiły, że ze wszystkimi nimi znajdujemy się obecnie w otwartej wojnie lub co najmniej w stosunkach mocno naprężonych.
Warszawa, 10 lutego
Wojciech Materski, Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939, Warszawa 1994.
Z chwilą, gdy losy w ręce moje oddały ster odradzającego się państwa polskiego, postawiłem sobie, jako zasadniczy, podstawowy cel moich rządów, zwołanie Sejmu Ustawodawczego do Warszawy.
[...]
Zgodnie ze swym zasadniczym celem i głębokim przekonaniem, że w Polsce XX wieku źródłem praw może być jedynie Sejm, wybrany na podstawach demokratycznych – obu rządom, które do życia powołałem, stawiałem jako główny warunek, by uznawały siebie za rząd jedynie tymczasowy, a pracę swą za załatwienie tylko konieczności państwowych i nie regulowały zasadniczych spraw życia politycznego i społecznego za pomocą dekretów nie uświęconych uchwałą wybrańców narodu. Również zgodnie z tym celem całe wojsko polskie, któremu mam zaszczyt przewodzić, złożyło jednobrzmiące uroczyste ślubowanie, że się podda wszystkim prawom, wynikającym z uchwał i postanowień Sejmu, a osobiście razem z całym garnizonem warszawskim złożyłem to ślubowanie dnia 13 grudnia ubiegłego roku.
Pomimo wszystkich przeszkód udało mi się zasadniczy cel mych rządów osiągnąć i zebrać w Warszawie pierwszy Sejm Polski w warunkach spokojnych, nie przeszkadzających jego pracom.
Uważam, że po jego ukonstytuowaniu się rola moja jest skończona. Jestem szczęśliwy, że posłuszny swej żołnierskiej przysiędze i swemu przekonaniu – postawić mogę do dyspozycji Sejmowi swą władzę, którą dotąd w narodzie piastowałem.
Oświadczam niniejszym, że składam swój urząd Naczelnika Państwa w ręce Pana Marszałka Sejmu.
Warszawa, 20 lutego
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Głęboko wzruszony, dziękuję panom za ten zaszczyt i za tę uchwałę, którą panowie powierzacie mi znowu władzę, przed chwilą w ręce wasze złożoną. Uważam to sobie, panowie, za wielką nagrodę za ciężką, nieraz bardzo ciężką pracę całego mojego życia.
Nie mogę jednak ukryć, panowie, że postanowienie wasze stanęło w sprzeczności z moimi najserdeczniejszymi planami i zamiarami. Uważam, że ja z moją naturą czynną, z moim – przyznam się otwarcie do wady – uporem litewskim, z moją względnie małą ustępliwością w zawiłych, trudnych, a specjalnie drażliwych sprawach politycznych, mało się nadaję do spełnienia urzędu, który ma charakter przede wszystkim polityczny. Z chwilą więc, gdy udało mi się spełnić główne moje zadanie jako naczelnika rządu: zwołać Sejm – miałem zamiar wszystkie swoje siły i całą swoją energię poświęcić jedynie i wyłącznie sprawom tym, które uważałem dla siebie za najodpowiedniejsze – sprawom wojskowym.
Ale jako żołnierz, posłusznie staję wobec postanowienia waszego, którzy reprezentujecie tutaj całą Ojczyznę. Przyjmuję ten urząd, który wy swoim postanowieniem mnie oddajecie. Liczę, że przy tym zaufaniu ułatwicie mi ogromnie niesienie tego ciężaru, który na barki mi włożyliście.
A chcę wierzyć, moi panowie, że razem z Sejmem dokończę wykonania tego testamentu, który nam przez przodków, jęczących w niewoli, został przekazany. Stworzyliśmy Polskę wolną i niepodległą. Polska tęskni do ostatniego słowa – które w tym testamencie stoi – do Polski istotnie zjednoczonej.
Warszawa, 20 lutego
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Państwo polskie i naród polski musi przede wszystkim za swój obowiązek uznać, ażeby złączyć z Polską, te wszystkie ziemie na wschodzie, na których wycisnęła piętno swej cywilizacji ludność Polska, ażeby Wilno, które zarówno jak i cały powiat wileński ma polską większość, aby Galicja Wschodnia, która na swych dalszych krańcach ma również ludność polską, ażeby te wszystkie ziemie Białorusi, Wołynia i Podola, które do Polski ciągną, w obrębie Rzeczypospolitej się znalazły.
3 kwietnia
Traktat ryski 1921 roku po 75 latach, studia pod redakcją Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
Szybki, zwycięski pochód naszych wojsk zafascynował i rozentuzjazmował nawet tych, którzy byli najbardziej zagorzałymi przeciwnikami wyprawy, tworzenia Ukrainy i samego Piłsudskiego. Zapomniano o koncepcjach politycznych, o zawiściach drobnych [...]. Symptomatycznym wyrazem tego entuzjazmu, tego unisono moralnego było uroczyste przemówienie w Sejmie (4 maja) marszałka Trąmpczyńskiego, nieskłonnego zresztą do entuzjazmu i nielubiącego Piłsudskiego z całego serca; wyrazem był następujący telegram wysłany przez marszałka za jednomyślną zgodą Sejmu do Naczelnika Piłsudskiego: „Wieść o świetnym zwycięstwie, jakie odnosi żołnierz polski pod Twoim, Naczelniku, dowództwem, napawa radosną dumą cały naród polski. Za ten krwawy i bohaterski trud, który zbliża nas do upragnionego pokoju i kładzie nowe podwaliny pod potęgę państwa polskiego, Sejm w imieniu wdzięcznej Ojczyzny śle Tobie, Wodzu Naczelny, i bohaterskiej armii serdeczną podziękę”.
Warszawa, 4 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, do druku przyg. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Nuncjusz [papieski Achille Ratti] celebrował mszę w katedrze w dniu Bożego Ciała, a następnie szedł na czele procesji.
Tłumy zalewały ulice.
Obok nuncjusza, niosącego dość ciężką monstrancję, szła asysta, która zmieniała się przy każdym z czterech ołtarzy; w liczbie ich byli: Marszałek Sejmu Trąpczyński, premjer p. Witos, prezydent miasta p. Drzewiecki, prezes Rady Miejskiej p. Baliński, dwóch ministrów i dwóch generałów, w liczbie ich i ja. Szliśmy od ostatniego ołtarza do katedry, na placu Zamkowym procesja zatrzymała się i nuncjusz pobłogosławił zebranych podniesioną monstrancją. Dzień był bardzo upalny. Miałem wrażenie, że poza wielkiem zmęczeniem, na twarzy jego malowało się wielkie wzruszenie.
Warszawa, 26 maja
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Roboty tegoroczne utknęły z powodu braku funduszów na dalsze prowadzenie robót.
Skarb dał 150 miljonów marek na rok bieżący i stosownie do tego był zakreślony minimalny program robót, lecz z powodu zdrożenia materiałów i robocizny, dochodzących do 135% w porównaniu z cenami preliminarza, koszt budowy podniósł się automatycznie o 203 miljonów marek, czyli razem wynosi 353 miljonów marek.
Komisja Sejmowa Skarbowo-Budżetowa uchwaliła jeszcze w maju br. do powyższych 150 miljonów marek dodatkowy kredyt 100 miljonów marek na budowę portu w Gdyni, ale podobno nawet tych 100 miljonów marek już uchwalonych Skarb nie chce dać, skutkiem czego zmuszony byłem 18 bm. wymówić pracę przeszło 400 ludziom, zajętym przy budowie portu.
Gdynia, 20 sierpnia
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Po raz drugi mam zaszczyt otwierać Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Po raz drugi, jako najwyższy przedstawiciel władzy wykoawczej, staję przed tymi, którzy mają prawo o niej sądzić.
Lecz warunki, w których przemawiałem kilka lat temu, były zupełnie od obecnych odmienne.
[...]
Szczęśliwy jestem, że mogę otwierać pierwszy Sejm zwyczajny, nie nawołując do obowiązków walki, lecz do obowiązków spokojnej pracy pokojowej. Praca tym spokojniejszą być może, że granice nasze są ustalone i my sporu o nie orężną rozprawą sami wszczynać nie zamierzamy i zadraśnień z którąkolwiek stroną nie szukamy.
[...]
Panowie rozpoczynacie pracę, która na innych podstawach oparta zniewalać was będzie do innego życia niż to, które dotychczas w tej sali panowało!
Jesteście panowie pierwszym Sejmem, opartym o Konstytucję Rzeczypospolitej, i stanowicie punkt zwrotny w życiu państwa, które – wychodząc z okresu tymczasowości – wstępuje na drogę normalnego rozwoju.
Konstytucja chce, że w tej pracy, która was czeka, razem z wami pracować będą i inne jeszcze równorzędne organy państwowe.
Dotychczasowe życie polityczne Rzeczypospoliej nie wykazało wybitnych zdolności naszych do współpracy.
Sądzę przeto, że będę w tym wypadku rzecznikiem wszystkiego, co żyje i pracuje poza tą salą, gdy zwrócę się do panów z apelem, ażebyście przykładem swoim stwierdzili, że w naszej ojczyźnie istnieje możność lojalnej współpracy ludzi, stronnictw i instytucji państwowych.
[...]
Ogłaszam pierwszy Sejm zwyczajny Rzeczypospolitej za otwarty i powołuję na przewodniczącego najstarszego wiekiem posła Kazimierza Browsforda.
Warszawa, 28 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
[...] dzień przysięgi nie zwiastował nic dobrego. Prezydent Rzeczypospolitej Narutowicz został obrany większością, na której zaważyły głosy mniejszości narodowych, zwłaszcza Żydów. Gazety narodowo-prawicowe od razu uderzyły w ton nieprzejednany. Rozdrażnienie wzrastało. Na drodze do Sejmu, którą miał jechać Prezydent, aby złożyć przysięgę, nieprzychylne elementy urządziły naprędce barykadę. Otwarty powóz Prezydenta, zaprzężony w białe konie (dawniej Piłsudskiego), zmuszony był przejechać chodnikiem. Demonstranci obrzucili powóz garściami śniegu. Przed sejmem burzył się niespokojny tłum. Żaden z posłów obozu narodowego na akt przysięgi się nie zjawił. Posłowie lewicy zostali przytrzymani na ulicy przez „narodowców”. Zawrzała walka uliczna. Padły strzały, przy czym zabito dwóch ludzi, rannych zaś było kilku.
Warszawa, 11 grudnia
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
Wciągnięcie wszystkich obywateli do bezpośredniego udziału we władzy jest najlepszą i niezmiernie dla narodu ważną szkołą wyrobienia państwowego. Rozwój instytucji samorządowych dzisiaj już bardzo znaczny nie tylko osiąga ten wysoki cel, lecz tłumi jednocześnie niezmiernie dla nas ważne niebezpieczeństwo, jakim jest spychanie wszystkich zadań społecznych na barki rządu, co zatem idzie, zupełnie zanika poczucie współodpowiedzialności za dobro Państwa.
Warszawa, 19 stycznia
Grzegorz Radomski, Samorząd terytorialny w myśli politycznej Narodowej Demokracji 1918–1939, Toruń 2009.
Rząd obecny, powołany przez prezydenta Rzeczypospolitej i obdarzony zaufaniem sejmu, objął ster państwa z silnym postanowieniem zaprowadzenia ładu w gospodarstwie publicznym, a przede wszystkim powstrzymania spadku waluty, wynikającego z braku równowagi między dochodami a wydatkami państwa, i nadmiernego z tego powodu druku pieniędzy papierowych, niepokrytych złotem. [...]
Jak największe wysiłki muszą być zrobione w tym kierunku, aby istotnie w lutym, jak i w każdym innym miesiącu tego roku, dochody skarbu starczyły na wypłatę pensji urzędniczych i inne niezbędne wydatki. Zadanie to, po tylu latach gospodarki deficytowej, jest tak wielkie, że rząd dokonać go będzie w stanie tylko przy współudziale całego społeczeństwa w osiągnięciu należytej wydatności podatków i pożyczek wewnętrznych.
Warszawa, 27 stycznia
Stanisław Karpiński, Pamiętniki dziesięciolecia 1915–1924, Warszawa 1931, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Po południu spotkanie z wyborcami w Miedzeszynie. Był ze mną Lechosław Goździk, bohater Października, 25-pięcioletni, skupiony, poważny, o miłym wyglądzie. Jest bardzo popularny i gdziekolwiek się pojawi, wzbudza entuzjazm. Psuje go powodzenie. Na sali w Miedzeszynie było około dwustu osób, przeważnie z pobliskich osiedli. Nie umiem mówić do ludzi prostych, męczę się i nie wiem, co do nich dochodzi, co nie dochodzi.
Miedzeszyn, 5 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Po południu w Płudach, czyli w głębi dzikiego kraju, 20 kilometrów za Warszawą. Miało tam być spotkanie z wyborcami. Przesmutna droga, brzydka, pusta, z domkami byle jak skleconymi, bez światła elektrycznego!!! Dla pogłębienia ponurego wrażenia trzeba dodać i to, że dął wicher i padał deszcz. Błądziliśmy po drodze i grzęźliśmy w piasku.
Zebranie odbywało się w kinie „Uciecha”, nowo budowanym. Gmach duży i oświetlony, ale nieogrzany. Ziębliśmy okropnie.
Ludzi dużo, sama biedota, aż się serce kraje. Zaczęło się od pytań, kierowanych do kandydatów na sejm. Cóż to były za pytania, pożal się Boże?! Dużo ludzi mówiło o swojej nędzy i o tym, że tak ciężko żyć. Nie padały żadne akcenty polityczne, wysuwano tylko swoje biedy.
Odpowiadał jako pierwszy Jan Pietkiewicz, ekonomista, zażywny jegomość. Mówił około godziny w sposób nudny i zawiły. Po nim przemawiał Goździk, znany i tutaj, przyjmowany entuzjastycznie. Słuchałem z uwagą, bo to wszakże postać nieomal historyczna. Goździk mówi niepewnie, raczej cicho, nie posługuje się żadnymi sloganami. Zna dobrze zagadnienia gospodarcze, zwłaszcza wszystko, co dotyczy przemysłu. Mówił, że jest ciężko — i że jest dużo wrogów, którzy by chcieli zniszczyć zdobycze październikowej rewolucji. Przedstawiał dość ponury obraz rzeczywistości, zwrócił też uwagę na to, że jesteśmy osamotnieni, że odbywają się w bloku państw socjalistycznych konferencje gospodarcze, na które nie jesteśmy zaproszeni. Ten obraz rzeczy wymaga wielkiego wysiłku całego narodu, by zdobycze Października utrzymać i rozwijać.
Zabrałem głos po nim, ale nie mówiło mi się dobrze. Nawoływałem do wzajemnego zaufania i do udziału w wyborach, bo to zadecyduje o dalszym losie Polski.
Warszawa, 7 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Wieczorem spotkanie z wyborcami na Pradze. Zadawano bardzo wiele pytań, wśród których przeważały troski bytowe: uposażenia, mieszkania, praca kobiet, zepsucie młodzieży na skutek złych warunków. Zabrałem także głos, trzeci z kolei, mówiłem długo — i, jak powiedział Goździk, „gorąco”.
Warszawa, 12 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Z rana załatwianie spraw mieszkaniowych, które idą z trudem. Po południu udział w spotkaniu z wyborcami w Pałacu Kultury. Było to pierwsze wielkie zebranie z Gomułką, w którym uczestniczyłem. Tekst mojego przemówienia, jeszcze przed rozpoczęciem zebrania — wzięli ode mnie różni redaktorzy, nawet cudzoziemcy.
W prezydium siedziałem na trzecim miejscu od Gomułki. Jego przemówienie było pod każdym względem świetne i chyba można je porównać do jego pierwszego przemówienia na VIII Plenum. Gomułka powiedział między innymi, że partia nie dlatego nie chce oddać władzy, aby zachować swoje znaczenie, ale dlatego, że oddanie władzy przyniosłoby Polsce wielkie nieszczęście. I w tym jest słuszność.
Po Gomułce przemawiali Wycech i Chajn, dosyć drętwo i sloganowo. Nie wiem, jak wypadło moje przemówienie, bo nikt mi nic nie powiedział, poza dwoma młodymi, którzy później przyszli z sali — i poza Kłosińskim, kandydatem z pierwszego okręgu. Wyszedłem od razu po swoim przemówieniu i w mroźny wieczór na ulicy odetchnąłem.
Warszawa, 14 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Pamiętna data w naszej historii: wybory do sejmu. Po mszy świętej poszedłem oddać swój głos. Czekało na mnie radio i ekipa filmowa. Parę zdań powiedziałem do mikrofonu, oświadczając, że w myśl apelu Gomułki głosowałem bez skreśleń.
Przez cały dzień niepokój — jak wypadną wybory? Po południu radio podawało wiadomości o frekwencji, która na ogół była dobra.
Warszawa, 20 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Nowy Październik, wielkie zwycięstwo! Naród zdał egzamin w pełni. Frekwencja wielka: przeciętnie około 95 procent, jeśli nie więcej. Przeszedłem i ja, co zresztą było pewne, otrzymałem 223.186 głosów, czyli 98,05 procent. Od rana ciągłe telefony i gratulacje.
Tak więc historia posunęła nas naprzód, ku lepszej przyszłości. Cały świat jest tym zadziwiony, na ogół patrzą na nas z sympatią. Zakończenie trzeciego miesiąca rewolucji — wręcz wspaniałe! Należy Bogu za wszystko dziękować!
Warszawa, 21 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Przełomowy dzień w moim życiu, bo to dziś rozpoczyna się sejm o 16.00! Mam być także wybrany do Rady Państwa.
[...]
[...] poszedłem na salę posiedzeń. Sala raczej niemiła, robi wrażenie ponure. Siedzimy po prawej stronie pomiędzy ludowcami a Stronnictwem Demokratycznym. Wśród posłów masa znajomych. Oczywiście były ze mną wywiady. Robiono co chwilę fotografie.
O 16.00 wszedł na salę Gomułka, witany owacyjnie, w towarzystwie Zawadzkiego i Cyrankiewicza. Potem wszedł na trybunę Drobner, najstarszy wiekiem poseł, który otwierał sesję. Mówił trochę drętwo i trochę się chwalił, trochę też rozdzielał uznania partiom i grupom.
Na marszałka sejmu poseł Podedworny zaproponował Czesława Wycecha. Wszystko to już było umówione z góry i uzgodnione pomiędzy klubami, ale bez naszego udziału. Przedtem jeszcze (przed objęciem laski marszałkowskiej przez Wycecha) Drobner zarządził ślubowanie posłów. Wszyscy wstali z miejsc i później każdy poseł z osobna mówił „ślubuję”, wyczytany z nazwiska. Ten moment był prawdziwie wzruszający.
Warszawa, 20 lutego
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Zebranie Rady Państwa w pysznej i pięknej sali. Waliło mi serce, gdy wchodziliśmy i zajmowaliśmy miejsca. Siedziałem między Kulczyńskim a Ozgą-Michalskim. W sali dwa piękne arrasy, w prześlicznych, zielonych kolorach. Tylko jeden obraz: nieznany obraz Kościuszki, który pisze, siedząc.
Na zebraniu przyjęliśmy regulamin Rady Państwa, później wynikła sprawa organizacji prokuratury. Rozdzielano także funkcje poszczególnych członków w komisjach. Mnie przypadł udział w Komisji do spraw Obywatelstwa i w Komisji do spraw Powoływania Sędziów. Utworzono też nową Komisję do Zbadania Skarg i Zażaleń, których wpływa setki tysięcy.
Przykrą rzeczą na zebraniach Rady Państwa jest to, że nie wolno palić, bo Zawadzki jest chory na astmę i dym mu szkodzi.
Warszawa, 28 lutego
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Plenarne posiedzenie sejmu o godzinie 17.00 w sprawie przyjęcia regulaminu. Ta sprawa była przedmiotem burzliwych narad na zebraniach klubów. Z bezpartyjnymi postąpiono w ten sposób, że mają oni przy poszczególnych klubach tworzyć koła hospitantów. Rozmawiał z nimi Gomułka w atmosferze podobno serdecznej, przekonywał ich, że innego wyjścia nie ma.
Plenum sejmu przyjęło regulamin bez sprzeciwu, tak samo przyjęło skład komisji. Należę do Komisji Kultury i Sztuki.
To ostatnie posiedzenie przygnębiło mnie, gdyż było drętwe. Rola posłów i całego sejmu polegała na podnoszeniu rąk. Jeśli tak będzie w ogóle wyglądał sejm, co za znaczenie ma tak zwana demokratyzacja życia?
Warszawa, 1 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Połączone posiedzenie dwu sejmowych komisji: Komisji Kultury i Sztuki oraz Komisji Oświaty i Nauki. Tematem obrad było sprawozdanie podkomisji, dotyczące prac kulturalno-oświatowych takich instytucji, jak świetlice, domy kultury, domy ludowe.
Kisielewski w dyskusji stwierdził paradoksalnie, że u nas jest kultura elitarna, a w krajach kapitalistycznych kultura mas. Domagał się nowych i bardziej nowoczesnych metod pracy kulturalnej. Replikował na to Kruczkowski, który rozróżnił kulturę mas, jak to jest w Ameryce, od kultury masowej, jak to jest u nas. Tam inspiracją działań kulturalnych jest komercjalizm, u nas dążenia, by masom udostępnić najwyższe dobra kultury.
Zabrałem i ja głos, domagając się odświeżenia form pracy kulturalnej, w czym poparłem Kisielewskiego. Zwróciłem też uwagę na dobór odpowiednich, fachowo przygotowanych ludzi. Na koniec powiedziałem parę sceptycznych uwag na temat regresji kultury, mimo ogromnego zasięgu działań kulturalnych.
Warszawa, 9 listopada
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Od początku posiedzenia poruszenie wśród posłów w związku z tą ustawą. Loga-Sowiński rozmawiał ze mną dwukrotnie, przedstawiając rzecz w ten sposób, iż głosowanie przeciw ustawie ma charakter wybitnie polityczny i oznacza ze strony „Znaku” walkę na całego. Przestrze¬gał on przed konsekwencjami i radził zastanowić się i raczej wstrzymać się od głosowania.
W kuluarach zastępca Kliszki, Pszczółkowski, wraz z Baranowskim zatrzymali Stommę i mnie, w podobny sposób przedstawiając stanowisko partii. Zwołaliśmy zebranie naszych posłów, przedstawiając im sugestie partii, zespół początkowo odmówił zmiany swego stanowiska. Po przerwie, przed rozpoczęciem popołudniowej sesji, w głosowaniu większość wypowiedziała się za wstrzymaniem się od głosowania.
Tymczasem 15 minut później dowiedziałem się w kuluarach od posłów z PZPR, że jednak głosujemy przeciw ustawie. Wywołałem z sali Stommę, który wobec Pszczółkowskiego i Baranowskiego przedstawił swoje stanowisko sprzed kilku godzin. To samo oświadczył w rozmowie z Logą-Sowińskim. Byłem zbulwersowany nagłą zmianą stanowiska Stommy i „Znaku”, tym zwłaszcza, że o tej zmianie nie dowiedziałem się wprost. Głosowałem przeciw ustawie tak jak i inni, będąc przekonanym, że jest to jedynie manifestacja i że ten nierozważny krok polityczny przyniesie na pewno dalsze szkody Kościołowi.
Elastyczność intelektualna Stommy, delikatnie mówiąc, wzbudziła moje zdumienie. Zdolność równie sugestywnego argumentowania „za”, co i „przeciw” — jest dla mnie niepokojąca.
Warszawa, 16 listopada
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Warszawa. Przemówienie Jerzego Zawieyskiego w związku z dyskusją nad interpelacją Koła Posłów „Znak”
Muszę zacząć od mowy premiera Cyrankiewicza, któremu jestem wdzięczny, że w sposób kulturalny, tak jak to uważał, ocenił naszą interpelację i że nie obraził posłów, którzy tę interpelację podpisali, między innymi nie obraził mnie, najstarszego z Koła Poselskiego „Znak”, pisarza, członka Rady Państwa do tej chwili. Polityka może być traktowana w bardzo różny sposób. Polityka jest także szkołą upokorzenia i tę szkołę upokorzenia Koło Poselskie „Znak” — a ja z nim, z moimi przyjaciółmi — nie raz znosiliśmy.[...]
Ja mówię tutaj osobiście, chociaż w porozumieniu z Kołem Poselskim „Znak” i ta moja mowa jest moją mową osobistą. Ze wszystkich przemówień, jakie tutaj były dotąd wypowiedziane, oceniających interpelację Koła Poselskiego „Znak”, najbardziej mnie zabolała interpretacja, jaką dał pan marszałek Zenon Kliszko, który powiedział między innymi, że ta interpelacja stawia nas poza narodem i że nas izoluje od narodu.[...] Muszę wyznać i adresuję to do pana marszałka Kliszki, że ja ten naród, taki jaki jest, kocham miłością śmiertelną. Wierzę, że dla tego narodu kierownictwo polityczne w osobie Gomułki troszczy się o jasną i wielką dla niego przyszłość. Nie oznacza to wcale według mego przekonania, aby partia nie popełniała błędów. Nie chcę ich wyliczać, bo pozytywy przewyższają wszelki rejestr błędów. [...] Z wielkim moralnym protestem wysłuchałem przemówienia Józefa Ozgi-Michalskiego, a także niektórych innych mówców. Sytuacja, jaka zaszła w marcu — to wielka tragedia narodowa, której nie można zbywać dowcipami. Czy są winni? Jak ich dostrzec? Kogo karać? Może wszyscy jesteśmy winni? Stwierdzenie Ozgi-Michalskiego, że Koło „Znak” jest resztówką reakcji w Sejmie, należy do wątpliwej wartości dowcipów.
[...] Pomawianie mnie, że podpisując interpelację, adresowałem ją do ulicy, do „Wolnej Europy”, do syjonistów, uderza we mnie ciosem bardzo ciężkim. Czy to jest zła wola, dyskredytacja, obraza — nie chcę nikomu przypisywać tych intencji. Może to jest tylko nieopatrzne, w ferworze wypowiedziane sformułowanie, ale oświadczam, że wiele sił, energii, czasu, myśli poświęcałem w ciągu jedenastu lat jako człowiek dobrej woli Polsce Ludowej, socjalistycznej. Wierzę w jej przyszłość, co nie oznacza, abym nie bolał nad błędami, jakie nieraz władza naszego kraju popełnia. Jestem nie tylko posłem, mam zaszczyt być członkiem Rady Państwa PRL, służę Polsce nie tylko działalnością polityczną, ale działalnością literacką. Ostatnie moje książki, to książki o Polsce, książki do dna duszy zaangażowane, wysnute z zamyśleń nad historią przeszłą i teraźniejszą naszego narodu. Jestem złym posłem, bo rzadko odwiedzam swój okręg wyborczy z powodu coraz gorszego stanu zdrowia (głos: To dobrze), ale do swoich wyborców i do całego społeczeństwa odzywam się jako pisarz, jako jeden z twórców kultury narodowej. Jakie jest to moje słowo pisarskie, nie do mnie należy ocena. Boli mnie tylko to, że z autorytatywnych ust usłyszałem, iż jestem w izolacji i poza narodem. To jest zarzut zbyt ciężki, abym mógł przejść nad nim z lekkim sercem.
Ponieważ do tej chwili mam zaszczyt być członkiem Rady Państwa, a tę godność — przyznaną mi przez Sejm PRL — traktowałem jako zobowiązanie patriotyczne i moralne, proszę pana marszałka o to, aby Sejm wyraził wotum zaufania do mnie, a w przeciwnym wypadku — aby mnie zwolnił z zaszczytnego stanowiska członka Rady Państwa.
Warszawa, 10 kwietnia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Obrady sejmu to był sabat czarownic. Wszyscy odwoływali się do mojej mowy. Była zorganizowana masowa makabra obelg pod adresem Koła „Znak” i moim. Wystąpienia wojewódzkich sekretarzy partii były czymś tak ohydnym, że na to brak słów. W południe ustaliliśmy, że złożę do marszałka sejmu wniosek o rezygnację z funkcji członka Rady Państwa.
Po zakończeniu sabatu czarownic odbyło się w milczeniu przyjęcie mojej rezygnacji. Potem wybór Spychalskiego na przewodniczącego Rady Państwa, przyjęcie rezygnacji Edwarda Ochaba, któremu pod koniec w jednym zdaniu marszałek [Czesław] Wycech złożył podziękowanie. Cyrankiewicz jeszcze raz wszedł na trybunę i odwołał kilku ministrów ze stanowisk, mianując nowych. Sala przyjęła tę maskaradę w milczeniu. W deszcz i śnieg wyjechałem z sejmu na obiad, już około 16.00. Wielki Czwartek był dla mnie Wielkim Piątkiem. Zarówno tryumfem, dowodem odwagi, jaki złożyłem, ale także przyczyną depresji, bo — do czego ta cała kłamliwa gra prowadzi? Czy partia chce oszukać naród, zwłaszcza młodzież, przerzucając winy na syjonistów i agentury międzynarodowe? Pod koniec zebrania poseł Łubieński powiedział trzy zdania w sposób dramatyczny i patetyczny, że nie będziemy odpowiadać na stawiane nam zarzuty, bo w tej atmosferze brutalnych ataków jest to niemożliwe. Dalej, że książkę, jedyną, jaka się ukazała o pomocy Polaków dla Żydów, wydał „Znak”. Resztę pokrywamy milczeniem. I z tym zszedł z trybuny. Tak się zakończył ten dzień, historyczny dla mnie, kiedy przestałem być członkiem Rady Państwa.
Warszawa, 11 kwietnia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Rok, który dobiega końca, nie był rokiem łatwym. Miały miejsce bolesne wydarzenia zarówno w naszym kraju, jak i w obozie socjalistycznym.
Przeżyliśmy te wydarzenia bardzo głęboko. Nie byłoby ani rozważne ani celowe, rozdrapywać to, co nas boli. Musimy przyjąć, iż dla wszystkich były to wydarzenia trudne. A także musimy założyć, iż dalszy rozwój może wiele spraw doprowadzić do pomyślniejszych rozwiązań.
Na tej sali spotkała nas w kwietniu ostra, daleko idąca krytyka. Nie jest więc łatwo mówić w jakimkolwiek nawiązaniu do tamtej debaty. Ale równocześnie nie chcielibyśmy pozostawić w niejasności pewnych kwestii podstawowych, należących do założeń naszego stanowiska politycznego.
Wspomniałem już o tym, że perspektywa pięćdziesięciolecia zachęca do refleksji nad pytaniem, gdzie jesteśmy i dokąd idziemy. [...]
Wysoka Izbo! Zasadą ustrojową jest w Polsce socjalistycznej założenie, że kierownictwo polityczne rozwojem kraju sprawuje Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Na uznaniu tej zasady i my opieramy swą działalność.
[...] Podstawowym założeniem naszego stanowiska jest przeświadczenie, że podmiotem życia społecznego — jest całe społeczeństwo, naród rozumiany w całej swej złożoności społecznej, światopoglądowej i kulturalnej. Państwo jest wspólnym dobrem tego całego narodu. [...]
Niejednokrotnie występowaliśmy na tej sali z krytyką projektów ustaw czy praktycznych posunięć rządu. Dla spełniania swej roli przez socjalistyczny parlament i w ogóle dla funkcjonowania urządzeń społecznych w socjalizmie krytyka jest nieodzowna.
Sama ta zasada nie jest przez nikogo kwestionowana. Ale w praktyce zdarzają się sytuacje, w których zakres rozumienia dopuszczalnej krytyki, jej funkcja, jej kierunek i nawet intencje — zostają zakwestionowane. Prawo do krytyki nie tylko w kwestiach drobnych, ale i w kwestiach zasadniczej natury, uważamy za sprawę zasadniczą.
[...] z całym naciskiem podkreślamy, iż odróżniamy krytykę od walki politycznej o władzę. Tak też i tylko tak, w ramach krytyki czy prawa do zgłoszenia postulatów pod adresem władzy państwowej — a nie w ramach przyłączania się do jakiejkolwiek walki politycznej o władzę, rozumieliśmy naszą interpelację z marca bieżącego roku.
Nie stawiamy też na „erozję” socjalizmu. Mówiąc o tym, wydaje się, iż także z bardziej ogólnego punktu widzenia, niezwykle ważne jest, aby odróżniać potrzebę dyskusji i nowych rozwiązań od tego, co określa się jako niebezpieczeństwo „erozji” socjalizmu.
Warszawa, 21 grudnia
Andrzej Friszke, Koło posłów „Znak” w Sejmie PRL 1957-1976, Warszawa 2002.
Wierzący obywatele naszego Państwa są w założeniu pozbawieni i nadal programowo pozbawiani zagwarantowanych im w Konstytucji równych praw w życiu państwowym. Ludzie przyznający się do swych przekonań religijnych w zasadzie są odsuwani od poważniejszych stanowisk państwowych. Piastowanie urzędów we władzach centralnych naszego Państwa, w szczególności urzędów kierowniczych, jest zarezerwowane wyłącznie dla obywateli deklarujących się jako niewierzący i akceptujących — przynajmniej zewnętrznie — światopogląd ateistyczny. Przyznawanie się do tego światopoglądu warunkuje obejmowanie stanowisk kierowniczych również na niższych szczeblach życia państwowego, na szczeblu wojewódzkim, powiatowym czy nawet gminnym. [...]
[...] Władze państwowe oraz czynniki partyjno-polityczne ponoszą odpowiedzialność za naruszanie art. 69 Konstytucji, który wyraźnie zapewnia równość obywatelską wszystkim, a więc i wierzącym obywatelom naszego Państwa. Pozbawienie ludzi wierzących ich słusznych uprawnień w życiu państwowym stwarza sytuację, która koliduje z konstytucyjnym określeniem jego demokratycznego charakteru. Istnieje określona grupa ludzi, którzy ze względu na swój światopogląd ateistyczny mają wyłączny dostęp do sprawowania urzędów kierowniczych, natomiast katolicy są od tych stanowisk regularnie odsuwani; wbrew konstytucyjnej zasadzie równości są traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Jeżeli jeszcze znajdujemy ich tu i ówdzie na kierowniczych stanowiskach, to nie pozostaje to w żadnej proporcji do tego procentu, jaki stanowią katolicy w całości naszego społeczeństwa. [...]
[...] W Sejmie PRL społeczeństwo katolickie nie ma właściwie swojej reprezentacji. Mała grupa posłów, którzy przyznają się jawnie do swoich przekonań katolickich, będąc w łączności z hierarchią Kościoła, nie pozostaje w żadnej proporcji do ogromnej większości wierzących obywateli naszego Państwa. Przy takim składzie ilościowym Sejmu mogą bez trudu być uchwalane prawa, które pozostają w sprzeczności z światopoglądem i etyką społeczeństwa katolickiego, i które godzą w jego najżywotniejsze interesy. Nie brak na to dowodów w dotychczasowej działalności ustawodawczej, takich jak np.: ustawa legalizująca przerywanie ciąży, ustawa o wychowaniu i laicyzacji szkół, nowa ustawa budowlana wymierzona praktycznie przeciwko budownictwu sakralnemu i kościelnemu i inne. W takim stanie rzeczy należy stwierdzić, że katolicy — wbrew Konstytucji PRL — są pozbawieni prawa czynnego udziału w życiu politycznym własnej Ojczyzny. [...]
Ponieważ słyszy się czasem o projekcie zmiany Konstytucji PRL, Konferencja Episkopatu w imieniu całego społeczeństwa katolickiego wysuwa stanowczy postulat, aby ta zmiana — jeżeli ma nastąpić — nie przyczyniła się do pogłębienia antydemokratycznych procesów, które tutaj sygnalizujemy.
Warszawa, 12 marca
Peter Raina, Kardynał Wyszyński i Solidarność, Warszawa 2005.
Dzisiaj posiedzenie Sejmu. Z ciekawości [...] zapytałem Dziopaka, dyrektora Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej, jak u nich wyglądała konsultacja. „Panie redaktorze — powiedział — przyjechało do mnie kilku pacanów, usiedli w gabinecie i powiedzieli, że szykuje się nowy podział administracyjny, ale oni jeszcze nie wiedzą, jakie będą granice województw. I na tym skończyła się konsultacja”. [...] Debata przebiegała spokojnie i nic nie zakłócało ustalonego porządku. Oczywiście, wszyscy są za reformą i nikt nie dzielił się żadnymi wątpliwościami, pytaniami etc. Tak gigantyczne dzieło jest po prostu przyjmowane bez jakichkolwiek zastrzeżeń. [...] Za to w kuluarach wiele się mówiło o sposobie przygotowania reformy. Zwolennicy tej metody „konsultacji” dowodzą, że innej nie można było wybrać, ponieważ cała Polska zostałaby rozłożona. Jest to rozumowanie wychodzące z założenia, że naród nie jest po prostu przygotowany do demokratycznego decydowania o sobie. [...] Nie ulega dla mnie wątpliwości, że argument o „niedojrzałości narodu” służy do utrzymywania w stanie nienaruszonym modelu sprawowania władzy.
Warszawa, 28 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1972–1975, Warszawa 2002.
Powodowani troską obywatelską uważamy, że Konstytucja i oparte na niej ustawodawstwo powinny zagwarantować przede wszystkim następujące wolności obywatelskie:
— Wolność sumienia i praktyk religijnych. Wolności tych nie ma, gdyż ludzie przyznający się do wierzeń religijnych lub ujawniający światopogląd odmienny od oficjalnie obowiązującego nie są dopuszczani do znacznej części kierowniczych stanowisk w urzędach i instytucjach publicznych, organizacjach społecznych i gospodarce narodowej. [...]
— Wolność pracy. Nie ma tej wolności, gdyż państwo jest jedynym pracodawcą, a związki zawodowe są podporządkowane instancjom partyjnym, sprawującym w praktyce władzę państwową. [...]
— Wolność słowa i informacji. Gdy nie ma wolności słowa — nie ma swobodnego rozwoju kultury narodowej. Gdy wszelkie publikacje przed ukazaniem podlegają cenzurze państwowej, a wydawnictwa i środki masowego przekazu są kontrolowane przez państwo — obywatele nie mogą ustosunkować się do decyzji władzy państwowej, ta zaś nie wie, jaki jest stosunek społeczeństwa do jej polityki. [...]
— Wolność nauki. Nie ma wolności nauki wówczas, gdy kryteria doboru kadry naukowej i tematów badań określane są przez władzę państwową i mają charakter polityczny. [...]
Zagwarantowanie tych podstawowych wolności nie da się pogodzić z przygotowywanym obecnie oficjalnym uznaniem kierowniczej roli jednej partii w systemie władzy państwowej. Tego rodzaju konstytucyjne stwierdzenie nadawałoby partii politycznej rolę organu władzy państwowej, nieodpowiedzialnego przed społeczeństwem i niekontrolowanego przez społeczeństwo. W tych warunkach Sejm nie może być traktowany jako najwyższy organ władzy, rząd nie jest najwyższym organem wykonawczym, a sądy nie są niezawisłe.
Warszawa, 5 grudnia
Władysław Siła-Nowicki, Wspomnienia i dokumenty, oprac. Maria Nowicka-Maruszczyk, t. II, Wrocław 2002.
Posiedzenie Sejmu, na którym przyjęliśmy poprawki do konstytucji. [Henryk] Jabłoński, jako przewodniczący Komisji Nadzwyczajnej, złożył sprawozdanie. Kłamał jak pies, mówiąc, że dyskusja nad wprowadzanymi zmianami trwała cztery lata. Ciekawe gdzie? W prasie nie wolno było pisnąć ani jednego słowa na ten temat. Wszyscy, z wyjątkiem Stommy, który wstrzymał się od głosu, głosowali za przyjęciem poprawek. Podziwiam jego odwagę, tym bardziej że został zaskoczony hymnem narodowym, który zaintonowali posłowie PZPR. Żeby pokazać, jacy jesteśmy patriotyczni. Ciekaw jestem, czy Stomma znajdzie się w nowym Sejmie. Znając tych moich demokratów, obawiam się, że nie raczą go zaakceptować. Jeśli do tego dojdzie, to z Sejmu zniknie ostatni człowiek, który w niektórych przypadkach miał odwagę powiedzenia NIE. Nie muszę dodawać, że gdy opuszczałem gmach Sejmu, to poza wielkim kacem moralnym niczego innego nie czułem.
Warszawa, 10 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976–1978, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Sejm uchwalił dziś zmiany w Konstytucji, obowiązującej od 1952 roku. Zręczna retoryka kilku mówców osłabiła trochę złe wrażenie, jakie zmiana wywołała w ostatnich tygodniach. Nie ulega jednak wątpliwości, że historia oceni tę zmianę jako błąd. Odnotowuję, że jeden poseł katolicki wstrzymał się od głosu (Stomma), a wicepremier Szlachcic nie przyszedł na głosowanie. Po uchwaleniu zmian odśpiewano, zaintonowaną przez PZPR-owców, „Jeszcze Polska nie zginęła”. Dość anemicznie. Sygnał śpiewu dał chyba Szydlak.
Warszawa, 10 lutego
Józef Tejchma, Kulisy dymisji. Z dzienników ministra kultury 1974-1977, Kraków 1991.
Spotkanie wyborców z okręgu tyskiego z kandydatami na posłów z tego okręgu, w którym brałem udział. [...] Do mikrofonu podszedł młody aktywista i oznajmił: „Jesteśmy tutaj w gronie aktywistów i nie trzeba wielu słów, aby wytłumaczyć towarzyszom, że zależy nam na szczególnie gorącej atmosferze dzisiejszego spotkania. Jest to pierwsze spotkanie przedwyborcze w okręgu tyskim i jak wiecie gościmy u nas członka KC i sekretarza KW PZPR w Katowicach, tow. Legomskiego. Mówiąc krótko, tow. Legomski wkroczy na salę na czele kandydatów, przejdzie szpalerem do stołu prezydialnego, należy powstać i zgotować wchodzącym niemilknącą owację, aż do momentu, w którym goście zajmą miejsce za stołem. Potem wręczymy wiązanki kwiatów i nastąpi prezentacja kandydatów. Jako pierwszy zostanie przedstawiony tow. Legomski, należy powstać i zgotować owację. Przy przedstawianiu innych kandydatów wstawanie z miejsca nie jest konieczne. Potem będą wystąpienia za-proszonych towarzyszy z zakładów pracy, a na koniec wystąpi tow. Legomski. Przemówienie należy przerywać oklaskami. Myślę, że nie trzeba towarzyszom wskazywać odpowiednich momentów przemówienia, sami najlepiej z własnej praktyki wiecie, w jakich momentach należy przerwać. Później, kandydaci opuszczą salę w ten sam sposób, w jaki weszli, należy powstać i zgotować długo niemilknącą owację”.
Tychy, 12 marca
Adam Wojciechowski, Dwa listy do prof. H. Jabłońskiego, „Kultura” Paryż, nr 5/1976, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wstaję o godz. 4 rano. Zamieć, świata nie widać, zimno siarczyste. Przed piątą wyruszyłem z domu, by na szóstą być w lokalu wyborczym w Strachosławiu. Ciężka była droga, ale zdążyłem na 15 minut przed głosowaniem. Punktualnie o godz. 6 otwarto lokal wyborczy nr 5; głosowanie na posłów do Sejmu i radnych do wojewódzkich rad narodowych. Komisja w pełnym składzie 8 osób rozpoczęła pracę [...]. Wnet utworzyła się kolejka głosujących. Pierwszy był ob. Wawryniuk z Koczowa, on też otrzymał kwiatek. Dużą pomoc stanowiła komunikacja samochodowa, dowożąca ludzi z poszczególnych miejscowości [...]. Dlatego już do godz. 15 wszyscy wzorcowi obywatele złożyli swe głosy do urny. Muszę podkreślić powagę głosujących, atmosferę zrozumienia, poczucie potrzeby pokoju i zgody. Kłopot był jedynie ze Świadkami Jehowy. W Strachosławiu 4 osoby odmówiły głosowania. Dwa razy wysłano do nich wóz z członkami komisji, kategorycznie odmówili. Dziwne to, wykazali wrogość wobec konstytucji i Frontu Jedności Narodu.
Strachosław, 21 marca
Władysław Kuchta, Twardą chłopską ręką, Lublin 2001.
W dniu 21 marca 1976 r. odbyło się kolejne głosowanie na posłów do Sejmu, zwane wyborami, według trybu znanego we wszystkich krajach obozu socjalistycznego.
Akt I. W polskim wariancie formalnie listy kandydatów prezentuje tzw. Front Jedności Narodu, w którego skład wchodzi PZPR, ZSL i SD. Faktycznie posłów mianuje politbiuro. Głosowanie odbywa się na pięknie wydrukowane listy kandydatów. Cała ta farsa trwa trzy miesiące, kosztuje masę pieniędzy, jest jeszcze jedną okazją do podejmowania przez zakłady zobowiązań produkcyjnych czyli tzw. czynów, tym razem dla uczczenia wyborów. Wyniki wyborów zostają ogłoszone „urbi et orbi” jako wielkie zwycięstwo partii i Frontu Jedności Narodu.
Na I Sekretarza E. Gierka głosowało 99,99% wyborców. Prasa radziecka nazwała wybory w Polsce „wydarzeniem o wielkim znaczeniu politycznym”. Tym razem, złożony grypą, nie wziąłem udziału w tym historycznym akcie.
Akt II to pierwsze posiedzenie Sejmu i wybór najwyższych władz Państwa. W skład Prezydium Sejmu, nowej Rady Państwa i nowego Rządu weszły te same osoby. A więc przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński, marszałek Sejmu Gucwa, premier Jaroszewicz. Oglądamy na pierwszych stronach gazet dobrze znane oblicza osób dożywotnio dzierżących czołowe stanowiska, wśród nich starzy stalinowcy Kruczek, Jaroszewicz, Stasiak, Piasecki, Werblan.
Oczywiście po staremu rządzić będzie politbiuro z I sekretarzem na czele, a konstytucyjne władze jak Sejm i Rząd będą wykonawcami dyrektyw politbiura, czy Komitetu Centralnego. O takich władzach, jak niezależne sądy, niezależna Najwyższa Izba Kontroli, nawet się nie wspomina. Po co wywoływać kapitalistyczne czy burżuazyjne widma. Partyjny proletariusz w rzeczywistości, jego dyktatorska partyjna biurokracja obchodzi się bez niezawisłych sądów i kontroli.
Warszawa, 21 marca
Paweł Mucha, Czasy wielkich przemian: ludzie–zdarzenia–refleksje, t. 3: [Lata 1956–1977], dziennik w zbiorach Ossolineum, 15637/II/t. 3.
21 marca odbyły się wybory do Sejmu. Przebiegały w atmosferze wyjątkowego braku zainteresowania. Ludzie wiedzą, że jest to rytuał, w którym trzeba uczestniczyć. [...] Jeśli wierzyć oficjalnym danym, liczba skreślających była bardzo nieznaczna. I tak chyba było. Ludzie wiedzą, że wchodzenie za kotarę nie jest dobrze widziane. Czujne oczy aktywistów spoczywają na każdym, kto się na to odważy, co najczęściej nie kończy się żadnymi przykrymi konsekwencjami. Ale wyborca rozumuje w ten sposób: wejdę za kotarę, kogoś skreślę, wpływu na ogólne wyniki nie będzie to miało, a tylko się narażę. Wydaje się, że mamy do czynienia z pogłębiającą się demoralizacją społeczeństwa. Narasta jakiś niepokój, niezadowolenie, zaczyna się szerzyć tumiwisizm.
Warszawa, 24 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Podanie do publicznej wiadomości terminu i zasad reformy na kilka dni przed wejściem jej w życie stanowi wyraz zaufania do społeczeństwa, wiary w poczucie godności i dyscypliny obywatelskiej. Rząd jest głęboko przekonany, że ludność nie zawiedzie tego zaufania. [...]
Na drodze rozwoju Polski stanął niełatwy problem. Rozwiążemy go razem, w jedności, w nierozerwalnej więzi partii i rządu z całym narodem.
[...] Wierzę głęboko, że nam zaufacie, że nam z całego serca i wszystkich swych sił pomożecie. (Oklaski)
Warszawa, 24 czerwca
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. 6, cz. 2: Lata 1956–1989, wybór tekstów źródłowych Adam Koseski, Józef Ryszard Szaflik, Romuald Turkowski, Pułtusk 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Był „Bal u Prezydenta”, czyli imieniny Jana Józefa Lipskiego. Na bal przybył kwiat Warszawy ― wybitni ludzie nauki, kultury i sztuki. [...] Wszyscy goście tuż przed spotkaniem dowiedzieli się z radia, że Sejm PRL na wniosek premiera Jaroszewicza uchwalił [...] podwyżkę cen żywności. Już z czyjejś głupoty, bo chyba nie dla dodatkowego rozdrażnienia ludzi, dodano do tego wiadomość, że od poniedziałku, czyli tak czy owak post factum, podwyżki te skonsultuje się ze społeczeństwem.
Chodziłem między gośćmi Jana Józefa i zadawałem dwa pytania ― 1. Czy zdaniem pytanej przeze mnie osoby dojdzie w tej sprawie do wybuchu społecznego protestu? 2. Czy jeżeli tak się stanie, to zgodzi się na podpisanie zbiorowego wystąpienia solidarnościowego? Zebrani na pierwsze pytanie odpowiedzieli nie, a na drugie ― tak.
Warszawa, 24 czerwca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tylko nieliczni ludzie, pozostający na marginesie wielkiej pracy naszego narodu, chociaż częstokroć sowicie korzystający z narodowego dorobku, tylko nasi nieprzejednani przeciwnicy oraz ludzie słabego ducha, mogli cieszyć się z naszych przejściowych niepowodzeń w rolnictwie i kłopotów w handlu zagranicznym, przepowiadając załamanie się polityki przyjętej na VI Zjeździe partii. Nie sprawdziły się ich nadzieje. […]
Na drodze rozwoju Polski stanął niełatwy problem. Rozwiążemy go razem, w jedności, w nierozerwalnej więzi partii i rządu z całym narodem.
Jak zawsze, tak i tym razem, partii i rządowi przyświeca dobrze pojęty interes klasy robotniczej, rolników, inteligencji, całego naszego narodu. Nie ma dla nas i nie może być innych celów. Niczego nie ukrywamy, zasięgamy opinii narodu, szczerze i otwarcie mówimy my o tym, co myślimy i co zamierzamy robić.
Warszawa, 24 czerwca
Posiedzenie Sejmu. O godzinie 9 posiedzenie Klubu Poselskiego PZPR. Trwało zaledwie cztery minuty. Powiedziano nam, że w porządku dziennym są dwa punkty: absolutorium dla rządu i sprawozdanie Stefana Olszowskiego z wizyty Gierka w RFN. W przerwie obiadowej zapowiedziano drugie posiedzenie Klubu. To znaczy, że postanowiono dopiero na godzinę przed następnym posiedzeniem Sejmu poinformować nas, że premier wygłosi referat o zmianach cen. Wygląda to wręcz niepoważnie.
W trakcie wygłaszania referatu przez Jaroszewicza przysiadł się do mnie Werblan. Jest niespokojny o to, co może się zdarzyć. Obawia się jakiegoś wybuchu. Umawiamy się na sobotę. Andrzej chce przedyskutować różne problemy. Na pożegnanie dodaje: „Jeśli jeszcze będziemy egzystować”.
Warszawa, 24 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Ceny mięsa i jego przetworów proponujemy podwyższyć w sposób zróżnicowany. Najbardziej wzrosłyby ceny najszlachetniejszych asortymentów mięsa i wędlin, takich jak szynka, baleron, polędwica, kabanosy, kiełbasy suche i schab, których niedobór przy obecnym poziomie cen jest największy. [...] Średnio więc ceny mięsa i jego przetworów wzrosną o 69 proc., o 30 proc. wzrosną ceny drobiu. [...] Proponujemy zwiększyć o ponad połowę ceny masła i wyższych gatunków serów tłustych. [...] Cenę cukru proponujemy [...] podnieść do 20 zł za 1 kg. Decyzja dotycząca cukru wymaga objęcia zmianami również cen tych artykułów, do których produkcji cukier jest używany [...].
Warszawa, 24 czerwca
„Życie Warszawy”, nr 150, 25 czerwca 1976.
Obywatele, rodacy!
Wczoraj przedłożyłem Sejmowi i społeczeństwu rządowy projekt zmiany poziomu u struktury cen detalicznych niektórych artykułów rolno-spożywczych oraz zasad rekompensaty dla ludności miast i wsi. [...] W ciągu dnia dzisiejszego w większości zakładów pracy w całym kraju odbywały się konsultacje w tej sprawie. Wśród przeważającej części ich uczestników motywy i intencje rządowego projektu znalazły zrozumienie. Równocześnie jednak zgłoszono wiele wniosków i uwag do proponowanej zmiany struktury cen, do zakresu zmian, jak również do zasad podziału rekompensaty. [...] W tej sytuacji rząd uważa za niezbędne ponowne przeanalizowanie całości sprawy. [...] Rada Ministrów zarządziła utrzymanie dotychczasowych cen artykułów żywnościowych. [...] Jestem pewien, że całe społeczeństwo, a przede wszystkim klasa robotnicza przyjmie tę decyzję jako jeszcze jedno potwierdzenie demokratycznych zasad, którymi partia i rząd kierują się w swej polityce społecznej.
Warszawa, 25 czerwca
„Życie Warszawy”, nr 151, 26-27 czerwca 1976.
W imieniu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce domagamy się:
1. Całkowitego zaprzestania niedopuszczalnej praktyki [...] — represji władz na zagwarantowane Konstytucją PRL wystąpienia zbiorowe, protesty i manifestacje obywateli.
2. Zwolnienia wszystkich osób, przetrzymywanych w więzieniach z przyczyn politycznych, a wśród nich wiezionych nadal uczestników czerwcowego protestu [25 czerwca 1976].
3. Uwolnienia wszystkich członków i współpracowników Komitetu Obrony Robotników, którzy podjęli społeczny i obywatelski obowiązek zorganizowania pomocy pokrzywdzonym i ich rodzinom.
4. Cofnięcia wszystkich represji i zadośćuczynienia ich ofiarom.
5. Pełnych i skutecznych gwarancji respektowania praw człowieka i obywatela w naszym kraju.
25 czerwca
Oddawanie głosów na jedną listę, będącą faktycznie listą władz partyjno-państwowych, nie może być nazwane wyborami. Sejm wyłaniany formalnie przez takie rzekome wybory, a faktycznie pochodzący z nominacji PZPR, nie ma poza nadużywaną nazwą nic wspólnego z sejmem, nie jest instytucją parlamentarną, nie reprezentuje w najskromniejszej nawet mierze społeczeństwa polskiego [...]. Członkowie KSS „KOR” oświadczają, że w tych warunkach nie pójdą do urn wyborczych, uważając, iż udział w tej przykrej farsie ubliża godności obywatelskiej i ludzkiej każdego członka naszego społeczeństwa.
Warszawa, 24 lutego
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa–Londyn 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Osobiście nie wiem, czy niegłosowanie na kandydatów FJN coś da, czy nie da. Myślę jednak, że mówienie wkoło, że „Oni” są wszystkiemu winni, a następnie głosowanie na „Nich” jest nieuczciwe. Można w ten sposób stracić szacunek dla samego siebie. Warto więc może zdobyć się na małą odwagę i postąpić zgodnie ze swoim sumieniem. [...]
Nie biorąc udziału w wyborach, protestujemy przeciwko ich obecnej antydemokratycznej formie.
Decydując się na udział w głosowaniu i demonstracyjnie wchodząc za kotarę, pokazujemy innym, że za nią nie straszy. Może wtedy ktoś jeszcze się odważy. Przełamanie czyjegoś lęku będzie rekompensatą za to, że wzięliśmy udział w wyborach, które wyborami nie są.
29 lutego
„Robotnik” nr 45, z 29 lutego 1980.
Nie ma chleba bez wolności.
Obywatelu!
Nie głosuj. Głosując, popierasz PZPR, brak mieszkań i mięsa, kolektywizację rolnictwa, dyskryminację wierzących, zależność Polski od ZSRR.
Nie głosuj. Posłów mianowano już przed głosowaniem. Nikt poza komunistami nie mógł wysuwać kandydatów do Sejmu i Rad Narodowych. Jest to bezprawie sprzeczne z obowiązującymi w Polsce paktami praw człowieka i obywatela.
Głosowanie jest fikcją.
Nie bierz w nim udziału.
Bądź obywatelem, a nie poddanym.
Nie głosuj. Udziałem w głosowaniu zaszkodzisz Polsce, a pomożesz komunistom.
Bojkotując głosowanie, domagamy się wolnych wyborów.
Tylko Sejm wyłoniony z wolnych wyborów może zapewnić niepodległość i dobrobyt Polski.
Lublin, 10/11 marca
Głodówka w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej, 1980.
Wszystko odbywa się po staremu, co oznacza, że ekipa rządząca daleka jest od myśli o jakichkolwiek zmianach. Listę kandydatów na posłów, jak zawsze, przygotowano w KC. [...] Kampania wyborcza przebiega bardzo spokojnie; faktycznie nie istnieje.
Warszawa, 14 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Kampania wyborcza do Sejmu i Rad Narodowych zbliża się ku końcowi. W Warszawie i stołecznym województwie, podobnie jak i w całym kraju, była ona żywa i bogata, wykazała pełne poparcie społeczne dla programu VIII Zjazdu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, dla platformy Frontu Jedności Narodu. [...] W dyskusji przedwyborczej na czoło wysunęły się zadania społeczno-gospodarcze, a przede wszystkim sprawa efektywności gospodarowania oraz umacniania sprawiedliwości społecznej. Tak też było w dzisiejszych waszych wystąpieniach. Podkreślam to z ogromną satysfakcją, gdyż widzę w tym potwierdzenie głębokiego oddźwięku, z jakim spotkały się wśród ludzi idee przewodnie VIII Zjazdu naszej partii. Przekuwamy te idee na język praktycznych działań. [...] Podstawową sprawą jest — jak zawsze — dobra organizacja pracy, właściwy dobór kadr kierowniczych, racjonalny podział kompetencji i odpowiedzialności, sprawiedliwa ocena wyników. Potrzebny jest porządek i dyscyplina przy każdym warsztacie pracy: przy maszynie i przy biurku. Potrzebna jest odpowiedzialność każdego, na każdym szczeblu za to, co postanawia, za to co robi i jakie są tego skutki.
ok. 21 marca
„Trybuna Ludu” nr 69, 21 marca 1980.
23 marca były tak zwane wybory. Nie poszłam, Andrzej też. To przecież sprawa zupełnie nieistotna. Co wybierać? Tych, którzy są już z góry wyznaczeni! Z tymi wyborami to tak, jak to było z pierwszą kobietą — Ewą. Po jej stworzeniu Pan Bóg powiedział: „A teraz Adamie, wybierz sobie żonę!”. I to samo jest tutaj. Frekwencja była chyba minimalna, znacznie mniejsza niż to, co podają się oficjalnie — 99% z kawałkiem. Z tego co wiem, to masa osób nie głosowała. Niepotrzebna ta cała szopka, to zatrudnianie ludzi przy urnach, niepotrzebne koszty czy plakaty. Rezultat jest z góry i tak przesądzony i do „niemego” sejmu wchodzą z góry wyznaczone osoby — grzeczne, potulne, podnoszące rękę na rozkaz i niemające własnego zdania, a w każdym razie odwagi do jego wypowiadania. Nie jest to żadna reprezentacja społeczeństwa. Sejm nie posiada obecnie żadnego autorytetu, żadnej rangi, a także żadnego szacunku. Przykre to, ale prawdziwe. W przeddzień wyborów rzucane były ulotki, jak to robili i skąd — nie wiem, jakby były wystrzeliwane z katapulty. Ludzie ukradkiem podnosili spadające na ulicę kartki, ale potem milicja czy inne władze uprzątnęli je z chodników i jezdni. Lepiej niż Zakład Oczyszczania Miasta!
Warszawa, 25 marca
Teresa Konarska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
Wraz z wszystkimi nieszczęsnymi obywatelami PRL wzięłam dziś udział w parodii wyborów do Sejmu i Rad Narodowych. Cóż to bowiem za „wybory”, z czego tu wybierać, skoro przedstawiona jest JEDNA LISTA FRONTU JEDNOŚCI NARODU?!! Wiadomo przecież, że jej kandydaci, przefiltrowani, przebadani, zostali już wprzód wybrani przez ów Front i wyniki wyborów są ustalone na i przez „99,9%” obywateli, nigdy mniej. Już dla przyzwoitości można by podać na przykład wymiernik tej obywatelskiej zgodności: 96,5 lub 98,1, lecz nie! Od kilkunastu lat, odkąd głosuję, zawsze jest nieśmiertelna, święta liczba „99,9%”!
Warszawa, 23 marca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Z różnych stron napływają do mnie informacje o tym, jak fałszowano wyniki wyborów. [...] Nigdy niestety nie dowiemy się, jaka naprawdę była frekwencja i ile było skreśleń. Rzeczywiste wyniki są bardzo skrzętnie utrzymywane w tajemnicy.
Warszawa, 26 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Komitet Centralny PZPR akceptuje informację Biura Politycznego KC o przebiegu i wynikach wyborów do Sejmu i wojewódzkich rad narodowych. Wyniki wyborów są wyrazem ogólnonarodowego poparcia dla programu rozwoju socjalistycznej Polski uchwalonego przez VIII Zjazd PZPR stanowiącego podstawę platformy wyborczej Frontu Jedności Narodu, świadczą o patriotycznej jedności narodu oraz o wysokiej świadomości polskiego społeczeństwa.
Komitet Centralny zobowiązuje Klub Poselski PZPR oraz zespoły radnych PZPR do aktywnego realizowania na forum Sejmu PRL i rad narodowych zadań nakreślonych w uchwałach VIII Zjazdu.
Komitet Centralny zwraca uwagę wszystkim ogniwom partii na konieczność uporczywej i konsekwentnej realizacji wniosków i propozycji zgłoszonych w toku ogólnonarodowej debaty przedwyborczej.
Warszawa, 2 kwietnia
W Sejmie reprezentowane są wszystkie patriotyczne nurty polityczne i społeczne, wszystkie klasy i warstwy ludzi pracy, grupy zawodowe, orientacje światopoglądowe, wszystkie pokolenia, są w nim przedstawiciele naszej partii, sojuszniczych stronnictw, są bezpartyjni. Mamy dobrą tradycję łączenia jedności w rozumieniu i realizowaniu podstawowych racji państwowych z otwartą partnerską dyskusją w poszukiwaniu najlepszych rozwiązań i decyzji. Tę tradycję powinniśmy również w obecnej kadencji pielęgnować i wzbogacać, dbając, aby prawa przez Sejm stanowione były mądre i sprawiedliwe, kontrola wnikliwa i skuteczna, a więź ze społeczeństwem żywa i owocna.
Warszawa, 2 kwietnia
Dzisiaj odbyło się plenum KC, na którym Żandarowski złożył sprawozdanie z przebiegu wyborów do Sejmu. A więc: sukces niebywały; pełne poparcie narodu dla polityki partii; ludzie głosowali manifestacyjnie; udawali się do lokali wyborczych grupami, radośni etc. Coś niebywałego!
Po krótkiej „dyskusji” głos zabrał Gierek. Powiedział, że „liczniejszy niż kiedykolwiek udział w głosowaniu jest przykładem wzrostu odpowiedzialności społeczeństwa, przejawem wysokiego zaangażowania narodu; wyniki wyborów oznaczają pełne poparcie dla uchwał VIII Zjazdu, dla strategii społeczno-gospodarczego rozwoju kraju; jest to zaszczyt dla naszej partii (!), a także zobowiązanie; trzeba utrwalać to wysokie poczucie odpowiedzialności i realizować wszystkie słuszne postulaty”.
Słuchałem tego i myślałem sobie różne rzeczy. Jeśli teraz, w 1980 roku, przy fatalnych nastrojach, społeczeństwo wzięło tak liczny udział w wyborach, to dlaczego mniej licznie stawiło się do urn w 1976 roku, kiedy sytuacja ekonomiczna była zdecydowanie lepsza od obecnej? Zadawałem sobie również pytanie, czy on rzeczywiście wierzy w to, co mówi? Przecież musi znać prawdziwe wyniki wyborów. [...] Widocznie sztab uznał, że w związku z fatalną sytuacją polityczną w kraju trzeba „bić po oczach” i pokazać narodowi, że na nic zdadzą się jego demonstracje. Wyniki będą takie, jakie my ustalimy!
Warszawa, 2 kwietnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Na wstępie mojego wystąpienia czuję się w obowiązku, aby w imieniu środowiska, które mam zaszczyt reprezentować, zgłosić pełną solidarność z tym, co wydarzyło się na Wybrzeżu polskim i w reszcie naszego kraju. [...]
Bowiem treść owej manifestacji, jej sens i rzeczywistość są tak proste jak proste są ludzkie prawa do nieskrępowanego stanowienia o własnym losie, prawa do walki o coraz lepszą egzystencję. Dlatego pozwolę sobie tylko z tego miejsca złożyć robotnikom polskim wyrazy głębokiej czci i podziwu za ich odwagę, rozum i niezmiernie gorące serca, którymi obdarowali cały kraj. [...]
Jaka jest przyczyna determinacji, która kazała dokerom i stoczniowcom, całej klasie robotniczej, wykrzyczeć słowa protestu i postawić ultimatum. Należy sądzić, że zwalanie wszystkiego wyłącznie na trudności gospodarcze, na pogarszającą się sytuację ekonomiczną kraju i w konsekwencji na kłopoty zaopatrzeniowe – byłoby tłumaczeniem niedostatecznym. Naród nasz, nie w takich dawał dowody samozaparcia, cierpliwości i solidarności. Ale działo się tak tylko wtedy, kiedy kryzysom towarzyszyła wiara w sens przetrwania, albo przekonanie, że czynimy to dla zachowania wspólnoty, albo nadzieja że u kresu wyrzeczeń czeka nas sprawiedliwy podział wyprodukowanych dóbr. Nie ulega więc wątpliwości, że u podstaw wydarzeń leżało coś więcej niż troska o materialne przywileje, klasa robotnicza żąda przede wszystkim gwarancji. I za faktem tym kryje się dramatyczna tajemnica protestu. Cóż bowiem zdanie to oznaczało, jeśli nie całkowity brak zaufania wobec złożonych przyrzeczeń oraz wiary w dotrzymanie słowa. [...]
Przez cały niemal czas, z niewielkimi przerwami, zwłaszcza w ostatnim okresie naszej rzeczywistości, propaganda czyniła wszystko, żeby zakłamać i ogłupić naród [...]. W konsekwencji zdeprecjonowane zostały takie pojęcia jak: patriotyzm, historia, naród, socjalizm, humanizm [...].
To właśnie masowe środki przekazu doprowadziły do stanu niewiary w fakty, w słowa poszczególnych ludzi, nawet wtedy, kiedy nie kryły one prawdy. Te masowe środki przekazu, uwłaczając elementarnemu rozsądkowi, obrażały nasze poczucie godności, poddawały w wątpliwość naszą inteligencję a co najgorsze: że cały ten propagandowy aparat informacji – działalnością swoją, stylem tej działalności, językiem, jakim przemawiał, na każdym kroku dawał świadectwo pogardy wobec narodu, wobec jego rozumu i poczucia odpowiedzialności.
Warszawa, 5 września
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Zwracam się w tym momencie o trzy pracowite miesiące — 90 spokojnych dni. Czas ten pragniemy wykorzystać dla porządkowania najbardziej elementarnych spraw naszej gospodarki, dla dokonania remanentu „pozytywów” i „negatywów” [...]. Czas ten pragniemy uczynić okresem szerokiego dialogu społecznego.
Warszawa, 12 lutego
Władza wobec „Solidarności”. Sierpień 1980 – grudzień 1981. Podstawowe dokumenty, red. Bronisław Pasierb, Wrocław 1993, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dziś muszę stwierdzić, że sytuacja gospodarcza kraju kształtuje się gorzej niż [...] można było przewidzieć. Nie udało się zahamować niekorzystnych trendów. [...] Gdyby nie wszechstronna pomoc, szerokie wyjście naprzeciw naszym potrzebom, gdyby nie dodatkowe dostawy surowcowe ze Związku Radzieckiego byłoby jeszcze gorzej. [...]
Właściwie załamał się rynek wewnętrzny. W sklepach brakuje żywności i wielu innych towarów. Zakupy stały się, zwłaszcza dla kobiet, prawdziwą udręką. [...]
Z całą ostrością staje przed nami pytanie, co uczynić, by 36-milionowy naród przetrwał bez głodu, bez ostrego niedostatku, szczególnie ciężkie miesiące przednówka, cały niewątpliwie krytyczny 1981 rok.
Warszawa, 10 kwietnia
Władza wobec „Solidarności”. Sierpień 1980 – grudzień 1981. Podstawowe dokumenty, red. Bronisław Pasierb, Wrocław 1993, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dołączam swój głos do tych wszystkich, którzy wołają, że Polska po tym, co przeszła, nie może stać po stronie przemocy, nietolerancji i obojętności na ludzkie cierpienie. [...]
Niech powszechna amnestia stanie się wielkim aktem mądrości politycznej, odwagi i wyobraźni, pierwszym krokiem do prawdziwego pojednania. Niech los żadnego z więźniów nie zależy od widzimisię urzędnika. Niech Polska z mocy prawa stanie się krajem bez więźniów politycznych.
Łódź, 5 lipca
Marek Edelman, O powszechną amnestię, „Tygodnik Mazowsze” nr 176, 16 lipca 1986.
Szanowni wodzowie wrocławskiej „Solidarności”,
Dowiedziałem się, że zamierzacie rozrzucić po mieście ulotki z zaleceniem, by mieszkańcy Wrocławia zbojkotowali wybory do Sejmu i Senatu. Jako zwykły szary członek „Solidarności” oświadczam, że nie zamierzam podporządkować się Waszemu zaleceniu, a wręcz przeciwnie, zamierzam pójść do głosowania i głosować na tych, którzy moim zdaniem będą w stanie coś w Sejmie czy Senacie zrobić. [...]
Rozumiem, że „Solidarność” jest nieprzygotowana do wyborów, że nie ma doświadczenia w akcjach tego rodzaju. [...] Do tej pory działaliśmy w podziemiu, a teraz można już działać jawnie. Nawyki działalności podziemnej trudno tak od razu wykorzenić i z tym się zgadzam. Ale teraz trzeba nauczyć się, i to trzeba szybko, działania jawnego. [...] Stwierdzam, że mnie, szarego członka „Solidarności” bulwersowały od dawna rozgrywki wewnętrzne [w Związku]. [...] Dlatego proponuję; skończcie już wreszcie waśnie wewnętrzne i różne ambicjonalne rozgrywki personalne, bo powodują one wśród szarych członków „Solidarności” frustrację i zniechęcenie, bo na braku jedności „Solidarność” przegra. Zabierzcie się wreszcie do roboty w nowych warunkach, jakie Wam stworzył „okrągły stół” i nowa ordynacja wyborcza. Jeżeli zaprzepaścicie taką okazję, to szeregowi członkowie „Solidarności” nigdy Wam nie wybaczą.
19 maja
„Z dnia na dzień” nr 13, z 19 maja 1989.
Wysoki Sejmie,
Gdyby jeszcze przed miesiącem ktoś mi powiedział, że z woli posłów X kadencji wezmę do ręki laskę marszałkowską, zareagowałbym zdumieniem i niewiarą. Musiało się zdarzyć w ostatnim okresie coś ważnego, musiały zajść różne (dobre i złe) zmiany w ekonomice i polityce, zarysować się nowe nadzieje, ale i zagrożenia, dokonać się całkowita zmiana kompozycji Sejmu, a co za tym pójdzie i jego funkcjonowania — aby postawiono moją kandydaturę. Ta wyjątkowość zdarzeń i krytyczny etap rozwoju naszego kraju sprawiły również, iż po raz pierwszy od czterdziestu lat zgodziłem się wziąć, ewentualnie, na siebie brzemię odpowiedzialności, związane z piastowaniem wysokiego urzędu. Wy, obywatele posłowie, wynikiem głosowania zadecydowaliście o tym, że to brzemię rzeczywiście legło na moich ramionach.
Warszawa, 4 lipca
Mikołaj Kozakiewicz, Byłem marszałkiem kontraktowego..., Warszawa 1991.
Sytuacja zmieniała się z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Kilka razy dziennie z klubów podawano mi przybliżone dane o tym, jak rozwija się sytuacja, ilu członków Zgromadzenia gotowych jest poprzeć Jaruzelskiego, a ilu chce głosować przeciwko niemu. I ciągle ocieraliśmy się o tę granicę, że może nie przejść.
W tym czasie żyliśmy właściwie od meldunku do meldunku. Rano sytuacja taka, w południe już inna, a wieczorem jeszcze inna. W Klubie PSL zaczęło się wszystko od 8 posłów, którzy stwierdzili, że będą głosować przeciwko Jaruzelskiemu, w kilka dni później było ich już kilkunastu. W innych klubach też narastał ferment. W miarę zbliżania się dnia wyboru rosła liczba niechętnych Jaruzelskiemu. Dość paradoksalne było jednak to, że przed samym 19 lipca doliczyliśmy się bezpiecznej przewagi kilkunastu głosów.
Kierownictwo Sejmu, Senatu, OKP. Byliśmy wszyscy zatroskani tą sytuacją i zastanawialiśmy się, jak ją rozwiązać. Te planowane urlopy posłów i senatorów, o których wspominałem, to właśnie była taka próba ratowania sytuacji. Także to, że wyznaczyliśmy dwa posiedzenia Zgromadzenia Narodowego. Gdyby na pierwszym nie udało się wybrać prezydenta. Zgromadzenie zebrałoby się następnego dnia. Czas pomiędzy posiedzeniami miał być przeznaczony na rozmowy w klubach, rozmowy międzyklubowe, przetargi polityczne. Nie przewidzieliśmy właśnie jednego, że Jaruzelskiego doprowadzą na próg niewybrania jego koalicyjni posłowie.
[...] Jaruzelski przeszedł naprawdę dzięki posłom i senatorom OKP i nie jest prawdą, że to opozycja go „wykosiła”. Kosili ludzie z własnej partii, którzy albo ulegali namowom niektórych ludzi z „Solidarności”, bo zostali wybrani, w pewnym stopniu dzięki „Solidarności”, albo teraz szybko szukali możliwości uwiarygodnienia się, odcięcia się od przeszłości.
Warszawa, 19 lipca
Mikołaj Kozakiewicz, Byłem marszałkiem kontraktowego..., Warszawa 1991.
1. Przegrana wyborcza koalicji i jej osłabienie w klubach poselskich stwarza trudną sytuację w rozwiązywaniu spraw Partii i Państwa, czego szczególnym przykładem był wybór Prezydenta PRL. Najpilniejszą kwestią, wymagającą obecnie najbardziej energicznych i przemyślanych działań, jest sprawa ukształtowania rządu.
2. Kampania wyborcza obnażyła wszystkie słabości i siły naszej koalicji, w tym naszej Partii. Stawia to na porządku dziennym sprawę gruntownej jej przebudowy. Będzie to zadaniem XI Zjazdu.
3. Wybory wprowadziły nas na nowy, trudniejszy etap demokratyzacji; wiąże się z tym nowa rola najwyższych organów przedstawicielskich, a w nich klubu PZPR. Klub Poselski Partii winien odgrywać istotną rolę w kształtowaniu polityki partii.
4. W trakcie akcji wyborczej zaczął kształtować się nowy typ aktywu partyjnego. Wokół sztabów wyborczych skupiły się tysiące członków partii, które wykazały zapał i energię w walce politycznej. Osoby te zebrały też wiele doświadczeń. Staje się niezbędne wykorzystanie tych grup w dziele przebudowy partii.
[...]
6. Przeprowadzenie wyborów miało też swój wyraz międzynarodowy. W poważny sposób poprawiło obraz państwa, ułatwiło rozwój kontaktów politycznych oraz gospodarczych.
Warszawa, 21 lipca
AAN, KC PZPR, sygn. V/491, [cyt. za:] Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji, Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
Dziś w sejmie wybrano nowego premiera. Został nim Tadeusz Mazowiecki — katolik. Po 45 latach na czele rządu stanął człowiek współpracujący z Kościołem. Jest nadzieja na poprawę bytu.
Mołodutyn (Lubelszczyzna), 24 sierpnia
Władysław Kuchta, Twardą chłopską ręką. Kronika mego życia, wybór, wstęp i oprac. Donat Niewiadomski, Lublin 2007.
Trzy tygodnie, jakie minęły od jego desygnacji do exposé wygłoszonego w Sejmie, to był okres bardzo ciężkiej pracy, żeby ten koalicyjny garnitur zszyć, żeby pogodzić sprzeczne interesy i ambicje, żeby rząd oparty był na jak najszerszej bazie politycznej. I jeszcze coś, nad Mazowieckim czasem może krąży Duch Święty, za to ciągle — zły duch tytoniowy. Ile razy zaczynałem z nim współpracować, tyle razy zaczynałem palić. W oparach dymu, ścielącego się zwykle wokół niego, mało który palacz wytrzyma bez złapania za papierosa. Wtedy palił jeszcze więcej niż zwykle. Tytoń i zmęczenie wywołały kryzys na sali sejmowej. [...] nic groźnego się nie wydarzyło, to było zasłabnięcie z powodu niedotlenienia, chwilowa niedyspozycja. Nie będąc ani członkiem rządu, ani nawet urzędnikiem państwowym, bo nominację dostałem później, siedziałem podczas exposé na galerii dla gości i wyczułem parę minut wcześniej, że coś niedobrego się dzieje, bo Mazowiecki przestępował z nogi na nogę i coraz to zmieniał położenie rąk na pulpicie. Potem przy kilku okazjach, gdy wygłaszał dłuższe mowy, patrzyłem z niepokojem, czy nie zachowuje się podobnie. Wtedy, dwunastego września 1989 r. zasłabnięcie na oczach całej Polski wywołało zbiorowy odruch poparcia pierwszego niekomunistycznego premiera.
[...] Wreszcie sala zegarowa, w której premier przyjmował gości. Meble pochodziły z czasów Bieruta. Przy biurku premiera był pulpit telefoniczny, nadający się do sklepu ze starociami, z jednym chrypiącym mikrofonem. Kiedy Mazowiecki rozmawiał telefonicznie z kanclerzem Kohlem czy prezydentem Gorbaczowem, tłumacz kładł mu się prawie na plecy, żeby mogli razem mówić do jednego mikrofonu. Nad biurkiem premier powiesił rysunek przedstawiający Don Kichota, na szafie stała kolorowa plansza „Tygodnika Solidarność” wykonana przez dzieci, potem jeszcze znalazł się tam przedwojenny szyld z napisem „Sołtys” i z orłem w koronie, przestrzelony przez żołnierzy rosyjskich podczas agresji 17 września 1939 roku. Mazowiecki tę tabliczkę pochodzącą z Polesia otrzymał od Polonii podczas podróży do Ameryki. Ta tabliczka spowodowała, że wchodząc do sekretariatu premiera pytałem: Czy jest sołtys? Co robi sołtys? Początkowo sekretarki były tym trochę zażenowane, ale potem ksywa zaczęła się przyjmować. Premier miał najpierw dwie sekretarki, ale okazało się, że jest potrzebna jeszcze trzecia, bo praca trwała na trzy zmiany. [...] Sekretarki rzeczywiście przejęliśmy po starych gospodarzach URM, ale były one bardzo dobre i sprawne, miały jeden defekt — nie znały języków obcych.
Warszawa 1992
Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992.
Rząd będzie intensywnie współdziałał z Sejmem i Senatem w pracach nad stworzeniem prawnych i materialnych warunków uformowania samorządu terytorialnego, tak aby w krótszym niż to było przewidziane czasie doprowadzić do wyborów samorządowych. Z powstaniem samorządu wiążemy nadzieje na wyzwolenie ogromnej energii obywatelskiej, spętanej do niedawna poczuciem bezsilności wobec państwowej biurokracji i centralnych dyrektyw. Samodzielność decyzji, własny aparat administracyjny i własny majątek stworzą społecznościom lokalnym możliwości rozwoju.
Warszawa, 12 września
Exposé premierów polskich 1918–2001, zebrał i opracował Bogusław Sygit, Toruń 2001.
Nasza propozycja to gospodarka oparta na mechanizmach rynkowych, o strukturze własnościowej, występującej w krajach wysoko rozwiniętych, otwarta na świat. Gospodarka, której reguły dla wszystkich są jasne. Trzeba zerwać z fałszywą grą, w której ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że płaci. Alternatywa, którą proponujemy — to życie udane zamiast udawanego. Po raz pierwszy od wielu lat cele ukazywane społeczeństwu są jasne i pragmatyczne — nie wymyślone w dziewiętnastowiecznych doktrynach, a konkretne, postrzegalne za Bałtykiem czy Łabą. Społeczeństwa, których instytucje i rozwiązania chcemy zastosować nie są idealne i wolne od trudności, ale mają warunki, aby rozwijać się i samodzielnie rozwiązywać swoje problemy. Zdajemy sobie sprawę, że zasadnicza przebudowa systemu gospodarczego będzie realizowana w skrajnie trudnych warunkach. Składają się na nie przede wszystkim trwałe, systemowe wady będące skutkiem istnienia przez wiele lat skrajnie nieracjonalnego systemu kierowania gospodarką. Nawarstwienie skutków tych wad oraz błędy polityki gospodarczej poprzednich rządów przyczyniły się do szczególnie złych wyników 1989 roku. Nastąpiło gwałtowne przyspieszenie inflacji, pogłębiła się nierównowaga gospodarcza, wystąpił spadek produkcji i podaży towarów, katastrofalnie wzrósł deficyt budżetowy. Trzeba jasno powiedzieć: wyczekiwanie nie poprawi tych warunków, a tylko pogorszy je. Gospodarka polska jest ciężko chora. Konieczna jest operacja — głębokie chirurgiczne cięcie. [...] Przemiana, której dokonujemy, jest przełomowa, ma unikalny w dziejach charakter. Przypadł nam los pionierów, świat patrzy na Polskę z uwagą. Decydując się na ten krok zdajemy sobie sprawę z jego niepowtarzalności i niebezpieczeństw, ale też w pełni jesteśmy przekonani o realności zadania, o jego społecznej słuszności. Szansy, która stoi przed nami, nie można zmarnować.
Leszek Balcerowicz, 800 dni. Szok kontrolowany, Warszawa 1992.
17 grudnia 1989 roku w Sejmie nastąpiła „wielka odsłona” programu gospodarczego. Atmosfera była podniosła. Marszałek Kozakiewicz pytał mnie, jak ma uzasadnić posłom, że obrady zwołano na niedzielę. Jak? „Aby posłowie wiedzieli, jaka to ważna sprawa”.
W przemówieniu transmitowanym przez telewizję powiedziałem, że chcemy budować gospodarkę nie jakąś podręcznikową, tylko znaną z doświadczeń zza Łaby i Bałtyku. Przypomniałem też, że zadanie przekształcenia systemu gospodarczego — samo w sobie trudne — wypadło u nas w skrajnie niesprzyjających warunkach: przy szalejącej inflacji, braku rezerw dewizowych, obciążeniu długiem zagranicznym. Zadania stojące przed Polską są ogromne i bez precedensu, ale trzeba je podjąć szybko i zdecydowanie...
Po tym przemówieniu, od godz. 11.00 rozpoczęła się debata gospodarcza, w której pod adresem rządu i moim kierowano bardzo wiele pytań. Po południu zgromadziłem w Sejmie całą ekipę gospodarczą. Moi współpracownicy zbierali pytania, ja zaś przeglądałem je, grupowałem tematycznie i przekazywałem poszczególnym ministrom i wiceministrom; niekiedy z własnymi sugestiami na co należy położyć nacisk w odpowiedziach. Jeśli dobrze pamiętam, to tego dnia na mównicy sejmowej wystąpili prawie wszyscy ministrowie od gospodarki. Był to ważny moment integracji ekipy. Na koniec jeszcze raz zabrałem głos, udzielając dodatkowych wyjaśnień i komentarzy. Miałem wrażenie, że wszyscy odczuwaliśmy, iż zaczyna się coś wielkiego i ważnego. Posiedzenie Sejmu zakończyło się w tym dniu powołaniem Komisji Nadzwyczajnej pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zawiślaka, w skład której weszło kilkudziesięciu posłów z różnych klubów politycznych i z różnych komisji sejmowych.
Warszawa, 17 grudnia
Leszek Balcerowicz, 800 dni. Szok kontrolowany, Warszawa 1992.
Nasza propozycja to gospodarka oparta na mechanizmach rynkowych, o strukturze własnościowej, występującej w krajach wysoko rozwiniętych, otwarta na świat. Gospodarka, której reguły dla wszystkich są jasne. Trzeba zerwać z fałszywą grą, w której ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że płaci. Alternatywa, którą proponujemy — to życie udane zamiast udawanego.
Po raz pierwszy od wielu lat cele ukazywane społeczeństwu są jasne i pragmatyczne — nie wymyślone w dziewiętnastowiecznych doktrynach, a konkretne, postrzegalne za Bałtykiem czy Łabą. Społeczeństwa, których instytucje i rozwiązania chcemy zastosować nie są idealne i wolne od trudności, ale mają warunki, aby rozwijać się i samodzielnie rozwiązywać swoje problemy.
Zdajemy sobie sprawę, że zasadnicza przebudowa systemu gospodarczego będzie realizowana w skrajnie trudnych warunkach. Składają się na nie przede wszystkim trwałe, systemowe wady będące skutkiem istnienia przez wiele lat skrajnie nieracjonalnego systemu kierowania gospodarką. Nawarstwienie skutków tych wad oraz błędy polityki gospodarczej poprzednich rządów przyczyniły się do szczególnie złych wyników 1989 roku. Nastąpiło gwałtowne przyspieszenie inflacji, pogłębiła się nierównowaga gospodarcza, wystąpił spadek produkcji i podaży towarów, katastrofalnie wzrósł deficyt budżetowy.
Trzeba jasno powiedzieć: wyczekiwanie nie poprawi tych warunków, a tylko pogorszy je. Gospodarka polska jest ciężko chora. Konieczna jest operacja — głębokie chirurgiczne cięcie. [...]
Przemiana, której dokonujemy, jest przełomowa, ma unikalny w dziejach charakter. Przypadł nam los pionierów, świat patrzy na Polskę z uwagą. Decydując się na ten krok, zdajemy sobie sprawę z jego niepowtarzalności i niebezpieczeństw, ale też w pełni jesteśmy przekonani o realności zadania, o jego społecznej słuszności. Szansy, która stoi przed nami, nie można zmarnować.
Warszawa, 17 grudnia
Leszek Balcerowicz, 800 dni. Szok kontrolowany, Warszawa 1992.
Po uchwaleniu ustaw przez Sejm i zatwierdzeniu przez Senat, ostatnim krokiem było podpisanie ich przez prezydenta. W ramach politycznych konsultacji, jeszcze przed skierowaniem naszych projektów do parlamentu, złożyłem również wizytę prezydentowi Jaruzelskiemu. Poinformowałem go o założeniach programu gospodarczego i o przyjętym nadzwyczajnym trybie prac legislacyjnych. Generał Jaruzelski powiedział mi wówczas, że popiera nasze podejście.
Przypominam sobie, że staraliśmy się sprawdzić terminarz prezydenta w dniach 30 i 31 grudnia, aby mieć pewność, że zdąży podpisać ustawy przed Nowym Rokiem. Ustalono, że prezydent na Nowy Rok wyjeżdża pod Warszawę; dowiedzieliśmy się nawet, o której godzinie wyruszy... Właściwie ustawy do podpisu prezydenta przekazują kancelarie Sejmu i Senatu, ale na wszelki wypadek chcieliśmy dopilnować wszystkiego.
Wreszcie finał. Ustawy uchwalone i podpisane.
Warszawa, 30 grudnia
Leszek Balcerowicz, 800 dni. Szok kontrolowany, Warszawa 1992
Witamy powrót narodu litewskiego do rodziny wolnych narodów z radością tym większą, że jesteśmy świadomi zarówno wielowiekowych więzów łączących nasze wyzwalające się z totalitaryzmu narodu, jak też i tego, że tylko narody wolne będą w stanie ułożyć swoje stosunki na zasadzie autentycznego braterstwa, dobrego sąsiedztwa i partnerstwa.
Wyrażamy przekonanie, że granice ukształtowane po II wojnie światowej są trwałym elementem europejskiego porządku i bezpieczeństwa, słuszne aspiracje Litwy zostaną uszanowane, a proces odbudowy niezależnej państwowości Litwy będzie przebiegał pokojowo i szybko.
W tym procesie z pewnością nie zabraknie udziału mieszkających na Litwie Polaków.
Warszawa, 22 marca
Uchwałę sejmu przywrócono Święto Narodowe 3 Maja, przekreślając jednocześnie znienawidzony „22 lipca”. W jego obronie śmiał wystąpić w liście do sejmu Jaruzelski, gloryfikując „Manifest Lipcowy” i inne „osiągnięcia” przyniesionego na bagnetach sowieckich rządu! Bezczelność tej nikczemnej marionetki wprost nie ma granic! A może on naprawdę myślał, że jego zdanie ma dziś jakiekolwiek znaczenie?!
Warszawa, 6 kwietnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Sejm i Senat Rzeczpospolitej przyjmują z najwyższym niepokojem napływające z Wilna wiadomości o rozwoju sytuacji na Litwie. Zbrojne formacje radzieckie zajmują przy użyciu siły budynki publiczne w stolicy... W tej sytuacji deklarujemy gotowość udzielenia Litwy wszelkiej pomocy humanitarnej. [...] Sejm i Senat Rzeczpospolitej uważają, że wszelkie sprawy sporne winny być rozstrzygane przy pomocy środków wyłącznie pokojowych, zwłaszcza przez rozmowy i rokowanie między zainteresowanymi stronami. Oczekujemy od najwyższych władz ZSRR dotrzymania składanych deklaracji o stworzeniu pokojowych warunków do decydowania przez narodowy o swoim bycie politycznym.
Warszawa, 11 stycznia
„Tygodnik Solidarność” nr 3, z 18 stycznia 1991.
Moja obecność w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy jako przedstawiciela reprezentującego polską mniejszość na Litwie jest świadectwem tego, że na Litwie jest demokracja. Polacy budowali Litwę razem z bratnim narodem litewskim. Dzieliliśmy razem zwycięstwa i niepowodzenia. Polacy mieszkają na Litwie od stuleci, dlatego należą nam się te same prawa, co i litewskim braciom. Przytłaczająca większość Polaków na Litwie przyjęła obywatelstwo republiki. Jako przedstawiciel z jednej strony Litwy, a z drugiej – mniejszości polskiej, cieszę się, że Litwa będzie członkiem Rady Europy. Wierzę, że to będzie kolejny krok w kierunku konsolidacji i współpracy w Europie.
Mam nadzieję, że Litwa będzie przestrzegać standardów międzynarodowych, w szczególności dotyczących praw człowieka. […]
Na koniec chciałbym wyrazić obawy wielu Polaków, szczególnie w wieku starszym, o możliwych ujemnych konsekwencjach egzaminów na znajomość języka litewskiego, których to egzaminów ci ludzie nie potrafią złożyć. Niektórzy mogą stracić swoją pracę, chociaż sądzę, że to nie dotyczy ludzi młodszego pokolenia, którzy lepiej znają język litewski. Chciałbym zwrócić się do władz Litwy, aby przesunęły końcowy termin tych egzaminów.
Chcemy żyć w zgodzie ze wszystkimi obywatelami Litwy. Wierzę, że członkostwo Litwy w Radzie Europy pomoże nam osiągnąć ten cel. Litwa kocha pokój i wolność. To Litwa była pierwszym krajem, który wydostał się z żelaznej sowieckiej pięści. Litwa powinna mieć prawo być pełnoprawnym członkiem Rady Europy.
Strasburg, 11 maja
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
4 stycznia 1995 Rząd RL zaaprobował projekt uchwały, na mocy której ponad 11 tys. ha gruntów rejonu wileńskiego oraz ponad 2 tys. ha ziemi rejonu trockiego planuje się przekazać dla miasta Wilna.
[…]
Powyższe plany mają charakter awanturniczy, gdyż w rezultacie ich urzeczywistnienia dziesiątki tysięcy osób zostaną bez środków do życia, powiększając szeregi bezrobotnych i żebraków. Zważywszy, iż pod Wilnem mieszkają przeważnie Polacy, oprócz animozji społecznych decyzja ta spotęguje na tych terenach napięcia narodowościowe.
Wyżej wspomniany rządowy projekt ustawy jest sprzeczny z Konstytucją RL, ustawami RL oraz międzynarodowymi umowami. A mianowicie:
- z artykułem 23 Konstytucji RL. Traktującym o nietykalności własności prywatnej;
- z ustawą RL „O trybie i warunkach przywrócenia praw obywateli na zachowane mienie nieruchome” w całości;
- z artykułem 13 Ustawy RL „O jednostkach administracyjnych i ich granicach”, jako że rada samorządu rejonu wileńskiego udzieliła zgody na przekazanie miastu tylko 513 ha;
- z artykułem 15 Traktatu polsko-litewskiego, zakładającym, iż „obie strony powstrzymają się od działań, mogących doprowadzić do zmiany składu narodowościowego”.
My, uczestnicy pikiety, stanowczo sprzeciwiamy się oraz protestujemy przeciwko decyzji rządu RL, niezgodnej z Konstytucją i ustawodawstwem oraz wymierzonej we własnościowe, społeczne i narodowościowe prawa mieszkańców. Prosimy o odrzucenie wyżej wspomnianego projektu oraz poczynienie kroków w celu zaprzestania trwającego ponad 5 lat ciągłego nękania ludności podwileńskiej planami, zagrażającymi ich normalnemu i spokojnemu bytowi.
Po raz kolejny domagamy się odwołania kolidującej z prawem uchwały rządu Vagnoriusa z 31 grudnia 1991 roku o rozszerzeniu strefy zabudowy m. Wilna, pociągnięcia do odpowiedzialności winnych bezprawnego wydzielenia w rejonie wileńskim ponad 2 tys. parcel oraz niezwłocznego rozpoczęcia zwrotu ziemi prawowitym właścicielom podwileńskim.
Wilno, 19 stycznia
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Panie Marszałku! Wysoki Senacie! Status Polaków na Litwie, jak również w części Białorusi i Ukrainy oraz na Zaolziu, różni się zasadniczo od statusu Polaków w Kanadzie, Brazylii czy Australii. Różni się poprzez fakt, że Polacy na Litwie nie tworzą żadnej emigracji – ani politycznej, ekonomicznej. Z tej wysokiej trybuny Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, jako poseł wybrany przez społeczność polską na Litwie, pragnę z całą stanowczością przypomnieć, że Polacy na Litwie mieszkają na swoich ziemiach. Oni lub ich rodzice urodzili się w Polsce jako jej obywatele i nigdy z niej nie wyjeżdżali. Konsekwencje bezprawnego paktu Ribbentrop-Mołotow, a następnie zmowy w Jałcie, Polacy na Litwie ponoszą do dziś. Fakt, że ponad milion Polaków na terenach byłych Kresów nagle okazało się skupiskiem Polaków w obcym państwie, zaistniał bez zgody i wbrew woli mieszkańców tych terenów. O tym należy przynajmniej pamiętać, gdy w odniesieniu do Polaków na Litwie stosuje się te same normy, co do emigrantów, którzy porzucając ziemię swoich ojców, wyjechali do obcych krajów na zarobek.
Dziś Polacy na Litwie są lojalnymi obywatelami państwa, w którym mieszkają. Proces przyjęcia obywatelstwa litewskiego, po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, na Wileńszczyźnie przeszedł znacznie szybciej i sprawniej niż w innych regionach Litwy. Polacy na Litwie, szczególnie młodzież, chętnie uczą się języka litewskiego jako państwowego. Ale jak się mają uczyć, gdy na przykład w szkołach rejonu solecznickiego wśród 83 nauczycieli wykładających język litewski jest tylko 30 lituanistów z prawdziwego zdarzenia. Reszta zaś, 53 nauczycieli, to nie specjaliści w swojej dziedzinie, ale nieraz całkiem przypadkowi ludzie.
I dlatego Polacy na Litwie chcą, aby języka litewskiego uczono na lekcjach języka litewskiego, nie zaś na lekcji historii czy geografii. Bo na tych lekcjach uczniowie powinni opanować materiał zasadniczy, nie zaś język wykładowy. Dlatego rodzice, Polacy, zebrali 13 tysięcy podpisów przeciw usilnym zamiarom wprowadzenia w szkołach polskich wykładania historii i geografii w języku nieojczystym. […]
Szkolnictwo polskie na Litwie jest dyskryminowane również poprzez budżet. Polskie szkoły są remontowane i wyposażone wyłącznie ze środków samorządowych. […] Wokół polskich szkół tworzy się atmosferę nagonki, presji psychologicznej, której nieraz nie wytrzymują nauczyciele, rodzice i uczniowie.
Warszawa, 4–5 marca
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Komisja:
1. Docenia podejmowane przez Prezydenta i Rząd RP działania na rzecz intensyfikacji dialogu i współpracy z Unią Europejską oraz wysiłki Rządu RP w celu przygotowania negocjacji o członkostwo, [...]
13. Pragnie zwrócić uwagę, że integracja europejska w ramach Unii Europejskiej ma być procesem tworzenia coraz ściślejszego związku pomiędzy narodami Europy, w którym decyzje podejmowane są na szczeblu jak najbliższym obywatelowi, zgodnie z zasadą pomocniczości, [...]
19. Postuluje włączenie do debaty nad integracją Polski z Unią Europejską jak najszerszych kręgów społeczeństwa; punktem wyjścia do tego powinna być rzetelna informacja na temat rozwoju stosunków między Polską i Unią Europejską oraz edukacja dotycząca samej Unii, [...]
27. Uważa, że suwerenność państw, stanowiąca dzisiaj gwarancję przestrzegania zasad równości i wzajemnych korzyści stron współpracujących, nie jest przeszkodą, a wręcz przeciwnie, może być bodźcem dynamizującym integrację europejską,
28. Pragnie przypomnieć zobowiązanie Unii Europejskiej do respektowania tożsamości narodowej Państw Członkowskich, których systemy rządów opierają się na zasadzie demokracji, zawarte w Traktacie o Unii Europejskiej, [...]
Senacka Komisja Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej
widzi w otwarciu obecnego etapu procesu poszerzania Unii Europejskiej szansę na ostateczne zamknięcie pojałtańskiego podziału Europy.
Warszawa, 18 marca
„Diariusz Senatu Rzeczypospolitej Polskiej”, Nr 11 z 5 kwietnia 1998, www.senat.gov.pl.
Po raz pierwszy Papież przemawia do połączonych izb polskiego Parlamentu, Papież Polak, w obecności władzy wykonawczej, władzy sądowniczej, przy udziale korpusu dyplomatycznego. [...]
Dzieląc radość z pozytywnych przemian, jakie dokonują się w Polsce na naszych oczach, winniśmy sobie uświadomić, że w wolnym społeczeństwie muszą istnieć wartości zabezpieczające najwyższe dobro całego człowieka. [...]
Wydarzenia w Polsce sprzed dziesięciu lat stworzyły historyczną szansę, by kontynent europejski, porzuciwszy ostatecznie ideologiczne bariery, odnalazł drogę ku jedności. Mówiłem o tym wielokrotnie, rozwijając metaforę "dwóch płuc", którymi winna oddychać Europa, zespalając w sobie tradycje Wschodu i Zachodu. Zamiast jednak oczekiwanej wspólnoty ducha dostrzegamy nowe podziały i konflikty. Sytuacja ta niesie dla polityków, także dla ludzi nauki i kultury i dla wszystkich chrześcijan pilną potrzebę nowych działań służących integracji Europy. [...]
Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską. Doświadczenia dziejowe, jakie posiada Naród polski, jego bogactwo duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza do umocnienia pokoju i bezpieczeństwa w Europie.
Wszystkim tutaj obecnym i wszystkim moim Rodakom życzę, aby próg trzeciego tysiąclecia przekroczyli z nadzieją i ufnością, z wolą wspólnego budowania cywilizacji miłości, która opiera się na uniwersalnych wartościach pokoju, solidarności, sprawiedliwości i wolności.
Niech Duch Święty nieustannie wspiera wielki proces przemian, służący odnowie oblicza ziemi. Tej naszej wspólnej Ziemi!
Warszawa, 11 czerwca
„Diariusz Senatu Rzeczypospolitej Polskiej”, Numer specjalny, 11 czerwca 1999, www.senat.gov.pl.