Trudno coś robić, bo bomby wokół padają, na przemian z ostrzeliwaniem przez myśliwce. Szyby lecą, domy wokół się walą. Schodzimy do piwnicy i prawie nie można z niej wyjść. O 16.00 trzy bomby w nasze m.p. Nas zasypało, ale jest drugie wyjście. Śpiewamy Te Deum, dziękując za ocalenie. Zapada decyzja — przechodzimy do PKO. Strasznie, nie do poznania zmieniona Jasna: ruiny i trupy. Schron szpitalny PKO zapełniony rannymi — widoki i zapach niesamowite. Śmieją się z naszej kawalkady — jesteśmy czarni od sadzy. Składamy rzeczy na drugim poziomie i kolejno idziemy się myć. Następnie układamy się na spoczynek w strasznie wilgotnym i zimnym schronie. Ratuje mnie płaszcz „Mety”. Drżę z zimna, lecz znużona i niewyspana usypiam. Świst pikujących samolotów ciągle mam w uszach, wydaje się, że to piekło trwa.
Warszawa, 5 sierpnia
Przez całą noc my, kobiety, nie możemy zmrużyć oka. Nasłuchujemy w napięciu [...]. Koło drugiej widzimy, jak od Pilgramshainu [Żółkiewki] w kierunku miasta toczą się wojskowe pojazdy. Znikają na wysokości kamieniołomów. To nie mogą być Niemcy. Nie pada ani jeden strzał. Może to rosyjski zwiad? [...]
O 6.30 w mieście potężny wybuch. Huk dobiega z południa. Niemieccy saperzy wysadzają dwa ważne wiadukty nad szosą. Linia kolejowa uszkodzona. W ten sposób dopływ uciekinierów został zwyczajnie przerwany. Ludność ma odciętą drogę ucieczki w stronę gór. Dokładnie o 7 zaczyna się. Rosjanie przypuszczają szturm, strzelają działa, grają „organy Stalina” [katiusze], których wszyscy się tak boją. Bomby lotnicze spadają na dworzec, połączenie kolejowe przerwane. W domu obchód blokowego: „Rosjanie idą! Wszyscy do schronów!”.
Tkwimy w ciemnym schronie, stłoczeni jeden obok drugiego. Mija godzina, dwie. Nasłuchiwanie, co na zewnątrz. Ze dwadzieścia kobiet i trzynaścioro dzieci w wieku 3–14 lat. Mój mały jest najmłodszy. Nie ma żadnego mężczyzny, który mógłby nam pomóc w razie napaści. Około 9.30 nagła cisza. Co robić? Jakaś energiczna młoda kobieta zdobywa się na odwagę i wymyka się na zewnątrz. Wraca za dwadzieścia minut i mówi, że ani na ulicy, ani w domu nikogo nie widać. Ostrożnie przechodzimy do mieszkań. Jest już około południa, kiedy spostrzegam rosyjskich żołnierzy, jak biegną wzdłuż domów po prawej i po lewej na Pilgramhainer Straße. Przeczesują miasto.
Nagle na niebie pojawiają się niemieckie samoloty, nisko, tuż nad dachami. Rzucają bomby na miasto zapchane ludźmi. Pociski padają na pobliskie domy. Trafiony budynek „Sonnenland” parę metrów od nas, hala sportowa i dom Langera. Pożary. W panicznym strachu zbiegamy znowu do schronu. Noc zdaje się nie mieć końca. Cały czas słychać ostrzał. Z czyjej strony, nie wiadomo. Nagle detonacja w naszym domu. Nikt nie ma odwagi wyjść. To okropne — tak siedzieć bez światła, bez wody w lodowatym zimnie. Mamy na sobie tylko najpotrzebniejsze ubranie. Wszystko dzieje się tak szybko.
Striegau [Strzegom], 13 lutego
Helene Plüschke, Dziennik Śląski, „Karta”, nr 57/2009.
Dziś przed południem miała miejsce w Warszawie katastrofa lotnicza. Samolot „Kopernik” typu Ił 62 należący do PLL LOT lecący z Nowego Jorku do Warszawy spadł z wysokości około 100 m i rozbił się koło lotniska na Okęciu. Wszyscy pasażerowie w ilości 77 oraz 10 członków załogi — zginęli na miejscu. Ogłoszono dni 15 i 16 marca — dniami żałoby. Wśród pasażerów była polska śpiewaczka Anna Jantar i cała drużyna bokserska USA, która leciała na mecze do Polski. Przyczyny są jeszcze nieznane. Samolot był pilotowany podobno przez doskonałego pilota i doświadczoną załogę. Mówi się, że samolot przy pierwszym podejściu do lądowania nie wypuścił podwozia, musiał więc zrobić kółko przed następną próbą. Być może zabrakło benzyny, bo Ił 62 ma zbiorniki, które z ledwością wystarczają na pokonanie tak długiej trasy. Był to w każdym razie stosunkowo stary i wysłużony samolot. W naszej gospodarce dąży się nieraz do nadmiernych oszczędności i zmusza do eksploatacji urządzeń starych i niebezpiecznych.
Warszawa, 14 marca
Zofia i Jan Virion, dzienniki w zbiorach Ośrodka KARTA.