W niedzielę rano, wcześniej niż zwykle, zaroiły się kawiarnie. W niektórych już po godzinie ósmej nie można było dostać stolika. [...]
Na krótko przed jedenastą ktoś podał hasło: „Idą!”. Na chwilę kawiarnia zamarła w bezruchu, po czym, co żyło, rzuciło się do okien. Z wylotu ulicy Szewskiej wyłonił się dziwny pochód: mężczyźni w garniturach „spod igły”, panie w gazowych pończoszkach, w najnowszych kreacjach mody, a wszyscy z… łopatami na ramieniu! [...] Tymczasem kolumna przechodzi prawidłowo przez skrzyżowanie pod Renesans, Scalę, Cristal — na Planty, gdzie za chwilę zaczną kopać poprzednio wytyczone rowy ochronne. [...] Jakaś starsza babina, ubrana odświętnie, przez pewien czas przygląda się temu niecodziennemu widowisku, wreszcie pyta jednego z dziennikarzy, w mokrej od potu koszuli: „A co też to państwo tu robicie?”. — „Kopiemy groby dla Niemców!”
Kraków, 27 sierpnia
„Tempo Dnia” nr 238, z 29 sierpnia 1939.
W dniu wczorajszym ponad 20.000 osób kopało rowy. Toteż kilkanaście kilometrów rowów zostało już wykopanych, dwadzieścia kilka z rana w dniu dzisiejszym było na ukończeniu. W chwili, gdy przemawiam, są już niewątpliwie wykonane.
Dzięki usłuchaniu wezwania i zgłaszaniu się licznych obywateli wraz z łopatami lub kilofami — nie brakuje nam na razie sprzętu. [...] Toteż, dziękując serdecznie tym wszystkim, którzy tak licznie stawili się na pierwsze wezwanie i obowiązek swój wypełniają, zwracam się do dalszych szeregów obywateli Stolicy...
Warszawa, 29 sierpnia
Archiwum Prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, red. nauk. i wstęp Marian Marek Drozdowski, Warszawa 2004.
W maju i czerwcu tegoż roku bolszewicy rozpoczęli już ostatnie przygotowania [do wojny z Niemcami]. Wojsko wycofano z oberży miejskiej i ratusza dalej od granicy, w lasy. Pojawiło się więcej samochodów ciężarowych, które bez przerwy zwoziły kloce drzewa, kamienie, sztaby żelazne i cement, tak w dzień, jak i w nocy. Rozpoczęto kopać olbrzymi rów przeciwtankowy, wzdłuż całej granicy. Ponieważ czas naglił, a przedsięwzięcie było niemałe, dlatego bliżej granicy ściągnięto tysiące ludzi z głębi kraju. W Oleszycach pojawili się ludzie aż spod Lwowa (Janów). [...]
W niedzielę 15 czerwca 1941 wezwano do łopat wszystkich, co do jednego. Nawet robotnicy kooperatywy, tartaczni, nawet nauczycielstwo radiańskie tak męskie, jak żeńskie musiało stanąć z łopatą przy rowie. Bo! Sam hołowa Serkis zaszczycił łopatę swą ręką. Gospodyni księża poszła również z łopatą w obronie „ojczyzny”, a księża zostali bez obiadu. Była to jednak pierwsza i ostatnia (na tak wielką skalę) taka „skopana” niedziela.
Oleszyce, 15 czerwca
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.