Zgnębiony jestem wiadomościami, jakoby Rada Obrony Państwa przyjęła warunki Lloyda George'a, których podstawą jest linia Zbrucza i Bugu. Jeśli to prawda, to chyba przyjdzie sobie w łeb strzelić. Na to człowiek wojuje lat tyle, karku ochotnie nadstawia, bije się w Białej Rusi, Litwie, Wschodniej Galicji, aby w rezultacie wszystko to oddać. Myśląc o tym, zdaje mi się, że oszaleję albo rozniecę rokosz w wojsku i będę się bił do upadłego.
Rafajłówka, 18 lipca
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wyb. i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1990.
Jeśli Rosja bolszewicka będzie kontynuować ofensywę, nasze wysiłki zmierzające do ocalenia Polski zapewne spełzną na niczym. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by uzyskać dla niej przyzwoite warunki; musimy uznać, że spotkał ją los, który sama sobie wybrała wbrew naszym ostrzeżeniom; musimy poprawić stosunki z Niemcami, a przez Niemcy z Rosją.
31 lipca
Norman Davies, Orzeł biały, czerwona gwiazda, Kraków 1997.
Głucha cisza zalegała ulice Warszawy 14 sierpnia, kiedy polska delegacja pokojowa opuszczała w kilkunastu autach o godzinie czwartej rano ulicę Miodową, gdzie mieściło się Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Miasto jeszcze spało, mimo że z dala dochodziły głuche odgłosy strzałów armatnich. [...] Zbliżając się do frontu, który znajdował się o 25 kilometrów od centrum Warszawy, spotkaliśmy oficera sztabu i kilku jeźdźców, którzy nas mieli odprowadzić aż do placówek bolszewickich. Na czele jechał autem major Stamirowski z białą chorągwią, za nim cała kolumna automobilów delegacji. [...] Nagle na horyzoncie w świetle wschodzącego słońca zamajaczyły sylwetki kilku jeźdźców i pieszych. Po kilku minutach znaleźliśmy się oko w oko z bolszewikami. Przyjęli nas przedstawiciele rządu bolszewickiego: Mulin, Reinhold i Pikiel. W jakimś chłopskim sadzie, pozbawionym owoców, nastąpiło sprawdzenie legitymacji wszystkich delegatów i personelu pomocniczego. Potem ruszyliśmy naprzód. Prowadził nas przeraźliwie czerwony automobil komisarzy bolszewickich, za nim szła kolumna aut polskich. Po drodze spotykaliśmy oddziały wojsk bolszewickich, ciągnących na Warszawę. Pożałowania godny widok: czarni od pyłu, zmęczeni, wychudzeni, ubrani w nędzne mundury, wielu boso, bez karabinów, a tylko z kijami, bo karabiny mieli dostać dopiero po... zabitych.
Pod Warszawą, 14 sierpnia
Jan Dąbski, Pokój ryski. Wspomnienia, pertraktacje, tajne układy z Joffem, listy, Warszawa 1931.
Zakończyliśmy w ten sposób prace nad wypracowaniem rozejmu i przedwstępnych warunków pokoju. Pozostaje nam tylko podpisanie umów, które mają nie tylko powstrzymać, ale — mamy nadzieję — na zawsze przerwać przelew krwi między sąsiednimi i duchem swym i pochodzeniem tak bliskimi sobie narodami. Nie bacząc na istniejące z początku wielkie trudności, pertraktacje pokojowe wykazały, że przy zdecydowanej niechęci narodów do wojowania, nie ma takich trudności, które by nie mogły być pomyślnie rozstrzygnięte. Obie układające się strony przekonały się, jak cenną jest sprawa pokoju i jak ważnym jest nie stracić ani jednej sekundy w interesie jak najszybszego przerwania krwawej walki. [...] Za sześć dni winno nastąpić na froncie przerwanie wszystkich działań wojennych, a narody już same zatroszczą się o to, aby działania te nigdy nie były wznowione.
Ryga, 12 października
Jan Dąbski, Pokój ryski. Wspomnienia, pertraktacje, tajne układy z Joffem, listy, Warszawa 1931.
Jechaliśmy do Rygi ze stanowczą wolą zawarcia pokoju i z pełną nadzieją, że do pokoju dojdzie. Cieszymy się, że nadzieje nasze spełniły się, tym bardziej że pokój niniejszy jest oparty na zasadach, które uważaliśmy i uważamy za jedynie słuszne i sprawiedliwe. Od samego bowiem początku rokowań pokojowych dążyliśmy do pokoju i porozumienia, w którym interesy obu stron będą zaspokojone i w którym nie będzie ani zwycięzców, ani zwyciężonych. Pokój, który zawieramy, posiada niewątpliwie taki charakter i dlatego daje on gwarancję trwałości.
Ryga, 12 października
Jan Dąbski, Pokój ryski. Wspomnienia, pertraktacje, tajne układy z Joffem, listy, Warszawa 1931.