Bardzo marna wstaję po źle przespanej nocy. Od wczoraj wieczorem mży wątły kapuśniaczek. Wszystko nasiąka pomału cudną, pachnącą wilgocią. Rano piszę.
Po południu – już od kilku dni umówieni – przyjechali dwaj przedstawiciele „Współczesności” – Terlecki (który zresztą mieszka w Komorowie) i Bryll. Miał przyjechać Grochowiak, ale zachorował na grypę. Sympatyczni młodzi ludzie i jestem bardzo rada z nawiązania tego kontaktu. Ale rozmowa z nimi zdjęła mnie takim przerażeniem, że tylko upić się albo popełnić samobójstwo, albo uciec gdzie oczy poniosą, byle daleko od tej zakażonej Polski, w której zdycha moralnie i psychicznie młode pokolenie. Pomyśleć, że w tym kraju jako tako szczęśliwi mogą być tylko jeszcze starzy, co noszą w sobie pamięć innego życia.
Przyszli, biedacy, wytłumaczyć mi się ze skreślenia w odpowiedzi na zeszłoroczną ankietę nazwisk Hłaski, Kołakowskiego i Błońskiego i z niemożności drukowania odpowiedzi na nową ankietę (sąd o „Współczesności”), w której odpowiedzi upominam się o tamte skreślenia. W obu odpowiedziach skreśleń zażądała cenzura.
Przy drugiej odpowiedzi cenzor wezwał redakcję „Współczesności”, robiąc im wyrzuty, dlaczego w tak głupie położenie go stawiają, że musi skreślać Dąbrowską, gdy redakcja sama powinna to zrobić.
Powiedziałam im, że przeciw ohydnemu przerzucaniu obowiązków cenzorskich na redakcje i wydawnictwa skierowana była znaczna część dyskusji zeszłorocznego wrocławskiego Zjazdu Literatów. Bardzo mi przykro, że postawiłam ich w ciężkie z cenzurą perypetie. Odtąd pisarz będzie musiał drżeć nie tylko przed cenzurą, ale przed narażaniem ludzi, którzy go drukują i wydają. [...)
Potem zeszliśmy na zagadnienia młodych twórców. Najpesymistyczniejsze oceny sytuacji przez Annę są szczytami optymizmu w porównaniu z tym, co ci chłopcy mówili. Młode pokolenie jest pogrążone w czarnej, beznadziejnej rozpaczy. Wielu młodych pisarzy nie ma żadnej nadziei na wydanie napisanych książek (wymieniali między innymi Czachorowskiego). Mówili z zazdrością (uprawnioną) o starszym pokoleniu, które żyło jeszcze w czasach, gdy osobowość ludzka coś znaczyła i którzy mają jako tako szanowany dorobek literacki, pozwalający im przynajmniej materialnie jakoś trwać poprzez złe czasy. Niebezpieczeństwo widzą nie w samej tylko Rosji (chociaż może nie doceniają jej w tym znaczeniu), lecz w ogólnej tendencji do totalistycznej faszyzacji świata. Tak to, co się dzieje, nazywają – i nazywają trafnie. Rozpaczają nad tym, że młode pokolenie starzeje się fizycznie (na tle na pewno przeżyć duchowych). Młodzi ludzie mają sklerozę, wysokie ciśnienie, skłonność do zawałów serca.
Starałam się dodać im otuchy, mówiąc, że w najkoszmarniejszej rzeczywistości są jakieś luki na światło, jakieś elementy pozytywn, o które się trzeba zaczepić, żeby nie umrzeć z rozpaczy. Bryll odpowiedział mi na to: „Cóż stąd, że są dobre czy pozytywne elementy? Sama zasada jest zła. W hitleryzmie także były pewne pozytywne elementy, pozytywne osiągnięcia”. Załamałam się od tych słów. Potem długo w noc rewidowałam moją obronę Conradowskiej moralności.
Komorów, 9 listopada
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.