W poniedziałek o wpół do siódmej rano przyjechała Anna. Przywiozła mi parę kopert z moich listów. Stwierdziłyśmy dowodnie, że wszystkie moje listy są otwierane i czytane przez cenzurę. Odklejają w tym celu nie górną, ale dwa boki dolnej części zamknięcia koperty. Tamtędy wyciągają list (podobno istnieje do tego specjalny przyrząd, na który list się nawija). Koperty są potem aż sztywne od kleju i całe tym klejem cenzorskim pomazane. Nie umieją też widać dość umiejętnie listów z powrotem wkładać, bo listy przychodzą tak pogniecione, że je trzeba... prasować. Jeszcze pewniejszym dowodem otwierania listów jest fakt, że w jednym z moich odesłałam Annie list Wandeczki Hoffmanowej, która umiera na raka w Londynie. Był to zapewne jej ostatni w życiu list. Przysłała go Annie wraz z paczką herbaty, a Anna mnie go przesłała do przeczytania. Zwróciłam go Annie ze względu na jego serdeczny i osobisty charakter. Ale żałuję, bo cenzor, czy go zatrzymał, czy też po prostu zapomniał z powrotem włożyć, dość, że list Wandeczki zaginął- w kopercie był tylko list mój ze słowami: „list od Wandeczki załączam”. [...)
Ileż to gwałtu podniesiono by w naszych urzędówkach, gdyby się np. okazało, że w Ameryce czy Anglii otwierają prywatne listy. Jakby to wszystkie nasze pióra i piórka zgrzytały o „państwach policyjnych”.
Bo przecież w istocie najlepszym sprawdzianem panowania systemu policyjnego jest podsłuch telefoniczny i tajne podczytywanie listów. Lecz taki system panuje właśnie w państwach „demokracji ludowej ze Związkiem Radzieckim na czele”. W państwach, w których dla tym większego omamienia i niepoznaki nie istnieje oficjalnie słowo „policja”.
Warszawa, 17 marca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.