Późnym wieczorem z daleka ze wschodu słychać było wystrzały armatnie. A tu panowała cisza. Przybył goniec na rowerze. Rozprowadzający wartę sierżant Harciarek pomaszerował ze mną i Jasiem Turkiem na kolejną zmianę. Niedługo trwaliśmy na tej ostatniej warcie honorowej przy sercu Komendanta. Kapitan Bohatyrewicz stanął przed płytą wraz z całą wyprężoną na baczność drużyną i zakomenderował: „Ostatnia warta honorowa przy grobie serca marszałka Piłsudskiego i jego matki, do szeregu wstąp!”.
Wybijając takt, zajęliśmy miejsce w dwuszeregu. [...]
Z megafonów ulicznych dochodziły dźwięki marsza legionowego. Słychać było słowa prezydenta miasta, zawiadamiającego, iż Wilno bronione nie będzie. Wojsko wycofuje się na Litwę.
Wilno, 18 września
Czesław Grzelak, Wilno–Grodno–Kodziowce 1939, Warszawa 2002.
W chwili wkroczenia bolszewików do Wilna, ogarnęło ogół ludności niewymownie bolesne przygnębienie. [...] Pierwsze dni to przewalanie się przez miasto w różnych kierunkach i demonstracyjnie, wszystkimi niemal ulicami, ogromnych ilości czołgów i wojska wszelkich broni. Tak zwany proletariat wielkiego Wilna nie objawiał żadnego entuzjazmu z przybycia „wybawców”. Czołgi powitała bukietami czerwonych kwiatów tylko grupa Żydów. Leniwie, na rozkaz, ukazywały się czerwone chorągwie na kamienicach, zalewając naprawdę miasto czerwienią dopiero z ukazaniem się enkawudystów. Po kilku dniach tu i ówdzie widoczne były na ulicach miast typy z tak zwanego proletariatu, w rzeczywistości kryminaliści w roli milicjantów. Zewnętrznie czynili ci osobnicy wrażenie oberwańców o bandyckich fizjonomiach, z karabinami w ręku lub na sznurkach.
Wilno, 19 września
Tadeusz Dionizy Pozniak, HIMID, sygn.: 41.186.
Żołnierze sowieccy nie rozumieli, dlaczego „uciemiężeni” — jak głosiła sowiecka propaganda — mieszkańcy ziemi wileńskiej nie witają ich i nie cieszą się z „wyzwolenia”. Dlaczego ulice są puste, na każdym kroku wieje tu chłodem i panuje złowieszcze milczenie. W pojęciu każdego bolszewika świat kapitalistyczny, do którego należała Polska, dzielił się na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych — na bogatych i biednych. Oczy biednych mogły być zwrócone tylko w jedną stronę: jedynego sprawiedliwego, bo robotniczo-chłopskiego państwa — w stronę ZSRR.
Tymczasem tutaj jakoś nie było widać głodnych, gołych i bosych ludzi. W kraju rządzonym przez panów i obszarników nie było wcale powszechnej nędzy.
Wilno, 19 września
Henryk Sobolewski, Z ziemi wileńskiej przez świat GUŁAGU, Warszawa 1990.