Prasa doniosła o nowym wypadku przy murze berlińskim. W czasie ucieczki dwóch obywateli, jeden z nich został postrzelony. Ciężko ranny, przez godzinę leżał błagając o pomoc. Strażnicy NRD-owscy oczywiście z taką pomocą nie pospieszyli. Aż trudno uwierzyć, że coś takiego zdarza się w sercu Europy. Trudno także znaleźć słowa na określenie postawy tych panów z NRD.
Warszawa, 21 sierpnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Moja decyzja [nagłego przerwania oficjalnej wizyty w Polsce z powodu otwarcia muru berlińskiego] doprowadziła do prawdziwego sporu. Polski premier chciał za wszelką cenę przeszkodzić mojemu wyjazdowi do Berlina.
Byłby to ogromny afront, gdybym odwołał spotkanie z [Wojciechem] Jaruzelskim przewidziane na następny dzień — powiedział Mazowiecki, który w mojej obecności rozmawiał z [Jaruzelskim] telefonicznie. Ostatecznie sam podszedłem do aparatu i wyjaśniłem moje powody.
9 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Zatelefonowałem do Eduarda Ackermanna w Bonn; [...] „Panie kanclerzu federalny, właśnie w tej chwili pada mur!” — krzyczał rozentuzjazmowany do słuchawki. Zapytałem: „Ackermann, jest pan tego pewien?”. Odparł: „Tak” — po czym poinformował mnie, że na berlińskich przejściach granicznych zjawili się już pierwsi ludzie, którzy postanowili sprawdzić od razu, jak funkcjonują nowe przepisy. O ile jest dobrze poinformowany, niektórzy z nich już przekroczyli granicę. Omal nie zaniemówiłem z wrażenia. [...]
Skontaktowaliśmy się ponownie niecałą godzinę później. Eduard Ackermann potwierdził swoje wcześniejsze doniesienia: do tej pory granicę przekroczyły setki mieszkańców Berlina Wschodniego. Otwarto wiele przejść granicznych, ludzie są przepuszczani bez zbędnych formalności, po prostu na podstawie dowodów osobistych. Nie będąc nawet w stanie ukryć swojego silnego poruszenia, powtórzył pod koniec rozmowy: „To już naprawdę jest upadek muru!”.
Warszawa, 9 listopada
Helmut Kohl, Pragnąłem jedności Niemiec, Warszawa 1999.
W warszawskim hotelu „Marriott” odbyłem o tej samej porze spotkanie z towarzyszącymi mi w podróży dziennikarzami, którzy zasypali mnie pytaniami: „Jak pan ocenia wydarzenia w Berlinie?” albo: „Kiedy nastąpi zjednoczenie Niemiec?”. Powiedziałem, że właśnie teraz istotnie pisana jest kolejna karta dziejów świata. Nie ulegało dla mnie wątpliwości, że zjednoczenie Niemiec stanie się kiedyś faktem dokonanym. Przez długi okres musieliśmy wychodzić z założenia, że cel do jakiego dążymy, osiągną dopiero późniejsze pokolenia. Teraz jednak nastał czas, kiedy wydarzenia nabrały tempa, wszystko rozwijało się niezwykle dynamicznie: „Koło historii kręci się znacznie szybciej!”.
Warszawa, 9 listopada
Helmut Kohl, Pragnąłem jedności Niemiec, Warszawa 1999.
W hotelu „Marriott” włączyłem telewizor i obejrzałem pierwsze reportaże z Berlina. Zrozumiałem natychmiast, że mimo doniosłego charakteru tej wizyty muszę ją przerwać, gdyż miejsce kanclerza federalnego w tak przełomowym momencie może być tylko w niemieckiej stolicy, w samym centrum wydarzeń. [...] Moja decyzja wywołała prawdziwą burzę. Premier Mazowiecki pragnął za wszelką cenę nie dopuścić do mojego wyjazdu z Polski, przekonywał mnie, iż byłoby afrontem wobec prezydenta Jaruzelskiego odwoływanie mojego spotkania z nim, zaplanowanego na następny dzień. Potem w mojej obecności zatelefonował do Generała.
W tej sytuacji podszedłem do aparatu i wyjaśniłem powody swojego postępowania: w sobotę muszę poprowadzić w Bonn posiedzenie rządu, na którym ma zapaść wiele ważnych decyzji. Nikt nie wie, ilu naszych rodaków z NRD zdecyduje się pozostać na Zachodzie. [...] Mnóstwo ludzi na całym świecie przypatruje się teraz Niemcom, analizuje ich postawę. [...] podkreśliłem ponownie, że wagi mojej wizyty w Polsce nie umniejszy z pewnością ta krótka przerwa. Wydarzenia w NRD przybrały taki, a nie inny obrót tylko dzięki temu, że Polska i Węgry dały pozytywny przykład. Generał Jaruzelski wyraził w końcu zgodę na przesunięcie terminu spotkania, podkreślił zarazem, że zależy mu bardzo, aby nie była to wyłącznie wizyta kurtuazyjna, lecz by zgodnie z planem doszło do szczegółowej wymiany poglądów.
Warszawa, 9 listopada
Helmut Kohl, Pragnąłem jedności Niemiec, Warszawa 1999.
Na wizytę w Polsce przewidziano pięć dni [...]. Po pierwszych rozmowach politycznych — najpierw z premierem Tadeuszem Mazowieckim, a następnie z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem — zbieramy się w rezydencji Kohla, aby wspólnie pojechać na oficjalne przyjęcie. Przedtem jednak kanclerz chce usłyszeć najświeższe wiadomości z Bonn. Tutaj, w Warszawie jest to możliwe tylko za pomocą specjalnego łącza [...]. Nastrój Helmuta Kohla jak zwykle trudno rozpoznać. Jedynie gonitwa wydawanych dyspozycji i ruchy coraz gwałtowniejsze zdradzają niepokój i napięcie. Właśnie dowiedział się czegoś, w co nikt właściwie w pierwszej chwili nie może uwierzyć i co rozmowy w Polsce kieruje za jednym zamachem na dalszy plan: berliński mur runął. [...] Nastrój w kanclerskim apartamencie waha się między nadzieją a obawą. Nadzieją, że to początek końca reżimu SED; obawą, że otwarcie granicy może wywołać masową ucieczkę do RFN. Również i moja radość miesza się z troską, jednak radość przeważa. Myślę o przyjaciołach we wschodnim Berlinie i w NRD, przed którymi najdosłowniej otwiera się brama do wolności.
Warszawa, 9 listopada
Horst Teltschik, 329 dni. Zjednoczenie Niemiec w zapiskach doradcy kanclerza, Warszawa 1992.
Na wizytę w Polsce przewidziano pięć dni [...]. Po pierwszych rozmowach politycznych — najpierw z premierem Tadeuszem Mazowieckim, a następnie z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem — zbieramy się w rezydencji Kohla, aby wspólnie pojechać na oficjalne przyjęcie. Przedtem jednak kanclerz chce usłyszeć najświeższe wiadomości z Bonn. Tutaj, w Warszawie jest to możliwe tylko za pomocą specjalnego łącza [...]. Nastrój Helmuta Kohla jak zwykle trudno rozpoznać. Jedynie gonitwa wydawanych dyspozycji i ruchy coraz gwałtowniejsze zdradzają niepokój i napięcie. Właśnie dowiedział się czegoś, w co nikt właściwie w pierwszej chwili nie może uwierzyć i co rozmowy w Polsce kieruje za jednym zamachem na dalszy plan: berliński mur runął. [...] Nastrój w kanclerskim apartamencie waha się między nadzieją a obawą. Nadzieją, że to początek końca reżimu SED; obawą, że otwarcie granicy może wywołać masową ucieczkę do RFN. Również i moja radość miesza się z troską, jednak radość przeważa. Myślę o przyjaciołach we wschodnim Berlinie i w NRD, przed którymi najdosłowniej otwiera się brama do wolności.
Warszawa, 9 listopada
Horst Teltschik, 329 dni. Zjednoczenie Niemiec w zapiskach doradcy kanclerza, Warszawa 1992.
My, Niemcy, wiemy, że bez wielkiej fali, która w 1980 roku wyszła ze Stoczni im. Lenina w Gdańsku, nie byłoby obalenia muru w Berlinie, Niemcy nie uzyskałyby 3 października 1990 swojej jedności.
14 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.