W południe tego dnia wyznaczona została msza polowa na placu Katedralnym dla całego nowo utworzonego wojska polskiego, włącznie z POW, batalionem warszawskim oraz sporym zastępem Polaków oficerów armii austriackiej, którzy zgłosili się do służby i cały szereg spośród nich został już przez Śmigłego wprzęgnięty do prac) w tworzącym się ministerstwie i sztabie. Hotel, w którym kwaterowaliśmy, znajdował się w pobliżu katedry. Gen. Olszewski przez okno swego pokoju mógł widzieć przeciągające oddziały i słyszeć echa odbywającej się na placu Katedralnym uroczystości.
Gdy po zakończeniu tej uroczystości, wróciłem do kwatery, otrzymałem zaproszenie do gen. Olszewskiego. [...] Poprosił mnie o wyjaśnienia i informacje, co się dzieje. Zapytał, co to za oddziały wojskowe przeciągały ulicą i dokąd zmierzały. Otrzymawszy odpowiedź, zapytał się, kto odbierał przysięgę i czy to była przysięga kościelna. Gdy powiedziałem mu, że przysięgę po mszy polowej odbierał kanonik wyznaczony przez biskupa, po czym odbył się przegląd przez gen. Śmigłego i defilada przed nim — generał upewnił się jeszcze, czy rzeczywiście grano hymn narodowy, którego dźwięki do niego doszły. Wysłuchawszy wszystkich moich wyjaśnień, powiedział mi gen. Olszewski: „Więc, panowie, tę swoją rewolucję tak jakoś po katolicku i po narodowemu robicie. To chyba mogę wierzyć, że wy z bolszewikami nie macie nic wspólnego”. Oczywiście z całego serca zapewniałem zacnego generała, że tego obawiać się nie potrzebuje.
W ten sposób powstał i objął władzę pierwszy, niezależny od okupantów rząd, którego władza rozciągała się na okupację austriacką. W Krakowie już w dniu 1 listopada, a w Cieszynie bodajże o dwa dni wcześniej powstały zaczątki władzy polskiej, również ograniczone terytorialnie i niesięgające nawet w tytule po prerogatywy rządu.
Lublin, 10 listopada
Bogusław Miedziński, Wspomnienia, „Zeszyty Historyczne" 1976, z. 37, Paryż 1976.
Takiego nabożeństwa Krzemieniec chyba nie widział. Przed kościołem stały setki ludzi, a po mszy przybywały coraz to nowe tłumy, by się modlić.
Starcy, kobiety, dzieci, panowie i biedni chłopi modlili się za Polskę, za zwycięstwo oręża polskiego i o deszcz. Susza trwająca od wielu tygodni ułatwiała szybkie posuwanie się zmotoryzowanej armii niemieckiej. Podobno księża w całym kraju modlili się więc do Pana Niebios, aby zesłał deszcz, podniósł poziom rzek i uczynił drogi nieprzejezdnymi.
Krzemieniec, 11 września
András Hory, Bukaresttől Varsóig (Od Bukaresztu do Warszawy), Budapeszt 1987, przełożył Ákos Engelmayer, [cyt. za:] „Karta”, nr 64, 2010.
Z rana w kościele St. Séverin w intencji poległych powstańców. Oprócz mnie nikogo nie było. Ksiądz wyszedł sam do ołtarza, po chwili rozejrzał się i skinieniem ręki zawezwał mnie do siebie, prosząc, bym mu służył do mszy. Poszło mi to zupełnie dobrze. Prosiłem księdza, by w commemoratio pro defunctis wspomniał przed Bogiem o Polsce i powstańcach. Wywarło to na nim duże wrażenie i po mszy dziękował mi, że mógł się pomodlić w takiej intencji.
Przed południem w Maisons-Laffitte u Giedroycia. Bardzo go cenię i podziwiam. Ma światły, indywidualny sąd o rzeczach, przeważnie ostro krytyczny, co jako redaktorowi „Kultury” nie przysparza mu zwolenników.
Paryż, 1 sierpnia
Jerzy Zawieyski, Odwilż, „Karta” nr 63, 2010.
W poniedziałek byłam na mszy w 40. rocznicę śmierci marsz. Piłsudskiego, w katedrze o 19.00. Ludzi tyle, że uklęknąć na Podniesienie nie było można. [...] Na katedrze były klepsydry — ręcznie wykonane, otoczone „generalskim” czy „marszałkowskim” wężykiem. Ksiądz powiedział, że „J[ózef] P[iłsudski] na swój sposób bardzo kochał Polskę”.
Warszawa, 14 maja
Wanda Gadzinowa, Dzienniki w zbiorach Biblioteki Narodowej, RPS BN 10233.
A jeżeli w tej chwili jest tu ktoś, aby podsłuchiwać księdza, to pomódlmy się o rozum, o tchnienie w jego serce. Lud pracujący, lud robotniczy miał słuszne prawa i słusznie postąpił, choć niektórzy ludzie włączyli się w sposób niekulturalny do pewnych spraw, ale Bóg jest z nami. Najmilsi, razem z wami byłem obecny na ulicach Radomia, błogosławiłem wasze szeregi, wasze słuszne prawa. [...] Ukochani, jesteśmy zobowiązani wobec tych naszych braci Polaków, którzy w tej chwili ogromnie cierpią katorgi. Nie wolno nam milczeć, nie wolno nam nie modlić się za nich, słusznie czy niesłusznie, winni czy niewinni. [...]
Polecamy ci, Matko Najświętsza, braci naszych Polaków, którzy teraz w tej chwili, cierpią, są bici i katowani.
Radom, 11 lipca
Paweł Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Warszawa 2006.
Zaczęło się pojawiać coraz więcej osób noszących czarne opaski. W „Żaczku” zawisły czarne flagi. Do Krakowa w związku z poświęceniem nowoczesnego kościoła w centrum robotniczej dzielnicy [Kościół Matki Bożej Królowej Polski w Nowej Hucie], ściągali zagraniczni dziennikarze. Sprawa śmierci Pyjasa zaczęła wykraczać, a właściwie już wykroczyła, poza granice naszego kraju.
O „czarnej niedzieli” mówił i pisał cały świat. W sumie w mszy i protestacyjnym pochodzie przeszło kilka tysięcy ludzi. Milczących, zdeterminowanych, a przede wszystkim zdyscyplinowanych. Wielokrotnie więcej pochody te zobaczyło. Po południu na Rynku Głównym w kilku miejscach odczytano oświadczenie KOR. Atmosfera była bardzo napięta. Około ósmej wieczorem pod domem na Szewskiej, gdzie znaleziono martwego Staszka, zebrał się tłum studentów, którzy przyszli tu minutą ciszy pożegnać swego kolegę. Zaproponowano wtedy, aby założyć Studencki Komitet Solidarności, który byłby autentyczną i niezależną reprezentacją środowiska akademickiego. Kulminacja tej gorącej niedzieli miała miejsce około godz[iny] 21.00. Wtedy spod domu na Szewskiej ruszyła w kierunku Wawelu „czarna procesja”. Kilka tysięcy ludzi spowitych w kir, ze zniczami w ręku i bólem w sercu.
Kraków, 15 maja
Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa, oprac. Florian Pyjas, Adam Roliński, Jarosław Szarek, Kraków 2001.
Na nabożeństwo u dominikanów wszyscy przyszli ubrani na czarno. Było to pierwsze tak duże wystąpienie w Krakowie. Po mszy tłum poszedł na ulicę Szewską, gdzie zginął Pyjas, były przemówienia. [...] Podczas tej manifestacji zrozumiałam, że tak dalej być nie może. Siedzimy i narzekamy, a tak naprawdę, milcząc, popieramy to, co się dzieje w kraju. Nie było dla nas ważne, czy działamy w KOR-ze, czy w Ruchu Obrony, bo te dwie grupy pomagały sobie.
Kraków, 15 maja
Ruch Obrony Praw, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
A teraz student Stanisław. Nie znałem go, nie byłem przy jego śmierci, nie byłem przy jego życiu. W tej chwili milczy. Ale chyba każdy powie, że głośno woła, że tu w tym kościele jest pełno ludzi, znacznie więcej niż w takie niedziele, w których on nie wołał. Znacznie więcej. To jest mur. Mur ludzi, żywy mur wokół ołtarza.
Kraków, 15 maja
Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa, wstęp i oprac. Florian Pyjas, Adam Roliński, Jarosław Szarek, Kraków 2001, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Brama domu jakich setki w Krakowie. W sieni kwiaty, płonie światło. I tłum ludzi! Tłum ludzi, tak jak tutaj w spokoju, w ciszy. Na białej ścianie krzyż — i słowa: Tu został zamordowany Stanisław, student V roku filologii polskiej.
Gdzieś tam obok ktoś z Juwenaliów. Pajac jakich wielu. Złote pagony, admirał floty... przebieraniec... I nagle ten z Juwenaliów — przed chwilą może śpiewał, wrzeszczał, taki zadowolony, że żyje! Nagle on mówi: Ojcze nasz... Nie ja, ksiądz, tylko ktoś z was, z ludu Bożego. Potem: Zdrowaś Mario... i gitara ze śpiewem: „Dopóki nam Ziemia kręci się...”. Tak się modlą na ulicy Szewskiej 7. I tutaj, w spokoju, w powadze będziemy się modlić. Jaka różnica! Tam, na Szewskiej, gdy patrzę na te schody, gdy patrzę na tę ścianę z krzyżem, gdy czytam: Zamordowany! – ogarnia mnie lęk. Jestem porażony, nie przerażony, ale porażony zagrożeniem — własnych i innych.
Kraków, 15 maja
Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa, oprac. Florian Pyjas, Adam Roliński, Jarosław Szarek, Kraków 2001.
Wczoraj byłyśmy z Halszką i Manią na uroczystym nabożeństwie w kościele św. Marcina na Piwnej. [...]
Kościół był pełen ludzi. Bardzo starzy, z krzyżami Virtuti, ostatni pewnie Legioniści, ich synowie, wnuki i prawnuki. Dużo staruszek. Może z POW? Wzruszenie ogromne. Śpiewano żarliwie „Pod Twoją obronę”, „Ojcze z Niebios” [...] i „Boże, coś Polskę”, z refrenem „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie...”. Tak, jak śpiewaliśmy na Emigracji...
Ksiądz wygłosił odważne kazanie, choć z konieczności zawierające wiele niedomówień. Przed ołtarzem leżał biało-czerwony wieniec, na nim szara maciejówka... Dużo wiązanek i kwiatów z szarfami biało-czerwonymi. Na stopniach szarfa z napisem: „Czas mija, by Mu chwały przysparzać”. Staruszkowie–legioniści przynieśli stare albumy o Marszałku...
Wydało mi się, że uczestniczę w Wielkiej Manifestacji Narodowej, podobnej tym z okresu zaborów, gdy tylko nabożeństwami można było wyrazić swą niezłomność, swą wiarę w wolność...
Warszawa, 6 sierpnia
Józefa Radzymińska, Dzienniki z lat 1945–1991 w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 13710/2.
Przed południem ponad trzy godziny trwająca transmisja telewizyjna z uroczystości inauguracji pontyfikatu papieża Jana Pawła II.
Było to widowisko — w tym sensie, w jakim mówimy o widowiskowości misteriów obrzędowych — głęboko poruszające dostojnym pięknem celebracji oraz wielkością znaczeń, utrwalonych doświadczeniami wielowiekowej tradycji. Moment wychodzenia pontyfikalnego orszaku z bazyliki, inaugurujący mszę papieską na placu św. Piotra, odebrałem z przejęciem, które zawiera w sobie podziw przekraczający granicę porywającego zdumienia, także rzadką już w moim wieku łaskawą siłę wzruszenia. Nie sądzę, aby narodowość nowo obranego papieża odegrała w tych moich odczuciach rolę szczególnie mocno zaakcentowaną. Myślę, że i w innych okolicznościach byłyby one tej samej miary.
22 października
Jerzy Andrzejewski, Dziennik literacki 1972-1979, t. 2, Z dnia na dzień 1976-1979, Warszawa 1988.
Chrystusa nie można wyłączyć z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu na ziemi.
Jeśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie — to równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest jego naród. [...] Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego — tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas — bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. [...]
To wszystko: dzieje Ojczyzny, tworzone przez każdego jej syna i każdą córkę od tysiąca lat — i w tym pokoleniu, i w przyszłych — choćby to był człowiek bezimienny i nieznany, tak jak ten żołnierz, przy którego grobie stoimy... To wszystko: i dzieje ludów, które żyły wraz z nami i wśród nas, jak choćby ci, których setki tysięcy zginęły w murach warszawskiego getta. To wszystko w tej Eucharystii ogarniam myślą i sercem i włączam w tę jedną jedyną Najświętszą Ofiarę Chrystusa na placu Zwycięstwa. I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi! Amen.
Warszawa, plac Zwycięstwa, 2 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. 1979, 1983, 1987, 1991, 1995, 1997, 1999, 2002. Przemówienia, homilie, [oprac. Janusz Poniewierski], Kraków 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tłumy młodzieży. Szli na mszę, którą Papież odprawiał na placu Zamkowym dla nich, przed kościołem św. Anny. Szli i szli. Nie wytrzymałem i wyskoczyłem. Nie było obstawy. Poszedłem w miasto. [...] Wszędzie pełno radosnych ludzi, zdyscyplinowanych, niesłychanie zdyscyplinowanych i silnych. Czułem to. Noc, radość i ten porządek. Klimat wolności. [...] To już nie był tłum, to byli zorganizowani świadomi ludzie. [...] Patrzyłem na to i wtedy zaczęło do mnie docierać, że oto dokonało się u nas coś wielkiego. Naród zobaczył swoją siłę. Zobaczyliśmy na ulicach i placach, ilu nas jest. Wszyscy ożywieni jednym duchem.
Warszawa, 2–3 czerwca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Czy już Telewizja Polska tak zbiedniała, że nie stać ją na transmisję uroczystości z okazji przyjazdu Ojca Świętego do Polski, a konkretnie z Częstochowy? My, katolicy mamy prawo wymagać, aby ta uroczystość była nam podana od początku do końca. [...] Z jakich powodów zostaje nam to odmówione? [...] Nie każdy może jechać do Częstochowy, tym bardziej, że są stworzone trudności, ale i tak znajdzie się wiele tysięcy najwytrwalszych, których nic nie powstrzyma. A reszta, słabi, chorzy, starcy? Oni się nie liczą?
[...] My będziemy czekać przy telewizorach.
4 czerwca
Księga listów PRL-u, cz. 3: 1971–1989, wybór i oprac. Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wysłuchaliśmy homilii Papieża. Słuchałam, płacząc przez cały czas ze wzruszenia i zagubienia, mimo że przecież nie należę do wierzących. Wierzę w niego jako człowieka. Wielkość Papieża, nasza nędza ludzka, nędza kraju, czuję to podczas słuchania jego słów.
Warszawa, 7 czerwca
Krystyna Kofta, Monografia grzechów. Z dziennika 1978–1989, Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Blisko trzy godziny trwa transmisja mszy pontyfikalnej w obozie Oświęcim. Ołtarz zbudowany na placu obok rampy śmierci, na olbrzymim krzyżu cierniowym korona, pasiak z numerem obozowym Ojca Kolbego. [...] Teraz od dłuższego czasu Papież rozdaje komunię św. Tłum śpiewa „U drzwi Twoich stoję, Panie”, ulubioną pieśń Mamuni. Mówiła mi, że przy śmierci chciałaby ją słyszeć obok Mazurka Dąbrowskiego.
Warszawa, 7 czerwca
Józefa Radzymińska, Dzienniki z lat 1945–1991 w zbiorach Biblioteki Narodowej, akc. 13710/2.
Z miasta, na Błonia, płynął ulicą wielki, kolorowy tłum [...]. Spokojnie, bez pielgrzymich tobołków w ręku. I tak spływał ulicami starego Krakowa do godziny dziesiątej. [...] Rozpoczęła się msza. Hotel „Cracovia” był zamieszkany przez dziennikarzy zagranicznych. Na każdym piętrze stały telewizory, z których płynęły chóralne śpiewy i modlitwa. Odnosiło się wrażenie, że cały hotel płynie w tym niekończącym się śpiewie. Gdy wyszedłem na miasto, miałem to samo wrażenie. Cały Kraków uczestniczył w nabożeństwie.
Kraków, 10 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale — pytanie zasadnicze: czy wolno? I w imię czego „wolno”? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć „nie” temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło.
Kraków-Błonia, 10 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. 1979, 1983, 1987, 1991, 1995, 1997, 1999, 2002. Przemówienia, homilie, [oprac. Janusz Poniewierski], Kraków 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Plac przed Stocznią był wypełniony przybyłymi na mszę mieszkańcami Gdyni. [...] Było kilka tysięcy osób. [...] Wokół prowizorycznego ołtarza polowego zebrali się prawie wszyscy strajkujący. Błyszczały instrumenty stoczniowej orkiestry. Nastrój uroczysty, w milczeniu oczekiwaliśmy czegoś ważnego. Z rozmieszczonych wokół licznych głośników popłynęły słowa kapłana. [...]
Nikt dotąd nie mówił w Polsce tak otwarcie i tak dobitnie o prawach zwykłych ludzi. [...] To niesamowite widzieć, jaką moc mają słowa. Zwarta masa ludzi przeistaczała się w jeden zespolony organizm. Powstająca pod wpływem chwili wspólnota — to rodziła się solidarność.
Gdynia, 17 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w Stoczni Gdynia, Gdynia 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Niedzielna msza święta rozładowała strach. Przyszły tłumy z miasta. To było olbrzymie wzmocnienie moralne dla tych, którzy zostali. Mamy poparcie, nie jesteśmy sami. Na bramie zawisł krzyż, święte obrazy, portret Papieża. To też istotne. [...] Bo ludzie się bali, że wjadą czołgi. To była forma obrony. [...]
Sytuacja szczególna, przecież nie wiadomo było, jak się to zakończy, czy tej nocy Stocznia nie zostanie zaatakowana. Po mszy zapanowała już inna atmosfera. [...] Od tego czasu non stop, wyjąwszy głębię nocy, pod bramą Stoczni stali ludzie.
Gdańsk, 17 sierpnia
Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Świat się kończy!!! Przed chwilą „Dziennik” zaczął się: „Dziś w Częstochowie odbyło się uroczyste nabożeństwo z okazji święta Matki Boskiej Częstochowskiej. Mszę świętą celebrował ksiądz metropolita krakowski, Franciszek Macharski. W czasie mszy kazanie wygłosił ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. Kazanie to nadamy bezpośrednio po «Dzienniku»”. Tego jeszcze nie było!
Warszawa, 26 sierpnia
Teresa Konarska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, AO II/176, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przed ostatnią niedzielą sierpnia delegacja robotników z największego w mieście zakładu zgłosiła się do mojego biskupa z prośbą, aby skierował jakiegoś księdza dla odprawienia Mszy św. na terenie fabryki. Wybór padł na mnie. [...] Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty, śpiewał? [...] I wtedy, przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi — uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie. I oklaski. Myślałem, że Ktoś Ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem — oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat wytrwale pukał do fabrycznych bram.
Niepotrzebne były moje obawy — wszystko było przygotowane: ołtarz na środku placu fabrycznego, i krzyż [...], i nawet prowizoryczny konfesjonał. Znaleźli się też lektorzy. [...] Okazało się, że potrafią też i śpiewać, o wiele lepiej niż w świątyniach. Przedtem była jeszcze spowiedź. Siedziałem na krześle, plecami niemal opierając się o jakieś żelastwa, a te twarde chłopy w usmarowanych kombinezonach klękali na asfalcie zrudziałym od smarów i rdzy.
Warszawa, 31 sierpnia
Jerzy Popiełuszko, Bóg i ojczyzna, Warszawa 1984.
Trzeba odwagi, by bronić swoich praw, bronić swojej godności. Trzeba odwagi, a my pochowaliśmy głowę w piasek, milczymy, choć wokół dzieje się krzywda i bezprawie [...], gdzie nasza robotnicza solidarność? [...]
Śmierć dla górników nie nowina — zagląda w oczy aż nazbyt często, ryzykując życiem, ratując współbraci, za ginące ideały również przelali krew — i o tym nie wolno zapomnieć. Za ideały sierpnia 1980, za „Solidarność” przyszło im płacić w grudniu 1981 — płacić własną krwią i zapłacili. [...]
Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale duszy nie mogą zabić. Raz jeszcze mówię — nie bójcie się.
Jastrzębie-Zdrój, ok. 16 grudnia
Jastrzębska Solidarność 1980-2005, Jastrzębie Zdrój 2005.
Szósty miesiąc stanu wojennego. W kościele Mariackim została odprawiona msza. Po mszy, około szóstej wieczorem, milicja zablokowała wszystkie ulice wokół Rynku i zaatakowała wiernych przy użyciu pałek i gazu łzawiącego. Część zebranych, szukając schronienia, zawróciła do kościoła. Słychać płacz i krzyk dzieci. Starsze osoby mdleją.
Kraków, 13 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.