Co pewien czas żandarmi niemieccy z mosiężnymi półksiężycami na piersiach wprowadzają z ulicy pojedyczych Żydów. Z okien pierwszego piętra dochodzą potworne krzyki katowanych ludzi i wrzask Niemców. Każą swym ofiarom krzyczeć: „My jesteśmy winni tej wojnie. Wir sind...” Dalsze słowa gubią się w jęku masakrowanych Żydów. „Lauter, lauter!” — drze się oprawca. Stoimy zmartwiali. Nic nie można biedakom pomóc. Do czego prowadzi nienawiść!
Wyprowadzają Żyda, ciągną go po schodach i żwirze dziedzińca. Potwornie zmasakrowana twarz. Podciągają go pod parkan. Jeden z żandarmów wyjmuje z kabury pistolet. Strzela. Wyprowadzają tak kilku pojedynczych, pobitych i skrwawionych Żydów. Mordują pod tym płotem. [...]
Z bocznego skrzydła szkoły Niemcy prowadzą sześciu mężczyzn. Kilku Żydów i Polaków. Jednego z nich poznajemy. To Siedlecki, uczeń gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego, członek Narodowej Organizacji Gimnazjalnej. Wysoki, szczupły, rudawy i piegowaty. Jak się dowiedziałem potem, skazany na śmierć za posiadanie broni i strzelanie do dywersantów. A dywersja w Białymstoku była. Niemiecka młodzież — wychowankowie polskich gimnazjów — strzelała do żołnierzy polskich z wieży ewangelickiego kościoła.
Wyprowadzonych Niemcy ustawili pod parkanem. Pluton egzekucyjny żandarmerii. Rozstrzelanie. Dowódca plutonu z pistoletem w ręku podchodził do leżących, drgających ciał. Coup de grâce. Po egzekucji zapędzają nas do szkoły.
Białystok, 19 września
Tadeusz Mieczysław Czerkawski, Byłem żołnierzem generała Andersa, Warszawa 2007.