Od rana po ulicach snuły się oddziały dragonów. Kilku naszych ludzi, rozdających odezwy, zaaresztowano. Na godz[inę] 14.00 zwołaliśmy wiec do parku. Tow. Leon Wróblewski (Zając), zecer, zabrał ze sobą sztandar, który schował pod kurtką.
Przed samym wiecem na ulicy rozlepiono manifest październikowy. Wystąpienie swe na wiecu zacząłem od krytyki manifestu. Publiczności zbierało się coraz więcej. Podczas mojego przemówienia przybiegł sympatyk bundowski, niejaki Wieruszowski, przerwał mą mowę i zakomunikował, iż „gubernator prosi mnie do miasta, aby uspokoić publiczność”.
Oznajmiłem tę nowinę zgromadzonej publiczności. Rozległy się wiwaty na cześć rewolucji, rozwinęliśmy sztandary i poszliśmy demonstracją na Główny Rynek.
Cały rynek był tak zapełniony publicznością, iż trudno było się przecisnąć. Przed jakimś sklepem stał zaprzężony powóz; właściciele widocznie byli w sklepie. Wszedłem do powozu, stanąłem na siedzeniu i zacząłem przemawiać. Wystraszone tak nadzwyczajną sytuacją konie stawały cały czas dęba i szarpały powóz. [...]
Na rynku było co najmniej ze 20 tysięcy ludzi. Starałem się mówić jak najgłośniej, darłem się na całe gardło, aby wszyscy mogli mnie słyszeć.
Kalisz, 30 październik
Stanisław Pestkowski, Rewolucja i reakcja 1905-1906 rok, „Z pola walki”, nr 9-10, Moskwa 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904-1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Poszliśmy [z Rynku Głównego] demonstracją przed pałac gubernatora. Tłum wybrał liczną delegację pod mym przewodnictwem dla prowadzenia pertraktacji z gubernatorem. Gubernator Nowosilcow był znienacka zaskoczony przez „konstytucję” i zupełnie stracił „orientację”. Sytuacja była poważna, gdyż większa część garnizonu kaliskiego już poprzednio została wysłana do Łodzi i innych ośrodków przemysłowych. Postanowił więc starowina trzymać się polityki „liberalnej”. Wyszedł na spotkanie delegacji bez świty i z odkrytą głową. Na wstępie oznajmiłem mu, iż żądamy natychmiastowego uwolnienia wszystkich więźniów politycznych.
— Administracyjnych już uwolniłem. Pozostających pod śledztwem mam nadzieję uwolnić jutro. Pisałem już w tej sprawie depeszę do Skałona [Gieorgij Antnowicz Skałon, warszawski generał-gubernator].
— Dajemy panu 24 godziny czasu — odpowiedziałem.
Spośród delegacji odezwały się inne żądania.
— Daj nam pan teatr na wiec.
— Daję.
Starowina ustępował na całej linii. Prosił tylko o zachowanie „porządku”.
Demonstracja przeszła przez główne ulice miasta i rozbiła się na szereg mityngów.
Kalisz, 30 października
Stanisław Pestkowski, Rewolucja i reakcja 1905–1906 rok, „Z pola walki”, nr 9–10, Moskwa 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
W sam dzień 30 października (w dzień ogłoszenia tzw. „manifestu 17 oktiabria”) odbywał się wielki nasz wiec w sali Stowarzyszenia Handlowców na Lesznie. Mówcy występowali za mówcami, nastrój podnosił się coraz bardziej. W kulminacyjnym momencie, właśnie w chwili, gdy jeden z mówców (zdaje się był to Krasny) wołał: „I nie wiemy, czy tam Mikołaj [car Mikołaj II] już gdzie nie wisi”, rozległ się niespodziewanie okrzyk: „wojsko”. W przedpokoju ukazali się żołnierze z komisarzem policji.
Cały tłum przyjął tę wiadomość spokojnie, ale kilkadziesiąt osób rzuciło się do ucieczki. Aby zapobiec panice, chwyciliśmy się doskonałego środka. Korzystając z chwilowej ciszy, która nastąpiła po okrzyku „wojsko”, zacząłem głośno śpiewać pieśń, której nauczyłem się w Dębach Wielkich: „Kak dieło izmieny”. Jeden z towarzyszy (Krakus [ps. Henryka Steina-Kamieńskiego]), który znał tę pieśń, zasiadł do fortepianu i zaczął akompaniować.
Widok był naprawdę niecodzienny. Cała sala przycichła, słuchając ze spokojem pieśni. Wszyscy byli tak zdumieni tym nagłym śpiewem i grą fortepianową, że przez chwilę nie wiedzieli, co się właściwie stało. Ale ta chwila była właśnie wystarczająca, by zapobiec panice. Po upływie kilkunastu czy kilkudziesięciu sekund z przedpokoju do sali wtłoczyła się gromada żołnierzy z komisarzem policji na czele. Ujrzawszy coś na kształt koncertu, osłupieli. Tego się najmniej spodziewali.
[...] Gdy zażądano ode mnie przerwania śpiewu, zachowałem się jak stary wyjadacz i koniecznie chciałem imponować stupajce policyjnemu zimną krwią.
Wszystkich prawie obecnych zwolniono od razu, prócz kilkunastu tylko, co do których istniały jakieś poważniejsze zarzuty. Zresztą nastrój zaaresztowanych był doskonały, bo tymczasem wpadł jakiś handlowiec i huknął na całą salę:
— Manifest wydany. Dodatki nadzwyczajne. Będzie konstytucja.
Niekoniecznie podzielaliśmy wiarę nowo przybyłego handlowca w to, że „będzie konstytucja”. Ale wiadomość ta rozentuzjazmowała nas wszystkich. [...]
Ja znajdowałem się, ku wielkiej mej dumie, wśród zaaresztowanych.
Gdy nas prowadzono do najbliższego cyrkułu, szedłem na czele i uważałem się niemal za wodza tego niewielkiego oddziału.
Leszno, 30 października
Aleksander Krajewski, Pierwsze dni konstytucji z Nahajką, „Z pola walki”, nr 4, Moskwa 1927, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Zaimprowizowano zebranie na wzgórzu. Przyszli socjaliści [Polska Partia Socjalistyczna], przyszła i Narodowa Demokracja, z inteligencją miejscową i starym działaczem, chłopem Poniatowskim na czele. Endecy przemawiali hamująco, przestrzegali przed rozpętaniem ruchu. Prawili dużo o jedności narodowej. Świetnie się rozprawił z nimi Daniłowski, który dowodził, że jedność działania rewolucyjnego jest najlepszą formą jedności narodowej. „Patrz — mówił — jak wszystko w kraju stanęło na jedno skinienie, gotowe do walki z caratem. Do takiej jedności czynu was wzywamy.”
A potem przemawiał [Stefan] Żeromski. [...] Gromił ugodę i słabość, nawoływał do ofiarnego czynu. Przypominał, że masy pracujące — robotnicze i chłopskie — są narodem, a poza tym narodem pozostanie tylko garstka zdrajców i zaprzańców. „Kto chce walki o niepodległość i lepszą przyszłość narodu, ten pójdzie z nami — za czerwonym sztandarem!”
I tłum za przewodem Żeromskiego opuścił wzgórze, śpiewając „Czerwony Sztandar” […]. Na wzgórzu pozostała mała garstka zwolenników Narodowej Demokracji.
Nałęczów, 1 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.