Jak ktoś wypuszcza dzikie zwierzęta z klatki, to nie powinien się łudzić, że jego nie zjedzą. Zjedzą i jego. Wielu ludziom popierającym uchwałę lustracyjną [przyjętą za rzą dów Jana Olszewskiego] wydaje się, iż mamy do czynienia z pewną ukrytą rzeczywistością i chodzi o to, aby ją wyciągnąć na światło dzienne. A więc ujawnić współpracownika SB, który donosił na kolegów, pracownika SB, którego skierowano do struktur podziemnych, by je rozpracował. [...] Niestety, tu nie chodzi o ujawnianie rzeczywistości, ale o jej kreowanie.
[...]
Gdy zacznie się lustracja, gdy to nieszczęście na nas spadnie – w sejmie, w radach wojewódzkich, gminnych rozpoczną się debaty, spory, odwołania i mamy zablokowaną pracę państwową, która i tak ostatnio zamiera. Obawiam się, że to początek drogi do przyspieszonych wyborów i myślę o tym z przerażeniem. Bo wybory to czas licytacji, tymczasem Polsce potrzeba pracy i nie wolno zaprzepaścić minionych trzech lat, zaczynać wszystkiego od nowa.
[...] Chciałbym zwrócić uwagę, że istnieją, na przykład, teczki Kościoła i że one też zostaną w tych warunkach wcześniej czy później ujawnione. Nie ulega wątpliwości, że każdemu wszystko zostanie przypomniane, ojcowie i dzieci, siostry i bracia. I ze świecą będziemy szukać takich, którzy potrafią w swojej obronie nie wyciągnąć czegoś z biografii kolegi. Słowem – rozpocznie się wielkie piekło, które sięgnie wszystkich autorytetów.
Ze wszystkimi ludźmi, którzy wyjeżdżali za granicę, prowadzone były przez lata w PRLu różne rozmowy, nagabywano ich, aby współpracowali z SB. Ilu na przykład wyjeżdżających na stypendia naukowców pryncypialnie odmawiało rozmowy z SB? Ilu rozmawiało, zachowując się przyzwoicie, to znaczy wykręcając się, nie mówiąc na nikogo nic złego? PRL to było państwo policyjne i w tym państwie różni ludzie zachowywali się przyzwoicie, choć rozmawiali z milicją czy SB.
Na rozmowy ciągano dyrektorów zakładów pracy, szpitali, szkół, księży. Ja rozumiem, dlaczego rozmawiali ludzie Kościoła – Kościół musiał funkcjonować. Ale czy tego samego nie można powiedzieć o szpitalu, domu dziecka, szkole, placówce naukowej? Trzeba się było zdecydować: czy wszyscy mieli iść do opozycji, czy należało tu żyć i pracować.
Polacy wybrali – żyć i pracować, część poszła do opozycji. I ci pierwsi pójdą pod nóż, bo wszyscy jakoś z milicją rozmawiali. I teraz mamy się rozliczać, kto, kiedy, dlaczego rozmawiał. Przecież to w tamtych czasach było normalne, zwłaszcza wśród ludzi, którzy nie wybierali się na szafot czy do więzienia.
2 czerwca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Polska nie jest pierwszym ani jedynym krajem, w którym popełnia się nadużycia i świństwa polityczne. Degrengolada elit to znamienne zjawisko współczesnej demokracji, a ja co najmniej od 1992 r. byłem na nie w swoim kraju dobrze przygotowany. Nie sądzę, żeby kuglarskie popisy naszych wspaniałych lustratorów moralności politycznej – z ich teczkami, kwitami, „Bolkami” i „Alkami” – mogły wstrząsnąć światem, chociaż mogą przy okazji osłabić naszą pozycję w jakichś negocjacjach, na przykład z Rosją albo Unią Europejską.
Nasz makiawelizm ojczysty jest grubymi nićmi szyty, bije w oczy absurdami, zalatuje na kilometr dziedzictwem po zbiesionych ubekach i na ogół potyka się w końcu o własne partactwo. Pewnie i tym razem tak się skończy. Chodzi jednak o coś ważniejszego. Postępowanie jednych wobec drugich w komunistycznej przeszłości, zrozumienie, zważenie, uznanie lub uchylenie odpowiedzialności, gąszcz problemów moralnych z tym związanych – to nie jest rzecz bez znaczenia dla naszego zbiorowego samopoczucia i przyszłego rozwoju. Jest to zarazem pole nietknięte żadną uczciwą penetracją, jakimkolwiek głębszym i sprawiedliwym namysłem. Na tym polu kłusują, jak dotąd, podejrzani zastawiacze wnyków, czatujący na swoich niewygodnych konkurentów w polityce lub karierze życiowej, dzięki czemu winowajcami komunistycznymi okazują się głównie ci, którzy komunizm obalili. Na przykład Wałęsa – kandydat na kłamcę lustracyjnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Lech Wałęsa jest postacią należącą do historii - Polski, Europy, świata. [...] Stawianie go pod pręgierzem odczuwam jako destrukcję Sierpnia i „Solidarności”. Co gorsza, dzieje się to właśnie teraz, gdy chcemy uroczyście obchodzić 20. rocznicę Porozumień Sierpniowych.
Lustracja miała być cywilizowana. Okoliczności, w jakich przebiega lustrowanie byłego prezydenta i w jakich przystąpiono do lustrowania obecnego prezydenta, potwierdzają racje tych, którzy wyrażali obawę, że sama ustawa nie zapewni uczciwej atmosfery procesu lustracyjnego. Mam nadzieję, że sąd wykaże, iż nie ma z tymi niepokojami nic wspólnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Trudno myśleć osobno o sprawach Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego – chociaż i postacie, i oskarżenia są różne. Łączy je to, że obie sprawy prowadzą do splugawienia polskiej demokracji i polskiego państwa. W przypadku Wałęsy obrzuca się błotem naszą walkę o wolność i jej odzyskanie. W przypadku Kwaśniewskiego plugawi się demokratyczne państwo oraz wolę większości Polaków.
Zwykle ubolewa się, że sprawa ta poniża Polskę w oczach świata. Owszem, takie manipulacje bardzo nas w świecie kompromitują. Ale znacznie gorsze jest to, że kompromitują one zasady demokracji i państwo w oczach jego własnych obywateli. Bowiem państwo najbardziej osłabia to, co wykopuje rów między nim a obywatelami. Z tego punktu widzenia szkodliwości tego, co dzieje się w Sądzie Lustracyjnym na oczach milionów Polaków, nie da się przecenić.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Czytam wszystko, co pojawia się w związku z lustracją Wałęsy. [...]
Nie ma wątpliwości, że nazwisko Wałęsy na zawsze będzie związane z wielką przemianą, do jakiej doszło nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach naszej części świata. Na napaści na Wałęsę i próby kompromitowania go patrzę ze wstydem.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
[...] jak doskonale wiadomo, sam byłem poddany procedurze lustracyjnej, która trwała nie kilka tygodni, ale prawie pięć miesięcy. I mimo że próbowano wielokrotnie przekonać mnie, że są to zorganizowane działania polityczne, ani razu nie pozwoliłem sobie na zakwestionowanie sensu lustracji. Także w „Gazecie Wyborczej” mówiłem wówczas – „Lustracja jest koniecznością, tak jak konieczna jest przejrzystość intencji, prawdomówność, uczciwość polityków, członków rządu i parlamentu. Z doświadczeń przebija, że nie jest to narzędzie walki politycznej – to prawo równe dla wszystkich”.
Teraz powtórzę to samo – lustracja to Prawo. Każdy poddany działaniu Prawa może się zachowywać dowolnie. Jedni więc milczą, chociaż brutalne pomówienia mojej osoby i dla mnie, i dla moich bliskich były bardzo ciężkim doświadczeniem. Inni się skarżą, a jeszcze inni mówią o odwecie. Nie oceniam tego i nie komentuję.
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 2000.
Rozumiem, że postępowanie lustracyjne może być bolesne. Sam byłem mu poddany. Osiągnięciem naszej demokracji jest jednak równość wobec prawa. Równość wszystkich obywateli, również tych zajmujących najważniejsze stanowiska w państwie. Szczególnie oni powinni zostać oczyszczeni z wszelkich podejrzeń.
Na szczęście dzisiaj decyzje znajdują się w rękach niezawisłego sądu. Rozstrzyga sąd, a nie grupy nacisku. Jestem przekonany, że i w tej sprawie wyrok będzie sprawiedliwy. Wierzę, że będzie on dla Pana Prezydenta pomyślny.
Warszawa, ok. 13 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 2000.