Nowa sensacja w Związku Radzieckim. Wczoraj wystrzelono na orbitę okołoziemską statek kosmiczny o wadze 4700 kg, który w tym samym dniu został sprowadzony na Ziemię po wykonaniu wyznaczonego programu badań. Na pokładzie statku znajdowała się kabina z psem Czernuszką. Może to głupie, ale mnie podbój kosmosu nie wprawia w zachwyt. Tyle jest jeszcze biedy i nędzy na świecie, że gdyby olbrzymie sumy wydawane na badania kosmosu, a także na zbrojenia, przeznaczono na ziemskie sprawy, to ludziom by się lżej żyło.
Warszawa, 10 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
O dziesiątej otworzyłam radio, czekałam na zapowiedzianą panią Krzycką, która chce robić film z opowiadania „Klara i Angelika”. W radiu jakaś muzyka, którą przerwano, aby ogłosić, że dziś rosyjski major Jurij Gagarin obleciał ziemię i wylądował w „zachodniej części Związku Radzieckiego”. A więc prawdopodobnie na naszych dawnych Kresach.
Więc dzień epokowy. Jak może wyglądać takie wylądowanie prawie pięciotonowego pocisku kosmicznego? Dla lądującego i dla tych, na kogo wylądował? Może na jakąś wieś czy miasteczko, dla których ten triumf nauki był kosmiczną katastrofą.
Zaraz potem telefon z Robotniczej Agencji Prasowej, żebym się wypowiedziała, co o tym sądzę. Dziwne pytanie. Co można sądzić o tak niebywałym fakcie? I na co tu potrzebny czyjś sąd? Przecież i tak cały świat już wie o tym człowieku. Dzień epokowy, ale co ta epoka będzie znaczyć? Któż może powiedzieć...
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W trzecim dniu mojego pobytu w NRD świat przez chwilę oniemiał. W Związku Radzieckim w kosmos poszybował statek „Wostok”, a na jego pokładzie major radzieckiego lotnictwa, Jurij A. Gagarin. Tak więc pierwszym człowiekiem, który znalazł się w kosmosie, jest obywatel radziecki. Powrócił na Ziemię zgodnie z przyjętym planem lotu. Wyobrażam sobie jubel, jaki zapanował w Moskwie i jak ten niewątpliwy sukces radzieckiej nauki będzie dyskontował Nikita. Sukces jest rzeczywiście niezwykły. Amerykanie nie mogą chyba mieć dobrego samopoczucia. Okazało się, że w wyścigu o podbój kosmosu pierwsze miejsce zajął Związek Radziecki. Jak tu nie być dumnym, że się ma takiego sojusznika?
17 kwietnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Ciekawe, że Amerykanie zawsze uprzedzają o mających nastąpić doświadczeniach astronautycznych. Rosjanie ogłaszają tylko wyniki i tyl-ko zawsze udane.
Ciekawe, że [Alan] Shepard także wydostawszy się poza ziemską atmosferę nadał pierwszy meldunek: „What a beautiful!” – więc tak samo jak Gagarin nadał pierwszy meldunek spoza atmosfery: „Kak priekrasno!”.
Warszawa, 10 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Przeprowadziłem w telewizji wywiad z majorem Gagarinem, który przyjechał do Polski. Nie jestem zadowolony. Zbyt mało czasu, za wielkie skrępowanie wywołane obecnością wielu ludzi w studio. Podobno nie wypadłem najgorzej. [...] Gagarin jest sympatycznym, skromnym chłopakiem. Sprawia wrażenie zażenowanego sławą, jaka go otacza.
Warszawa, 22 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Bodajże 13 sierpnia Rosjanie wypuścili dwa statki kosmiczne z dwu kosmonautami – Nikołajewem i Popowiczem. Drugi w dobę po pierwszym. Nikołajew leciał cztery doby okrążając ziemię coś około 90 razy. Popowicz trzy doby. Obaj pomyślnie wylądowali w Kazachstanie jeden w 6 minut po drugim. – Pomyśleć, że to wszystko dzieje się na przestrzeni mojego życia pamiętającego jeszcze... konne tramwaje, dyliżanse i pierwsze loty aeroplanów!
Takie latanie w kosmosie może w imperium sowieckim grać rolę unowocześnionego zbawienia wiecznego. Wiele mankamentów życia na ziemi można wycierpieć z dumy nad tym życiem podniebnym, z nadziei na błogie niespodzianki czekające nędzarzy z kołchozów na innych planetach. Okrzyk Leśmiana: „Czemuż innego nie ma świata!” dochodzi do realizacji.
Komorów, 22 sierpnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
I dziś porażają-ca wiadomość: Człowiek wyszedł z pojazdu kosmicznego i złączony z nawą linką ratunkową 20 minut przebywał w pustce kosmicznej fotografując.
Oczywiście to także jajko w jajku. Jego wystrój był małą kabiną kosmiczną umieszczoną w większej. Oczywiście – Rosjanie. I nawet nie tacy młodzi. Bielajew 40, Leonow 30 lat (ten, co wyszedł). Lot jeszcze nie skończony.
Komorów, 19 marca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Wsłuchuję się w wiadomości z radia. Nasze „środki masowego przekazu” nadają nieżyczliwie brzmiące komentarze o locie „Apollo 8” ku Księżycowi i z powrotem. Lot przebiega normalnie. Czekamy — mamy nadzieję, jak najlepsze życzenia — wierzymy, że lot się uda.
Kraków, 22 grudnia
Karol Estreicher, Dziennik wypadków, t. 4: 1967–1972, Kraków 2004.
„Apollo 8” już wodował na Pacyfiku, czy pomyślnie, jeszcze nie wiem — wiadomości przez radio są skąpe. Jest godzina 18.00. Jestem — nie ja jeden — wzruszony tym lotem. To, że Księżyc jest pustynią — wiadomo było, ale teraz nastąpiła oficjalna degradacja Księżyca [...].
A jeśli cały Wszechświat jest takim pustkowiem? Jeśli nie ma drugiej planety z naszym „rajem ziemskim”?
Warszawa, 27 grudnia
Mieczysław Jastrun, Dziennik 1955–1981, Kraków 2002.
Na plac wolno wyjeżdża autobus kosmonautów. Od rakiety dzieli go może 60 metrów. Ktoś otwiera drzwi. Ukazuje się w nich ubrany w śnieżnobiały skafander Piotr Klimuk. Tuż za nim lekko schyla głowę w autobusowym wyjściu Mirosław Hermaszewski. Spokojnie stąpa po betonie, przekłada swój kosmiczny tornister w lewą rękę. Ruszyli. [...] Wchodzą na schodki prowadzące do windy, która powiezie ich wysoko prawie na szczyt rakiety, do kabiny ich statku. Jeszcze jedno spojrzenie na Ziemię, wymiana pozdrowień. Uniesione do góry dłonie. Czekamy. [...] Odpalenie... kłęby dymu, a potem błysk ognia, który rozrasta się w ogniste kule i huk.
Kosmodrom Bajkonur, ZSRR, 27 czerwca
Bogdan Mikołajczyk, Kosmodrom przed startem, „Trybuna Ludu” nr 151, 28 czerwca 1978.
Jestem szczęśliwy i dumny z tego, że mój kraj bierze aktywny udział razem z innymi bratnimi krajami socjalistycznymi w załogowych lotach zgodnie z programem „Interkosmos”. [...] Melduję: Gotowy do lotu na statku kosmicznym „Sojuz-30” w składzie załogi międzynarodowej, zaufania, którym mnie obdarzono, nie zawiodę.
Kosmodrom Bajkonur, ZSRR, 27 czerwca
„Trybuna Ludu” nr 151, 28 czerwca 1978.
Otrzymaliśmy zadanie przedstawienia reakcji ludności na to historyczne — jak od pierwszej chwili nazywano lot Hermaszewskiego — wydarzenie. Pracowałem w dziale oświaty, przypadło mi więc zobrazowanie stanu nastrojów nauczycieli i młodzieży szkolnej. Konkretnie miałem zanotować głębokie — w co nikt nie wątpił — uwagi na ten temat jednego pedagoga i jednego ucznia. Zadzwoniłem do znajomego nauczyciela Maćka Rowińskiego: „Ochujałeś czy co?” — wyraził wątpliwość co do mej poczytalności.
Zabrakło mi determinacji, by o zgoła inną wypowiedź prosić kolejne osoby, wymyśliłem więc na poczekaniu bodaj polonistkę z Zespołu Szkół Mechanicznych w Warszawie (było takich szkół w stolicy sporo, zresztą nikt nie domagał się ode mnie bliższego sprecyzowania placówki oświatowej) i włożyłem jej w usta następujące oświadczenie: „Cieszę się. Naprawdę się cieszę”.
Warszawa, 27 czerwca
Krzysztof Masłoń, Bananowy song. Moje lata 70., Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W telewizji pokazywano dziś ostatnie przygotowania do lotu kosmicznego i odlot pierwszego kosmonauty polskiego, majora Mirosława Hermaszewskiego. Hermaszewski pochodzi z rodziny małorolnych chłopów i jest przykładowym okazem nowego inteligenta. Wygląda sympatycznie i inteligentnie. Sympatycznie i inteligentnie wygląda też większość innych polskich kosmonautów, inżynierów i lekarzy uczestniczących w przygotowaniach do lotu. Bardzo okazale przedstawia się, wykonana całkowicie w Polsce, aparatura kosmonautyczna. I znowu ogarniają mnie wątpliwości: a może to jest właściwa droga, a my tylko mącimy?! Ale wiem przecież, że za tym imponującym pokazem telewizyjnym naszych osiągnięć kryje się to samo, co wypełnia całe nasze obecne życie: kłamstwo, obłuda, służalstwo, wzajemna nienawiść, faworyzowanie nieudolności, marnotrawstwo.
Warszawa, 28 czerwca
Marian Brandys, Dziennik 1978, Warszawa 1997, [cyt. za] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Zastałem na biurku zawiadomienie o uroczystej sesji Sejmu PRL, zwołanej dla uczczenia lotu pierwszego polskiego kosmonauty, mjr. Hermaszewskiego. Wokół jego lotu zrobiono tak hałaśliwą propagandę, że rzeczywisty sukces obrócił się w jego zaprzeczenie. Cel tego propagandowego wrzasku był oczywisty. Chodziło o to, żeby Polacy zapomnieli o codziennych trudnościach i zaczęli zadzierać głowę do góry. Lot ten okrzyczano jako wielkie osiągnięcie nauki polskiej, a jako żywo nasza nauka niewiele ma z tym wspólnego. [...] Zawiadomienie o sesji Sejmu było połączone z informacją, że posłowie są proszeni o wejście do Sejmu bocznymi drzwiami. Główne wejście zostało zarezerwowane dla Gierka i kosmonauty. Więc żaden poseł nie powinien się tam pętać.
Warszawa, 20 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976–1978, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Major Mirosław Hermaszewski kosmonauta-badacz międzynarodowej załogi statku kosmicznego składa meldunek I Sekretarzowi KC PZPR. „Melduję, że wspólnie z dwukrotnym bohaterem Związku Radzieckiego generałem majorem Piotrem Klimukiem wykonałem lot kosmiczny i pełny program naukowy na orbitalnym zespole „Salut-6” „Sojuz-30”. Jestem szczęśliwy i dumny, że w przededniu 34. rocznicy narodzin Polski Ludowej mogłem spełnić tak odpowiedzialny, zaszczytny obowiązek. Jako Polak, komunista i żołnierz wykonywałem go w pełnej świadomości wielkiej życzliwości całego narodu, stałej więzi z krajem. Melduję gotowość do wykonania dalszych zadań — ku chwale naszej socjalistycznej Ojczyzny, Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”.
Warszawa, 21 lipca
„Trybuna Ludu” nr 172, 22-23 lipca 1978.