Rano nadszedł meldunek z placówki o pierwszym przekroczeniu linii demarkacyjnej przez większe oddziały czeskie, które po krótkiej walce z naszą placówką zajęły ogrzewalnię stacji kolejowej Bogumin. Zaalarmowano 11 kompanię i wysłano ją celem rozbrojenia załogi czeskiej, stacjonującej w Boguminie. [...] Po ciężkiej utarczce bierzemy wszystkich do niewoli. [...] Po naszej stronie dwóch zabitych, po czeskiej dziesięciu rannych. Rozbrojony oddział Czechów wysłano do Piotrowic, nas na patrole. [...]
Na dworcu kolejowym, bronionym przez 9 kompanię, Czesi znienacka z pociągu pancernego zdołali wyładować transport dużego oddziału. Byli to tak zwani legionarze czescy, świetnie wyekwipowani i uzbrojeni, przypominający swym ubiorem wojska francuskie. I teraz zaczęła się nierówna walka we wszystkich punktach obronnych miasta. Około godziny 15.00 dwa pociągi pancerne podjechały ze świeżymi transportami czeskimi. Poczęto nas oskrzydlać. Ppor. Jeschiva zostaje ranny. Czesi butniejsi, gdyż manewr oskrzydlenia został szybko uskuteczniony. Wszędzie chaotyczna strzelanina.
Wobec niemożności, mimo prób przebicia się na Skrzeczoń z resztkami sił, które skupił por. Bodaszewski, po zakomunikowaniu mu układu, godzi się na spokojną ewakuację ze cenę zwrotu jeńców czeskich z Piotrowic, nawet na złożenie broni w osobnym miejscu, celem uniknięcia starć między oddziałami rozjuszonymi całodzienną walką. Lecz, o zgrozo, gdy spełniono ostatni podyktowany przez Czechów warunek, gdy jeńcy czescy wrócili z Piotrowic — zaczął się formalny gwałt zawartej przed półgodziną umowy; rozpoczęła się istna masakra, splądrowano dobytek polskiej załogi, pobito do nieprzytomności żołnierzy polskich i rannego już ppor. Jeschivę. Znęcano się okrutnie, a w końcu oświadczono garstce obrońców, że są jeńcami wojennymi.
Bogumin, 23 stycznia
Nadolzie zrywa okowy, pod red. Roberta Danela, Cieszyn 1998.
Przedstawiciele wielkich mocarstw, zbadawszy zatarg, który miał miejsce między Czechami a Polakami w Księstwie Cieszyńskim, a którego wynikiem było doprowadzenie do okupacji okręgu górniczego Ostrawa–Karwina oraz drogi żelaznej z Bogumina do Cieszyna i z Cieszyna do Jabłonkowa, orzekli, co następuje:
Uważają za wskazane przede wszystkim przypomnieć, że narodowości, które przyjęły zobowiązanie oddania zagadnień je obchodzących Konferencji Pokojowej, nie powinny tymczasem dążyć przed decyzją do zapewnienia sobie rękojmi lub zajmowania terytorium, do którego roszczą sobie prawo. Stwierdzają zobowiązanie, mocą którego przedstawiciele narodu czeskiego oświadczają, że wstrzymują definitywnie swoje wojska na powyżej wymienionych liniach kolejowych, aż do powzięcia przez Kongres Pokojowy decyzji w sprawie ostatecznego przyznania terytoriów. [...]
Podpisani uważają za niezbędne natychmiastowe wysłanie na miejsce Komisji Kontrolującej dla zapobiegania wszelkim zatargom pomiędzy ludnością czeską a polską w okręgu cieszyńskim. Komisja ta, poza środkami, które będzie musiała przeprowadzić, przygotuje śledztwo, mocą którego Kongres Pokojowy będzie musiał się wypowiedzieć w sprawie ustalenia w sposób ostateczny odnośnych granic Polaków i Czechów w okręgu spornym. [...]
Eksploatacja kopalń w okręgu karwińsko-ostrawskim będzie wykonywana przy unikaniu wszelkich zamachów na prawo prywatnej własności, przy zastrzeżeniu środków policyjnych, których by położenie mogło wymagać. Komisji Kontrolującej będzie poruczone czuwanie oraz zabezpieczenie w razie potrzeby produkcji węgla tej części, która może być sprawiedliwie wymagana i wystarczająca dla pokrycia potrzeb Polaków. [...]
Żaden akt, dający obecnie pozory aneksji całości lub części tego Księstwa bądź jako terytorium polskie, bądź jako terytorium państwa czeskiego, nie będzie mógł być uznany za ważny bez względu na to, przez którą ze stron byłby dokonany.
Przedstawiciele narodu czeskiego zobowiązują się do uwolnienia natychmiast łącznie z bronią i bagażem jeńców polskich, wziętych podczas zatargu.
Paryż, 3 lutego
Kwestja cieszyńska. Zbiór dokumentów z okresu walki o Śląsk Cieszyński 1918–1920, zest. dr Włodzimierz Dąbrowski, Katowice 1923.
Kiedy nastąpiła wyznaczona godzina ewakuacji, a oddziały nie sprawiały wrażenia, jakby miały się gdziekolwiek ruszać, rozkazano mi poprosić czeskiego dowódcę, aby porozmawiał z pułkownikiem [Basilem] Coulsonem. [...] Udałem się w kierunku czeskiego dowódcy, który wraz ze swoim zastępcą defilował nerwowo przed swym oddziałem.
— Mon commandant — rzekłem, pozdrawiając i przerywając mu marsz.
— Bláha — odpowiedział krótko, odwzajemniając pozdrowienie.
— Proszę pozwolić ze mną na chwilę.
Przepchnęliśmy się przez tłum, który odprowadził nas wzrokiem do hotelu, gdzie czekał pułkownik.
— Mon commandant — spytał cicho — skąd to opóźnienie?
— Mon colonel — odpowiedział Czech — niepodobnym było sprostać pana rozkazom względem czasu.
— Trzy razy więcej dostał pan czasu. Tym razem nie dostanie pan ani chwili dłużej. Zna pan rozkazy Paryża. Należy je wypełnić. Mon commandant, licząc od tej chwili ma pan pięć minut na opuszczenie miasta.
— Mon colonel — rzekł Bláha salutując i wyszedł bez słowa.
Po chwili rynek był zupełnie pusty, nie licząc tłumu oczekujących cywilów. [...]
O 11.00 patrol polskich ułanów wjechał na rynek, jednak dopiero o 13.00 do miasta zaczęła „wlewać się” cała kawaleria. Entuzjazm świadków tego wydarzenia był ogromny. Paradę prowadził pułkownik Latinik i jego ekipa, defilująca po szerokiej esplanadzie wśród tłumu gapiów. Siły czeskie z pewnością to widziały, choć oddalone były o co najmniej milę, za doliną. Zaczął padać deszcz, nie zdołał jednak ugasić zapału tłumu. Gdy orkiestra zaintonowała polski hymn narodowy, wtórujący tłum posłał swój pean echem daleko, aż do serca doliny.
Polskie wojsko, zarówno piechota, jak i kawaleria, było słabo wyekwipowane, zaś piechota zwłaszcza wyglądała opłakanie. Byli to chłopcy ubrani w zupełnie przypadkowe mundury ozdobione różnymi wzorami, objuczeni rozmaitymi paczkami, pod wielobarwnymi, poplamionymi pelerynami. [...] Każdy żołnierz w ich szrankach okryty był kwieciem, większość z nich na wylocie lufy swego karabinu miała wetkniętą miniaturową flagę jednego z państw sprzymierzonych. [...]
Dziś był dzień ich triumfu.
Cieszyn, 26 lutego
James A. Roy, Pole and Czech in Silesia, London 1921 (tłum. Mateusz Sidor).
My, Ślązacy, żądamy niezwłocznego, szybkiego wysiedlenia wszystkich przybyszów galicyjskich, bez różnicy pozycji społecznej czy zawodu, i stwierdzamy, że:
Wymówienie musi nastąpić w trybie natychmiastowym, nie zdzierżymy żadnych przeciwnych interpretacji, z jakimi zawsze spotykamy się w podobnym wypadku, lecz domagamy się szybkiego wypełnienia tego uzasadnionego żądania, jako że nasi ludzie osiedli w Polsce muszą opuścić swoje majątki i wyprowadzić się w ciągu 48 godzin. Żaden Czech nie jest w Polsce pewny swojego życia. Nasi ludzie są napadani, ograbiani, bici — bez przyczyny, tylko dlatego, że są Czechami. [...]
Jeżeli tak chcą, niech tak mają!
Żadnego więcej uzasadniania! Polacy też nie uzasadniają.
Wysiedlenie! To musi się stać jak najprędzej!
Tego chcemy w imię spokoju tej ziemi, w imię bezpieczeństwa naszych rodzin i od tego nie ustąpimy.
Orłowa, 2 marca
ZAO, f. Policejní Ředitelství Moravská Ostrava, kartón 1165 (tłum. Bohdan Małysz).
Ferdinand Pelc: Plebiscyt — wynik będzie dobry; musimy to głośno powiedzieć wszystkim ludziom. Nie możemy być przygnębieni, bo walka będzie przegrana. Wszystko zależy od organizacji pracy, która tu będzie prowadzona. Wszystko musi być pod ręką; rady narodowe będą organami wykonawczymi w akcji; logistyka musi być odpowiednio przemyślana. W organizacji musi być dyscyplina, każdy w pogotowiu. Odrzuca się jakąkolwiek przemoc wobec innej narodowości, zwłaszcza teraz. [...]
Generał [Armand] Philippe (oficer francuski przydzielony do armii czechosłowackiej, dowódca grupy morawsko-śląskiej): Sprawa nie jest stracona, musimy to zdobyć. Wszystko zyskamy, jeśli będziemy dobrze zorganizowani, zdyscyplinowani i będziemy słuchać nakazów przywódców. Z wojskowego punktu widzenia zapewniam, że siły zbrojne są tak wielkie, iż mogą nas ochronić przed każdym niebezpieczeństwem. [...] Wszyscy do pracy dla zwycięstwa. Niech żyje Republika Czechosłowacka!
Okrzyki: Niech żyje Francja! [...]
[Jan] Prokeš: Podenerwowanie na linii demarkacyjnej da się wytłumaczyć polskimi groźbami. Żadnych sentymentów. Planowe działanie. Jest tu dosyć Polaków, którzy przemyślą sobie głosowanie za republiką polską. [...] Nie przypochlebiać się przesadnie Niemcom. Nie musimy Niemcom składać żadnych obietnic; jeżeli będą za nami, zrobią to z własnego egoizmu.
Polska Ostrawa, 13 września
ZAO, f. Zemský Národní výbor pro Slezsko, kartón 12, i.č. 21, rkps. (tłum. Agata Witerska).