Wysoki Sejmie!
Ponieważ sądzę, że już motywa samego wniosku dostatecznie udowodniły jego racjonalność, nie będę zabierał wiele czasu i ograniczę się do bardzo krótkiej przemowy.
Na linii kolei państwowej pomiędzy stacjami Tarnowem i Czarną znajduje się przystanek kolejowy Wola Rzędzińska, zamknięty zupełnie dla ruchu towarowego i osobowego. Ponieważ odległość pomiędzy tymi 2 stacjami wynosi 20 kilka kim. i gęsto jest obsadzoną ludnością rolniczą, a gminy tamtejsze stoją na wysokim stopniu kultury i rozwoju ekonomicznego, należące do powiatu politycznego Tarnów, stojąc w bardzo licznych stosunkach handlowych z miastem tamtejszym i z władzami, niesłychanie wielką przeszkodę mają mieszkańcy tamtejsi w tym, że mając obok siebie kolej muszą jeździć drogami gminnymi niejednokrotnie niemożliwymi, cały szereg kilometrów, gdy tymczasem przez rozszerzenie przystanku dla ruchu towarowego i osobowego mieliby na miejscu to, do czego muszą dążyć, jak już wspomniałem cały szereg kilometrów bardzo złymi drogami.
Ludność tamtejsza, zamieszkująca gminy Wola Rzędzińska, Wola Podgórska, Zaczarnie, Żukowice Stare, Żukowice Nowe i Jastrząbka Nowa jest wysoko pod względem ekonomicznym rozwinięta i rozwija się w bardzo szybkim tempie, sprowadza bardzo wiele sztucznych nawozów i różnych towarów do jej codziennego użytku potrzebnych. Pomimo próśb tych gmin pod adresem dyrekcji kolei państwowych w Krakowie wystosowanych dotąd otwarcie tego przystanku nie nastąpiło; dlatego też w myśl żądania tych gmin, w interesie publicznym dziesiątek tysięcy mieszkańców, obok kolei mieszkających mam dzisiaj zaszczyt prosić Wysoki Sejm o łaskawe przychylenie się do mego wniosku i o uwolnienie ubogiej ludności tamtejszej od kłopotów, na jakie do tego czasu jest narażona.
Upraszam więc!
Wysoki Sejm raczy uchwalić:
Wzywa się c.k. Rząd, ażeby w drodze właściwej spowodował otwarcie kolejowego przystanku Wola Rzędzińska dla ruchu osobowego i towarowego, a przez to uchronił ludność tamtejszą od straty czasu i od kłopotów, na jakie dotychczas była narażona.
Pod względem formalnym proszę o odesłanie mego wniosku do komisji kolejowej.
Lwów, Galicja, 23 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Każdy podróżujący klasą 3-cią na pierwszy rzut oka musi zauważyć, że w wagonach tych kolei panuje straszliwe przepełnienie. Jest rzeczą wiadomą, że na tej linii, która prowadzi niemal przez kraj cały, podróżują nie tylko ludzie z Galicji, ale i z Bukowiny i zaboru rosyjskiego, przejeżdżający na Kraków do Prus i Ameryki, oraz do innych krajów Europy bliżej lub dalej położonych. W czasie, kiedy jest większa frekwencja wyjeżdżających, lub powracających, widzi się, że siedzą tam już nie ludzie z osobna, ale jakieś mrowisko ludzkie piętrzące się do połowy wagonów, a niejednokrotnie po samą powałę. Obserwując ten „skład ludzi i tłumoków" zdaje się, że same tłumoki się ruszają – a to ruszają się ludzie, którzy się z pod tych tłumoków wydobywają. Nie mając miejsca na ławach, kładą się jeden na drugim, nie mogąc po niesłychanie męczącej, nieraz kilkanaście dni trwającej podróży, choćby cokolwiek odpocząć i pokrzepić snem, którego od kilku dni nie zażyli.
Czytałem przed kilku dniami w dziennikach krajowych, że rząd, zamiast przysporzyć wagonów, a tym samym ułatwić i udogodnić podróż tym, którzy muszą szukać chleba poza granicami kraju, myśli umniejszyć liczbę wagonów, a więc spowodować ścisk jeszcze większy niż był dotąd. Przychodzi więc na myśl, że ci łaknący chleba będą jeszcze bardziej poniewierani, i ten chleb przyjdzie im z większą jeszcze trudnością i jeszcze bardziej będą na kolejach za swoje pieniądze maltretowani.
[...]
Oprócz ciasnoty panuje brud i brak bodaj prymitywnych porządków, a w dodatku brak światła. Gdyby się miało najlepsze oczy i druk dość gruby – nikt nie potrafi bodaj kilku wierszy przeczytać, aby sobie w ten sposób nieco czas podróży uprzyjemnić. Brak światła odczuwać się daje szczególnie w wagonach 3 klasy, gdzie jeśli nie panuje zupełna ciemność, to światło jest tak mizerne że człowiek widzi zaledwie tyle, ile potrzeba, aby sobie nosa nie przetrącić. Niesłychany także jest brak opału, (p. Tertil: albo nadmiar.) szczególnie przejeżdżając 3 klasą, trzeba doskonale tupać nogami, ażeby nie przyjechać do Lwowa kaleką!
[...]
W innym jednak czasie jest wprost nie do wytrzymania w wagonie bodaj godzinę przebywać. Aby uprosić utworzenie jakiegoś przystanku kolejowego – na to potrzeba czekać latami, nawet przy poparciu Sejmu, a nawet zdarza się, że i on nie pomaga.
Lwów, Galicja, 7 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wczoraj o 9.30 wieczorem wyjechałam do Wrocławia. Trafiłam na czysty, nowy czy zremontowany wagon (oczywiście bez wyściełania), dobrze ogrzany i oświetlony elektrycznością. Myślałam więc, że podróż będzie świetna, tymczasem była koszmarna z powodu niesłychanego opóźnienia. A raczej słychanego, bo wszyscy o tym w pociągu mówili, że od jakiegoś czasu znów pociągi źle chodzą. Tak samo jak i listy, i paczki znowu zaczęły ginąć, aż na to w najbardziej prorządowych gazetach alarm podnoszą. Qui trop embrasse mal etreint – jak mówią St. i Anna. Gdy państwo jęło zagarniać wszystkie dziedziny życia – zepsuło się jego funkcjonowanie nawet w tych dziedzinach, w których dotąd funkcjonowało świetnie. Czyż poczta i koleje nie sprawiały się do tych czasów tak idealnie, jakby były stworzone do zarządzania przez państwo? W samej rzeczy państwo – instytucja ze swej natury na wskroś wojenna – w czasie pokoju nadaje się jedynie do prowadzenia poczty, telegrafu, pryncypalnych dróg kołowych, kolei, może jeszcze niektórych gałęzi ciężkiego przemysłu (zwłaszcza zbrojeniowego) i... elementarnego nauczania analfabetów. Wszystko inne zdaje się przerastać jego kompetencje. A teraz i te swoje obowiązki, do których dorosło, tak źle spełnia. Wracając tedy do podróży, jechaliśmy siedem godzin do Łodzi, wlokąc się „noga za nogą" i przystając to na małych stacyjkach, to w polu.[...]
Przypomniała mi się tej nocy pewna nowela Czechowa o takim właśnie pociągu (towarowym), co nie wiadomo było, ani po co się zatrzymuje, ani kiedy ruszy.
Warszawa-Wrocław, 11 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.