Kapral patrzy na mnie i łkając cicho mówi:
— Zabili kapelana Waculika.
O. Gerard Waculik poległ piękną śmiercią żołnierską i kapłańską. Niemiecki snajper strzelił z drzewa z odległości kilku metrów do klęczącego nad konającym komandosem polskim kapłana. A przecież ten Niemiec (jak się później okazało, student teologii z Monachium) widział doskonale, że kapelan był bez hełmu, z fioletową stułą na szyi, bez jakiejkolwiek broni — bo tak poszedł do szturmu ze swymi komandosami.
Kres żołnierskiej epopei...
Późnym popołudniem wpadli komandosi z „Tomiganami” w rękach, w powalanych ziemią i krwią mundurach, o twarzach rozpalonych walką, ze spieczonymi ustami i błyszczącymi gorączką oczyma:
— Gdzie on jest, ten s..., co nam kapelana zabił?
Dojrzeli go w kącie obory, leżącego wśród innych rannych. Chcieli wziąć na rozstrzelanie. Skoczył ku nim o. Adam, ręce rozkrzyżowawszy zasłonił Niemca:
— Odstąpcie w imię Chrystusa, jest ranny! — i uratował mu życie.
Pod Bolonią, 21 kwietnia
Tadeusz Mieczysław Czerkawski, Byłem żołnierzem generała Andersa, Warszawa 2007.